-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2011-01-02
2011-03-15
2011-02-25
2011-07-22
2011-12-24
2011-12-25
Drugie podejście do Pilipiuka, tym razem o tyle udane, że dotarłam do końca. Wrażenia jednak mam mieszane, bo dość długo czytało mi sie przyjemnie aczkolwiek bez poczucia rewelacji, humor słaby, akcja taka sobie. Aż pod koniec odkryłam, że żałuję, iż nie mam w domu kolejnych pozycji. Zaskoczyła mnie ta myśl i dlatego tak nie do końca wiem, co z tym fantem zrobić.
Prawdopodobnie podejście trzecie co nieco wyjaśni.
Drugie podejście do Pilipiuka, tym razem o tyle udane, że dotarłam do końca. Wrażenia jednak mam mieszane, bo dość długo czytało mi sie przyjemnie aczkolwiek bez poczucia rewelacji, humor słaby, akcja taka sobie. Aż pod koniec odkryłam, że żałuję, iż nie mam w domu kolejnych pozycji. Zaskoczyła mnie ta myśl i dlatego tak nie do końca wiem, co z tym fantem zrobić....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-29
2011-03-03
Gdybym dostała karę dożywotniego czytania tego, co napisze Marta Kisiel, to życzyłabym sobie żyć wiecznie. Własną długowieczność, w to nie wątpię, Kisiel zorganizuje sobie we własnym zakresie.
Początek jak zwykle był czasem konfrontacji własnych oczekiwań z wizją i sposobem podania autorki. Jak zwykle były to wizje odmienne, czyli autorka mnie zaskoczyła, a ja musiałam się do czegoś przyczepić. Potem mi przeszło.
Zarysowująca się leniwie akcja sugerowała nieśmiały kłus z ewentualną domniemaną sugestią późniejszego galopu. Tymczasem figa z makiem, akcja, owszem, ma niekiedy tendencje do przyspieszania, ale jest to raczej epizodyczne podbieganie, które przeradza się w końcu znowu w niespiesznie sunięcie. Pierwsze i definitywne hamowanie zaliczyłam zaraz na starcie. Wymusił je na mnie język - naładowany, wręcz przeładowany, przymiotnikami i nawiązaniami, których nie byłam w stanie należycie ogarnąć i docenić, jadąc tempem Formuły 1, ze świszczącym z nadmiaru emocji powietrzem i rozmytym obrazem.
Myśl, że autorka ma coś wspólnego z filologią polską, zaświtała mi po kilkunastu stronach, a potwierdziła ją pospiesznie przejrzana notka na trzeciej stronie okładki. Jednak to, co w pierwszym odruchu wywołało we mnie wrażenie popisywania się sprawnością (albo przyswajalnością) językową i wiedzą oraz idące za nimi poczucie zmęczenia i przytłoczenia, w połowie książki nagle przerodziło się w wyzwanie. Ile nawiązań, powiązań, skojarzeń autorka jeszcze wplotła? A zrobiła to, trzeba powiedzieć, bardzo zgrabnie.
Niebanalne skojarzenia doprawione tonami epitetów, błyskotliwych utarczek słownych i twórczością wieszczów polskiej literatury, którą zawłaszczają sobie od czasu do czasu bohaterowie, sprawiają, że się chce. Czytać się chce. Fabryka Słów, która wydała tę pozycję, idealnie wpisuje się w twórczość autorki. Czy może na odwrót. Jak w fabryce, kompletny proces twórczy: Kisiel jest fantastycznym zbieraczem, mikserem i segregatorem słów.
Również sami bohaterowie, nawet gdyby pozostali tylko milczącymi sylwetkami zarysowanymi jedynie obserwacjami narratora, budzą śmiech wymieszany niekiedy z rozczuleniem. Tytułowy dożywotnik, Konrad, i jego przedszkole stanowią wyjątkowo barwną bandę osobliwości. Anioł Stróż w bamboszkach, Zmora, Krakers i smęcące Widmo o "zmiennym stanie skupienia", z których nie każdy jest tym, kim wydaje się być, znakomicie rekompensują brak zapierającej dech w piersiach (skądkolwiek skojarzenie, że taka w ogóle powinna być) akcji.
Nie mam pojęcia, jak i kto wykreśla szczyty literackie, ale jestem pewna, że na jednym z takich szczytów Marta Kisiel zatknęła swój proporczyk. I ja zamierzam wyglądać kolejnego.
Gdybym dostała karę dożywotniego czytania tego, co napisze Marta Kisiel, to życzyłabym sobie żyć wiecznie. Własną długowieczność, w to nie wątpię, Kisiel zorganizuje sobie we własnym zakresie.
Początek jak zwykle był czasem konfrontacji własnych oczekiwań z wizją i sposobem podania autorki. Jak zwykle były to wizje odmienne, czyli autorka mnie zaskoczyła, a ja musiałam...
2011-01-07
2011-11-27
Gaiman jest specyficzny, co wie każdy, kto go czytał. "Księga cmentarna" jest specyficzna, owszem, już przez sam tytuł. Potem zaskakuje miejsce akcji i bohater - czyli od początku dobrze się zapowiada. A jednak... czegoś mi zabrakło. Jakiejś magii w całości, tego typowego dla Gaimana zamotania.
Rozczarowało mnie też rozwiązanie akcji, wyjaśnienie tajemnicy przemilczanej przez lata. Spodziewałam się czegoś bardziej... spektakularnego? Zakręconego? Nie do końca mi to pasowało do Gaimana.
Całość oceniam jednak całkiem pozytywnie - czytało się przyjemnie i z nutą oczekiwania na to, co nastąpi dalej, a to już dużo.
Do plejady moich naj jednak nie dołączy.
Gaiman jest specyficzny, co wie każdy, kto go czytał. "Księga cmentarna" jest specyficzna, owszem, już przez sam tytuł. Potem zaskakuje miejsce akcji i bohater - czyli od początku dobrze się zapowiada. A jednak... czegoś mi zabrakło. Jakiejś magii w całości, tego typowego dla Gaimana zamotania.
Rozczarowało mnie też rozwiązanie akcji, wyjaśnienie tajemnicy przemilczanej...
2011-11-12
Przeczytanie wszystkich trzech ksiąg nomów zajęło mi ponad dwa lata.
Sama tego do końca nie rozumiem, bo nie ma to absolutnie żadnego związku z jakością książek - po prostu tak wyszło.
I odwrotnie proporcjonalnie do czasu czytania uważam, że jest to jedna z najlepszych powieści Pratchetta.
Bynajmniej, nie jest dla dzieci - dziecko nie złapie tych analogii, sugestii, odniesień, ironii, słownych gier, kalamburów. Lekkie - owszem, ale nikt znający Pratchetta nie będzie wymagał od niego podręczników akademickich. To jest ta cudowna magia słowa i języka. Dla mnie: mistrzostwo świata.
Nie wiem, niestety, jak się spisuje polskie tłumaczenie, dlatego pełną odpowiedzialność za moją opinię i ocenę biorę tylko w przypadku oryginału. Pratchett źle przetłumaczony będzie jak tornado w odpływie umywalki. Lepiej w ogóle zakręcić kran.
Przeczytanie wszystkich trzech ksiąg nomów zajęło mi ponad dwa lata.
Sama tego do końca nie rozumiem, bo nie ma to absolutnie żadnego związku z jakością książek - po prostu tak wyszło.
I odwrotnie proporcjonalnie do czasu czytania uważam, że jest to jedna z najlepszych powieści Pratchetta.
Bynajmniej, nie jest dla dzieci - dziecko nie złapie tych analogii, sugestii,...
2011-01-01
2011-08-02
2011-07-23
2011-07-19
2011-04-19
2011-02-20
2011-02-14
Gdyby nie wiedziała, że to pierwsza powieść Zafona, to bym się przeraziła. Jako wprawka do następnych jego powieści - ujdzie.
Historia sama w sobie całkiem niezła - taka typowa dla Zafona, mroczna i zaplątana. Ale już szczegóły są niedopracowane, reakcje i decyzje bohaterów niejasne, nielogiczne, niewynikające z fabuły. To irytowało.
W dodatku mam wrażenie, że tłumaczenie lekko nawaliło. Jeśli prawdopodobnie (oryginału nie widziałam, trochę pokrętnie, ale wnioskuję po tłumaczeniu..) "room service" przetłumaczono jako "serwis pokojowy", to boję się, co za kwiatki jeszcze się tam wkradły. Językowi wielokrotnie brakuje płynności i naturalności.
Wielbicielom Zafona na pewno polecam - dla samej atmosfery. Ale jeśli ktoś z nim jeszcze nie miał do czynienia, lepiej niech nie zaczyna od tej pozycji, bo może się zrazić do tego wspaniałego autora, a szkoda by było.
Gdyby nie wiedziała, że to pierwsza powieść Zafona, to bym się przeraziła. Jako wprawka do następnych jego powieści - ujdzie.
Historia sama w sobie całkiem niezła - taka typowa dla Zafona, mroczna i zaplątana. Ale już szczegóły są niedopracowane, reakcje i decyzje bohaterów niejasne, nielogiczne, niewynikające z fabuły. To irytowało.
W dodatku mam wrażenie, że...
2011-02-08
2011-02-05
Bardzo rzadko, ale zdarzało mi się czasem płakać podczas czytania. Nie tym razem jednak. To była historia, podczas której zapominałam oddychać. Historia, podczas której czułam, jak napinam wszystkie mięśnie w bezsilnym oczekiwaniu na to, co się stanie. Opowieść, podczas której zebrane uczucia były tak silne, że nie wiedziały, jak się wydostać na zewnątrz.
Pierwszy raz w życiu tak bardzo zżyłam się z bohaterami i tak mocno przeżywałam ich los. Nie zewnętrznie - ale w środku, jak największe oczekiwanie, jak największą rozpacz, po których zostaje kamienna twarz, ale rozbite i rozedrgane wnętrze.
I będę bezkrytyczna. Nie przyczepię się do niczego, chociaż pewnie bym mogła, bo wszystkie "ale" bledną przez pryzmat wrażenia całości.
Bardzo rzadko, ale zdarzało mi się czasem płakać podczas czytania. Nie tym razem jednak. To była historia, podczas której zapominałam oddychać. Historia, podczas której czułam, jak napinam wszystkie mięśnie w bezsilnym oczekiwaniu na to, co się stanie. Opowieść, podczas której zebrane uczucia były tak silne, że nie wiedziały, jak się wydostać na zewnątrz.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwszy raz w...