rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Jeeeny, jaki to był powiew świeżości w lawinie badziewia, jakie jest w tej chwili wydawane. Naprawdę nie zliczę ile razy śmiałam się w głos i kręciłam głową z rozbawieniem. Bardzo potrzebowałam takiej historii i takich bohaterów.
A najbardziej chyba podobał mi się fakt, że to Szymon był tym, który cierpiał z miłości i odrzucenia. W końcu jakiś wrażliwy, normalny, porządny facet, a nie jakiś mafiozo. Ogromnie cenię fakt, że traktował Felicję z takim szacunkiem i uwielbieniem, mimo, że nie miał łatwo. A ich ciągłe przepychanki? KOCHAM ❤️
Agata Czykierda-Grabowska jest mistrzynią w pisaniu powieści NA i ta powieść jest tego najlepszym przykładem!
POLECAM!

Jeeeny, jaki to był powiew świeżości w lawinie badziewia, jakie jest w tej chwili wydawane. Naprawdę nie zliczę ile razy śmiałam się w głos i kręciłam głową z rozbawieniem. Bardzo potrzebowałam takiej historii i takich bohaterów.
A najbardziej chyba podobał mi się fakt, że to Szymon był tym, który cierpiał z miłości i odrzucenia. W końcu jakiś wrażliwy, normalny, porządny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że dawno nie czytałam nic tak dobrego z naszego rodziemego podwórka i też sięgając po tę książkę nie spodziewałam się, że będzie tak mocna.
Uderzająco prawdziwa, trudna, dynamiczna i szalenie absorbująca. Przeczytałam ją jednym tchem z szaleńczo bijącym sercem.
Dzięki świetnie wykreowanym postaciom, które były niezwykle naturalne i realne, odczuwałam momentami wręcz ból z powodu ich przeszłości i czułam z nimi więź podobną, do tej, którą oni mieli ze sobą.
Jedna z ciekawszych pozycji na polskim rynku, warta każdej poświęconej na lekturę minuty. Polecam absolutnie każdemu, nie tylko fanom wspinaczki czy romansów, bo autorka oferuje w tej książce o wiele, wiele więcej.

Muszę przyznać, że dawno nie czytałam nic tak dobrego z naszego rodziemego podwórka i też sięgając po tę książkę nie spodziewałam się, że będzie tak mocna.
Uderzająco prawdziwa, trudna, dynamiczna i szalenie absorbująca. Przeczytałam ją jednym tchem z szaleńczo bijącym sercem.
Dzięki świetnie wykreowanym postaciom, które były niezwykle naturalne i realne, odczuwałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Agnieszka Olejnik to autorka, która w ciągu ostatnich lat zdobyła dużą popularność i która z każdą kolejną książką ma coraz szersze grono czytelników. Z jakiegoś powodu jednak ja do nich nie należałam. Jest to niezwykle dziwne, ponieważ w przeszłości, dawno temu, miałam okazję czytać powieść Pani Agnieszki i do dziś pamiętam, jak wielki ciężar emocjonalny na mnie zrzuciła i jak długo wracałam do niej myślami. Kompletnie nie rozumiem więc, dlaczego nigdy więcej nie sięgnęłam po twórczość tej autorki.
Dopiero Mów szeptem przyciągnęło moją uwagę. Nie tylko piękną, estetyczną okładką, ale także opisem, który zapowiadał historię głęboką i pełną nieoczywistych uczuć.
Musiałam dać jej szansę. Czy było warto?

Witek to nietypowy chłopak. Samotny, zagubiony, wyalienowany. Twierdzi, że słyszy kolory, posiada nieprzeciętny umysł, jego iloraz inteligencji jest zbyt wysoki, jak na tak młodego człowieka. Można go nazwać geniuszem. Można również dziwakiem. Z racji tego, że nikt go nie rozumie, chłopak trzyma się na uboczu. Jego jedyną przyjaciółką jest Pani psycholog. Przynajmniej do czasu, aż w mieście pojawia się Magda - postać jaskrawa, przepełniona feerią barw, której imię kojarzy się Witkowi z kolorami ukochanego lasu. Ich znajomość jednak nie zaczyna się jak typowe nastoletnie zauroczenie. I tak też się nie kończy...



Zacznę może od tego, że czuję w tej chwili pewnego rodzaju poczucie winy oraz żal do samej siebie za to, iż tak długo czekałam, aby po raz kolejny zmierzyć się z twórczością Pani Agnieszki. Po pierwszej książce wiedziałam już bowiem, że ta autorka w przepiękny sposób potrafi pisać o samotności i byciu nierozumianym, niechcianym, zbędnym dla świata. Doskonale pamiętam, ile smutku sprawiło mi Zabłądziłam, jak wiele łez wylałam przy czytaniu tej historii i jednocześnie, jak bardzo byłam oczarowana stylem i sposobem przedstawienia problemów tamtych bohaterów. I teraz, mimo, że od tamtego czasu minęło kilka lat, w których mój gust czytelniczy zmienił się diametralnie, bo i ja sama się zmieniłam, bywały momenty, że czułam się dokładnie tak samo przytłoczona i obezwładniona ilością smutku i żalu, jak te kilka lat temu. Może to świadczyć tylko o tym, że Agnieszka Olejnik po prostu potrafi pisać głębokie, wartościowe powieści i pierwsza, którą czytałam nie była zwykłym szczęśliwym trafem, a nadzwyczajnym pokazem jej pisarskich umiejętności.

Nie chcę powtarzać się po raz setny, że uwielbiam oryginalność, ale Mów szeptem to prawdziwy, niezaprzeczalny obraz oryginalności. Sam temat jest już ogromnym powiewem świeżości. Witek to bohater tak niestandardowy, że jego postać i charakter aż napełniały płuca, dawały wytchnienie od tych wszystkich postaci tworzonych na jedną modłę, kreowanych na zasadzie kopiuj - wklej z najpopularniejszych i najbardziej poczytnych powieści. I boli mnie ogromnie, że tak niewiele autorek ma odwagę tworzyć postacie tak wyraziste, jak on. Jeśli mogłabym widzieć kolory, ten młody chłopak miałby ich więcej niż niebo w sylwestrową noc. Cała reszta na jego tle to tylko wyblakłe żółte plamy na zapleśniałej piwnicznej ścianie.
Niesamowite jest dla mnie to, że czytając o takich ludziach, samemu chce się stać lepszym człowiekiem. I jest to uczucie tym bardziej piękne, że przecież jest on tylko fikcją literacką, postacią, która zrodziła się w cudzej głowie, a mimo wszystko ma tak ogromną moc, że potrafi wpływać na życie osoby takiej jak ja - prawdziwej, z krwi i kości.

Ta powieść jest dla mnie wielkim zaskoczeniem, ponieważ choć oczekiwałam po cichu, że okaże się być mądrą i emocjonalną historią, myślałam, że jednak będzie to opowieść o dwójce młodych outsiderów, którzy pozornie są przedstawicielami dwóch różnych środowisk i próbują znaleźć gdzieś wspólny mianownik dla wzajemnej miłości. Nic bardziej mylnego! Zasadniczo bowiem miłość nie jest tu tematem przewodnim, ponieważ fabuła w bardzo dużym stopniu skupia się na wątku kryminalnym i próbie rozwiązania zagadki, która przysporzyła naszym bohaterom wielu problemów.

Akcja powieści nie jest zbyt dynamiczna. Witek nie należy do osób, które poradziłyby sobie z szaleńczym tempem. Wszystko toczy się jednostajnie, w jednym rytmie, ale historia ta absolutnie nie należy do jednowątkowych. Pomimo tego, że nie możemy liczyć na zbyt wiele zwrotów akcji, książkę czyta się bardzo szybko i naprawdę nie można się od niej oderwać. Pochłonęłam ją w oka mgnieniu i sama byłam zaskoczona, że w ciągu kilku godzin dobrnęłam do końca.

Muszę przyznać, że choć uwielbiam tę powieść i będę ją z czystym sumieniem polecać każdej osobie, która ceni wartościową literaturę, tym razem nie czułam tak emocjonalnego obciążenia, jak w przypadku pierwszej książki Pani Olejnik. Nie oznacza to jednak nic złego. Wręcz przeciwnie - życzę sobie więcej takich historii, bo są warte każdej poświęconej im minuty.

Może i o miłości powinno mówić się szeptem, ale o książkach takich jak ta powinno się krzyczeć z całych sił, ile powietrza w płucach! I oby jak najwięcej z Was to właśnie zrobiło.

(https://mowa-ksiazek.blogspot.com)

Agnieszka Olejnik to autorka, która w ciągu ostatnich lat zdobyła dużą popularność i która z każdą kolejną książką ma coraz szersze grono czytelników. Z jakiegoś powodu jednak ja do nich nie należałam. Jest to niezwykle dziwne, ponieważ w przeszłości, dawno temu, miałam okazję czytać powieść Pani Agnieszki i do dziś pamiętam, jak wielki ciężar emocjonalny na mnie zrzuciła i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Czy rzeczywiście można pokochać kogoś, w momencie, w którym pierwszy raz go spotykamy? Opinie na ten temat są bardzo sprzeczne, ale ja myślę, że jest to możliwe. Wydaje mi się, że niektórzy ludzie trafiają na osobę, która jest ich drugą połówką. Ich przeznaczeniem.
Tillie Cole prawdopodobnie ma podobne zdanie na ten temat. Przynajmniej taki wniosek nasuwa mi się po przeczytaniu To nie ja, kochanie.

W Społeczności, w której przyszło żyć młodej Mae, obowiązują srogie zakazy, żelazne zasady, a przyszłość każdej z osób jest z góry zaplanowana. Cała osada znajduje się w miejscu ogrodzonym murem, poza który nikt nie ma wstępu. Ludzie mieszający w tym miejscu bezgranicznie wierzą we wszystko, co głoszą Apostołowie i Prorok Dawid. Niestety kobiety takie, jak Mae - Przeklęte, traktowane są przez Apostołów w sposób bezwzględny i właśnie to staje się powodem, przez który dziewczyna postanawia uciec.
Styx to milczący Kat, prezes klubu motocyklowego handlującego bronią. Pewnego dnia przed klubem znajduje on piękną, ciężko ranną dziewczynę, której postanawia pomóc. I właśnie wtedy okazuje się, że dziewczyna o wilczych oczach to osoba, o której śnił i marzył od 11 lat.

Seria Kaci Hadesa to seria, nad którą wiele osób rozpływa się w zachwytach. Muszę jednak przyznać, że nawet, gdyby tak nie było, przyciągnęłyby mnie okładki, które są po prostu piękne i ciężko przejść obok nich obojętnie. Dobra opinia i oprawa graficzna bardzo zachęciły mnie do lektury, ale też sprawiły, że moje oczekiwania były dość wysokie. Teraz wydaje mi się, że trochę za wysokie.

Nie zrozumcie mnie źle - historia Styxa i Mae jest piękna, pełna niespełnionych nadziei i obietnic. W tej książce zderzenie dwóch światów jest tak silne, jak czołówka samochodu osobowego z ciężarówką. Niesie za sobą wiele strachu, bólu i niepewności. Jedynym światem, jaki dotychczas znała dziewczyna, była społeczność pełna fanatyków religijnych, którzy w imię Boga dopuszczali się okropnych czynów. Momentami aż trudno było o tym czytać.
Z drugiej strony mamy klub motocyklowy, który zajmuje się nielegalnym handlem. Pełen głośnych, rozgniewanych facetów, których sumienia splamione są tak bardzo, że na próżno szukać w nich jakichś jasnych przebłysków. A jednak, gdy dochodzi do tego zderzenia, szybko (może właśnie zbyt szybko) okazuje się, że ludzie ślepo wierzący w Boga i zbawienie są o wiele gorsi niż klub, który na swój znak rozpoznawczy wybrał samego Szatana.

Trzeba przyznać, że temat, po który sięgnęła Cole nie należał do łatwych i z pewnością nie był łatwy do przedstawienia. I niestety było to troszkę czuć. Pomijając samą historię miłosną, która mi się podobała, wydaje mi się, że reszta została potraktowana po macoszemu. Już na początku zabrakło mi jakiegoś bardziej szczegółowego wprowadzenia bohaterki w tę zupełnie obcą, pełną grzechu rzeczywistość. Żałuję, że okres, w którym Mae najbardziej powinna wdrażać się w ten nowy świat, został pominięty. Cały czas też nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że nagle dziewczyna zapomniała o swoich siostrach i przyjaciółkach i w całym swoim uczuciu do Styxa zatraciła się tak bardzo, że ani razu nie pomyślała, żeby pomóc najbliższym osobom. Trochę martwiła mnie jej samolubność.

Natomiast tym, co podobało mi się chyba najbardziej, był sam obraz gangu motocyklistów. Uważam, że na tym polu autorka o wiele lepiej się spisała. Polubiłam większość członków klubu i cieszę się, że kolejne tomy opowiadają właśnie o nich, bo chętnie lepiej ich poznam. Tym bardziej, że mam przeczucie, iż kolejne tomy mogą okazać się ciekawsze i bogatsze w detale dotyczące struktury funkcjonowania gangu.

To nie ja, kochanie to historia miłości ponad wszelkimi podziałami i wbrew jakimkolwiek regułom i zasadom. Pokazuje uzdrawiającą siłę miłości i udowadnia, że uczucie nie dba o wiek czy konwenanse i jeśli się pojawia, może być niczym grom z jasnego nieba - silne, niezachwiane i zupełnie nieoczekiwane. Mimo kilku mankamentów (nazywanie kobiet sukami/suczkami) i paru zgrzytów, bardzo dobrze czytało mi się tę powieść i w całości pochłonął mnie ten brudny, śliski i szalenie niebezpieczny świat. Jak już wspomniałam - ja na pewno sięgnę po kolejny tom.

https://mowa-ksiazek.blogspot.com

Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Czy rzeczywiście można pokochać kogoś, w momencie, w którym pierwszy raz go spotykamy? Opinie na ten temat są bardzo sprzeczne, ale ja myślę, że jest to możliwe. Wydaje mi się, że niektórzy ludzie trafiają na osobę, która jest ich drugą połówką. Ich przeznaczeniem.
Tillie Cole prawdopodobnie ma podobne zdanie na ten temat....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mia Sheridan to kobieta, która nieraz mnie zachwycała i zaskakiwała. Uwielbiam jej twórczość, choć oczywiście pewne powieści bardziej od innych. Sięgając po Bez lęku wiedziałam, że będzie dobrze, ale to, co ostatecznie otrzymałam sprawiło, że w tej chwili aż trudno mi się oddycha.

Trzeba powiedzieć jedno: nie ma takich książek. NIE MA. A jeśli są to ja nigdy na taką nie trafiłam. Ta opowieść jest doskonała. Wzruszająca i tak cholernie nieprzewidywalna, że aż brakuje mi słów. W niej nic nie jest oczywiste. Jest szalona, zawiła i tak boleśnie piękna, że zapiera dech w piersiach. Może nie zachwyca od pierwszych stron, ale kiedy już się ją odłoży na półkę aż kręci się w głowie od nadmiaru wrażeń i emocji.

Mia stworzyła historię, w której jedynym pewnym elementem jest miłość pomiędzy bohaterami. Jasna, czysta, zmysłowa, czasem młodzieńcza, innym razem ogromnie dojrzała. Stała, niezachwiana niczym betonowy mur. Pełna sprzeczności, a jednocześnie tak bardzo oczywista. Identycznie, jak sami bohaterowie. Uwielbiam tę parę całym moim sercem. Za ich niewinność, niepewność i cudowne dusze. Tak bardzo pokiereszowane i samotne.

Holden i Lily wydają się bardzo od siebie różni, ale kiedy tylko poznajemy ich bliżej, okazuje się, że są tak podobni, że zlewają się w jedną całość. Oboje są zagubieni, przerażająco smutni i spragnieni tego, by ktoś ich w końcu dostrzegł. Żeby choć jedna osoba zobaczyła, kim są naprawdę, kto kryje się za fasadą sławnego sportowca i dziewczyny z lasu, która ma tylko matkę. Każde z nich walczy z innymi demonami, ale obie walki są równie trudne i porażające.

Bardzo ciężko jest mi ubrać w słowa własne emocje, ponieważ wydaje mi się, że żadne z nich nie będą w stanie oddać głębi, jaką niesie za sobą ta opowieść. Niezwykle rzadko trafiam na książki, które potrafią wywrzeć na mnie tak piorunujące wrażenie i doprowadzić mnie do takiej konsternacji. Odkąd skończyłam czytać, cały czas czuję, jak mój mózg próbuje poradzić sobie ze wszystkimi znakami zapytania, z każdym elementem, z jakiego składała się ta historia. Nie wiem, co mam myśleć i co ze sobą zrobić. Nie mam pojęcia, jak mam teraz wrócić do czytania banalnych romansów ze schematycznymi bohaterami i przewidywalną fabułą. Nie potrafię zliczyć, ile razy podczas czytania byłam w takim szoku, że musiałam po kilka razy analizować pewne fragmenty, by uwierzyć, że to się działo naprawdę. Czasami czułam się tak zamroczona, jakby ktoś uderzył mnie w głowę, a wszystko przez to, że Mia Sheridan i ta powieść to coś zachwycającego.

Nie chcę niczego spojlerować, dlatego nie będę dłużej się rozpisywać. Powiem tylko, że historia Nocnej Lilii i Skauta powala na kolana i sprawia, że ciężko jest ponownie stanąć na nogi. Ta powieść to perła. Czysta perfekcja. Coś, co sprawia, że po jej przeczytaniu nic już nie jest takie samo.
Powiedzieć o niej, że jest oryginalna, to jak nie powiedzieć nic.
Powiedzieć, że jest wspaniała, to niedopowiedzenie stulecia.
Nie dajcie się jednak zwieść tytułowi. Wydawnictwo bowiem ogromnie nas oszukało, bo ta książka jest pełna lęku. Jest nim wręcz przepełniona, a tym, o co lękam się w tej chwili najbardziej, jest moje własne serce.

Mia Sheridan to kobieta, która nieraz mnie zachwycała i zaskakiwała. Uwielbiam jej twórczość, choć oczywiście pewne powieści bardziej od innych. Sięgając po Bez lęku wiedziałam, że będzie dobrze, ale to, co ostatecznie otrzymałam sprawiło, że w tej chwili aż trudno mi się oddycha.

Trzeba powiedzieć jedno: nie ma takich książek. NIE MA. A jeśli są to ja nigdy na taką nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Drań z Manhattanu Vi Keeland, Penelope Ward
Ocena 7,5
Drań z Manhattanu Vi Keeland, Penelop...

Na półkach: , , , , ,

Duety pisarskie. Pojawia się ich coraz więcej i budzą coraz większą popularność. Przyczyna jest prosta: co dwie głowy, to niejedna. I tak oto fan jednego autorka za sprawą wspólnie napisanej książki, może stać się również fanem drugiego. Dobry i sprytny chwyt, ale nigdy nie wiadomo, czy połączenie sił okaże się tak dobre, jak powinno być z założenia.
Jak było w tym przypadku?

Soraya i Graham po raz pierwszy spotkali się w pociągu, ale to nie tam się poznali. Przypadkowy splot wydarzeń sprawił, że Soraya została posiadaczką telefonu tego przystojnego, władczego mężczyzny, który zwrócił jej uwagę przy pierwszym spojrzeniu. Niestety dziewczyna nie ma pojęcia kim jest nieznajomy. Do czasu aż myszkuje w jego kontaktach i znajduje tam jego nazwisko. W końcu postanawia osobiście oddać telefon właścicielowi. Nie spodziewa się jednak tego, jak potoczy się to spotkanie.

Kolejna książka, na którą nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie poleciłaby mi jej znajoma blogerka. Opis jest zbyt pospolity, by przykuć moją uwagę, a sam pomysł na fabułę wydaje się być odgrzewanym kotletem, a jednak... Jednak to tylko mylne wrażenie, ponieważ chociaż Drań z Manhattanu posiada kilka podobieństw do powieści tego typu, posiada też wiele elementów, które go różnią.

Pierwszy i najważniejszy z nich to Soraya. Światło, istny blask, najjaśniejszy punkt tej historii. Uwielbiam ją od pierwszej chwili, w której ją poznałam. Zdobyła moje serce i to ona jest dla mnie miłością w tej opowieści. Krągła Włoszka z niewyparzonym językiem i błyskotliwym umysłem oraz ogromnym poczuciem humoru. Dziewczyna pracuje jako asystentka w kąciku porad i to, co tam wyczynia, przechodzi ludzkie pojęcie. Dawno nie ubawiłam się tak, jak przy czytaniu jej odpowiedzi na pytania od czytelników. Jej nietypowa fryzura i charyzmatyczna osobowość były idealnym połączeniem.
Sam Graham nie jest może najbardziej złożoną czy oryginalną postacią, ale jest pozytywnym zaskoczeniem, ponieważ spodziewałam się, że okaże się być totalnym "złamasem", który nie będzie miał za grosz szacunku do kobiety, o której względy zabiega, a było zgoła odwrotnie. Ten zimny drań był w stosunku do bohaterki opiekuńczy i troskliwy, choć również uparty i zaczepny. Uwielbiam ich chemię i potyczki słowne. Nawet, jeśli większość z nich miała wydźwięk czysto seksualny.

Skoro już jestem przy tym temacie, należy wspomnieć, że Drań to typowy erotyk i nie można go postrzegać inaczej. Większa część fabuły opiera się właśnie na dążeniu do intymnego spotkania, ale chociaż raczej nie czytam już tego gatunku, to co zaserwowały mi autorki było satysfakcjonujące. Podczas czytania tej historii nie czuje się zniesmaczenia czy odrazy, ponieważ wszystko jest przedstawione w sposób przyjemny, bez zbędnej nachalności i wulgarności.

Drań z Manhattanu to lekka, gorąca historia o uczuciu między bogatym finansistą a zwykłą dziewczyną z niezwykłym poczuciem humoru. Nie brak tu pieprznych scen, ale też normalnych rozmów i całkiem zwyczajnych spotkań. Brakuje na rynku wydawniczym erotyków, w których przemoc i pogarda do kobiety nie gra pierwszych skrzypiec. Ja osobiście potrzebowałam książki, która pokaże mi, że można napisać historię taką jak ta, która nie będzie uprzedmiotowiać kobiety i pokazywać jej ciągłego upokarzania.
Moim zdaniem jeden z lepszych erotyków, jakie dane mi było przeczytać. Jeżeli mam polecić jakąś książkę z tego gatunku, to właśnie Drań z Manhattanu na to zasługuje.

https://mowa-ksiazek.blogspot.com

Duety pisarskie. Pojawia się ich coraz więcej i budzą coraz większą popularność. Przyczyna jest prosta: co dwie głowy, to niejedna. I tak oto fan jednego autorka za sprawą wspólnie napisanej książki, może stać się również fanem drugiego. Dobry i sprytny chwyt, ale nigdy nie wiadomo, czy połączenie sił okaże się tak dobre, jak powinno być z założenia.
Jak było w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Książkowe kontynuacje przedstawione z perspektywy drugiego z bohaterów nie należą do grona, w którym często się zaczytuję. Zdecydowanie bardziej preferuję powieści, które od razu napisane są z dwóch różnych punktów widzenia. Zdarza mi się jednak robić wyjątki. Czasem uznaję, że nie było warto, bo autor zaserwował mi dokładnie tę samą historię, co poprzednio, ale bywa również, że poznaję zupełnie inną opowieść, która wiele wnosi do całości.
Dzisiejsza recenzja dotyczy właśnie takiej kontynuacji. Czy uważam, że było warto?

Jared zmienił życie Tate w piekło. Jest to niezaprzeczalny fakt. I choć ona nie wie, dlaczego z dnia na dzień zmienił się z jej najlepszego przyjaciela, w największego dręczyciela, on miał swoje powody. Przynajmniej według samego siebie. Jednak, gdy po rocznej nieobecności Tate wraca do domu, coś się zmienia. Nie tylko w niej, ale także w Jaredzie. Teraz żadne z nich nie ma pewności, czy warto było pałać do siebie nawzajem tak ogromną nienawiścią.
Jednak, gdy sprawy zajdą za daleko, czasem jest już za późno na powrót.

Pierwszy tom tej serii, czyli Dręczyciela, czytałam już dooobry kawał czasu temu. Pamiętam, że podobał mi się, dość dobrze go oceniłam, ale nie pałałam do niego tak wielkim uwielbieniem, jak moje koleżanki blogerki. Kiedy więc otrzymałam możliwość przeczytania kontynuacji z punktu widzenia Jareda, dość długo się zastanawiałam, czy na pewno jest mi to potrzebne, skoro na dobrą sprawę nie mogę sobie nawet przypomnieć dokładnej fabuły tej powieści.
Teraz już wiem dlaczego. Wszystko przez to, że historia jest zbyt podobna do wielu innych, jakie od tamtego czasu czytałam.

Skłamię jednak, jeśli powiem, że czytanie Dopóki nie zjawiłaś się ty, nie sprawiło mi przyjemności. Podobało mi się, że autorka utworzyła bardzo dużo sytuacji, które nie pojawiły się w poprzednim tomie (czytałam obie części naprzemiennie w celu porównania i odświeżenia faktów ;)) i poruszyła wątki, które pominęła wcześniej. Rzucało to nowy obraz na wiele zdarzeń i wyjaśniało wiele zachowań, ale co ważniejsze sprawiło, że książkę tę można czytać jako osobną, niezależną historię. Cenię coś takiego bardzo, ponieważ czasami nie mam ochoty sięgać po pierwszy tom danej historii, ale drugi już bardziej mnie ciekawi. Nie mogę tego jednak zrobić, gdyż obie są zależne od siebie. Tutaj zdecydowanie tak nie było.

Już poprzednim razem polubiłam Tate za jej odwagę i charyzmę. Jak wspomniałam - czytałam wiele książek o takiej tematyce, ale w niewielu z nich pojawia się bohaterka, która mimo tego, że jest zastraszana, potrafi się postawić i cały czas walczy o to, by nie być karaluchem, którego można zdeptać jednym ruchem nogi. Tym zdecydowanie plusuje i stawia historię nieco wyżej niż inne z gatunku. Co jednak można powiedzieć o Jaredzie? Na pewno to, że ta część była mu potrzebna. Z wielu względów. Choćby po to, by ukazać, że za tytułowym dręczycielem, cały czas kryła się postać, która była tak przygnieciona własnymi doświadczeniami i swoim gniewem, że przykryło mu to obraz rzeczywistości. Ten chłopak całkowicie zatracił się w swoim bólu i cierpieniu. Nieustannie dążył do autodestrukcji i wyrządzał sobie taką samą, o ile nie większą krzywdę, co Tate.

Penelope Douglas w tej książce ukazuje idealny obraz miłości. Skutki i konsekwencje wynikające z kochania drugiej osoby. Pokazuje, że miłość to nie tylko kwiaty, serca i euforia, ale często również niewyobrażalny ból i cierpienie. Autorce udało się uchwycić wszelkie barwy uczuć i opisać je tak, że czytelnik wierzy. Wierzy, że warto poświęcić komuś wszystko, ale również, że czasem trzeba być ostrożnym, bo miłość potrafi zadawać rany o wiele głębsze niż nóż.
Ciężko walczyć z uczuciem, które daje nam nadzieję każdego dnia, ale jeszcze ciężej jest pogodzić się z utratą tego uczucia. I o tym właśnie jest ta książka, którą ze swojej strony polecam.

[https://mowa-ksiazek.blogspot.com]

Książkowe kontynuacje przedstawione z perspektywy drugiego z bohaterów nie należą do grona, w którym często się zaczytuję. Zdecydowanie bardziej preferuję powieści, które od razu napisane są z dwóch różnych punktów widzenia. Zdarza mi się jednak robić wyjątki. Czasem uznaję, że nie było warto, bo autor zaserwował mi dokładnie tę samą historię, co poprzednio, ale bywa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ostatnimi czasy unikałam książek, których okładki wyposażone są w pozbawionego koszuli modela. Ich ilość zaczęła mnie przytłaczać, męczyć i irytować. Jak mam wierzyć w oryginalność danej historii, jeśli jej oprawa graficzna wygląda tak samo, jak setki innych?
Za namową zaufanej blogerki skusiłam się jednak na Intrygę, ale nie miałam wobec niej zbyt wysokich oczekiwań.
Czy słusznie?

Emilia pochodzi z biednej rodziny, która aby zapewnić sobie przetrwanie, zmuszona jest podjąć pracę w rezydencji zamożnych Spencerów. W ich domu wszystko jest czarne. Począwszy od koloru podłogi, skończywszy na duszach mieszkańców. Najbardziej mroczny jest jednak Baron Junior, nazywany przez wszystkich Brutalem. Ten nastolatek to zło w najczystszej postaci i nie wiedzieć czemu za swoją największą ofiarę obrał sobie właśnie Emilię.
Mówią, że od nienawiści do miłości jeden krok. Tylko, czy aby na pewno?

Sięgając po Intrygę niewiele o niej wiedziałam oprócz tego, że to historia oparta na schemacie love/hate. Przyznam jednak szczerze, że nie spodziewałam się aż tak nieprzyjemnego bohatera. Z tego powodu mam olbrzymi problem z oceną tej książki, bo chociaż czytało mi się ją w szaleńczym tempie i z ogromnym zainteresowaniem, to jednak postawa bohatera należy do takich, którą potępiam nie tylko w prawdziwym życiu, ale również w literaturze.

Zacznę może od tego, że sam pomysł na fabułę bardzo mocno przypominał mi Bez winy Mii Sheridan. W obu powieściach przewijają się te same wątki, między innymi praca u zamożnych ludzi, wzajemna niechęć głównych bohaterów, mieszkanie w lichej przybudówce, czy też zawarcie ze sobą umowy "coś za coś". Mimo wielu podobieństw książki te różnią się od siebie, jak woda i ogień, bo o ile Bez winy jest przezabawną, słoneczną opowieścią, o tyle Intryga aż ocieka mrokiem, a Brutal ma wnętrze ciemne, jak smoła i wprowadza aurę, która przesiąka mrokiem i utrudnia oddychanie.

Jak to bywa w powieściach tego typu, łatwo można odgadnąć, że w relacji bohaterów aż iskrzy od zgrzytów, ale też wzajemnego pożądania. Emilia nienawidzi Brutala, ale z drugiej strony pociąga ją fizyczność chłopaka. Co do samego oprawcy - nie ma wątpliwości skąd wzięła się jego niechęć do tej prostej dziewczyny, ale ciężko wywnioskować, dlaczego chce mieć tę dziewczynę dla siebie.
Nie rozumiałam bohaterów w początkowej fazie książki. Nie mogłam pojąć, jak Emilia mogła odczuwać względem Brutala cokolwiek poza nienawiścią, niechęcią i odrazą. Musicie wiedzieć bowiem, że nasz bohater to prawdziwy cham i arogant. Chyba nie spotkałam się jeszcze z tak negatywnie przedstawionym głównym bohaterem. Autorka naprawdę mocno przyłożyła się do tego, by czytelnik już na wstępie gardził tą postacią i jego postawą, ale mimo wszystko nie przestawała ciągnąć do niego bohaterki. Wynik tego równania był taki, że jednej postaci nie polubiłam za chamstwo, drugiej za infantylność i naiwność.

Tak przynajmniej było do pewnego czasu, ponieważ, gdy już przebrnęłam przez tornado nienawiści i pożądania, pewne rzeczy zaczęły się klarować i pozwoliły mi spojrzeć na tę relację mniej krytycznym okiem. Rozumiem już zachowanie Barona, choć w dalszym ciągu go nie pochwalam. Zaakceptowałam także postawę Emilii, bo serce tej dziewczyny było zbyt dobre, by mogło być jednocześnie twarde i odporne na uczucia.

Ta historia nie jest dla wszystkich. Z pewnością nie odnajdą się w niej osoby, u których cierpliwość nie jest mocną stroną. Bywa bowiem tak, że aż chciałoby się wsiąknąć w te strony, potrząsnąć bohaterką, spoliczkować bohatera, wrócić do rzeczywistości, wziąć głęboki oddech i ochłonąć. Taaak, L.J. Shen z pewnością wie, jak zagrać na nerwach czytelnika. I dlatego właśnie ocena tej powieści stanowi dla mnie tak wielki problem, ponieważ mimo napsutych nerwów ta opowieść naprawdę mi się podobała i przeczytałam ją w ciągu jednego dnia, co nie zdarzyło mi się już od dawna.

Nie wiem, czy Intryga to coś, co powinnam polecać. Kłóci się to bowiem z wartościami moralnymi i poglądami, jakie na co dzień wyznaję. Nie znoszę przemocy psychicznej. Uważam, że nikt, absolutnie nikt nie powinien zakochiwać się we własnym oprawcy. Żadna dziewczyna nie powinna godzić się na to, by ktoś traktował ją pogardliwie. Nie przyzwalam na brak szacunku wobec drugiego człowieka. Z drugiej jednak strony po przeczytaniu całej książki wiem, że to, co na początku wyglądało bardzo nieprzyjemnie, na końcu nabrało światła i przejrzystości.
Jeśli więc nie przeszkadzają Wam chamscy mężczyźni i lubicie książki, w których miłość i nienawiść zacierają swoje granice, to Intryga powinna się Wam spodobać. O ironio! Mi się podobała.
Zresztą, niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zakochał się w niewłaściwej osobie! ;)

http://mowa-ksiazek.blogspot.com

Ostatnimi czasy unikałam książek, których okładki wyposażone są w pozbawionego koszuli modela. Ich ilość zaczęła mnie przytłaczać, męczyć i irytować. Jak mam wierzyć w oryginalność danej historii, jeśli jej oprawa graficzna wygląda tak samo, jak setki innych?
Za namową zaufanej blogerki skusiłam się jednak na Intrygę, ale nie miałam wobec niej zbyt wysokich oczekiwań.
Czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

W swojej najnowszej książce Samantha Young podjęła kilka ważnych zagadnień i trudnych tematów. Podzieliła tę historię na kilku bohaterów, z których każdy skrywa swoje tajemnice, obawy i lęki. Muszę przyznać, że w tej powieści nie brakuje dramatów, sekretów, ale również elementów zaskoczenia. Autorka przedstawia życie bogatej elity, w której pochodzenie, rywalizacja i hierarchia mają niezwykłe znaczenie. W tym świecie nie ma miejsca dla ludzi ze średniej klasy społecznej. Ktoś, kto nie posiada pozycji, nic tu nie znaczy.

Tym trudniejsze zadanie stało przed bohaterką książki, że choć za sprawą matki i jej nowego narzeczonego jej status materialny podskoczył w górę po stokroć, nie mogła zmienić tego, skąd pochodzi i jak będą postrzegać ją rówieśnicy. Właściwie wokół tego toczy się główny wątek. Bohaterka próbuje odnaleźć się w zupełnie nieznanym świecie, wśród obcych twarzy, które traktują ją protekcjonalnie i lekceważąco tylko dlatego, że jej nazwisko nic nie znaczy.

India nie jest postacią, którą polubi każdy, ponieważ choć ma swoje powody, jej determinacja by stać się popularną w szkole bywa denerwująca. Tak samo jej stosunek do matki, ale o to również nie można jej obwiniać, kiedy już pozna się jej historię. Ma jednak sporo cech, które budzą uznanie i respekt ze strony czytelnika. Z pewnością należą do nich samozaparcie i olbrzymia wiara w siebie i we własne możliwości. Tym bardziej, że droga do podniesienia poczucia własnej wartości była dla bohaterki drogą zawiłą i niezwykle trudną.

Generalnie cała ta historia opowiada o losach grupy znajomych, którzy żyją w wysoce uprzywilejowanym świecie, który oczywiście ma swoje jasne strony, ale ma też te mroczne. To opowieść o świecie, w którym gra pozorów jest na porządku dziennym. O życiu na pokaz, o ciągłym udawaniu i strachu przed byciem sobą. Samantha Young w swojej młodzieżówce ukazuje, dokąd zmierza ten świat, jaką obłudą jest okraszony, jak bardzo boimy się opinii innych, jak mocno liczymy się z ich zdaniem. Ale nie tylko. To też opowieść o przyjaźni, o budowaniu zaufania do drugiej osoby, szacunku do siebie samego oraz do drugiego człowieka. I o miłości. Takiej, której nikt nie rozumie i nikt nie jest w stanie zaakceptować.

Autorka ukazuje również realia dzieci, które w swoim życiu doświadczyły przemocy, ale były zbyt zastraszone, żeby o tym powiedzieć lub zbyt wygodne, by stracić dobry byt i splendor wiążący się z posiadaniem wysokiego statusu społecznego. Wielokrotnie podkreślam, że cenię takie powieści, ponieważ dotykają głębokich problemów, o których na co dzień mówić nie lubimy i chociażby dlatego podobała mi się ta pozycja.

"Nieznośny ciężar tajemnic" może nie należy do wybitnych młodzieżówek, ale z pewnością do tych wartych uwagi. Nie jest to książka pozbawiona wad, ale czytało mi się ją bardzo dobrze i w pewnym stopniu nawet żałuję, że nie ma kolejnej części, bo z przytupem weszłam do świata Indii, Finna i Elle i wcale nie mam ochoty jeszcze go opuszczać. Tym bardziej, że autorka pozostawiła sobie otwartą furtkę serwując niedomknięte zakończenie.
Także polecam Wam tę powieść, bo jest to pozycja warta uwagi. Może nie będę promować tego tytułu z szaleńczym entuzjazmem, ale ja osobiście nie żałuję ani minuty poświęconej tej książce i myślę, że Wy także nie będziecie.

https://mowa-ksiazek.blogspot.com

W swojej najnowszej książce Samantha Young podjęła kilka ważnych zagadnień i trudnych tematów. Podzieliła tę historię na kilku bohaterów, z których każdy skrywa swoje tajemnice, obawy i lęki. Muszę przyznać, że w tej powieści nie brakuje dramatów, sekretów, ale również elementów zaskoczenia. Autorka przedstawia życie bogatej elity, w której pochodzenie, rywalizacja i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Niewiele jest książek, po które sięgam i od razu wiem, że będą dobre. Z tą zdecydowanie tak nie było. Kiedy zaczęłam czytać Pięć sposobów na upadek, nie mogłam się w nią zagłębić i cały czas czułam się zagubiona w fabule. Po pewnym czasie jednak całkowicie się to zmieniło. Nastąpiło to chyba przy pierwszym spotkaniu bohaterów, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że jest to typ kreacji, który lubię najbardziej. Byłam w lekkim szoku, ponieważ szczerze powiedziawszy nie za bardzo polubiłam Bena w poprzednich tomach. To znaczy był mi on całkowicie obojętny i nawet nie wczytywałam się w jego losy dokładnie. Wyobrażałam go sobie jako niezbyt atrakcyjnego trzydziestopięciolatka. W tym tomie okazało się natomiast, że moja wizja była całkowicie błędna, ponieważ Ben to młody, bardzo przystojny i inteligenty mężczyzna, który w mig skradł moje serce. Powiem więcej - żaden z bohaterów tej serii nie rozkochał mnie w sobie tak mocno, jak Ben.

Fabuła Pięciu sposobu w upadek opiera się na rodzącej się przyjaźni między bohaterami. Reese niedawno zakończyła swoje krótkie małżeństwo, co roztrzaskało jej życie na drobne kawałki. Nie umiała poskładać go na nowo, ale na szczęście z pomocą przyszedł jej były ojczym i dzięki niemu zaczęła stawać na nogi.
Bardzo fajnie, że autorka potrafiła ukazać jej wewnętrzne rozterki i ból po stracie ukochanego w tak dosadny, a jednak pozbawiony zbędnej dramy sposób. Dzięki temu nie czułam się przytłoczona jej problemami. Reese to bardzo zabawna postać. Nie do końca ogarnięta i poukładana. Jej szalone uosobienie niejednokrotnie mnie bawiło i sprawiało mi czystą przyjemność. W połączeniu z Benem, który dotrzymywał jej kroku bezustannie, tworzyli idealną mieszankę wybuchową, która wielokrotnie wywoływała mój śmiech.

Kocham takie książki. Nie ma nic lepszego od porządnej dawki humoru i charakterystycznych, krwistych bohaterów. Jeśli dołożymy do tego relacje między postaciami, która nie jest papierowa, miałka i wymuszona oraz dobrze poprowadzony romans, to mi naprawdę nic więcej nie potrzeba. To wszystko otrzymałam w tej powieści, dlatego przeczytanie jej zajęło mi zaledwie kilka godzin. Uwielbiam również to uczucie, kiedy strony pozostałe do końca nieubłaganie się zmniejszają i czytając ostatnią towarzyszy mi smutek, że więcej już nie ma. Zdecydowanie czułam owy smutek odkładając tę książkę na półkę.

Jest masa tytułów poruszających takie zagadnienia, jak w tej powieści. Zazwyczaj są to przyjemne opowiastki na jeden wieczór, które czyta się szybko i czerpie z tego przyjemność, ale nie zapadają w pamięć. Pięć sposobów na upadek w mojej głowie zostanie przez długi czas, bo Tucker stworzyła taką aurę, której nie chce się wyrzucić ani z głowy ani z serducha.
Bardzo, bardzo, bardzo podobało mi się to, że bohaterowie naprawdę się przyjaźnili i troszczyli o siebie nawzajem. Czuli do siebie pociąg seksualny, ale nie było tak, jak w wielu innych książkach, ponieważ oni na pierwszym miejscu stawiali na przyjaźń i wsparcie. Pomagali sobie, szanowali się i droczyli ze sobą, ale ten element ich relacji lubiłam najbardziej. Żadne z nich nie robiło nadziei drugiej stronie, ich zamiary były jasne i zrozumiałe. Wyklarowało to między nimi ogromną nić porozumienia i sprawiało, że nie krzywdzili się, bo nie było w tym wielkich uczuć i planów. Po prostu spędzali ze sobą czas i brali z życia i tej znajomości to, co najlepsze.

Mało jest takich historii, nad czym głęboko ubolewam. W tym roku to dopiero trzecia pozycja, która ofiarowała mi dokładnie to, czego pragnęłabym od każdej po jaką sięgam. Błyskotliwe dialogi, pozytywne postacie i ogrom świetnego humoru. Wszystko to sprawia, że ta książka jest perełką i naprawdę TRZEBA ją mieć, jeśli lubi się takie klimaty.
Ja ze swojej strony dodaję ją na listę ulubionych i obowiązkowych do ponownego przeczytania :)

http://mowa-ksiazek.blogspot.com

Niewiele jest książek, po które sięgam i od razu wiem, że będą dobre. Z tą zdecydowanie tak nie było. Kiedy zaczęłam czytać Pięć sposobów na upadek, nie mogłam się w nią zagłębić i cały czas czułam się zagubiona w fabule. Po pewnym czasie jednak całkowicie się to zmieniło. Nastąpiło to chyba przy pierwszym spotkaniu bohaterów, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że jest to typ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

W swojej najnowszej książce Agata Czykierda-Grabowska porwała się z motyką na słońce. Postawiła nie tylko na zupełnie nową odsłonę, ale również na bardzo odważny krok, jakim jest wydawanie w self-publishingu, czyli na własną rękę. I udało jej się! Zrobiła coś, co dla wielu pisarzy wydaje się niemożliwe i wyszła z tego obronną ręką dzięki czemu zyskała nowych czytelników i szacunek wielu osób. Wiem ile pracy, wkładu i zaangażowania wymagało od autorki wydanie tej książki, dlatego tym bardziej jestem z niej ogromnie dumna i już samo to sprawia, że powieść jest warta przeczytania.

Oczywiście nie tylko dlatego warto sięgnąć po Pod skórą. Głównym powodem jest to, że historia Ady i Oskara jest niezwykle ciekawa, wciągająca i całkowicie inna od tych, do których autorka nas przyzwyczaiła. Tym razem nie jest to lekka, cukierkowa opowieść o miłości ponad wszelkimi podziałami. Ta opowieść ma w sobie pazur i iskrę, która rozpala zmysły i nie pozwala o sobie zapomnieć. Bohaterowie bardzo różnią się od tych z poprzednich książek Agaty. Oskar nie jest grzecznym i słodkim chłopakiem. Jest niebywale charakterny, uparty i żądny zemsty za krzywdy, które w przeszłości go spotkały. Nie należy jednak do tego typu kreacji, które budzą niechęć i odrazę. W rzeczywistości jest miłym, troskliwym facetem, jednak napędzany swoją złością i skrywanym bólem chce wyciągnąć konsekwencje i dostać swoje zadośćuczynienie. Ada jest postacią, którą uwielbiam. Zadziorna, spontaniczna, czasem lekkomyślna, ale i zdecydowana. Nie dawała sobie w kaszę dmuchać i stawiała na swoim nawet wtedy, gdy nie do końca miała rację. Nigdy nie przyznała się do stawianych przed nią zarzutów i dumnie znosiła odrzucenie przez najlepszego niegdyś przyjaciela. Połączenie tej dwójki było więc mocno wybuchowe, ale i zabawne.

Fabuła Pod skórą także różni się znacznie od poprzednich powieści. Jest dużo bardziej mroczna, tajemnicza i dynamiczna. Wiele się w niej dzieje, wydarzenia z każdą stroną przybierają coraz szybszego tempa, co nie pozwala na nudę. Historia ta zawiera lekki wątek kryminalny, który jest poprowadzony tak dobrze, że daje czytelnikowi pewność, że autorka świetnie sprawdziłaby również w takim gatunku. Na pochwałę zasługują też sceny namiętności i chemia, która pojawiła się między bohaterami już przy pierwszym spotkaniu. Według mnie w książce pojawiła się jedna tak dobrze skonstruowana i opisana scena seksu, że niektóre autorki mogłyby czerpać z niej garściami, by zobaczyć, jak można stworzyć doskonały opis aktu, który nie jest słodki, ale też nie ma w sobie nic wulgarnego czy niesmacznego. To naprawdę wielka sztuka napisać coś takiego w sposób subtelny, ale równocześnie cholernie pobudzający wyobraźnię.

Agata Czykierda-Grabowska tworząc tę opowieść spisała się na medal. Potrafiła wspiąć się na wyżyny własnych umiejętności i udowodnić, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Napisała powieść w swoim stylu, a jednak tak zupełnie inną niż wszystkie dotychczasowe. Nie mogę jej nazwać słodko-gorzką historią o miłości dwójki przyjaciół, bo zamknęłabym ją w ramach, które kompletnie do niej nie pasują. Ta książka to bardziej coś, z czego można wyciągnąć wiele lekcji. O tym, że nie warto słuchać ludzi, że bezwzględność innych osób potrafi ranić do krwi, że niczego w życiu nie można brać za pewnik oraz że słowa niosą ogromną moc i potrafią wyrządzić krzywdy o wiele większe niż karabin maszynowy. Dlatego, jeśli macie ochotę na New Adult w całkowicie nowej odsłonie, musicie przeczytać Pod skórą. Tym bardziej, że zakończenie po prostu miażdży umysł i pozostawia czytelnika ze szczęką na podłodze.

Ta książka to ukłon autorki w stronę czytelników. Coś, co napisała i wydała dla nas. Wbrew wszelkim trudnościom. Doceńcie więc ten gest i pokażcie, że było warto. Oddajcie jej ten sam ukłon i po prostu przeczytajcie tę książkę. Ze swojej strony mogę Wam obiecać, że nie będziecie żałować!

mowa-ksiazek.blogspot.com

W swojej najnowszej książce Agata Czykierda-Grabowska porwała się z motyką na słońce. Postawiła nie tylko na zupełnie nową odsłonę, ale również na bardzo odważny krok, jakim jest wydawanie w self-publishingu, czyli na własną rękę. I udało jej się! Zrobiła coś, co dla wielu pisarzy wydaje się niemożliwe i wyszła z tego obronną ręką dzięki czemu zyskała nowych czytelników i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Tak. Ta powieść jest przewidywalna.
Tak. Wiele wątków przewinęło się już w innych książkach.
Tak. Jest ona dość schematyczna.
A mimo to pełna uroku, zabawna i oczyszczająca. Pewnie, daleko jej do ideału, ale czy New Adult musi być ambitne i niebywale mądre czy wystarczy, że jest czarujące i wywołujące emocje?

Dla mnie zdecydowanie to drugie i może dlatego tak bardzo podobała mi się ta historia. Pojawia się w niej dokładnie taki typ bohaterów, jaki uwielbiam co stanowi jej największą zaletę. Już na samym wstępie dostajemy zabawną scenę z udziałem tej dwójki, a później ich słownych potyczek jest tylko więcej, co sprawiło mi ogromną radość i masę śmiechu. Pixie, jak samo imię wskazuje, jest rozkoszna. Nie tylko w byciu dobrą dziewczyną z poczuciem humoru, ale przede wszystkim w byciu jędzą. To taki typ bohaterki, który się po prostu lubi. Dość już naiwnych, zagubionych szarych myszek, dlatego tym bardziej doceniam kreację tej postaci, która była absolutnym przeciwieństwem tych określeń. No i Levi... Chłopak marzenie. Nie jakiś tam bad boy pozbawiony szacunku do kobiet. Normalny chłopak, który jest miły dla wszystkich oprócz swojej dawnej przyjaciółki. Ale to też nie tak, że nią gardzi i jest w stosunku do niej chamem. To raczej taki rodzaj czerpania satysfakcji z uprzykrzania jej życia. W bezczelny sposób, nie da się ukryć, ale równocześnie ciepły i przyjemny.

Fabuła opiera się głównie na konflikcie bohaterów, ich skrywanych tajemnicach, żalu i poczuciu winy. Właściwie można ją określić jako nieustanną walkę. Nie tylko ze sobą nawzajem, ale przede wszystkim wewnątrz siebie. Bohaterowie próbują jakoś wypełniać niezręczną przestrzeń wokół siebie, ale ich chemia i przyciąganie skutecznie im to utrudnia. Nie mogą się jednak dać jej złapać w swoje sidła, ponieważ przeszłość na to nie pozwala.
Bardzo podobało mi się połączenie skrywanego bólu i melancholii z poczuciem humoru. To nie jest smutna opowieść. To przezabawna, ale też przejmująca historia ludzi, którzy próbują poskładać się na nowo, określić swoje cele, priorytety, marzenia i uczucia oraz uporać się ze swoimi lękami.

Jeśli więc szukacie czegoś lekkiego, ale też z ukrytym ładunkiem emocjonalnym to Best kind of broken będzie idealnym wyborem. Oczywiście książka nie ukazała się jeszcze po polsku, ale wierzę, że tak się stanie, bo jest to pozycja warta uwagi. Nawet jeżeli bywa szablonowa i przewidywalna.

https://mowa-ksiazek.blogspot.com

Tak. Ta powieść jest przewidywalna.
Tak. Wiele wątków przewinęło się już w innych książkach.
Tak. Jest ona dość schematyczna.
A mimo to pełna uroku, zabawna i oczyszczająca. Pewnie, daleko jej do ideału, ale czy New Adult musi być ambitne i niebywale mądre czy wystarczy, że jest czarujące i wywołujące emocje?

Dla mnie zdecydowanie to drugie i może dlatego tak bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Przeczytałam w swoim życiu masę książek. Niektóre z nich były słabe, większość przeciętna, ale najmniejszy odsetek stanowiły te naprawdę wyjątkowe.
Co jednak stanowi o niezwykłości danej historii? Czy to poruszana tematyka? A może po prostu styl autora i umiejętność opisywania uczuć i emocji? Co z łamiącymi serce zakończeniami?
Długo nad tym myślałam, ale nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi.
Może sposób na wyjątkową powieść nie istnieje?
Może takie książki powstają bez konkretnej przyczyny?
Znaki zapytania mnożą się w mojej głowie z prędkością światła, ale jednego zakwestionować nie można: Agata Czykierda-Grabowska stworzyła coś niesamowitego. Coś, co pozostanie w moim sercu na zawsze. Coś, co jest absolutnie piękne i nigdy, przenigdy nie pozwolę nikomu wmówić mi, że nie mam racji.

Kiedy Adam pojawia się w domu nowej rodziny zastępczej, nie ma pojęcia, że jego obecność na zawsze zmieni życie domowników. Jako siedemnastoletnia ofiara przemocy domowej, która przeżyła śmierć własnej matki, nie pozwala się do siebie nikomu zbliżyć i pragnie tylko, by trzymano się od niego z daleka i nie ingerowano w jego życie. Do czasu aż na jego drodze staje dziewczynka o sercu, które czuje zbyt mocno. Tylko ona powoli przebija się przez jego mury. Tylko jej może udać się uwolnić ptaka kryjącego się w ciele chłopca. Tylko przeznaczenie mogło skrzyżować ze sobą ich drogi. Tylko, czy równie łatwo nie może ich także rozdzielić?

Agata Czykierda-Grabowska jest obecnie jedną z najpopularniejszych, o ile nie najpopularniejszą autorką polskich powieści New Adult. Jej twórczość charakteryzuje się tym, że akcja toczy się na naszych ziemiach, a historie przez nią pisane poruszają trudne i bolesne tematy, ale posiadają też w sobie ogromne pokłady nadziei i wrażliwości.
Ta książka nie ma nic wspólnego z poprzednimi w dorobku Agaty.

Jako największa fanka autorki (i mam tu na myśli NAJWIĘKSZĄ fankę), kilkakrotnie dostąpiłam zaszczytu czytania historii w początkowej fazie tworzenia. Wiem, więc czego mogę się spodziewać, jaki pomysł na daną historię ma Agata, a jednak podczas czytania kolejnych rozdziałów jestem zaskoczona tak bardzo, jakbym o pomyśle na książkę nie wiedziała nic.
Jednak to, co działo się ze mną podczas czytania Adama jest nie do opisania. Każdy fragment, który czytałam, uderzał mnie prosto w serce. Nie jest to tylko pusta metafora. Naprawdę czułam się, jak gdyby z pliku pdf co jakiś czas wyskakiwała ręka, które najpierw przebijała się przez moją klatkę piersiową, by ostatecznie złapać moje serce, ścisnąć je, wbić w nie pazury i trzymać przez jakiś czas. I kiedy wydawało mi się, że ucisk ten delikatnie zelżał, ona chwytała ponownie, jeszcze mocniej, silniej... Tak mocno, że wyciskała z moich oczu łzy.

Nie wiem ile razy w życiu zdarzyło mi się przeżywać takie emocje podczas czytania. Z pewnością nie więcej niż kilka. Nie powinno więc dziwić nikogo następujące zdanie: Adam to jedna z najpiękniejszych książek, jakie dane mi było przeczytać. To gejzer emocjonalny. Majstersztyk pod względem połączenia bólu i nadziei. Czytanie tej książki było jednym z najwspanialszych doświadczeń, jakie mnie spotkały.
Odkąd ją skończyłam minęło kilka miesięcy, a nawet w tym momencie, pisząc tę recenzję czuję takie wzruszenie, że ciężko mi nad sobą panować. Poza wzruszeniem czuję również miłość. Ogromną, bezkresną, niewyobrażalną miłość. Do tej historii, bohaterów i samej autorki. Za to, że jest trudna i tak uderzająco prawdziwa. Że nie jest przerysowana, nadmiernie nadmuchana, jak balon, który w końcu pęknie. Zamiast tego ukazuje brudny świat maltretowanych/niekochanych/niedostrzeganych dzieci, które nie potrafią odnaleźć samych siebie, bo nikt nie poświęcił im wystarczająco dużo uwagi, by mogły uwierzyć, że warto. Ta książka to obraz żywcem wyjęty z wielu domów. Stąd moja miłość do Agaty Czykierdy-Grabowskiej, bo nie bała się ruszyć tego parszywego tematu, o którym tak często boimy się mówić. W dodatku zrobiła z tego przepiękną historię miłosną, która opiera się na niewinnym, czystym uczuciu. Nie tylko uczuciu pierwszych zrywów serca, ale również o poczuciu przynależności do drugiej osoby, do miejsca, do świata.

Tytułowy bohater to jedna z najbardziej złożonych i skomplikowanych postaci, jakie było mi dane poznać. To chłopak tajemniczy, zamknięty w sobie i brutalnie pokiereszowany przez życie. Wślizgnął się pod moją skórę przy pierwszej możliwej okazji, zupełnie niepostrzeżenie i zrobił w mojej duszy takie spustoszenie jakby przeszło przez nią tornado. Kocham go miłością prawdziwą i jeśli Wy nie poczujecie tego tak samo mocno, nie zrozumiem, jak to możliwe. Dla mnie jest to taki bohater, którego pamięta się jak swoje pierwsze zauroczenie. To samo można powiedzieć o naszej bezimiennej bohaterce, która była istotą tak dobrą i nieskazitelnie czystą, jakby została zesłana przez Boga, by uratować tego pozbawionego cudzej miłości, obdartego z niewinności i dzieciństwa chłopca. Ich uczucie, wzajemne wsparcie i więź, którą wytworzyli była czymś niemożliwym do pojęcia i ogarnięcia, ponieważ wpływała na każdą część mojego umysłu i sprawiała, że mogłam myśleć tylko o jej niewyobrażalnym uroku.

Kiedy skończyłam czytać Adama trzy miesiące temu byłam pewna, że to najlepsza powieść Agaty Czykierdy-Grabowskiej oraz że złamie ona tysiące serc. Kiedy jednak pisałam tę recenzję dopadło mnie tyle myśli, że dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak olbrzymie piętno odbiła na mnie ta bajeczna opowieść. Jak wielkie wrażenie na mnie wywarła, ile dzięki niej pojęłam, jak bardzo otworzyłam dzięki niej swoje serce. Nie wiem, czy powyższa opinia jest dobra. Nie dbam o to. Wiem natomiast, że jest najbardziej szczera ze wszystkich, jakie kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieję, że poczujecie tę szczerość i to, co czułam ja przez ostatnie 40 minut pisania.

Na koniec chciałabym się z Wami podzielić moją jedną myślą. Moim marzeniem. A jest nim to, by ta historia trafiła do jak największej liczby czytelników. Nawet do tych, którzy na co dzień nie czytają takiej literatury. Proszę, dajcie szansę tej powieści. Sprawcie, że ludzie będą o niej mówić i że odniesie sukces. Nie życzę jej sukcesu przez wzgląd na moją znajomość z autorką tylko dlatego, że jest tego cholernie warta.
Bo jest o czymś, bo jest ważna, bo musimy przestać zamykać się na mówienie o takich sprawach. Bo na to zasługuje!

Przeczytałam w swoim życiu masę książek. Niektóre z nich były słabe, większość przeciętna, ale najmniejszy odsetek stanowiły te naprawdę wyjątkowe.
Co jednak stanowi o niezwykłości danej historii? Czy to poruszana tematyka? A może po prostu styl autora i umiejętność opisywania uczuć i emocji? Co z łamiącymi serce zakończeniami?
Długo nad tym myślałam, ale nie znalazłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciężko jest mi napisać w tej chwili cokolwiek sensownego. Dlatego napiszę jedno: cholernie mądra książka, którą powinien przeczytać każdy zagubiony nastolatek wchodzący w dorosłość!

Ciężko jest mi napisać w tej chwili cokolwiek sensownego. Dlatego napiszę jedno: cholernie mądra książka, którą powinien przeczytać każdy zagubiony nastolatek wchodzący w dorosłość!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Uwielbiam element zaskoczenia. Zarówno w życiu, jak i w książkach lub filmach. Lubię, kiedy coś, co początkowo miało okazać się tylko czarne lub białe, finalnie posiada w sobie całą feerię barw i kolorów. Jestem osobą, która bardzo ceni różnorodność, dlatego właśnie tak wielkie wrażenie wywarła na mnie ta historia.

Gdy zaczynałam czytać tę powieść nie miałam wobec niej większych oczekiwań. Liczyłam, że będzie to po prostu typowa młodzieżówka, która zapewni mi kilka godzin dobrej rozrywki. Myliłam się jednak tak bardzo, jak chyba nigdy wcześniej. Kompletnie nie spodziewałam się, że ta książka uczyni ze mnie coś na kształt roztrzęsionej galaretki. Nie jestem chyba w stanie opisać emocji, jakie towarzyszyły mi podczas czytania. Była to czysta frustracja pomieszana z zachwytem i przeogromnym zaskoczeniem. Ta historia była tak dobra, że momentami nie mogłam tego ogarnąć.

Wielka, robiąca z mojego mózgu miazgę tajemnica, była najlepszym akcentem w tej pozycji. Bo choć z początku wszystko wydawało mi się jakieś dziwne, później przerodziło się w zaskakująco interesujące. Sama Julie to normalna, odważna, prostolinijna nastolatka, która swoją osobowością potrafiła rozświetlić nawet najbardziej ponure otoczenie. Rodzina Watkinsów natomiast to zlepek indywidualności, które ścierały się ze sobą, ale też wspierały się wzajemnie na każdym etapie własnej codzienności. Czasami do tego stopnia, że nawarstwione przez nich tajemnice doprowadzały mnie do bólu głowy tak wielkiego, że obawiałam się wewnętrznej eksplozji.

Nie chcę za wiele pisać o głównych postaciach, by nie zdradzić niczego ważnego. Matt wydaje się być geniuszem matematycznym, który oprócz miłości do nauki i siostry nie wyróżnia się niczym szczególnym. Celeste natomiast to trzynastolatka, która wypowiada się w zbyt dojrzały sposób i posiada pewien bardzo osobliwy nawyk wokół którego kręci się tak naprawdę cała fabuła. Jest jeszcze Finn, najstarszy z rodzeństwa, który od kilku lat podróżuje po świecie jako wolontariusz i choć Julie nigdy go nie widziała, wymienia się z nim wiadomościami aż w końcu ten obcy chłopak zaczyna wiele dla niej znaczyć. Są również rodzice – wiecznie nieobecni i trochę zdystansowani wobec swoich dzieci.

Może to wszystko brzmi banalnie, ale zapewniam, że tak nie jest. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam coś tak poruszającego mnie wewnętrznie. Ta powieść jest niemal doskonała. Przeczytałam ją w ciągu kilku godzin. Bez momentu na oddech, pogrążając się w niej bez wytchnienia. Nie wiem, jak to możliwe, że zyskała tak niewielką popularność. Chociaż właściwie może wiem, gdyż nawet na mojej półce musiała przeleżeć dobre 2 lata zanim po nią sięgnęłam.

Myślę, że większość z Was mógł zmylić ten niepozornie lekki opis, który jest wierutnym kłamstwem i nie ma nic wspólnego z zabawną, urzekającą i zmiatającą z powierzchni treścią. Jeżeli jednak ufacie mi chociaż trochę, sięgnijcie jak najprędzej po To skomplikowane, Julie, bo jest to prawdopodobnie jedna z najbardziej zaskakujących, poruszających i niedocenionych książek, jakie czytałam

Uwielbiam element zaskoczenia. Zarówno w życiu, jak i w książkach lub filmach. Lubię, kiedy coś, co początkowo miało okazać się tylko czarne lub białe, finalnie posiada w sobie całą feerię barw i kolorów. Jestem osobą, która bardzo ceni różnorodność, dlatego właśnie tak wielkie wrażenie wywarła na mnie ta historia.

Gdy zaczynałam czytać tę powieść nie miałam wobec niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powiem krótko: gdyby pierwsza połowa książki była tak samo dobra, jak druga, moja ocena byłaby zdecydowanie wyższa.
Jestem pełna nadziei i oczekiwania względem kolejnej części, bo zapowiada się świetnie.

Powiem krótko: gdyby pierwsza połowa książki była tak samo dobra, jak druga, moja ocena byłaby zdecydowanie wyższa.
Jestem pełna nadziei i oczekiwania względem kolejnej części, bo zapowiada się świetnie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piękna, delikatna historia o dwóch zagubionych duszach, które próbują odnaleźć drogę do swoich serc.
Polecam!!

Piękna, delikatna historia o dwóch zagubionych duszach, które próbują odnaleźć drogę do swoich serc.
Polecam!!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga część historii Liama i Lee przypomina mi trochę pierwszą, ponieważ obie książki posiadają sporo wad, ale czyta się je bardzo szybko i dość przyjemnie. Największym mankamentem jest tu zdecydowanie zbyt dużo słodyczy A za mało akcji. Można powiedzieć, że poza wzajemnym uwielbieniem bohaterów i ich miłosnymi wyznaniami (które w pewnej chwili zaczynają nudzić swoją powtarzalnością) niewiele się dzieje. Znalazłam jednak kilka lepszych momentów, stąd moja całkiem wysoka ocena.

Druga część historii Liama i Lee przypomina mi trochę pierwszą, ponieważ obie książki posiadają sporo wad, ale czyta się je bardzo szybko i dość przyjemnie. Największym mankamentem jest tu zdecydowanie zbyt dużo słodyczy A za mało akcji. Można powiedzieć, że poza wzajemnym uwielbieniem bohaterów i ich miłosnymi wyznaniami (które w pewnej chwili zaczynają nudzić swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przez niemal pół książki czytanie jej sprawiało mi autentyczny ból. Nie był to jednak rodzaj tego pozytywnego bólu, który rozdziera serce. Czułam bowiem zwyczajny dyskomfort, ponieważ nie mogłam pojąć, jak można stworzyć tak papierowych bohaterów oraz pozbawioną chemii relację.
Wszystko, co czytałam wydawało mi się do bólu sztuczne, przewidywalne i bezsensowne.
Na szczęście w pewnym momencie się to zmieniło. Rozwinęło się jak motyl i nawet udało mi się polubić Liama. Myślę, że to właśnie on jest najjaśniejszym punktem tej historii. Należy bowiem do tego typu bohaterów, których się ceni za ich dobroć I oddanie. Do czytania zachęca również fakt, że przez cały czas czuć, że koniec końców zbliża się coś kulminacyjnego, a to napędza naszą ciekawość. Niestety ja już po pierwszych rozdziałach przeczuwałam, co nadchodzi i niestety się nie myliłam.

Przez niemal pół książki czytanie jej sprawiało mi autentyczny ból. Nie był to jednak rodzaj tego pozytywnego bólu, który rozdziera serce. Czułam bowiem zwyczajny dyskomfort, ponieważ nie mogłam pojąć, jak można stworzyć tak papierowych bohaterów oraz pozbawioną chemii relację.
Wszystko, co czytałam wydawało mi się do bólu sztuczne, przewidywalne i bezsensowne.
Na szczęście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta książka jest zdecydowanie typowym, akademickim New Adult. Nie jest pozbawiona wad. Zdarzało się, że główna bohaterka wywoływały we mnie częsty gest przewracania oczami i pewne sytuacje w jej zachowaniu bywały wręcz absurdalnie niedojrzałe. Niemniej jednak jest to przyjemna historia, z fantastycznym bohaterem, który doprowadzał mnie do rozmarzonego uśmiechu niezliczoną ilość razy i po prostu rozlewał ciepło w moim sercu.
Niewątpliwie największą zaletą tej powieści jest humor i wzajemne przepychanki pomiędzy Emely a Elyasem. Choćby dlatego warto sięgnąć po ten tytuł.

Ta książka jest zdecydowanie typowym, akademickim New Adult. Nie jest pozbawiona wad. Zdarzało się, że główna bohaterka wywoływały we mnie częsty gest przewracania oczami i pewne sytuacje w jej zachowaniu bywały wręcz absurdalnie niedojrzałe. Niemniej jednak jest to przyjemna historia, z fantastycznym bohaterem, który doprowadzał mnie do rozmarzonego uśmiechu niezliczoną...

więcej Pokaż mimo to