-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-12-30
2015-02-11
2015-08-18
2015-11-11
Są książki, które się czyta z zainteresowaniem, są też takie, które się czyta, bo się czyta, z nadzieją, że się szybko skończą. Są też takie, które się porzuca i takie, których się nie zdąży porzucić, ba! nie zdąży się od nich oderwać, bo nagle się kończą. Ta książka była specyficzna. Cudowna. Przyciągała jak magnes i tym bardziej drażnił brak czasu i czytanie "gdzie się da" i "kiedy się da". Tak mało czasu, a tak dużo fantastycznie napisanych stron!
Akcja powieści biegnie dwutorowo. To opowieść o Danielu, który odnalazł na Cmentarzu Zapomnianych Książek książkę Juliana Caraxa. Nie wiedział, że to przełomowy moment, że teraz zaczyna się prawdziwa, bardzo niebezpieczna przygoda, która odmieni jego życie. Chłopiec przeczytał powieść i zafascynowany autorem pragnął poznać inne dzieła. Okazało się, że nie jest to takie łatwe, bowiem ktoś poluje na te książki, a następnie je pali. Każda próba zgłębienia tej historii niosła za sobą mniejsze lub większe ryzyko. Daniel przeżywał przy okazji pierwsze przygody miłosne, które jeszcze bardziej plątały mu i tak poplątaną już rzeczywistość.
Drugim torem biegnie historia Juliana Caraxa i jego wielkiej miłości. Dowiadujemy się z kilku źródeł, jak wyglądało jego życie, jak zaczął pisać, a przede wszystkim o bardzo romantycznym, ale zakazanym związku. Carax to największa tajemnica powieści, tajemnica, której rozwiązanie dawkowane jest ze smakiem i która trzyma czytelnika w niepewności. .
Nie jest to taka książka podobna do innych, które czytałam. To moje pierwsze spotkanie z Zafonem, ale z pewnością nie ostatnie, bo zachwycił mnie on klimatem, który zbudował na kartach swojej powieści. Piękne uliczki Barcelony zostały przedstawione w taki sposób, że miałam wrażenie, że spaceruję z bohaterami. Dodatkowo urzekły mnie wymowne i pełne subtelności opisy emocji i relacji między bohaterami. I to nie tylko w relacjach damsko-męskich, ale też relacje z rodzicami, z przyjaciółmi. Zafon nakreśla wszystkie uczucia, które towarzyszą nam w życiu - miłość, tęsknotę, smutek, radość, szczęście... Wszystkie one przeplatają się ze sobą tworząc piękną otoczkę do wydarzeń. A sama akcja? Akcja toczy się leniwie, kawałek po kawałku poznajemy nowe oblicza głównego bohatera, a także pisarza, który jest jego największą fascynacją. Przeżywamy wraz z bohaterami porywy namiętności, ponosimy wraz z nimi konsekwencję i chcemy więcej i więcej, bo całość trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Bardzo polecam każdemu, kto ma ochotę na podróż uliczkami Barcelony i poznanie niesamowitej historii z książką w roli głównej.
Są książki, które się czyta z zainteresowaniem, są też takie, które się czyta, bo się czyta, z nadzieją, że się szybko skończą. Są też takie, które się porzuca i takie, których się nie zdąży porzucić, ba! nie zdąży się od nich oderwać, bo nagle się kończą. Ta książka była specyficzna. Cudowna. Przyciągała jak magnes i tym bardziej drażnił brak czasu i czytanie "gdzie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-27
Odetchnęłam z ulgą. Ostatnia część przygód prokuratora Szackiego za mną. Teodora poznałam, pokochałam i wdzięczna jestem za tak barwną postać, ale "Gniew" nie wzbudził we mnie pozytywnych uczuć. Niestety. Większość osób uważa, że to najlepsza część trylogii, ja pokuszę się o stwierdzenie, że zdecydowanie najsłabsza. W moim odczuciu najlepsze było "Ziarno prawdy", którego akcja rozgrywała się w sandomierskich plenerach.
Dużo niewyjaśnionych wątków, nierozwiązanych kwestii, to największa bolączka moja po przeczytaniu tej pozycji. Pytania się mnożą, odpowiedzi na nie nie ma, a ja nie z tych, co lubią sami sobie dopowiadać dalszy ciąg. Zakończenie, to ma być zakończenie, a nie splot wydarzeń urwanych w połowie zdania.
Przede wszystkim czekałam na jakąś informację o Basi z "Ziarna prawdy". Nie doczekałam się. Doczekałam się za to pojawienia Klary, ale to pojawienie nic nie wniosło. Jakby na siłę.
Intryga zawiązana w "Gniewie" jest zawiła. W podziemiach znaleziono zwłoki. Właściwie same kości. Początkowo wydaje się, że to kolejne szczątki z dawnych czasów, oddane więc zostają uczelni do badań. Szybko okazuje się, że kości nie przeleżały w podziemiach długo, że jeszcze 2 tygodnie temu z denatem było wszystko w porządku. Dzięki kolejnym badaniom wychodzą na jaw kolejne przerażające rzeczy - znaleziony szkielet składa się z kości różnych osób, nie tylko zaginionego mężczyzny.
W książce poruszony jest bardzo poważny problem przemocy domowej. Relacje ofiary i kata, krzywda jakiej doświadczają dzieci, kiedy bita jest matka, trauma, która się ciągnie przez całe życie, to tylko niektóre z elementów, na które autor zwraca uwagę. To jest bardzo dobry motyw, bardzo drastycznie nakreślony, który daje do myślenia. Uświadamia, że nie tylko kat jest winny, ale też każdy, kto wie o tym, że za ścianą dzieje się zło i nie przeciwdziała mu.
Nie podobał mi się wątek prywatny w tej części trylogii. Naciągany, bardzo naciągany.
Niby to wszystko stanowiło całość, początkowo całkiem przyjemny obrazek, potem akcja trzymała w coraz większym napięciu, by mniej więcej w 3/4 tomu rozmyć się całkowicie. Moje zainteresowanie się gdzieś zgubiło, a autor dołożył wszelkich starań, żeby nawet na chwilę nie poprawić mojego odbioru powieści. Końcówka jest fatalna, może miała być zagadką, może wyzwaniem dla czytelnika, może gdzieś tam w powieści jest do niej klucz, ale ja się czuję jak wyjątkowo mało inteligentny odbiorca, który zamiast się zachwycić po prostu jest zniesmaczony.
Nie zmienia to jednak mojego odbioru prokuratora Szackiego, którego postać od początku do końca była fantastycznie budowana. Polubiłam tego bohatera i chociaż po "Gniewie" nie mam już ochoty na ciąg dalszy, to jednak gdzieś tam we mnie tli się nutka smutku, że nie spotkam już Teodora na kartach żadnej powieści.
Odetchnęłam z ulgą. Ostatnia część przygód prokuratora Szackiego za mną. Teodora poznałam, pokochałam i wdzięczna jestem za tak barwną postać, ale "Gniew" nie wzbudził we mnie pozytywnych uczuć. Niestety. Większość osób uważa, że to najlepsza część trylogii, ja pokuszę się o stwierdzenie, że zdecydowanie najsłabsza. W moim odczuciu najlepsze było "Ziarno prawdy",...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-01
Apsik!
Po stokroć apsik i alleluja, że znalazła się taka cudowna Ałtorka, która stworzyła to wiekopomne dzieło. Ostatnio tak genialna książka wpadła w moje macki w podstawówce, jest 20 lat później i z radością wielką powitałam kolejny bestseller na liście moich osobistych bestsellerów.
"Dożywocie" jest książką przeuroczą, przesympatyczną i przezabawną. I zapewne znalazłabym jeszcze więcej takich prze-, bo gotowam pisać peany i na cześć Marty Kisiel, że mi taką rozrywkę zafundowała, i na cześć wydawnictwa Uroboros, że wyrwało "Dożywocie" z sideł innego wydawnictwa, tak szybko, jak tylko mogło i wznowiło wydanie. Dzięki temu mój osobisty egzemplarz legendarnej i owianej tajemnicą powieści stoi dumnie na półce. Opatrzony jest ałtorską zakładką, ałtorską pieczątką, ałtorskim podpisem samej Ałtorki i jak tylko znajdę odpowiednie miejsce i czas, to opatrzę też zdjęciem wspólnym zrobionym na wieczorze autorskim. I tym samym tak wyposażony egzemplarz będzie zajmował honorowe miejsce w pokoju i czekał na swoją kontynuację. Mam nadzieję, że niejedną.
Do rzeczy. "Dożywocie" jest głównie o dożywotnikach. A dożywotnicy to ci, co dożywotnio należą do spadkobiercy Lichotki, dworku z wieżyczką, który to kryje wielkie tajemnice. Do Lichotki przybywa Konrad Romańczuk. Przyjął on właśnie spadek i ma nadzieję, że będzie sobie mieszkał w spokoju na prowincji i pisał, bo właśnie tym się trudni - pisaniem. I kiedy dojeżdża do tej zniewalającej budowli z wieżyczką, odkrywa z przerażeniem, że coś tu jest bardzo, ale to bardzo nie tak. Dożywotnicy okazują się być jedyni w swoim rodzaju, a przy tym tak uroczy, że ma ochotę uciec w podskokach i uznać to za kiepski żart losu. Tylko nie może uciec, bo właściwie psuje mu się u wrót domostwa samochód i tym samym jest tak jakby uwiązany.
Pierwszy z dożywotników, to anioł Licho. Licho, to wymarzona partia na żonę dla każdej kobiety, która nie bardzo lubi sprzątać, bowiem robi to maniakalnie, zawsze i wszędzie i wręcz z niecierpliwości czeka, kiedy będzie coś do zrobienia. Brałabym w ciemno, u mnie Licho na pewno nie nudziłoby się. Licho ma jednak pewien mały defekt - alergię. I to o zgrozo alergię na pierze. I tym samym biedne męczy się okrutnie, bo uczulają go własne skrzydła, które w ramach leczniczych wyskubuje z piórek. Najwięcej uroku dodają zasmarkanemu Lichu bamboszki, w których drepcze poczciwy anioł przez karty powieści. Kolejnym przedziwnym stworzeniem zamieszkującym Lichotkę jest Krakers - ośmiornica, która z dzikim zapałem gotuje, piecze, smaży. Jednym słowem odwala całą kulinarną robotę. Dworek zamieszkuje też panicz Szczęsny, a właściwie bardziej nieszczęsny, bo swoim bólem istnienia mógłby obdzielić znaczny kawałek świata. Pisze, rymuje, szuka natchnienia, szuka kobiety, wielbi, smęci i ogólnie irytuje, ale jest też uroczy w swojej bolesności. Do tego zestawu dochodzą utopce, które lubią pluskać się w wannie Konrada i królik. Niepozorny króliczek, przeuroczo-przewredne stworzenie ochrzczone dostojnym imieniem Rudolf Valentino, który w trakcie powieści dokonuje niesamowitej przemiany, i to dwukrotnej. A fakt, jeszcze Zmora. Kotka. I w zasadzie każdy kto miał koty, zna koty i kocha koty wie, co może oznaczać taki bohater w powieści.
Tak naprawdę cała książka to splot zwykłych i niezwykłych wydarzeń, ale napisanych tak, że przeciętny zjadacz chleba nie powinien w momencie czytania zjadać chleba, bo może się to dla niego skończyć zadławieniem. Nie powinien też pić, bo grozi to opluciem aktualnie trzymanej w dłoni powieści. Ani siedzieć za wysoko, bo ze śmiechu może po prostu spaść na podłogę i się uszkodzić. Dożywotnicy dbają o to, żeby Konrad się nie nudził, a czytelnik miał frajdę z czytania. Tak naprawdę nie znam lepszej książki, którą można stosować w ramach śmiechoterapii, od dłuższego czasu polecam właśnie tę.
"Była noc przed Gwiazdką i w całym domu...
No, może nie tak do końca przed. W zasadzie wcale nie przed, a na pewno nie tuż przed, bynajmniej. Właściwie to do Gwiazdki było dość sporo czasu, tak ze dwa tygodnie. A dokładnie rzecz ujmując, trzynaście dni. Mikołajkowe prezenty zdążyły się już znudzić, po słodyczach zostały tylko stosy sreberek i papierków, nowe komórki tłuszczowe oraz radosne zaczątki próchnicy, zaś pora na rozplątywanie światełek i ubieranie choinki jeszcze nie nadeszła. Takie grudniowe ni wpiął, ni wypiął, kiedy nie za bardzo wiadomo, co ze sobą począć."
Ja na takie właśnie grudniowe ni wpiął, ni wypiął zalecam lekturę "Dożywocia". Niezawodny przyspieszać czasu!
Apsik!
Po stokroć apsik i alleluja, że znalazła się taka cudowna Ałtorka, która stworzyła to wiekopomne dzieło. Ostatnio tak genialna książka wpadła w moje macki w podstawówce, jest 20 lat później i z radością wielką powitałam kolejny bestseller na liście moich osobistych bestsellerów.
"Dożywocie" jest książką przeuroczą, przesympatyczną i przezabawną. I zapewne...
2015-12-15
2015-12-01
http://kulturalnamysz.blogspot.com/2015/12/uwikanie-zygmunt-mioszewski.html
Teodor Szacki obrósł legendą. Każdy o nim słyszał, prawie każdy czytał trylogię, której jest głównym bohaterem. Wiedziona ciekawością sięgnęłam po pierwszy tom i nie mogłam wyjść z zachwytu.
Przede wszystkim bardzo polubiłam głównego bohatera. Teodor jest genialnie napisaną postacią. Genialnie, bo to zwyczajny, prosty człowiek, z całym naręczem wad i złych decyzji. Ma ludzką twarz i popełnia ludzkie błędy, a przy tym cechuje go inteligencja, poczucie humoru i błyskotliwość. Wszystko składa się na osobę fantastycznego prokuratora, trochę gorszego ojca, jeszcze gorszego męża i nieprzeciętnego człowieka. To jego postać przyciągnęła mnie najbardziej. W kilku miejscach mi zaimponował, w kilku zawiódł, bo miałam nadzieję, że przewidywalny scenariusz to jedno, a postępowanie Teodora pójdzie swoją drogą. Nie poszło, ale i tak za tego bohatera wielki ukłon w stronę autora.
Akcja "Uwikłania" dzieje się w stolicy. Podczas dwudniowej terapii ustawień prowadzonej przez znanego psychoterapeutę zostaje znaleziony martwy jeden z uczestników. Pozostali trzej zostają przesłuchani, podobnie jak przesłuchana zostaje żona zmarłego, koledzy z pracy i prowadzący terapię. Teodor próbuje wyjaśnić, kto zabił, jaki mógł mieć motyw. Poszlaki prowadzą w kilku kierunkach, prokurator miota się zarówno w sprawie, jak i we własnych problemach, a całość tworzy bardzo zgrabnie napisaną intrygę, której rozwiązanie może zaspokoić nawet największe oczekiwania.
Moje oczekiwania nie były może duże, ale całość zrobiła na mnie duże wrażenie. Przewidywałam, że śledztwo może iść właśnie w takim kierunku, ale byłam ciekawa, jak autor niektóre rzeczy powiąże ze sobą, inne wyjaśni. Okazało się, że powiązał sprawnie i z sensem, a wyjaśnił w niezwykle trzymający w napięciu sposób. I tym samym skończyłam lekturę i bezzwłocznie sięgnęłam po "Ziarno prawdy", żeby nie stracić magii, którą roztoczyła część pierwsza.
Na pewno warto spróbować przeczytać i samemu ocenić, czy książkę (a właściwie całą serię) nagłośniono i rozreklamowano zasadnie, czy też nie. Oczywiście każdy znajdzie tu coś, co przypadnie mu do gustu, i coś, co się nie spodoba, a wręcz zniesmaczy. Przyznaję się, że i mnie jedna sytuacja wyjątkowo zniesmaczyła, a nawet troszkę osłabiła moją wiarę w człowieka, jako w jednostkę myślącą, ale z drugiej strony taka sytuacja ma miejsce w naszym codziennym życiu, jeśli nie bezpośrednio w naszej rodzinie, to u sąsiadów bliższych, czy dalszych, więc może po prostu nie powinnam idealizować w gruncie rzeczy wykreowanego tak nieidealnie bohatera, tylko z większą pokorą zaakceptować kolejną słabość i wadę prokuratora. "Uwikłanie" polecam, bo to bardzo dobry kryminał, którym autor potwierdził, że polska proza ma się świetnie.
http://kulturalnamysz.blogspot.com/2015/12/uwikanie-zygmunt-mioszewski.html
Teodor Szacki obrósł legendą. Każdy o nim słyszał, prawie każdy czytał trylogię, której jest głównym bohaterem. Wiedziona ciekawością sięgnęłam po pierwszy tom i nie mogłam wyjść z zachwytu.
Przede wszystkim bardzo polubiłam głównego bohatera. Teodor jest genialnie napisaną postacią. Genialnie, bo...
2015-10-01
"Przeszłość jest jak cień. Prawda nie pozwala spokojnie spać". Te okładkowe słowa sprawiły, że z zainteresowaniem sięgnęłam po kolejną książkę pani Klejzerowicz. Sympatię do autorki mam już jakiś czas, zapoznałam się z kilkoma jest powieściami i ogólnie odbierałam je zawsze pozytywnie. "List z Powstania" przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
Julia przeżyła wojnę. Straciła rodziców, dom, swoje miejsce w Warszawie. Najpierw wylądowała w sierocińcu, później przygarnęła ją ciotka. Miała w życiu jeden cel - znaleźć siostrę. Skończyła uniwersytet, znalazła fantastyczną pracę, założyła rodzinę, ale i tak jej życiem kierowała tylko jedna sprawa. Chciała za wszelką cenę poznać prawdę, dowiedzieć się, czemu musieli zginąć jej rodzice, a przede wszystkim, gdzie jest i co robi jej Hanka. Zaraziła swoją obsesją męża, później zaraziła też córkę. Mimo wielu porażek, katastrof, ciężkich chwil, żyła nadzieją, że w końcu się czegoś dowie. Nawiązywała kontakty z powstańcami, jeździła do stolicy, grzebała w literaturze, w dokumentach, obsesyjnie szukała, chociaż nie przynosiło to żadnego skutku. Pewnego dnia dostała list, który wywrócił wszystko do góry nogami...
Książka utrzymana jest w niesamowitym klimacie. Uczucia bohaterów są całkowicie odczuwalne, namacalne wręcz - strach, szczęście, przywiązanie, rozpacz, wszystko to miesza nie tylko w głowach bohaterów, ale też w głowie czytelnika. W jednym momencie autentycznie przestraszyłam się, tak jakby to do moich drzwi właśnie ktoś zapukał. W innym momencie przeleciało przez mój brzuch stado motyli, tak jakby to w moje oczy właśnie ktoś spoglądał. Niesamowita gra emocjami, której nie dostrzegłam w innych książkach autorki, to największy atut powieści. Do tego cała historia opowiedziana jest w interesujący sposób. Ciężko się oderwać od wspomnień o Julii, potem od historii o jej córce Mariannie. Duchy przeszłości, obecne na każdej stronie, potęgują wrażenie lęku i sprawiają, że każdy bohater, który zbliża się do głównych bohaterek, z miejsca uznany jest za ich wroga. Nie udało mi się zaufać nawet tym, którzy naprawdę byli pozytywnymi postaciami, na każdym kroku doszukiwałam się podstępu, nie uwierzyłam w żaden wypadek, snując przy każdym z wydarzeń swoje własne teorie spiskowe. Naprawdę nie pamiętam książki, która dostarczyłaby mi tyle wrażeń i dokarmiła najdelikatniejszą, bo tą najbardziej emocjonalną część mnie.
Podejrzewałam, jakie może być zakończenie. Nie mogę powiedzieć, że było to dla mnie całkowite zaskoczenie, ale i tak z przerażeniem czytałam kolejne linijki wyjaśnienia wszystkiego, co działo się przez prawie 60 lat. Ogarniało mnie przy tym poczucie niesprawiedliwości i złości. I naszła mnie taka myśl, że tak łatwo dać się wciągnąć w gierki innych, w manipulacje i, że to niewiarygodne, jakie spustoszenie w osobowości wielu ludzi poczyniła wojna i jej następstwa.
Powieść na wysokim poziomie. Zachwycająca i godna polecenia pozycja, do której na pewno jeszcze wrócę.
"Przeszłość jest jak cień. Prawda nie pozwala spokojnie spać". Te okładkowe słowa sprawiły, że z zainteresowaniem sięgnęłam po kolejną książkę pani Klejzerowicz. Sympatię do autorki mam już jakiś czas, zapoznałam się z kilkoma jest powieściami i ogólnie odbierałam je zawsze pozytywnie. "List z Powstania" przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
Julia przeżyła wojnę. Straciła...
2015-08-31
Lubię czytać to, co napisała Osiecka. Lubię też czytać to, co inni napisali do niej. I o niej. "Pejzaże..." to nie jest typowa biografia. Jest to książka z duszą, o kimś niesamowitym, smutnym i samotnym, kto podejmował lepsze lub gorsze decyzje, żył lepiej lub gorzej, a i tak był uwielbiany przez wszystkich. Zawiera liczne wspomnienia jej przyjaciół, a także fragmenty pamiętników, opowiadań, wierszy Agnieszki... Niesamowicie przyjemna w odbiorze pozycja. Dla każdego, kto chce bliżej poznać Osiecką i poszczególne etapy jej życia.
Plusy? Świetnie skonstruowana tematycznie. Krok po kroku poznajemy rodzinę Agnieszki, jej młodość, pierwsze miłości i zawodowe fascynacje. Z kart biografii możemy wywnioskować, co ukształtowało jej charakter, a także zrozumieć, czemu wybrała taką przyszłość dla siebie. Jej studia, udzielanie się w STSie, związek z Markiem Hłasko, to bardzo przyjemne dla czytelnika opowieści, które pozwalają spojrzeć w troszkę inny sposób na naszą poetessę. Równie interesujące są jej pierwsze sukcesy zawodowe, czy historie współpracy z poszczególnymi muzykami. Troszkę zabrakło mi w tej książce Jeremiego Przybory. Relacja z nim zawsze wzbudza przyjemne mrowienie w okolicy mojego serca.
Intryguje ton, w jakim wypowiada się o matce Agata Passent. Przedstawia ona kilka przemiłych wspomnień, a jednocześnie podkreśla, że ich relacje były nie takie, jak powinny być. Za dużo żalu i niezrozumienia, za mało obecności i czułości, które są tak ważne na linii rodzic - dziecko. Zastanawiające są też opowieści bliskich przyjaciół. Podkreślają oni, że Agnieszka dyktowała warunki relacji, przyjaźń była wtedy, kiedy to ona miała na nią ochotę, kiedy nie miała - szukała nowych miejsc, nowych ludzi, nowych wrażeń. Osiecka jawi się jako niezwykle niestabilna osobowość, z trudnym charakterem, z ludzkimi słabości i wewnętrznym rozdarciem. Od dawna mam wrażenie, że to wady i niedoskonałości przyciągały do niej ludzi. To nie zalety sprawiały, że wydawała się interesująca, że chciało się ją bliżej poznać i stać się częścią jej świata. Rozpłakałam się na końcówce. A całość musiałam przemyśleć - i to dłuższą chwilę.
Polecam z całego serca każdemu, kto zna i lubi, a także każdemu, kto nie zna, albo nie lubi, ale chciałby poznać i spróbować zrozumieć, czemu życie Osieckiej było takie, a nie inne.
"A ja jestem, proszę pana, na zakręcie
Choć gdybym chciała, bym się urządziła
Już widzę pieska, bieska, stół
Wystarczy, żebym była miła
Pan był także, proszę pana, na zakręcie
Dziś pan dostrzega, proszę pana, te realia
I pan haruje, proszę pana, jak ten wół
A moje życie się kolebie niczym balia"
Lubię czytać to, co napisała Osiecka. Lubię też czytać to, co inni napisali do niej. I o niej. "Pejzaże..." to nie jest typowa biografia. Jest to książka z duszą, o kimś niesamowitym, smutnym i samotnym, kto podejmował lepsze lub gorsze decyzje, żył lepiej lub gorzej, a i tak był uwielbiany przez wszystkich. Zawiera liczne wspomnienia jej przyjaciół, a także fragmenty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-16
Przeczytałam "Złodziejkę książek" i byłam zachwycona. Przeczytałam zatem "Posłańca". I tym razem mam mocno mieszane odczucia. Na pewno nietypowa narracja, połączona z nietypowym układem książki mogą odrzucić już na samym początku. Mnie nie odrzuciły, a wręcz spowodowały, że czytałam z większym zainteresowaniem.
Głównym bohaterem książki jest Ed. Na co dzień jest taksówkarzem, kocha się potajemnie w koleżance, z którą spędza dużo czasu. Ma paczkę przyjaciół, spotykają się i grają godzinami w karty. Mieszka w bardzo przeciętnym miejscu ze swoim psim przyjacielem, Odźwiernym. Pewnego dnia udaremnia napad na bank. W tym czasie znajduje swojego pierwszego asa. Zostaje posłańcem, który zmienia życie innych ludzi, pomaga, wspiera, daje powody do radości, przekazuje wiadomości. Każdy nowy as, to nowe misje, każde zadanie, to duże wyzwanie i mierzenie się z własnymi słabościami.
Książka w wyjątkowy sposób pokazuje przemiany bohaterów. Czasami niewielkie zdarzenia, małe gesty, miłe słowa powodują więcej zamieszania w życiu niż coś wielkiego, kluczowego. W powieści w szczególny sposób przedstawiono przyjaźń, miłość, trudne relacje na linii syn - matka, tęsknotę, walkę o lepsze jutro.To naprawdę mądra pozycja, zmuszającą do przemyśleń. Polubiłam głównego bohatera i jego znajomych, przede wszystkim za ich wady, za pozornie lekkie podejście do życia i za to, że nie dali się poznać od początku lektury. Z każdą stroną stawali się ciekawsi, barwniejsi, bliżsi Edowi, a zarazem bliżsi mnie. Oburzyła mnie, a zarazem zaciekawiła postać matki głównego bohatera. Jej podejście do syna, chłodne traktowanie wydawały mi się okrutne, ale w trakcie poznawania ich relacji udało mi się spojrzeć na nią łaskawszym okiem.
Same pozytywy wychodzą w mojej recenzji, a jak wspomniałam na początku, mam mieszane odczucia. Przede wszystkim przez bezsensowną końcówkę. Każde inne zakończenie mogło być dobre, jednak takie rozwiązanie zagadki pojawiających się kart zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Wypadło bezbarwnie i nie pasowało do całej książki. Liczyłam na coś zupełnie innego. I w zasadzie to jedyny element, który zaważył na ocenie utworu, ale zaważył intensywnie, bo niesmak pozostał. Szkoda.
Mimo wszystko polecam. 4 asy i zadania na nich zakodowane, a także świetnie wykreowany świat Eda i jego przyjaciół składają się na przyjemnie napisaną historię, którą warto poznać. Mimo kiepskiego zakończenia.
Przeczytałam "Złodziejkę książek" i byłam zachwycona. Przeczytałam zatem "Posłańca". I tym razem mam mocno mieszane odczucia. Na pewno nietypowa narracja, połączona z nietypowym układem książki mogą odrzucić już na samym początku. Mnie nie odrzuciły, a wręcz spowodowały, że czytałam z większym zainteresowaniem.
Głównym bohaterem książki jest Ed. Na co dzień jest...
2015-08-23
Wypatrzyłam tę pozycję na półce bibliotecznej i stwierdziłam: czemu nie? Dorosła jestem, a dobrze napisane opowiadania erotyczne mogą być naprawdę ciekawym doświadczeniem.Okładka zachęciła, tytuł zachęcił. Jednym słowem szybko zdecydowałam, że chcę przeczytać tę książkę.
Tak samo szybko przekonałam się, że pod pojęciem 'bezwstydnie szczere' rozumiem zupełnie coś innego niż autorki opowiadań z tego zbioru. Myślałam, że będą to zwierzenia, opisy ważnych i wyjątkowo erotycznych momentów, a tu bezwstydność ograniczała się jedynie do wulgarnych i prostackich opisów współżycia, które w zależności od opowieści przybierało inną formę. Na dodatek okazało się, że względne jest też pojęcie 'znane pisarki'. Nie słyszałam o żadnej z nich.
Książka jest koszmarnie przetłumaczona. Tak jakby całkowicie ominęła ją korekta, a tłumacz na chwilę zapomniał, jak buduje się zdania w naszym języku. Literówki, zdania nielogiczne, styl toporny i irytujący. Chwilami traciłam wątek, gubiłam sens i to nie dlatego, że czytałam nieuważnie. Oj, kiepsko, zdecydowanie ktoś nie przyłożył się do porządnego opracowania tej pozycji.
Problem mam też z charakterystyką treści tegoż dzieła. Faktycznie było erotycznie, ale w bardzo niesmaczny sposób. Nie mam nic przeciwko bezpośredniości i nazywaniu rzeczy po imieniu, nie wymagam określeń pięknych i górnolotnych, ale zabrakło mi w tym wszystkim wyczucia. Można napisać scenę erotyczną tak, że człowiekowi robi się gorąco, a wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach niczym mała lokomotywa. Można też spłycić ją do granic możliwości. W książce dużo scen zostało spłyconych, trącały opisami rodem z porno-gazet, a ja nastawiłam się na kawałek dobrej! erotycznej literatury. Niestety tego nie znalazłam.
Znalazłam za to różnorodność sytuacji i mnogość postaci. Uświadomiłam sobie, że 'w łóżku z...' może się znaleźć każdy niezależnie od wieku, orientacji, koloru skóry, wykształcenia, zajmowanej pozycji społecznej i upodobań. Takie same potrzeby ma młoda dziewczyna, jak i 65-letnia pani i tak naprawdę żadne fantazje nie są dziwne, żadne marzenia nie są niezwykłe, a to, co sprawia przyjemność, pobudza, podnieca, odpręża i rozładowuje napięcie, jest potrzebne. I każdemu potrzebne jest coś innego, jednemu w tematyce erotycznej wystarczy absolutne minimum, inny fantazjuje skrycie o lataniu ponad ziemią. Nie ma tematów i potrzeb mniej lub bardziej wstydliwych, wszystko, co człowieka uszczęśliwia, jest naturalne i tak powinno być traktowane - z prostotą, z szczerością (byle ze smakiem!).
Książka miała ogromny potencjał, jednak nie uważam, że został wykorzystany. Zmęczyłam z umiarkowanym zainteresowaniem, chociaż nie zaprzeczam, że w kilku momentach bawiłam się wybornie - troszkę za sprawą akcji, trochę za sprawą oryginalnego języka autorek (tudzież nieudolnej pracy tłumacza). Najbardziej urzekł mnie pan w szesnastowiecznym stroju, który machał swoją nagą... szpadą i oznajmił wybrance swego serca, że nie zawiedzie i zaspokoi jej chuć. Kilka stron dalej jedna pani radośnie sapała, czym wprawiła mnie w tak samo radosny nastrój. Inna miała skórę gładką, jak lody waniliowe, a jeszcze inna nie odpowiedziała, tylko podała (jakiemuś jemu) swoje usta (na tacy?). Literackie kwiatki tego pokroju ubarwiły mi czytanie i dzięki temu nie będę wspominać całości jedynie źle. Nie mogę polecić tej książki, raczej radziłabym się trzymać od niej z daleka.
Wypatrzyłam tę pozycję na półce bibliotecznej i stwierdziłam: czemu nie? Dorosła jestem, a dobrze napisane opowiadania erotyczne mogą być naprawdę ciekawym doświadczeniem.Okładka zachęciła, tytuł zachęcił. Jednym słowem szybko zdecydowałam, że chcę przeczytać tę książkę.
Tak samo szybko przekonałam się, że pod pojęciem 'bezwstydnie szczere' rozumiem zupełnie coś innego niż...
2015-08
2015-08-04
Na początku zaintrygował mnie tytuł. Później zaintrygowała mnie okładka. A na koniec utonęłam w lekturze. Delikatna, subtelna i zachwycająca pozycja o tych, którzy nie pasują do innych.
Alice - mała dziewczynka, którą ojciec zmusza do jazdy na nartach, bo wierzy, że jego córka będzie kiedyś odnosiła sukcesy. Ona jednak nie jest zainteresowana ani sportem, ani zawodami, ani doskonaleniem stylu. Pewnego dnia przytrafia jej się na stoku mały wypadek, który ma poważne skutki i rzutuje na całe dalsze życie niedoszłej narciarki.
Mattia - mały chłopczyk, zdolny, śmiały i odnoszący sukcesy w szkole - jednak zawsze na uboczu, ignorowany przez resztę klasy z powodu niepełnosprawnej siostry bliźniaczki za którą czuje się odpowiedzialny i którą musi się opiekować. Pewnego dnia dostają zaproszenie na urodziny kolegi. Chłopiec boi się, że siostra zepsuje mu całą zabawę, więc zostawia ją w parku, prosi, żeby na niego zaczekała i na urodziny idzie sam. To zdarzenie zmienia całe jego życie.
Drogi Alice i Mattiego krzyżują się, okazuje się, że są do siebie podobni - tak samo samotni, tak samo odsunięci od reszty, tak samo trudno jest im się zaangażować, jak i przyznać, że potrzebują się wzajemnie.
"Liczby pierwsze dzielą się tylko przez 1 i przez siebie. Stoją na swoich miejscach w nieskończonym szeregu liczb naturalnych, ściśnięte, jak wszystkie, między dwiema innymi liczbami, ale mają w sobie coś, co różni je od innych. To liczby podejrzliwe i samotne, i dlatego fascynowały Mattię. Czasami myślał, że znalazły się przypadkiem w tym ciągu, uwięzione jak perełki nawleczone na nitkę. Podejrzewał też, że i one wolałyby nie różnić się od innych, być zwykłymi liczbami, tylko że z jakiegoś powodu nie potrafiły. (...) Na pierwszym roku studiów Mattia dowiedział się, że wśród liczb pierwszych niektóre są jeszcze bardziej szczególne. Matematycy nazywają je liczbami pierwszymi bliźniaczymi. Są to pary liczb pierwszych, które z sobą sąsiadują albo raczej prawie sąsiadują, bo między nimi stoi zawsze liczba parzysta, która nie pozwala im się stykać naprawdę".
Książka, która nie tylko posiada duszę, ale też pobudza duszę czytelnika i sprawia, że człowiek zastanawia się nad swoim życiem, nad życiem tych, którzy krążą dookoła pogrążeni w swojej samotności, niedoskonałości i inności. Książka, która pokazuje, że czasami trzeba zaryzykować, żeby dojść do tego, czego się pragnie, a zarazem, że 'do tanga trzeba dwojga' i jedna osoba nie uciągnie znajomości, przyjaźni, miłości. Książka pokazuje, ale nie nakazuje, podpowiada, ale pozostawia wolny wybór delikatnie tylko nakreślając możliwe opcje. Słodko-gorzkie zakończenie sprawiło, że najpierw uśmiechnęłam się do siebie, a następnie rozczuliłam się nad losem głównych bohaterów.
Zakochałam się w każdej jednej stronie tej książki, w każdym jednym zdaniu, w każdym jednym przekazie. Rozmyślałam, analizowałam, rozkoszowałam się, uśmiechałam się i biadoliłam nad poczynaniami Alice i Mattiego. Polecam z całego serca.
Na początku zaintrygował mnie tytuł. Później zaintrygowała mnie okładka. A na koniec utonęłam w lekturze. Delikatna, subtelna i zachwycająca pozycja o tych, którzy nie pasują do innych.
Alice - mała dziewczynka, którą ojciec zmusza do jazdy na nartach, bo wierzy, że jego córka będzie kiedyś odnosiła sukcesy. Ona jednak nie jest zainteresowana ani sportem, ani zawodami, ani...
2015-07-23
2015-07-18
Twórczością Zygmunta Miłoszewskiego zachwyca się wiele osób. Postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie jego książki są godne uwagi. Zaczęłam od "Domofonu", tak niestandardowo, bo wiadomo, że to trylogia o Szackim rozkochuje zarówno w głównym bohaterze, jak i w autorze rzesze czytelników. Poznanie Szackiego przede mną, tymczasem poznałam mieszkańców pewnego warszawskiego bloku.
Wydawać mogłoby się, że to zwykły budynek mieszkalny, ze zwykłymi lokatorami, piwnicami i windami. Od pierwszych stron okazuje się jednak, że w budynku nie ma nic zwykłego, wszystko owiane jest tajemnicą, a ludzie opętani są nocnymi koszmarami. Agnieszka z Robertem przenoszą się do stolicy w pogoni za lepszym jutrem. Mają pracę, wprowadzają się do malutkiej kawalerki. Ich życie ma stać się pełniejsze i szczęśliwsze. I nagle dzieją się różne złe rzeczy, które utrudniają im komunikację, wywołują agresję i dziwne, nieprzewidziane zachowania. Nie tylko oni ulegają demonom, które czają się w bloku. Ciężka atmosfera wysysa z mieszkańców siły i wprawia ich w marazm. Każdy czuje się niewidzialny i uwięziony we własnym świecie.
"Domofon" zaskoczył mnie mnogością wspaniale napisanych postaci. Prosta, niezbyt ładna dziewczyna, która marzy o szczęściu w zaciszu domowego ogniska, artysta-malarz, który nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji, alkoholik, który stracił rodzinę i zastanawia się, jak może ją odzyskać, młody buntownik z wyboru, uwięziony w bloku na własne życzenie, nauczyciel wychowania fizycznego podejrzewany o molestowanie, nawiedzony mężczyzna, który chce oczyścić ciało i duszę i spędzić bez dostępu do świata kilka dni... i wiele innych, na swój sposób wyjątkowych osób. Autor umieścił w powieści cudowny przekrój poglądów i charakterów . Dodatkowo zachwycił mnie konstrukcją całości. Opowieść zaczyna się niewinnie, a ze strony na stronę robi się mroczniej i bardziej tajemniczo. Mieszkańcy ściszają głos, cichną też dźwięki z tła, obraz przyciemnia się, a książka zmienia swoje oblicze i przechodzi gatunkowo od delikatnej obyczajówki przez kryminał do thrillera z elementami horroru. Mistrzostwo.
Książkę czyta się jednym tchem. Jest to interesująca historia pełna zwrotów akcji. Napisana w tak realistyczny sposób, że czytelnik odczuwa na własnej skórze emocje z wnętrza budynku, tak jakby to tuż obok, za plecami, czaiło się zło. Bardzo dobry debiut Miłoszewskiego. Już wiem, że z przyjemnością sięgnę po pozostałe pozycje autora. A "Domofon" polecam każdemu, kto lubi powieści z dreszczykiem.
Twórczością Zygmunta Miłoszewskiego zachwyca się wiele osób. Postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie jego książki są godne uwagi. Zaczęłam od "Domofonu", tak niestandardowo, bo wiadomo, że to trylogia o Szackim rozkochuje zarówno w głównym bohaterze, jak i w autorze rzesze czytelników. Poznanie Szackiego przede mną, tymczasem poznałam mieszkańców pewnego warszawskiego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-13
Wierszyki Juliana Tuwima zna każde dziecko. I każdy dorosły. Od najmłodszych lat przewijają się przez nasze życie rymowanki o panu Hilarym, co zgubił okulary, czy o panu Tralalińskim i jego kotku Tralalotku. Nie każdy jednak wie, że siostra Juliana, Irena, też ma w swoim dorobku bardzo ciekawe pozycje dla maluchów, chociaż głównie zajmowała się tłumaczeniem i dzięki jej pracy polskie dzieci mogły poznać Kubusia Puchatka, czy Mary Poppins.
A co autorstwa pani Ireny możemy przeczytać w naszej książce? Na pewno opowiadanie "O pingwinie Kleofasku", które w przystępny sposób przybliża najmłodszym problem niewoli, jaką dla zwierząt jest zamknięcie w zoo, czy w cyrku. Poza tym jest to ciepła opowieść pełna miłości, czułości, która niewątpliwie przekazuje pozytywne wartości młodemu czytelnikowi. Autorka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i cieszę się, że moja córka miała okazje poznać opowieść o pingwinku, jego rodzinie i przyjaciołach. Kolejnym wartym odnotowania utworem pani Ireny, jest wiersz o Marku Wagarku. Okazało się, że w utworach rymowanych siostra naszego poety czuje się też bardzo dobrze. Znalazłam w historii małego wagarowicza wszystko, co powinien zawierać utwór dla dziecka - proste zdania, ciekawą historię i morał.
Sympatycy Tuwima przeczytają tutaj wszystko, co kochają i z czym koniecznie trzeba zapoznać swoje potomstwo. Sympatyczne wierszyki o ptakach ("Ptasie plotki", "Ptasie rado", "Mowa ptaków"), o niesfornych dzieciach ("Zosia Samosia", "O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci", "Gabryś), czy o niezwykłych zjawiskach ("Cuda i dziwy", "Rok i bieda", "Mróz"), to pozycje obowiązkowe na spotkania z książką przed snem. Nie zabrakło też "Lokomotywy", która sapała i dyszała, "Rzepki", z którą nie mogło sobie poradzić pół rodziny z pokaźnym zwierzyńcem, czy skocznego wierszyka o dwóch Michałach, którzy tańcowali i tańcowali, aż popadali...
Zbiór utworów rodzeństwa Tuwimów wydany przez Naszą Księgarnię jest przepięknie ilustrowaną książką, dlatego moja córka sięga po nią z przyjemnością i każdego wieczoru domaga się czytania swoich ulubionych wierszyków. Idealne na prezent dla najmłodszych, bo przyciąga solidnym wykonaniem i paletą przyjaznych barw, odpowiednie dobraną czcionką, a także tematycznie ułożonymi utworami. Na pewno godna polecenia pozycja, przy której będą się dobrze bawić i starsi, i młodsi czytelnicy.
Wierszyki Juliana Tuwima zna każde dziecko. I każdy dorosły. Od najmłodszych lat przewijają się przez nasze życie rymowanki o panu Hilarym, co zgubił okulary, czy o panu Tralalińskim i jego kotku Tralalotku. Nie każdy jednak wie, że siostra Juliana, Irena, też ma w swoim dorobku bardzo ciekawe pozycje dla maluchów, chociaż głównie zajmowała się tłumaczeniem i dzięki jej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to