rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Rok 2020 jak beznadziejny by nie był, doceniam bardzo pod względem rozbudzenia we mnie miłości do roślin, szczególnie tych doniczkowych. Chłopak widząc we we mnie ów nową zajawkę sprawił mi prezent w postaci właśnie tej pozycji. Niestety, nie był to najlepszy wybór. Książka owszem, zawiera mnóstwo opisów roślin wraz ze zdjęciami, skład graficzny też bardzo w porządku, aczkolwiek informacje są niesamowicie okrojone, podobne do tych, które możemy znaleźć na naklejce przyklejonej do doniczki w momencie kupowania rośliny. Bardzo na minus wpływa brak informacji o roślinach zyskujących na popularności na przestrzenie ostatnich lat, a o samej królowej roślin doniczkowych - Monsterze i jej odmianach nie ma w zasadzie nic, prócz zdawkowych informacji o podstawowej Deliciosie. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest wyszukanie informacji o interesującej nas roślinie w Internecie.

Rok 2020 jak beznadziejny by nie był, doceniam bardzo pod względem rozbudzenia we mnie miłości do roślin, szczególnie tych doniczkowych. Chłopak widząc we we mnie ów nową zajawkę sprawił mi prezent w postaci właśnie tej pozycji. Niestety, nie był to najlepszy wybór. Książka owszem, zawiera mnóstwo opisów roślin wraz ze zdjęciami, skład graficzny też bardzo w porządku,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Młot na czarownice Heinrich Kramer, Jacob Sprenger
Ocena 6,6
Młot na czarow... Heinrich Kramer, Ja...

Na półkach: , , , , ,

Młot na …ciemnotę, czyli absurd średniowiecznej inkwizycji

Antyfeminizm w Polsce ugruntował się w XIII wieku za czasów Świętej Inkwizycji . Wynikało to nie tyle z przejściowej niechęci do samych kobiet, o ile z szerzących się obaw względem czarnej magii i szatana. Wszystko zaczęło się od …Biblii – konkretniej od chrześcijańskiej wizji stworzenia człowieka, Adama i Ewy. Kobieta od zarania dziejów postrzegana była przez mężczyzn jako narzędzie zguby, więc stanowi wspaniały pretekst do uznania jej za przyczynę wszelkich nieścisłości, niejasnych zjawisk i pojęcia grzechu. Zwieńczenie polskiego antyfeminizmu stanowiło wydanie książki Młot na Czarownice przez Jacoba Sprengera oraz Heinricha Kramera, podręcznej „instrukcji obsługi” potencjalnej wyznawczyni szatana. Tym samym był to początek upadku średniowiecza…

Mówimy tu o klęsce epoki, ale według mnie klęską było zaprzepaszczenie weekendu, który musiałam poświęcić na czytanie i analizowanie irracjonalnego bełkotu średniowiecznego ciemnogrodu, bo zgraja fanatycznych kleryków nie miała kogo obciążyć winą za impotencję… Duchowieństwo potrafiło oskarżyć kobietę nawet o największe błahostki, które tylko mogły wiązać się z nawiązywaniem konszachtów z diabłem. Jak tego dowodzili? Nic prostszego. Klerycy mieli dar przekonywania. Dar w postaci kołysek, krzesełek, kocich łapek, żelaznych knebli i rozdzieraczy piersi… W obliczu takiej siły perswazji nawet najbardziej zapominalska kobieta doznawała olśnienia i przypominała sobie jak to ostatniego wieczoru wraz z przyjaciółką doprawiała na talerzu pieczonego noworodka. Tak, tak. Zdaniem inkwizytorów jednym z przejawów maczania palców w czarnej magii było konsumowanie ochrzczonych niemowląt.

Warto również zauważyć, że czarownice były na diecie niskosodowej- ograniczającej spożycie soli. To tłumaczy obsesję na punkcie „solenia” dzieci przy każdej sposobności mającej na celu odstraszenie wszelkich sił nieczystych. Żadna szanująca się wiedźma nie sięgnie przecież po przysmak niosący za sobą niebezpieczeństwo grożące niewydolnością nerek. Zapamiętajcie zatem - czosnek na wampiry, sól na czarownice! Kojarzycie może film pt. Van Helsing ? Otóż to co przeczytałam w Młocie… dziwnym trafem przywodzi mi na myśl fabułę tegoż to filmu, jakieś sugestie dlaczego? Jeśli chodzi o prawdopodobieństwo pożarcia owego dziecka przez czarownicę, bardziej możliwym wydaje się mi zatrucie i zgon na skutek przedawkowania soli.

Co więcej, popleczników szatana szukać możemy nawet w zaciszu własnego kurnika. Diabelskie nasienie czyha na niczego nieświadomą zwierzynę, chcąc poprzez jej łapy targnąć do naszej strefy. Kler przestrzega nas zatem przed wszelką fauną, ponieważ ta może stanowić zabójcze narzędzie Belzebuba. Wobec tego warto bardziej wnikliwie przyjrzeć się domowym pupilom w poszukiwaniu oznak demonicznego wypaczenia. Nasze gryzonie mogą w końcu należeć do piekielnej brygady potępionych…

Sam tekst Sprengera i Kramera, jak łatwo dostrzec stanowi niezaprzeczalny dowód na niekompetencję średniowiecznego duchowieństwa. Zarówno obawy ludności względem kobiet, jak i ekscentryczne historie stanowią czyste spekulacje nieznajdujące punktu oparcia w rzeczywistości. Społeczeństwo w obliczu niewiedzy i wątpliwości domagało się przyczyny, niestety jak się później okazało – tragicznej w skutkach…

Młot na …ciemnotę, czyli absurd średniowiecznej inkwizycji

Antyfeminizm w Polsce ugruntował się w XIII wieku za czasów Świętej Inkwizycji . Wynikało to nie tyle z przejściowej niechęci do samych kobiet, o ile z szerzących się obaw względem czarnej magii i szatana. Wszystko zaczęło się od …Biblii – konkretniej od chrześcijańskiej wizji stworzenia człowieka, Adama i Ewy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wielkie wejście, marne wyjście…

Autorka przysporzyła sobie sporą popularność niniejszą serią. Po szale jaki wywołały „Igrzyska Śmierci” nasz rynek zalała fala postapokaliptyczno-dystopijno-antyutopijnych bestsellerów. Cóź, pomysł dobry z racji tego, że łatwo w ten sposób zarobić na młodzieży pobierającej fundusze z kieszeni własnych rodziców. Niestety, co za dużo, to niezdrowo, co dotyczy zarówno pisania ilości książek przez Veronicę Roth, jak i naładowania ich drobiazgami/sekretami/wypychaczami…

Po książkę sięgnęłam nie tyle z zainteresowania, o ile z czystego odruchu chwytania kontynuacji. Po „Zbuntowanej” świat podzielony na frakcje osobiście mnie znudził, ale również nie chciałam psuć sobie miłego wrażenia jakie wywarła na mnie II część. Bestseller, bo bestseller, antyutopia, bo antyutopia, ale autorka zgrabnie się wywiązała z zadania. Z tą częścią już tak nie było.

Po pierwsze, fabuła mnie nie ruszyła, ale to nie wina autorki o ile mało dyskretnych recenzentów, których opinie były bardzo sugestywne… Zakończenie więc nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, ponieważ zwyczajnie się go domyśliłam. Tak, czy inaczej traci na tym ocena książki…

Po drugie – przeładowanie! Odniosłam wrażenie, że sensem tej książki jest przechodzenie z odkrywania jednej tajemnicy do drugiej. Dużo to ja lubię owoców w cieście, nie post-patetycznego bełkotu owiewanego w tajemnicę, do tego w takiej ilości…

Po trzecie sam klimat książki: beznamiętny, nudny, po prostu nijaki. Pomimo nafaszerowania jej sekretami, dramaturgią (no bo, dlaczego związek Triss i Tobiasa miałby być spójny i pełen cieszących się króliczków? Trzeba dowalić do pieca, a co!). Ale do czego zmierzam, pozycja mi się niemiłosiernie dłużyła, przez, co w między czasie zdążyłam przeczytać kilka innych, bardziej pasjonujących tytułów.

Reasumując, bez owijania w bawełnę, książka według mnie pisana na siłę (pewnie pod presją deadline), autorka nie dała sobie rady z budowaniem napięcia (jej własne chyba ją przytłaczało), fabuła monotonna, nudna. Mówiąc kolokwialnie: DNO!

Wielkie wejście, marne wyjście…

Autorka przysporzyła sobie sporą popularność niniejszą serią. Po szale jaki wywołały „Igrzyska Śmierci” nasz rynek zalała fala postapokaliptyczno-dystopijno-antyutopijnych bestsellerów. Cóź, pomysł dobry z racji tego, że łatwo w ten sposób zarobić na młodzieży pobierającej fundusze z kieszeni własnych rodziców. Niestety, co za dużo, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczęka mi opadła i wgryzła się w asfalt...

Szczęka mi opadła i wgryzła się w asfalt...

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pod względem treści i retoryki książka jest kompletnie prymitywna. Autorka nie popisała się swoim warsztatem twórczym, aczkolwiek w wersji audio, pod lektorem Joanny Koroniewskiej w pewnych momentach naprawdę potrafi rozpalić zmysły...

Pod względem treści i retoryki książka jest kompletnie prymitywna. Autorka nie popisała się swoim warsztatem twórczym, aczkolwiek w wersji audio, pod lektorem Joanny Koroniewskiej w pewnych momentach naprawdę potrafi rozpalić zmysły...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Długo nie mogłam się przemóc, by sięgnąć po serię Ricka Riordana, ale gdy już sięgnęłam pożarłam od razu dwa tomy. Autor zanurza nas w niesamowity świat greckich bogów i herosów, co stanowi ucztę dla wyobraźni pasjonata mitologii. Jedynym, co wyraźnie mnie raziło (zarówno w pierwszej części, jak i drugiej), to arcy-absurdalne sytuacje, co odrobinę podważa potencjał książki. Niemniej jednak seria mnie oczarowała i wyciągnę rękę po pozostałe tomy.

Długo nie mogłam się przemóc, by sięgnąć po serię Ricka Riordana, ale gdy już sięgnęłam pożarłam od razu dwa tomy. Autor zanurza nas w niesamowity świat greckich bogów i herosów, co stanowi ucztę dla wyobraźni pasjonata mitologii. Jedynym, co wyraźnie mnie raziło (zarówno w pierwszej części, jak i drugiej), to arcy-absurdalne sytuacje, co odrobinę podważa potencjał książki....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Anatomia i fizjologia człowieka Aleksander Michajlik, Witold Ramotowski, Witold Sylwanowicz
Ocena 7,0
Anatomia i fiz... Aleksander Michajli...

Na półkach: ,

Podręcznik jest dobry. Bardzo szczegółowy i rozbudowany. Moim zdaniem jednak napisany mało przystępnym językiem. Przerobiłam tylko kilka działów, ponieważ nie byłam w stanie połapać się w natłoku informacji. Odziedziczyłam tę książkę po mamie i w porównaniu do nowszych egzemplarzy związanych z tą tematyką, raczej jej nie polecam. Jeżeli macie możliwość zdobycia nowszych, to radzę się w nie zaopatrzyć. Może i kiedyś uchodziła za jedną z lepszych, ale te czasy minęły. Zdecydowanym jej minusem jest znikoma ilość ilustracji i sposób rozplanowania tekstu. Wszystko jest pisane ciągle, co nie sprzyja efektownemu uczeniu się. Osobiście wolę, gdy podręcznik zawiera sporo tabeli, ilustacji i ogólnie jest czytelny. Niemniej biorąc pod uwagę same informacje jest użyteczny, problem może sprawiać rozczytanie się w nim i opracowywanie danego tematu.

Podręcznik jest dobry. Bardzo szczegółowy i rozbudowany. Moim zdaniem jednak napisany mało przystępnym językiem. Przerobiłam tylko kilka działów, ponieważ nie byłam w stanie połapać się w natłoku informacji. Odziedziczyłam tę książkę po mamie i w porównaniu do nowszych egzemplarzy związanych z tą tematyką, raczej jej nie polecam. Jeżeli macie możliwość zdobycia nowszych, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do przeczytania tej książki podchodziłam dosyć sceptycznie. Dopiero dostawa nowości bibliotecznych jako tako skłoniła mnie do jej przeczytania. Inaczej pewnie bym po nią nie sięgnęła. Ba! Złożyło się tak, że od razu wypożyczyłam też drugą część. Uznałam, iż szkoda mi zostawiać na półce jej kontynuację na pastwę kurzu i czasu. I dobrze, że się tak złożyło. Kiedy dowiedziałam się, że jest to powieść postapokaliptyczna, wprost oniemiałam z radości. Słowo uwielbiam nie uwzględnia w pełni tego co czuję w stosunku do tych tytułów. Uważam je za lepsze nawet od tradycyjnej fantastyki (której jak wiecie jestem niezmierną fanką).
"Rebelianta" mogę teraz śmiało porównać do "Igrzysk Śmierci" - co prawa tematyka jest odmienna i znalazło się pare mankamentów, ale nadal uważam ją za rewelacyjną.

Akcja książki rozgrywa się w przyszłości, na terenach Ameryki. Cały kraj znajduje się pod rządami Republiki o charakterze totalitarnym. Na czele władzy zaś stoi elektor, którego można porównać do samego Hitlera. Jego portrety muszą znajdować się w każdym domostwie, a przysięga potwierdzająca posłuszeństwo składana jest przez każdego obywatela pięć razy dziennie. Każdy akt buntu grozi wyrokiem śmierci. W państwie liczy się oddanie, dyscyplina i pokora względem Republiki.
Idealny przykład jednostki społecznej stanowi June. Wysoko urodzona dziewczyna o "dobrych genach", która jako jedyna osiągnęła maksymalny wynik podczas Próby. Jest pupilkiem Republiki, najlepszym żołnierzem.
W umiejętnościach dorównuje jej jednak, niejaki Day - młodociany przestępca, działający na szkodę rządu.
Ich drogi krzyżują się na skutek śmierci jedynej bliskiej osoby June - jej starszego brata. Chłopak obarczany zostaje winą za spowodowanie śmierci mężczyzny i rozpoczyna się pościg. June pragnąc zemsty nie cofnie się przed niczym...

„Każdy dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny. Z każdym kolejnym dniem wszystko na nowo staje się możliwe. Obojętnie, czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden dzień naraz.”

Pani Lu "Rebeliantem" kupiła mnie całkowicie. Samo jej przeczytanie zajęło mi dosłownie chwilę. Wartka akcja i styl pisania autorki nie pozwalają na nudę i przerwanie czytania. Owszem, schemat powieści jest często spotykany, zwłaszcza po szale jaki wywołały "Igrzyska Śmierci". Moim zdaniem jednak jest to jedna z najlepszych książek dystopijnych. Kocham ten gatunek i po prostu nie mogę przepuścić okazji do zapoznania się z choć jedną takich pozycji. Po dobrnięciu do końca ostatniego rozdziału czułam ogromny niedosyt i pustkę. Chwała, że obok czekała zaraz druga część, dzięki czemu udało mi się odwlec desperację i "kaca książkowego" :]
Postaci są świetnie nakreślone, wyraziste. Kontrast pomiędzy wyznawanymi wartościami przez głównych bohaterów jest bardzo widoczny i nadaje osobliwy charakter historii. Nie przypuszczałam, że pozycja w takim stopniu mnie urzeknie. Muszę przyznać także, że od ukończenia trylogii "Igrzysk Śmierci" nie pamiętam, żeby jakakolwiek książka mnie w podobny sposób pochłonęła.

Wątek romantyczny z mojej strony również zasługuje na owacje. To jest to! Co prawda momentami byłam trochę zawiedziona jego dynamiką, ale Marie Lu tchnęła w niego życie. Bardzo rzadko spotykam się z takim podejściem do wykreowania miłości i ukazania jej żarliwości. Od razu zapowiem, że w kontynuacji "Legendy" nabierze on jeszcze większego rozpędu, więc nie zrażajcie się jego delikatnością w pierwszej części.

Narracja utworu jest pierwszoosobowa z perspektywy zarówno Day'a, jak i June. Pozwala to na lepsze oswojenie się z treścią i wczucie w każdego z bohaterów.
Jedynym minusem tej powieści była jej... długość. Ma ona zaledwie 304 strony, co bardzo, ale to bardzo rozczarowuje czytelnika. Jednak, tak jak napisałam wcześniej - świetna sprawa, że jest to trylogia. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie dane mi by już było poznanie dalszych losów fantastycznych postaci...

Podsumowując, "Legenda. Rebeliant" jest zdecydowanie pozycją wartą przeczytania. Zakochają się w niej z pewnością amatorzy dystopii i dynamicznej, wartkiej akcji. Polecałabym jednak zabranie się za nią w dniu wolnym od obowiązków - grozi ich zaniedbaniem... (:

Do przeczytania tej książki podchodziłam dosyć sceptycznie. Dopiero dostawa nowości bibliotecznych jako tako skłoniła mnie do jej przeczytania. Inaczej pewnie bym po nią nie sięgnęła. Ba! Złożyło się tak, że od razu wypożyczyłam też drugą część. Uznałam, iż szkoda mi zostawiać na półce jej kontynuację na pastwę kurzu i czasu. I dobrze, że się tak złożyło. Kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ufff... przebrnęłam.
Już dawno nie katowałam książki tak jak tej. Z pewnością nie jest to lekka pozycja. W zasadzie to nie wiem, dlaczego jej czytanie mi się tak ciągło. Może to przez sam fakt, że jest lekturą? Bardzo możliwe. Nota bene samo zabranie się za nią też nie było łatwe, skoro wokół mnie tyle interesujących historii. No, ale cóż to lektura - ciążyła nade mną jak fatum, a że streszczeń nie cierpię czytać to wkońcu się za nią zabrałam...

Całą powieść rozpoczyna niewinny wątek doktora Rieux, który już na samym początku potyka się o martwego szczura, nie zdając sobie sprawy, że ma do czynienia z roznosicielem tytułowej choroby. Uznając ów incydent za mało znaczący wciąga się w wir własnych obowiązków. A szczury z niewyjaśnionych powodów nadal umierają...
To co w ciągu dalszych dni zaczyna dziać się z miasteczkiem przekracza wszelkie wyobrażenia pozostałych mieszkańców Oranu. Na ich ciałach zaczynają pojawiać się ropne obrzęki wielkości śliwek, kaszlą gęstą krwią i powoli umierają odilozowani w agonii... 100, 200, 300, 500 - liczba zgonów ciągle rośnie, by za chwilę upaść i znowu dobić do 600...

Historia ta jednak nie odnosi się do samej osoby Bernarda Rieux'a. Występuje tu jeszcze kilka wątków innych francuzów, jak i przejezdnych. Mamy okazję do poznania dalszych losów niedoszłego samobójcy - Cottarda, idealistycznego literata - Granda i napalonego dziennikarza - Ramberta. Powieść dzięki temu jest łatwiejsza do zrozumienia. Poznając bowiem problemy i sytuacje reszty bohaterów łatwiej jest nam "wpasować" się w ich położenie.

„Ale zawsze nadchodzi godzina w historii, kiedy ten, co ośmiela się powiedzieć, że dwa i dwa to cztery, jest karany śmiercią.”

Tak jak pisałam wcześniej - nie jest to łatwa książka. Mimo, że sam temat powieści nie jest skomplikowany - odnosi się do dżumy, to czytelnik musi chwilę przetrawić i zastanowić się nad jej treścią. Wszystko przez napakowanie jej symboliką. Zmusza do refleksji i szukania drugiego dna. Jest to w zasadzie powieść o głupocie ludzkiej, skażonych umysłach, które dżuma wydobywa tylko na światło dzienne...
Widać tu tak samo wyraźne aluzje do II wojny światowej. Sposób grzebania ciał - w "Dżumie" wręcz uchodził za bezczelny, ale mimo to życiowy - identycznie bowiem "chowano" zmarłych w okresie wojennym.

Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego ta pozycja jest w takim stopniu piętnowana i przez moich rówieśników, jak i starszych czytelników. Pewnie dlatego, iż wymaga pewnego wysiłku intelektualnego, na który nie każdy jest w stanie się zdobyć. Choć przyznam, że czasem ciągnące się niemiłosiernie, dwustronicowe opisy mogły skutecznie zrażać do siebie (: No cóż, ale ja człowiek i pewne wymagania mam, podejrzewam jednak, że większość z Was również odniosła takie wrażenie...

Podobał mi się bardzo właśnie ten filozoficzny i dramatyczny charakter powieści. Wywarła przez to na mnie ogromnie, emocjonalne wrażenie. Historia ta jest ponadczasowa, przez co również diametralnie wmacnia się jej wymowa. Powinniśmy być przygotowani na wszystko, a w obliczu zagrożenia przyjąć postawę godną człowieka.

Podsumowując jest to książka trudna, ale naprawdę godna polecenia. Szczególnie liczy się jej przesłanie o sile życia, jak i podejścia do śmierci. Polecałabym ją raczej osobom świadomym swojej dojrzałości, bo raczej jest to lektura sprawiąjąca problemy przy analizowaniu. Sama nie wiem nawet, czy nie wolałabym jej przeczytać dopiero za kilka lat...

„Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka.”

Ufff... przebrnęłam.
Już dawno nie katowałam książki tak jak tej. Z pewnością nie jest to lekka pozycja. W zasadzie to nie wiem, dlaczego jej czytanie mi się tak ciągło. Może to przez sam fakt, że jest lekturą? Bardzo możliwe. Nota bene samo zabranie się za nią też nie było łatwe, skoro wokół mnie tyle interesujących historii. No, ale cóż to lektura - ciążyła nade mną jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to jeden z moich ulubionych wierszy Tuwima. Niebanalny i inny... Pamiętam jeszcze jak uczyłam się go z tatą na pamięć (jeszcze za czsów przedszkolych) na konkurs. Niestety nie zajęłam miejca na podium, ale bardzo miło wspominam i sam konkurs, jak i chwile przyswajania Tralalińskich na pamięć (:

Jest to jeden z moich ulubionych wierszy Tuwima. Niebanalny i inny... Pamiętam jeszcze jak uczyłam się go z tatą na pamięć (jeszcze za czsów przedszkolych) na konkurs. Niestety nie zajęłam miejca na podium, ale bardzo miło wspominam i sam konkurs, jak i chwile przyswajania Tralalińskich na pamięć (:

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jest to jedna z najlepszych książek o rysunku i malarstwie. Mimo, że nie przepadam za takimi pozycjami (uczę się z Internetu) to ta muszę przyznać, jest niesamowita! Bogata w ilustracje i szczegóły, aż sama się prosi by coś z niej narysować. Możemy poznać dokładnie każdy etap narysowania aż 30 stworów (od szkiców wstępnych, aż do wypełnienia kolorem). Na początku książki również możemy dowiedzieć się o kilku technikach rysunku i malarstwa (w tym grafiki komputerowej) oraz przyborach i "przerabianiu" portetu człowieka na umarlaka. Pozycja jest naprawdę świetna, nie spodziewałam się tego. Serdecznie polecam osobom doświadczonym w rysunku, jak i początkującym. Można poznać rzeczywiście wiele ciekawych faktów.

Jest to jedna z najlepszych książek o rysunku i malarstwie. Mimo, że nie przepadam za takimi pozycjami (uczę się z Internetu) to ta muszę przyznać, jest niesamowita! Bogata w ilustracje i szczegóły, aż sama się prosi by coś z niej narysować. Możemy poznać dokładnie każdy etap narysowania aż 30 stworów (od szkiców wstępnych, aż do wypełnienia kolorem). Na początku książki...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Avatar Jamesa Camerona. Tajny Raport o Świecie Pandory Dirk Mathison, Maria Wilhelm
Ocena 6,2
Avatar Jamesa ... Dirk Mathison, Mari...

Na półkach: , , ,

Ciekawie przedstawiony świat "Avatara". Inormacji jest bardzo dużo, tak samo jak ilustracji i zdjęć z samego filmu. Grafiki jednak specjalnie stworzone na potrzeby książki są wykonane kiepsko - niczym ze starszych gier komputerowych w 3D (wszystko jest kanciate). Tekst również jest bardzo ogólnikowy, nie zagłębia się dłużej w dany temat, co jest bardzo rozczarowujące. Mimo to, uważam, że sam pomysł stworzenia takiej książki jest genialny, miło było dowiedzieć się więcej o życiu Navi (:

Ciekawie przedstawiony świat "Avatara". Inormacji jest bardzo dużo, tak samo jak ilustracji i zdjęć z samego filmu. Grafiki jednak specjalnie stworzone na potrzeby książki są wykonane kiepsko - niczym ze starszych gier komputerowych w 3D (wszystko jest kanciate). Tekst również jest bardzo ogólnikowy, nie zagłębia się dłużej w dany temat, co jest bardzo rozczarowujące. Mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Tytułowa Achaja ma piętnaście lat i jest księżniczką. Za ojca ma wpływowego księcia Archentara, a za matkę - macochę... ale żeby było ciekawiej to rok młodszą od siebie. Po śmierci matki dziewczyna jest co krok nękana i poniżana ze strony "opiekunki". Nastolatka bowiem jest jedyną przeszkodą na drodze do spadku nowej małżonki. Chcąc więc zwyczajnie się jej pozbyć kobieta (a raczej dziecko) w drodze intrygi zsyła Achaję do wojska, gdzie w męczarniach pod oczyma głupców szkolona jest na mięso armatnie.

Wątek Achaji stanowi tylko jeden z trzech. Kolejny dotyczy skryby - Zaana i jego towarzysza Syriusa. Pierwszy - uczony, spokojny książkohilik i drugi krwiożerczy, amoralny "rycerz". Ścieżki mężczyzn w skutek przypadku krzyżują się w karczmie i tak dalsze ich losy do końca się splatają.

Ostatnim wątkiem, jest wątek czarodzieja. Wędrującego z wioski do wioski, Mereditha. Starzec niczego nie potrzebuje, jego celem jedynie jest pomoc dla żyjącej w koło chołoty. Jego życie jednak diametralnie się odmienia kiedy progu domu nie przekracza kolejny wieśniak, a sam bóg... jakby tego było mało klęka u stóp czarownika i zleca mu dość wymagające zadanie...

„Pamiętaj, w życiu nigdy wszystko naraz nie układa się dobrze, jeśli tak ci się wydaje, znaczy, że wariujesz.”

"Achaja" jest dość kontrowersyjną powieścią. Jedni się nią zachwycają, inni jak wiadomo negują. Dlaczego? Sprawa jest bardzo prosta. Ziemiański w swojej twórczości używa wielu wulgaryzmów i wręcz karykaturalnie "ogłupia" bohaterów. Jest to specyficzny warsztat pisarski, ponieważ z reguły na rynku mamy do czynienia z bardziej subtelnym, ocenzurowanym językiem i heroicznymi postaciami. Mi jednak nie przeszkadzały owe prymitywne zwroty, jestem otwarta na każde "kaprysy" literata, aczkolwiek uważam, że pewne rzeczy można było określić w sposób bardziej poetycki, anieżeli ograniczając się tylko do słowa "kurwa", albo "chuj" (przepraszam zgorszonych, posługuję się cytatami). Moim zdaniem takie zabiegi dodają więcej realizmu powieści.

Dlaczego jednak książka mnie urzekła? Otóż chodzi tu o realizm. Autor w fenomenalny sposób "dał życie" rozgrywającym się wydarzeniom. Czytając ją dosłownie czułam te bicze składane na plecach głównej bohaterki i wciągnęłam się w wir walki. Zaimponowała mi również dość spora wiedza Ziemiańskiego z zakresu taktyki, sposobu walki wręcz, jak i z samej natury życia. Swoje wiadomości autor zawdzięcza pilnemu studiowaniu zachowań człowieka w skrajnych przypadkach, dlatego pozycja ta jest tak intrygująca i osobliwa. Pod prymitywnym językiem również możemy dostrzec, że jest to utwór refleksyjny, a nawet filozoficzny. Porusza kwestię wiary, jak i sensu życia człowieka. Nie zrażajcie się więc pierwszym wrażeniem - szukajcie drugiego dna!

„Pokaż samej sobie, że potrafisz iść własną ścieżką. Bez niczyjej łaski, bez zlitowania. Tak samo jest w walce. Nie będzie łaski. Nie będzie zlitowania. Ty albo on. Daj z siebie wszystko albo uciekaj. Walka to wolność.”

Charaktery postaci są świetnie nakreślone. Każdy jest inny i wyraźnie stworzony od podstaw wraz ze swoją historią. Szczególnie podobał mi się wizerunek Achai - silna, pewna siebie kobieta, w zasadzie to mogłabym nawet napisać "męska", co w niektórych momentach odrobinę mnie denerwowało. No, ale jak autor miał stworzyć autentyczną kobietę, skoro sam jest mężczyzną? Mimo to jednak uważam, że doskonale spisał się w swojej roli i stworzył może nie dzieło sztuki, ale naprawdę dobre, polskie czytadło.

Przejdę jednak do negatywów. Jak wcześniej napisałam wulgaryzmy mogą razić. Pomimo mojej sporej tolerancji, jestem zdania, że było ich stanowczo za dużo. Klnęli dosłownie wszyscy, WSZYSCY! Chłopi, prostytutki, książęta... Kolejną rzeczą jest przedstawienie seksu. Niektóre sceny są zdecydowanie ochydne i nie rozumiem jak Ziemiański mógł stworzyć tak nieczułą na te sprawy bohaterkę? Niestety Achaja jest bardzo obojętna na TE sprawy, zwyczajnie wisi jej gwałt, jak i jego sprawca. Nie mogę zrozumieć dlaczego autor potraktował kobiety w sposób przedmiotowy...
Odniosłam również wrażenie, że tworząc pozycję "Achaja" literat sugerował się twórczością Georga R.R. Martina. Jest to jeden z moich ulubionych powieściopisarzy i mimowolnie wszystkie książki typu "cięższego fantasy" zawsze porównuję z "Grą o Tron". W czym sęk? Mam tu na myśli całą tą wulgarność i w niektórych przypadkach bestialskość. Pan Martin w swojej serii przedstawił te sprawy naturalnie, bez przepychu, Ziemiańskiemu niestety się to nie udało. Przedobrzył...

Podsumowując "Achaja" jest niezobowiązującą lekturą dla, bądźmy szczerzy - zdecydowanych czytelników. Swoim stylem może zrazić niejednego, a nawet go zdemoralizować. Mimo lekkiego języka, nie jest to również pozycja łatwa. Jak pisałam wcześniej należy tu szukać drugiego dna. W tym wypadku można ją porównać do popularnego serialu "Rodzina Kiepskich" - mimo występowania przygłupiej i specyficznej rodziny serial porusza ważne kwestie ludzkiego życia. Polecam serdecznie!

„Pewien mędrzec powiedział, że człowieka nie można uczynić bardziej wolnym niż jest sam z siebie. Żaden las, żadne więzienie nie uczyni nikogo bardziej lub mniej wolnym niż był przedtem.”

Tytułowa Achaja ma piętnaście lat i jest księżniczką. Za ojca ma wpływowego księcia Archentara, a za matkę - macochę... ale żeby było ciekawiej to rok młodszą od siebie. Po śmierci matki dziewczyna jest co krok nękana i poniżana ze strony "opiekunki". Nastolatka bowiem jest jedyną przeszkodą na drodze do spadku nowej małżonki. Chcąc więc zwyczajnie się jej pozbyć kobieta (a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wydawnictwo Egmont już dawno zaskarbiło sobie moje uznanie wydając "Trylogię Czasu". Jest to jeden z moich ulubionych cykli, więc niezmiernie ciekawiło mnie co przyniesie ze sobą najnowsza wydana przez nich książka młodzieżowa - "Alchemia miłości". Nie przepadam za powieściami historycznymi (delikatnie ujmując), a ta niestety się do nich zalicza. Historia jest moim znienawidzonym przedmiotem głównie z powodu nauczyciela, który jak możecie się domyślać skutcznie mnie do niej zraził. Ciekawość jednak i pozytywne opinie czytelniczek o podobnych poglądach do mnie zwyciężyły, więc wkrótce przeniosłam się wraz z panią Edwards w czasy pod panowaniem królowej Elżbiety I.

Ellie cztery lata temu została wyrzucona wraz z ojcem z dworu hrabiego Willa. Wszystko za sprawą ślepej miłości jej ojca do alchemii. Przez swój zapał nie zważał na skutki niebezbiecznych eksperymentów nad przemianą metalu w złoto. Niestety konsekwencje swoich poczynań dotkliwie odczuła również córka. Przez kilka lat ukrywali się w stodołach i gospodarstwach pospólstwa. Czy na takie życie zasługuje nastolatka? Codzienna tułaczka z miejsca na miejsce i studiowanie ksiąg? Dziewczyna nie ma wyboru i pokornie stosuje się do woli ojca. Pewnego jednak razu oboje dostają propozycję współpracy z jednym znczącym hrabią, który również pała miłością do alchemii. Rodzina ponownie staje przed oblicze królowej i... księcia Willa...

Muszę przyznać, że książka mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Historia nie jest tu motywem przewodnim. Autorka posłużyła się nią tylko przy tworzeniu tła dla rozgrywających się wydarzeń. Mam tu na myśli wprowadzenie samej królowej Elżbiety I, która oczywiście odgrywa ważną rolę, ponieważ większość akcji ma miejsce na jej dworze, więc nie sposób pominąć jej osoby. Nie jest to jednak bardzo znaczące, główni bohaterowie zamieniają z nią raptem kilka słów.

Oczywiście nie mogę zapomnieć o manierach i języku z tamtejszych czasów. Eve Edwards posłużyła się tu bardzo kwiecistymi sformułowaniami i etykietą rodem z XVI wieku! Bardzo przypadło mi to do gustu. Uwielbiam gdy autorzy używają barwnego w epitety języka. Ma się rozumieć w te najbardziej romantyczne i delikatne :)
Plus jest również taki, że mimo róźnorodności słownictwa, tekst czyta się bardzo łatwo. Z łatwością czytelnik może się przenieść do świata wykreowanego przez literata, nie gubiąc sie po drodzę w rozszyfrowywaniu jego intencji. Mamy tu do czynienia również ze sporą ilością opisów, które wbrew pozorom nie męczą,a budują romantyczną atmosferę.

Historię mamy okazję poznać z perspektywy różnych bohaterów, poczynając od wpływowego hrabiego, a kończąc na lichej sprzątaczce. Niesłychanie urozmaica to opowiadanie, a i mamy sposobność do spojrzenia na daną sprawę z punktu widzenia kilku postaci. Uświadamiamy sobię wówczas, że nie wszystko jest czarno białe i każda osoba ma coś do ukrycia...

„Świat jest okropny i można się z niego śmiać albo nad nim płakać. Ja już dawno wybrałam to pierwsze.”

Pewnie ciekawi Was jak spisał się wątek romantyczny? Otóż szczerze powiedziawszy nie powalił mnie na kolana. Sprawiał wrażenie schematycznego i w stu procentach był do przewidzenia. Pani Edwards uwinęła się jednak z nim bardzo zgrabnie i romantycznie, co rekompensuje jej brak oryginalności.
Jednym z większych minusów niestety jest ciągłe kręcenie się fabuły wokół cielesności, a konkretniej seksualności. Co chwila natykamy się na miłosne igraszki i nawiązania przez większość bohaterów. Trochę to męczące, a momentami wręcz denerwujące. No, bo co mnie obchodzi życie intymne pokojówki? Rozumiem, że kobieta lubi sobie dogodzić, ale po co rozwodzić się nad tym w każdym rozdziale?

Podsumowując jest to przyjemna i niezobowiązująca pozycja. Miło spędziłam wraz z nią długi weekend. Idealna dla osób pragnących posmakować w dworskich realiach, przy okazji zakrawając o romans. Książka jest bardzo romantyczna. Wielu czytelników porównuję ją do dzieł pani Philippy Gregory. Osobiście nie miałam jeszcze przyjemności, aby się z nimi zapoznać, ale z pewnością jej fani odnajdą tu coś dla siebie. Co do wieku odbiorców to nie mam żadnych zastrzeżeń, nie licząc dzieci.
Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie!

Pozdrawiam serdecznie,
Wasza Ireth! (:

Wydawnictwo Egmont już dawno zaskarbiło sobie moje uznanie wydając "Trylogię Czasu". Jest to jeden z moich ulubionych cykli, więc niezmiernie ciekawiło mnie co przyniesie ze sobą najnowsza wydana przez nich książka młodzieżowa - "Alchemia miłości". Nie przepadam za powieściami historycznymi (delikatnie ujmując), a ta niestety się do nich zalicza. Historia jest moim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Opis wydawniczy nie mówi nam nic konkretnego. Nie określa nawet gatunku z jakiego jest książka.
Romans? Fantastyka? Kojarzy się z czystym paranormal nastawionym na wątek miłosny. W takim razie co wspólnego ma z tym pistolet zamieszczony z tyłu okładki? Może to kryminał? Osobiście spodziewałam się fantasy o zmiennokształtnych. Ba! Co więcej na to liczyłam. Wyobraźcie więc sobie moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że jest wręcz przeciwnie! Ta historia jest do bólu prawdziwa. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego...

Anna w tym roku zdaje maturę. Jest przykładem klasycznej szarej myszki, odizolowanej od forum klasy. Żyje w bańce mydlanej. W przeciwieństwie do rówieśników nie jest amatorką narkotyków, alkoholu i papierosów, Woli grać na flecie i jest przykładną uczennicą.
Całe jej życie jednak się zmienia kiedy znajduje szmacianą lalkę. W zasadzie nie jest to nic nadzwyczajnego powiecie, prawda? No bo, jak może odmienić komuś życie szmaciana lalka? Otóż nie chodzi tu o lalkę, a o jej właściciela. Należy ona do Abla - outsidera, mało komunikatywnego handlarza narkotyków...

"Było bardzo cicho. I nagle poczuła strach. Kurczowo objęła lalkę. On odchrząknął i powiedział coś, czego się nie spodziewała:
- Trzymaj ją ostrożnie.
- Co? - spytała ze zdumieniem.
- Za mocno ją trzymasz. Trzymaj ją ostrożnie [...] - To ja ją zgubiłem. Rozumiesz?"

W ten sposób zaczyna się znajomość tych dwojga. Od szmacianej lalki...
Anna czuje się zafascynowana Ablem, intryguje ją życie chłopaka i pragnie poznać jego tajemnice. Kto kryje się pod postacią chłodnego handlarza pasmanterią? Dziewczyna zaczyna go śledzić. Rzeczywistość staje się piękna, choć nie do końca. Okazuje się, że Abel ma młodszą siostrę Michi, z którą sam mieszka. Stanowi przykład idealnego, czułego brata, tylko należy postawić w tym momencie jedno zasadnicze pytanie - co stało się z rodzicami? Dlaczego siedemnastolatek zmuszony jest wychowywać samotnie dziecko? Ale tego Wam już nie zdradzę, musicie sami sięgnąć po "Baśniarza".

„- Młoda damo, czy mogę służyć chusteczką. Pani płacze. - Och, rzeczywiście. Widzi pan, a ja myślałam, że się śmieję. Jak bardzo można się pomylić.”

Powieść jest niebywale gorzka. Tak jak zaczyna się banalnie i niewinnie od spotkania dwóch nastolatków, tak w pewnym momencie diametralnie zmienia swój bieg wydarzeń. Skończyłam czytać ją wczoraj wieczór, ale do teraz nie mogę otrząsnąć się po lekturze. Jest to taki rodzaj utworu, który chwyta za serce. Zaczynamy patrzeć, na życie inaczej, poprzez pryzmat wartości i sensu powieści. Uważam, że jest to historia, która z pewnością znalazłaby swoje miejsce w kanonie lektur szkolnych. Nie pamiętam już, która z pozycji wyznaczonych przez nauczyciela przekazała mi tyle walorów i dała do myślenia w takim stopniu co ta.

Czytając ją przywodziła mi na myśl książkę "My dzieci z dworca ZOO" i "Małego Księcia. Wiem, że są to dwie bardzo odległe od siebie pod każdym względem pozycje, ale zważając do nawiązania do "Baśniarza" dostrzegamy wspólne wartości. Dotyczą podobnej problematyki: akceptacji, przyjaźni i ...strachu.

Autorka spisała się na medal. poruszyła mnie dogłębnie, złamała i wrzuciła do pralki. Jestem teraz zupełnie inną osobą... Z każdą następną stroną pani Michaels robiła mi coraz większy mętlik w głowie. Trzymała w niepewności, a nawet szokowała, budziła strach i obrzydzenie. Wywarła na mnie ogromne emocjonalne wrażenie. Posłużyła się prostym, chwytliwym językiem, ale mimo tego była to ciężka lektura. Niszczy stereotypy i łudzi czytelnika na lepszy obrót spraw. Działa to jak policzek, gdy na końcu macha nam tragedią przed oczami...

Podsumowując - jestem zachwycona tą książką choć momentami zbyt zakrawała o kryminał... Od tej chwili darzę ją przeogromnym sentymentem i będę wracać do niej nie raz. Zmieniła moje życie - tak jak niepozorna, szmaciana lalka odmieniła życie Anny...
Gorąco polecam i przygotujcie się na psychiczne rozdarcie...

„- Co ci leży na sercu? - Nic - odpowiedziała i po chwili dodała: - Świat. (...) - Tak - odparł Magnus. - Tak wyglądasz, jakby świat leżał ci na sercu.”

Opis wydawniczy nie mówi nam nic konkretnego. Nie określa nawet gatunku z jakiego jest książka.
Romans? Fantastyka? Kojarzy się z czystym paranormal nastawionym na wątek miłosny. W takim razie co wspólnego ma z tym pistolet zamieszczony z tyłu okładki? Może to kryminał? Osobiście spodziewałam się fantasy o zmiennokształtnych. Ba! Co więcej na to liczyłam. Wyobraźcie więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak byś się czuł gdybyś był najbardziej nieporządaną istotą w swojej rodzinie? Kiedy każdego dnia musiłabyś znosić ponure spojrzenia i pogardę ze strony rodzica? Codzienna brutalność i szyderstwo. Z pewnością nie byłbyś szczęśliwy... Z takiej rodziny pochodziła właśnie Ismae Rienne. Już w łonie matki była niechcianym intruzem. Owocem zdrady...

KIedy ojciec Ismae dowiaduje się o ciąży małżonki z nieprawego łoża za wszelką cenę dąży do usunięcia płodu. Wyrusza wraz z ciężarną do starej znachorki, gdzie ta zażywa truciznę mającą na celu zabicie płodu. Sytuacja jednak się komplikuje, ponieważ dziecko mimo śmiercionośnej dawki mikstury przeżywa - tym samym dowodząc, że jest potomkiem samego boga Śmierci...

Ismae nie miała łatwego dzieciństwa. Nosi bowiem pamiątkę po owej nieudanej próbie morderstwa w postaci ciemnoczeronych blizn ciągnących się wzdłuż pleców. Przez społeczeństwo była uważana za wiedźmę, pomiot sztana. Kościół dąży do jej unicestwienia. Nawet ojciec sprzedaje ją byle wieśniakowi tylko by pozbyć się problemu.

Wszystko jednak zmienia się gdy dziewczyna zostaje zaciągnięta do Zakonu Sióst Świętego Mortaina. Tam następuje jej ciężkie szkolenie na zabójczynię w służbie Mortainowi. Tworzy trucizy uśmiercające na tysiąc sposobów, uczy się walki wręcz, jak i odwracającego uwagę flitru i sztuk miłosnych. Nikt już jej nie zagrozi...

„Po co być owcą, skoro można być wilkiem.”

Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z opisem tej książki od razu wiedziałam, że muszę ją mieć! Po prostu muszę! Przyciągnęła mnie zarówno ciekawa okładka, ilość stron i wątek pokrzywdzonej przez los zabójczyni. Co prawda cena nie była już tak interesująca (40pln za egzemplarz!), ale i tak wygrzebałam ostatnie kieszonkowe, by móc nacieszyć się jej posiadaniem. Przyznam szczerze, że jednak rozczarowałam się tą książką, po takiej zaporowej cenie spodziewałam się czegoś bardziej wyjątkowego...

Brakowało mi w tej powieści pewnej zaciętości ze strony głównej bohaterki. Była postacią niebywale skrzywdzoną przez los i tak jak na początku przejawiała się silną osobowością, to w późniejszych etapach powieści stała się nijaka i blada. Tak samo Gavriel Duval - kiedy po raz pierwszy mieliśmy z nim do czynienia sprawiał wrażenie pewnego siebie, gniewnego mężczyzny, niestety pani LaFevers z biegiem wydarzeń zmiękczyła go i zniekształciła jak plastelinę. Wpłynęło to bardzo na niekorzyść utworu... Również niezadowolona byłam z tempa akcji, dynamiki i braku gwałtownych wydarzeń. Liczyłam, że "Posępna Litość" bardziej oparta będzie na tragizmie losu potomkini Mortaina i jej zmaganiach z brutalnością społeczeństwa...

Są to jednak jedyne minusy z jakimi miałam okazję się zetknąć, pomijając kilka literówek ze strony tłumacza. Co takiego mi się niesamowicie podobało w tej powieści? Wątek szkolenia i życia w Zakonie Ismae. Uwielbiam takie wstawki. Co prawda autorka nie rozpisała się na ten temat zbyt długo, gdyż większość akcji dzieje się podczas jednej z misji bohaterki, ale i tak byłam mile zaskoczona.
Plus również jest taki, że wydarzenia mają miejsce w średniowieczu. Mamy sposobność do zapoznania się ze zwrotami i zachowaniami rodem z tego okresu, co bardzo urozmaica i nadaje osobliwy charakter książce.

Język autorki jest bardzo prosty, co wpływa na szybkie czytanie książki. Narracja jest pierwszoosobowa, dzięki czemu lepiej mogłam zrozumieć poczynania Ismae i "żyć jej życiem" :)

Podsumowując jestem trochę zawiedziona tą pozycją. Akcja skupiona jest moim zdaniem za bardzo na pozostałych bohaterach i niuansach niedotyczących głównej postaci Ismae. Jest to tak jakby rozwiązywanie intrygi bez nacisku na silne doznania ze strony jednostki. Takie bardziej stereotypowe i utarte przedstawienie fabuły. Nprawdę liczyłam na coś więcej...

Z pwnością jednak sięgnę po II część cyklu, ponieważ jestem ciekawa czy Robin LaFevers rozwinie bardziej problematykę istnienia głównej bohaterki, aż mnie świerzbi by dowiedzieć się o niej czegoś więcej! :)

Jak byś się czuł gdybyś był najbardziej nieporządaną istotą w swojej rodzinie? Kiedy każdego dnia musiłabyś znosić ponure spojrzenia i pogardę ze strony rodzica? Codzienna brutalność i szyderstwo. Z pewnością nie byłbyś szczęśliwy... Z takiej rodziny pochodziła właśnie Ismae Rienne. Już w łonie matki była niechcianym intruzem. Owocem zdrady...

KIedy ojciec Ismae dowiaduje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wiem, że nie jest to ani specjalnie nowa, ani ambitna powieść, ale wkońcu założyłam tego bloga by dzielić się z Wami opiniami na temat wszystkich moich przeczytanych pozycji, dlatego też tej recenzji tu zabraknąć nie może, zwłaszcza, że ośmieliłam się umieścić tę książkę na pólce "niezapomniane"... Zacznę więc od tego, że jest to klasyczny romans paranormalny i jak wszyscy się domyślają jeden z głównych wątków stanowi tu wątek romantyczny. Jest to jednak bardzo przyjemna pozycja, w której towarzystwie spędziłam bardzo miły weekend :)

Julie Kagawa urodziła się w Kalifornii, ale tam nie przydarzyło się jej nic ekscytującego. Więc kiedy miała dziewięć lat, przeprowadziła się z rodzicami na Hawaje. Tu, nie zważając na huragany i rekiny, mnóstwo czytała - ku utrapieniu nauczyciel, którzy odbierali jej powieści schowane pod podręcznikiem do matematyki. Tak jak później, gdy pracowała w księgarniach kierownicy złościli się, gdy przyłapywali ją na lekturze książek, które powinna ustawiać na półkach. Jej pasja przerodziła się w sukces, gdy ukazał się "Żelazny król".

Książka rozpoczyna się w naprawdę naiwny sposób. Poznajemy bowiem główną bohaterkę - Meghan Chase, która za ojczyma ma chodowcę świń, żyje na bagnach i "po uszy" zakochana jest w najbardziej popularnym "ciachu" w liceum. A więc z nowu mamy do czynienia z tradycyjnym schematem amerykańskiego romansidła dla nastolatek... Ten właśnie początek okropnie zraził mnie do książki, gdyż przejadły mi się już te wszystkie naiwne, paranormalne pseudo- wyciskacze łez skierowane do zdesperowanych nastolatek.

Oczywiście, jak możemy się dalej domyślać miłość Meghan jest nieodwzajemniona, a jej zapędy kończą się delikatnie mówiąc klęską. Meghan w wyniku tajemniczego zbiegu wydarzeń staje się pośmiewiskiem dla całej szkoły. A jakby tego było mało, gdy wraca do domu okazuje się, że jej przyrodni brat dokonał krwawego zamachu na matkę...

W tym właśnie momancie cała akcja nabiera poweru i traci na naiwności. Dziewczyna zostaje
uświadomiona, że jej najbliższy przyjaciel jest legendarnym elfem, a brat wcale nie jest jej bratem...

Dlaczego sięgnęłam po tę lekturę? Przede wszystkim zachęcona zostałam wysokimi ocenami i pozytywnymi recenzjami. Tak samo ciekawy wydał mi się motyw elfów odnoszący się do przewodnich wydarzeń. Nie spotkałam się raczej z żadną książką, której głownymi bohaterami były by elfy :) No i oczywiście swoją rolę odegrała również okładka - bardzo magiczna i subtelna.

Przejdźmy jednak do krwawj sekcji fabuły...
Ciekawiej robi się dopiero gdy główna bohaterka trafia przez szafę do krainy Nigdynigdy. Tu wyraźnie dostrzegamy silne powiązanie powieści z "Opowieściami z Narnii", ale jak sama autorka nam przytacza wzorowała się również na utworach takich jak "Alicja w Krainie Czarów" i "Sen Nocy Letniej". Te aspekty jednak dadzą nam się we znaki dopiero później, kiedy spotkamy gadającego kota...

"-C...czego chcesz? [..]
-Człowieku - powiedział, a jeśli koty potrafią mówić protekcjonalnym tonem, to temu udało się doskonale -zastanów się nad niedorzecznością swojego pytania. Siedzę na swoim drzewie, nikomu nie wadzę i namyślam się, czy powinienem dziś zapolować, gdy nagle pojawiasz się jak wystrzelony z katapulty pocisk i płoszysz wszystkie ptaki w promieniu kilku kilometrów. A potem masz czelność pytać mnie, czego ja chcę."

- jest to chyba mój ulubiony cytat z tej książki :))

Nie będę ukrywać, że ów kot o imienu Grimalkin jest moim ulubieńcem, zawsze w zanadrzu ma ciętą gadkę, którą wręcz mam ochotę wyryć sobie na ścianie nad łóżkiem.

Muszę przyznać, że mimo dość kiepskiego rozpoczęcia fabuła jest nietuzinkowa i bardzo intrygująca, przewiana nutką tajemnicy. Dawno nie spotkałam się z tak wciągającą historią.

Postaci są wyraziste i niebanalne (zwłaszcza Ash :]). (Ahhh... ten arogancki, niezłomny i... wrażliwy Ash). Ash moim zdaniem jest jednym z najciekawiej wykreowanych mężczyzn powieści tego typu. Nie będę jednak ograniczać się do Asha, na pochwałę zasługują również tzw "czarne charaktery", np Tytania (żona króla elfów), świetnie przedstawiona i ciekawie zarysowana zazdrość.

Co do języka i stylu autorki:
Książka jest napisana w narracji pierwszoosobowej, z perspektywy Meghan. Posługuje się bardzo prostym językiem i nie "wydziwia" z epitetami. Czyta się szybko (aż za szybko! :)) i w żadnym stopniu się nie nudzimy.

Podsumowując: dlaczego warto po nią sięgnąć? Sięgnąć, ponieważ seria jest niesamowita! (składa się z 4, albo 5 tomów). Zapiera dech w piersiach i pozwala zanurzyć w mało popularny świat elfów. Oceniłam ją 8/10, zwłaszcza przez pryzmat pierwszych rozdziałów, ale za to dalsza część fabuły w stu procentach nam to rekompensuje! Serdecznie polecam!

„Można zginąć na tyle ciekawych sposobów: zostać nadzianym na szklany miecz, zaciągniętym pod wodę i zjedzonym przez kelpię, zamienionym w pająka albo krzak róży na wieki wieków...- spojrzał na mnie.- To co, idziesz?”

Wiem, że nie jest to ani specjalnie nowa, ani ambitna powieść, ale wkońcu założyłam tego bloga by dzielić się z Wami opiniami na temat wszystkich moich przeczytanych pozycji, dlatego też tej recenzji tu zabraknąć nie może, zwłaszcza, że ośmieliłam się umieścić tę książkę na pólce "niezapomniane"... Zacznę więc od tego, że jest to klasyczny romans paranormalny i jak wszyscy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Lynn Raven zasłynęła ze swojej trylogii "Świat Lamia", osobiście nie miałam przyjemności zapoznania się z nią. Podejrzewam jednak, że i tak po nią nie sięgnę, ponieważ opinie pomiędzy "Pocałunkiem Kier", a pierwszym tomem owej trylogii - "Pocałunkiem Demona" są zbyt podzielone, a nie chcę zrazić do siebie autorki tak ciekawej powieści jaką stanowią losy Lijanas i jej Kiera...

Ekscytująca, dzika, pełna namiętności - najnowsza powieść autorki bestselleru "Pocałunek demona"

Przy pomocy podstępu, Mordan, pierwszy dowódca armii wojowniczych Kierów, dostaje w swe ręce młodą Lijanas z ludu Nivardów. Na polecenie swojego władcy Haffrena ma dostarczyć uzdrowicielkę na dwór królewski. Lijanas myśli jednak tylko o jednym - o ucieczce. Lecz gdy poznaje bliżej Mordana - słynnego "Krwawego wilka" - ten zaczyna ją coraz bardziej pociągać. A on odczuwa to samo w stosunku do niej. Obydwoje czeka jednak śmiertelna niespodzianka...

Przynosi na myśl typowy, oklepany harlequin? Nic bardziej mylnego. Owszem, jest to powieść romantyczna, ale wątek miłosny jest tu bardzo delikatnie zarysowany, powiedziałabym nawet, że zbyt delikatnie, niż zapowiada nam to opis wydawniczy. Autorka skupiła się w swojej powieści bardziej na okolicznościach w jakich rozkwita związek pomiędzy Lijanas, a Mordanem. Ukazuje tu brutalność z jaką traktowano niegdyś niewolnych i jeńców oraz siłę i samą nadrzędność królewską. Oczywiście nie można zapomnieć również o tym, że jest to typowa fantastyka. Mamy okazję zapoznać się z budzącymi grozę pożeraczami dusz, demonami i magią...

Lijanas - uzdrowicielka, której umiejętności zasłynęły w całym kraju, została przedstawiona jako wrażliwa i delikatna kobieta. W momencie jednak gdy zostaje uprowadzona, co niesamowicie zaskakuje, dzielnie próbuje wyrwać się z rąk Kierów, tym samym ujawniając swój silny charakter. Bądź, co bądź, ale samo pomyślenie o ucieczce w obecności Mordana powoduje dreszcze na całym ciele...

Mordan natomiast zdenerwowany ciągłym nieposłuszeństwem ze strony uzdrowicielki zaczyna traktować ją jak zwykłego jeńca... Stanowczość Lijanas jednak zaczyna go powoli intrygować i w miarę rozwijania się akcji mamy sposobność poznania jego drugiej, wrażliwszej natury. "Krwawy Wilk" z biegiem czasu zrzuca maskę brutalnej, bezlitosnej istoty i ostatecznie zakochuje się w młodej Lijanas. Problem dostrzegamy później, przecież Lijanas jest zaręczona z księciem Achmeerem...



Dlaczego sięgnęłam po tę pozycję? Sama nie wiem. Gdyby nie kilka

bardzo pozytywnych recenzji, z pewnością nie nawiązałabym z nią bliższych relacji... Opis, tak jak wcześniej napisałam - kojarzy się z tradycyjnym motywem harleqinów. Tak samo okładka - mówiąc, a raczej pisząc delikatnie, nie podoba mi się. Jest to jednak kwestia gustu, bo wiele czytelniczek mówi, że jes urzekająca, czego ja nie mogę powiedzieć. Książka wręcz zrażała mnie do siebie oprawą graficzną. Uważam, że oryginalne, niemieckie okładki są o niebo lepsze. I tu właśnie dostrzegamy sens cytatu "nie oceniaj książki po okładce". Kierując się wyglądem, bowiem straciłabym bardzo przyjemne chwile w towarzystwie uzdrowicielki i ...przystojnego wojownika :)

Sama fabuła wodzi czytaelnika niczym psa za nos :) Przesiąknięta tragizmem i romantyzmem aż prosiła się o dalszą lekturę. Była to wręcz kolorowa bomba dla mojej wyobraźni sprawiająca, że nawet na jawie żyłam światem głównych bohaterów, a w szkole myślałam tylko o jak najszybszym powrocie do domu, by spędzić te chwile z kubkiem gorącej herbaty i książką.


Przyznam jednak szczerze, że momantami byłam trochę zawiedziona tym utworem, zwłaszcza postawą Lijanas - jej niezdecydowaniem w związku z uczuciem do Mordana. Przecież "czarno na białym" było widać jak szaleje za tym kierskim wojownikiem, a ciągle "szuka dziury w całym". Tak samo niejednoznaczne było zachowanie samego Mordana... Jak mężczyzna zakochany po uszy w kobiecie może przejawiać się dalej taką brutalnością wobec niej? Autorka najwyraźniej nie dopracowała tych wątków, bo okropnie się rzucają w oczy i dosłownie denerwują czytelnika.
Z początku również bardzo ciężko jest przyzwyczaić się do języka pani Raven. Sformułowania i zwroty jakimi się posługiwała znacznie odbiegały od stylu innych autrów powieści tego typu.

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z lektury mimo tych paru niedociągnięć. Komu plecam? Hmm... zdecydowanie zwolennikom romansów, jest to przecież opowieść o miłości :) Nie rozczarujecie się, a przy okazji czękają Was niesamowite fantastyczne przygody.
Serdecznie Polecam!

Lynn Raven zasłynęła ze swojej trylogii "Świat Lamia", osobiście nie miałam przyjemności zapoznania się z nią. Podejrzewam jednak, że i tak po nią nie sięgnę, ponieważ opinie pomiędzy "Pocałunkiem Kier", a pierwszym tomem owej trylogii - "Pocałunkiem Demona" są zbyt podzielone, a nie chcę zrazić do siebie autorki tak ciekawej powieści jaką stanowią losy Lijanas i jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Oh, siedzę przed komputerem i nie mogę się wręcz otrząsnąć po lekturze, przez którą właśnie przebrnęłam. Mowa tu oczywiście o "Szklanym Tronie". Określenie "przeczytałam" nie oddaje w pełni tego co zrobiłam z tą książką, ja ją po prostu połknęłam, pożarłam i pochłonęłam! Dawno nie zatapiałam się w tak interesującej fabule. Aż nie wiem od czego zacząć...
Dobrze, może w takim razie przybliżę Wam powody dla których po nią sięgnęłam :)
Otóż natknęłam się na nią po raz pierwszy w Internecie, kiedy to szukałam czegoś co zajęłoby mi nadchodzące chłodne wieczorki. Zupełnie przypadkiem więc na forum znalazłam ów tytuł i zpragnęłam się z nią zapoznać. Zapoznanie się to spowodowało, że już tego samego popołudnia spędziłam nieprzespaną noc wraz z książką... oczywiście swój wkład miała w tym również intrygująca szata graficzna... okładka potrafi naprawdę przyciągnąć czytelnika, a skutki tego, nienasycone wojują mi właśnie w myślach. Chyba popadłam nawet w tak zwanego "kaca książkowgo", ponieważ nie mogę się wziąć teraz za lekturę szkolną...
Po raz pierwszy w życiu z takim zniecierpliwieniem będę czekać na kontynuację serii...

Sarah J. Maas pochodzi z Nowego Jorku, ale obecnie mieszka na kalifornijskiej pustyni. "Szklany Tron" jest pierwszą opublikowaną przez nią powieścią, choć jej twórczość od dawna cieszy się popularnością w Internecie. Sarah zamieszczała tam pierwsze próbki, gdy miała zaledwie szesnaście lat!

Celaena Saradothien po tragicznej śmierci rodziców wychowywała się pod okiem mistrza zabójcy - Arobynn'a Hamel'a. Dziewczyna codziennie od ósmego roku życia była poddawana rygorystycznym treningom mającym na celu stworzenie z niej cichego zabójcy. Pewnego jednak dnia, coś poszło niezgodnie z planem, ktoś ją zdradził i w wieku niespełna osiemnastu lat trafiła jako niewolnik do kopalni soli Endovier. Tam każda spędzona chwila była walką o życie. Co chwila chłosta, kopanie soli i znowu chłosta... Cudem Celaena przetrwała rok, skoro średnia życia w kopalni wynosi około miesiąca. Nie wiadomo, czy dziweczyna przetrwałaby kolejny, gdyby nie pojawienie się księcia... Hahaha... tak księcia, już wiem co sobie myślicie. Tylko ów książę przybył z propozycją i to nie taką, która ograniczałaby się tylko do wybrania koloru konia na którym miała zostać wybawiona, a przyszłgo jej życia - albo dalsze kopanie soli, albo udział w śmiertelnym turnieju o wolność... Cóż, trochę odbiega od tradycyjnego wzorca księcia z bajki na białym koniu, nieprawdaż? Chyba nie muszę już pisać jaką to opcje Celanea wybrała...

Wkrótce, pod okiem kapitana Gwardii - Chaol'a przystępuje do katorżniczego treningu, od tego bowiem
zależy jej wolność...

Czy zabójczyni uda się wygrać w trunieju? Czy uda jej się zerwać niewolnicze kajdany? O tym przekonacie się tylko gdy sięgniecie po tę pozycję...

Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie (pozytywne!) i mimo tego, że przyznam szczerze początek niezbyt przypadł mi do gustu, dalsza lektura wprowadziła mnie wręcz w osłupienie. Dlaczego? Z początku irytowała mnie postać głównej bohaterki. Była bardzo arogancka i zuchwała, no ale de-fakto jak ma się zachowywać najsłynniejszy zabójca Adalranu?... :3 Potem jednakże fabuła nam to rekompensuje. Poznajemy nowych bohaterów (głownie księcia Dorian'a i gwardzistę Chaol'a) i tworzy nam się słynny już trójkąt miłosny. Nie przepadam za takimi rozwiązaniami, ale autorce wyszło to bardzo zgrabnie. Postaci mnie dalej nie denerwowały, a nawet zaczęły mi imponować swoją brawurą i kreatywnością. Ciekawie zaczyna się również rozwijać wątek nie dokońca czystego współzawodnictwa uczestników turnieju i poznajemy skrawki ukrywanej tajemnicy. Oj, tak! Czeka Was dużo niespodzianek!...

Historia Celaeny Sardothien przypomina mi trochę dwie inne książki, których główne bohaterki przeżyły podobne męczarnie w przeszłości, mam tu na myśli pierwszy tom "Wojn Świata Wynurzonego - Sektę zabójców" i "Siłę trucizny". Z czym wcześniejsza pozycja jest lepsza (tak dla chętnych przekonania się o tym fakcie).

Podsumowując, moim zdaniem książka jest zdecydowanie warta przeczytania, zwłaszcza przez fanów szeroko rozumianej fantastyki. Powieść naprawdę szybko się czyta, mimo, że posiada 520 stron (co prawda ja uwielbiam takie książki, a nawet grubsze, ale niektórzy mogą się przez to zrazić, a szkoda, bo pozycja jest genialna). Czytałam ją z takim zapałem, że byłam rozczarowana kiedy dobrnęłam do ostatniej strony. Pragnęłam bowiem poznać dalsze losy Cealeny, ponieważ pozostało wiele niedomówień. Już nie mogę się doczekać kiedy porwę w soje ręce drugi tom (seria ma mieć ok 6-7 części).

Oh, siedzę przed komputerem i nie mogę się wręcz otrząsnąć po lekturze, przez którą właśnie przebrnęłam. Mowa tu oczywiście o "Szklanym Tronie". Określenie "przeczytałam" nie oddaje w pełni tego co zrobiłam z tą książką, ja ją po prostu połknęłam, pożarłam i pochłonęłam! Dawno nie zatapiałam się w tak interesującej fabule. Aż nie wiem od czego zacząć...
Dobrze, może w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Na pozycję tę polowałam od dawna. Przyciągnęła mnie do siebie oryginalną wizją odizolowanego świata głównej bohaterki - Pii. Udało mi się ją wkońcu zdobyć poprzez wymianę z Nevermore (pozdrawiam!).

Pia jest nieśmiertelna, stanowi pierwszą istotę ludzką o nadnaturalnych zdolnościach. Prawdopodobnie nic nie jest w stanie jej zranić. Skórę ma twardą jak skała, a inteligencję przewyższającą najwybitniejszych uczonych. Życie idealne... Czy aby napewno?

Dziewczyna żyje w tajnym ośrodku badawczym w Amazonii. Całe dzieciństwo spędziła na terenie naukowym, który od dzikiej puszczy dzieli jedynie płot. Ale nie zwyczajny, jest to siatka pod napięciem. A czy miejsce ogrodzone z każdej strony rażącymi prądem włóknami można nazwać domem? Skoro ich przekroczenie grozi śmiercią, no i oczywiście jest stanowczo zakazane? Pia uważa, że tak ...do czasu.

Wszystko za sprawą tej cholernej dziury! Jednego uszczerbku w siatce, przez który zmieściłaby się zdesperowana, nieśmiertelna nastolatka... Gdyby nie to Pia nadal byłaby poddawana eksperymentom i szkolona na doskonałego naukowca nieświadoma otaczającej ją dziczy. Ale niestety znalazła tę dziurę, a owa dziura zmieniła całe jej życie... (jakkolwiek to nie brzmi... no bo jak dziura może zmienić czyjeś życie? W przypadku Pii jednak mogła i to chorendalnie...)

Niekorzystnie dla swojej przyszłej kariery bezlitosnego naukowca, dziewczyna napotyka w dżungli dzikiego chłopaka Eio, który dodatkowo komplikuje sprawę... Do tej pory Pia bowiem nie miała żadnego kontaktu z innymi ludźmi niż z stanowczymi naukowcami, a tu na jej drodze pojawił się nagle odmiennej rasy chłopak ... bardzo przystojny chłopak.

Przyznam, że książka mnie zaskoczłyła i pozytywnie i negatywnie... Spodobał mi się bardzo aspekt tajemnicy i pewnych niedomówień ze strony naukowców z którymi żyła Pia. Uświadamiało to, że pozornie idealne życie miało również niegdyś swoje negatywne strony. Powodowało to u mnie niedosyt i motywację do dalszego czytania lektury. Również świat i kultura Eio mnie zaciekawiły. Autorka w dość interesujący sposób przytoczyła nam dzikie zwyczje i przywiała nutkę legendarnej tajemnicy nieśmiertelnośći...

Miło również, że wydawnictwo Wilga nie odbiegło znacznie graficznie od oryginału. Zawsze irtytowałam się kiedy to okładka nowo wydanej książki (po polsku) różniła się od pierwowzóru, dziękuję za to serdecznie :)

Lecz na tym zalet koniec. Trochę się zawiodłam na tej pozycji, ponieważ książka została okrzyknięta świetną już przed premierą, a tu taki zawód! Zupełnie nie rozumiem tylch zachwytów ze stron tylu czytelników. Osobiście uważam, że uczucie pomiędzy Pią, a Eio było odrobinę naciągane, ale to nie największe z niedociągnięć. Momentami po prostu wiało nudą. Za dużo opisów i naciągania akcji. Odniosłam wrażenie, że pani Khoury na siłę próbuje rozwinąć problematykę i dodatkowo komlikuje nie wyjaśnioną jeszcze sytuację...

Oczywiście w żadnym wypadku nie żałuję przeczytania tej pozycji! Uważam, że miło było zapoznać się z tak niezywkłą wizją nieśmiertelnego świata Pii, kontrastującego z Dziczą Eio. Jest to powieść o poświęceniu i w pewnym sensie konsekwencjach ślepego dążenia do celu. Za przesłanie ogromny plus! Z pewnością daje wiele do myślenia. Serdecznie polecam starszej młodzieży i nie tylko! Podejrzewam, że dorośli gustujący w gatunkach lekkiego sci-fi odnajdą tu coś dla siebie :)

Na 2014 rok przewidywana jest premiera polskiego tłumaczenia II części (z ang. "Vitro"). Z pewnością po nie sięgnę :))

Na pozycję tę polowałam od dawna. Przyciągnęła mnie do siebie oryginalną wizją odizolowanego świata głównej bohaterki - Pii. Udało mi się ją wkońcu zdobyć poprzez wymianę z Nevermore (pozdrawiam!).

Pia jest nieśmiertelna, stanowi pierwszą istotę ludzką o nadnaturalnych zdolnościach. Prawdopodobnie nic nie jest w stanie jej zranić. Skórę ma twardą jak skała, a...

więcej Pokaż mimo to