-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant5
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2018-07-28
2018-06-11
Mimo iż debiut prozatorski Hanksa przez większość portali, pism i innych dostarczycieli recenzji został uznany za odkrycie i nie sposób było natrafić na choćby jedną negatywną opinię, po przeczytaniu całości pozostawia pewien niesmak. Część tekstów - i myślę, że nie jestem w tym przekonaniu osamotniony - nie powinna ujrzeć światła dziennego (chociażby: "Oto refleksje mojego serca", "Zatrzymajcie się u nas", czy kończące zbiór: "Miejskie sprawy. Wasza Ewangelistka Esperanza" oraz "Steve Wong jest doskonały"). W kontrze wobec tego co powyżej, muszę przyznać, że są w tym zbiorze dwie perełki. Dla mnie są nimi następujące po sobie "Witaj na Marsie" oraz "Miesiąc na ulicy Greene". Te dwa teksty z powodzeniem mogłyby się stać częścią obszerniejszej historii i najlepiej prezentują potencjał autora. Co do reszty - jak wyżej. Myślę, że z publikacją pisarskich szlifów Hanksa zwyczajnie się pospieszono. Tak czy inaczej, dobrze będzie śledzić jego dalsze poczynania w tej dziedzinie.
Mimo iż debiut prozatorski Hanksa przez większość portali, pism i innych dostarczycieli recenzji został uznany za odkrycie i nie sposób było natrafić na choćby jedną negatywną opinię, po przeczytaniu całości pozostawia pewien niesmak. Część tekstów - i myślę, że nie jestem w tym przekonaniu osamotniony - nie powinna ujrzeć światła dziennego (chociażby: "Oto refleksje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-14
Oto najciekawsze książkowe odkrycie, jakiego dokonałem od czasu przypadkowego natknięcia się na prozę Ishiguro wiele lat temu ("Okruchy dnia"). Niech nikogo nie zmyli dość pretensjonalna, typowa dla romansideł oprawa graficzna tejże książki. Rzecz jest bowiem o australijskim żołnierzu, który na skutek wojennych perypetii trafia do japońskiego obozu jenieckiego, gdzie, poddawany katorżniczej pracy, bierze udział w budowie Linii Kolejowej z Syjamu do Birmy. Powieść traktuje o traumie wojennej, relacjach międzyludzkich, miłości, słowem: o prawdach uniwersalnych.
To pierwsza książka Flanagana jaką przeczytałem i z pewnością nie ostatnia. Gorąco polecam!
Oto najciekawsze książkowe odkrycie, jakiego dokonałem od czasu przypadkowego natknięcia się na prozę Ishiguro wiele lat temu ("Okruchy dnia"). Niech nikogo nie zmyli dość pretensjonalna, typowa dla romansideł oprawa graficzna tejże książki. Rzecz jest bowiem o australijskim żołnierzu, który na skutek wojennych perypetii trafia do japońskiego obozu jenieckiego, gdzie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-03-14
"Czasami kłamię" bazuje na rozwiązaniach typowych dla thrillera i powieści sensacyjnej. Z tą różnicą, że w miejsce nadającej dynamiki narracji równoległej pojawia się manipulacja chronologią. Bohaterka ulega wypadkowi i leży przykuta do szpitalnego łóżka. O tym jak i dlaczego dowiadujemy się dzięki przeplatającym się i podanym fragmentarycznie relacjom z dzieciństwa oraz kilku dni poprzedzających wypadek.
Całokształt sprawia naprawdę dobre wrażenie, z podkreśleniem słowa "dobre". Książka nęci poznaniem prawdy i w sposób całkiem przyjemny zabiera kilka godzin życia, a zatem spełnia funkcję książki czysto relaksacyjnej.
"Czasami kłamię" bazuje na rozwiązaniach typowych dla thrillera i powieści sensacyjnej. Z tą różnicą, że w miejsce nadającej dynamiki narracji równoległej pojawia się manipulacja chronologią. Bohaterka ulega wypadkowi i leży przykuta do szpitalnego łóżka. O tym jak i dlaczego dowiadujemy się dzięki przeplatającym się i podanym fragmentarycznie relacjom z dzieciństwa oraz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-17
Oto książka, bez której można by się spokojnie obejść.
Kilka ciekawych, choć nierewolucyjnych spostrzeżeń, krzepiąca zachęta podjęcia prób pisarskich bez oglądania się na niepochlebne opinie innych, oraz parę nieznanych not biograficznych (konieczność opuszczenia kraju przez wzgląd na niechęć rodzimych środowisk literackich).
Jest to pozycja przybliżająca fanom postać autora - nic więcej.
Oto książka, bez której można by się spokojnie obejść.
Kilka ciekawych, choć nierewolucyjnych spostrzeżeń, krzepiąca zachęta podjęcia prób pisarskich bez oglądania się na niepochlebne opinie innych, oraz parę nieznanych not biograficznych (konieczność opuszczenia kraju przez wzgląd na niechęć rodzimych środowisk literackich).
Jest to pozycja przybliżająca fanom postać...
2018-01-17
2018-01-27
"Sztuka to szept historii, który wzbija się ponad zgiełk czasu".
Nie jest to książka biograficzna sensu stricto, a raczej impresja odatorska, próba wejścia w skórę i umysł, nade wszystko umysł, rosyjskiego kompozytora Dymitrija Shostakovica, którego władza komunistyczna systematycznie
poddawała ekstremalnemu zastraszaniu oraz długoletniemu procesowi degradacji duszy. Czytelnik zostaje zaznajomiony, nie tyle z podstawowymi notami biograficznymi (podawanymi zresztą wbrew chronologii), co z funkcjonowaniem sowieckiego tworu państwowego oraz jego aparatu przymusu. Cytując autora: rzecz jest o narodzie "skąpanym w słońcu stalinowskiej konstytucji".
Gorąco polecam tę pełną bólu, ale też pewnych subtelnych wzniosłości podróż po świecie, w którym nie ma łatwych wyborów ani jednoznacznych odpowiedzi, a raczej: gdzie istnieje jedna właściwa odpowiedź i jeden wybór - ten podyktowany przez dyktatora.
"Sztuka to szept historii, który wzbija się ponad zgiełk czasu".
Nie jest to książka biograficzna sensu stricto, a raczej impresja odatorska, próba wejścia w skórę i umysł, nade wszystko umysł, rosyjskiego kompozytora Dymitrija Shostakovica, którego władza komunistyczna systematycznie
poddawała ekstremalnemu zastraszaniu oraz długoletniemu procesowi degradacji duszy....
2018-01-24
Czystą przyjemnością było wrócić do bohaterów, z którymi miałem okazję zapoznać się lata temu, gdy chorobliwie wręcz sięgałem po kolejne części cyklu z Myronem Boliterem.
Nie wiem czy jest sens porównywać tę książkę do wcześniejszych dokonań Cobena.
Każdy wychodzący spod jego pióra tytuł to w końcu całkowicie pochłaniająca atrakcja na kilka godzin i nie inaczej jest w przypadku "W domu".
Czystą przyjemnością było wrócić do bohaterów, z którymi miałem okazję zapoznać się lata temu, gdy chorobliwie wręcz sięgałem po kolejne części cyklu z Myronem Boliterem.
Nie wiem czy jest sens porównywać tę książkę do wcześniejszych dokonań Cobena.
Każdy wychodzący spod jego pióra tytuł to w końcu całkowicie pochłaniająca atrakcja na kilka godzin i nie inaczej jest w...
Pierwsze 15-20 stron nieco zawodzi. Dopiero później książka zaczynać ujawniać znany nałogowcom kryminałów powiew oczekiwanej grozy i nieprzespanych nocy. Z biegiem kolejnych stron Kepler zaczyna bardzo sprawnie wodzić czytelnika za nos, tylko czasem pozwalając na odwrócenie uwagi i odłożenie książki. Nerwowe przerzucanie stron w oczekiwaniu na kolejne ruchy śledczych i posunięć złoczyńcy - gwarantowane w opisie książki - faktycznie mają miejsce. Sceny mordów są imponujące, a ostateczne rozwiązanie zaskakujące, jak na kryminał przystało. Niestety autorowi zabrakło umiaru w samej końcówce książki. Odniosłtem wrażenie, że precyzyjnie konstruowana od początku intryga nieco rozeszła się w szwach pod wpływem chęci zbudowania jeszcze większego dramatyzmu. Niepotrzebnie. W ogólnym rozrachunku Kepler, po którego sięgnąłem po raz pierwszy, urósł w moich oczach i zajął wysokie miejsce wśród autorów kryminałów, natomiast sama książka zasługuje na solidne 7/10.
Pierwsze 15-20 stron nieco zawodzi. Dopiero później książka zaczynać ujawniać znany nałogowcom kryminałów powiew oczekiwanej grozy i nieprzespanych nocy. Z biegiem kolejnych stron Kepler zaczyna bardzo sprawnie wodzić czytelnika za nos, tylko czasem pozwalając na odwrócenie uwagi i odłożenie książki. Nerwowe przerzucanie stron w oczekiwaniu na kolejne ruchy śledczych i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-07-10
Oto powieść wybitna.
Po raz pierwszy zetknąłem się z tak fenomenalną w formie i treści próbą przeanalizowania ludzkiej osobowości (rozumianej nie w liczbie pojedynczej, lecz w całej ich masie). Rzecz jest bowiem o jaźni. O tym, jak postrzegamy siebie samych, jak spośród tysięcy możliwych wersji "ja" wybieramy tę jedną (jeśli kiedykolwiek możemy się zdecydować na "tylko" jedną), wreszcie o złudnym wyobrażeniu naszej wewnętrznej spójności.
Pozycja obowiązkowa.
PS. Wilk należy do tego grona lektur, które cechują się olbrzymią zawartością wszelakich idei oraz rozważań natury filozoficznej, i które stają się bliższe wraz z kolejną lekturą, zatem powroty są jak najbardziej wskazane.
Oto powieść wybitna.
Po raz pierwszy zetknąłem się z tak fenomenalną w formie i treści próbą przeanalizowania ludzkiej osobowości (rozumianej nie w liczbie pojedynczej, lecz w całej ich masie). Rzecz jest bowiem o jaźni. O tym, jak postrzegamy siebie samych, jak spośród tysięcy możliwych wersji "ja" wybieramy tę jedną (jeśli kiedykolwiek możemy się zdecydować na...
2017-07-17
Poruszająca historia życia Andreasa Eggera - z jednej strony troglodyty, z drugiej wrażliwca o pojemnym sercu.
Ta książka uwodzi swą prostotą i minimalizmem.
Zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji pisarskich ostatnich lat.
Poruszająca historia życia Andreasa Eggera - z jednej strony troglodyty, z drugiej wrażliwca o pojemnym sercu.
Ta książka uwodzi swą prostotą i minimalizmem.
Zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji pisarskich ostatnich lat.
2017-06-17
Powstrzymywałem się od oceniania tej książki "na gorąco", by dać sobie czas do refleksji i właściwego jej przetrawienia, oraz by przygotować się na nadejście tych sensów, które docierają niekiedy z wyraźną opieszałością. Jakiś czas minął, a ja spostrzegłem, iż żadne nie nadeszły..
Nie wiem, czy to wina lawiny innych tekstów, po które sięgałem od czasu jej ukończenia, czy też raczej kwestia natłoku zajęć. Z lektury "Kobiety na schodach" pozostały w mojej pamięci jedynie refleksy (na wzór tych świetlnych, które drażnią oczy w środkach komunikacji). Jakkolwiek nie czytałem "Lektora", ale doskonale znam film, i dostrzegam w "Kobiecie na schodach" wtórność. Ten sam motyw: on, ona, uczucie, któremu nie dane było się spełnić w czasie, który zdawał się najwłaściwszy, frustracja, gorycz odrzuconej miłości, chęć poradzenia sobie z natłokiem emocji itd. Zgodzę się, że jest to temat pojemny, a wyrzucanie autorowi, że przecież "to już było" byłoby truizmem (wszak wszystko już było), ale w tym przypadku chodzi o brak świeżego spojrzenia. Jest to książka z gatunku tych "życiowych", ale nie odkrywających nieznanego.
Powstrzymywałem się od oceniania tej książki "na gorąco", by dać sobie czas do refleksji i właściwego jej przetrawienia, oraz by przygotować się na nadejście tych sensów, które docierają niekiedy z wyraźną opieszałością. Jakiś czas minął, a ja spostrzegłem, iż żadne nie nadeszły..
Nie wiem, czy to wina lawiny innych tekstów, po które sięgałem od czasu jej ukończenia, czy...
2017-06-02
"Kocia kołyska" spycha na bezdroża, odwodzi od podążania dobrze znanymi koleinami plotów fabularnych.
Epatuje absurdem, którego powszechność – zwłaszcza w dalszej części książki – zaciera granice między tym, co moglibyśmy uznać za rzeczywiste, a potraktowaną dużą ilością humoru kreacją autora. Główny wątek – zgodzę się z innymi opiniami – pozbawiony jest większego potencjału dyskursywnego; temat ważki, ale jakby zbyt błaho ujęty.
Nie sposób nie myśleć o tej książce jako o błyskotliwej farsie.
"Kocia kołyska" spycha na bezdroża, odwodzi od podążania dobrze znanymi koleinami plotów fabularnych.
Epatuje absurdem, którego powszechność – zwłaszcza w dalszej części książki – zaciera granice między tym, co moglibyśmy uznać za rzeczywiste, a potraktowaną dużą ilością humoru kreacją autora. Główny wątek – zgodzę się z innymi opiniami – pozbawiony jest większego...
2016-11
Przyzwoita książka postapo, ale nic więcej. Ma swoje przebłyski: zaliczam do nich postać Iskry - mam na myśli specyficzny podwórkowy "dialekt", którym operuje oraz dynamikę, jaką wprowadza na przestrzeni niemal całej powieści. Kradnie praktycznie każdą scenę i sprawia wrażenie postaci o wiele ciekawszej od głównego bohatera.
Ten jest gburowaty i dość przewidywalnie kreowany na gościa, który niezależnie od przeciwności losu oraz ilości wytoczonych przeciwko niemu dział, jest w stanie wyjść cało z każdej opresji. Sceny walk irytują, bo zbyt drastycznie odbiegają od tych, których moglibyśmy się spodziewać w realnym świecie (a już tym bardziej w tym "po zagładzie"). W rzeczywistości, w której ludzie, niczym szczury, żywią się odpadami i z oczywistych przyczyn winni być niedożywieni, nie dość żywotni, w książce Schmidta kręcą piruety w powietrzu i nierzadko idą na niewybredne wymiany ciosów (jakich nie powstydziliby się współcześni bokserzy). To wszystko wraz ze zmęczonym na wszelkie możliwe sposoby schematem historii z uniwersum metra (czytaj: podział na stacje, grupy, jak zwał tak zwał, jakieś niesamowicie ważne zadanie do wykonania, wybraniec z misją zbawienia mas itd. itp.) sprawia, że przełknięcie całości staje się wyzwaniem równie wymagającym, jak przebycie wrocławskich kanałów bez broni w ręku.
PS. W mojej opinii pomysły na dalsze eksploatowanie Uniwersum Metra już się wyczerpały. Wszystko co pochodne od oryginału Glukhovskiego, niezależnie w czyim wydaniu, zdaje się być jedynie "nieudolnym naśladownictwem" i nie inaczej jest w przypadku książki Schmidta.
Przyzwoita książka postapo, ale nic więcej. Ma swoje przebłyski: zaliczam do nich postać Iskry - mam na myśli specyficzny podwórkowy "dialekt", którym operuje oraz dynamikę, jaką wprowadza na przestrzeni niemal całej powieści. Kradnie praktycznie każdą scenę i sprawia wrażenie postaci o wiele ciekawszej od głównego bohatera.
Ten jest gburowaty i dość przewidywalnie kreowany...
2012
2016-11
Miłośnik prozy Murakamiego nie znajdzie tu niczego nowego, natomiast nowicjusz zamknie książkę z uczuciem zaciekawienia i z pewnością sięgnie po więcej.
Dostrzegam w tym zbiorze inspirację Raymondem Carverem i jego pełnym niedopowiedzeń stylem. Takie właśnie są krótkie formy opatrzone tytułem "Mężczyźni bez kobiet". Z pewnością nie jest to perełka literacka. Lektura nie wywołuje „ochów” i „achów”, ale wciąż uwodzi tym wszystkim, co charakterystyczne dla prozy Japończyka. W ostatecznym rozrachunku czegoś mi w nich zabrakło. Miałem przemożne wrażenie, że autor zbliża się do odkrycia jakiejś uniwersalnej prawdy, lecz ta, w ostatnim momencie, mu się wymyka, pozostawiając historię bez „tego czegoś”, co decyduje o "kultowości tytułu".
Miłośnik prozy Murakamiego nie znajdzie tu niczego nowego, natomiast nowicjusz zamknie książkę z uczuciem zaciekawienia i z pewnością sięgnie po więcej.
Dostrzegam w tym zbiorze inspirację Raymondem Carverem i jego pełnym niedopowiedzeń stylem. Takie właśnie są krótkie formy opatrzone tytułem "Mężczyźni bez kobiet". Z pewnością nie jest to perełka literacka. Lektura nie...
2017-05-02
Everyman to przede wszystkim dobra książka. Swym tytułem nawiązuje do znanego wszystkim motywu literackiego, którego zasadniczym celem jest zaprezentowanie bohatera w taki sposób, by mógł on się stać odpowiednikiem "każdego". Bezimienny narrator, zapewne sam autor lub jego alter ego, snuje opowieść o życiu zaraz po jego zakończeniu.. tak, przyczynkiem do opowieści oraz jej głównym tematem, jak się szybko okazuje, jest śmierć.
Przy tak zwanej okazji - to jest zaraz po tym, gdy odchodzimy od mogiły nieostygłego jeszcze nieboszczyka (naszego bohatera) - unosząca się nad jego ciałem świadomość/duch, jak zwał tak zwał (ale tak to właśnie odbieram), zapoznaje nas ze wszystkim tym, z czym nie mielibyśmy okazji się zapoznać, będąc zwykłymi uczestnikami pogrzebu. Cofamy się więc w czasie i naszym oczom ukazują się: błogie dzieciństwo, szaleństwo młodości, lata wybijania się na niezależność, burzliwe związki i romanse, nieudane tacierzyństwo i starość. Ostatni przystanek na drodze do.. no właśnie, na drodze do czego i czym jest owa starość?
Ujęcie Rotha jest gorzkie (inne być nie mogło, wszak chodzi o starcie z Tanatosem), choć nie brakuje mu poczucia humoru, głównie czarnego, który z jednej strony sprawia, że śmiech szybko grzęźnie w gardle, z drugiej jednak pozwala zachować zdrowy dystans i zdradza chęć zaradzenia co raz to bardziej namolnym myślom o nieubłaganym końcu.
Everyman to przede wszystkim dobra książka. Swym tytułem nawiązuje do znanego wszystkim motywu literackiego, którego zasadniczym celem jest zaprezentowanie bohatera w taki sposób, by mógł on się stać odpowiednikiem "każdego". Bezimienny narrator, zapewne sam autor lub jego alter ego, snuje opowieść o życiu zaraz po jego zakończeniu.. tak, przyczynkiem do opowieści oraz jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011
Po lekturze stu stron straciłem cierpliwość. Przeskoczyłem o prawie drugie tyle w poszukiwaniu czegokolwiek, co zrekompensowałoby poczucie straconego czasu. Nic nie znalazłszy, wystawiłem tytuł na sprzedaż.
Po lekturze stu stron straciłem cierpliwość. Przeskoczyłem o prawie drugie tyle w poszukiwaniu czegokolwiek, co zrekompensowałoby poczucie straconego czasu. Nic nie znalazłszy, wystawiłem tytuł na sprzedaż.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to