Zgiełk czasu
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- The Noise of Time
- Wydawnictwo:
- Świat Książki
- Data wydania:
- 2017-10-25
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-10-25
- Data 1. wydania:
- 2016-01-01
- Liczba stron:
- 224
- Czas czytania
- 3 godz. 44 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380315877
- Tłumacz:
- Dominika Lewandowska-Rodak
- Tagi:
- Dymitr Szostakowicz kompozytor literatura angielska muzyka relacje rodzinne rodzina stalinizm szantaż terror twórczość uczucie życie codzienne
- Inne
Ta opowieść o zderzeniu Sztuki z Władzą, o ludzkim kompromisie, ludzkim tchórzostwie i ludzkiej odwadze, to dzieło prawdziwego mistrza.
Zgiełk czasu to fikcyjna (auto)biografia Dymitra Szostakowicza, poruszająca wyobraźnię opowieść o życiu i twórczości tego wybitnego kompozytora w realiach stalinowskiej Rosji. Napisana w trzeciej osobie, acz stanowiąca w istocie monolog wewnętrzny, powieść ta tworzy intymny portret jednostki utkany z pojedynczych scen, wspomnień i przemyśleń; portret, który zarazem, wychodząc daleko poza swoje ramy, przedstawia wyrazisty wstrząsający obraz okrutnych czasów, w jakich przyszło żyć jej bohaterowi.
Zgiełk czasu to pierwsza powieść Juliana Barnesa od czasu wyróżnionego Nagrodą Bookera Poczucia kresu.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Hałas dziejów, co zagłusza każdą muzykę
W recenzji „MaddAddama” zastanawiałem się, czy Margaret Atwood ma szansę zdobyć literackiego Nobla w roku 2017 (o czym nie byłem szczególnie przekonany, bo przecież niedawno otrzymała go inna Kanadyjka, ale cóż – serce nie sługa, a mojemu bliżej do autorki „Opowieści podręcznej” niż do Alice Munro). Laureatem okazał się, o czym Państwo doskonale wiedzą – teraz, oczywiście, bo jeszcze kilka godzin przed ogłoszeniem werdyktu nikt raczej tej kandydatury nie obstawiał – Kazuo Ishiguro. A to, biorąc pod uwagę politykę Komitetu, oznacza, że zapewne nie dostanie go w najbliższym czasie żadne inny brytyjski literat. Na przykład Julian Barnes. Bardzo niedobrze.
W poprzednich powieściach Anglika straszą – albo też zabawiają, zależy jak na to spojrzeć – duchy najróżniejszych ludzi pióra: Jonathana Swifta, Aldousa Huxleya, Henry'ego Jamesa czy Arthura Conana Doyle'a. I choć z pewnością Barnes nie wyczerpał jeszcze wszystkich inspiracji ze świata literatury anglojęzycznej, to tym razem sięga zdecydowanie dalej: do Rosji. Sięga, trzeba powiedzieć, z wyjątkowym rozmachem (a powieść przecież króciutka!): nie kończy się ani na miejscu akcji (Związku Radzieckim, bo sprawa toczy się na przestrzeni XX wieku),ani na rdzennie rosyjskim bohaterze głównym (gdzież indziej mógłby urodzić się chłopiec nazwany Dmitrijem Dmitrijewiczem?),ani nawet na marszczącym w tle wąsa generalissimusie. Barnes postanowił ożywić w „Zgiełku czasu” jednego z największych mistrzów rosyjskiej literatury, który szturmem wziął także pisarstwo światowe – Antona Czechowa.
Cała powieściowa sytuacja niezwykle przypomina scenkę z życia któregoś biednego carskiego urzędniczyny z opowiadania mistrza: stoi chłopina przed windą i czeka na unicestwiające kichnięcie obrażonej władzy; obrażonej, jak to zwykle bywa, nie wiadomo jak i dlaczego, bo sumiennie wykonywał swoją pracę. Spakował się i opuścił dom, żeby oszczędzić nieprzyjemności żonie oraz małoletniej córce. Barnes jednak nie pozwala, wzorem Czechowa czy litościwego ostatecznie dla Iwana Iljicza Tołstoja, owemu zdesperowanemu mężczyźnie umrzeć – a to dlatego, że ma on do odegrania swoją rolę w historii. I to nie historii rozumianej jako fabuła, lecz w dziejach: desperatem czekającym na wyrok jest Dmitrij Szostakowicz, wybitny rosyjski kompozytor, któremu – przynajmniej w „Zgiełku czasu” - życie zupełnie nie wychodzi.
Barnes bardzo zręcznie, ale i odważnie wykorzystuje dziedzictwo „Śmierci urzędnika”: niemal całkowicie pozbawia opowieść czarnego komizmu, wymieniając go w najlepszym wypadku na gorzką ironię, w najgorszym zaś – na beznadziejną rozpacz; ponadto odziera bohatera z anonimowości i osadza go w kontekście twardych faktów. Balansuje gdzieś na granicy fikcji i biografii (choć zaznacza w posłowiu, że w żadnym wypadku nie uznawał tej drugiej za jakiekolwiek ograniczenie),a całą swą literacką moc wykorzystuje, aby naszkicować konflikt Artysty i Władzy. Artysta, naturalnie, jest także czechowowskim człowiekiem, a brytyjski pisarz nie rezygnuje z refleksji dotyczących codzienności (w tym długim wewnętrznym monologu – bo tym wydaje się być „Zgiełk czasu” - Szostakowicz wielokrotnie analizuje choćby swoje relacje z kobietami),ale najważniejsza pozostaje jego twórczość. A tym u góry się nie podoba, bo zbyt wyrafinowana, bo formalistyczna, bo burżuazyjna, bo nie zabawi człowieka prostego.
I tak toczy się całe życie wepchniętego między młot muz a kowadło Partii kompozytora, a Barnes ten tragiczny konflikt opisuje z wyjątkową elegancją. Literacki instynkt ponownie pozwolił Brytyjczykowi wybrać idealnego dla siebie bohatera; pod jego piórem Szostakowicz ożywa w szalonym zniuansowaniu: niby bezpartyjny, ale jednak bolszewik, niby nikogo nie skrzywdził, ale i oczywistych krzywd niewinnych ofiar nigdy nie skrytykował, niby genialny, a filmowych chałtur napłodził co niemiara. W „Zgiełku czasu” zaczyna się w związku z tymi wszystkimi dychotomiami nienawidzić, traci wszelki impet i wpada w bezwład, który całkowicie dławi jego siły witalne. W dodatku, wbrew późniejszym ocenom historii, potężnie wątpi w swoją twórczość – choć jest całkowicie pewien własnego talentu, to zauważa, że Władza odgrodziła jakąś jego część drutem kolczastym. Artysta nie potrafi z nią żyć, a żyje – to jego najstraszniejszy, a jednocześnie najbardziej fascynujący dramat. Sama myśl o tym, iż powszechnie uznawany za największego symfonika XX wieku Szostakowicz mógł wątpić w swoją spuściznę i tak głęboko sobą gardzić świadczy o wielkiej odwadze brytyjskiego autora.
Długo przyszło miłośnikom Juliana Barnesa czekać na jego najnowszą powieść, która w dodatku okazała się niezwykle krótka (bo ile to – trzy, może trzy i pół godziny lektury?). „Zgiełk czasu” w żadnym wypadku nie jest jednak zawodem, bo to literatura najwyższej próby, zaplanowana od pierwszej do ostatniej strony i poruszająca. Takiego pisarstwa nie da się nie docenić.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 1 046
- 836
- 172
- 70
- 35
- 19
- 10
- 10
- 10
- 8
OPINIE i DYSKUSJE
O tym, jak trudno jest być długoletnim tchórzem w kraju kolejnych dykatorów. Bohaterem jest się chwilę, a tchórz to fucha na całe życie. Relacje władza-artysta, jak zwykle u Barnesa, pięknie opisane. 7.5
"Już był martwy. Zrelacjonował wszystko Nicie i zobaczył, że wbrew słowom otuchy podziela jego zdanie - już jest martwy".
"Ironia.... pozwalała zachować to, co cenne, nawet wtedy gdy zgiełk czasu stawał się tak głośny, że wybijał szyby w oknach".
O tym, jak trudno jest być długoletnim tchórzem w kraju kolejnych dykatorów. Bohaterem jest się chwilę, a tchórz to fucha na całe życie. Relacje władza-artysta, jak zwykle u Barnesa, pięknie opisane. 7.5
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Już był martwy. Zrelacjonował wszystko Nicie i zobaczył, że wbrew słowom otuchy podziela jego zdanie - już jest martwy".
"Ironia.... pozwalała zachować to, co cenne,...
Robert Makłowicz w niedawnym wywiadzie dla Smaku Książki powiedział pewną rzecz, z którą całkowicie się nie zgadzam: „niech się Amerykanie zachwycają Dostojewskim - my to wszystko wiemy, jako sąsiad Rosjan”. Zmieniłbym to na „niech się Anglosasi zachwycają tym całym Barnsem piszącym o Rosji - my to wszystko wiemy, jako sąsiad kraju carów”.
Nie da się ukryć, że Barnes (teoretycznie) powinien odnieść sukces tylko w anglo-zachodnim świecie wydawniczym, ponieważ ładunek intelektualny, który zdeponował w „Zgiełku czasu” jest niesłychanie wręcz miałki i odtwórczy w stosunku do naszej bogatej historiografii kraju przez Rosję obleganego, cenzurowanego, testowanego inżynierią społeczną, z ranami stalinizmu czy realizmu socjalistycznego w kulturze. „Zgiełk czasu” to historia kompozytora, który miota się między cenzurą a wolnością artysty, między wizjami stryczka a w miarę spokojnymi paroma godzinami snu, między robieniem dobrze władzy, a robieniem dobrze swemu artystycznemu ja. Czy to brzmi znajomo?
W powieści - bardzo zresztą zwięzłej - brakuje mi jakiegoś odpowiednika, nie wiem, Konwickiego, Ważyka, Miłosza; a jak już jesteśmy przy Miłoszu, to autorowi nie zaszkodziłaby lektura „Zniewolonego umysłu”, która z pewnością wzbogaciłaby cały segment socjologiczny w tym nie za bogatym świecie przedstawionym. Wszystko to jest takie surowe, ciosane na ostry kant, a wrażenia tego dopełniają jeszcze wybory warsztatowe autora, który namiętnie wciska entery, fragmentaryzując i tnąc historię na belki. Zwróćmy też uwagę, że to ledwie dwieście stron z okładem (czy aby nie za mało?),trzy zmiany scenerii, kadry, które powinny nam skroplić pot na czole (Stalin na widowni; przesłuchanie),ale tego nie robią przez surową i chaotyczną formułę powieści, przemyślenia i refleksje, ale nie za szczodre w stosunku do tego, co zna wyrobiony polski czytelnik. Reasumując: literacka wydmuszka, a ponieważ wobec Barnesa skierowano na LC jak i w półświatku recenzenckim bardzo mało słów krytycznych, to polecam dodatkowo jeden z komentarzy na tej stronie:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/zgielk-czasu/opinia/44571964
Robert Makłowicz w niedawnym wywiadzie dla Smaku Książki powiedział pewną rzecz, z którą całkowicie się nie zgadzam: „niech się Amerykanie zachwycają Dostojewskim - my to wszystko wiemy, jako sąsiad Rosjan”. Zmieniłbym to na „niech się Anglosasi zachwycają tym całym Barnsem piszącym o Rosji - my to wszystko wiemy, jako sąsiad kraju carów”.
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNie da się ukryć, że Barnes...
Świetne studium stalinowskiego reżimu i głębokie wniknięcie w psychikę kompozytora, któremu ten system zagraża. Odwaga tchórzostwo oportunizm wolność twórcza - te tematy
Świetne studium stalinowskiego reżimu i głębokie wniknięcie w psychikę kompozytora, któremu ten system zagraża. Odwaga tchórzostwo oportunizm wolność twórcza - te tematy
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBarnes zmalował zaskakująco dojrzały i realny obraz prawdziwego człowieczeństwa. Udało mu się ukazać irracjonalność świata i fatalizm wyborów jakie należy w nim podejmować. Książka przejmująca i otwierająca oczy na perspektywę drugiej osoby.
Barnes zmalował zaskakująco dojrzały i realny obraz prawdziwego człowieczeństwa. Udało mu się ukazać irracjonalność świata i fatalizm wyborów jakie należy w nim podejmować. Książka przejmująca i otwierająca oczy na perspektywę drugiej osoby.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZ opisu spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Nie znalazłam w tej książce ani Sztuki, ani odwagi. Zobaczyłam natomiast stalinowską Rosję, a później ZSRR. Siermiężność, głupotę i bestialstwo reżimu. Biografia Szostakowicza jest fikcyjna, więc również nie wnosi żadnej artystycznej wartości. Nie nastawiałam się na książkę o czasach i zbrodniach stalinowskich, więc czuję się rozczarowana.
Z opisu spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Nie znalazłam w tej książce ani Sztuki, ani odwagi. Zobaczyłam natomiast stalinowską Rosję, a później ZSRR. Siermiężność, głupotę i bestialstwo reżimu. Biografia Szostakowicza jest fikcyjna, więc również nie wnosi żadnej artystycznej wartości. Nie nastawiałam się na książkę o czasach i zbrodniach stalinowskich, więc czuję się...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNiestety w mojej ocenie zdecydowanie słabsza niż Poczucie kresu bądź Jedyna historia.
Niestety w mojej ocenie zdecydowanie słabsza niż Poczucie kresu bądź Jedyna historia.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Kiedy wszystko zawodziło, kiedy zdawało się, że nie ma na tym świecie nic prócz nonsensu, trzymał się jednego: dobra muzyka zawsze będzie dobra, a wielka muzyka jest niepodważalna. Preludia i fugi Bacha można zagrać w dowolnym tempie, dowolnej dynamice, i nadal będą wielką muzyką, odporną nawet na nieudacznika, który uderza w klawisze dwiema lewymi rękami." (str. 151)
To opowieść o człowieku, który chciał tworzyć, ale żył w systemie, który niszczył ludzi i nie pozwalał tworzyć tego co chcieli. To opowieść o bohaterze, który aby przeżyć musiał zaprzeć się samego siebie. Autor pisze o życiu Dmitrija Dmitrijowicza Szostakowicza, znanego kompozytora, któremu przyszło żyć w czasach rządów Stalina. Próbował tworzyć w zgodzie z tym co mu w duszy grało, ale nie było to łatwe i proste w jego czasach. Wystarczyło, że chciał wyrażać swoją muzykę, już stawał się obiektem ciągłej obserwacji, recenzji i krytyki. To czas, kiedy wielu twórców było rozdartych między swoją potrzebą tworzenia a oficjalną linią partii, a w zasadzie jej przywódcy, w każdej sferze życia, a w sprawie sztuki szczególnie. Jeśli ktoś chciał być prawdziwym artystą to musiał liczyć się z tym, że kiedyś przyjdą po niego i albo to będzie jakaś zsyłka, albo śmierć po torturach. Szostakowicz chciał żyć, bo chciał tworzyć, ale często był wystawiany na niełaskę, na niepewność. Musiał publicznie szkalować i wyśmiewać siebie, składać samokrytyki w obecności "szacownego gremium". Warto się zastanowić co czuł w takich momentach. Z drugiej strony kiedy wyjeżdżał za granicę, spotykał się z krytyką za postawę "konformistyczną", choć nie mieli pojęcia co działo się w Związku Radzieckim, do jakiej podłości uciekała się władza względem niepokornych artystów. A on "...nie lubił lizać nikomu butów; nie wiedział, kiedy spiskować przeciw niewinnym, kiedy zdradzać przyjaciół" (str. 111) Wiedział, że "... w związku Radzieckim nie da się mówić prawdy i żyć." (str. 132) Nie mógł sprostać idealistom, którzy domagali się ofiar, żeby świat zobaczył jak reżim jest zły, ale chcieli, aby tymi ofiarami byli inni nie oni. Szostakowicz nie chciał być barankiem ofiarnym, chciał tworzyć.
Autor pisze o " inżynierach dusz ludzkich", których zadaniem było kierowanie artystami, kontrolowanie ich twórczości. "W stalinowskiej Rosji nie było żadnych kompozytorów, którzy pisaliby trzymając pióro w zębach. Odtąd będą tylko dwa rodzaje kompozytorów: żywi zastraszeni oraz martwi." (str. 63). Tyrania "wywracała świat do góry nogami", niszczyła talenty, wynosiła na piedestał miernoty, by w chwili kaprysu zrzucić ich z niego. W tamtych czasach potrzebna była muzyka harmonijna, miła dla ucha zwykłego radzieckiego człowieka, a nie jakiś chaos, warkot, czy odgłos "duszegubki" - jeżdżącej furgonetki, w której naziści dusili ofiary spalinami. Co za potworne porównanie dla dzisiaj tak docenianej muzyki m.in. Prokofiewa, Chaczaturiana, Szostakowicza, tak uważano w partii.
Szostakowicz liczył swoje trudne lata latami przestępnymi, kiedy to w jego życiu działy się najbardziej dramatyczne wydarzenia, m.in. "spisek" Tuchaczewskiego. Lata wielkiej wojny ojczyźnianej były dla niego czasem najspokojniejszym, choć zginęły miliony, to rozłożyło się także cierpienie na wielu. "Bo tyrania może i popadła w paranoję, ale niekoniecznie jest głupia. Gdyby była głupia nie przetrwałaby; tak samo jak nie przetrwałaby, gdyby miała zasady. Tyrania rozumiała, jak u większości ludzi działają pewne mechanizmy - mechanizmy słabości." (str. 85) Był pesymisto-optymistą i to go zadręczało, nie dawało spokoju, jedyną tarczą, jeśli tak można w ogóle nazwać ten mechanizm, była ironia swoista tarcza, którą wystawiał jak już nie dawał rady, ale czy można przeżyć życie tylko z taką tarczą. To postać tragiczna, świadoma swojej mocy i swojej bezsilności; "Twórczość Turgieniewa nie była w jego guście: zbyt uporządkowana, za mało w niej fantazji. (...) Ale nawet Turgieniew, mimo swoich wszystkich wad, miał w sobie prawdziwy rosyjski smutek." (str. 88) Strach towarzyszył mu do końca jego dni, był wierny nie odpuszczał ani na chwilę. Autor starał się oddać dramat artysty i w mojej opinii udało mu się.
"Kiedy wszystko zawodziło, kiedy zdawało się, że nie ma na tym świecie nic prócz nonsensu, trzymał się jednego: dobra muzyka zawsze będzie dobra, a wielka muzyka jest niepodważalna. Preludia i fugi Bacha można zagrać w dowolnym tempie, dowolnej dynamice, i nadal będą wielką muzyką, odporną nawet na nieudacznika, który uderza w klawisze dwiema lewymi rękami." (str. 151)
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTo...
100/2023
100/2023
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPowieść po dłuższym zastanowieniu nie opowiada o niczym szczególnym – bo o szukaniu kompromisu między głosem społeczeństwa a własnym sumieniem. W końcu w osobistej gestii zostaje, jak dalece zdecydujemy się uzewnętrznić przed światem. Można by rzec, że jest to nic innego niż nieustanna kalkulacja w poszukiwaniu godnego dla nas wyniku: tego ile jesteśmy w stanie z siebie poświęcić dla innych aspektów życia – czy to w graniach czysto finansowych, czy też wiążących się z pewnego rodzaju estymą w społeczeństwie, stanowiącą swoisty immunitet.
Tym, co ma nadawać temu mechanizmowi dozy niezwykłości, jest mianowicie to, że Julian Barnes postanowił umiejscowić w tej naturalnej dla każdego pułapce największego rosyjskiego kompozytora XX wieku – Dmitrija Szostakowicza – żyjącego w kraju pod rządami Stalina, cechującymi się niewyobrażalnym wręcz kultem jednostki, który nie pozostawi bez śladu żadnego aspektu życia rosyjskiej populacji: w tym również kulturalnego. Artyści muszą bowiem poddać się autocenzurze, jeśli tylko chcą pozostać w zgodzie z prawem nowo narzuconej komunistycznej rzeczywistości, mającej pełnić z lekka funkcję inżyniera dusz nowego narodu. Jego muzyka ma być, reasumując jednym z wielu elementów, składających się na ten jakże skomplikowany proces.
Dmitrij, popadając raz w łaskę, a raz niełaskę, zostaje dobitnie uświadomiony o rozgrywającej się na granicy naszej świadomości i podświadomości gry o uszczypnięcie z tego, co przynosi nam na bieżąco los, jak najwięcej tylko się da, gdyż sumienie, gdy tylko chodzi o własne bezpieczeństwo, okazuje się niezbyt istotne, dając się zagłuszyć pragnieniu zaspokojenia najbardziej trywialnych potrzeb. Stąd zaś nie trudno dojść do wniosku, że to nie sumienie kształtuje nasze życie, wszak w głównej mierze operujemy nim pod dyktandem panujących obecnie trendów. Sumienie pozostaje w przeważającej mierze rozrachunkiem nas samych w sferze naszych myśli, dlatego nie oceniałbym protagonisty przez wzgląd przez pryzmat urojonej gdzieś odwagi bądź tchórzostwa a tylko i wyłącznie bilansu strat i zysków, jakie ponosi. Ta metoda wydaje mi się najodpowiedniejsza, by móc w ogóle stwierdzić czy ktoś 'dobrze' postąpił. Tego rodzaju optyka nabiera zwłaszcza sensu, gdy przyjrzymy się temu, jak skończyli ci 'odważni'. Główny bohater zdążył zrobić z pewnością jedno: pozostawił coś po sobie i to coś może być ocenione później, jako to, czym w istocie było. Najważniejszym jest ostatecznie to by robić swoje, a nie próbować zmieniać świat, poświęcając przy tym siebie samego.
Ogólnie trudno mi orzec, czy jest to dobra, czy zła książka. Na pewno była zwykła: z rodzaju tych, które bardzo szybko wyrzucisz z pamięci. Skłania do przemyśleń, ale przynajmniej dla mnie wnioski z nich płynące nie były szczególnie odkrywcze. Na początku już trochę samo to, że jest to po prawdzie fikcyjna biografia, trochę mnie odrzuciło, gdyż nie uważam tego za fair w stosunku do branej na tapet postaci. Biografia przynajmniej w mojej opinii powinna się trzymać w większej mierze faktów, a jeśli już ma zostać podkoloryzowana, to niech, chociaż nie robi tego jakaś zupełnie obca osoba. Nie wiem, co autor sobie myślał, chcąc stworzyć coś takiego. Trudno mi określić czy to już brak szacunku.
Powieść po dłuższym zastanowieniu nie opowiada o niczym szczególnym – bo o szukaniu kompromisu między głosem społeczeństwa a własnym sumieniem. W końcu w osobistej gestii zostaje, jak dalece zdecydujemy się uzewnętrznić przed światem. Można by rzec, że jest to nic innego niż nieustanna kalkulacja w poszukiwaniu godnego dla nas wyniku: tego ile jesteśmy w stanie z siebie...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTrochę rozczarowanie. Taki autor, a książka moim zdaniem psychologizuje i słabo wykorzystuje temat jakim jest życie Szostakowicza.
Autor nie podaje żadnych dat ( poza dwoma) i snuje swoje refleksje. Widać po nim, że nie rozumie co znaczy system stalinowski.
Nie oddaje zupełnie życiorysu kompozytora, który został zmiażdżony psychicznie przez system, ale jego życie to była huśtawka. Na przemian wielkie zaszczyty na przemian z tępieniem psychicznym. Kilka razy była taka zmiana, czego w ogóle w książce nie widać. Tu nie wiadomo co i kiedy się dzieje, takie wyrwane obrazki bez określonego czasu.
A kompozytor mimo strachu, prowadził jednak grę z systemem. Próbował robić co chciał, jak się naraził, to dawał koncesje władzy, a później znowu robił swoje, czym się narażał itd.
A już rozważania autora, że tchórzostwo można określić jako bohaterstwo, oraz pisanie o ironii, pokazują, że autor słabo rozumie co się działo w Rosji Sowieckiej.
Takie wyobrażenie człowieka Zachodu, jak to mogło być. Niestety, kto nie żył w komunizmie, ten nie potrafi go zrozumieć. (Są rzadkie wyjątki)
Trochę rozczarowanie. Taki autor, a książka moim zdaniem psychologizuje i słabo wykorzystuje temat jakim jest życie Szostakowicza.
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutor nie podaje żadnych dat ( poza dwoma) i snuje swoje refleksje. Widać po nim, że nie rozumie co znaczy system stalinowski.
Nie oddaje zupełnie życiorysu kompozytora, który został zmiażdżony psychicznie przez system, ale jego życie to była...