Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie spodziewałam się tyle dobrego po tej książce, jednak okazało się, że kelnerzy, barmani i reszta obsługi z branży gastronomicznej ma wiele do powiedzenia. No tak, w końcu pracują z ludźmi dla dla ludzi, a ludzka natura jest przecież mocno zróżnicowana. Autorka zaznacza na wstępie, że zachowała oryginalność wypowiedzi swoich rozmówców, co zaliczam na plus, gdyż od razu można rozpoznać szacunkowy wiek bohatera a także realia i ogólne tło, w którym przyszło mu pracować. Jedyne, co uznałam za zbędne w tej książce, to cytowanie książki Konrada Lassoty, który nie zgodził się rozmawiać z Pobiedzińską na potrzeby jej książki. Te fragmenty nic nie wniosły do całości opowieści, a temat wcale nie został wyczerpany. Jako całokształt książkę oceniam jednak pozytywnie.

Nie spodziewałam się tyle dobrego po tej książce, jednak okazało się, że kelnerzy, barmani i reszta obsługi z branży gastronomicznej ma wiele do powiedzenia. No tak, w końcu pracują z ludźmi dla dla ludzi, a ludzka natura jest przecież mocno zróżnicowana. Autorka zaznacza na wstępie, że zachowała oryginalność wypowiedzi swoich rozmówców, co zaliczam na plus, gdyż od razu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do sięgnięcia po "Ja nie mam duszy" Natalii Budzyńskiej skłonił mnie przeprowadzony z autorką wywiad na temat siostry Barbary Ubryk i powstawania książki. Już samo nakreślenie zarysu tej historii skłoniło mnie do zachcenia poznania bliżej Barbary i jej zaprzepaszczonego życia. Miałam nadzieję, że poznam szczegóły jej choroby, motywy postępowania karmelitanek, a także dalszą historię jej życia i leczenia. Autorka nie zawiodła, do sprawy zbadania losów zamkniętej na 20 lat klasztornej celi siostry podeszła solidnie i z największą szczegółowością. Nie powstrzymało jej milczenie (po dziś dzień) zakonnic, przestudiowała w miejsce archiwum zakonnego wiele dokumentów z przebiegu sprawy sądowej, artykułów z ówczesnej prasy, monografii i innych. Czytelnik ma wrażenie, że Budzyńska realnie i dogłębnie przejęła się losem Ubryk (co właściwie potwierdza ostatnimi słowami zawartymi w książce). Podjęła też próbę zrozumienia sposobów działania zakonu, jego przełożonych, medyków i wszelkich osób w sprawę uwikłanych. Dzięki temu historia siostry Barbary nie jest jedynie opisem faktów, lecz porusza głęboko i wzbudza uczucia współczucia, niedowierzania, oburzenia. Dzięki Natalii Budzyńskiej przemawia do czytelnika Barbara Ubryk, zagubiona i opuszczona przez ludzi i Boga karmelitanka bosa: ja naprawdę byłam, ja naprawdę żyłam, choć nikt mnie wiele lat nie widział, cierpiałam i nikt nie przyszedł mi z pomocą, zasługuję na to, by pamięć o mnie pozostała żywą.

Do sięgnięcia po "Ja nie mam duszy" Natalii Budzyńskiej skłonił mnie przeprowadzony z autorką wywiad na temat siostry Barbary Ubryk i powstawania książki. Już samo nakreślenie zarysu tej historii skłoniło mnie do zachcenia poznania bliżej Barbary i jej zaprzepaszczonego życia. Miałam nadzieję, że poznam szczegóły jej choroby, motywy postępowania karmelitanek, a także dalszą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeszcze nie dokończyłam, ale tak mnie wciągnęła ta książka, że muszę o niej napisać. Historie tych kobiet to prawdziwe dramaty. One czują się ofiarami mężczyzn, którzy potraktowali je jako przykrywkę. Często mają z nimi dzieci, wspólne domy, interesy. W momencie, kiedy odkrywają prawdę, na głowę wali im się cały świat. Nie rozumieją, dlaczego właśnie one - czy były wystarczająco niekobiece, by spodobać się gejowi? Podobno w Polsce 60% gejów w wieku dojrzałym jest żonatych. To przerażająca statystyka. Z pozostałych 40% wielu pewnie schroniło się w zakonach. Autorka książki docieka i udziela głosu także im - żonatym gejom. I w tym momencie, kiedy powiesiłam najgorsze psy na tych oszustach, dojrzałam drugą stronę dramatu. Dramatu braku tożsamości, poczucia samotności, niezrozumienia, nietolerancji i nieakceptacji, strachu przed ostracyzmem. I uwierzyłam, że mimo, iż ich żony nie pociągają, oni wciąż, przez wiele lat małżeństwa, je kochali... Niektórzy odnalezli swoje szczęście, inni cierpią z powodu porzucenia, samotności. Geje i ich żony. Nie wiadomo, komu współczuć, kogo zrozumieć.

Czytając te historie opowiedziane przez kobiety byłam wściekła na tych oszustów, ale dopiero kiedy głos zabrali panowie, poryczałam się mocno. Te sytuacje są tak poryte, że jednak trudno kogoś oceniać i przypisywać mu złą wolę.

Ogromny podziw dla autorki, za wytrwałość w dociekaniu i chęci zrozumienia.

Jeszcze nie dokończyłam, ale tak mnie wciągnęła ta książka, że muszę o niej napisać. Historie tych kobiet to prawdziwe dramaty. One czują się ofiarami mężczyzn, którzy potraktowali je jako przykrywkę. Często mają z nimi dzieci, wspólne domy, interesy. W momencie, kiedy odkrywają prawdę, na głowę wali im się cały świat. Nie rozumieją, dlaczego właśnie one - czy były...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogólny zachwyt nad tą książką zachęcił mnie do jej przeczytania. I w sumie chyba nie pierwszy raz się zawiodłam popularną na rynku czytelniczym pozycją. cóż, fanką kryminałów nie jestem, ale dobry kryminał docenię. Ten, jeśli w ogóle kryminałem nazwać go można, jest po prostu słaby. Babcia jest strasznie przekoloryzowana - jej jasność umysłu, dość aktualna znajomość popkultury (no, jedynie Golluma prawdziwego nie widziała, ale już o nim słyszała), zwinność, mimo ograniczeń fizyczno - zdrowotnych i szybkość reakcji, a także wytrzymałość na ból - to nie pasuje do starszej pani, przynajmniej takiej przeciętnej. Reszta postaci mdła nieziemsko - niewiele mają do powiedzenia, a autor sugeruje, że takie z nich szuje. Babcia raz dwa zamyka im jadaczki. Policjanci bezradni i niezorganizowani, właściwie gdyby nie babcia, to całym miastem chyba zawładnęłaby mafia. Na szczęście znalazła się jedna taka "stara ninja", czy coś. Język powieści sili się być humorystycznym, dzięki czemu jest lekki i szybko się czyta. Na nieszczęście I tom cyklu o Zofii Wilkońskiej, jak to tom cyklu, kończy się tak, że mimo delikatnego zawodu na I części, czytelnik może sięgnąć po część II. Eee, przynajmniej da się to szybko przeczytać.

Ogólny zachwyt nad tą książką zachęcił mnie do jej przeczytania. I w sumie chyba nie pierwszy raz się zawiodłam popularną na rynku czytelniczym pozycją. cóż, fanką kryminałów nie jestem, ale dobry kryminał docenię. Ten, jeśli w ogóle kryminałem nazwać go można, jest po prostu słaby. Babcia jest strasznie przekoloryzowana - jej jasność umysłu, dość aktualna znajomość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaraz po lekturze chciałam stwierdzić, że nieco zawiodłam się tą pozycją, bo miałam dostać opowieść o aktywistce, dowiedzieć się, jak walczyła o swoje i swojej małej społeczności przekonania. Tymczasem opowieść Heidy przeplata się dość mocno z prozą jej pasterskiego życia. I dopiero po głębszym zastanowieniu się mogę stwierdzić, że jest to dlatego też nawet bardziej wartościowa książka. Heida pozostała bowiem sobą, nie "gwiazdorzy", mimo że się z nią liczą. Dalej liczy swoje owce i strzyże je z wełny, dba o swoje gospodarstwo tak dobrze, jak tylko potrafi, a co najważniejsze - docenia każdy szczegół swojego prowincjonalnego życia. Taka opowieść wycisza czytelnika, pokazuje, że jest możliwe zwolnienie tempa i celebrowanie swojego życia takim, jakie ono jest poprzez docenienie tego, co się ma i czego się doświadcza. Gdyby nie ta książka, pewnie niewielu dowiedziałoby się o Heidzie. Pewnie jej nawet na tym nie zależy, by świat o niej słyszał. Ale świat jednak o niej usłyszeć powinien. Dlatego dzięki, że takie książki powstają.

Zaraz po lekturze chciałam stwierdzić, że nieco zawiodłam się tą pozycją, bo miałam dostać opowieść o aktywistce, dowiedzieć się, jak walczyła o swoje i swojej małej społeczności przekonania. Tymczasem opowieść Heidy przeplata się dość mocno z prozą jej pasterskiego życia. I dopiero po głębszym zastanowieniu się mogę stwierdzić, że jest to dlatego też nawet bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ciemność" to książka bardzo klimatyczna. Niezbyt obszerna, bo w końcu ileż można napisać o mroku, w którym nic się nie dzieje, bo nic nie jest widoczne i może nie być tym, czym się wydaje? To, na co warto zwrócić uwagę czytając tę książkę, to wskazywany przez autorkę fakt, że tak naprawdę rzadko, a może niektórym nawet w ogóle, nie zdarza się doświadczać ciemności. Nasza przestrzeń jest wypełniona światłem, nawet w zaciemnionej sypialni migają jakieś lampki kontrolne wszelakich urządzeń, przedostają się smugi światła wysyłanego przez latarnie stojące pod oknami, albo chociaż dostrzegamy delikatny blask fluorescencyjnej wskazówki naszego budzika (jeśli jesteśmy tradycjonalistami i nie zasypiamy z komórką obok ucha z nastawionych budzeniem). Wiele się o tym mówi / pisze ostatnimi czasy. Nasza przestrzeń jest wypełniona, wręcz zanieczyszczona światłem. Jasno jest zawsze i wszędzie tam, gdzie są ludzie. Obserwatorzy nieba wiedzą o tym na przykład doskonale - żeby znaleźć miejsce doskonałe do obserwacji nieba, muszą zapuścić się w jakąś głuszę, bo przecież żeby dostrzec światło w oddali, to nie może go rozpraszać inne źródło jasności. Światło od zawsze kojarzyło się człowiekowi z dobrem, nadzieją, ruchem, energią. Ciemność interpretowana jest zatem jako zło, niebezpieczeństwo, zagrożenie - w ciemności przecież tracimy orientację i pewność siebie. Być może jednak warto rozważyć inną twarz ciemności, jej zalety i zacząć czerpać z jej dobroci? Autorka "Ciemności" przekonuje, że warto zwrócić się w stronę mroku (dosłownie). Ciemność to bezruch, cisza i spokój, a tego z pewnością większości na co dzień brakuje. Zgłębiając temat z łatwością wyszukamy w Internecie oazy gwarantujące brak światła nocą, ośrodki organizujące obserwację gwiazd w absolutnych ciemnościach itp. Czy wystarczy jedynie zamknąć oczy, by odseparować się od światła, osiągnąć wyciszenie? Czy poszukiwanie ciemności to jedynie nowy trend, który nie przetrwa próby czasu? Czy jednak coś sensownego, zdrowego i przyszłościowego?

"Ciemność" to książka bardzo klimatyczna. Niezbyt obszerna, bo w końcu ileż można napisać o mroku, w którym nic się nie dzieje, bo nic nie jest widoczne i może nie być tym, czym się wydaje? To, na co warto zwrócić uwagę czytając tę książkę, to wskazywany przez autorkę fakt, że tak naprawdę rzadko, a może niektórym nawet w ogóle, nie zdarza się doświadczać ciemności. Nasza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorka "Obrzydliwej anatomii" zaskakuje otwartością, szczerością i wyzbyciem się wszelkich kompleksów. Stop. Nie, ona się ich nie wyzbyła, jednak stara się to robić, może, poprzez napisanie tej książki. Bo co motywuje człowieka, kobietę właściwie, do opisania swoich własnych włosków wyrastających wokół sutków? Według mnie jedynie ćwiczeniem odwagi mówienia otwarcie o swoich mankamentach, godzeniem się z własnymi niedoskonałościami i pielęgnowaniem samoakceptacji, plus może jeszcze szczypta ciekawości i chęć odpowiedzi na pytanie: na cholerę rosną mi w tym miejscu włosy, a innym nie? Polecam szczególnie kobietom, panów może trochę znużyć, bo poruszane problemy dotyczą przede wszystkim anatomii kobiety. Wiele praktycznych rzeczy się z niej nie dowiecie, ale otrzymacie satysfakcję w postaci wiedzy w stylu skąd się biorą kłaczki w pępku. To przecież ciekawe! Autorka ma duuuuże poczucie humoru i dlatego książkę czyta się jednym tchem.

Autorka "Obrzydliwej anatomii" zaskakuje otwartością, szczerością i wyzbyciem się wszelkich kompleksów. Stop. Nie, ona się ich nie wyzbyła, jednak stara się to robić, może, poprzez napisanie tej książki. Bo co motywuje człowieka, kobietę właściwie, do opisania swoich własnych włosków wyrastających wokół sutków? Według mnie jedynie ćwiczeniem odwagi mówienia otwarcie o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lisy widuję prawie codziennie, w drodze do pracy, która wiedzie przez las, a fakt, że mogę o nich poczytać i poznać je z innej strony, mocno mnie satysfakcjonuje. Pierwszy rozdział mnie nieco osobiście znużył, ale potem jest tylko lepiej. Lisy są cudowne, charakterystyczne, tajemnicze i nieodgadnione, temperamentne, można je częściowo oswoić - na tyle, na ile same pozwolą. Często znienawidzone, a nadal szlachetne i majestatyczne. Tylko, jak sobie przypomnę martwego lisa mojej ciotki zarzuconego w formie szala na zimowy płaszcz, robi mi się niedobrze, ta mordka łapała zdaje się swój własny ogon w ten sposób pełniąc rolę zapięcia, obrzydliwość! Od pojmowania lisów w kulturze, zwłaszcza literaturze, przez opis lisich zwyczajów, przechodzi autorka do rozprawy na temat polowań na lisy. Zdaje się, że jej stanowisko jest (męcząco) obiektywne - po prostu opisuje tradycję i sposoby polowań na lisy, motywy (jakkolwiek wg mnie dyskusyjne), a ponadto (sic!) niezwykły szacunek (wraz z ogólnie pojętą troską) oddawany przez myśliwych lisim osobnikom w okresach niełowieckich. No bo przecież lisów się nie je, zwierzęce futra też już raczej nie są tak modne czy popularne (a może, o nadziejo!, nie tak moralne). Niemniej jednak - na lisy się poluje i odnoszę wrażenie, czemu autorka nie była w stanie zaprzeczyć, głównym powodem atrakcyjności polowań na lisy jest ich konotacja ze stereotypowym (nadal) pojmowaniem ich natury w świadomości społecznej. Lisy dla większości są szkodnikami, drapieżnikami odgryzającymi kurom głowy i kradnącymi jaja. Tymczasem gepard polujący na antylopę nie wzbudza tak ogromnego wzburzenia. Lew to natura, lis to przeszkoda, szkoda, niszczycielstwo. Trudno być lisem...

Lisy widuję prawie codziennie, w drodze do pracy, która wiedzie przez las, a fakt, że mogę o nich poczytać i poznać je z innej strony, mocno mnie satysfakcjonuje. Pierwszy rozdział mnie nieco osobiście znużył, ale potem jest tylko lepiej. Lisy są cudowne, charakterystyczne, tajemnicze i nieodgadnione, temperamentne, można je częściowo oswoić - na tyle, na ile same pozwolą....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli ktoś, tak jak ja, przeczytał całą lub większą część wiki.czarnobyl.pl, a także większość publikacji na temat Czarnobyla i kolekcjonuje wszelkie ciekawostki o tym szczególnym miejscu na świecie (jak np. konie Przewalskiego), to będzie tą książką usatysfakcjonowany. Z tej książki czerpie się wiedzę w pigułce, wszelkie szczegóły na temat katastrofy, z niej może nie wyczytamy o tragediach rodzin prypeckich, przeżyciach dzieci z usuniętą tarczycą i to w sumie w dużej mierze wyróżnia tę książkę. Autor twierdzi, że to publikacja historyczna, można się w dużej mierze z tym twierdzeniem zgodzić. Jasno, analitycznie i konkretnie. Bardzo ciekawe okazały się ostatnie rozdziały opisujące rzeczywistość po katastrofie, do lat współczesnych.

Jeśli ktoś, tak jak ja, przeczytał całą lub większą część wiki.czarnobyl.pl, a także większość publikacji na temat Czarnobyla i kolekcjonuje wszelkie ciekawostki o tym szczególnym miejscu na świecie (jak np. konie Przewalskiego), to będzie tą książką usatysfakcjonowany. Z tej książki czerpie się wiedzę w pigułce, wszelkie szczegóły na temat katastrofy, z niej może nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, rozczarowująca pozycja. Niczego nowego z niej się nie dowiemy, relacje są pobieżne, krótkie, tekstu jest bardzo mało. Tak, w tej książce miały ważne być zdjęcia, ale one też w sumie nie są zbytnio zachwycające. Tak, to zdjęcia reporterskie, ale na palcach jednej ręki można policzyć te dobre, poruszające. Np. zupełnie niczego nie oddaje zdjęcie jabłek z Czarnobyla. W dodatku do książki zakradły się poważne błędy merytoryczne. Np. mocno błędna data śmierci Walerija Legasowa i błędne podanie metody popełnienia przez niego samobójstwa. Książkę można naprędce przejrzeć na miejscu w księgarni, ale kupować jej niestety nie warto.

Niestety, rozczarowująca pozycja. Niczego nowego z niej się nie dowiemy, relacje są pobieżne, krótkie, tekstu jest bardzo mało. Tak, w tej książce miały ważne być zdjęcia, ale one też w sumie nie są zbytnio zachwycające. Tak, to zdjęcia reporterskie, ale na palcach jednej ręki można policzyć te dobre, poruszające. Np. zupełnie niczego nie oddaje zdjęcie jabłek z Czarnobyla....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo ciekawa książka. Nie tylko dla tych, którzy całe życie próbują się odchudzić. Ta książka zaciekawi każdego, kto choć raz zadał sobie pytanie, jak to jest, że jeden tyje mimo spożywania małych ilości jedzenia i wypacając się na siłowni, podczas gdy ktoś inny odżywia się fast foodem i nie przejmuje się swoją sylwetką, bo w sumie nie ma takiej potrzeby. Autorka książki właśnie należy do tej grupy nieszczęśników, którzy ze swoją wagą walczą całe życie. I mimo, że podejmując decyzję o napisaniu tej książki, pozyskała ogromną wiedzę na temat tłuszczu, to niezbyt spektakularnie udało jej się go pokonać. Niestety, ta książka nie odpowie na pytanie, jak pozbyć się tłuszczy. Odpowie raczej na pytanie, dlaczego nie jest tak łatwo się go pozbyć. Odpowie również na pytania takie, jak m.in. na jakie procesy zachodzące w naszym organizmie wpływa tłuszcz?, czy tłuszcz wpływa jedynie negatywnie na nasze zdrowie czy może również w pewnych przypadkach je chroni?, czy tłuszcz, to zawsze tylko wredny "fet"? a może tłuszcz, to nie tylko tkanka, a właściwie już narząd, czyli coś pracującego i sterującego rożnymi procesami? Gratis mnóstwo ciekawostek na temat tłuszczu, tyjących i odchudzających się ludzi. Książka napisana jest przystępnym językiem, dzięki czemu treść wciąga, a nie nuży. Dobra rzecz.

Bardzo ciekawa książka. Nie tylko dla tych, którzy całe życie próbują się odchudzić. Ta książka zaciekawi każdego, kto choć raz zadał sobie pytanie, jak to jest, że jeden tyje mimo spożywania małych ilości jedzenia i wypacając się na siłowni, podczas gdy ktoś inny odżywia się fast foodem i nie przejmuje się swoją sylwetką, bo w sumie nie ma takiej potrzeby. Autorka książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie do końca zgadzam się z głosami krytyki wobec tej książki. Fakt, początek, dość szczegółowo opisujący oddziały wojskowe wysyłane i stacjonujące w okolicach Czarnobyla, może nieco nużyć, niezbyt emocjonuje. Jednak jest rzeczowy i i z punktu widzenia badacza, historyka, ważny. Fragmenty wypowiedzi Likwidatorów niosą za to już zupełnie inną, mocno emocjonującą treść. Treść jakże wartościową, bo wreszcie fakty zostały przedstawione przez osoby, które tam były, które katastrofy doświadczyły na własnej skórze. Fakt, że są mocno pocięte, ale zdaje się, że zostało z nich wyciągnięte to, co najważniejsze. Dzięki temu książka nie jest patetyczna, a zdaje się, mogłaby taka być, gdyby dać się "rozgadać" Likwidatorom. Ja czytając "Likwidatorów..." miałam przed oczami te ryby łowione przez żołnierzy z czarnobylskiego stawu czy ciężarną kobietę wyrywającą z ziemi świeżą marchew i zjadającą ją natychmiast po wytarciu z ziemi w fartuch... Mocno przeżyłam wspomnienia osób, które latami dochodziły do choćby krzty zdrowia po poświęceniu się dla dobra ogółu (ilu było takich, którzy mogąc wybierać drugi raz, woleliby spędzić dwa lata w więzieniu za odmówienie służby niż wycierpieć znowu to samo?). Po tej lekturze zaczęłam bardziej wierzyć w przypuszczenia Gorbaczowa, że to właśnie wybuch reaktora był jedną z ważniejszych przyczyn rozpadu ZSRR. Książka Sekuły oddaje zasłużoną cześć Likwidatorom, uznanie należy im się bez względu na fakt, na ile byli świadomi tego, co czynią. Należał im się też głos w dyskusji, podjętej zdecydowanie za późno.

Nie do końca zgadzam się z głosami krytyki wobec tej książki. Fakt, początek, dość szczegółowo opisujący oddziały wojskowe wysyłane i stacjonujące w okolicach Czarnobyla, może nieco nużyć, niezbyt emocjonuje. Jednak jest rzeczowy i i z punktu widzenia badacza, historyka, ważny. Fragmenty wypowiedzi Likwidatorów niosą za to już zupełnie inną, mocno emocjonującą treść. Treść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak bardzo czekałam na tę książkę, aż w końcu się nieco na niej zawiodłam. Dlaczego? Chciałam poznać ogólne fakty na temat funkcjonowania wyspy. Owszem, autorka w treści je zawiera, ale w tej formie, której oczekiwałam. Podejmując próbę wywarcia wrażenia na czytelniku, autorka skupia się na wyostrzeniu historii poszczególnych osób skazanych na pobyt na wyspie. Fakt, są to historie głęboko zapadające w pamięć, wstrząsające. Ja nie lubię rozwlekłych statystyk, więc w tym aspekcie książka mnie zawiodła. Po prostu nie pasuje jedno do drugiego, z jednej strony autorka opisuje historię zakonnicy osadzonej w zakładzie dla psychicznie chorych, z drugiej zaś podaje liczy, ogólnie rzecz biorąc statystyki, które jakoby miały wzmocnić siłę opisywanego problemu, a jednak gdzieś wywabiają, poprzez swoją rzeczowość, przekaz, który ma trafić do naszych serc. Czyta się niezbyt szybko, treść jest często nużąca. Ciekawsze fragmenty mieszają się z tymi nudniejszymi. Czegoś tutaj, co trudno mi nazwać, zdecydowanie brakuje...

Tak bardzo czekałam na tę książkę, aż w końcu się nieco na niej zawiodłam. Dlaczego? Chciałam poznać ogólne fakty na temat funkcjonowania wyspy. Owszem, autorka w treści je zawiera, ale w tej formie, której oczekiwałam. Podejmując próbę wywarcia wrażenia na czytelniku, autorka skupia się na wyostrzeniu historii poszczególnych osób skazanych na pobyt na wyspie. Fakt, są to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam niemałe obawy, sięgając po tę książkę, że to będzie powtórka z rozrywki po "Beduinkach". Na szczęście tak nie było. Choć autorka faktycznie w dużej mierze skupia się na życiu kobiet w Omanie, to jednak porusza więcej tematów, niż tylko sprawę flirtów na tinderze, bardziej skupia się na ogólnej pozycji kobiet omańskich i nie tylko (przywołuje też losy Hindusek, Filipinek kupionych właściwie i sprowadzonych do bogatego kraju). Bądź co bądź, nie dowiemy się z tej książki niczego więcej, jak tego, czym jest życie kobiety w Omanie, kimkolwiek by nie była - żoną bogatego pracownika rafinerii, opiekunką dzieci, służącą, prywatną prostytutką czy też kupioną w Indiach młoda żoną dla podstarzałego Omańczyka. Styl autorki jest lekki i rzeczowy, mocno reporterski. Nic w tym dziwnego, bo to pierwsza książka dziennikarki. Czyta się przyjemnie, książka zaciekawia - w końcu - przynajmniej o omańskich kobietach możemy się czegoś dowiedzieć. Polecam, jako ciekawostkę.

Miałam niemałe obawy, sięgając po tę książkę, że to będzie powtórka z rozrywki po "Beduinkach". Na szczęście tak nie było. Choć autorka faktycznie w dużej mierze skupia się na życiu kobiet w Omanie, to jednak porusza więcej tematów, niż tylko sprawę flirtów na tinderze, bardziej skupia się na ogólnej pozycji kobiet omańskich i nie tylko (przywołuje też losy Hindusek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa i rzeczowa książka. Autorka, na podstawie przeanalizowanych artykułów, raportów i innych dokumentów, a także sięgając po wspomnienia bohaterów książki, przedstawia realia pracy dzieci na przestrzeni wieków, od XVIII do XX. Nawiązuje też do współczesności, choć odniesień jest wg mnie zbyt mało. Nie od dzisiaj wiadomo, że dzieci dawniej zupełnie legalnie wykonywały pracę zarobkową, często były to bardzo trudne i niebezpieczne zajęcia, jak kominiarstwo czy górnictwo. To nieprawdopodobne, jak dzieci te były wykorzystywane, za grosze i często z narażeniem zdrowia i życia walczyły o przetrwanie. Nikt ich nie kochał, traktowano je jak tanie robociki do zadań specjalnych. Wiele dzieci zginęło tragicznie w trakcie pracy i nikt za nimi nie płakał. Autorka opowiada też o działaniach społeczników na rzecz ograniczenia pracy dzieci, od ograniczenia wymiaru godzin pracy (do 10 o zgrozo!) po ograniczenia wiekowe zatrudnianych dzieci oraz zakazy pracy w poszczególnych branżach. Wiele z tych dzieci nigdy nie zasiadło w szkolnej ławce, nigdy nie bawiło się beztrosko i nigdy nie czuło się kochanym. Tylko niektórzy zdołali przetrwać, odmienić swój los i uniezależnić się od pracy w fabryce czy kopalni. To oni przemawiają do nas przez pióro Katarzyny Nowak, poruszając w nas wiele emocji, od złości i niezgody począwszy. Książkę, dzięki nieskomplikowanemu stylowi i skupieni się autorki na faktach, czyta się jednym tchem. Warto.

Bardzo ciekawa i rzeczowa książka. Autorka, na podstawie przeanalizowanych artykułów, raportów i innych dokumentów, a także sięgając po wspomnienia bohaterów książki, przedstawia realia pracy dzieci na przestrzeni wieków, od XVIII do XX. Nawiązuje też do współczesności, choć odniesień jest wg mnie zbyt mało. Nie od dzisiaj wiadomo, że dzieci dawniej zupełnie legalnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ten facet serio kocha swoją pracę. Można to zauważyć już po kilku stronach lektury. Były wojskowy podejmuje decyzję zatrudnienia się jako strażnik w londyńskiej Tower, jako strażnik kruków. I tak, ta nazwa stanowiska jest oficjalna, a państwo brytyjskie opłaca to stanowisko (pewnie dość dobrze). Do jego zadań nie należy jedynie oprowadzanie turystów po Tower, dbanie o to miejsce. Do jego zadań, przede wszystkim, należy dbanie o to, by kruki zamieszkujące Tower miały się dobrze. Nie wiedziałam wcześniej o legendzie głoszącej, że gdy ostatni kruk opuści Tower, nastąpi koniec Królestwa Brytyjskiego. Można pomyśleć, że dziwni ci Anglicy, czy Brytyjczycy. Z jednej strony - a i owszem, ale z drugiej znowu - Islandczycy wierzą w elfy i zanim przesuną głaz, który mogą elfy zamieszkiwać, muszą omówić to z ekspertem od tych magicznych stworzeń, który ewentualnie przekona je do przeprowadzki. Tak więc, w sumie, londyńskie kruki z Tower nie powinny aż tak dziwić. Skaife zna je bardzo dobrze, potrafi opisać osobowość każdego z ptaków, po prostu widać, że żywi do nich głębokie uczucia, troszczy się o nie najlepiej, jak może. Nie ma ich wiele, bo zaledwie sześć, to żadna wielka gromada, której szeregi, po utracie któregoś z osobników, są zasilane w nowych członków kruczej gwardii. Ciekawe jest to, że można takiego ptaka po prostu w jakiś sposób przekonać, żeby zamieszkał w ponurej Tower, czyli właściwie oswoić. Książka nie jest napisana w wybitnie ciekawy sposób, to po protu opowieść faceta, który tam pracuje i postanowił się podzielić tym, co robi, bo uznał, że może to kogoś zainteresować. Zapewne Skaife nie potrafił tak profesjonalnie opisać geniuszu kruków, jak zachwalany przez niego Bernd Heinrich (biolog, autor "Umysłu kruka"). Przedstawił w książce jednak w dość ciekawy sposób swoje relacje z ptakami, dość osobliwą sytuację tych zamieszkujących angielski zabytek i wg legendy strzegących bezpieczeństwa tego państwa (odpukać, w niemalowane!). Książka ta z pewnością zachęca do dalszego pogłębiania wiedzy na temat kruków, uważanych często za ptaki złowrogie, brzydkie i wredne, a jednak mądre i na swój sposób dostojne. Jako ciekawostkę polecam.

Ten facet serio kocha swoją pracę. Można to zauważyć już po kilku stronach lektury. Były wojskowy podejmuje decyzję zatrudnienia się jako strażnik w londyńskiej Tower, jako strażnik kruków. I tak, ta nazwa stanowiska jest oficjalna, a państwo brytyjskie opłaca to stanowisko (pewnie dość dobrze). Do jego zadań nie należy jedynie oprowadzanie turystów po Tower, dbanie o to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczynając lekturę tej książki bardziej nastawiłam się na "makabryczny świat medycyny" niż na "rewolucję Jospeha Listera", niemniej jednak, mimo że autor w zasadzie skupił się na postaci wspomnianego Listera, książka okazała się niezwykle ciekawa. Tytuł może okazać się zwodniczy i mylący. Choć faktycznie autor opisuje dzieje medycyny, zwłaszcza chirurgii, XIX wieku, to skupia się głównie na postaci doktora Listera, który rozpoczął walkę ze zbyt wielką umieralnością pacjentów chirurgicznych. Problemem chirurgii XIX wieku był brud, a co za tym idzie - zakażenia prowadzące pacjenta, mimo udanej operacji, do zgonu. Pacjent przeszedł, powiedzmy, z sukcesem amputację podudzia, ale w wyniku zakażenia umierał. Dziś może nam się to wydawać niedorzeczne, ale jeśli pomyślimy o sprawie w kontekście historycznym, to faktycznie - może w czasach, kiedy nie posiadano wiedzy, nie prowadzono badań w zakresie zakażeń, nie miano świadomości (albo np. mikroskopu), że mimo prawidłowej amputacji np. nogi, mogą wystąpić skutki uboczne w postaci zakażenia. Jeśli wziąć na poważnie wszystkie doniesienia autora, to można jedynie stwierdzić, że doktor Lister był prawdziwym odkrywcą, pasjonatem i innowatorem. Walczył o swoje racje, zasadność swoich badań i praktyk. Można jedynie czerpać z niego przykład. Postać Listera jest jednak mało znana, a szkoda. Może, dzięki lekturze "Rzeźników.." i skojarzeniu jego postaci z płynem do płukania ust Listerine, zaistnieje on ponownie w świadomości społecznej, pewnie niezbyt licznej, ale jednak. Dziękujmy zatem doktorowi Listerowi za jego badania, odkrycia i pracę, dzięki któremu nie zdychamy po udanej operacji na sepsę czy inne zakażenia. Veni, vidi, vici i chapeau bas dla pana Listera.

Zaczynając lekturę tej książki bardziej nastawiłam się na "makabryczny świat medycyny" niż na "rewolucję Jospeha Listera", niemniej jednak, mimo że autor w zasadzie skupił się na postaci wspomnianego Listera, książka okazała się niezwykle ciekawa. Tytuł może okazać się zwodniczy i mylący. Choć faktycznie autor opisuje dzieje medycyny, zwłaszcza chirurgii, XIX wieku, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzecz jasna, Wyspy Owcze znam (albo znałam dotąd) jedynie z telewizji. Zaskoczyła mnie publikacja "Farerskich kadrów" - czy rzeczywiście było warto napisać książkę o tej maleńkiej wyspie, nielicznej społeczności? Co ciekawego można napisać o jałowej ziemi Wysp Owczych, które w zasadzie z niczym, prócz owiec, się nie kojarzą? Faktycznie pojechał tam ktoś z naszego podwórka, zobaczył i opisał? Okazuje się, że pojechał i to nie raz. I opisał, właściwie bardzo ciekawie, o wyjątkowym, choć małym i dość klaustrofobicznym społeczeństwie, w którym jednak znaleźli swój dom także obcokrajowcy. Warto było przeczytać o miejscu na Ziemi, gdzie właściwie diabeł mówi dobranoc, a gdzie mimo wszystko ludzie mają swój własny język, swoje tradycje i swoje wyjątkowe niepowtarzalne życie. I oni kochają tę ziemię i czują się dumni z tego, że ją zamieszkują. Oni są Farerami, ludźmi odpornymi na zimny wiatr i jałową ziemię. Kochają swoje owce i swój język. Niespecjalnie przepadają za turystami, których nagromadzenie w ostatnich latach zakłóciło ich spokój i zagroziło wyjątkowej naturze. Tak, gdzieś tam na północy, na małej wyspie, żyją ludzie w pokoju z owcami... Warto.

Rzecz jasna, Wyspy Owcze znam (albo znałam dotąd) jedynie z telewizji. Zaskoczyła mnie publikacja "Farerskich kadrów" - czy rzeczywiście było warto napisać książkę o tej maleńkiej wyspie, nielicznej społeczności? Co ciekawego można napisać o jałowej ziemi Wysp Owczych, które w zasadzie z niczym, prócz owiec, się nie kojarzą? Faktycznie pojechał tam ktoś z naszego podwórka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Matt Haig to mężczyzna, który pisze takie sobie (podejrzewam jedynie, bo nie czytałam) książki, książeczki. Zwykle opowiastki, krótkie i nieskomplikowane powieści. Skoro jednak są one wydawane, to znaczy, że ma swoich czytelników. Jedna jego książka zwróciła moją uwagę, na początku samym tytułem, który wydawał mi się intrygujący. Matt Haig, odbiegając od treści pozostałych swoich książek, napisał jedną inną, wyjątkową właściwie, bardzo szczerą i dobrą książkę. Ta książka to wyznanie, wyznanie człowieka, który od młodości zmaga się z demonami. To opowieść człowieka, którego ogarnęła ciemność, właściwie nie wiadomo, dlaczego. Matt Haig jest osobą zmagającą się z depresją. W "Dobrych powodach..." opisuje on swoje małe zwycięstwa i wielkie porażki w walce z tą chorobą. Treść ma bardzo zróżnicowany charakter. Wspomnienia z życia autora przeplatają się ze wskazówkami dla osób walczących z depresją, a także dla krewnych i znajomych tychże osób. Książka ma dość pozytywny wydźwięk, bo Haig próbuje przekonać czytelnika, że choć może nie do końca pokonał depresję, to jest w stanie z nią żyć i dobrze sobie z nią radzić. Oczywiście podaje przeróżne sposoby, jak tez z tytule zdołał to zawrzeć, które pozwalają mu dalej żyć i się nie poddawać. I choć to książka o bardzo ciężkiej chorobie psychicznej, to jednak zawiera ona dość pozytywny wydźwięk. Nawet, jeśli nie mamy do czynienia z depresją, w żadnym zakresie, to myślę, że warto poznać historię Matta Haiga, który w sposób prosty, ale ciekawy przedstawił dość złożony i kłopotliwy żywot osoby zmagającej się z depresją.

Matt Haig to mężczyzna, który pisze takie sobie (podejrzewam jedynie, bo nie czytałam) książki, książeczki. Zwykle opowiastki, krótkie i nieskomplikowane powieści. Skoro jednak są one wydawane, to znaczy, że ma swoich czytelników. Jedna jego książka zwróciła moją uwagę, na początku samym tytułem, który wydawał mi się intrygujący. Matt Haig, odbiegając od treści pozostałych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio nagromadziło się książek, dzięki którym można poznać kulisy wykonywania poszczególnych zawodów. Prym wiodą książki o pracownikach służby zdrowia, przede wszystkim o lekarzach, niedawno dołączyły do nich pielęgniarki. Wydano też książki o patologach, ratownikach górskich, strażakach. Dlaczego by więc nie napisać i nie wydać książki, w której mężczyzna zajmujący się przygotowaniem zmarłego do ostatniego pożegnania i organizacją pogrzebu opisuje szczegóły swojej działalności zawodowej? Dla mnie zabrzmiało to ciekawie. Zwłaszcza po lekturze książki "Bez strachu. Jak umiera człowiek" (szczera, zasadnicza i po prostu genialna). "Wyznaniami..." niestety dość mocno się zawiodłam. Książka bowiem zawiera rzeczywiście w większości właściwie jedynie jakieś wydumane wyznania tegoż przedsiębiorcy pogrzebowego. Wilde wylewa na papier swoje myśli na temat odchodzenia, godzenia się ze śmiercią krewnych i bliskich. Bardzo często też odnosi się do Boga i wiary. Trochę to zbyt patetyczne, jak dla mnie. Opowieść ta zwierała, jak dla mnie, niewiele faktów z działalności zawodowej przedsiębiorcy pogrzebowego, a których poznanie było dla mnie motywacją do podjęcia się lektury tej książki. Nie wiem więc, komu mogłabym książkę tę polecić. Czyta się ją dość szybko, jak dla mnie - ze średnim poziomem zaciekawienia tematem. Zdecydowanie bardziej zachęcałabym do przeczytania "Bez strachu. Jak umiera człowiek", choć tam do pogrzebu jeszcze daleko, jednak bardziej fachowo jest opisane pełne szacunku podejście do zmarłego (choć sensu stricte do zwłok), bardziej biologicznie, bardziej precyzyjnie, a mimo to, bardziej przystępnie.

Ostatnio nagromadziło się książek, dzięki którym można poznać kulisy wykonywania poszczególnych zawodów. Prym wiodą książki o pracownikach służby zdrowia, przede wszystkim o lekarzach, niedawno dołączyły do nich pielęgniarki. Wydano też książki o patologach, ratownikach górskich, strażakach. Dlaczego by więc nie napisać i nie wydać książki, w której mężczyzna zajmujący się...

więcej Pokaż mimo to