-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-03-13
2024-02-27
2023-12-26
2022-11-20
2022-09-24
2022-05-27
2022-02-02
2021-11-21
2021-11-13
2021-08-06
2021-07-25
Kursoksiążka mieszkaniowa, czyli jak kupić ebooka i żałować
Żałuję, że nie sprawdziłam lubimyczytac przed zakupem. Średnia ocen nie zachęca, więc dałoby mi to do myślenia. Śledziłam za to pieing na instagramie i ceniłam jej profil. Do głowy mi nie przyszło, że jej ebook to taki monstrualny bubel.
Kupiłam go na promocji i zapłaciłam za zgrabnie spakowany plik 89 zł. 89 zł! - dawno tyle nie wydałam na żadną książkę, ale stojąc przed ważną decyzją o zakupie mieszkania, która jest decyzją przerażającą, tonący brzytwy się chwyta. Uznałam, że autorka naprawdę podpowie, z czym to się je. Koncertowo się rozczarowałam.
Na czym się skupić? Forma czy treść? Chyba forma, bo woła o pomstę do nieba. Tekst ebooka jest pełen baboli językowych. Od literówek, po błędy ortograficzne, fatalną składnię i nieporadny styl (tak, miało wyjść luzacko, wiem). To naprawdę ciężko się czyta. Wielokrotnie gubiłam wątek, bo odmiana słowa nie pasowała do reszty zdania. Jeden rozdział urywa się w pół słowa! Najśmieszniejsze jest to, że w pewnym fragmencie autorka nawiązuje do komentarza "korektora" (pan Michał Rzeczycki - robił korektę na czas albo z zamkniętymi oczami) - i w tym momencie wali literówkę. Nie wyobrażam sobie, żeby cokolwiek w cenie 89 zł (a regularna to przecież aż 119 zł) mogło być napisane w tak niechlujny sposób.
A teraz treść - we wstępie do książki Magdalena Milert od razu zaznacza, że nie przeprowadzi nas przez tajniki finansowania czy formalności - zachęca nas do poszukania tego w internecie. Wielka szkoda, bo przy zakupie kierowałam się tym, że w spisie treści mamy przecież do czynienia z rozdziałem "Formalności"! Przełknęłabym tę gorzką pigułkę, ale niestety treść faktycznie oferowana przez pieing jest po prostu w 90% infantylna. Nie mam pojęcia, kto jest targetem tej książki - ludzie urodzeni wczoraj? Znajdziemy tam takie odkrywcze prawdy, jak "Przeważnie mieszkania położone w dzielnicach centralnych są droższe, a najkorzystniej cenowo wypadają te na peryferiach". Kiedy już zaczynało się robić ciekawie, np. w rozdziale porównującym rynek pierwotny i wtórny, autorka nigdy nie rozwija tematu (np. sugeruje "zweryfikuj stan instalacji, okien i drzwi" - warto byłoby podać jakieś sposoby, jak to zrobić. Podobnie na stronach, gdzie pieing zachęca do korzystania z agencji nieruchomości - gdzie jakaś przestroga dla czytelnika co do umów zawieranych na dzień dobry, za samo obejrzenie mieszkania? gdzie głębsza analiza za i przeciw korzystania z pośrednika? serio pośrednicy, którzy od kupujących pobierają gigantyczne kwoty dosłownie ZA NIC zasługują na dodatkową reklamę?). Zamiast wiedzy praktycznej, pochodzącej od bądź co bądź praktyka (pardon, praktyczki?), mamy garść "ćwiczeń", które... naprawdę nie wiem jak skomentować. Jako przykład niech posłuży chociażby niezwykle cenny formularz, gdzie porównujemy mieszkania, a rubryki to kolejno: "Mieszkanie" "Ocena" (skala 1-10) "Wady" i "Zalety". Inny formularz to tabelka, do której wpisujemy plan dnia. Na wypadek, gdybyście zapomnieli, że czas dojazdu do pracy wlicza się przecież do codziennego planu dnia. To jest ta wiedza, ten "wytrych" wart Waszych pieniędzy. Brakowało mi tylko mapy myśli z chmurką "Wymarzone mieszkanie" po prostu i prośbą do czytelnika o wpisanie tego, co przychodzi nam do głowy.
Wielokrotnie odkładałam ebooka ze złością, ze dałam nabić się w butelkę. Towaru cyfrowego chyba nie da się zwrócić, a za czytanie i tak zabrałam się za późno, by oddać go w ciągu 14 dni. Jedyne, co mogę zrobić, to przestrzec innych. Liczycie na konkrety, rzetelne wskazówki, omówienie procesu zakupu mieszkania? No to nie tutaj. Magdalena Milert na wstępie zachęca, by tych informacji poszukać sobie w internecie. Potwierdzam - więcej w tym temacie znajdziecie w sieci. A jeśli chodzi np. o plusy i minusy życia w kamienicy, to możecie zapłacić pieing ponad stówkę, a możecie też poprosić o rozprawkę na ten temat Waszą nastoletnią siostrzenicę - jest nawet szansa, że po drodze zrobi mniej błędów niż autorka tego ebooka.
Kursoksiążka mieszkaniowa, czyli jak kupić ebooka i żałować
Żałuję, że nie sprawdziłam lubimyczytac przed zakupem. Średnia ocen nie zachęca, więc dałoby mi to do myślenia. Śledziłam za to pieing na instagramie i ceniłam jej profil. Do głowy mi nie przyszło, że jej ebook to taki monstrualny bubel.
Kupiłam go na promocji i zapłaciłam za zgrabnie spakowany plik 89 zł. 89 zł!...
2021-04-22
To co najwyżej poprawna książka, a ja znowu nie rozumiem powszechnego zachwytu. Nie wątpię w to, że Twardoch jest dobrym pisarzem, bo pokazał już, na co go stać, ale w tej powieści nie rozwija skrzydeł - wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że sporo kalki zostało zużyte na napisanie "Pokory".
Oczywiście książka ma swoje momenty i interesujące aspekty - dla każdego inne - dla mnie np. dobry początek opisujący śląskie dzieciństwo i wartką końcówkę, gdzie dzieje się za dużo, za szybko w porównaniu do nudnawego środka. Największą wartość na pewno stanowiło dla mnie to, co składa się na tożsamość śląskich bohaterów - ze wszystkimi sprzecznościami, mozaiką językową i obyczajowością, za to więc duży plus. Natomiast opisana w powieści rewolucja jest senna i mało ciekawa, ale może tak wygląda rewolucja od środka, kto z nas może wiedzieć. W każdym razie to epizod berliński ponosi winę za to, że "Pokorę" czytałam ponad miesiąc.
Z powieści Twardocha najlepiej pamiętam "Króla", więc łatwo mi dostrzec paralele - znowu bohater, który nigdzie do końca nie przynależy, znowu w ostatniej chwili rozpada się jego strefa komfortu, znowu ten stwór - Litani czy też Agnes - ciągle rzucający cień na bohatera. To marny zarzut, ale podczas czytania ciągle miałam tę powtarzalność z tyłu głowy i osobiście nie do końca mi się to podobało. Chciałabym jednak otrzymać od Twardocha coś wychodzącego poza sprawdzone schematy, które wykorzystał już w swoim pisarstwie.
To co najwyżej poprawna książka, a ja znowu nie rozumiem powszechnego zachwytu. Nie wątpię w to, że Twardoch jest dobrym pisarzem, bo pokazał już, na co go stać, ale w tej powieści nie rozwija skrzydeł - wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że sporo kalki zostało zużyte na napisanie "Pokory".
Oczywiście książka ma swoje momenty i interesujące aspekty - dla każdego inne - dla...
2020-12-28
Będę przeciwwagą wśród zachwyconych czytelników. Poza wrzuceniem do worka wielu ważnych (nie chciałabym użyć słowa „modnych”, ale…) kwestii, autorka nie oferuje wiele więcej. Ktoś poniżej napisał, że to książka dla młodego czytelnika – chyba się zgodzę. We mnie nie wzbudziła większych emocji, nie zmusiła do głębszej refleksji, nie wciągnęła, nie wzruszyła (a wzruszam się dość łatwo). Żyjemy w czasach, gdy podejście ideologiczne przesłania nam ocenę danego dzieła (w tym przypadku – produktu?), a niektórych rzeczy nie wypada nie pochwalić.
Brit Bennett, młodziutka autorka, którą łatwo lansować we wszelkiego rodzaju mediach, wymieszała absolutnie topowe wątki: kobiety, kolor, rasizm, lgbt, amerykański sen, LA, NYC, Południe i nawet Midwest. Każdy ten element konotuje pewne skojarzenia, które – nie odbieram jej tego – zgrabnie splata w dość prostą, troszkę niewiarygodną, bo troszkę baśniowo-paraboliczną historię. To musiało się udać. Jak to się teraz mówi, taka powieść „rezonuje” z licznymi grupami, zwłaszcza w USA. W dobie ruchu BLM jest to powieść o empowerment, w kontekście czytelników z innych grup może ocierać się o white guilt, przed którym bynajmniej nie ucieka statystyczny Amerykanin (mówimy o tym sięgającym po nowości wydawnicze), dla młodzieży jest to lekcja o zjawisku „passing” czy przypomnienie reguły jednej kropli krwi. Pytam tylko: czy ta mozaika rzeczywiście tworzy dobrą literaturę?
Mam wrażenie, że nasz literacki światek na oślep kopiuje trendy z rynku amerykańskiego, bo to wygodne rozwiązanie. Działa dwa razy lepiej, jeśli książka ma ładną okładkę. Ten zabieg nie zawsze się udaje. Nie w przypadku powieści Brit Bennett. To książka na wskroś amerykańska, która wydaje się „głęboka” nawet polskiemu czytelnikowi, bo porusza m.in. kwestie rasowe. To dobry punkt wyjścia do dyskusji, ale nie arcydzieło 10/10, bo nie brakuje tutaj i takich opinii. A ja cieszę się, że zapoznałam się z tą książką w formie audiobooka, nie męcząc się z jej czytaniem. Być może wtedy nigdy bym jej nie dokończyła…
Będę przeciwwagą wśród zachwyconych czytelników. Poza wrzuceniem do worka wielu ważnych (nie chciałabym użyć słowa „modnych”, ale…) kwestii, autorka nie oferuje wiele więcej. Ktoś poniżej napisał, że to książka dla młodego czytelnika – chyba się zgodzę. We mnie nie wzbudziła większych emocji, nie zmusiła do głębszej refleksji, nie wciągnęła, nie wzruszyła (a wzruszam się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-28
2020-08-14
Houellebecqa pokochałam za jego cięty język, cyniczną obserwację społeczną, szeroko rozumianą niepoprawność polityczną. W "Unicestwianiu" jest tego (w mojej ocenie) nieco mniej, co na początku stanowiło dla mnie niemałe rozczarowanie. Sama w sobie jest to jednak dobra powieść, choć inna od poprzednich. Tak, czerpie z wcześniejszego dorobku Houellebecqa, ale jednocześnie jest łagodniejsza, bardziej melancholijna i dużo bardziej intymna. To oczywiście bierze się z tematu.
Było kilka momentów, gdy coś zgrzytało mi w języku. Może to kwestia tłumaczenia – np. erotyzm ciężko tłumaczyć na polski, ale na Boga, „czochranie bobra”? Nie pamiętam, bym przy lekturze poprzednich tłumaczeń pani Geppert miała tyle tego typu zgrzytów. Nie wspominając już o fatalnym wydaniu przez WAB – dopiero z komentarza poniżej dowiedziałam się, że nakład wycofano. Byłam pewna, że to mi trafił się kiepski egzemplarz, który – jakkolwiek to płytkie – utrudniał lekturę.
Do „Unicestwiania” wrócę za jakiś czas. Nie wszystkie wątki mnie porwały, niektóre zaskakująco (ale z premedytacją) się urwały, więc uznaję ją za powieść do czytania wyrywkowego. Naprawdę liczę, że nie jest to ostatnia książka MH, wbrew temu, co czytamy na końcu podziękowań. Byłaby to wielka szkoda dla literatury.
Houellebecqa pokochałam za jego cięty język, cyniczną obserwację społeczną, szeroko rozumianą niepoprawność polityczną. W "Unicestwianiu" jest tego (w mojej ocenie) nieco mniej, co na początku stanowiło dla mnie niemałe rozczarowanie. Sama w sobie jest to jednak dobra powieść, choć inna od poprzednich. Tak, czerpie z wcześniejszego dorobku Houellebecqa, ale jednocześnie...
więcej Pokaż mimo to