-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel11
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Książka Libermana to popularnonaukowa pozycja dla niewtajemniczonych. Zainteresowanych, ale jednak laików psychiatrii. Autor prowadzi nas niczym przewodnik po meandrach historii tej, niegdyś niedocenianej, gałęzi medycyny. Opowiada, jak czasem przypadkowe odkrycia lub nieprzemyślane decyzje wpłynęły na losy wielu ludzi. Odczarowuje również psychiatrię, opowiadając jak współcześnie wygląda ta nauka i zdejmuje piętno z osób szukających pomocy w gabinetach lekarzy tejże dziedziny. Możemy dowiedzieć się również jak wyglądała droga do współczesności, zanim to uznano, że człowiek jest integralną całością na którą składa się sfera somatyczna, psychiczna i duchowa.
Uważam, że to pozycja ciekawa lecz nie przytłaczająca. I nawet jeśli ktoś ma bardzo mgliste pojęcie o tej dziedzinie nauki, nie będzie czuł się niekomfortowo sięgając po tę książkę.
Książka Libermana to popularnonaukowa pozycja dla niewtajemniczonych. Zainteresowanych, ale jednak laików psychiatrii. Autor prowadzi nas niczym przewodnik po meandrach historii tej, niegdyś niedocenianej, gałęzi medycyny. Opowiada, jak czasem przypadkowe odkrycia lub nieprzemyślane decyzje wpłynęły na losy wielu ludzi. Odczarowuje również psychiatrię, opowiadając jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zanim powiem co myślę o treści tej książki to muszę podzielić się moją refleksją na temat tytułu. W czasie kiedy, czytałam tę książkę, kilka osób pytało mnie „co czytasz?” kiedy odpowiadałam prawie 90% pytających zastanawiało się czy to na jej podstawie zrobiono serial „cudowne lata”. Ano nie. Te dwie rzeczy nie mają ze sobą nic wspólnego. Poszłam zatem tym tropem i sprawdziłam jaki jest tytuł oryginału. Ja naprawdę rozumiem, że z tłumaczeniami nie jest prosto. Nie da się tłumaczyć zawsze wiernie jeśli ma być ładnie itd. ale tutaj nie rozumiem zabiegu jak tytuł „Trois” jest przetłumaczony na „cudowne lata”. Rozumiem rezygnację ze słowa - trzy. Ale przecież można by zrobić jakieś np. Nas troje, tercet albo cokolwiek innego. Napewno jest jakieś sensowne wytłumaczenie i ja naprawdę chciałabym je poznać.
Pomijając kwestię tytułu, książka podobała mi się bardzo. Autorka stworzyła świat w który wchodzimy bez wahania. Mimo, że smaki i zapachy dzieciństwa mamy zupełnie inne to dzięki opisom byłam je sobie w stanie wyobrazic i poczuć je tak jak czuli nasi bohaterowie. Historia jest w miarę prosta, o trójce przyjaciół, którzy są dla siebie całym światem w czasach dzieciństwa i przez cały okres dojrzewania, a potem życie kreśli każdemu z nich inne drogi, które nie są nawet równoległe jedna dla drugiej. Opowiada o tym jak łatwo zapomnieć o jakiejś cząstce siebie i o tym, że przyjaźnie to coś co sprawia, że nasze życie jest wartościowe. I o tym, że czasem człowiek jest substytutem domu, i powrót do kogoś to jak powrót we właściwe miejsce.
Zanim powiem co myślę o treści tej książki to muszę podzielić się moją refleksją na temat tytułu. W czasie kiedy, czytałam tę książkę, kilka osób pytało mnie „co czytasz?” kiedy odpowiadałam prawie 90% pytających zastanawiało się czy to na jej podstawie zrobiono serial „cudowne lata”. Ano nie. Te dwie rzeczy nie mają ze sobą nic wspólnego. Poszłam zatem tym tropem i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książka nie daje się łatwo wpisać w ramy i kategorie, pasuje do wielu, ale żadna „łatka” nie określi jej w pełni.
Najogólniej mówiąc opowiada o trudach z jakimi mierzą się pisarze. Ale żeby was to nie zmyliło, nie mówimy tu o szukaniu weny (chociaż też), skupieniu czy szukaniu odpowiednich synonimów. Książka raczej jest to całym mechanizmie procesu wydawniczego, o zazdrości w branży, o potędze mediów społecznościowych oraz o marketingu i jego brutalnych zasadach.
W tej książce trochę przejrzy się każdy czytelnik, co zobaczy… bardzo indywidualna sprawa. Czy będziecie kibicować głównej bohaterce książki? Czy będziecie ją lubić? Czy będziecie ją potępiać? Czy będziecie myśleć „nigdy bym tak nie zrobił/zrobiła”? Te wszystkie pytania wchodzą do głowy podczas czytania, chociaż myślę, że nawet jesteśmy pewni naszych odpowiedzi w tej chwili, to nikt nie wie jakby się zachował w podobnej sytuacji, jak pisała noblistka "Tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono”.
„Yellowface”, jest intrygująca, wartka i całkiem odkrywcza. Tematyka dość hermetyczna, ale teoretycznie może zainteresować każdego kto książki czyta. Pokazuje wewnętrzny świat branży wydawniczej w sposób, w jaki nie koniecznie chcemy go widzieć. Napewno wielu z nas chce wierzyć, że książki które podbijają listy bestsellerów robią to bo są dobre, a nie dlatego, że tak zdecydowało wąskie grono przedstawicieli branży wydawniczej. Oprócz wciągającej historii dostajemy tu garść refleksji o współczesnym świecie, zróżnicowaniu na rynku i problemach z którymi mierzy się rynek tak zróżnicowanego kraju jak Stany Zjednoczone. Myślę, że wszechobecne zachwyty nie są bezpodstawne, chociaż chyba każdy zastanowi się czy popularność tej książki jest prawdziwa, czy też „wykreowana”.
Ta książka nie daje się łatwo wpisać w ramy i kategorie, pasuje do wielu, ale żadna „łatka” nie określi jej w pełni.
Najogólniej mówiąc opowiada o trudach z jakimi mierzą się pisarze. Ale żeby was to nie zmyliło, nie mówimy tu o szukaniu weny (chociaż też), skupieniu czy szukaniu odpowiednich synonimów. Książka raczej jest to całym mechanizmie procesu wydawniczego, o...
Bardzo ostrożnie podchodzę do książek, które mają tak szeroko zakrojoną promocję. Sięgam po nie zwykle z dużą rezerwą i bardziej po to, żeby wiedzieć o co tyle szumu. W przypadku tej pozycji było podobnie. Jakże miło było dać się tak pozytywnie zaskoczyć!
Książka opowiada o bardzo wyboistych losach dziewczyny o imieniu Medea, autorka inspirowała się mitem greckim o wnuczce Heliosa, żonie Jazona o tym samym imieniu. Jeśli ktoś mit ten zna, i wie o inspiracji, to będzie mieć całkiem spory spoiler, dlatego tak się ucieszyłam, że książkowa Mada (bo tę wersję imienia używa bohaterka) jednak nie kroczy w 100% ścieżką mitologicznej wichrzycielki. Mada nie ma lekkiego życia, i jej wybory tego życia tez nie ułatwiają. Jednak stawia im czoła i stara się nie zatracić w kuszących ścieżkach szaleństwa, które co rusz przecinają jej życiową drogę.
Podoba mi się zmienna scenografia, opisy miejsc i wprowadzające w klimat szczegóły. Nie jest to opowieść dziejąca się w jednym miejscu. Towarzyszymy bohaterce przez urywek jej życia, jednak dzieje się w nim tyle, że mimo młodego wieku jest ona już bardzo doświadczoną przez życie osobą.
Jako fanka zdecydowanie grubszych książek, uważam że ta historia mogłaby się jeszcze bardziej rozwinąć. Tak żeby cierpienie i niepokoje Mady zdążyły wejść nam pod skórę, żebyśmy zdążyli z nią pocierpieć i kibicowali jej z całego serca w wyzwalaniu się z kolejnych więzień (metaforycznych). Brakło mi objętości, brakło mi perspektywy innej niż Mady, ale i tak ciesze się, że sięgnęłam po tę książkę, napewno nie będę się bronić przed kolejną książką Pani Kendler.
Bardzo ostrożnie podchodzę do książek, które mają tak szeroko zakrojoną promocję. Sięgam po nie zwykle z dużą rezerwą i bardziej po to, żeby wiedzieć o co tyle szumu. W przypadku tej pozycji było podobnie. Jakże miło było dać się tak pozytywnie zaskoczyć!
Książka opowiada o bardzo wyboistych losach dziewczyny o imieniu Medea, autorka inspirowała się mitem greckim o wnuczce...
Kolejny tom z dr Davidem Hunterem, znanym z poprzednich tomów, brytyjskim antropologiem sądowym. Po wydarzeniach z poprzednich cześci postanawia oderwać się od swojej codzienności i wyjechać na jakiś czas do Stanów Zjednoczonych. Celem jego podróży jest Ośrodek Badań Antropologicznych Uniwersytetu Tennessee w Knoxville, zwany potocznie „Trupią Farmą”, gdzie wiele lat temu uczył się zawodu. Tam z pomocą swojego przyjaciela, ale też mentora - Toma Liebermana, zostaje wciągnięty w bieżące śledztwo. Jak zwykle okazuje się, że nic nie jest tak proste na jakie wyglada, a odpowiedzi jest o wiele mniej niż pytań. Kiedy na celowniku zabójcy lądują bliscy oraz on sam, gra toczy się już o zupełnie inną stawkę.
Lubię styl pisania Simona Becketta, chociaż przy kolejnej książce z serii byłam w stanie dość szybko domyślić się rozwiązania zagadki, to nie odebrało mi to przyjemności czytania. Doceniam też te fragmenty, z których mogę dowiedzieć się rzeczy dla mnie nowych, jak to że przy ekshumacji zwłok do rozkopanego grobu wpuszcza się środek dezynfekujący czy to, że próg kostny ma tylko rasa kaukaska oraz co znaczą zabarwione na różowo zęby denata ( w czasie agonii krew została wtłoczona do miazgi zębowej). Mam nadzieję, że ta wiedza nigdy nie przyda mi się w praktyce.
Książkę polecam, jednak zdecydowanie sugeruję czytanie całej serii w kolejności dla lepszego zrozumienia wszystkich wątków i motywacji samego dr Huntera.
Kolejny tom z dr Davidem Hunterem, znanym z poprzednich tomów, brytyjskim antropologiem sądowym. Po wydarzeniach z poprzednich cześci postanawia oderwać się od swojej codzienności i wyjechać na jakiś czas do Stanów Zjednoczonych. Celem jego podróży jest Ośrodek Badań Antropologicznych Uniwersytetu Tennessee w Knoxville, zwany potocznie „Trupią Farmą”, gdzie wiele lat temu...
więcej mniej Pokaż mimo to
To taki autor, że albo się go kocha albo nienawidzi. Ja jestem w pierwszej grupie, i moim zdaniem jak ktoś jest w tej drugiej to albo urodził się za wcześnie, albo za późno, albo totalnie nie zna życia :) Moje zdanie, wolno mi. Dla mnie Piotr C. pisze o życiu takim jakie jest z całym syfem, zakłamaniem, brakiem szczerości, przelotnością uczuć i generalnie dużo tam niefajnych, ale prawdziwych rzeczy. Poprzednie książki były bardziej osobiste, wyglądały bardziej jak pamiętnik, przegląd zdarzeń. Tym razem dostajemy książkę, z pewną historią i biegiem zdarzeń. Ale styl autora się nie zmienia, dalej mamy słodko-gorzkie prawdy o związkach, stosunku do kasy i wszystkim tym co napędza nasze działania. Ja podczas lektury zaśmiałam się nie raz, czasem pokiwałam głową, czasem się zdziwiłam. Nie będę cisnąć głupot, że też się wzruszyłam, bez przesady. Cieszę się, że Piotr C., szuka nowej ścieżki i że przy tej okazji nie ugina się, na siłę próbując przypodobać się tym których nie kupił poprzednimi pozycjami. Bóg, Honor i wierność ideałom to przecież takie rycerskie, nawet jeśli konia ze świecą szukać. Czekam na dalszy ciąg, albo na coś innego, byleby z charakterem.
To taki autor, że albo się go kocha albo nienawidzi. Ja jestem w pierwszej grupie, i moim zdaniem jak ktoś jest w tej drugiej to albo urodził się za wcześnie, albo za późno, albo totalnie nie zna życia :) Moje zdanie, wolno mi. Dla mnie Piotr C. pisze o życiu takim jakie jest z całym syfem, zakłamaniem, brakiem szczerości, przelotnością uczuć i generalnie dużo tam...
więcej Pokaż mimo to