-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński10
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać8
Biblioteczka
„Palisz?” – „Nie”, „Alkohol?” – „Nie”, „Narkotyki?” – „Nie”, „To może gry RPG?”...
Coraz więcej osób, nie tylko nastolatków zmaga się z nałogiem gier komputerowych. Zatraca nas idealna, wirtualna rzeczywistość, która jest na wyciągnięcie ręki. Media straszą techniką, „która wciąga”. Podają straszliwe informacje o wycieńczonych małolatach, dla których najważniejsze jest przejście kolejnego levelu. Powtarzają do skutku: „masz tylko jedno życie, a nie 7 jak kot, czy postać z pikselów”. Ja jako osoba, która codziennie doznaje dobroci Internetu, mam odruch obronny, nie chcę by ktoś nie znając sytuacji („nie znam się, to się wypowiem”) wręcz linczował świat, którzy tworzyliśmy razem. Uwierzcie, lub nie ale komputer nie powstał z dnia na dzień. Gry również. Bądźmy choć trochę „pozytywni” i zacznijmy się cieszyć z własnych wynalazków. Jasne, „są plusy dodatnie, są plusy ujemne”, szklanka do połowy pełna (bądź pusta).
Gry odciągają od świata (nawet planszówki J), taka jest ich definicja. Mają przedstawić nowy świat, a jego poznanie wymaga czasu. Bądźmy racjonalni! Zdrowy rozsądek to podstawa. „Czego za dużo, to nie zdrowo” – babcine przysłowia zawsze pasują. Gry, Internet, komputer mogą być niebezpieczne, tak samo jak odkurzacz, telewizja, czy gorąca kawa. Trzeba umieć z nich korzystać. Bo każdy umie włączyć laptopa, ale już nie każdy, paradoksalnie, umie go wyłączyć.
Małgorzata Warda, autorka „5 sekund do Io” przedstawia niedaleką przyszłość, w której rynkiem gier zawładnął Wy Fly Hight, którzy z kolei produkują Work a Dream. W tej technologii, nie ma miejsca na aluzje. Tu wszystko jest prawdziwe. Jak dostaniesz „kulkę”, to Cię trochę zaboli. Jak nie będziesz pił, to będziesz czuł pragnienie. Głód, ciepło, chłód – cały wachlarz doznań oferują Ci producenci.
Jednak wszystko ma swoją ceną i jak może się spodziewać taka przyjemność trochę kosztuje. Analogicznie, tylko nie liczni mogą sobie na coś takiego pozwolić.
Główna bohaterka, Mika, dostaje od policji, w zamian za szeroko pojęty „spokój”, konsole z grą „Bitwa o Io”. Dziewczyna ma za zadanie znaleźć osoby, które zaginęły, prawdopodobnie z powodu Work a Dream. Ma grać brawurowo i zawiązywać sojusze. Jednak to tylko wydaje się takie proste...
Powinnam jeszcze wspomnieć o napadzie terrorystycznym, w szkole Miki (sam początek książki). Tekst był tak dobry, że ja niczym rasowy gameplayer odfrunęłam do innego świata.
Powieść bardzo mnie zaskoczyła. Dawno nie czytałam „niczego” polskiego autora (nie licząc wierszy Szymborskiej). I chyba na jakiś czas zostanę patriotą literackim, bo to naprawdę było dobre. Pani Małgorzato, liczę na panią i proszę się postarać sprzedać to za granicą! Pierwszy raz w życiu czytałam książkę o grach komputerowych. Sama mało gram (a właściwie nic) i mnie ten temat nie absorbuje, ale pod wpływem powieści spróbowałam najnowszego Wiedźmina. Miło, że powoli odchodzi się od wampirów, igrzysk, które choć wyborne, to w dużych ilościach.... Młoda krew ciągle pragnie czegoś nowego. Gry to całkiem, całkiem pomysł.
Poleca Paulina
„Palisz?” – „Nie”, „Alkohol?” – „Nie”, „Narkotyki?” – „Nie”, „To może gry RPG?”...
Coraz więcej osób, nie tylko nastolatków zmaga się z nałogiem gier komputerowych. Zatraca nas idealna, wirtualna rzeczywistość, która jest na wyciągnięcie ręki. Media straszą techniką, „która wciąga”. Podają straszliwe informacje o wycieńczonych małolatach, dla których najważniejsze jest...
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/06/sekret-zycia-basnie-hinduskie.html
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/06/sekret-zycia-basnie-hinduskie.html
Pokaż mimo to
Piwo, jedzenie i przyjaciele - trzy rzeczy, które dla hobbita są najważniejsze. Nie skarby. Nie przygody. Ale bezpieczne życie, w schludnej chatce, to klucze do sukcesu wg. tych niewielkich istot. (Chyba) największy fan J.R.R.Tolkiena,
„Niewielcy rolnicy (oczywiście chodzi mi o rozmiar ich gospodarstw, a nie wzrost) […]”
Noble Smith opisuje jak żyć długo i szczęśliwie w Hobitonie. W rozdziale o ogrodzie dowiemy się jak zachować wśród warzyw równowagę. Dowiemy się co jeść, co znaczy pić jak Tuk, czy każdy ma własnego Golluma. Facet jest na prawdę zdrowo świrnięty :).
„Mądrość Shire brzmi… Noś swój Pierścień Zagłady tak długo, jak uważasz za konieczne. Kiedy nadejdzie czas, wrzuć go do ognia i pozbądź się ciężaru.”
Dedykuję tę książkę przede wszystkim miłośnikom "Władcy Pierścieni". To jest dla was gratka. Ale i dla tych co ledwo "Hobbita" przeżyli (takich jak ja), nie będzie to nudna lektura.
A poradnik do tego jest pięknie wydany.
Piwo, jedzenie i przyjaciele - trzy rzeczy, które dla hobbita są najważniejsze. Nie skarby. Nie przygody. Ale bezpieczne życie, w schludnej chatce, to klucze do sukcesu wg. tych niewielkich istot. (Chyba) największy fan J.R.R.Tolkiena,
„Niewielcy rolnicy (oczywiście chodzi mi o rozmiar ich gospodarstw, a nie wzrost) […]”
Noble Smith opisuje jak żyć długo i szczęśliwie w...
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/06/morderca-z-fryzji-wschodniej.html
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/06/morderca-z-fryzji-wschodniej.html
Pokaż mimo to
"Listy niezapomniane" to zbiór korespondencji, która jest i powinna być przeznaczona dla szerszego grona odbiorcy, niż tylko adresat. Teksty wzruszają, wprawiają w zadumę i uczą historii, a może inaczej - uczą życia. Opisują najważniejsze chwile życia.
...tuż przed egzekucją, po ciężkiej operacji, po odkryciu właściwości uranu, do małżonki, która już odeszła do domu Abrahama...
Zadziwiają jak wiele emocji można przelać na papier. Oduczają ciągłego przebywania w świecie fikcji - niczym grawitacja grzecznie nas przywołują do rzeczywistości - do życia i śmierci. Ale jak to i bywa, w każdym dramacie musi (choćby dla zasady), pojawić się humor. Humor od autorów kreskówek, czy od samej królowej. Gorycz połączona ze słodyczą - czyż to nie esencja naszej krótkiej egzystencji.
Powiem wam jeszcze, że ta książka może stać w księgarni za rok, za dwa, może stać za dziesięć lat i nawet kiedy będę leżeć na łożu śmierci to ta pozycja literacka może zostać wznowiona do druku. Bo...to się nie nudzi. Bo to co już było, zawsze za nami pozostanie. Dla nas i dla przyszłych pokoleń.
A mili moi, prawda (choćby nie wiem jak "goła") zawsze swoich odbiorców znajdzie. A w tej książce prawdy i autentyczności nie brak.
PS. Piękne wydanie - rozmarzona Paulina poleca!
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/06/listy-niezapomniane.html
"Listy niezapomniane" to zbiór korespondencji, która jest i powinna być przeznaczona dla szerszego grona odbiorcy, niż tylko adresat. Teksty wzruszają, wprawiają w zadumę i uczą historii, a może inaczej - uczą życia. Opisują najważniejsze chwile życia.
...tuż przed egzekucją, po ciężkiej operacji, po odkryciu właściwości uranu, do małżonki, która już odeszła do domu...
Co by było gdyby nasz świat opanowałyby zombie? Nie śmiejcie się! Pomyślcie o tym z psychologicznego punktu widzenia. Jak byście się odnaleźli w tej dziwnej sytułacji. Gdzie, to kim byliście wcześniej, kompletnie by się nie liczyło. Gdzie, to ile macie pieniędzy, wasz status społeczny były by tylko miłym dodatkiem. Czy mielibyście tyle siły by przeciwstawić się apokalipsie? Czy podalibyście się? Zatkali uszy i skoczyli z wieżowca?
Zadawanie takich pytań jest ważne, ale i tak nigdy nie mamy pewności czy odpowiedzieliśmy na nie poprawnie, do czasu...Do czasu kiedy największe potworności z nas wychodzą, a my z ludzi, zamieniamy się w bestie, pragnące tylko przetrwania w dziczy. Nie liczyłoby się wtedy prawo, zasady i moralność. To nie ta bajka. "The walking dead", to taka "Piękna i Bestia", tylko bez Pięknej.
To nie trupów musisz się tu obawiać... ale żywych.
Kule Ziemską opanowuje epidemia. Społeczeństwo, poprzez zarażenia się zamienia się w zombie. Cała rodzina waszych miłych sąsiadów zaraz może stać się upiorami. A wy, niczym koczownicy szukacie bezpiecznego schronienia. Dla siebie i bliskich. Bo w tej rzeczywistości jedynie więzły krwi coś znaczą.
" Na początku był przełomowy i świetnie oceniany komiks...
Potem pojawił się rewelacyjny serial...
Aż w końcu przyszedł czas na pierwszą z serii powieści opowiadających historię kultowych postaci z uniwersum The Walking Dead..."
Seria "The Walking Dead" jest popularna głównie przez serial i grę. Ale książka również jest przyjemną formą zapoznania się z "Żywymi trupami". Choć dla mnie to nie jest horror, wielu może ta powieść przynajmniej przerazić. Kiedy moi przyjaciele dowiedzieli się, że mam przeczytać "Narodziny Gubernatora", odradzali mi to słowami: "Paul, masz zbyt cienką skórę na coś tak żrącego".
A jednak nie umarłam! Żyje!
Jeżeli miałabym opisać tą pozycje literacką bardziej konkretnej: to przede wszystkim AKCJA. Ja takich książek czytam mało, mało oglądam takich filmów, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. W pewnym momencie trochę wyczuwam monotonie w fabule, ale możliwe, że właśnie na tym polega "The Walking Dead" - na ciągłym zabijaniu zombiaków.
Jeżeli boisz się, że "Żywe trupy" okażą się dla ciebie zbyt "mocne", T=to podczas wizyty w księgarni sięgnij po "Narodziny Gubernatora" i przeczytaj pierwszy rozdział. Jeżeli zemdlesz lub zwymiotujesz, to przekaz jest jasny - to nie jest lektura dla Ciebie!
Miłego zaczytywania się, Paulina!
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/05/zombie-zombie-zombie-czyli-walking-dead.html
Co by było gdyby nasz świat opanowałyby zombie? Nie śmiejcie się! Pomyślcie o tym z psychologicznego punktu widzenia. Jak byście się odnaleźli w tej dziwnej sytułacji. Gdzie, to kim byliście wcześniej, kompletnie by się nie liczyło. Gdzie, to ile macie pieniędzy, wasz status społeczny były by tylko miłym dodatkiem. Czy mielibyście tyle siły by przeciwstawić się apokalipsie?...
więcej mniej Pokaż mimo to
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/05/the-x-files-komiks.html
Przedstawiam wam oficjalną kontynuacje serialu "The X Files" wydawnictwa SQN. Niech ciarki rozejdą wam się po plechach!
Po wydarzeniach z ostatnich odcinków Mulder i Scully odchodzą z FBI. Dana zostaje lekarzem w renomowanej klinice, a Fox próbuje swoje wspomnienia przelać na papier. Jednak nie wszystko dzieje się po ich myśli. Skinner zawiadamia ich, że ktoś zainfekował akta FBI i zdobył informacja, które tylko z pozoru wydają się nieistotne.
Grafika i tekst komiksu wprowadzają nas do świata znanego nam z serialu "The X Files". "Gimby nie znajo", ale już licealiści powinni kojarzyć. Akcja toczy się wartko. Jest mrocznie, a atmosfera tak gęsta, że dało by się zawiesić w powietrzu siekierę. Nie ma czasu na odpoczynek i nawet się nie obejrzycie a już "zjecie" "Wyznawców z Archiwum X"
Fascynujący jest dla mnie fakt realistycznego przerysowania rys twarz i sylwetek aktorów z serialu do komiksu. Tak jak by rysownik miał moc teleportowania ludzi na kartki papieru dzieła .Zaskakującym dla mnie zabiegiem okazało się wstawianie pod koniec (w tym przypadku) rozdziału, klatki z tytułem serialu. To sprawiło, że czułam się, że oglądam, a nie czytam "Wyznawców...". Szapeau bas dla ilustratora. Wydanie jest solidne. Gwarantuje wam, że taka gruba okładka przetrwa dużo. A jeżeli ktoś ma problem z ozdobieniem ścian swojego pokoju, to w "pakiecie" znajduje się plakat, z ufo, rozbryzganą krwią i napisem: "I want to believe". Myślę, że dla fanów tej serii będzie to nie lada "kąsek".
Zachęcam was do sięgnięcia po kontynuacje kultowego serialu. Jest to pozycja literacka zarówno dla tych, którzy oglądali serial i z chęcią przypomną klimat "The X Files", i dla tych, których miłość i niezrównoważone uwielbienie dla tej filmowej produkcji ominęło. Ja należę niestety lub "stety" do drugie grupy odbiorców, ale mimo to miałam frajdę z lektury tego komiksu. Polecam!
Paulina
Za egzemplarz komiksu dziękuje wydawnictwu SQN.
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/05/the-x-files-komiks.html
Przedstawiam wam oficjalną kontynuacje serialu "The X Files" wydawnictwa SQN. Niech ciarki rozejdą wam się po plechach!
Po wydarzeniach z ostatnich odcinków Mulder i Scully odchodzą z FBI. Dana zostaje lekarzem w renomowanej klinice, a Fox próbuje swoje wspomnienia przelać na papier. Jednak nie wszystko...
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/05/niemiecka-zbrodnia-czyli-sniezka-musi.html
Do niczym niewyróżniającego się miasteczka Altenhain wraca Tobias - zabójca dwóch nastolatek. Mimo tego, że już odbył swoją karę (10 lat więzienia), to jest przez miejscową społeczność szykanowany. Jesteśmy świadkami bicia go do nieprzytomności, pisania prowokujących napisów na domu jego ojca oraz przeraźliwych strat, których doświadcza jego rodzina. Zemsta wisi w powietrzu. Tylko kilku znajomych sprzed lat i zbuntowana Amelie wierzą w niewinność mężczyzny.
"Przecież to już było!" - krzyczy rozwścieczony tłum czytelników. Gwarantuję wam, że czegoś takiego nie czytaliście.
Sprawa jest skomplikowana jak labirynt Minotaura. Czasami chce się po prostu zamordować samą autorkę! Pani Nele raz pisze zdanie, które decyduje o akcji całej powieści, nagle się rozmyśla.... i kończy je za 30 stron później. Ugh! Książka jest podzielona na rozdziały, a każdy rozdział opisuje jeden dzień śledztwa. Ten z kolei, dzieli się na jeszcze mniejsze jednostki, bo każdy bohater chce opowiedzieć historię ze swojego punktu widzenia. I stąd ta zdrowa "nienawiść" do Nele Neuhaus.
Co mnie bardzo dziwi i niepokoi to brak popularności tej pozycji literackiej. Chciałąbym, żeby przynajmniej jedna osoba po przeczytaniu tej pozycji dodała ją do "chcę przeczytać" na portalu lubimyczytać.pl, a a niedługo po tym przeniosła ją do grupy "przeczytane". Wtedy poczuję się spełnionym człowiekiem, blogerką.
"Śnieżka musi umrzeć" to trzymający w napięciu, fenomenalny kryminał z nietuzinkową intrygą. Takie zagadki mógłby rozwiązywać nawet Sherlock Holmes. Jeżeli przytłacza was wiosenna pogoda, to podwójne morderstwo przeniesie was w najzimniejszą zimę..
Książka należy do serii Gorzka Czekolada, którą również można się zainteresować. Ten kryminał przekonał mnie na nowo do niemieckiej prozy ("Baśniarz" mnie od niej odrzucił). Z chęcią sięgnę po inne powieści Nele Neuhaus. Teraz wasza kolej zanurzyć ręce w krwi!
Paulina
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/05/niemiecka-zbrodnia-czyli-sniezka-musi.html
Do niczym niewyróżniającego się miasteczka Altenhain wraca Tobias - zabójca dwóch nastolatek. Mimo tego, że już odbył swoją karę (10 lat więzienia), to jest przez miejscową społeczność szykanowany. Jesteśmy świadkami bicia go do nieprzytomności, pisania prowokujących napisów na domu jego...
"Najważniejsza jest jednak muzyka. Beatlesi dali na 150 piosenek i one pozostaną z nami na zawsze, póki światu starczy sił i oddechu, by je nucić."
Zapraszam was na podróż po niesamowitych latach 60', kiedy słuchało, nuciło i przede wszystkim kochało The Beatles. Choć stosunkowo jestem młoda i ciągle uczestniczę w systemie edukacji, Beatlesi towarzyszyli mi od najmłodszych lat życia. Muzyka była w moim rodzinnym domu od zawsze. Na zmianę Mozart, Beethoven, The Rolling Stone, Armstrong i czterech "chłopców" z Liverpool'u. Tak rodzi się wielka miłość. Dlatego bez wahania sięgnęłam po (przeze mnie nazywaną cegłę) grubą biografię, zresztą autoryzowaną, o prostym tytule "The Beatles" autorstwa Huntera Davisa.
Dzięki temu, że Hunter rzeczywiście spotykał się z naszymi idolami, ich rodzinami i nawet był z nimi w przyjaźni, (o czym świadczą jego zdjęcia np. z Paulem podczas wakacji w Portugalii) książka ta jest dla mnie o wiele autentyczniejsza. I przy jej lekturze nie bałam się o to, że znajdę w niej fałsz.
Ale teraz wszyscy (oprócz mnie :) pytacie się: jak to się stało, że wręcz nastolatkowie zawędrowali na sam szczyt kariery muzycznej? Uwierzcie mi lub nie, ale byli oni zwykłymi "chłopakami z podwórka", ale do czasu...W wielkim skrócie: do ich pierwszego, głośnego utworu: "Love me do".
"Wydaje mi się, że młodzi ich tak lubili, bo chłopcy reprezentowali ich punkt widzenia, reprezentowali wolność i bunt. A ponieważ uwielbiali to robić, robili to dobrze."
Wszyscy, którzy kiedyś mieliśmy zawieszony plakat Beatlesów, nie raz i nie dwa zastanawialiśmy się którego z nich lubimy najbardziej. Który z nich jest najbardziej uzdolniony, a który z nich po prostu przystojny (tu w szczególności panie)?
"John był z nich wszystkich najbardziej uzdolniony - tak mi się przynajmniej wydawało - za to Paul miał największy talent. (...) George był niejako mieszanką oryginalności i talentu. (...) Ringo nie rościł sobie żadnych pretensji do talentu, pozbawiony złudzeń własnej pracy i własnej wartości. Cechowało go zdroworozsądkowe podejście do wszystkiego, potrafił być też błyskotliwy i dowcipny."
Dzięki biografii tego zespołu, dowiecie się rzeczy, które mnie osobiście zaskoczyły. Że na przykład John lubił czasami się pobić, a George lubił alternatywną modę.
"Biłem się właściwie przez całą podstawówkę, a tych większych od siebie pokonywałem w wojnie psychologicznej. Straszyłem ich, mówiąc że bez problemu dam im radę, a oni mi wierzyli."
"John nigdy nie miał pieniędzy. Typowy pasożyt, pożyczał od wszystkich bez przerwy, namawiał ludzi by stawiali mu frytki czy napoje, żebrał wśród znajomych o fajki."
Czy...
"To dopiero było coś. Jak miałem doła, puszczałem sobie Elvisa i od razu czułem się świetnie, wręcz cudownie. Nie miałem wówczas pojęcia jak się nagrywa płyty."-powiedział Paul.
"W dzieciństwie Paul nigdy nie przejawiał zainteresowania muzyką."
Tą dość dla mnie sentymentalną recenzję pragnę zakończyć tymi słowami:
"- Opowiedzcie o swoim charakterystycznym uczesaniu.(...)
- Chyba o nieuczesaniu- odparł John.
- Wyszliśmy z basenu w Liverpool'u i spodobały nam się fryzury, które same się ułożyły - dodał George."
Ich twórczość była trochę przypadkiem, trochę szczęściem i trochę talentem. "Były więc nieustane piski, krzyki yeah, yeah, yeah w wykonaniu rozhisteryzowanych nastolatków z każdej warstwy społecznej i o każdym kolorze skóry." Ich najpopularniejszymi piosenkami były: "Please please me", "Twist and Shout", "She Loves You", "Hey Jude", "Yesterday". A jaki jest wasz ulubiony singiel. Koniecznie napiszcie mi w komentarzu, a tymczasem pozdrawiam i dziękuje wydawnictwu SQN za zaufanie.
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/04/the-beatles-wciaz-na-topie_11.html
"Najważniejsza jest jednak muzyka. Beatlesi dali na 150 piosenek i one pozostaną z nami na zawsze, póki światu starczy sił i oddechu, by je nucić."
Zapraszam was na podróż po niesamowitych latach 60', kiedy słuchało, nuciło i przede wszystkim kochało The Beatles. Choć stosunkowo jestem młoda i ciągle uczestniczę w systemie edukacji, Beatlesi towarzyszyli mi od najmłodszych...
"Zostajesz zmniejszony do rozmiarów pięciogroszówki i wrzucony do blendera. Ostrza pójdą w ruch za 60 sekund. Co robisz?"
"Pewien mężczyzna dopchał samochód do hotelu i stracił fortunę. Co się stało?"
"Idziesz kamiennym korytarzem. Nagle zachodzi ci drogę Książę Ciemności. Jak reagujesz?"
Na te pytania nie ma poprawnych odpowiedzi, ważne żebyś zaimponował sprytem, kreatywnością, inteligencją. Co jeżeli nie? Nie dostaniesz pracy.
Coraz więcej korporacji, w tym nie tylko Google, czy Microsoft sięgają przy rozmowie kwalifikacyjnej po nietypowe pytania. Chcą przekroczyć próg zwyczajnego przeglądania CV. Chcą potencjalnemu pracownikowi zajrzeć do mózgu! Prześledzić ścieżkę logicznego myślenia, przechodzenia z punktu A do B, ale to nie wystarcza. Bo jak powiedział Einstein: "Logika zaprowadzi Cię z punktu A do B, wyobraźnia zaprowadzi Cię wszędzie".
"Opisz najpiękniejsze równianie, jakie kiedykolwiek widziałeś. Wyjaśnij dlaczego własnie to."
Hmmm? Wybierz wzór, który pamiętasz z podstawówki (np. na szybkość), a uznają Cię za mało oryginalnego. Wykrzyczenie "e=mc2", niczym Arystoteles "eureka!" też nie będzie przejawem twojej "niezwykłości", "googlowatości". Do odpowiadania na takie pytanie trzeba "czegoś więcej" niż wiedzy. "Ale można próbować to wyćwiczyć" - przekonuje William Poundstone. Kiedy już raz odpowiesz na pytanie: "Ile piłeczek pingpongowych zmieści się w pokoju", kolejne łamigłówki nie będą już takie straszne.
,,Czy jesteś wystarczająco bystry, aby pracować w Google?" jest książką o wszechstronnym zastosowaniu. Z jednej strony - oferuje wachlarz rozwiązań, które mogą uczynić rozmowę o pracę błyskotliwą, udaną, a, co za tym idzie, zakończoną sukcesem. Z drugiej - ukazuje ,,od kuchni'' funkcjonowanie firmy Google oraz innych wielkich korporacji.
Ta pozycja nie jest tylko dla tych, którzy świeżo upieczeni po studiach poszukują pracy w korpo. Uważam, że równie dobrą lekturą będzie dla matematyków, fizyków, informatyków, czy amatorów zagadek.
A na zakończenie pytanie, które najbardziej do mnie przemówiło, nad którym najdłużej myślałam: "Czy szybciej pływa się w wodzie, czy w syropie?". Nie bójcie się złych odpowiedzi, z tym pytaniem nawet Netwon sobie nie poradził. Ważne, żeby trochę pogłówkować. Przecież to tylko zabawa!
Paulina
Książkę otrzymałam od wydawnictwa SQN
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/03/are-you-ready-for-czy-jestes.html
"Zostajesz zmniejszony do rozmiarów pięciogroszówki i wrzucony do blendera. Ostrza pójdą w ruch za 60 sekund. Co robisz?"
"Pewien mężczyzna dopchał samochód do hotelu i stracił fortunę. Co się stało?"
"Idziesz kamiennym korytarzem. Nagle zachodzi ci drogę Książę Ciemności. Jak reagujesz?"
Na te pytania nie ma poprawnych odpowiedzi, ważne żebyś zaimponował sprytem,...
Help, I need somebody,
Help, not just anybody,
Help, you know I need someone, help.
...śpiewali Beatlesi w 65' roku. Ta jak i oni, tak i moja dusza czytelnicza potrzebowała pomocy. Dawno nie przeczytałam książki, która by mną wstrząsnęła na tyle mocno, by powiedzieć, że zaingerowała w moje życie. Dawno nie utożsamiałam się z bohaterami powieści. Dawno nie kibicowałam miłości, przyjaźni, sprawie. Dawno nie czerpałam tak wielkiej przyjemności z bycia molem książkowym, jak przy lekturze "Służących".
Akcja rozgrywa się w latach 60, w Missisipi, a dokładniej w małym miasteczku Jackson. Na pierwszych stronicach "The Help" poznajemy główne postacie: Abilienn, Minny oraz Skeeter. Dwie pierwsze z nich, Afroamerykanki, wykonują zawód pomocy domowej. Od zawsze wiedziały kim będą, nie buntowały się i nie chciały zmieniać przyszłości. Opowiadały dzieciom swoich białych pań, bajki o tym, że niezależnie w co opakujemy prezent, biały, czarny, żółty kolor, najważniejsze jest to co jest środku, jego wnętrze. Mimo to przy pytaniach zawsze odpowiadały pokornie: "tak, psze pani". Ale panienka Skeeter była inna. Znacząco różniła się od swych niekolorowych koleżanek. Nie sprawiały jej przyjemności spotkania klubu brydżowego, ani Ligi Kobiet. bale dobroczynne, paradoksalnie, na rzecz dzieci głodujących w Afryce (przyjęcia obsługiwały czarne kobiety). Chciała zostać pisarką, ale do tego potrzeba czegoś więcej niż studia, do tego potrzebne jest doświadczenie, warsztat. Koniec końców, panienka Skeeter wraz z kilkoma innym przedstawicielkami płci żeńskiej rozpoczyna niezwykle ryzykowne i kontrowersyjne przedsięwzięcie, które odmieni nie tylko jej życie...
Powieść porusza ważne sprawy związane z rasizmem, fałszywością, poniżaniem, buncie. Jest świetna też pod względem historycznym: Skeeter jedzie samochodem, a w radio puszczają Boba Dylana, w wiadomościach podają o zabójstwie Kennedy'ego,wojnie w Wietnamie, zmienia się moda. Co mnie jedynie dziwi, to to że nie było ani razu wstawki o The Beatles. Jestem z lekka uczulona na takie przegapienia, bo na nich się wychowałam i to ich coverami męczę moich przyjaciół.
Jeżeli tylko wystarczy mi "czasu", to zamierzam "The Help" jeszcze raz przeczytać. Może po pięćdziesiątce? Może moje poglądy będą wtedy zupełnie inne i na książkę spojrzę z innej perspektywy. Może co najmniej zadziwiający będzie dla mnie świat lat 60, może będzie dla mnie matrixem? Może sam fakt, że istniała wtedy dyskryminacja rasowa będzie dla mnie o wiele mocniejszą wiadomością niż teraz. Ale historia lubi się powtarzać i tego się własnie boję. Boję się, że będzie odwrotnie. Że nie zrobi to na mnie wrażenia...
I tutaj nie boję się powiedzieć, jak wielu przypadkach tak, że ta pozycja literacka jest ciepła, mądra. Tu te słowa idealnie pasują. Często spotykam się z ich nadużywaniem, ale to nie ten przypadek.
Ze "Służącymi" spędziłam niesamowite dwa tygodnie. Tylko i aż. Starałam się codziennie przeczytać minimum 30 stron, a weekendy nadrabiałam setkami. Nie będzie herezją jeżeli tą książkę już ogłoszę jedną z najlepszych jakie przeczytałam i przeczytam w roku 2015. Oficjalnie dostaje ode mnie nominacje do książkowego Oscara (PS. film już dostał, rola drugoplanowa)
Jednak chciałabym się przyznać, że pierwszy obejrzałam film. Auuu! Nie bijcie! Nie tak mocno! Auuu! Mimo to, czas spędzony z książkąThe Help" jak najszybciej biegnijcie do księgarni po papierowy odpowiednik tej historii.
był jak najbardziej wartościowy. Wiele wątków już nie pamiętałam, części nie poruszono w produkcji. Nie raz i nie dwa byłam tak poruszona jak bym w ogóle nie znała tej historii. Więc jeżeli już obejrzeliście na wielkim ekranie "
Paulina, która czuję pustkę.
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/03/pomoc-dla-utrapionej-duszy-suzace.html
Help, I need somebody,
Help, not just anybody,
Help, you know I need someone, help.
...śpiewali Beatlesi w 65' roku. Ta jak i oni, tak i moja dusza czytelnicza potrzebowała pomocy. Dawno nie przeczytałam książki, która by mną wstrząsnęła na tyle mocno, by powiedzieć, że zaingerowała w moje życie. Dawno nie utożsamiałam się z bohaterami powieści. Dawno nie kibicowałam...
Wyobraźcie sobie, że podróże w czasie są normą. Jak byście z nich korzystali, gdzie najczęściej byście podróżowali? Może chcielibyście zobaczyć dinozaury i inne stwory, o których jeszcze nie mamy pojęcia, że istniały? Może starożytni Grecy was interesują? Wczesne średniowiecze? Odkrywanie nowych kontynentów? Rewolucja przemysłowa? A może chcielibyście zobaczyć, jako obserwator II wojnę światową? Zrozumieć okropieństwo, które miejmy nadzieję się nigdy nie wydarzy. Do tego nie potrzeba wehikułu czasu, potrzebny jest tylko "Galop 44".
Mikołaj w przedziwny sposób trafia ze współczesnej Warszawy w sam wir dramatycznych wydarzeń powstania warszawskiego. Jego starszy brat Wojtek decyduje się na podróż, która zakończy się kilkadziesiąt lat wcześniej, aby wydostać Mikołaja z powrotem.. Obok fikcji literackiej zostały zamieszczone fakty historyczne.
Dla obu braci ta podróż, w wyniku której trafili do powstania, spowodowała, że przeszli szkołę życia. Poznali realia, jakie były w czasie Powstania. Zaś Wojtek przestał bagatelizować sprawy Powstania Warszawskiego, ale i w końcu zrozumiał, jak ważny jest dla niego młodszy brat.
Książkę to dedykuję przede wszystkim młodszym czytelnikom (11, 12, 13 lat), ale jak najbardziej można ją również podsunąć dorosłemu. Na pewno się nie obrazi :)
Ciekawą osobistością jest autorka książki - Monika Kowaleczko - Szumowska. Jak dowiedziałam się jest ona tłumaczką literatury dla dzieci, książek popularnonaukowych, a także (uwaga) materiałów do Muzeum Powstania Warszawskiego. Wiec nie traćcie czasu szukając fałszu w "Galopie 44", ponieważ go nie znajdziecie. Większość historii odnalazła w Archiwum Historii Mówionej, prowadzonym przez MPW, część usłyszała bezpośrednio od powstańców. Cóż wam tylko pozostaje? Polecieć czym prędzej do księgarni!
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Literacki Egmont.
Wyobraźcie sobie, że podróże w czasie są normą. Jak byście z nich korzystali, gdzie najczęściej byście podróżowali? Może chcielibyście zobaczyć dinozaury i inne stwory, o których jeszcze nie mamy pojęcia, że istniały? Może starożytni Grecy was interesują? Wczesne średniowiecze? Odkrywanie nowych kontynentów? Rewolucja przemysłowa? A może chcielibyście zobaczyć, jako...
więcej mniej Pokaż mimo to
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/08/nie-mam-sie-w-co-ubrac-recenzja.html
http://recenzujemyto.blogspot.com/2015/08/nie-mam-sie-w-co-ubrac-recenzja.html
Pokaż mimo to