Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Doskonale zrealizowane słuchowisko. Wydaje mi się, że niskie oceny wynikają z błędnego założenia, że będzie to zwykły kryminał/thriller podczas gdy mamy do czynienia z weird fiction. Mocno lovecraftowski klimat. Myślę, że fanom RPG przypadnie do gustu.

Doskonale zrealizowane słuchowisko. Wydaje mi się, że niskie oceny wynikają z błędnego założenia, że będzie to zwykły kryminał/thriller podczas gdy mamy do czynienia z weird fiction. Mocno lovecraftowski klimat. Myślę, że fanom RPG przypadnie do gustu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Głosy Panamo za mną. To powieść pod wieloma względami zachwycająca, niełatwa, ale jednocześnie satysfakcjonująca w trakcie lektury. Zabiegi stylistyczne autora takie jak mieszanie w jednym zdaniu czasów teraźniejszego z przeszłym czy przyszłym, nagłe przeskoki między bohaterami czy momentem trwania powieści sięgające nawet 50 lat, a nawet mnogość bohaterów powodują, że powieść, szczególnie przez pierwsze 100 stron jest bardzo wymagająca od czytelnika. Jednocześnie dzięki temu poznajemy historię z kilku perspektyw jednocześnie, a tajemnica książki jest nam podawana po kawałeczku. Skoro o tej książce mogę powiedzieć tyle dobrego to skąd taka niska ocena z moje strony? Otóż te wszystkie „smaczki” nie są w stanie zrekompensować mi słabej i niejednokrotnie nudnej fabuły. Umiejscowienie jej w okresie faszyzmu hiszpańskiego to niewątpliwe atut jednak sama historia nauczyciela Fontellesa nie porywa tym bardziej w obliczu blisko 700 stron, z którymi trzeba się zapoznać by ją w całości zgłębić. Co więcej wszystkie nieoczekiwane zwroty akcji były do bólu wręcz przewidywalne. Ostatecznie sam, skądinąd smutny finał nieomalże przekreślił, moim skromnym zdaniem, całe dążenie do prawdy zawarte w tej historii. Najgorszym jednak elementem „Głosów Panamo” były dla mnie po prostu słabo rozpisane postacie. To, co mnie najbardziej zirytowało to postać Tiny, która właściwie przez całą książkę jest definiowana przez trzy przymioty: sześciokilową nadwagę, guza piersi i zdradzającego ją męża. O głównej postaci żeńskiej rozpisywać się nie będę, bo nie wiem, czy takie było założenie autora, ale cały tragizm tej postaci przysłaniało mi to, że jej po prostu nie znosiłam. I chociaż ostatecznie uważam, że warto było zapoznać się z „Głosami Panamo” to serca mi ta powieść nie skradła i raczej nieprędko sięgnę po kolejną pozycję tego autora.

Głosy Panamo za mną. To powieść pod wieloma względami zachwycająca, niełatwa, ale jednocześnie satysfakcjonująca w trakcie lektury. Zabiegi stylistyczne autora takie jak mieszanie w jednym zdaniu czasów teraźniejszego z przeszłym czy przyszłym, nagłe przeskoki między bohaterami czy momentem trwania powieści sięgające nawet 50 lat, a nawet mnogość bohaterów powodują, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To jedna z niewielu pozycji, które miałam okazję przeczytać, która sprawiła mi nie lada kłopot pod względem oceny.

Bardzo lubię książki o tematyce wysokogórskiej, mimo że nigdy w Himalaje nie trafię, umiem zrozumieć pasję tak wielką, że pcha ludzi dosłownie w strefę śmierci. Tutaj jednak coś nie do końca mi zagrało. Językowo ta pozycja jest inna, trochę poetyka, liryczna. Pierwszy raz miałam też do czynienia z pamiętnikiem spisanym bezpośrednio przez autora, a nie ze wspomnieniami czy zapisem pracy redaktorskiej. Niewątpliwie było to fajne, świeże. Do samego autora również zapałałam dużą sympatią i nie tylko z uwagi na wspólną nienawiść do kolendry.

Niestety, miejscami narracja kluczy, gubi tempo w efekcie czego mnie, jako czytelnika, zaczyna męczyć. W moim przypadku dodatkowym problemem była forma w jakiej zapoznawałam się z treścią, a mianowicie audiobook. Straciłam dzięki temu cały, dodatkowy aspekt wizualny i przepiękne zdjęcia, które mogłyby mi te dłużyzny zrekompensować. I tak jak pierwsze kilka rozdziałów wręcz pochłonęłam, tak ostatnie dwa zmęczyłam.

Zdecydowanie to pozycja nie dla każdego i nawet miłośnika lodowych wojowników potrafi miejscami zniechęcić.

To jedna z niewielu pozycji, które miałam okazję przeczytać, która sprawiła mi nie lada kłopot pod względem oceny.

Bardzo lubię książki o tematyce wysokogórskiej, mimo że nigdy w Himalaje nie trafię, umiem zrozumieć pasję tak wielką, że pcha ludzi dosłownie w strefę śmierci. Tutaj jednak coś nie do końca mi zagrało. Językowo ta pozycja jest inna, trochę poetyka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka niesłusznie katalogowana jako powieść historyczna. Z jednej strony oparta na wspomnieniach ocalałego Lale Sokołowa, z drugiej pokazuje ogromną niewiedzę autorki na temat holokaustu. Niesłychanie niepokoi mnie status tej książki jako bestsellera z uwagi na fakt, że potencjalnie całe rzesze między innymi młodych ludzi będą czerpać z niej wiedzę na temat tych najczarniejszych dni w historii XX wieku. Sama historia jest na tyle interesująca - opisuje bowiem dość luźno losy więźnia, który został tatuażystą w Auschwitz i gdzie poznał swoją wielką miłość - że nie wymaga dodatkowych naciąganych, infantylnych i po prostu niemożliwych sytuacji w celu jej ubarwienia. Częściowo zapewne błędy te wynikają z faktu, że powieść początkowo pisana była w formie scenariusza, jednak nieakceptowalnym dla mnie jest brak jakiejkolwiek korekty z osobami, które temat realiów holokaustu znają doskonale i które mogłyby autorce wskazać elementy "do poprawki". Gdy ktoś wybiera tak poważny temat swojej powieści, nie powinien dopuścić do wybielania realiów obozowych.

Książka niesłusznie katalogowana jako powieść historyczna. Z jednej strony oparta na wspomnieniach ocalałego Lale Sokołowa, z drugiej pokazuje ogromną niewiedzę autorki na temat holokaustu. Niesłychanie niepokoi mnie status tej książki jako bestsellera z uwagi na fakt, że potencjalnie całe rzesze między innymi młodych ludzi będą czerpać z niej wiedzę na temat tych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Broad Peak. Niebo i piekło Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński
Ocena 7,7
Broad Peak. Ni... Bartek Dobroch, Prz...

Na półkach: , , ,

Wiosną 2013 roku cała Polska miała oczy skierowane na Karakorum i tragedię, która miała tam miejsce a mianowicie śmierć dwóch polskich himalaistów. Książka ta jest zarówno opisem minionych wydarzeń jak i "zamknięciem" sprawy od strony PZA po wypuszczeniu oficjalnego raportu.
Jestem szczerze zaskoczona, jak wspaniałą robotę wykonali autorzy. O tak bezstronnym dziennikarstwie we współczesnych czasach można zazwyczaj wyłącznie pomarzyć. Całokształt jest wolny od jakiejkolwiek opini na temat winy lub jej braku uczestników wyprawy, jej kierownika czy szefa związku. Co nie zmienia faktu, że czytelnik otrzymuje bardzo wiele komentarzy osób związanych mocno ze środowiskiem aplinistycznym dzięki czemu może samodzielnie taką opinię wyrobić.
Dodatkowym atutem tej książki jest ukazanie historii himalaizmu polskiego, jego blasków i cieni, zarówno chlubnych wejść jak i tragicznych wypadków. Ta perspektywa również rzuca nowe światło na wypadek na Broad Peaku oraz na "obiektywność" powołanej komisji stworzonej do przygotowania raportu.
Całość dopełniają sporadyczne aczkolwiek malownicze opisy gór wysokich.
Generalnie bardzo dobra pozycja.

Wiosną 2013 roku cała Polska miała oczy skierowane na Karakorum i tragedię, która miała tam miejsce a mianowicie śmierć dwóch polskich himalaistów. Książka ta jest zarówno opisem minionych wydarzeń jak i "zamknięciem" sprawy od strony PZA po wypuszczeniu oficjalnego raportu.
Jestem szczerze zaskoczona, jak wspaniałą robotę wykonali autorzy. O tak bezstronnym dziennikarstwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cóż ja do czorta przeczytałam? Ja wiem, że to wczesna powieść noblisty, że to literatura współczesna, w dodatku ambitna i trudna, językowo przepiękna jednak wymagająca sporego skupienia czytelnika, ale galimatias fabularny jest dla mnie nie do przeżycia.

Owszem, fabuła podzielona na cztery formy narracji była czymś z czym wcześniej nigdy się nie spotkałam i bardzo przypadło mi to do gustu. Jednocześnie niektóre z owych narracji w żaden sposób mnie nie zainteresowały. Właściwie jedyne fragmenty na które czekałam to kolejne opowiadania Li Yidou. W pozostałych wątkach, mimo licznych prób wzbudzenia w czytelniku szoku i niedowierzania, wiało nudą. Dodatkowo nie przekonuje mnie chaotyczna próba wytłumaczenia odbiorcy przesłania powieści, którą autor nijako wplótł w ostatni rozdział.

"Kraina wódki", która z początku wzbudziła moje wielkie zainteresowanie, w trakcie lektury przeżuła mnie a następnie wypluła i nie uważam by było to doświadczenie warte powtórzenia. Najpewniej jeżeli chodzi o Pana Mo Yan'a zostanę abstynentką.

Cóż ja do czorta przeczytałam? Ja wiem, że to wczesna powieść noblisty, że to literatura współczesna, w dodatku ambitna i trudna, językowo przepiękna jednak wymagająca sporego skupienia czytelnika, ale galimatias fabularny jest dla mnie nie do przeżycia.

Owszem, fabuła podzielona na cztery formy narracji była czymś z czym wcześniej nigdy się nie spotkałam i bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Króla Lwa, przynajmniej z mojego pokolenia, zna i kocha chyba każdy. Nie dałam się jednak przy tej pozycji ponieść sentymentom, bo wspaniała animacja Disney'a to zupełnie inna para kaloszy. O tej konkretnej książce, niestety, niewiele mogę dobrego powiedzieć. To de facto krótkie, jałowe streszczenie,właściwie gdyby nie ładne ilustracje, nie interesujące na równi dla dziecka jak i dla rodzica. Dalszych pozycji z serii na pewno nie kupię, a i tę szczerze odradzam, szczególnie gdy rynek obfituje w piękne historie dla najmłodszych.

Króla Lwa, przynajmniej z mojego pokolenia, zna i kocha chyba każdy. Nie dałam się jednak przy tej pozycji ponieść sentymentom, bo wspaniała animacja Disney'a to zupełnie inna para kaloszy. O tej konkretnej książce, niestety, niewiele mogę dobrego powiedzieć. To de facto krótkie, jałowe streszczenie,właściwie gdyby nie ładne ilustracje, nie interesujące na równi dla dziecka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O zgrozo! Wielu rzeczy się spodziewałam, ale nie dobrego Mastertona. Autor ponownie sięga do klasyki literatury, tym razem dziecięcej, a mianowicie Lewisa Carrolla i "Alicji po drugiej stronie lustra". Tak jak w przypadku "Wizerunku zła" pomysł sprawdził się na krótką metę, tak "Zwierciadło piekieł" czyta się doskonale od początku do końca. Groza zdecydowanie z suspensem, mięsiste sceny zaskakująco dobre, świetnie skrojone postaci, zamiast seksu przyjaźń dorosłego z dzieckiem. Nie raz wspominałam już w recenzjach, że po Mastertona sięgam nie oczekując fajerwerków, raczej taniej rozrywki w przerwie między nieco bardziej ambitnymi pozycjami. Zwierciadło to największe zaskoczenie od dawna. Mam nadzieję, że autor jeszcze nie raz mnie w ten sposób zaszokuje, bo z pewnością to nie jego ostatnia książka po którą sięgnęłam. Co prawda zakończeniem standardowo dla Mastertona, bardzo zwięźle opisane, wciąż wielbicielom horroru mogę tę książkę śmiało polecić.

O zgrozo! Wielu rzeczy się spodziewałam, ale nie dobrego Mastertona. Autor ponownie sięga do klasyki literatury, tym razem dziecięcej, a mianowicie Lewisa Carrolla i "Alicji po drugiej stronie lustra". Tak jak w przypadku "Wizerunku zła" pomysł sprawdził się na krótką metę, tak "Zwierciadło piekieł" czyta się doskonale od początku do końca. Groza zdecydowanie z suspensem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem szczerze jak to jest, ale mało jest książek Stephena Kinga, których nie pokochałam i które od ręki nie trafiły na moją osobistą listę pozycji ulubionych.

Doktor Sen był wydany tuż po zbierającym słabe opinie Joylandzie. Niektórzy mówili nawet, że mistrz grozy traci to coś, a jego książkom brakuje magii starszych pozycji. Mimo licznych obaw sięgnęłam po Doktora... Lśnienie uwielbiam, a przecież z okładki książki bije informacja jakoby Sen był kontynuacją bestsellera. Powiem Wam szczerze, taka reklama była tej pozycji absolutnie zbędna.

Danny nie jest już chłopcem i na kartach powieści śledzimy losy dużego Dana. Nawiązań do "Lśnienia" jest kilka, ale myślę, że czytelnik niezaznajomiony z losami hotelu Panorama odnajdzie się bez problemu i w tej książce. Fabuła, jak to u Kinga, wciąga po koniuszki palców. Każdego wieczora z żalem odkładałam książkę na bok nie chcąc rozstawać się zarówno ze starym jak i nowymi bohaterami. Czy to wciąż horror? Ciężko mi powiedzieć, ale z czystym sumieniem mogę przyznać, że Stephen King jest przede wszystkim genialnym bajarzem, opowiadaczem historii. A historia zawarta w tej powieści jest zdecydowania warta opowiedzenia.

Nie wiem szczerze jak to jest, ale mało jest książek Stephena Kinga, których nie pokochałam i które od ręki nie trafiły na moją osobistą listę pozycji ulubionych.

Doktor Sen był wydany tuż po zbierającym słabe opinie Joylandzie. Niektórzy mówili nawet, że mistrz grozy traci to coś, a jego książkom brakuje magii starszych pozycji. Mimo licznych obaw sięgnęłam po Doktora......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jestem wielką fanką horrorów wszelkiej maści, w dodatku poprzednie spotkanie z Panem Mortką uważam za bardzo udane, stąd sięgnęłam w końcu po Miasteczko Nonstead. Zdecydowanie było warto, była to bowiem powieść, której nie mogłam odłożyć na bok przed skończeniem. Ciekawa, wciągająca historia, bohaterowie wyraziści. To jednak co wyróżnia dla mnie tę pozycję to nawiązania zarówno do prozy Kinga, Carolla jak i do seriali takich jak Miasteczko Twin Peaks czy Archiwum X. Autor nie próbuje na siłę być drugim Kingiem, ale bardzo zgrabnie żongluje motywami z wykorzystanych inspiracji.
Wiele osób spiera się, czy tytuł ten należy zaliczyć do horroru czy raczej do thrillera. Moim zdaniem z horrorem mamy do czynienia w przypadku gdy przyczyna grozy wynika z czynnik nadnaturalnego, poza ludzkiego. Jeśli trzymać się tej definicji, Miasteczko Nonstead do horroru zaliczyć należy. Nie ma tam grozy wynikającej z wielkich potworów, litrów krwi czy znacznej dozy brutalności, jednak zdecydowanie bliżej mi do podejścia pana Marcina Mortki niż Mastertona. Moim zdaniem pozycja godna uwagi na leniwy, jesienny wieczór.

Jestem wielką fanką horrorów wszelkiej maści, w dodatku poprzednie spotkanie z Panem Mortką uważam za bardzo udane, stąd sięgnęłam w końcu po Miasteczko Nonstead. Zdecydowanie było warto, była to bowiem powieść, której nie mogłam odłożyć na bok przed skończeniem. Ciekawa, wciągająca historia, bohaterowie wyraziści. To jednak co wyróżnia dla mnie tę pozycję to nawiązania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po "Ptasznika" sięgnęłam właściwie tylko dlatego, że kolejne wydane książki z serii - Rytuał i Skórę nabyłam w bardzo okazyjnej cenie. I tak jak pierwsza część cyklu Mo Hayder niespecjalnie przypadła mi do gustu, tak "Rytuał" uważam za książkę dobrą. Dopiero w nim poczułam gęsty, mroczny, angielski klimat, również dopiero tutaj zaczęła podobać mi się kreacja Jacka Caffery'ego, jako bohatera pełnego skaz i żyjącego w mroku własnych wspomnień. Rozumiem jednak, że dla wielu osób będzie to książka ciężka do przebrnięcia, bowiem autorka nie stroni od makabrycznych opisów. Mimo to fabuła osnuta wokół wierzeń i rytuałów afrykańskich moim zdaniem się broni, a rozwiązanie, jak na kryminał przystało, jest zaskakujące.

Po "Ptasznika" sięgnęłam właściwie tylko dlatego, że kolejne wydane książki z serii - Rytuał i Skórę nabyłam w bardzo okazyjnej cenie. I tak jak pierwsza część cyklu Mo Hayder niespecjalnie przypadła mi do gustu, tak "Rytuał" uważam za książkę dobrą. Dopiero w nim poczułam gęsty, mroczny, angielski klimat, również dopiero tutaj zaczęła podobać mi się kreacja Jacka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mgły Avalonu są ponoć książką, którą wypada znać. Toć to klasyka fantasy! W dodatku ta ocena na LC, to się nie mogło nie udać. Kilka dni wcześniej skończyłam przecież inną "pozycję kultową" - Czarnoksiężnika z Archipelagu i byłam wręcz oczarowana.Mimo to, coś poszło bardzo nie tak.
Książka Marrion Zimmer Bradley opowiada znane i uwielbiane przeze mnie legendy Arturiańskie, jednak z innej perspektywy. Tym razem bowiem narratorkami są, będące dotychczas w cieniu swych sławnych mężczyzn, kobiety. I tak po raz kolejny poznajemy historię rycerzy Kamelotu, z tą różnicą, że oczami Morgiany, Gwenifer czy Morgause. Zabieg ten miał zapewne wprowadzić trochę świeżego spojrzenia na temat. Wyszło niestety nudno. Może problemem jest to, że historia została rozwleczona na 1300 stron w trakcie których tak na prawdę niewiele się dzieje. Może jednak zawodzi kreacja postaci? Bo przecież ile można czytać o problemach rzędu "zdradzić czy nie zdradzić", "wrócić do Avalonu czy nie wrócić", "Jestem w ciąży czy jednak nie". Ja osobiście, praktycznie żadnej z narratorek nie polubiłam, a już Gwenifer doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
Powieść ratuje ostatnie mniej więcej 130 stron, które na tle reszty powieści wypadają na prawdę nieźle. Pytanie tylko czy warto, jak w moim przypadku, przecierpieć się dla przyzwoitego zwieńczenia historii?
Mimo szerokiego grona fanów, dla mnie "Mgły Avalonu" były totalną czytelniczą porażką. Dawno nie walczyłam tak z sobą by nie rzucić książki w kąt i nie sięgnąć po cokolwiek innego. Pani Zimmer Bradley powiem tylko - nigdy więcej!

Mgły Avalonu są ponoć książką, którą wypada znać. Toć to klasyka fantasy! W dodatku ta ocena na LC, to się nie mogło nie udać. Kilka dni wcześniej skończyłam przecież inną "pozycję kultową" - Czarnoksiężnika z Archipelagu i byłam wręcz oczarowana.Mimo to, coś poszło bardzo nie tak.
Książka Marrion Zimmer Bradley opowiada znane i uwielbiane przeze mnie legendy Arturiańskie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Poznam sympatycznego Boga" to reportaż Erica Weiner'a, który postanowił przetestować na sobie osiem mniej lub bardziej znanych religii. Kto jednak szuka ich szczegółowych opisów, encyklopedycznych definicji czy chociażby wypunktowanych dogmatów szczerze się tą książką zawiedzie. Uważam, że stąd tak wiele niepochlebnych opinii na serwisie. Nie jest to bowiem "wstęp do religioznawstwa".

Istotą tej historii jest droga, którą przebywa Eric w trakcie swoich poszukiwań. Udało mu się dotrzeć do niesamowitych osób, które kierują go po jakże zawiłych ścieżkach własnych wyznań, tłumaczą, a przede wszystkim rozmawiają. I owszem, autor niejednokrotnie jest zmęczony, nie kryje się ze swoją depresją o której wspomina często, nie ukrywa, że czasem "musi sobie zrobić przerwę" od tego obcowania z bogami i wyskoczyć na przykład do pubu. To jednak część osobistej drogi,jaką przebył autor, a ja cieszę się, że książka nie została pozbawiona tego elementu. Jest to przecież fragment, który pokazuje Weinera nie tylko jako reportażystę, ale jako człowieka niepozbawionego wad.

Osobiście polecam "..sympatycznego Boga". Książka ta sprawiła mi wiele radości, ale też skłoniła do refleksji. We własnej głowie wraz z Ericiem liznęłam trochę jakże nieznanych mi bogów, a po skończonej lekturze, po prostu się uśmiechnęłam.

"Poznam sympatycznego Boga" to reportaż Erica Weiner'a, który postanowił przetestować na sobie osiem mniej lub bardziej znanych religii. Kto jednak szuka ich szczegółowych opisów, encyklopedycznych definicji czy chociażby wypunktowanych dogmatów szczerze się tą książką zawiedzie. Uważam, że stąd tak wiele niepochlebnych opinii na serwisie. Nie jest to bowiem "wstęp do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do Zambocha wracam cyklicznie. Odczucia bywają różne, ale po doskonałych "Łowcach" moje oczekiwania poszły mocno w górę. Sięgnęłam zatem i po pierwszy z dwóch tomów "Wylęgarni".

Opis okładkowy - historia kobiety, której absolutnie przeciętne życie zostaje w mgnieniu oka wywrócone do góry nogami, właściwie idealnie wprowadza do lektury, a czytelnik wie, że spodziewać się może powieści sensacyjnej z domieszką fantastyki. Nastawiłam się zatem na szybką, pełną dynamicznej akcji super wciągającą lekturę, którą połknę błyskawicznie niczym dobrej klasy film. Niestety, bardziej pomylić się nie mogłam.

Główna bohaterka? Kapkę nudna. Niby zwykła, wysportowana osoba, ale w mgnieniu oka zmienia się w heroinę, z której zdaniem liczą się nawet osoby na usługach mafii. Postaci męskie? Pozornie ciekawie zarysowane, ale ich wątki osobiste są tylko liźnięte. Zamiast przybliżyć nam ich postacie, Zamboch serwuje nam dylematy głównej bohaterki związane z kupowaniem tamponów i menstruacją. Serio? Niestety tak. Sama historia niby ciekawa, niby wartka i sensacyjna, ale... mnie po prostu nudziła. Rozumiem, że to fantastyka, nie ma co oczekiwać realności jednak wysoki poziom absurdu to też nie to na co liczyłam.

Powiem szczerze - powieść zmęczyłam, a to zdarza mi się naprawdę rzadko. Po drugi tom sięgnę pewnie za jakiś czas ze zwykłej ciekawości jak ta historia się kończy, jednak wysokich oczekiwań już mieć nie będę. Osobiście nie polecam. Uważam, że to jedna ze słabszych pozycji w dorobku tego pisarza.

Do Zambocha wracam cyklicznie. Odczucia bywają różne, ale po doskonałych "Łowcach" moje oczekiwania poszły mocno w górę. Sięgnęłam zatem i po pierwszy z dwóch tomów "Wylęgarni".

Opis okładkowy - historia kobiety, której absolutnie przeciętne życie zostaje w mgnieniu oka wywrócone do góry nogami, właściwie idealnie wprowadza do lektury, a czytelnik wie, że spodziewać się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O "Katedrze w Barcelonie" słyszałam, że jest książką, którą muszę przeczytać. Klimaty katalońskie w literaturze do tej pory mi pasowały, a fakt, że udało mi się wykopać na promocji "Katedrę" za niespełna 10 zł szybko spowodowały, że po tę pozycję Falconesa sięgnęłam.

Średniowieczna Katalonia miejscem do życia łatwym nie była. Szczególnie dla chłopów pańszczyźnianych. Mieli oni jednak swoją lokalną Mekkę i była nią Barcelona, gdzie mogli uzyskać status ludzi wolnych. W poszukiwaniu wolności trafia tam Bernat Estanyol ze swym maleńkim synem, Arnauem. Historia życia tego drugiego stanowi kanwę powieści. W tle tego obfitującego w wydarzenia żywota powstaje kościół - Santa Maria del Mar, który nijako "rośnie" wraz z bohaterem.

Powieść napisana jest niewątpliwie z wielkim rozmachem i nosi znamiona epopei. Wplecione są w nią rozliczne fakty historyczno - socjologiczne tamtych czasów, co zdecydowanie, przynajmniej w moich oczach, podnosi jej wartość. Sama jednak historia nie porwała mnie do tego stopnia, by się nad tą książką rozpływać. Owszem, losy Arnaua były zazwyczaj interesujące. Wiele jednak wątków oraz postaci irytowało mnie potwornie i zmuszało do odłożenia lektury na bok.

Myślałam, że po przeczytaniu całości, przemyśleniu na spokojnie moja opinia odnośnie "Katedry..." zmieni się na korzyść, niestety nic takiego miejsca nie miało. Czasem książki "chodzą mi po głowie" jeszcze przez tygodnie po ich skończeniu. Historia Falconesa już po paru dniach zaciera się w mojej pamięci. Nie mówię, że jest to powieść zła. Absolutnie nie jest. Uważam jednak, że nie jest wybitna.

O "Katedrze w Barcelonie" słyszałam, że jest książką, którą muszę przeczytać. Klimaty katalońskie w literaturze do tej pory mi pasowały, a fakt, że udało mi się wykopać na promocji "Katedrę" za niespełna 10 zł szybko spowodowały, że po tę pozycję Falconesa sięgnęłam.

Średniowieczna Katalonia miejscem do życia łatwym nie była. Szczególnie dla chłopów pańszczyźnianych. Mieli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy w trakcie lektury ktoś spytał mnie, co czytam odpowiadałam radośnie - książkę o dwukierunkowych wektorach swobodnych i... dinozaurach. Fakt jest taki, że to zdanie dość dobrze tę powieść określa.

Do tej pory z Zambochem spotykałam się niejednokrotnie, jednak z raczej średnim efektem, uważałam bowiem, że pisze on niezłe czytadła, ale nic tak na prawdę porywającego. "Łowcy" byli dla mnie najmilszą z niespodzianek, bo zaskoczyli mnie totalnie. Nie spodziewałam się bowiem, że wariacja na temat "Jurajskiego Parku" będzie tak fascynująca. Ta powieść po prostu mnie porwała w wir zdarzeń.

Nie będę rozpisywała się na temat opisanej historii. Książkę w dużej mierze, tworzą moim zdaniem doskonale rozpisane postaci. I nie istotne, że mamy tu do czynienia z takimi archetypami bohaterów jak bezmózgi osiłek, zagubiony w rzeczywistości geek, kapkę szalony na punkcie swoich badań naukowiec czy rosyjskiego pochodzenia skrzyżowanie komandosa z szamanem.. aa chwila, tutaj się zapędziłam z tym archetypem :) Tak czy inaczej - wobec stworzonych przez Zambocha charakterów nie sposób przejść obojętnie, a niecodzienna fauna i flora wynagradzają niedociągnięcia fabularne.

Może Łowcy nie należą do literatury ambitnej i wymagającej, ale to bardzo dobra powieść akcji. Rozrywka w czystej postaci. Tę książkę czyta się z niesłychaną przyjemnością, a ostatnią jej "ćwiartkę" kończyłam jakoś przed świtem nie mogąc odłożyć lektury na następny dzień.

Gdy w trakcie lektury ktoś spytał mnie, co czytam odpowiadałam radośnie - książkę o dwukierunkowych wektorach swobodnych i... dinozaurach. Fakt jest taki, że to zdanie dość dobrze tę powieść określa.

Do tej pory z Zambochem spotykałam się niejednokrotnie, jednak z raczej średnim efektem, uważałam bowiem, że pisze on niezłe czytadła, ale nic tak na prawdę porywającego....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czasem lubię zresetować mózg. Wtedy sięgam właśnie po Mastertona. Wizerunek zła, jest akurat jedną z jego powieści, której nie czytałam wcześniej w latach szczenięcych, a korzystającą ze znanego motywu Doriana Grey'a stworzonego pod koniec XIX wieku przez Oscara Wilde'a. Przejdę jednak do sedna, czyli powieści samej w sobie.
Przez długi czas trudno mi było uwierzyć,że wyszła ona spod pióra Mastertona. Logicznie połączone wątki, bez wielkich dziur w fabule, czyta się po prostu doskonale,ale.. no właśnie? "Ale" do tej pozycji mam dokładnie dwa.
Po pierwsze - zakończenie. Nie będę tu tworzyć spoilerów. Moim skromnym zdaniem Masterton popełnił tu morderstwo z premedytacją. Zaszlachtował bowiem brutalnie tę przyzwoitą historię. Ostatnie 40 stron było po prostu słabe.
Drugie "ale" dotyczy grozy i horroru.Zastanawiałam się nawet na ile dopadła mnie na tym polu znieczulica. Nie ukrywam, że gatunek ten mocno mnie interesuje i jest przeze mnie bardzo wyeksploatowany na polu zarówno filmowym jak i growym. Są jednak powieści, które potrafią wzbudzić we mnie dreszczyk niepokoju. W przypadku "Wizerunku zła" niestety, nic takiego nie miało miejsca. W tej powieści najbardziej przeraziło mnie zakończenie i jak już wcześniej wspominałam, wynikało ono z niskiej jakości owego finału.
Daję piątkę, ze względu na naprawdę doskonały potencjał i dobre pół powieści.

Czasem lubię zresetować mózg. Wtedy sięgam właśnie po Mastertona. Wizerunek zła, jest akurat jedną z jego powieści, której nie czytałam wcześniej w latach szczenięcych, a korzystającą ze znanego motywu Doriana Grey'a stworzonego pod koniec XIX wieku przez Oscara Wilde'a. Przejdę jednak do sedna, czyli powieści samej w sobie.
Przez długi czas trudno mi było uwierzyć,że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Długo nie mogłam się zdecydować, by sięgnąć po tę książkę.Przyczyna była prozaiczna, bowiem film wywarł na mnie swojego czasu ogromne wrażenie, a wiedziałam, że jest on bardzo wierną adaptacją powieści Goldena. Czekałam więc na chwilę, gdy niuanse fabuły zatrą się w mojej pamięci i będę mogła spojrzeć na tę książkę świeżym okiem. Teraz, po skończeniu tej powieści, niesłychanie żałuję... jest to bowiem pozycja wybitna.

Wyznania Gejszy opisują niespełna dwie dekady życia Chiyo, młodej dziewczyny, której dane było zostać gejszą w Gion, w Kyoto. Książka przedstawia świat niesłychanie hermetyczny i mimo, że jest fikcją literacką, bazuje między innymi na wspomnieniach najsłynniejszej Mineko Iwasaki. Dla współczesnego europejczyka niektóre elementy tego świata wydają się nie do pojęcia. W tym zapewne specyficzny, do bólu uprzejmy i uroczy sposób bycia tych niesłychanych kobiet, wychowywanych w ogromnej dyscyplinie oraz pod znaczną presją, już od wczesnego dzieciństwa.

Historia ta nie jest jednak przesłodzona, jest też przerażająco brutalna. Mistrzostwo ze strony Goldena polega na stworzeniu kompletnych, wiarygodnych postaci przy zachowaniu ogromu detali dotyczących kultury japońskiej, życia w Gion,a także realiów Japonii okresu II Wojny Światowej.

Z całego serca polecam.To niesamowity to debiut literacki autora. Niestety, jednocześnie to jedyna książka w jego dorobku.

Długo nie mogłam się zdecydować, by sięgnąć po tę książkę.Przyczyna była prozaiczna, bowiem film wywarł na mnie swojego czasu ogromne wrażenie, a wiedziałam, że jest on bardzo wierną adaptacją powieści Goldena. Czekałam więc na chwilę, gdy niuanse fabuły zatrą się w mojej pamięci i będę mogła spojrzeć na tę książkę świeżym okiem. Teraz, po skończeniu tej powieści,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tradycyjna kultura japońska i cyberpunk? Da się i to w dodatku na bardzo przyzwoitym poziomie.
W przeciwieństwie do wielu osób, które oceniały tę powieść przede mną, nie hołduję "Siewcy wiatru". To dla mnie dobra powieść, ale wcale idealna. Znacznie bardziej trafiła do mnie tak niedoceniana "Ruda Sfora". Nie rozchodzi się tu jednak o całokształt twórczości Pani Mai, lecz o "Takeshiego".
Przyznam, że pasjonowałam się kulturą japońską zanim było to modne, a mangi szeroko właściwie dostępne. Tym bardziej ucieszyło mnie, że to właśnie ten kraj orientu zainspirował Kossakowską do napisania najnowszej powieści.

Maja płynnie operuje terminologią japońską wpisując ją w konstrukcję zdań. Błędów merytorycznych jest w sumie niewiele - mnie najbardziej uderzyło smażenie na oleju sezamowym, który wbrew nazwie do tego się nie nadaje. To jednak tylko szczegóły. Zawiązana akcja ma swoje tempo, może nie wartkie od pierwszych stron, lecz fabuła niewątpliwie jest wciągająca. Postaci - standardowo jak u Kossakowskiej - mocne, jednak z wyraźnym naciskiem na mężczyzn niż kobiety.

Sporo osób ma wielkie ale do języka powieści. Mnie szczerze powiedziawszy nie przeszkadzał. Owszem rzewny i cukierkowy styl niektórych wypowiedzi był dla mnie jako czytelnika irytujący, jednak, co muszę przyznać oddawał w pełni charakter danej postaci. Przeczytałam chyba wszystko Kossakowskiej co wyszło, stąd nie kwestionuję zdolności literackiej autorki.

Podsumowując Takeshi jest moim zdaniem niewątpliwie lekturą godną uwagi, jednak trzeba wprost powiedzieć, że to jedynie pierwszy tom zapowiedzianej trylogii, co im dalej w powieści, tym bardziej jest odczuwalne. Ja sięgałam po tę książkę w niewiedzy, więc fakt ten mocno mnie zaskoczył. Bardzo pozytywna ocena jest zapewne mocno na wyrost, ale mam nadzieję, że Maja mnie z jakością kontynuacji nie zaskoczy.

Tradycyjna kultura japońska i cyberpunk? Da się i to w dodatku na bardzo przyzwoitym poziomie.
W przeciwieństwie do wielu osób, które oceniały tę powieść przede mną, nie hołduję "Siewcy wiatru". To dla mnie dobra powieść, ale wcale idealna. Znacznie bardziej trafiła do mnie tak niedoceniana "Ruda Sfora". Nie rozchodzi się tu jednak o całokształt twórczości Pani Mai, lecz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawno, dawno temu do uszu moich doszło, że "Miecz i Kwiaty" to jedna z najlepszych serii fantastycznych z naszego rodzimego podwórka. Sięgnęłam więc ze sporym zainteresowaniem po tom 1 i jednocześnie postanowiłam, że ocenię trzy tomy jako całość i niezależnie od odczuć w trakcie lektury, doczytam sagę do końca. Nie będę ukrywała, że był to pomysł przedni. Pierwszy tom mnie kapkę zmęczył, średnio zainteresował, co więcej wątpiłam w jakiekolwiek umiejętności literackie autora. Dziś, wraz z ze zwieńczeniem historii, powiem śmiało - warto po Miecz i Kwiaty sięgnąć, bo to pozycja niebanalna, nabierająca rozpędu z każdym rozdziałem. Pomysł kupił mnie dość szybko, rzecz się bowiem dzieje, w Outremer w okresie wypraw krzyżowych, jednak są one dla historii właściwiej zaledwie tłem. Główny bohater, Gaston de Baideaux irytujący z początku, pod wpływem zaistniałych wydarzeń przechodzi solidną przemianę, a w jego kompanii myślę, że każdy znajdzie swojego faworyta, bowiem mamy tam nieomalże przekrój charakterów i postaw życiowych. Elementy fantastyczne nienachalne i zdecydowanie w klimacie. To co mnie jednak w pełni "kupiło" to barwne opisy pana Mortki, które dosłownie przenoszą nas do królestwa Jerozolimskiego oddziaływają bowiem na nasze zmysły poprzez dotyk kaszmiru, zapach palonego opium i gorąco prażącego słońca pustyni. Powiem szczerze, im dłużej tym cieplej wspominam tę powieść i na pewno nie żałuję, że nie porzuciłam lektury w połowie.

Dawno, dawno temu do uszu moich doszło, że "Miecz i Kwiaty" to jedna z najlepszych serii fantastycznych z naszego rodzimego podwórka. Sięgnęłam więc ze sporym zainteresowaniem po tom 1 i jednocześnie postanowiłam, że ocenię trzy tomy jako całość i niezależnie od odczuć w trakcie lektury, doczytam sagę do końca. Nie będę ukrywała, że był to pomysł przedni. Pierwszy tom mnie...

więcej Pokaż mimo to