Magia porwania

Okładka książki Magia porwania
Magdalena Madoń Wydawnictwo: Wydawnictwo AlterNatywne fantasy, science fiction
199 str. 3 godz. 19 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Wydawnictwo:
Wydawnictwo AlterNatywne
Data wydania:
2021-06-14
Data 1. wyd. pol.:
2021-06-14
Liczba stron:
199
Czas czytania
3 godz. 19 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366533042
Tagi:
Magdalena Madoń young adult fantastyka
Średnia ocen

                7,8 7,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,8 / 10
24 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
85
85

Na półkach: , ,

Hej💛

Kolejna magiczna przygoda za mną! Niestety tym razem nie było aż tak kolorowo – choć świat wiedźm i magów bardzo przypadł mi do gustu, tak pierwsza połowa książki (konkretnie 92 strony) okazały się wyzwaniem. Nie dlatego, że traktowały o codzienności czternastoletniej dziewczyny, ale z uwagi na to, iż prawie nic nie wniosły do dalszej części historii. Okropnie żałuję, że autorka nie skoncentrowała się mocniej na magicznym świecie! Na nauce głównej bohaterki i stawianiu czoła Gersimie. W obecnym stanie „Magia porwania” nie jest dobrze wyważoną książką – czegoś jest zbyt dużo, a innych rzeczy zbyt mało. Na pewno sięgnę po kolejną powieść Magdaleny Madoń, ponieważ widać, że autorka ma potencjał. Po prostu ta historia nie pomogła w wykorzystaniu tego potencjału w 100%.

Tę powieść należy podzielić na dwie części – przed magicznym pojawieniem się w nieznanym dziewczynie świecie i po. To, co mamy „przed”, mało wiąże się z tym, co jest „po” – miałam wrażenie, że dużo czasu spędzamy z Kariną na mało istotnych rzeczach przez pierwsze 92 strony książki. Jasne, że kilka faktów warto wiedzieć o Karinie, ale… naprawdę szczerze uważam, że zamiast 92 stron wystarczyłoby 30-40. Przynajmniej w tej części serii – nie wiem, na ile wydarzenia z tego tomu (tych pierwszych 92 stron) będą przydatne i istotne dla kolejnych. Niemniej rozpatrując tę książkę jako osobny byt, pierwsze 92 strony są mało intrygujące i mają mały przekaz względem reszty powieści. Najważniejszy zdaje się być wypadek dziewczyny, który ma miejsce gdzieś około 80 strony. Wszystkie wcześniejsze wydarzenia, informacje i przeżycia dałoby się zmieścić na znacznie mniejszej ilości kartek, lub można by jeszcze bardziej pójść w retrospekcje i tym sposobem uczynić historię nieco ciekawszą.

Karina to zwyczajna nastolatka, którą nie wyróżnia zbyt wiele pośród innych – problemy w domu, problemy w szkole, zauroczenie chłopakiem. Dziewczynę można polubić – nie jest ani za ostra, ani za miałka, choć zdecydowanie zbyt szybko odnalazła się w „nowej” sytuacji, po wylądowaniu w nieznanej krainie. Oczekiwałabym nieco innej reakcji, niż ziewania. Później jest trochę płaczu, jednak pierwsza odpowiedź na porwanie zaskoczyła mnie niemało. Poza tym bohaterka bywała nieco marudna, ale nie na tyle, by to jakoś mocno irytowało.

Jeśli chodzi o świat „po”, to bardzo mi się podobał. Surowość i drastyczność niektórych bohaterów zdecydowanie przypadła mi do gustu. Z zaciekawieniem czytałam o wiedźmach, magii, elementach zapomnianej historii i nauce głównej bohaterki. Żałuję, że autorka nie skoncentrowała całej książki wkoło tych tematów! Wykreowany świat (po 92 stronie) pochłania czytelnika – nie wypuszcza ze swoich sideł. Jest całkiem dobrze przedstawiony i rozbudowany – intryguje. Zwyczajnie jest się ciekawym, co przydarzy się Karinie i gdzie zaprowadzą ją treningi z mistrzem.

Jedna z postaci drugoplanowych, które przypadły mi do gustu, to Gersima – i piszę to z pełną świadomością tego, że ma parszywy i zły charakter. Jest w niej coś… może sposób, w który została wykreowana? Podoba mi się jej ostrość i pewność siebie. Choć nieraz dręczyła Karinę, to i tak widzę w niej coś więcej, niż znęcającą się nad innymi, bezduszną i okrutną istotę. Mam słabość do złych wiedźm i nic na to nie poradzę. Czasami po prostu docenia się antybohaterów – Gersima jest tego świetnym przykładem. Sposób, w jaki trzymała wszystkich wkoło siebie żelazną ręką imponował.

Ze światem „przed” mam kilka problemów…

Jest jedna kwestia, która nieco mnie zaniepokoiła – nie będę ukrywać, że epizod pomiędzy główną bohaterką, a dojrzałym mężczyzną był co najmniej dziwny. Starszy lekarz wykazuje spore zainteresowanie Kariną, ona zresztą nim też, jednak coś w tej reakcji wydaje się… podejrzane. Jakby lekko przekraczało granice „zwyczajnej” znajomości i wchodziło na niebezpieczne tereny, w których postać Jana Potockiego nazwałabym zwykłym drapieżnikiem, polującym na bezbronne dzieci. Jeszcze nie jesteśmy w tych rejonach, ale niewiele brakowało. Poza tym rozważania Kariny „czy nie pozwoliła sobie na przesadną bliskość” z Potockim są nieco nie na miejscu. O czym ona w ogóle myśli? Jan Potocki to kardiochirurg – poznaje Karinę na oddziale szpitalnym, gdy bohaterka tam trafia. Relacja między nimi włączyła w mojej głowie czerwoną lampkę. Gdyby Karina miała 16-17 lat, to nie czułabym się aż tak… zaalarmowana. Natomiast ona 14, a on 40? Uuuu, nie. Podziękuję. Już same myśli Kariny są po prostu… niepokojące. Dodajmy do tego tak znaczącą różnicę wieku i nagle lecimy w bardzo złych kierunkach. Może autorka wcale nie chciała nadać tej znajomości takiego (podchodzącego pod chore zauroczenie) wydźwięku – wtedy jednak należałoby rozważyć sposób, w jaki przedstawiła relację między Kariną i Potockim.

Za to relacja między Kariną i mistrzem (świat „po”) jest zdecydowanie bardziej „zdrowa”, na ile w ogóle można tak powiedzieć. Podobało mi się to, jak dziewczyna powoli wsiąkała wiedzę i próbowała rozwinąć w sobie magię. Pomimo nieciekawej sytuacji, w której znalazła się Karina, jedna rzecz podnosiła na duchu. Niezbyt przesadna opiekuńczość mistrza ocieplała mi serce – w ogóle Cyryl sprawiał, że uśmiechałam się pod nosem.

Pewne kwestie, zwłaszcza na początku książki, są nieco zbyt rozdmuchane i dramatyczne. Przykładowo sprawy rodzinne – matka z córką na siebie krzyczą, nikt nikogo nie słucha, a gdy wychodzą sekrety z przeszłości, to nagle cały świat się wali. Tylko… to są chyba zbyt drastyczne reakcje – te podczas kłótni i te w momencie, gdy niespodziewane wiadomości wychodzą na jaw (nie chcę spoilerować, więc nie powiem dokładnie o co chodzi, ale dla zaznajomionych z lekturą, lub posiadających egzemplarz – strona 45/46 jest świetnym przykładem). Niekiedy akcja dzieje się zdecydowanie zbyt szybko – raz jest koniec świata, nagle względny spokój. Rozumiem, że autorka pisze o problemach młodzieży (wiek gimnazjalny to piekło), ale nie dajmy się zwariować. Zachowania głównej bohaterki i jej matki podchodzą pod chorobę dwubiegunową. Z drugiej strony nie dziwię się, że Pani Mruczek jest lekką histeryczką – w końcu ma 30 lat, a jej córka 15… tak, Pani Mruczek była bardzo młodą mamą, co ewidentnie odbiło się na jej stanie psychicznym.

Co jeszcze mnie mocno irytowało? Cóż, miałam ochotę wyrwać kartki z książki wszędzie tam, gdzie autorka używała zdrobnień typu: Beatka, Tereska, imprezka itp. O MÓJ ŚWIECIE, to było trudne. Tak, zakreśliłam czarnym jak smoła markerem te zdrobnienia i zapisałam na marginesie pełne imiona/nazwy, bo nie dawałam rady udźwignąć brzmienia tych słów. Nawet jeśli targetem książki są osoby młode, to nie widzę jak używanie takich zdrobnień ma zadziałać. Tereska bardziej pasuje to śliniącego się bobasa, niż wrednej dziewczyny z innej klasy. Przepraszam, ale dla mnie brzmi to zabawnie, gdy używamy „Tereski” i „Beatki”, by nazwać tego typu „suki”.

W książce zabrakło mi mocniejszych określeń. Autorka zdecydowała się użyć słowa „dziwka” kilka razy na kartach książki, ale jest ono tam zupełnie dziwacznie wpasowane. To tak, jakby umieścić pięć mniejszych roślin (powiedzmy bratków) w donicy z samymi wysokimi (przykładowo słonecznikami) – od razu widać, że coś jest nie tak, coś się gryzie. Gdyby autorka dodała kilka innych mocnych określeń, a nie siliła się na eufemizmy, to wyglądałoby to bardziej „naturalnie”. Obecnie kwestie wypowiadane przez wredne dziewczyny (i kilka innych postaci) brzmią nieautentycznie – sztucznie. Są oderwane od reszty książki, gdzie główna bohaterka jest niemal zupełną świętoszką i nie używa żadnych przekleństw, czy „złych” słów. Nawet nie o Karinę tu chodzi, ponieważ rozumiem, że autorka może chciała ją wykreować jako kogoś, kto takiego słownictwa nie używa. Okay, ale co z całą resztą? W „Magii Porwania” nikt nie przeklina, czy używa „gorszego” języka – nawet złe do szpiku kości postacie! Nikt mi nie powie, że młodzież (a już tym bardziej „źli” dorośli) nie używa słów: „k*rwa”, „ ja pier*ole” (i wszelkich pochodnych), „suka”, „szmata”, „ch*j” itp – to bardzo urocze, że Karina, jak i magiczne postacie, stronią od takiego słownictwa, ale wydaje się to jakoś nierealne i silnie wybielające. Jasne, że nie każdy młody człowiek (czy też dorosły) będzie używał wulgaryzmów w takim samym nasileniu, niemniej pisząc książkę o ludziach w tym wieku (i dla ludzi w tym wieku), aż prosi się o użycie (w kilku miejscach) podobnych określeń. Zwłaszcza, że niekiedy te pchane na siłę eufemizmy aż gryzą po oczach – tym bardziej, gdy skontrastujemy je ze słowem „dziwka” użytym kilka razy na początku lektury. Gdyby autorka nie użyła słowa „dziwka”, to bym aż tak mocno nie zwróciła uwagi na tę kwestię, lecz w chwili obecnej wysuwa się ona dość znacznie.

Jak można dobrze oddać klimat, przekazać innym młodym osobom (jeśli założymy, że książka jest też skierowana do gimnazjalistów), że wiemy o czym do nich piszemy i rozumiemy ich świat, jeśli w naszej komunikacji eliminujemy język dla tych osób zrozumiały i taki, którego lubią i chcą używać? Lub próbujemy brzmieć jak „oni”, ale nie wychodzi to zbyt dobrze? (Tak, piję tu do słowa „dziwka”, które wyskakiwało w dialogach jak Filip z konopii) Patrząc na język, Magdalena Madoń pisze bardziej dla kogoś w wieku 7-8 lat, a nie 14 (pomijając tą „dziwkę”). Przyjęcie, że młodzież stroni od wulgaryzmów, gdy chce się napisać książkę skierowaną właśnie do tej grupy ludzi, to nic więcej, jak tylko odpowiadanie na potrzeby dorosłych. Moje założenie jest takie: dla osób starszych młodzież nie powinna używać przekleństw, ale żeby nastolatkowie czuli się, że dorosły wie, o czym do nich mówi, to należy użyć kilku „złych” słów (tutaj jest to „dziwka”). Książka napisana w ogóle bez nich, a skierowana dla młodzieży, będzie bardzo odpowiadała osobom dorosłym, które tę książkę kupią, tylko raczej nie przemówi do osób młodych, dla których technicznie została napisana. Za to, gdy użyje się tylko jednego „złego” słowa w kilku miejscach, to wychodzi to… cringe’owo. Magdalena Madoń chyba chciała zadowolić wszystkich, jednak z tego rzadko wychodzi coś dobrego.

W moim odczuciu „Magia Porwania” to lektura, którą dobra babcia kupi wnuczce na prezent, albo ciocia przyjeżdżająca z innej części kraju, jako zachętę do czytania. Dokładnie chodzi mi o to, że raczej to nie jest książka, po którą młody człowiek sięgnie sam lub za namową innych, gdyż zrobi się na jej punkcie hype pośród tej grupy. Magdalena Madoń nie mówi tym samym językiem, co młodzież. To jest książka, którą ktoś dorosły podaruje osobie młodszej z nadzieją, że coś do tej młodej osoby trafi – w końcu autorka poniekąd stara się użyć języka, którym niekiedy posługuje się młodzież (ta „dziwka” naprawdę mocno weszła mi w głowę. Po prostu nie rozumiem, dlaczego w jednej chwili autorka decyduje się użyć takiego słowa, a później sili się na nie wiadomo jakie inne sformułowania, byle nie wstawić mocniejszych określeń).

Jeśli ktoś chce przekazać informacje osobom młodym, to uważam, że powinien być przygotowany na używanie nieco innego języka. Lub po prostu postawić na jedną opcję – albo czasem używamy „złych” słów i nadajemy postaciom odpowiedni charakter, albo ich unikamy i koncentrujemy się na innych aspektach budowania postaci, nie przez język. Przy wybraniu pierwszej możliwości warto by było nieco rozszerzyć ilość „brzydkich” słów. Obecnie i okrutna wiedźma (w świecie „po”) używa słowa „dziwka” i wredne dziewczyny ze szkoły (w świecie „przed”). To trochę psuje ich postacie – czy nie ma innych uwłaczających określeń? Czy cały czas musimy wertować to samo słowo? Jest tyle innych możliwości, które jednocześnie nie są nienaturalnie wyglądającymi eufemizmami…

W żadnym razie nie twierdzę, że bohaterowie mają cały czas przeklinać na kartach książki! Po prostu warto by było rozważyć użycie czegoś bardziej autentycznego i nieco mniej drewnianego. Czegoś, co młodzi ludzie używają między sobą i czego będą używać, choćby dorośli mieli się pociąć i wystrzelać nawzajem – młody wiek rządzi się swoimi prawami. Co nie znaczy też, że cały czas powinniśmy wkładać bohaterom to samo „brzydkie” słowo do ust – niezależnie, czy to dwie smarkule, czy potężna wiedźma. Warto rozważyć alternatywne opcje przy kontynuacji powieści. W „Magii porwania” w kilku miejscach aż się prosi o wstawienie wulgaryzmu – nie wiem dlaczego autorka tak silnie od nich stroniła, gdy „dziwkami” częstuje nas kilka razy.

Książkę czyta się dobrze. Jest lekka i całkiem przyjemna – mimo swoich wad. Szybka lektura na jeden lub dwa wieczory, z którą na luzie można spędzić czas. Jasno widać, że autorka ma potencjał – mam nadzieję, że go rozwinie. Czekam na drugą część przygód Kariny! Jestem ciekawa, na czym Magdalena Madoń skoncentruje się w następnym tomie i jakie zadania postawi Karinie. Nie będę ukrywać, że liczę na silniej zarysowany wątek miłosny – jestem ciekawa, czy autorka pójdzie w tym kierunku.

Moja ocena: 6/10

Hej💛

Kolejna magiczna przygoda za mną! Niestety tym razem nie było aż tak kolorowo – choć świat wiedźm i magów bardzo przypadł mi do gustu, tak pierwsza połowa książki (konkretnie 92 strony) okazały się wyzwaniem. Nie dlatego, że traktowały o codzienności czternastoletniej dziewczyny, ale z uwagi na to, iż prawie nic nie wniosły do dalszej części historii. Okropnie żałuję,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    24
  • Chcę przeczytać
    10
  • Posiadam
    4
  • 2021
    2
  • Piórko
    1
  • Egzemplarz recenzencki
    1
  • #WyzwanieLC2023
    1
  • Wydawnictwo AlterNatywne/NowoCzesne
    1
  • Od wydawcy/autora
    1
  • Patronaty
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Magia porwania


Podobne książki

Przeczytaj także