Let me love you

Okładka książki Let me love you Aleksandra Horodecka
Okładka książki Let me love you
Aleksandra Horodecka Wydawnictwo: NieZwykłe literatura obyczajowa, romans
469 str. 7 godz. 49 min.
Kategoria:
literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo:
NieZwykłe
Data wydania:
2023-03-01
Data 1. wyd. pol.:
2023-03-01
Liczba stron:
469
Czas czytania
7 godz. 49 min.
Język:
polski
ISBN:
9788383204444
Tagi:
Debiut Enemies Trauma Koszykarz Cheerleaderka New Adult Przemoc Ofiara Przeszłość Pieniądze
Średnia ocen

5,8 5,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,8 / 10
111 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
16
3

Na półkach:

4 gwiazdki, ponieważ to debiut, a dziewczyna wydaje się mieć lekkie pióro. Czytanie tej książki jest jak oglądanie kreskówki, gdzie ciągi przyczynowo skutkowe nie istnieją, poza tym ma ogromną liczbę powtórek. I ostatnia rzecz, to zbyt wiele nazwisk wziętych z seriali. Nigdy nie oglądałam, a i tak je wyłapałam.

4 gwiazdki, ponieważ to debiut, a dziewczyna wydaje się mieć lekkie pióro. Czytanie tej książki jest jak oglądanie kreskówki, gdzie ciągi przyczynowo skutkowe nie istnieją, poza tym ma ogromną liczbę powtórek. I ostatnia rzecz, to zbyt wiele nazwisk wziętych z seriali. Nigdy nie oglądałam, a i tak je wyłapałam.

Pokaż mimo to

avatar
54
42

Na półkach: ,

Nie sądziłam, że 3 ostatnie słowa historii dwójki młodych ludzi mogą rozbudzić tyle emocji.

Katherine Hoover i Evan Wilson mimo swojej nienawiści wchodzą w układ dla przyjemności. Czy im to wyjdzie? Każdy sam musi się przekonać. Na pewno na ich drodze będzie mnóstwo przeszkód, które czasem mogą pomóc w ich relacji, a czasem zaszkodzić.

Książka od samego początku wciąga czytelnika i rozbudza przeróżne emocje. Pokazuje też, że świat bogatych rodzin, nie zawsze musi być przyjemny i kolorowy.
Z całego serducha polecam wejść w historię Katherine i Evana, bo pokazują co to znaczy nienawidzić i kochać.

Nie sądziłam, że 3 ostatnie słowa historii dwójki młodych ludzi mogą rozbudzić tyle emocji.

Katherine Hoover i Evan Wilson mimo swojej nienawiści wchodzą w układ dla przyjemności. Czy im to wyjdzie? Każdy sam musi się przekonać. Na pewno na ich drodze będzie mnóstwo przeszkód, które czasem mogą pomóc w ich relacji, a czasem zaszkodzić.

Książka od samego początku wciąga...

więcej Pokaż mimo to

avatar
151
151

Na półkach: ,

Początkowo myślałam, że to będzie poprawna książka, taka młodzieżowa historia. O jakże ja się myliłam!
Bohaterowie co prawda chodzą do liceum, więc często poruszane są tematy typowo "nastolatkowe", afery o nic, czasem o "coś". W "Let me love you" znajdziecie również problemy tzw. "Bogaczy" (zarówno Katherine jak i Evan należą do elity najbogatszych rodzin),można zobaczyć jakimi prawami rządzi ich świat i to, że wcale nie jest on lepszy od życia przeciętnych osób. 
Podobało mi się to, że Katherine i Evan nie zostali w żaden sposób... wyidealizowany czy nie zostali zbyt barwnymi bohaterami. Radzili sobie ze swoimi problemami "po swojemu", wspierali się wzajemnie, jak potrafili, ale równie umiejętnie potrafili zespuć. Popełnili wiele błędów, ale potrafili w gruncie rzeczy przyznać się do pomyłki, wziąć to na siebie, ale także walczyć do końca. 

Początkowo myślałam, że to będzie poprawna książka, taka młodzieżowa historia. O jakże ja się myliłam!
Bohaterowie co prawda chodzą do liceum, więc często poruszane są tematy typowo "nastolatkowe", afery o nic, czasem o "coś". W "Let me love you" znajdziecie również problemy tzw. "Bogaczy" (zarówno Katherine jak i Evan należą do elity najbogatszych rodzin),można zobaczyć...

więcej Pokaż mimo to

avatar
240
148

Na półkach:

𝐀𝐥𝐞𝐤𝐬𝐚𝐧𝐝𝐫𝐚 𝐇𝐨𝐫𝐨𝐝𝐞𝐜𝐤𝐚 „𝐋𝐞𝐭 𝐦𝐞 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐲𝐨𝐮” 18+
„Nieważne, co będę musiał zrobić, będę się o ciebie troszczył i nie pozwolę, żeby coś ci się stało, rozumiesz? Nie pozwolę na to, Kitty Cat. Nieważne, co musiałbym zrobić, ochronię cię”

🤍 𝐊𝐚𝐭𝐡𝐞𝐫𝐢𝐧𝐞 & 𝐄𝐯𝐚𝐧 🤍

MOJA OPINIA
◽ Jest to jedna z tych pozycji, o których po przeczytaniu nie wiem co mam myśleć. Czytałam ją, uwaga... Przez trzy tygodnie. Jak na mnie to bardzo długo. Stało się tak dlatego, że zwyczajnie nie umiałam się w nią wkręcić. Niby podobał mi się zamysł fabuły, ale nastawiłam się na coś innego. Naoglądałam się za dużo filmików, z tą książką, przez co miałam za duże wymagania już na starcie.
Jedna rzecz zapadła mi w pamięć i jest to historia małego Evana. Ona po prostu rozdziera serce. Jeju ile on wycierpiał w tak młodym wieku.
I jeszcze jedna rzecz przydomek „Kitty Cat” jest już zarezerwowany dla Katty z serii „Lux” Jennifer L. Armentrout, także Evan powinien wykazać się większą kreatywnością 🤣

𝐀𝐥𝐞𝐤𝐬𝐚𝐧𝐝𝐫𝐚 𝐇𝐨𝐫𝐨𝐝𝐞𝐜𝐤𝐚 „𝐋𝐞𝐭 𝐦𝐞 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐲𝐨𝐮” 18+
„Nieważne, co będę musiał zrobić, będę się o ciebie troszczył i nie pozwolę, żeby coś ci się stało, rozumiesz? Nie pozwolę na to, Kitty Cat. Nieważne, co musiałbym zrobić, ochronię cię”

🤍 𝐊𝐚𝐭𝐡𝐞𝐫𝐢𝐧𝐞 & 𝐄𝐯𝐚𝐧 🤍

MOJA OPINIA
◽ Jest to jedna z tych pozycji, o których po przeczytaniu nie wiem co mam myśleć. Czytałam ją, uwaga... Przez...

więcej Pokaż mimo to

avatar
477
471

Na półkach:

Lubicie debiuty? Można zauważyć, że coraz więcej ich na polskich rynku. Ja zauważyłam, że dzielą się one na takie, które przypadają mi do gustu i takie, które robią to nieco mniej. Dzisiaj mam dla Was recenzję jednego z takich debiutów.

Katherine Hoover to młoda cheerleaderka, która dla najbliższych zrobiłaby wiele. Jej impulsywność i temperament to coś, co wyróżnia ją w tłumu, ale nie do końca jej kreacja przypadła mi do gustu. Jedna propozycja od swojego wroga sprawia, że Katherine wejdzie w układ z chłopakiem, którego nienawidziła.

Evan Wilsona to koszykarz, którego przeszłość była obarczona cierpieniem i mogę powiedzieć, że chłopak nie miał w życiu łatwo. Był młodym chłopakiem, którego rodzice traktowali nie jak syna, ale jak przedmiot. Jego historia wzbudziła we mnie o wiele większe emocje niż postać Katherine.

New Adult i układ bez zobowiązań? Właśnie to dostaniecie w debiucie Aleksandry Horodeckiej. Niestety cała fabuła wydawała mi się nieco niedopracowana, a bohaterowie wydawali mi się nieco przytłumieni.
Relacja Katherine i Evana to było jedno wielkie hate-love-hate-love, przy czym w szybkim tempie przeszli do uczuć, aby potem znów poczuć do siebie nienawiść. Uważam, że po prostu działo się to za szybko i można było to poprowadzić nieco lepiej, a ja jako czytelnik pewnie odebrałabym tę relację w lepszy sposób. Pomysł na fabułę naprawdę mi się podobał, ale jednak jest to niewykorzystany potencjał. Oczywiście pamiętam, że jest to debiut dlatego czekam na kolejne książki Oli!

Styl autorki był przyjemny przez co książka mi się nie dłużyła i myślę, że znajdzie ona wielu swoich zwolenników. Dla mnie jednak była ona poprawna.

Lubicie debiuty? Można zauważyć, że coraz więcej ich na polskich rynku. Ja zauważyłam, że dzielą się one na takie, które przypadają mi do gustu i takie, które robią to nieco mniej. Dzisiaj mam dla Was recenzję jednego z takich debiutów.

Katherine Hoover to młoda cheerleaderka, która dla najbliższych zrobiłaby wiele. Jej impulsywność i temperament to coś, co wyróżnia ją w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1295
131

Na półkach:

Słabe, płytkie, nielogiczne. Straszne. Straciłam cały wieczór nad tym "dziełem". Styl pisania dziwny, historia opisana tragicznie. Kompletnie dla mnie niezrozumiały "związek" głównych bohaterów. I te dramy... Jak z podstawówki.

Opis naprawdę mnie zachęcił, myślałam, że trafiłam na cos wartego uwagi. Rozczarowałam się i to bardzo mocno. Takiej tandety nie czytałam już dawno.

Odradzam - szanujcie swój czas!

Słabe, płytkie, nielogiczne. Straszne. Straciłam cały wieczór nad tym "dziełem". Styl pisania dziwny, historia opisana tragicznie. Kompletnie dla mnie niezrozumiały "związek" głównych bohaterów. I te dramy... Jak z podstawówki.

Opis naprawdę mnie zachęcił, myślałam, że trafiłam na cos wartego uwagi. Rozczarowałam się i to bardzo mocno. Takiej tandety nie czytałam już...

więcej Pokaż mimo to

avatar
106
103

Na półkach:

Katherine Hoover i Evan Wilson znają się od dziecka i równie długo nienawidzą. Ich rodzice wraz z innymi rodzinami tworzą wielką elitę Redwood City i mają nadzieję, że ich dzieci kiedyś połączą rodziny.
Nastolatkowie nie podzielają wizji swoich rodziców, bowiem wiedzą, że nic nie jest w stanie zmienić ich uczuć do siebie. Do czasu kiedy Evan nie proponuje młodej Hoover układu z korzyściami. Dopiero wtedy oboje zdają sobie sprawę, że mają więcej wspólnego niż by się wydawało.

------- recenzja

Zupełnie nie wiem od czego mam zacząć tą recenzje, bo długo nad nią myślałam i mimo upłycięcia sporego czasu od skończenia ,,Let me love you", do głowy nie przychodzi mi żaden aspekt, dzięki któremu mogłabym pochwalić tą książkę. Czytałam ją bardzo długo, bo ponad dwa tygodnie, co u mnie podchodzi już pod wieczność. Od początku w ogóle nie zachęcała mnie do daleszgo poznawania bohaterów i nie miałam żadnej motywacji, by brnąć w to dalej, a momentami do głowy przychodziła mi myśl, by jako pierwsza trafiła do dnf. Było ciężko, jednakże dokończyłam pozycję i tak o to jestem tu, by wypisać wam wszystkie argumenty, dlaczego tak nie lubię ,,Let me love you".

Czytając książki, czy to romanse czy to inne gatunki, bardzo zwracam uwagę na kreatywność i pomysłowość danych sytuacji. Nie lubię kiedy wydarzenia w lekturach są absurdalne do tego stopnia, że nie mogę sobie ich wyobrazić. W ,,Let me love you" było takich multum, co jest chyba największym powodem, przez który tak ciężko czytało mi się tą powieść. Cała kreacja bohaterów również była sporym problemem, a najgorsi były główni bohaterowie. Evan już na samym początku prosto z mostu proponuje Katherine układ z korzyściami, a ona bez przemyślenia się na to zgadza. Halo. Przecież nienawidzą się od siedemnastu lat i co? i nagle ni z gruszki ni z pietruszki będą spotykać się na seks, bo uświadomili sobie, że w sumie siebie pożądają? Podpisali umowę, która biorąc pod uwagę jej punkty, również jest dla mnie  absurdalna - żadnych randek, przytulania, spotkań, nic. A co robią po pierwszym "razie"? Po kolei łamią wszystkie zasady.
Wątek enemines to lovers zupełnie się nie sprawdził. Od samego początku bohaterowie zataczają błędne koło: kótnia, nienawiść, słodka scenka, chwila zazdrości, wielka miłość i wracamy do początku. Gdyby było tak raz - góra dwa, może byłabym w stanie to zrozumieć, ale było tak przez całe 480 stron. Za bohaterami w ogóle nie idzie nadążyć: na jednej stronie wszystko cacy, mówią, że zakopują topór wojenny, bo nie mają po 5 lat i ileż można się nienawidzić, a za chwilę wyzywają się od najgorszych, bo jednemu nie spodobało się coś, co to drugie zrobiło. Do tego wszyscy niby są w jednej ,,rodzinie", ale kiedy przyszło co do czego, to na lewo i prawo rozgadywali swoje tajemnice. Ich zachowania były strasznie dziecinne, nieprzemyślane i bardzo często absurdalne.

Gwoździem do trumny jest ,,najlepsza przyjaciółka" Katherine, którą gdybym mogła,  usunęłabym z tej książki, kiedy tylko się pojawiła. Od samego początku wiedziałam, że jest z nią coś nie tak i myślałam, że po pierwszej sytuacji, kiedy można było się na niej poznać, bohaterowie serio to zrobią. Ale i tym razem udowodnili, że inteligencją nie świecą i uważali, że Kennedy jest super i jej przejdzie. Dziewczyna była fałszywa, obłudna i nie raz wbiła nóż w plecy i Evanowi i Katherine, a oni nie widzieli tego nawet za piątym razem.
Katherine również, w moich oczach nie jest przedstawiona jako dobra przyjaciółka, chociaż za taką uchodzi. Główna bohaterka zgadza się na to, by jej przyjaciółka spotykała się z Evanem, po tym jak ta powiedziała jej, że Wilosn jej się podoba, po czym idzie i podpisuje z nim umowę na seks.

Perspektywa małego Evana, która opisywała jego naprawdę ciężką przeszłość, też nie spełnia w najmniejszym stopniu moich oczekiwań. Nie sądzę, żeby sześcioletni chłopczyk myślał i mówił rzeczy, jakie są charakterystyczne dla dorosłych. Uważam, że dzieci w tym wieku nie mają jeszcze na tyle rozwiniętego myślenia, by rozumiały tyle rzeczy i wyrażały się dość dojrzale, nawet jeśli jest to uzasadnione, tym, że ,,Evan przez swoją sytuację rodzinną bardzo szybko dorósł".

No cóż. Fabuła okropna, od początku nie miałam żadnej zachęty do daleszgo czytania i naprawdę nie wiem jak dobrnęłam do końca. Akcja przyczynowo - skutkowa tutaj nie istnieje i wszystko dzieje się ot tak, a czytelnik na nic nie jest przygotowany, przez co ani razu nie miałam w głowie ,,ej rzeczywiście to ma sens, czemu wcześniej nie zwróciłam na to uwagi", co bardzo cenie w książkach. Dialogi między bohaterami... pozostawię wam do domysłu, bo już nie mam pomysłu jak je opisać. Niektóre sytuacje, czy wyrażenia, które miały być chyba słodkie, dla mnie takie nie były. Przez większość książki skręcałam się z cringu i zażenowania. I bohaterami i danymi sytuacjami.

Długo myślałam nad tą recenzją i naprawdę, chciałabym wymienić choć jeden aspekt, który mi się tu spodobał, ale moje recenzje są w 100% szczere i takowego nie będzie. Czy polecam? No raczej możecie się domyśleć, chociaż podejrzewam, że zapewne jakaś część was sięgnie po ,,Let me love you", by potem przekonać się, że bargiel miała rację.

Katherine Hoover i Evan Wilson znają się od dziecka i równie długo nienawidzą. Ich rodzice wraz z innymi rodzinami tworzą wielką elitę Redwood City i mają nadzieję, że ich dzieci kiedyś połączą rodziny.
Nastolatkowie nie podzielają wizji swoich rodziców, bowiem wiedzą, że nic nie jest w stanie zmienić ich uczuć do siebie. Do czasu kiedy Evan nie proponuje młodej Hoover...

więcej Pokaż mimo to

avatar
70
68

Na półkach:

Na samym początku chcę wspomnieć, że nie dotrwałam do końca i niestety dałam dnf.

Szczerze nie wiem, od czego zacząć. Zawsze staram się, aby moje recenzje były rzetelne oraz próbuje znaleźć jakiekolwiek pozytywy w pozycji. I może to przez moje wygórowane oczekiwania co do tego tytułu, ale w tej recenzji będę skupiała się bardziej na tych „gorszych” stronach, gdyż niestety się zawiodłam.

„Let me love you” z każdą kolejną stroną męczyło mnie coraz bardziej. Pióro autorki do końca mi trafił w moje gusta. Było wiele nużących, zbędnych opisy, których na spokojnie mogłoby nie być. Jeżeli chodzi o akcje, jej tempo było niesamowicie szybkie i nie raz się gubiłam w niej. Evans proponuje głównej bohaterce już na 20 stronie relacje z korzyściami, czyli enemies with benefits. Jest to moja druga książka z tym wątkiem i jak na razie na każdej się zawiodłam. Pisząc te recenzje, staram się przypomnieć coś o książce, ale mam wrażenie, że nic prawie się w niej nie wydarzyło, oprócz kłótni bohaterów, które często się pojawiały.

Moim ulubionym wątkiem jest enemies to lovers, jednak tu w tej książce nie został on dobrze przedstawiony. Potencjał tego motywu został źle wykorzystany. Po 100 stronach bohaterowie stwierdzają, że siebie nie nienawidzą, a główny bohater wyznaje bohaterce, że nie umie trzymać się od niej z daleka.

Bohaterowie. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy chce poruszać ten wątek. Jeśli o nich chodzi, to mieszali mi się i momentami nie wiedziałam kto kim jest. Wszyscy zostali przedstawieni prawie w jednym momencie, przez co nie było okazji, by kogoś lepiej poznać. Chciałabym powiedzieć coś więcej o bohaterach, ale w moim odczuciu byli oni płytko i analogicznie wykreowani płytko i analogicznie. A jedynie co mogę powiedzieć to o głównej bohaterce, że była irytująca. Nie rozumiałam czemu tak szybko przyjęła układ, skoro nienawidziła chłopaka. W dodatku zawarła go ze świadomością, że on podoba się jej przyjaciółce. Co do przyjaźni, miałam wrażenie, że nie występuje ona w tej książce, gdyż dziewczyny w pewnych momentach zachowywały się okropnie w stosunku do siebie i nawet nie czułam, że one się lubią.

Niestety, nie zdołałam dotrzeć do końca, bo strasznie się męczyłam czytaniem. Pamiętajcie też, że każdy ma inne zdanie i może akurat komuś ta pozycja się spodoba.

Na samym początku chcę wspomnieć, że nie dotrwałam do końca i niestety dałam dnf.

Szczerze nie wiem, od czego zacząć. Zawsze staram się, aby moje recenzje były rzetelne oraz próbuje znaleźć jakiekolwiek pozytywy w pozycji. I może to przez moje wygórowane oczekiwania co do tego tytułu, ale w tej recenzji będę skupiała się bardziej na tych „gorszych” stronach, gdyż niestety...

więcej Pokaż mimo to

avatar
37
34

Na półkach:

Pomiędzy nienawiścią, a miłością biegnie cienka granica, a czasem dzieli je jeden krok. Cóż, czasem jeden układ. Katherine Hoover i Evan Wilson są wrogami od zawsze, na zawsze. Jednak, przecież nikt nie powiedział, że wrogów nie może łączyć pewna, hm, pasja.

LMLY znałam już wcześniej i jego premiery wyczekiwałam z niecierpliwością. Z Olą spotkałam się na wattpadzie, niedługo przed ogłoszeniem wydania jej debiutu. W LMLY (oczywiście wattpadowym) zakochałam się od samego początku i, gdy dowiedziałam się o wydaniu, byłam w raju i odliczałam niecierpliwie.

No i mamy to. Doczekałam się. Dwa dni przed oficjalną premierą mogłam trzymać w rękach swój własny egzemplarz, a w dniu premiery pierwszy mój w życiu box. Szybko kończyłam czytać książkę, którą obecnie czytałam, aby jak najszybciej móc się skupić tylko na LMLY. No i tutaj mamy zabawnie, bo do wstawienia recenzji czekałam dwa tygodnie. Właściwie to niekoniecznie czekałam ze wstawieniem, a po prostu tak długo czytałam.

Co mogę powiedzieć o wersji papierowej? Mam mieszane odczucia. Zapamiętałam tą książkę, jako arcydzieło, dzieło najlepszej sztuki, miałam w głowie wyidealizowany obraz tej historii. Chwaliłam ją na lewo i prawo, wychwalając jako coś cudownego. A gdy już przeczytałam całą książkę, mogę powiedzieć jedno – nie tego się spodziewałam.
Nie powiem, że zawiodłam się na książce, bo znowu aż tak źle nie było, jednak zapamiętałam ją w zupełnie inny sposób. Już na pierwszy minus u mnie poszła długość rozdziałów. Otworzyłam książkę, będąc zmęczona po całym dniu i wzięłam się za czytanie, aby zrelaksować się, a tu rozdział mi się nie kończy. To jednak wynika w 100% z moich preferencji. Ktoś woli dłuższe rozdziały – super, spodoba mu się i to jest okej. Ktoś woli krótsze rozdziały, jak ja – po prostu podzieli sobie na części w razie potrzeby.
Wracając jednak. Nie mogę powiedzieć, że książkę się jakoś długo czyta. Jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi, patrząc, że wstawiam recenzję dzisiaj, a nie tydzień temu, to taka prawda. Ja się w między czasie zmagałam z zastojem czytelniczym, a jak weźmie się pod uwagę sam czas spędzony z książką, to poszło szybko. Szczególnie, że LMLY bliżej do cegiełek. Gdy już przysiadłam do książki z czasem zarezerwowanym tylko dla niej, to przeczytanie jej zajęło mi nieco ponad jeden dzień. To idzie oczywiście zdecydowanie na plus.
A co ze stylem pisania autorki? Również jest w porządku. Ani, według mnie, nie jest jakoś super wybitny, ani nie jest zły. Historię czytało się całkiem przyjemnie. Porusza ona niezwykle ciężkie tematy (stąd ostrzeżenia na początku!),więc nie można wymagać, że książka będzie leciutka, a czytanie jej nie zaboli ani razu. Język za to, na całe szczęście, nie utrudniał czytania, a wręcz przeciwnie – ułatwiał. Wszystko jest napisane językiem bardzo przystępnym dla czytelnika, łatwym do zrozumienia i prostym. Bez żadnych udziwnień, czy utrudnień. Jedyne co, to wyłapałam dosyć sporo literówek, jednak należy pamiętać, że po drugiej stronie również siedzi człowiek i takie rzeczy są normalne. Jedyne co, to przyczepiłabym się tutaj trochę bardziej czasem niektórych zdań. Tak jak wspominałam, język jest łatwy i przystępny, jednak niektóre zdania… Nie wiem, totalnie nie miały dla mnie sensu.
Poświęcając jeszcze moment dla okładki – cudo. Naprawdę, akurat okładka jest przepiękna. Prosta, minimalistyczna, a jednocześnie rzucająca się w oko. Jestem w miłości do niej.

Jak można zauważyć, cała otoczka książki jest naprawdę w porządku. Gorzej, jak dla mnie, stoi sytuacja z fabułą. Męczyłam się. Naprawdę, niektóre akcje jak dla mnie ciągnęły się za długo, były bez sensu i nie porywały mojego serca. Ale zaczynając od początku. Fajnie, poleciało od razu grubo z kopyta. Zawierają między sobą układ, bez zbędnego owijania w bawełnę. Układ, który jak dla mnie sensu nie miał, jednak to już wybór bohaterów, nie mój. Jednak od momentu zawarcia układu wszystko się tak miesza, że hit. Kat i Evan byli wrogami od zawsze, nienawidzili siebie całym sercem, a jednak nagle ze sobą przebywają, rozmawiają, spędzają czas. Ktoś by powiedział, no halo, przecież mieli układ! Jednak w ich relacji tego układu było tyle, co nic. W przeciągu jednego rozdziału z największych wrogów stali się przyjaciółmi, ale jednak nadal byli wrogami, którzy skaczą sobie do gardeł, ale jednak są przyjaciółmi. Pogubiliście się? Nie martwcie się, ja też. Logika bohaterów, jak dla mnie, sensu totalnie nie miała. Jednak, tak jak na początku od razu grubo polecieli, tak jak od razu nienawiść przestała istnieć (oczywiście w ich sercach nadal była),tak potem wszystko ciągnęło się niemiłosiernie. Według mnie, niektóre ze scen sensu nie miały, a niektóre z nich jakby w ogóle były pisane na siłę. I tak jak niektóre jakby na siłę, tak czasem były sceny, których mi brakowało, kiedy czułam niedosyt i przydałoby się podciągnąć temat. Poza tym, w pewnym momencie odczułam straszny bałagan. Nie umiałam się połapać o co chodzi, co i jak się dzieje, co jest kolejnym układem, a co prawdą. Przy końcu miałam chyba największy problem – kiedy to niby byli razem, ale nie byli, ale tak w sumie to byli, ale nie wiedzieli.
Poświęcając jeszcze na moment trochę uwagi bohaterom, muszę powiedzieć parę słów o nich. Tutaj akurat wykreowanie postaci wyszło autorce bardzo dobrze. Opis wyglądu, charakteru, każda cecha bohaterów są naprawdę dopracowane i idą na ogromny plus książce. Bohaterów oczywiście pojawiło się wielu, i każda jedna postać jest świetnie napisana, jednak ja chcę powiedzieć parę słów o konkretnych trzech. Po pierwsze – Kennedy. Bohaterka, którą albo się kocha, albo nienawidzi. A właściwie to przy czytaniu pojawiają się oba odczucia względem niej. Osoba o naprawdę ciężkim charakterze, która przekłada swoje problemy rodzinne na psychikę innych, jednak przechodzi w trakcie książki ogromną przemianę. Ze znęcającej się psychicznie i toksycznej postaci, staje się oddaną przyjaciółką. Po drugie – Katherine. Postać, która odgrywa znaczącą rolę w historii. Ba, główna bohaterka. Irytowała mnie jak mało kto. Mimo, że jest sympatyczną osobą, to jej humorki doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Niby wszystko jest super, jednak nagle jej się coś nie spodoba i od razu jest histeria i awantura. No i po trzecie – Evan. Anioł, nie człowiek. To ile krzywd przeszedł ten człowiek, przechodzi ludzkie pojęcie, a mimo to nadal pozostaje dobrym człowiekiem, oddanym przyjacielem i najlepszym bratem.

▪︎Podsumowując, książka z pewnością nie jest zła. Ma sporo plusów, a minusy jakie idą, to przede wszystkim z zawirowań w fabule. Historię czyta się szybko, mimo wszystko potrafi wciągnąć. Moje słabe odczucia myślę, że przede wszystkim są spowodowane moimi wygórowanymi oczekiwaniami wobec niej. Jeśli chcecie spędzić czas z grubszą książką, napisaną łatwym i przystępnym językiem, poruszającą trudne motywy, ale również i opowiadającą o uczuciach, przyjaźni i relacjach, to myślę, że „Let me love you” jest książką dla was.

Pomiędzy nienawiścią, a miłością biegnie cienka granica, a czasem dzieli je jeden krok. Cóż, czasem jeden układ. Katherine Hoover i Evan Wilson są wrogami od zawsze, na zawsze. Jednak, przecież nikt nie powiedział, że wrogów nie może łączyć pewna, hm, pasja.

LMLY znałam już wcześniej i jego premiery wyczekiwałam z niecierpliwością. Z Olą spotkałam się na wattpadzie,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
494
482

Na półkach:

"Let me love you" to jednotomowa historia, która skupia się na historii Katherine i Ethana. Katherine Hoover i Evan Wilson znają się od kołyski. Ich rodzice wraz z innymi wpływowymi ludźmi tworzą elitę Redwood City, a ich dzieci, siłą rzeczy, mają ze sobą ciągły kontakt. Mało tego, po cichu liczą, że Katherine i Evan kiedyś zostaną małżeństwem. Jednak Katherine i Evan tworzą swoistą mieszankę wybuchową. Tak długo, jak się znają, tak długo się nienawidzą. Ale mają więcej wspólnego, niż im się wydaje, i skrycie nie są sobie obojętni. Tak więc pewnego dnia Evan proponuje Katherine układ: nie muszą się lubić, ale będą ze sobą sypiać.

Mam bardzo mieszane uczucia jeśli chodzi o tą książkę. Po opisie i motywach zapowiadała się naprawdę nieźle jednak w końcowym rozrachunku, chyba miałam zbyt wysokie oczekiwania. Ta historia była okej ale po prostu mi czegoś w niej zabrakło. Miałam na uwadze to, że to debiut i nie wszystko od razu musiało być idealne, ale mimo wszystko były rzeczy, które nie za bardzo przypadły mi do gustu. Styl pisania autorki jest w porządku bo książkę dość szybko mi się czytało, no prawie, bo w danym momencie byłam pochłonięta i nie mogłam się oderwać a raz nie mogłam dalej przysiąść do czytania. Osobiście nie podchodziły mi dialogi między bohaterami. Momentami miałam wrażenie, że były takie sztuczne i nienaturalne. Fabuła sama w sobie miała naprawdę spory potencjał ale w moim odczuciu nie do końca wykorzystany. Jednak bądź co bądź przyznać trzeba, że autorka ciekawie to wszystko poprowadziła bo sam pomysł na to wszystko był ciekawy. Choć momentami trochę się gubiłam kto kim był. Motywy również były ciekawe ale w moim odczuciu bohaterowie zbyt szybko przeszli "enemies to lovers" zważywszy, że wcześniej nie mogli siebie znieść. To mogło być troszkę dłużej poprowadzone. Jeśli chodzi o bohaterów to tu też mam mieszane uczucia bo Katherine nie przypadła mi do gustu jako bohaterka ale Ethan już tak, jego bardziej polubiłam. Katherine była bogatą dziewczyną, która bardzo często powtarzała jak to nienawidzi Ethana, miałam wrażenie, że aż za często. Dodatkowo w moim odczuciu była zbyt ufna a zachowanie jej "przyjaciółek" momentami było bardziej niż okropne. Ethan skradł moją sympatię, w sumie samym swoim stylem bycia a wątek jego przeszłości był naprawdę poruszający. Relacja tej dwójki była dość ciężka i skomplikowana. Taka sinusoida. Niby się nienawidzili ale ich do siebie ciągnęło i spędzali razem czas. No nie za bardzo przypadła mi ona do gustu. Podsumowując, ta książka była okej ale bez jakiegoś efektu wow. Nie jest to pozycja, do której wrócę ale mimo wszystko zachęcam was do wyrobienia swojej własnej opinii bo to były moje odczucia - może wam spodoba się ona bardziej!😊

"Let me love you" to jednotomowa historia, która skupia się na historii Katherine i Ethana. Katherine Hoover i Evan Wilson znają się od kołyski. Ich rodzice wraz z innymi wpływowymi ludźmi tworzą elitę Redwood City, a ich dzieci, siłą rzeczy, mają ze sobą ciągły kontakt. Mało tego, po cichu liczą, że Katherine i Evan kiedyś zostaną małżeństwem. Jednak Katherine i Evan...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    131
  • Chcę przeczytać
    89
  • 2023
    12
  • Posiadam
    7
  • Legimi
    6
  • E-book
    4
  • Teraz czytam
    3
  • Niezwykłe
    2
  • Do kupienia
    2
  • Romans
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Let me love you


Podobne książki

Przeczytaj także