Światło

Okładka książki Światło Michael John Harrison
Okładka książki Światło
Michael John Harrison Wydawnictwo: Mag Cykl: Trakt Kefahuchiego (tom 1) Seria: Uczta Wyobraźni fantasy, science fiction
296 str. 4 godz. 56 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Trakt Kefahuchiego (tom 1)
Seria:
Uczta Wyobraźni
Tytuł oryginału:
Light
Wydawnictwo:
Mag
Data wydania:
2010-02-05
Data 1. wyd. pol.:
2003-09-01
Liczba stron:
296
Czas czytania
4 godz. 56 min.
Język:
polski
ISBN:
9788374801577
Tłumacz:
Wojciech Próchniewicz
Tagi:
powieść angielska literatura angielska XXI wiek
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
200 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
255
17

Na półkach: , , ,

"Niektórzy przyprowadzili tu nawet całe planety, a potem się z nich wyprowadzili albo wymarli. Niektórzy przyprowadzili tu i całe układy słoneczne, po czym je stracili".
Kamienie węgielne w moim podejściu do fantastyki - takie słowa, jak powyższe.
Jak pisać o książce, kiedy ma się wrażenie, że dotknęło się jej tylko z wierzchu i odkryło to, co powiedziane wprost.
Kiedy język, jakim jest napisana, najpierw odbiera się jako bełkot, żeby potem uznać je za przejaw inteligentnego pisarstwa.
Podchodziłam do niej dwa razy, dosłownie. Za pierwszym razem chwyciłam i postanowiłam się zaczytać, jak zwykle. Po kilku dniach i kilkudziesięciu stronach odstawiłam ją na półkę, pomyślałam, że to albo bełkot, albo po prostu totalnie niezrozumiała dla mnie literatura. Szkoda czasu, nie czytam dalej, pomyślałam.
"Wraca, co porzucone".
Chciałam ją zostawić. Ale zanim to, odkleić jedyną karteczkę, jaką w niej przykleiłam podczas tego pierwszego czytania. Spojrzałam na zaznaczony cytat, westchnęłam... No tak, ja ją po prostu muszę czytać dalej. Bo co, jeśli tam dalej jest więcej takich słów, które mnie tak ujmą, które mnie tak zaintrygują? Ile mnie ominie?
Te słowa, które mnie przy niej zatrzymały, to cytat o planetach, jakim zaczęłam ten wpis.
Mnie takie słowa zachwycają.
Są obietnicą czegoś więcej.
Otwierają jakieś przestrzenie w umyśle, w wyobraźni, gdzie kryje się to wszystko, co na wodzy codzienności.
Zaczęłam ją czytać ponownie...
"Z czym Ci się kojarzy >>dowód na własne istnienie<<? - zapytała ją Seria Mau. - Z niczym specjalnie - odparła zjawa. - Po to to zrobiłaś? Żeby zostawić dowód własnego istnienia? A my się tu zastanawiamy, czemu wy się tak zabijacie w ramach własnego gatunku".
Powieść opiera się na trzech, prowadzonych równolegle wątkach - jeden dość współczesny a dwa toczą się w roku 2400 w odległych zakamarkach galaktyki. Czymś karkołomnym jest przytoczenie tu akcji książki, bo fabuła jest pokręcona i dość wymyślna. Do tego nie zostaje nam ona nawet w trakcie czytania do końca podana, sporo aspektów pozostaje tu w sferze domysłów - może nie bez znaczenia jest fakt, że jest to początek trylogii.
Poruszamy się po różnych światach i perspektywach czasowych. Nawet, jeśli pierwszy z nich jest nam współcześnie znany (główny bohater: Michael Kearneya),to jednak znajdujemy w tej części historii elementy, które nas zadziwiają i nie pasują do tego, co zwykle widzimy za oknem. Druga część to historia hybrydy, istoty, która jest w połowie człowiekiem i maszyną równocześnie (Seria Mau Genlicher). Tu rodzi mi się konkluzja, że można mieć niezwykłą formę - trochę ludzką a trochę nie - a być w swej istocie bardziej ludzkim, niż ktoś, kogo byśmy nazwali człowiekiem, mijając go na ulicy. Dlaczego?
A co decyduje o tym, że o kimś mówi się "ludzki"? Jego wygląd, czy to, jakim jest?
Jego "płaszcz", to co na zewnątrz, czy to, co robi, kiedy nikt nie patrzy?
Trzeci wątek skupia się wokół postaci mężczyzny z gatunku Nowych Ludzi (Ed Chianese). Tu chyba najtrudniej było mi znaleźć porozumienie z książką i tym, co autor chciał mi przekazać. Ale z drugiej strony, śledząc jego los, miałam często odczucie, że śledzę dość niesztampową historię a im dalej w głąb, tym to odczucie się potęgowało.
Gdybym miała znaleźć jakąś nadrzędną myśl, która mnie nawiedzała podczas czytania tej książki to taka, jak bardzo zmienił się świat na przełomie tych stuleci i w poprzek różnym galaktykom - kim są albo nie są już ludzie.
Autor powieści zostawia nas z wieloma pytaniami na ustach i w głowie, intryguje i daje pole do popisu naszej wyobraźni.
Myślę, że Światło to powieści z gatunku tych, które określiłabym jako mocne sci-fi. Dla mnie na pewno. Z jednej strony było to bardzo ożywcze spotkanie z tekstem, z drugiej - czasem przez tę książkę brnęłam próbując wyobrazić sobie, co też autor ma na myśli, jak on widzi to, co ja mam zobaczyć i jak mam zrozumieć te pojęcia, których za nic zrozumieć nie mogę.
To dość wymagająca i trudna literatura, choć nie jest tak, że czyta się ją bez cienia satysfakcji.
Kiedy wejdziemy w tę światy głównych bohaterów to z zaciekawieniem śledzimy ich losy i decyzje, mimo że to czasem bardzo absurdalny i surrealistyczny klimat.
Myślę, że dużo w niej przesłania, którego do końca nie odgadłam, jednak odkryłam coś zgoła innego...
Mimo braku rozgryzienia fabuły do końca, mimo trudności w przyswojeniu języka, jakim jest pisana, niezrozumiałych dla mnie opisów z choćby działu fizyki - a może dzięki temu właśnie - odkryłam coś, ale w sobie.
Podczas czytania tej książki przeżyłam istne olśnienie, odkryłam SWOJE światło - fantastyka, to zdecydowanie mój żywioł, mój puls i moja energia.
Zanurzam się w niej stosunkowo od niedawna, ale z dziką satysfakcją odkryłam w przyswajaniu literatury fantastycznej czytelnicze spełnienie.
"Ci piękni chłopcy o wschodzie słońca".
Dla mnie książka to często takie dwa bieguny: albo wybitne słowa albo ciekawa historia. Czasem trafia się na coś, co je syntetyzuje. "Światło" ma potencjał w sobie, aby zahaczyć i o jeden, i o drugi biegun.
"Mijały lata. Mijały stulecia. A potem niebo zaczęło zmieniać kolor, najpierw powoli i subtelnie, później szybciej i gwałtowniej, niż się komukolwiek śniło.
POCZĄTEK".
Czyż to nie brzmi obiecująco?

"Niektórzy przyprowadzili tu nawet całe planety, a potem się z nich wyprowadzili albo wymarli. Niektórzy przyprowadzili tu i całe układy słoneczne, po czym je stracili".
Kamienie węgielne w moim podejściu do fantastyki - takie słowa, jak powyższe.
Jak pisać o książce, kiedy ma się wrażenie, że dotknęło się jej tylko z wierzchu i odkryło to, co powiedziane wprost.
Kiedy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
524
511

Na półkach:

Cudo!! To skrzyżowanie Przestrzeni objawienia z Krainą chichów i np Rzeźnią nr 5. Prawdziwa perła abstrakcja przeplata się z hard sf, magią i mirażami sennymi. Na początku nic się nie klei ale potem wszystko się ładnie spina i łączy w całość, prawdziwa uczta. Nie da się oderwać, zjadłam wszystkie paznokcie normalnie, ach i ten styl pisania, totalnie książka w moim stylu! Myślę, że niestety nie dla wszystkich, masa ludzi się odbije dlatego na początku zaznaczyłam jaki miks książek ta prezentuje, jednak jeśli te trzy, które wymieniłam są waszymi ulubonymi to naprawdę warto. Ciężko jest ją zdobyć, nie ma wznowień i mało bibliotek ją posiada. Dziś już nikt tak nie pisze, chyba jest zbyt skomplikowana. Szczerze polecam, prawdziwa perła!

Cudo!! To skrzyżowanie Przestrzeni objawienia z Krainą chichów i np Rzeźnią nr 5. Prawdziwa perła abstrakcja przeplata się z hard sf, magią i mirażami sennymi. Na początku nic się nie klei ale potem wszystko się ładnie spina i łączy w całość, prawdziwa uczta. Nie da się oderwać, zjadłam wszystkie paznokcie normalnie, ach i ten styl pisania, totalnie książka w moim stylu! ...

więcej Pokaż mimo to

avatar
109
56

Na półkach:

Padało bez przerwy. Nocny deszcz. Samotny dobosz ćwiczący swoją partię jeszcze długo, choć reszta orkiestry poszła już spać. Zasnąłem obchuchany przez wieloryby i oblepiony skorupiakami, otulony ciszą, wydmuchujący bąbelki przez porozbijane okna. Na samym skraju świadomości jakieś przelotne, zmienne wrażenie czegoś, co pędzi ku mnie poprzez kilometry czarnych zwierciadeł. Coś tam jest. Słyszysz to? Zbliża się. Nurkując między światami, spadam, wiruję, bujam się na trasach rozpiętych łukowato w blasku traktu. W zimowych nocach przestrzeni międzygwiezdnej śnię o lunatykach spod znaku Merkurego, o występach na magicznym trapezie, kontynuowanych w samotności, w jałowej chwale, w niezbitym przekonaniu, że nikt nigdy nie będzie mnie oglądał, że bezpowrotnie utraciłem najdroższe memu sercu osoby. Czułem się, jakbym był w długim, ciemnym tunelu. Taki cudaczny skręcony pas światła. Gdybyś tylko mogła zobaczyć to, co ja widziałem. Fontanny, wodospady, kurtyny zórz. Usiadłem nad rozedrganym skrajem rzeki i patrzyłem na rozłożyste i jasne lilie wodne, które księżycowymi promieniami własnego wodnistego światła oświetliły wznoszący się nad żywopłotem dąb. Sen, ten słodki śnieg co całuje twarz, wgryza się w nią, dopóki nie natrafi pod nią na podtrzymywaną przez nitki muzyki inną, którą budzi.

Padało bez przerwy. Nocny deszcz. Samotny dobosz ćwiczący swoją partię jeszcze długo, choć reszta orkiestry poszła już spać. Zasnąłem obchuchany przez wieloryby i oblepiony skorupiakami, otulony ciszą, wydmuchujący bąbelki przez porozbijane okna. Na samym skraju świadomości jakieś przelotne, zmienne wrażenie czegoś, co pędzi ku mnie poprzez kilometry czarnych zwierciadeł....

więcej Pokaż mimo to

avatar
1566
917

Na półkach:

Przeczytałem sześćdziesiąt stron i to było sześćdziesiąt stron bełkotu. Pustosłowie, głupawe dialogi, wszyscy zachowują się jak pomyleni, brak jakiegokolwiek następstwa przyczynowo-skutkowego. Cokolwiek może być czymkolwiek i powodować cokolwiek. Na co drugiej stronie jakaś pornograficzna wstawka. Autor jawi się prostakiem na którym robi wrażenie byle blichtr i tym samym próbuje zainteresować czytelnika.

Wyjątkowa nędza.
1/10

Przeczytałem sześćdziesiąt stron i to było sześćdziesiąt stron bełkotu. Pustosłowie, głupawe dialogi, wszyscy zachowują się jak pomyleni, brak jakiegokolwiek następstwa przyczynowo-skutkowego. Cokolwiek może być czymkolwiek i powodować cokolwiek. Na co drugiej stronie jakaś pornograficzna wstawka. Autor jawi się prostakiem na którym robi wrażenie byle blichtr i tym samym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
126
126

Na półkach:

Trudna lektura.
Historie trzech bohaterów dziejące się w różnych czasach i powiązane ze sobą wątkiem odkrycia naukowego, które pozwoliło czterysta lat później na podróże do odległych układów gwiezdnych.
Bohaterowie mocno niejednoznaczni. Niektórzy odrażający. Mimo to czytelnik jest ciekaw ich historii.
Wizja świata w roku 2400 frapująca i przerażająca. Inżynieria genetyczna działająca w podziemiu, będąca odpowiednikiem dzisiejszego przemysłu narkotykowego była dla mnie dość zaskakującym pomysłem.
Z chęcią sięgnę po kolejny tom cyklu.

Trudna lektura.
Historie trzech bohaterów dziejące się w różnych czasach i powiązane ze sobą wątkiem odkrycia naukowego, które pozwoliło czterysta lat później na podróże do odległych układów gwiezdnych.
Bohaterowie mocno niejednoznaczni. Niektórzy odrażający. Mimo to czytelnik jest ciekaw ich historii.
Wizja świata w roku 2400 frapująca i przerażająca. Inżynieria genetyczna...

więcej Pokaż mimo to

avatar
195
79

Na półkach: ,

Zauroczony Viriconium M. Johna Harrisona, wziąłem się za następny tegoż autora cykl: "Trakt Kefahuchiego", nie zerkając uprzednio na recenzje w lubimyczytac... i dobrze zrobiłem. Po przeczytaniu całego cyklu, chciałem dowiedzieć się jakież to jednak dostał on oceny i wtedy przeżyłem szok. W większości przypadków były to oceny negatywne, czy wręcz bardzo negatywne (oceny: 1). Ponieważ był to już późny wieczór, a klepałem brydża na BBO, wspomogłem się whisky z lodem i zacząłem myśleć o tych recenzjach, dochodząc do konkluzji, że im bardziej skomplikowana i kontrowersyjna książka (w treści, fabule, itd.) tym większe dostaje baty w recenzjach od czytelników, a na drugim biegunie literatura lekka i "przyjemna" zdobywa za to uznanie. No cóż ja płynę pod prąd.
Wracając do Traktu, stwierdzam jednak, że to wybitne dzieło SF, z niesamowicie pokręconą fabułą w koglu-moglu czasowym i z szokującymi postaciami. Do tego Harrison dorzuca garściami pomysły z dziedziny matematyki i fizyki na niespotykanym poziomie realizmu i fantastyki zarazem.
Pokazana przez autora przyszłość nie napawa optymizmem: alienacja jednostek, brutalizacja życia, który w dużym stopniu balansuje się na granicy życia i śmierci. A do tego ten cholerny trakt Kefahuchiego, megastruktura kosmiczna, która nie wiadomo skąd się pojawiła, niszcząc doszczętnie albo rujnąc systemy planetarne. Ten trakt, w którym nie obowiązują żadne nasze prawa fizyki, wpływa jednak na całe otoczenie, jest tłem, na którym rozgrywają się tragiczne historie losów bohaterów. I o dziwo bohaterów, żyjących właśnie z traktu, którym zabiera życie, ale jak jesteś co najmniej dobry - nie w sensie moralnym - to masz szansę zdobycia artefaktów z tegoż traktu, artefaktów będących coś w rodzaju dzisiejszych bitcoinów.
Jasne, że w tym cyklu znajdziemy wątki, które latają o kilka poziomów niżej od pozostałych (tak sądzę o Nova Swing),ale taka jest przypadłość cykli najwyższych lotów.
Ci którzy lubią B.V. Larsona - ostrzegam: ta książka Wam się nie spodoba, zaś ci którzy cenią M. Podlewskiego (cykl Głębia) być może docenią pisarstwo Harrisona.

Zauroczony Viriconium M. Johna Harrisona, wziąłem się za następny tegoż autora cykl: "Trakt Kefahuchiego", nie zerkając uprzednio na recenzje w lubimyczytac... i dobrze zrobiłem. Po przeczytaniu całego cyklu, chciałem dowiedzieć się jakież to jednak dostał on oceny i wtedy przeżyłem szok. W większości przypadków były to oceny negatywne, czy wręcz bardzo negatywne (oceny:...

więcej Pokaż mimo to

avatar
424
137

Na półkach:

Uwierzcie mi, lubię hard SF, ale miejscami czułem, że czytam bełkot. I nawet rozumiem po co był wątek seksu, ale być może nie był on potrzebny w takiej proporcji do całości tekstu. Daję 6 za pomysły które były na prawdę interesujące, język również był wyszukany (nie licząc wiadomo jakich fragmentów) choć momentami człowiek najzwyczajniej w świecie nie rozumiał jak ten świat ostatecznie działa. Tak w całości.

Nie wiem, czuję się bardziej wkurzony po lekturze niż oszołomiony wizją, a chyba powinno być odwrotnie. Niby same historie mnie wciągnęły ale jednocześnie zdawały się kompletnie oderwane od rzeczywistości/racjonalności.
Wolę zostać przy Wattsie czy Stephensonie.
I to wcale nie kwestia braku zrozumienia. Spędziłem kilka godzin po lekturze na upewnianie się że zrozumiałem treść (buszowanie w internecie). I nadal nie czuję się spełniony. Cóż, z ciekawości postaram się doczytać trylogię bo liczę że 3 część będzie najbardziej satysfakcjonująca.

Uważam, że fantastyczne pomysły może mieć każdy ale sposób ich zaprezentowania jest nawet bardziej istotny niż sama idea.

Uwierzcie mi, lubię hard SF, ale miejscami czułem, że czytam bełkot. I nawet rozumiem po co był wątek seksu, ale być może nie był on potrzebny w takiej proporcji do całości tekstu. Daję 6 za pomysły które były na prawdę interesujące, język również był wyszukany (nie licząc wiadomo jakich fragmentów) choć momentami człowiek najzwyczajniej w świecie nie rozumiał jak ten świat...

więcej Pokaż mimo to

avatar
209
171

Na półkach: ,

Podczas lektury tej powieści w moim umyśle nastąpiło swego rodzaju rozwarstwienie jej zawartości na trzy poziomy twórcze, na których funkcjonuje jej wartość literacka.
Zaczyna się od świetnej wizji rzeczywistości, gdzie abstrakcyjna futurystyka na bazie schematów po klasycznej fantastyce naukowej tworzy świeże koncepcje na miarę XXI wieku. Głębiej figuruje struktura fabularna oparta o narrację rozłożoną na trzy wątki, które przeprowadzają nas przez powieść w bardzo dynamiczny, prosty i czytelny sposób. Jednak tkwiący w samym jądrze tego dzieła poziom do którego dąży zazwyczaj czytelnik, czyli treść niestety moim zdaniem mocno rozczarowuje. Problem tkwi, w tym, że o ile sama wizja porusza się śmiało w dalekie, nowatorskie regiony na paliwie z przetworzonej klasyki to treść pozostaje w blokach startowych wręcz obrastając znanymi szablonami nie wnosząc nic co mogłoby pchnąć ten rodzaj literatury odrobinę dalej.

Podczas lektury tej powieści w moim umyśle nastąpiło swego rodzaju rozwarstwienie jej zawartości na trzy poziomy twórcze, na których funkcjonuje jej wartość literacka.
Zaczyna się od świetnej wizji rzeczywistości, gdzie abstrakcyjna futurystyka na bazie schematów po klasycznej fantastyce naukowej tworzy świeże koncepcje na miarę XXI wieku. Głębiej figuruje struktura...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1579
207

Na półkach: ,

To bardzo smutna książka.
Nie tyle ze względu na los bohaterów, co raczej na sposób poprowadzenia narracji...

Język banalnie prosty, by nie rzec prostacki, część dialogów to po prostu wzajemne wylewanie na siebie wiader z pomyjami, czasem wręcz przykro to czytać.
"Uczta wyobraźni"? - nie sądzę!
No chyba że ktoś lubi wyobrażać sobie że spożywa wymyślnie polukrowane gówno...

Książka aż ocieka seksem, ale podanym w tak obrzydliwy i wulgarny sposób, że gdybym przeczytał ją jako nastolatek, pewnie wstąpiłbym do jakiegoś zakonu...
Poza tym: sranie, rzyganie, masturbacja, wylewające się flaki i całe stada podobnych atrakcji - jeśli to jest uczta dla wyobraźni, to może lepiej rzeczoną wyobraźnię sobie amputować?


A SF?
SF jest i to całkiem porządne:
Trakt Kefahuchiego - super koncept, odpryski cywilizacji sprzed milionów lat, wizja świata technologicznego chaosu, zblazowanych, zniechęconych ludzi, rzeźnie genetyczne, krawcy, i przede wszystkim K-statki, zjednoczenie człowieka z maszyną.
Gdyby tylko, autor zaserwował to w jakiś milszy dla oka sposób...

Książka niewątpliwie "miażdży", ale... jedynie kulturę języka i dobry smak...

Niestety, nie polecam.

To bardzo smutna książka.
Nie tyle ze względu na los bohaterów, co raczej na sposób poprowadzenia narracji...

Język banalnie prosty, by nie rzec prostacki, część dialogów to po prostu wzajemne wylewanie na siebie wiader z pomyjami, czasem wręcz przykro to czytać.
"Uczta wyobraźni"? - nie sądzę!
No chyba że ktoś lubi wyobrażać sobie że spożywa wymyślnie polukrowane...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2312
2134

Na półkach: , ,

Zmarnowana szansa na kawał porządnego hard sci-fi. Kilka wybitnych pomysłów i spostrzeżeń zostaje de facto zepchniętych daleko w tło na rzecz nieco głupkowatej fabuły i wodolejstwa. Wielka szkoda.

Zmarnowana szansa na kawał porządnego hard sci-fi. Kilka wybitnych pomysłów i spostrzeżeń zostaje de facto zepchniętych daleko w tło na rzecz nieco głupkowatej fabuły i wodolejstwa. Wielka szkoda.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    446
  • Przeczytane
    298
  • Posiadam
    165
  • Uczta Wyobraźni
    44
  • Fantastyka
    25
  • Teraz czytam
    9
  • Ulubione
    9
  • Uczta wyobraźni
    9
  • Science Fiction
    8
  • Chcę w prezencie
    6

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Światło


Podobne książki

Przeczytaj także