Tarantula

Okładka książki Tarantula Bob Dylan
Okładka książki Tarantula
Bob Dylan Wydawnictwo: Bantam Books literatura piękna
149 str. 2 godz. 29 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Bantam Books
Data wydania:
1972-06-01
Data 1. wydania:
1972-06-01
Liczba stron:
149
Czas czytania
2 godz. 29 min.
Język:
angielski
Tagi:
powieść eksperymentalna proza poetycka humor fantazja wyobraźnia komentarz współczesny
Inne
Średnia ocen

6,0 6,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
819
14

Na półkach: , , , , , ,

"Rzadki okaz"

Wśród ludzi wielkich i umysłów niezaprzeczalnie genialnych znajdują się powszechnie znane nazwiska, z których znajomości dumni są amatorzy, bo kojarzenie pisarzy pokroju Tolkiena albo Murakami zdecydowanie dowodzi znakomitego obycia kulturalnego. Jednak w tej samej grupie twórców mieszczą się osoby równie ważne dla światka literackiego, o których zapomniano niestety, z powodów mi nieznanych, a przecież wniosły one nieporównywalnie więcej niż autorzy popularni. Biedne Carson McCullers i Karen Blixen, kto was dziś czyta i docenia…

Bob Dylan miał to szczęście, lub nieszczęście, że usłyszały o nim miliony. Stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci i tylko szczupłej grupce jego nazwisko nie powiedziałoby nic. Osoba sławna, więc zafascynowała wielu i wzbudziła w tłumach chęć dokładnego poznania (pragnienie to nasz kraju ominęło). Rzuciły się sępy na życie tego muzyka i poety i ciągnęły, ssały, śledziły, dręczyły. Ukazały się dziesiątki publikacji o Dylanie (na polskim rynku ciut mniej),setki artykułów (radzę szukać na anglojęzycznych stronach) i kilka filmów dokumentalnych (dostępne w oryginale oczywiście). Zbieranie to pazerne miało cel jeden- odpowiedź na pytanie: Kim jest Bob Dylan?

W szaleństwie swoim, oficjalnie nie potwierdzonym, lecz bliskim, spróbowałam znaleźć odpowiedź. I tak styczeń A.D. 2018 spędziłam na słuchaniu piosenek Dylana, czytaniu wierszy w oryginale i przekładzie Łobodzińskiego, oglądaniu filmów, filmików i wywiadów (poziom A2 nie pomagał mi w pracy) i przeglądaniu publikacji o Dylanie. Mało tego, zgłębiłam nawet dość dokładnie kontrkulturę, żeby wiedzieć, w jakim okresie przyszło mu żyć. Cofnęłam się do bitników, przeszłam przez hippisów i provosów, zahaczyłam też o punk rock. I jedno stwierdziłam po tych niezliczonych godzinach poszukiwań. Boba Dylana nie można przejrzeć ani zrozumieć. Znajdziesz fakty, znajdziesz opinie, wypowiedzi samego Dylana i nic one nie dadzą, bo tu sprzeczność goni sprzeczność. Za dużo domysłów i niezgodności. Zdarzenia, których uzasadnienia nie sposób znaleźć. Zachowania, których nie można wytłumaczyć. No cóż, rzekł kiedyś Bobby: „Nie jestem tym, za kogo mnie macie”. Gombrowicz mówił o ciągłym stwarzaniu i dostosowywaniu formy. Ten noblista robił to wiele razy. Przemiana z chłopca z małego miasteczka w gwiazdę folku. Z muzyka folkowego w mentora i przewodnika tłumów. Zerwanie z wizerunkiem guru i przeistoczenie w prekursora rocka. Aż do odcięcia się od dotychczasowej sławy, zaszycia z rodziną i przejścia po kilku latach na katolicyzm. Bob Dylan to nie Robert Zimmerman. Na pewnym koncercie powiedział: „Cześć, dziś jest Halloween, więc przyszedłem do was w masce Boba Dylana”. On szuka siebie do dziś i po drodze sprawdzał, lub nawet był, wieloma osobowościami. A mimo tego ciągłego braku stabilizacji, nie umiem nazwać go zagubionym. On paradoksalnie ma wszystko pod kontrolą.

Dylana ukształtowały olbrzymie rzesze twórców wszelkiego rodzaju. Pominę większość i skupię się tylko na jednej grupie, której znajomość konieczna jest przy czytaniu recenzowanej/tłumaczonej/opisywanej tu „Tarantuli”. Boba nazywa się często jedynym dzieckiem bitników, i nie można temu zaprzeczyć. Podobno Allen Ginsberg, autor genialnego poematu „Skowyt” i kilku tysięcy listów, słysząc po raz pierwszy Dylana, zapłakał. Wzruszył się, bo poczuł, że oto jest godny spadkobierca spuścizny Beat Generation. „Tarantulą” nasz bohater udowodnił, że Ginsberg się nie mylił.

(Co prawda, często wymienia się jako ostatniego żyjącego bitnika Toma Waitsa, ale Boba nie powinno się pomijać)

Najważniejszych bitników, ojców założycieli, było trzech: Jack Kerouac, William S. Burroughs i Allen Ginsberg. Każdy z nich stworzył dzieło, które uważane jest za kwintesencję omawianego ruchu. Były to powieści „W drodze” i „Nagi lunch” oraz właśnie „Skowyt”. W tych trzech tekstach zawarto wszystko, co było charakterystyczne dla bitników. Anarchię słowa i poglądów, całkowitą swobodę i wrogość wobec konsumpcjonizmu. Z ich idei wyrósł później Ruch Hippisowski. Ta trójka zapoczątkowało wielkie przemiany z lat sześćdziesiątych. Lecz i oni mieli swoich mentorów, między innymi Artura Rimbauda. Wszystko z czegoś wynika.

„Tarantula” zaczyna się od słów: „aretha/ w szafie grającej zza szyby szybująca królowa hymnu & hymenu wsączona w rankę po transfuzji na bani nasłuchiwała ułomnie słodkiej fali dźwięków”. I cóż można tu powiedzieć. Dalsza część jest pomieszana (uwaga, słowo klucz) jeszcze bardziej i nie łatwo doszukać się w treści jakiegoś sensu. Ale znajomość biografii Dylana ułatwia nam trochę zrozumienie ogólnego tematu utworu. Większa część tej „powieści” powstała w 1964 roku, kiedy Bob postanowił wyruszyć w podróż po Ameryce trasą, którą pokonali bohaterowie książki „W drodze”. Zabrał więc trzech przyjaciół i wspólnie wprowadzili plan w życie. W czasie tej podróży powstało m.in. Mr. Tambourine Man. „Tarantula” to zapis wspomnień, trochę przypominających sen i trochę pogmatwanych.

Język, sposób w jaki ją napisano, jest elementem najważniejszym, bo on wyróżnia „Tarantulę” spośród wszystkich innych powieści. I tu znowu pojawiają się bitnicy, którzy nie mieli wpływu tylko na fabułę i genezę. Dylan zastosował tutaj skrajny surrealizm i technikę cut up, która polega na dowolnym mieszaniu zdań i dłuższych wypowiedzi. Podobnie tworzył William S. Burroughs w „Nagim lunchu”, obrazy nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, absurdalnie zestawione sytuacje. U Burroughsa jest jednak więcej części do złapania, treść opowiada jakąś historię, można się czegoś uchwycić i nie wypaść z toru. U Dylana wszystko się rozlazło, tu nie ma oparcia, dlatego trudniej ją ogarnąć, a są długie fragmenty, gdzie to jest zupełnie niemożliwe. Dylan jako bardzo dobry poeta zrobił coś jeszcze. Wprowadził w tę prozę rytm, co przypieczętowało ostatecznie jej wyjątkowość. W swoim braku kryteriów „Tarantula” jest dziełem idealnym.

Ta wycieczka dla wielu okaże się mordęgą, łamaniem dotychczasowego sposobu postrzegania literatury. Nie można czytać „Tarantuli” jak zwykłą książkę, nie można jej oceniać jak zwykłą książkę i nie można jej nazwać zwykłą książką. To mały wybryk natury i ukłon wielki należy oddać w stronę Boba Dylana. Jednego z najlepszych, a może i najlepszego, żyjącego poety.

C.P.

"Rzadki okaz"

Wśród ludzi wielkich i umysłów niezaprzeczalnie genialnych znajdują się powszechnie znane nazwiska, z których znajomości dumni są amatorzy, bo kojarzenie pisarzy pokroju Tolkiena albo Murakami zdecydowanie dowodzi znakomitego obycia kulturalnego. Jednak w tej samej grupie twórców mieszczą się osoby równie ważne dla światka literackiego, o których zapomniano...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1323
1036

Na półkach: ,

Co to właściwie jest?

Dobre pytanie. Z pewnością należałoby zadać je Filipowi Łobodzińskiemu, autorowi tłumaczenia do „Tarantuli” Boba Dylana. Ten niestrudzony „dylanofil” dokonał rzeczy karkołomnej, tłumacząc tę książkę na język polski. Gra słów, znaczeń, pomieszanie pojęć, gonitwa myśli czy też eksperyment stworzony z liter. Każde z powyższym nadałoby się na określenie w czym rzecz. Wiemy z „Dziennika”, że Dylan był nieprzytomnie oczytany. Widać tego ślady właśnie w tej książce. Z pewnością to lepiej by brzmiało, gdyby ktoś to zaśpiewał, bo melodii w tym jest co niemiara. I znów, ukłon w stronę tłumacza, który nieco uwspółcześnił i spolszczył znaczenie słów Dylana. To nie żadna profanacja, a interpretacja. Wracając do początkowego pytania odpowiem, że nie ma to żadnego znaczenia. Ważne, że jest.

Inne: http://www.nowamuzyka.pl/author/jaroslawszczesny/

Co to właściwie jest?

Dobre pytanie. Z pewnością należałoby zadać je Filipowi Łobodzińskiemu, autorowi tłumaczenia do „Tarantuli” Boba Dylana. Ten niestrudzony „dylanofil” dokonał rzeczy karkołomnej, tłumacząc tę książkę na język polski. Gra słów, znaczeń, pomieszanie pojęć, gonitwa myśli czy też eksperyment stworzony z liter. Każde z powyższym nadałoby się na określenie w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1105
410

Na półkach: ,

http://ksiegarka.pl/w-literackim-transie/

„czytelniku(…)/ nie zastanawiaj się czy to powieść & jak nazwać to co próbujesz czytać / czytelniku jesteś mądrzejszy & odważniejszy niż twoje przyzwyczajenia / tarantula to pająk / tarantula to trans / tarantula to jazda literacką kolejką górską na oślep / ale czytelniku to nie absurd nie surrealizm nie abstrakcja to spiętrzenia słów z których sam wydobędziesz sensy myśli fikty & fakcje / czytelniku bob dylan zaprasza do tańca ze słowami a filip łobodziński ubiera je w polskie znaki / to najlepsza płyta dylana bez muzyki / zmruż umysł”



Jeśli miałabym wybrać najlepszą zachętę do przeczytania książki zamieszczoną na jej odwrocie, bez wahania padłoby na powyższe słowa samego Filipa Łobodzińskiego, który jest właściwie nie tylko tłumaczem „Tarantuli” i tekstów Boba Dylana w Polsce, ale wręcz samym jej współautorem. Z surrealistycznym zacięciem potrafi wejść w skórę tłumaczonego przez siebie autora, by oddać hołd przekładanej prozie.

„zgruchocz swą młodą wrażliwą godność, aż wreszcie na dobre sprawdzisz, czy we wszechświecie są dziury”

Trudno mówić o „Tarantuli” w oderwaniu od historii jej powstania. Na okładkę polskiego przekładu, na który musieliśmy czekać blisko pięćdziesiąt dwa lata, wybrano zdjęcie Dylana wykonane przez amerykańskiego fotografa Daniela Kramera z 1965 roku. „Tarantula” została ukończona w lipcu 1966 roku, ale autor uległ wypadkowi motocyklowemu na kilka dni przed oddaniem książki, po czym publikację odwołano. Trudno było jednak „Tarantuli” pozostać w szufladzie, ponieważ na rynku pojawiło się jej pirackie wydanie, czyniąc z niej jeden z najbardziej znanych bootlegów w historii literatury. Ostatecznie książka legalnie weszła do obiegu w 1971 roku nie ustępując niczym pokoleniu bitników, takich jak Kerouac, Burroughs czy Ginsberg. Po sporym sukcesie antologii tekstów piosenek Dylana „Duszny Kraj”, Biuro Literackie nie mogło lepiej zacząć wydawniczego roku dając nam „Tarantulę” w nakładzie 2000 tysięcy – zatem nie próżnujcie, nabywajcie!



„cóż to za kolejna twarz? & różnica pomiędzy okresem życia pacanów & dziurami, korpoświniami & żebrakami & krytykami raka studiującymi jogę z podjaranymi drobnymi gangsterami w jednoaktówkach z silnikami na paliwo bezołowiowe powrzucanymi w rzekę & zgrupowanymi w skradzionym lustrze…”

Widzicie co Bob Dylan wyrabia w „Tarantuli”? Wyrabia, nie wyprawia. Nie można powiedzieć, by Dylan „bawił się” językiem, ponieważ brzmi to zbyt pretensjonalnie i trywialnie. On szafuje tu kontekstami komponując utwór bez muzyki, tworzy niesłychane sploty słów. Udowadnia, że nie bez powodu jego literacki umysł zawiódł go do otrzymania literackiej Nagrody Nobla za „stworzenie nowych form poetyckiej ekspresji”, a jeśli ktoś jest zagorzałym przeciwnikiem tej decyzji, to powinien sięgnąć do „Tarantuli”, a może przekona się, że Bob Dylan to nie przypadek, ale człowiek, czasownik, przymiotnik i rzeczownik w jednej osobie.

„wszyscy jesteśmy podobni & układamy porządnie skorpiony w naszych wnętrzach (…) & wyrzucamy homoseksualistów do rynsztoków zjawisk…”

„Tarantula” wije się po nas, pęcznieje od licznych aliteracji i rytmiczności. Liczne ukośniki, częste używanie znaku &, niekonwencjonalna ortografia objawiająca się brakiem wielkich liter, co by nie sprawić, by cokolwiek lub ktokolwiek wywyższał się ponad kimkolwiek. To wszystko sprawia, że tekst nie tylko widzimy, ale słyszymy wyraźniej. Pozorny rozgardiasz językowy nie mami nas nonsensem i przesytem. Mimo, że porównuje się go do najdzikszej literackiej awangardy XX wieku, dzieło Dylana wymyka się wszelkim kategoryzacjom i staje się samorodną próbką eksperymentalnej prozy, którą wyobraźnia czytelnika w 2018 wciąż może okiełznać, zachwycić się nią i znaleźć mnóstwo odniesień.



„wolność! ona jest koszarowym kotem, stała wielkość & stara jejmość jest zrobiona z wielu marii & skomlących psów”

Bob Dylan nazywany amerykańskim bardem celnie diagnozującym choroby toczące amerykańskie społeczeństwo, dzięki licznym przypisom i trafnym tłumaczeniom Filipa Łobodzińskiego nie nastręcza interpretacyjnych trudności, których pewnie może obawiać się polski czytelnik nieobeznany w Ameryce lat 60-tych. Dylana ceniłam zawsze za jego rolę swoistego wieszcza, surowego krytyka systemu dającemu głos niesłyszanym obywatelom, jak Delia, czarnoskóra nastolatka zamordowana przez swojego chłopaka czy homoseksualiści „wyrzucani do rynsztoków zjawisk”. Przedstawia nam też dzikie wizje Ameryki, nie stroni od polityku, szuka sensu i wolności, „osłania nas od lojalności wobec wielkich utworów” i słów-potworów. Nie przemawia do nas jednak moralizatorskim tonem. W dodatkowo zamieszczanych na kartach „Tarantuli” krótkich liścikach drzemie wiele ironii, humorystycznego przekazu, nadających lekkości tej pozornie ciężkiej do przełknięcia prozie. Nie sądzę też, by trzeba było być szczególnie rozeznanym w realiach amerykańskiego snu i rzeczywistości, by napawać się tym, co stworzył Dylan. A bierze on na warsztat wszelkie mity, legendy, ballady, opowieści uliczne czy medialne skrawki i przepuszcza je przez swój dziki strumień świadomości, by uderzyć w nas z wymyślnym impetem.



Na szczególną uwagę zasługuje to w jaki sposób Filip Łobodziński dokonał tłumaczenia, a raczej wejścia w literacką skórę samego Dylana. Gdy przeprowadzający wywiad, Dawid Mateusz, wspomniał znajomemu, że pan Łobodziński zabrał się za tłumaczenie „Tarantuli”, tenże zareagował mówiąc „ten to ma zdrowie”. „Praca nad tą książką dobitnie potwierdziła moją intuicję, że przekład literacki to nie to samo, co tłumaczenie literatury” – przyznaje sam tłumacz. Osobiście zachwyca mnie to jak autor przeplata się z tłumaczem, jeden przepływa przez drugiego, poddaje się transowi, wsiada do pędzącego wozu nie zapinając pasów, gotowy na wszelkie językowe wyzwania.

Tak. „Tarantula” to pająk, który obłazi czytelnika swoim językowym rozhuśtaniem. Ten zbitek opowiadań przeplatany niekiedy naprawdę zabawnymi liścikami z zawsze ironicznym podpisem nadawcy, wprawiają czytającego w literacki trans. Na pozornie nieobszernych 167 stronach, Dylan syci nas językową jazdą bez trzymanki, zasiewa w nas namysł nad pędzącym społeczeństwem, bombardowanym zbyt dużą ilością złych wiadomości, koneksji, ograniczeń, by ostatecznie po lekturze „Tarantuli” poczuć się wolnym i móc do niej wracać, kiedy tylko zechcemy wyjść „z rynsztoków zjawisk”.

http://ksiegarka.pl/w-literackim-transie/

„czytelniku(…)/ nie zastanawiaj się czy to powieść & jak nazwać to co próbujesz czytać / czytelniku jesteś mądrzejszy & odważniejszy niż twoje przyzwyczajenia / tarantula to pająk / tarantula to trans / tarantula to jazda literacką kolejką górską na oślep / ale czytelniku to nie absurd nie surrealizm nie abstrakcja to spiętrzenia...

więcej Pokaż mimo to

avatar
687
152

Na półkach:

Pełna recenzja: http://przymuzyceoksiazkach.pl/2018/01/bob-dylan-tarantula-recenzja/

Podejrzewam, że większość czytelników książka odstraszy swoją formą i wymaganiami, jakie przed nimi stawia. Warto dać jej jednak szansę i przebrnąć przez kilka tekstów – gdy złapie się odpowiedni rytm, reszta idzie lepiej i czerpie się z lektury niebywałą satysfakcję. Ja jestem zachwycony – nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane obcować z tym tytułem w polskim przekładzie.

Pełna recenzja: http://przymuzyceoksiazkach.pl/2018/01/bob-dylan-tarantula-recenzja/

Podejrzewam, że większość czytelników książka odstraszy swoją formą i wymaganiami, jakie przed nimi stawia. Warto dać jej jednak szansę i przebrnąć przez kilka tekstów – gdy złapie się odpowiedni rytm, reszta idzie lepiej i czerpie się z lektury niebywałą satysfakcję. Ja jestem zachwycony...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    100
  • Przeczytane
    28
  • Posiadam
    22
  • Teraz czytam
    4
  • 2019
    3
  • Przeczytane w 2018
    2
  • Po angielsku
    2
  • Literatura amerykańska
    2
  • 2018
    2
  • Bob Dylan
    2

Cytaty

Więcej
Bob Dylan Tarantula Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także