Bob Dylan (właściwie Robert Allen Zimmerman) – amerykański piosenkarz, kompozytor, autor tekstów, pisarz i poeta pochodzenia żydowskiego (Zushe ben Avraham). Jest jedną z najważniejszych postaci muzyki popularnej ostatnich pięciu dekad. Swój indywidualny styl oparł na wielu gatunkach muzycznych, od tradycyjnego amerykańskiego folku i country-bluesa do muzyki gospel, rock and rolla, rockabilly, czy angielskiej, szkockiej i irlandzkiej muzyki folkowej, a także jazzu i swingu. Występuje z gitarą akustyczną, elektryczną, keyboardem, harmonijką ustną.
Jego twórczość była nagradzana Grammy, Oscarem, Nagrodą Pulitzera oraz Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury 2016.http://www.bobdylan.com/
Zdecydowanie nie kroniki, raczej achronologiczne, wyrywkowe wspomnienia, ale to właśnie stanowi o niezwykłości tej książki. Dylan gawędzi o swoich początkach, pochodzeniu i przede wszystkim muzyce, która faktycznie zdaje się rządzić niepodzielnie jego życiem. Opowiada anegdoty, o których trudno powiedzieć czy są prawdą czy fantazją, czego nie ułatwia przesycony poetyckimi metaforami język.
Z narracji wyłania się postać zwykłego człowieka, artysty, ale nie intelektualisty. Dylan pokazuje że jest tylko pieśniarzem, a nie prorokiem, filozofem czy "sumieniem pokolenia". Czytelnik nie powinien więc liczyć, że bard odkryje przed nim życiowe prawdy czy sens istnienia, a przynajmniej w większym stopniu, niż spotkany na ulicy grajek - przy czym tego akurat grajka znają miliony.
Nie mając takich oczekiwań, można spokojnie zanurzyć się w świat amerykańskiego folka - lektura raczej tylko dla osób zainteresowanych tematem.
Można zajrzeć, choćby z czystej ciekawości, ale ktoś wspominał tu jeż wcześniej, że zamiast sięgać po książkę, o niebo lepiej włączyć muzykę i po prostu się wsłuchać, a ja w pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam. Jak najbardziej doceniam wysiłek Filipa Łobodzińskiego, który podjął się tego karkołomnego translatorskiego zadania i chyba nawet mu sprostał, mniej lub bardziej udatnie, jednak pozbawione akompaniamentu teksty Dylana mimo wszystko wydają mi się jakieś takie wykastrowane… Bez świdrujących i zarazem irytujących dźwięków harmonijki ustnej, bez charakterystycznego nosowego wokalu, bez młodzieńczej werwy i buntu, które każą wyrzucać z siebie potoki gniewnych słów – to już nie to samo.
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę olbrzymi dorobek artysty, taki zbiór może okazać się bardzo przydatny dla początkujących dylanofilów.