Tarnowskie Góry niesamowite Paweł Mateja 8,1
ocenił(a) na 819 tyg. temu Jadę do Tarnowskich Gór, aby oszaleć i umrzeć z zachwytu. A serio to nie muszę, bo mam książkę! (a konkretnie ebooka).
Kocham grozę. Nawet coś w jej ramach tworzę, więc hej! Co mi tam! Napiszę Wam trochę o „Tarnowskich Górach niesamowitych” – antologii opowiadań weird fiction, która niedawno miała swoją premierę.
A więc, co znajdziecie w wydanej przez Wydawnictwo Almaz książce?
- 15 mięsistych opowiadań w konwencji horroru, weird fiction oraz wielu innych odcieni grozy, w smolistym sosie dramatu, thrillera, kryminału, akcji, czy – tak! – humoru (przez czarne łzy).
- 15 autorek i autorów, a konkretnie AUTOREK I AUTORÓW, bo to topowe nazwiska tego odłamu literatury z Polski. Na kartkach m.in. Gunia, Musiałowicz, Adwentowska, Biskup, Mateja, Vizvary, Krukowski i wiele innych. Każde ze swoim stylem i bólem do przekazania w psujący głowę sposób.
- Misz masz różnych opowiadań łączą Tarnowskie Góry, ze swoją melancholijną szarzyzną, starymi kamienicami i jeszcze starszymi kopalniami (a w nich niesamowite!),znojem codzienności i oczywiście dziwnością wypływającą z każdego zakamarka. Każdego pora mieszkańców, którzy na próżno próbują uciec. Mamy tu zarówno lżejsze klimaty, jak i ściskające za gardło oraz żołądek strzały w pysk. Po przeczytaniu nadal czułem niektóre litery na skórze.
Oczywiście, upierając się, można by niektóre teksty przenieść do innych miejsc (szczególnie Śląskich miast xd),a nawet zupełnie obrać je ze wskazywania lokalizacji. Podczas lektury zastanawiałem się nawet, które teksty były „uzupełniane” o np. nazwy ulic, aby je umiejscowić w mieście z Górnego Śląska. To oczywiście nic złego, bo finalnie wyszło bardzo wiarygodnie i spójnie, a niektóre teksty „żyją” wręcz przytoczonym miejscem.
- Wszystko obsypane fotografiami prymasa gatunku, które od samego patrzenia zwiększają poziom mrożącego smutku we krwi.
Książka już jest przez wielu uznana za jedno z najlepszych wydawnictw gatunku ostatnich lat. W mojej skromnej bibliotece weirdu na pewno zajmuje topowe miejsce.
Wszystkie opowiadania miały coś w sobie, jednak najmocniej na garach zwanych moim umysłem zagrały:
„Po nas nic” Agnieszki Biskup i Dagmary Adwentowskiej– niesamowicie opowiedziany i napisany, czarny kryminał z totalną, katastrofalną (dosłownie!) beznadzieją. I do tego „doły”, które również uwielbiam wplatać do swoich pisadeł. Dziewczyny, jak zawsze na poziomie.
„Hosanna” Szymona Majcherowicza – czułem się, jakbym jednocześnie oglądał ostatni film Ariego Astera („Beau Is Afraid”) oraz czytał najcięższe twory Franza Kafki. Zaczyna się od powiewu, by skończyć na zrywającym czerepy cyklopie dziwności.
„Grzybnia” Mariusza Wojteczeka – dawno nie czytałem opisów, które sprawiały, że coś mnie oblepiało, czułem czegoś zapach, smak. A ja nawet nie lubię grzybów. Autor powinien pisać coś dla Naughty Dog do trzeciej części The Last of Us. Świetna, angażująca i smutna rzecz.
„A dom cieknie” Magdaleny Świerczek Gryboś – zwalające z nóg połączenie thrillera, horroru psychologicznego, a nawet opowieści podróżniczej, które rzuca nowe światło na pojęcia seryjnego mordercy, cieczy, potu, potencjału i zła. Niesamowity warsztat!
Polecam więc wycieczkę do Tarnowskich Gór, a zwłaszcza tych niesamowitych.