rozwiń zwiń

Sztukę oceniam z miłości. Wywiad z Tomaszem Raczkiem, ambasadorem w Plebiscycie Książka Roku 2023

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
15.02.2024

Kocha sztukę, z pamięci cytuje poemat z „Alicji w Krainie Czarów” i bez wahania wskaże najlepsze i najgorsze adaptacje filmowe. Tomasz Raczek, jeden z najsłynniejszych krytyków filmowych w Polsce, jest ambasadorem kategorii Ekranizacja w Plebiscycie Książka Roku 2023. Rozmawiamy z nim o wolności, jaką znalazł w internecie, przekuwaniu słabości w siłę oraz niezwykłym życiu zawodowym, pełnym niezapomnianych anegdot. Wiedzieliście na przykład, że jako oficer rozrywkowy prowadził bale na transatlantyku?

Sztukę oceniam z miłości. Wywiad z Tomaszem Raczkiem, ambasadorem w Plebiscycie Książka Roku 2023

Pamiętacie, że w Plebiscycie Książka Roku 2023 pojawiła się nowa kategoria Ekranizacja, w której nominowanych jest dziesięć filmów i seriali? Nad ich selekcją czuwał Tomasz Raczek, uznany krytyk filmowy, publicysta, dziennikarz. Plebiscyt to świetna okazja, by porozmawiać z nim nie tylko o ekranizacjach, ale i szerzej, o związkach kina z literaturą, a także z innymi gatunkami sztuki. 

Tymczasem nie zapomnijcie oddać głos w Plebiscycie i pamiętajcie, że w tej edycji wybieracie książki, filmy oraz twórców, nominowanych w kategorii Człowiek Książki!

 

Wywiad z Tomaszem Raczkiem

Ewa Cieślik: „Kogo stać na to, tajemnic tych sięga. Wieczna w tym siła, groza i potęga”. Tym cytatem ze Stanisława Wyspiańskiego opatrzył pan swój profil na Facebooku. Dlaczego?

Tomasz Raczek: To mój ulubiony cytat z „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego. Wywodzę się z teatru, a Wyspiański ma dla mnie wielkie znaczenie. Pisałem o nim pracę maturalną w 1976 roku pt. „Teatr Wyspiańskiego”, dostałem zresztą za nią nagrodę „Życia Warszawy”. Wówczas wprowadzono możliwość zamiany egzaminu ustnego na pracę pisemną, pisaną w ciągu roku pod kierunkiem polonisty, a następnie jej obronę. Wyspiański mnie fascynował, bo był taki wszechstronny. Rozkochałem się w jego sztuce, jeździłem do Krakowa, w kościele franciszkanów doznawałem uniesień przed jego witrażem „Bóg Ojciec”.

W szkole średniej chodziłem do klubu przyjaciół sztuki przy Zachęcie, na wykłady i spotkania z twórcami, a także składałem wizyty w pracowniach takich artystów, jak Andrzej Strumiłło, Franciszek Starowiejski, Dobson czy Maria Anto – one robiły na mnie wstrząsające wrażenie. Dzięki temu zainteresowałem się tym, jak powstaje sztuka – a na późniejszych studiach w Akademii Teatralnej poznawałem teatr również od strony twórcy.

A Wyspiańskiego pokochałem, gdy dowiedziałem się o wielkiej reformie teatralnej Edwarda Gordona Craiga z początku XX wieku. Wyspiański był jej przedstawicielem w Polsce. Chodziło o postrzeganie teatru jako konglomeratu równoważnych sztuk, gdzie literatura staje w rzędzie ze scenografią, muzyką, aktorstwem. Wcześniej te elementy na scenie łączył inspicjent, a reforma pozwoliła na pojawienie się zawodu reżysera – demiurga, który stwarza nową sztukę. Moja fascynacja wielką reformą teatralną prowadziła więc poniekąd do zainteresowania filmem.

Wyspiański jest takim moim pierwszym przewodnikiem i do dzisiaj nim pozostał. Uwielbiam cytat z „Wyzwolenia”: „Trzeba zrobić coś, co by od nas zależało, zważywszy że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo”. To moja postawa: należy być aktywnym i wierzyć w to, że mogę coś zmienić. Nigdy się tej myśli nie sprzeniewierzyłem.

Aż ciśnie się na usta pytanie, które krytycy filmowi pewnie często słyszą od rozgoryczonych reżyserów: nigdy nie kusiło pana, by samemu coś napisać?

Nie, choć próbowałem. W szkole średniej napisałem powieść „Stereoskop”, w której przeplatały się dwa wątki: współczesny, z bohaterem imieniem Marek, odpowiednikiem mnie samego, oraz drugi, z akcją toczącą się w przeszłości, poświęcony malarzowi El Grecowi. Z tych dwóch równoległych wątków – kiedyś i teraz – miał powstać przestrzenny obraz prawdy o El Grecu. Marzyłem o tym, by pojechać do Hiszpanii i zobaczyć jego obrazy, w tym ten najsłynniejszy pt. „Pogrzeb hrabiego Orgaza” z Toledo. Dodam, że w końcu tam dotarłem, ale moment spotkania z tym dziełem skutecznie popsuły mi wycieczki, które robiły mnóstwo hałasu i zamieszania. Byłem wściekły, bo uniemożliwiły mi owo uniesienie, jakiego doświadczyłem choćby u krakowskich franciszkanów, podziwiając witraż Wyspiańskiego! Jestem bliski poglądowi Zygmunta Kałużyńskiego, który miał cały dom wypełniony sztuką i twierdził, że reprodukcja zawieszona w domu daje mu większe przeżycia niż oryginał powieszony w muzeum. Wracając jednak do mojej powieści. Po tym, jak ją skończyłem i przeczytałem, doszedłem do wniosku, że nie mam talentu.

Cóż, myślę, że znajdą się współcześnie autorzy, którzy nigdy do takiego wniosku nie doszli, co jednak nie przeszkadza im publikować.

Och, wiem o tym, przecież jestem teraz także właścicielem wydawnictwa książkowego i otrzymuję bardzo różne propozycje wydawnicze. Kiedyś pisałem też wiersze, były nawet publikowane. Co ciekawe, jeden z nich został wydrukowany w antologii młodej poezji jako sąsiadujący z wierszem Tadeusza Różewicza! Był to najpiękniejszy dzień w moim życiu – a przynajmniej pół dnia, bo później zorientowałem się, że ta bliskość z Różewiczem jest efektem układu alfabetycznego. Szybko zrozumiałem, że nie będę poetą, bo mam duszę publicysty, felietonisty, krytyka. Nie da się pisać wierszy, zastanawiając się, jaką tezę postawić, jak ją udowodnić i jakim wnioskiem zakończyć.

Tak, to brzmi jak fatalny wiersz!

No nie mam duszy poety i pisarza – wiedząc to, skupiłem się na krytyce.

Muszę jeszcze spytać o jeden epizod pana doświadczenia zawodowego. Był pan bowiem oficerem rozrywkowym na transatlantyku Stefan Batory.

Zawsze chciałem być marynarzem, choć nigdy nie poszedłem na akademię morską. W trakcie studiów starałem się spędzić wakacje na statku jako tak zwany kulturalno-oświatowy – niestety bez powodzenia. Minęło trochę czasu, skończyłem studia i miałem okazję zadebiutować na scenie Opery Leśnej jako prowadzący Festiwal w Sopocie – zresztą razem z młodziutką dziennikarką z redakcji sportowej, która nazywała się Grażyna Torbicka. Wówczas zaprosił nas na obiad kapitan Daru Pomorza, któremu opowiedziałem, jak to chciałem być marynarzem. Okazało się, że jest wakat na Batorym, właśnie na stanowisku oficera rozrywkowego. A co robi oficer rozrywkowy? Wszystko – począwszy od otwierania drzwi kaplicy o 6 nad ranem. Redaguje gazetkę codzienną, służy jako tłumacz dla nauczycieli prowadzących naukę tańca towarzyskiego, inicjuje różne gry, a wieczorem prowadzi bale i zapowiada show variété. I kiedy kilka miesięcy później już się znalazłem na statku, zrozumiałem, że to moje miejsce. Jestem najszczęśliwszy właśnie wtedy, gdy jestem na morzu. Od wielu lat już pływam wyłącznie jako pasażer, lecz cieszę się, że to, co wówczas w sobie czułem, nie było podyktowane złudzeniem, lecz było uzasadnione jakimś elementem mojego charakteru.

Brzmi to jak wspaniała przygoda! Ale przejdźmy do krytyki filmowej. Pana dorobek zawodowy jest niezwykle bogaty – prasa, radio, telewizja… A obecnie działa pan jeszcze w internecie. Które medium jest pana ulubionym?

Internet. Przeszedłem taką klasyczną drogę dziennikarza. Zaczynałem w dzienniku „Rzeczpospolita”, na całonocnych dyżurach redagując notatki na bazie wiadomości z dalekopisu, co nauczyło mnie warsztatu. Pracowałem też w Teatrze Komedia jako kierownik literacki, o co poprosiła mnie Olga Lipińska, do której trafiłem wcześniej dzięki praktykom studenckim. Potem trafiłem do tygodnika „Polityka”. Miałem też krótki epizod w piśmie „Kierunki”, z którego odszedłem, gdy nie chciano wydrukować mojej recenzji krytykującej „Brata naszego Boga” w teatrze im. Słowackiego w Krakowie na podstawie sztuki Karola Wojtyły. On nie zrobił tego, co ja – nie zaprzestał pisania mimo braku talentu. Równie krótko pisałem dla „Przeglądu Tygodniowego”, gdzie cofnięto moją recenzję „Mord w katedrze” T.S. Eliota w reżyserii Jarockiego. Chwaliłem w niej występ Holoubka. Zastępca naczelnego wezwał mnie do siebie i zapytał: „Jaki mamy interes, żeby chwalić Żydów?”. Zdębiałem, a potem powiedziałem, że moja noga tam więcej nie postanie. To był koniec stanu wojennego, byłem świeżo po studiach. Wróciłem do domu, rozmawiałem z tatą: „Jak tylko będę mógł wyjechać, to ja stąd spieprzam. To jest kraj, w którym się nie da żyć. Jak nie jedno, to drugie, tu papieża nie skrytykuj, tam Żyda nie pochwal”. A on mówi: „Ale zanim wyjedziesz, pomyśl, czy rzeczywiście nie ma tu żadnego miejsca, które szanujesz?”. Odpowiedziałem – jest, tygodnik „Polityka”. „To idź do »Polityki«”. I tak zachęcony przez ojca poszedłem, dostałem się do „Polityki”, która wydrukowała ten tekst, którego w „Przeglądzie…” nie chcieli przyjąć ze względu na pochwałę Holoubka. Pisałem recenzje teatralne, między innymi tekst o Tadeuszu Kantorze. Obok Wyspiańskiego i El Greca Kantor to mój trzeci bóg w dziedzinie sztuki. Byłem na premierze „Umarłej klasy” w 1976 roku i znów przeżyłem olśnienie. Jestem z tych, którzy kochają sztukę – mimo że ją oceniam, robię to z miłości, a nie po to, by ustalać rankingi i punktacje.

Dla Kantora nie ma punktacji.

On był poza skalą! Teatr, sztuki piękne, kino – to się wszystko u mnie łączy. A ten esej o Kantorze poszedł na pierwszej stronie „Polityki”. Kupiłem pięć egzemplarzy! Później trafiłem do telewizji. Zacząłem od praktyk przy programie kulturalnym „Pegaz”, potem robiłem coraz więcej i więcej… Aż zostałem wicedyrektorem TVP2. Miałem swoje programy w Polsacie, byłem też dyrektorem w nFilm HD, należącym do ITI. Równolegle było radio, zacząłem od programu z Zygmuntem Kałużyńskim „Scena i ekran”. Potem był Program II Polskiego Radia i audycja o historii musicalu, felietony w RMF, rozmowy o muzyce klasycznej w Radio Klasyka, Radio TOK FM… A teraz Radio Nowy Świat.

I tak dochodzimy do nowych mediów, czyli do internetu – i już kończę tę moją przydługą odpowiedź. W internecie mam różne aktywności, między innymi nagrywam wideorecenzje na YouTube i magazyn o filmach w Kanale Zero. Tutaj mam to, co w całym moim życiu było dla mnie najważniejsze, mianowicie wolność. Jestem niezależny, robię tylko to, co chcę. Nie usłyszę tu, że nie mogę opublikować materiału krytycznego o sztuce papieża. Nie chcę mieć nad sobą przełożonych, których oceniam jako mniej kompetentnych niż ja sam – a tak bywało. Już jestem za dużym chłopcem, żeby zagryzać zęby. To internet jako pierwsze medium dał mi gwarancję wolności.

W pana wideorecenzjach jest dużo niezależności. Nawiązuje pan też dość osobistą relację z odbiorcami.

Mam tu możliwość samodzielnego kształtowania swojego modelu pracy oraz własnego wizerunku. Korzystam z mojego wieku i pozycji, która wynika z doświadczenia i z długości stażu pracy. Pozwalam sobie na opowiadanie różnych wydarzeń z życia zawodowego i prywatnego, bo – mówiąc wprost – przeżyłem więcej niż aktywni w sieci dwudziestolatkowie. Formuła, którą stworzyłem, powstała w wyniku ustawienia się w kontrze do tego, co obowiązywało dotychczas w internecie. Stwierdziłem, że nie umiałbym tak robić, jak robi większość – szybko, krótko, kozacko, krzykliwie, śmieszkując – a po drugie i ważniejsze, nie chciałbym! Dowiedziałem się na przykład, że aby odnieść sukces na YouTube, nagranie nie powinno trwać dłużej niż 12 minut. Pomyślałem więc, że wprowadzę część „premium” i dodam coś, czego nie dają inni recenzenci – będę się dzielić sobą, zgodnie z moją teorią, że to, co widzimy na ekranie, to zaledwie 50% filmu, a drugą połowę każdy układa sobie sam, w zależności od emocji, doświadczeń, wrażliwości. A zatem ważne jest przyjrzenie się temu, skąd wynika nasz sposób widzenia filmów. Postanowiłem więc pokazać siebie i na swoim przykładzie wytłumaczyć, na czym polega ta zasada. Kombinowałem, by jakoś uzasadnić coś, co jest niezgodne z wyobrażeniem o internecie, i namawiam odbiorców na długie oglądanie. Okazało się to na tyle atrakcyjne, że widzowie bardzo to polubili. Dziś moje wideorecenzje trwają około 40 minut i niektóre osiągają oglądalność pół miliona widzów. Liczba subskrybentów kanału sięga niemal 120 tysięcy – to więcej niż nakład niektórych opiniotwórczych tygodników. Poza tym stworzyła się wokół kanału świetna, zaangażowana społeczność.

Internet łączy się też z Plebiscytem Książka Roku, w którym głosują internauci. W najnowszej edycji jest pan ambasadorem kategorii Ekranizacja. Czy kieruje się pan mottem „najpierw książka, później film”?

W zasadzie jestem zwolennikiem przekonania, że film to oddzielny rodzaj sztuki. Niezależnie od tego, czy scenariusz jest oryginalny, czy pisany na podstawie książki, to i tak na koniec ja jako krytyk oceniam film nie w kontekście tego, czy dobrze przekazał treść książki, lecz jako osobne dzieło. Do rozumienia i oceny filmu książka nie jest mi potrzebna. Ale jednocześnie książka ma dla mnie znaczenie w kilku sytuacjach. Choćby wtedy, gdy mówimy o adaptacji klasyki literatury lub książki, którą już czytałem – np. „Wojny i pokoju” czy „Akademii Pana Kleksa”. Ostatnio rozmawiałem z reżyserem Maciejem Kawulskim i pytałem go, co podczas kręcenia nowej „Akademii…” było dla niego odniesieniem – wcześniejszy film czy książka? Okazało się, że dla niego powodem do zainteresowania się tym tematem był film Krzysztofa Gradowskiego z 1983 roku. Dla mnie z kolei ważniejsza była tu książka, zresztą wybitna.

A nawet książki, bo to cały cykl Jana Brzechwy.

Tak, wydawany od lat 40. Jako dziecko stałem w kolejce po autograf do Jana Brzechwy na kiermaszu książki pod Pałacem Kultury w Warszawie! Jego dzieła wówczas, w latach 60., składały się na fundament dziecięcej wrażliwości. Uwielbiałem go. Zatem w przypadku nowej filmowej „Akademii Pana Kleksa” odnoszę się do książki. Ale są takie przypadki, gdy film mi się podobał, a nie mam ochoty przeczytać książki, na podstawie której powstał – na przykład gdy to produkcja sensacyjna. Najczęściej sięgam po książki ex post – najpierw oglądam film, a potem czytam pierwowzór, jeśli mam niezaspokojony głód. Tak było na przykład z „Okrętem” w reżyserii Wolfganga Petersena, opartym na cyklu niemieckiego pisarza Lothara-Günthera Buchheima – to taka literatura popularna bardzo dobrej jakości. Podobnie miałem z „Tajemnicą Brokeback Mountain”.

To malutka rzecz, autorstwa Annie Proulx.

Opowiadanie w zasadzie. Ale to jest esencja – jakbyśmy pili mocną herbatę z maleńkiej filiżanki. Film rozbudował tę książeczkę.

A spotkał się pan z zarzutem czytelników, że książkę – często literaturę gatunkową – czyta się tak, jakby miała być zrealizowana w formie filmu, jakby była już wstępnie przygotowana dla filmowców?

Ale tak właśnie czyta się „Trędowatą”, a nawet „Lalkę”. Weźmy książkę mojego partnera, Marcina Szczygielskiego, którą uwielbiam – „Poczet królowych polskich”. Sądzę, że pewnego dnia powinna zostać zekranizowana, bo czyta się ją tak, jakby się oglądało film. Uważam to za dużą zaletę, a nie wadę.

Spójrzmy na to z drugiej strony – czy pana zdaniem istnieją książki, które nigdy nie powinny zostać zekranizowane? Takie, które są na przykład arcydziełami literatury i filmowcy powinni je zostawić w spokoju.

Nie, bo uważam, że decydująca powinna tu być skala i charakter talentu reżysera filmowego. Gdy pani zaczęła zadawać pytanie, pomyślałem sobie: Tak, taki właśnie jest „Ulisses” Joyce’a. Ale potem dodałem w myślach: A gdyby „Ulissesa” zrobił Fellini? Gdyby wzniósł się na ten sam poziom kreatywności, co Joyce, a przy tym zrobił to zupełnie po swojemu, nawet filetując tę powieść, wycinając z niej wybrany wątek – co przecież filmowcy robili ze świetnym skutkiem na przykład z „Mistrzem i Małgorzatą”?

Tak zrobił Andrzej Wajda.

Właśnie. On z dzieła Bułhakowa wyjął tylko jeden wątek i zrealizował film „Piłat i inni” w sposób fenomenalny.

Ale do tego potrzebny jest wielki talent.

Tak, a Wajda taki miał. Z adaptacją na język filmowy jest trochę jak z tłumaczeniami. Trzeba odnaleźć ekwiwalent języka literackiego w języku filmu. Dla przykładu: „Alicja w Krainie Czarów”, dzieło zawierające wiersze w języku nieistniejącym, które na polski przetłumaczył Słomczyński:

Było smaszno, a jaszmije smukwijne
widrokrętnie na zegwniku wężały,
Peliczaple stały smutcholijne
I zbłąkinie rykoświstąkały.

Albo:

Ach, Dżabbersmoka strzeż się, strzeż!
Szponów jak kły i tnących szczęk!
Drżyj, gdy nadpełga Banderzwierz
Lub Dżubdżub ptakojęk!

W filmie powinien się znaleźć ekwiwalent takiego wiersza – należałoby zrobić językiem filmu coś, co w języku polskim zrobił Słomczyński. Ale tego nie zrobi nikt, kto nie jest wybitny!

Spójrzmy na twórczość Stephena Kinga. Książki cenione i przez krytyków, i czytelników, natomiast nie każdy film na ich podstawie był dobry. Tutaj zawsze potrzeba kogoś na miarę Kubricka?

A wie pani, która ekranizacja dzieł Kinga jest najgorsza? Ta, którą on sam reżyserował. Do tego jest po prostu potrzebny innego rodzaju talent.

Czyli to niedobrze, jeśli pisarz angażuje się w prace nad scenariuszem?

Gdy książki Marcina mają być sfilmowane – a na ekran przeniesiono już „Czarny Młyn” i „Za niebieskimi drzwiami”, a kolejne dwie są w trakcie filmowania: „Arka Czasu” i „Teatr Niewidzialnych Dzieci” – zawsze dostaje propozycje, by pracować nad scenariuszem. Moim zdaniem dla pisarza to jest droga przez mękę. W świecie filmowym praca nad scenariuszem jest traktowana jako praca zbiorowa, scenariusze bez końca się poprawia i zmienia. Uważam, że dla pisarza z krwi i kości wejście w ten proces jest torturą emocjonalną, intelektualną i stratą czasu. Niech pisarze raczej poświęcają czas na pisanie kolejnych książek.

Są też pisarze scenarzyści.

Tak, mają kilka talentów. Niemniej moim zdaniem scenarzysta to jedna z najbardziej depresyjnych konstrukcji zawodowych, jakie istnieją. Nie ma się poczucia autorstwa, panowania nad całością, doświadcza się za to permanentnego kwestionowania swoich działań oraz czeka się latami na ostateczną realizację projektu. A teraz jeszcze dochodzi do tego sztuczna inteligencja.

Pozdrawiamy wszystkich scenarzystów! A czy pana zdaniem współcześnie seriale są tym, czym niegdyś były powieści w odcinkach, które rozpalały wyobraźnię czytelników, z niecierpliwością oczekujących, aż wyjdzie kolejna część spod pióra Dickensa?

Tak! Albo „Lalka” Prusa też pisana i drukowana w odcinkach.

Książki Tomasza Raczka: od lewej Perła z lamusem, Kinopassana

Panie Tomaszu, na koniec kilka słów o pana niedawnych książkach. Jedna dotyczy projektu kinoterapii, który chciałby pan rozwijać.

Tę koncepcję przedstawiłem w książce „Kinopassana”. To pojęcie powstało z połączenia słów „kino” i „vipassana”. Nie jestem psychologiem, inspiracją do stworzenia tej metody była koncepcja medytacji Vipassana, na którą zresztą niebawem się wybieram. W języku palijskim, w którym mówił Budda, który skodyfikował zasady tej medytacji, „vipassana” oznacza „widzieć rzeczy takimi, jakimi są”. „Kinopassana” oznacza dla mnie: „dzięki kinu widzieć rzeczy takimi, jakimi są”. Wierzę w to, że w filmie możemy zobaczyć rzeczy, których nie rozumiemy, uświadomić sobie wiele spraw, znaleźć drogę do tego, co mamy schowane w podświadomości. Pójście do kina może więc stać się swoistym sposobem na wzmacnianie się. Wszystko to dokładnie opisuję w „Kinopassanie” – daję na to dowody i prezentuję przykłady.

Z kolei moja ostatnia książka, „Perła z lamusem”, to podsumowanie wielu lat pracy i przyjaźni z Zygmuntem Kałużyńskim. Przytoczyłem tu wiele rozmów, jakim się oddawaliśmy, a pomiędzy nimi wplotłem opowieść o tym, jak doszło do naszego poznania, wymyślenia cyklu „Perły z lamusa” i jeżdżenia z nim po Polsce.

W planach ma pan jeszcze napisanie autobiografii.

To będzie opowieść o różnych moich doświadczeniach, o przygodach i sposobach na życie. Znajdą się tu anegdoty, przemyślenia i fragmenty publikacji, które miały ważny wpływ na moje życie. Do tej pory zbierałem materiały, teraz chciałbym już się rozpędzić i zacząć pisać. Książka będzie nosić tytuł „Taniec na pięcie Achillesa”. Jestem w gruncie rzeczy introwertykiem – bardzo nieśmiałym i mającym trudności w nawiązywaniu kontaktów z innymi. To moja pięta Achillesowa!

Nie może być! (śmiech)

Właśnie! Ale już od pierwszych klas szkoły podstawowej starano się mnie ośmielić i w końcu doszedłem do etapu, kiedy słabość zamieniłem w siłę. Koszt był wysoki, jednak było to warte wysiłku. W nagrodę otrzymałem pasjonujący zawód i ciekawe życie.

Tomasz Raczek – krytyk filmowy i youtuber (prowadzi nagrodzony nagrodą BEST STREAM AWARDS 2023 kanał wideorecenzji filmowych), redaktor naczelny Magazynu Filmowego Stowarzyszenia Filmowców Polskich, autor audycji RACZEK MOVIE w Radiu Nowy Świat i nagrodzonego KREATURĄ 2022 podcastu THE ORIGINALS. Wcześniej m.in. kierownik literacki Zespołu Filmowego „Oko”, redaktor naczelny polskiej edycji PLAYBOYA i miesięcznika FILM, dyrektor kanałów telewizyjnych nfilmHD oraz wicedyrektor TVP2. Razem z Zygmuntem Kałużyńskim stworzył nadawany w latach 1989-1999 w TVP 2 cykl filmowy „Perły z lamusa”. Krytyk i felietonista m.in. w tygodnikach Polityka, Wprost, Przegląd Tygodniowy oraz w miesięcznikach Kino, Cinema, Pani, Charaktery. Autor 15 książek o filmie i telewizji oraz 3 albumów płytowych z muzyką filmową. Laureat Nagrody im. Stanisława Wyspiańskiego I stopnia za krytykę artystyczną, Wiktora, Nagrody PISF za popularyzowanie filmu w telewizji oraz właściciel tytułu „Mistrz Mowy Polskiej”. 


komentarze [20]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Wtórny 21.02.2024 19:50
Czytelnik

Mam problem z panem Raczkiem po jego ciepłej recenzji serialu Wiedźmin produkcji Netflixa. Serial się panu krytykowi spodobał, chociaż książkowy oryginał nie przypadł mu do gustu, bo on - przecież takich rzeczy nie czyta... Ręce mi opadły, nawet nie z powodu pogardy dla prozy Sapkowskiego (polski inteligent nie może czytać przecież fantastyki), ale jak zawodowemu krytykowi...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
matrox 20.02.2024 13:45
Czytelnik

Jestem rozczarowany tym że Raczek postanowił ubrudzić się w biznesie Stanowskiego i lewaruje jego zasięgi. Przez ostatnie lata przecież niejednokrotnie wprost i między wierszami wyrażał się że nie zgadza się na brunatną i czarną Polskę. A teraz swoim nazwiskiem i twarzą podpiera i przyczynia się do reklamy takich indywiduów jak Mentzen, Czarnek, Duda... Na litość boską...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Franciszek Hornowski 22.02.2024 07:45
Czytelnik

Wychodzenie z bańki bywa czasem bolesne- szczególnie dla banieczkowych wyznawców.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Moki 18.02.2024 21:42
Czytelniczka

To zdjęcie jest straszne. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Franciszek Hornowski 17.02.2024 17:39
Czytelnik

Kiedyś Raczka ceniłem; nigdy za nim nie przepadałem, ale go ceniłem, m.in. za recenzencką rzetelność i rzeczywistą wiedzę z- nazwijmy to- tradycyjnych dzieł kultury. Wszystko się zmieniło, kiedy pan Raczek postanowił sięgnąć po jutuba...

Przeraził mnie poziom nieuświadomionego klasizmu i ignorancji, które wylewają się z jego videorecenzji. Zadziwia mnie ogrom niewiedzy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Tadeusz 17.02.2024 19:27
Czytelnik

Niestety, mam to samo wrażenie, pan Raczek zrobił się zmanierowanym, pełnym pychy i pogardy recenzentem.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Jacek 17.02.2024 19:36
Czytelnik

W pełni się zgadzam. P. Tomasz zszokował mnie na przykład swoją recenzją Zielonej granicy. Nie wiedziałem, że człowiek o takim obyciu i takiej kulturze nie chce - bo przecież z pewnością potrafi - odróżnić filmu od taniej publicystyki, sztuki od tworów w rodzaju Heimkehr. Nie mówię już nawet o tym, że na ogół nasza filmowa wrażliwość zupełnie się rozjeżdża; wszak różnica...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
ThePinkPanther 18.02.2024 19:08
Bibliotekarz

Tak, wspaniała analogia: zestawienie filmu Holland z nazistowską propagandą. Więcej takich mądrości dla ubogich duchem!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Jacek 18.02.2024 19:58
Czytelnik

A co w tym zestawieniu niby dziwnego? W obu przypadkach mamy do czynienia ze szkalowaniem narodu polskiego, opartym na celowym kreowaniu zakłamanego obrazu rzeczywistości. Biorąc zaś pod uwagę, że w obu tych przepadkach Polska znajdowała się w stanie wojny (w tym drugim wypadku: hybrydowej), zaś film służy atakującym, a nie atakowanym, analogię uważam nie tylko za w pełni...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
ThePinkPanther 19.02.2024 01:06
Bibliotekarz

Jeśli ktoś nie widzi różnicy między filmem propagandowym wyprodukowanym przez ideologię odpowiedzialną za śmierć kilku milionów osób, a filmem artystycznym prezentującym konkretny światopogląd i konkretną wrażliwość (nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy, bo każdy może się z zgadzać lub nie z czym tylko chce), to naprawdę szkoda stukać w klawiaturę po próżnicy. Zestawianie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
saa-saa- 19.02.2024 08:17
Czytelnik

@ThePinkPanther 
Jeszcze nie wiesz czym się skończy obecna fala lewactwa. Ja sobie łatwo wyobrażam ustawę o eutanazji ze względów społecznych. Starzy ludzie są obciążeniem dla społeczeństwa aktywistów. Zajmują oni mieszkania, mają środki finansowe a wydają je na pieluchy. Z tym trzeba coś zrobić. Liczba ofiar może przewyższyć 40 mln w czasie II wojny światowej. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin 19.02.2024 10:29
Czytelnik

,,(osoby o żydowskim pochodzeniu) z rasistowskim aparatem" - chwila, a co Żydzi uważają o reszcie narodów? Co robią w Palestynie? Czy to nie przypomina ani trochę nazistów? I czy p. Holland nakręci film negatywnie pokazujący armię Izraela?

,,Żadna ideologiczna naiwność nie usprawiedliwia przyrównania do zbrodniarzy osoby, z którą nam nie po drodze." - a Holland jak ukazała...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
ThePinkPanther 19.02.2024 10:34
Bibliotekarz

Przykro mi, ale nie dołączę do tej heroicznej krucjaty przeciwko postawionym przez pana chochołom. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ThePinkPanther 19.02.2024 11:46
Bibliotekarz

@Marcin, a co ma zestawianie Holland z nazistami do wojny w Palestynie? Bo to dość odległe sprawy. Chyba, że poważnie traktujemy argument "a co z wielką zbrodnią, której dokonują odlegli rodacy X, to przecież dyskredytuje X po wsze czasy", to przepraszam, to zwracam honor. Może dzięki tej sztubackiej erystyce zamkniemy te żałosne próby dyskusji o wiele szybciej, wszak...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
saa-saa- 19.02.2024 13:53
Czytelnik

@ThePinkPanther 
Omal nie powaliłaś mnie swoją mądrością. Ale nie powstrzymałaś mnie przed przypomnieniem sobie o słowach Matthew Arnolda - “każde, nawet najwybitniejsze dzieło literackie, można ośmieszać, wyśmiewać i poniżać. To jest bardzo łatwe.”

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin 19.02.2024 15:08
Czytelnik

@ThePinkPanther Wspomniałeś o jej pochodzeniu w kontekście porównywania jej filmu do aparatu rasistowskiego, to ja wspomniałem, iż Żydzi sami nie są zbyt tolerancyjni.

Twierdzisz, że straż graniczna nie została tam przedstawiona jednoznacznie negatywnie? Ok, to proszę dokładnie opisz to. Albo przynajmniej daj link do darmowego obejrzenia filmu, aby każdy mógł się przekonać. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Franciszek Hornowski 20.02.2024 14:21
Czytelnik

@ThePinkPanther Ocenia się człowieka po pochodzeniu czy jego słowach/owocach jego pracy? Wyaje mi się, że patrzenie na osoby publiczne przez pryzmat ich etniczności usprawieliwiając, bądź krytykując w ten sposób ich dokonania, to właśnie podstawowa cecha rasimu. Fakt, że Holland ma żydowskie korzenie nie jest bez znaczenia, ale nie może być to żadnym usprawieldiwieniem jej...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
apacz55 15.02.2024 18:51
Czytelnik

A propos festiwal Sopot 86. Dwoje młodych prezenterów, Pani Torbicka i Pan Raczek rozmawiają z członkami zespołu Herreys. Pan Tomasz, tłumacząc odpowiedź na pytanie zdane przez Panią Grażynę, czy wszyscy członkowie zespołu są żonaci ? przetłumaczył, że część zespołu nie jest "żonata". Piszę o tym dlatego , że wywiad z Panem Tomaszem  w LC jest, moim zdaniem, nudny a...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
twujstary8 15.02.2024 15:10
Czytelnik

Bardzo dobry wywiad, przyjemnie mi się go czytało, oby więcej takich. Chciałbym tylko odnieść się do jednej rzeczy. Wydaje mi się, że p. Raczek może postrzegać publikowanie na YouTube jako gwarancję wolności i niezależności tylko dlatego, że porusza się w obrębie bezpiecznych tematów i opinii

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewa Cieślik 15.02.2024 14:30
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post