rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Naprawdę imponujący debiut. Świeża proza polska, która odciska na czytelniku trwały ślad, poruszająca, przejmująca.
Opis relacji matki i córki, córki i matki. Relacji trudnych, pełnych wzajemnych pretensji, niespełnionych oczekiwań, pustych dni, kiedy brakowało rozmowy, czułości, bycia razem. W pierwszej części narratorka przedstawia swoje wspomnienia z dzieciństwa. To obrazki pełne detali, które utkwiły w pamięci dziecka - matka w niebieskiej sukience, malująca usta szminką i jakaś obca... Matka z kieliszkiem alkoholu, by zamazać niepokoje. Matka, w dziwnie dobrym humorze, robiąca jajecznicę, najlepszą na świecie. Matka przytulająca córkę... nie, takiego obrazka nie ma.
W drugiej części utworu forma wspomnień zostaje zastąpiona dialogiem w formie dramatu. Przywołany przez Narratorkę Duch (duch matki) niechętnie powraca, by wziąć udział w rozmowie, w której obie strony wylewają nawzajem swój żal, wspominają, rozliczają... ale też szukają porozumienia. Czy je znajdą?

Liliana Hermetz debiutuje gorzkim, mocnym tekstem. Jest to jednak tekst świetnie napisany - duże znaczenie ma tu doskonały zmysł obserwacji i umiejętność słuchania języka ludzi, którzy otaczają autorkę. "Alicyjka" mówi naszym głosem. Nie brak w niej humoru, który rozładowuje napięcie, ale nie skreśla budowanego przez cały utwór nastroju.
Naprawdę warto sięgnąć po tę książkę.

PS Więcej gwiazdek pozostawiam dla kolejnych książek Liliany Hermetz.

Naprawdę imponujący debiut. Świeża proza polska, która odciska na czytelniku trwały ślad, poruszająca, przejmująca.
Opis relacji matki i córki, córki i matki. Relacji trudnych, pełnych wzajemnych pretensji, niespełnionych oczekiwań, pustych dni, kiedy brakowało rozmowy, czułości, bycia razem. W pierwszej części narratorka przedstawia swoje wspomnienia z dzieciństwa. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ten zbiór przemówień, wykładów i kilku innych tekstów Herty Müller może służyć na swoisty przewodnik po jej twórczości - zostają w nim wyrażone, nieco bardziej wprost, wszystkie obsesje pisarki. Językowo nadal jest to jednak proza trudna, bo mimo iż są tu zawarte głównie teksty publicznych wystąpień autorki, nie rezygnuje ona ze stylu, który zmusza do wysiłku i wywołuje niepokój.

Ten zbiór przemówień, wykładów i kilku innych tekstów Herty Müller może służyć na swoisty przewodnik po jej twórczości - zostają w nim wyrażone, nieco bardziej wprost, wszystkie obsesje pisarki. Językowo nadal jest to jednak proza trudna, bo mimo iż są tu zawarte głównie teksty publicznych wystąpień autorki, nie rezygnuje ona ze stylu, który zmusza do wysiłku i wywołuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jak ja dawno nie przeczytałam 400 stron książki w jedną noc. Jak ja dawno nie czytałam książki do czwartej nad ranem. Tęskniłam za tym. Dzięki, Stephen!

Jak ja dawno nie przeczytałam 400 stron książki w jedną noc. Jak ja dawno nie czytałam książki do czwartej nad ranem. Tęskniłam za tym. Dzięki, Stephen!

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zakazany karnawał

"A więc budzi się. Budzę się. Obudziłem się".
Konstanty Willemann wielokrotnie budzi się w toku nominowanej do Nike powieści Szczepana Twardocha. Tak zaczynają się jego losy, w jakimś stopniu podobnie się kończą. Przebudzenia, o których mowa, są dosłowne jak otwarcie oczu w przepoconej pościeli kochanki po długim narkotycznym śnie, ale i egzystencjalne – centralnym tematem Morfiny jest bowiem poszukiwanie tożsamości przez głównego bohatera. Rozdarty między potrzebą a powinnością, rozkoszą a obowiązkiem, gubi się w samym sobie, przeżywając coś na kształt snów świadomych. Oddaje to narracja powieści, zwłaszcza fragmenty, w których Konstanty patrzy na siebie z zewnątrz i mówi w trzeciej osobie... nierzadko kobiecym głosem. Kim jest ta szara damska eminencja? Może być czujnym okiem którejś spośród tak ważnych, a zarazem nieważnych w życiu bohatera kobiet, może także być figurą kolejnego rozdarcia, poszukiwania odpowiedzi na pytanie „Czy jestem mężczyzną?”.
Poruszamy się w świecie przedstawionym stereotypów, pozorów i kłamstw. Nie godzi się w taki sposób pisać o wojnie, o Polakach? A jednak Twardoch pisze, tworząc antybohatera, który nie budzi odrazy. Willemann to bohater nieco witkacowski, morfinista uzależniony również od rudowłosej Salome. To artysta bez talentu, arystokrata bez pieniędzy. W 1939 r. w Warszawie nie wolno takim być. Tymczasem Konstanty chce być sobą, chce nałożyć na włosy brylantynę, choć w tak mrocznych dla Ojczyzny czasach nie wypada błyszczeć niczym innym niż orderem Virtuti Militari.
Wydaje się, że bohater w końcu się budzi, ale czy na czas? Z pewnością przebudzeniem dla polskiej literatury najnowszej jest Morfina Twardocha – językowo „zrobiona”, nie tylko napisana. To dość niezwykła i kunsztowna karnawalizacja skostniałego w naszej kulturze tematu. Choć nie każdy pozwoli się wciągnąć w korowód o nieco przytłaczającej estetyce, warto sprawdzić, jak kończy się zabawa.

Zakazany karnawał

"A więc budzi się. Budzę się. Obudziłem się".
Konstanty Willemann wielokrotnie budzi się w toku nominowanej do Nike powieści Szczepana Twardocha. Tak zaczynają się jego losy, w jakimś stopniu podobnie się kończą. Przebudzenia, o których mowa, są dosłowne jak otwarcie oczu w przepoconej pościeli kochanki po długim narkotycznym śnie, ale i egzystencjalne –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie czarujmy się - nie jest to podręcznik, który pomoże zrozumieć opisywane zagadnienia komuś, kto ich nie znał lub nie rozumiał wcześniej. Polecam raczej do utrwalania wiedzy albo jako kontekst.

Nie czarujmy się - nie jest to podręcznik, który pomoże zrozumieć opisywane zagadnienia komuś, kto ich nie znał lub nie rozumiał wcześniej. Polecam raczej do utrwalania wiedzy albo jako kontekst.

Pokaż mimo to

Okładka książki Teorie literatury XX wieku. Podręcznik Anna Burzyńska, Michał Paweł Markowski
Ocena 7,4
Teorie literat... Anna Burzyńska, Mic...

Na półkach: , , ,

Jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy) polskich podręczników akademickich do teorii literatury. Co prawda niektóre teorie pomija lub traktuje marginalnie (np. krytykę archetypową, można by więcej), ale i tak jest przepastny, więc to zrozumiałe. Polecam także ze względu na bogatą bibliografię każdego zagadnienia - można sięgnąć do innych pozycji i dowiedzieć się więcej.

Jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy) polskich podręczników akademickich do teorii literatury. Co prawda niektóre teorie pomija lub traktuje marginalnie (np. krytykę archetypową, można by więcej), ale i tak jest przepastny, więc to zrozumiałe. Polecam także ze względu na bogatą bibliografię każdego zagadnienia - można sięgnąć do innych pozycji i dowiedzieć się więcej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytając tę powieść nie mogłam oprzeć się porównywaniu jej z "Wymazywaniem" Thomasa Bernharda. Bardzo możliwe, że to właśnie widmo powieści Austriaka sprawiło, iż "Trociny" mnie rozczarowały. Nie mogę odmówić autorowi świetnego zmysłu obserwacji, w bardzo wielu kwestiach się z nim zgadzam i doceniam, jak dobrze uchwycił wiele współczesnych polskich bolączek. Krytycyzm jest wszechobecny, książka zdaje się nim przesycona, a jednak czegoś mi brakowało. Tego nieokreślonego, hipnotyzującego i fascynującego "czegoś", co ma "Wymazywanie". Tam przerysowanie i groteskowość są naturalne, wbite w narrację i rzeczywistość tak mocno, że niemal nierozerwalnie. Tymczasem w "Trocinach" wciąż coś zgrzyta, uwiera... i niestety nie tylko to, co uwierać powinno, czyli trafność krytyki.
Powieść Vargi jest niezła, po prostu niezła. Szkoda, że językowo nie proponuje niczego wyjątkowego, bo wtedy uznałabym ją za dobrą. Po świeżej i interesującej językowo "Tequili" miałam chyba wyższe oczekiwania.

Czytając tę powieść nie mogłam oprzeć się porównywaniu jej z "Wymazywaniem" Thomasa Bernharda. Bardzo możliwe, że to właśnie widmo powieści Austriaka sprawiło, iż "Trociny" mnie rozczarowały. Nie mogę odmówić autorowi świetnego zmysłu obserwacji, w bardzo wielu kwestiach się z nim zgadzam i doceniam, jak dobrze uchwycił wiele współczesnych polskich bolączek. Krytycyzm jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niesamowita, erudycyjna podróż do przeszłości. Właściwie dialog z przeszłością, dialog człowieka, który nie ma złudzeń, bo utracił wiarę w wartości i w przyszłość. "Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień..." - zmusza do wyjścia spod śniegu wszystko to (lub wszystkich tych), co wolałoby spod niego nigdy więcej nie wychylić głowy. Przejmujący, ale i wymagający obraz.

Tylko wydania z przypisami, tylko! "Ziemia jałowa" to jeden wielki intertekst, bez objaśnień nie sposób wyłapać wszystkich nawiązań, nie sposób zrozumieć. Legenda o świętym Graalu stoi obok piosenek pań lekkich obyczajów, fragmenty liryki mieszają się z potocznym trywialnym dialogiem, styl wysoki z niskim... Chociaż rozumienie tego utworu nigdy chyba nie może być jedno i ostateczne.
Warto się z nim mierzyć.

Niesamowita, erudycyjna podróż do przeszłości. Właściwie dialog z przeszłością, dialog człowieka, który nie ma złudzeń, bo utracił wiarę w wartości i w przyszłość. "Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień..." - zmusza do wyjścia spod śniegu wszystko to (lub wszystkich tych), co wolałoby spod niego nigdy więcej nie wychylić głowy. Przejmujący, ale i wymagający obraz.

Tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Piję za roztopienie mego ja.

Co najbardziej przeraża w wizji Aldousa Huxleya? To, że wciąż jest prawdopodobna.
Zdawać by się mogło, że antyutopia z lat 30. XX wieku dla współczesnego czytelnika nie będzie stanowić żadnego wyzwania. Bo co może wiedzieć człowiek tamtych czasów o przyszłości? O kierunku, w jakim zmierzamy. Otóż Huxley okazał się całkiem dobrym diagnostą.
Czytając „Nowy wspaniały świat”, ma się mieszane uczucia - to przeplatanka déjà vu i lęku przed tym, co dopiero nastąpi. Społeczeństwo w wizji Huxleya wygląda jak połączenie nas za lat sto – czyli nie tak odległych, jak założył autor – i nas sprzed stu lat. Czerwone sygnały w powieści każą wyostrzyć zmysły, być czujnym, przestrzegają przed biernym poddawaniem się temu, czemu już kiedyś ulegliśmy i temu, czemu dopiero ulec chcemy. Aluzyjność zawarta w imionach, nazwiskach, ideach... Huxley nie nazywa wprost, ale wywołuje w czytelniku poczucie zagrożenia. Obok ładnie zamaskowanej fabułą i oprawionej w ramy futurologii refleksji filozoficznej – to największa zaleta „Nowego, wspaniałego świata”.
Literacko powieść jest prosta, ale określenie „prosta” w tym przypadku nie służy naganie. Narracja strumienia świadomości czy inne niż fragmentaryczność skomplikowanie tekstu zakłóciłyby przekaz. W swojej postaci jest on najbardziej czytelny, a tylko taki ma szansę trafić do wszystkich. Do masy, którą nie jesteśmy, ale którą łatwo możemy się stać, pozwalając roztopić swoją tożsamość.
Huxley nie włącza kierunkowskazu. On raczej stawia na naszej drodze znak STOP i przypomina, że w czasie jazdy obowiązuje zasada ograniczonego zaufania.

Piję za roztopienie mego ja.

Co najbardziej przeraża w wizji Aldousa Huxleya? To, że wciąż jest prawdopodobna.
Zdawać by się mogło, że antyutopia z lat 30. XX wieku dla współczesnego czytelnika nie będzie stanowić żadnego wyzwania. Bo co może wiedzieć człowiek tamtych czasów o przyszłości? O kierunku, w jakim zmierzamy. Otóż Huxley okazał się całkiem dobrym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Prawda jest jak przykrótki koc, pod którym marzną stopy.

Jeśli przyznać rację definicji prawdy autorstwa jednego z bohaterów „Stowarzyszenia umarłych poetów”, książkę tę należałoby uznać za frędzle koca, które nie dość, że wyrywają nas ze snu, to jeszcze łaskotaniem w stopy zmuszają do działania. A przynajmniej do myślenia.
Postać Johna Keatinga stanowi niewyczerpane źródło odpowiedzi na trudne, zadawane zwykle samemu sobie pytania. Któż nie chciałby mieć takiego nauczyciela? Nauczyciela marzeń, nauczyciela szczęścia. Odpowiedź wydaje się oczywista: każdy by chciał. Tylko czy na pewno każdy z nas jest gotów stanąć ze swoim Keatingiem twarzą w twarz i pozwolić mu wystawić notę, ocenić nasze życie? „Stowarzyszenie...” sprawia, że mamy ochotę i odwagę zrobić to sami i naprawić błędy. Carpe diem!
Nie oczekiwałam od Nancy Kleinbaum pogłębiania psychologicznego filmowych postaci, rozwijania i wzbogacania fabuły ani nawet ubarwiania dialogów. Liczyłam jednak na coś lepszego literacko i tutaj trochę się zawiodłam. Autorka niczego tej historii nie odebrała, ale i niczego nie podarowała, prócz zaszczytu bycia historią powieściową. Dobrze się stało, bo warto, by „Stowarzyszenie...” i jego idee trafiały do nas z wielu stron. Nawet jeśli to tylko sto pięćdziesiąt dwie strony.

Prawda jest jak przykrótki koc, pod którym marzną stopy.

Jeśli przyznać rację definicji prawdy autorstwa jednego z bohaterów „Stowarzyszenia umarłych poetów”, książkę tę należałoby uznać za frędzle koca, które nie dość, że wyrywają nas ze snu, to jeszcze łaskotaniem w stopy zmuszają do działania. A przynajmniej do myślenia.
Postać Johna Keatinga stanowi niewyczerpane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Chociaż Manuela Gretkowska wcześniej napisała "Namiętnik", prawdziwym namiętnikiem - jeśli stworzyć nowy gatunek - wydaje się "Polka". To błyskotliwy dziennik przeplatany krótkimi esejami, wywiadami i komentarzami. Dla mnie to jednak przede wszystkim opowieść o wyjątkowej relacji dwojga ludzi. Możliwe, że najważniejsze powinno być to trzecie, wokół którego kręci się narracja, ale naprawdę nietuzinkowy jest sposób, w jaki narratorka (nie chcę nazywać jej Manuelą Gretkowską, wolę w niej widzieć postać fikcyjną, kobietę po prostu) opowiada o mężczyźnie. Miłość to temat ryzykowny, zaszufladowany w kategorie "romansowatość, "wulgarność", "codzienność", "tkliwość"... Autorka "Polki" znalazła złoty środek. Może to przypadek i na tle tematu głównego, jakim jest ciąża, historia miłości kobiety i mężczyzny okazuje się bardziej fascynująca? Nie wiem. Faktem jest, że "Polkę" oceniam jako dobrą, mimo że nie lubię dzienników i nie do końca dla mnie atrakcyjnie układa się pióro Gretkowskiej.

Chociaż Manuela Gretkowska wcześniej napisała "Namiętnik", prawdziwym namiętnikiem - jeśli stworzyć nowy gatunek - wydaje się "Polka". To błyskotliwy dziennik przeplatany krótkimi esejami, wywiadami i komentarzami. Dla mnie to jednak przede wszystkim opowieść o wyjątkowej relacji dwojga ludzi. Możliwe, że najważniejsze powinno być to trzecie, wokół którego kręci się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Jeżeli traktujesz artystów jak nadludzi, a sławne postaci są dla Ciebie nierzeczywiste lub wydają się baaardzo odległe - ta książka jest dla Ciebie.

Pierwszym moim zetknięciem się z takim zabiegiem była książka "Skok Safony" E. Jong, również świetna, jednak Dehnel wykorzystał losy historycznej postaci w inny sposób - tworząc mozaikę monologów, listów i ekfraz. "Saturn" to oryginalny splot historii sztuki i wyobraźni pisarskiej, który godnie oddaje nastrój obrazów Goi. O ile to nadal jego obrazy.

Jeżeli traktujesz artystów jak nadludzi, a sławne postaci są dla Ciebie nierzeczywiste lub wydają się baaardzo odległe - ta książka jest dla Ciebie.

Pierwszym moim zetknięciem się z takim zabiegiem była książka "Skok Safony" E. Jong, również świetna, jednak Dehnel wykorzystał losy historycznej postaci w inny sposób - tworząc mozaikę monologów, listów i ekfraz. "Saturn" to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Chociaż czasy, które poprzez bohaterkę opisuje w tym cyklu opowiadań autorka, są mi obce, nie odczuwałam dyskomfortu podczas czytania "Włoskich szpilek". Mimo że zarówno czas, jak i dwa leżące na przeciwnych biegunach państwa-światy są dość jasno określone, książka Tulli może być postrzegana jako uniwersalna. Autorka przedstawia mechanizmy ludzkich zachowań, które nie są właściwe tylko Polsce ludowej i tylko Włochom - nie mogą być, bo są mi znane, a nie żyłam w tamtych czasach.
Na uwagę zasługuje opis relacji bohaterki z matką. Jeśli poświęcić im więcej czasu, przemyśleć i spróbować utożsamić się z postaciami, okazuje się, że to naprawdę przejmująca historia.
Jeśli chodzi z kolei o język, nie jest to Tulli rodem ze "Skazy", ale uważam, że nadal godna uwagi.

Chociaż czasy, które poprzez bohaterkę opisuje w tym cyklu opowiadań autorka, są mi obce, nie odczuwałam dyskomfortu podczas czytania "Włoskich szpilek". Mimo że zarówno czas, jak i dwa leżące na przeciwnych biegunach państwa-światy są dość jasno określone, książka Tulli może być postrzegana jako uniwersalna. Autorka przedstawia mechanizmy ludzkich zachowań, które nie są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dla fanów Bernharda - lektura obowiązkowa. Ale osobie, która dopiero zamierza zapoznać się z twórczością pisarza, raczej nie polecam, bo nie wiem, czy wtedy sięgnęłaby po jego książki, a to byłaby niewątpliwie dla niej strata. Bernhard jawi się w tych rozmowach jako człowiek przewrotny, dowcipny, ale do tych żartów podszytych powagą trzeba podejść z dystansem. Dla dziennikarki przeprowadzającej z nim wywiady musiał być trudnym rozmówcą - inteligentnym, bardzo inteligentnym, przez co tym trudniejszym. Pani Fleischmann musiała czuć się jak na polowaniu: raz jak myśliwy, kiedy Bernhard niczym rasowy polityk umykał jej pytaniom i odwracał kota ogonem (w pewnym momencie sam kot już nie wiedziałby, gdzie ma ogon), a raz jak zwierzyna, gdy to ona była zmuszona unikać prowokacji i dwuznaczności.
Naprawdę warto przeczytać, ale nie można brać tego, co mówi pisarz, śmiertelnie poważnie.

Dla fanów Bernharda - lektura obowiązkowa. Ale osobie, która dopiero zamierza zapoznać się z twórczością pisarza, raczej nie polecam, bo nie wiem, czy wtedy sięgnęłaby po jego książki, a to byłaby niewątpliwie dla niej strata. Bernhard jawi się w tych rozmowach jako człowiek przewrotny, dowcipny, ale do tych żartów podszytych powagą trzeba podejść z dystansem. Dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Podróż intertekstualna, ale na tyle czytelna, że bez znajomości pism Sartre'a można śmiało sięgać po historię Reinera, Anny i reszty. Przyznam, że Jelinek uśpiła moja czujność i zakończenie mnie zaskoczyło.

Podróż intertekstualna, ale na tyle czytelna, że bez znajomości pism Sartre'a można śmiało sięgać po historię Reinera, Anny i reszty. Przyznam, że Jelinek uśpiła moja czujność i zakończenie mnie zaskoczyło.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Chyba najbardziej brutalna powieść Jelinek. Przynajmniej na mnie opisy przemocy zrobiły wrażenie, choć przywykłam już do stylu i wyobraźni autorki. Tutaj jednak zarówno inwencja, jak i język ponownie zaskakują. Świetna, jeśli podejść do niej z dystansem.

Chyba najbardziej brutalna powieść Jelinek. Przynajmniej na mnie opisy przemocy zrobiły wrażenie, choć przywykłam już do stylu i wyobraźni autorki. Tutaj jednak zarówno inwencja, jak i język ponownie zaskakują. Świetna, jeśli podejść do niej z dystansem.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niewątpliwie ciekawa wyprawa literacka, jednak wymagająca sprawnego poruszania się w intertekstualnym świecie - to jeden wielki kolaż intertekstów kulturowych.

Niewątpliwie ciekawa wyprawa literacka, jednak wymagająca sprawnego poruszania się w intertekstualnym świecie - to jeden wielki kolaż intertekstów kulturowych.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jedna z łagodniejszych powieści Jelinek, napisana też jeszcze stosunkowo przystępnym językiem, tzn. niewymagająca od czytelnika aż takiego skupienia, jak większość innych dzieł wybitnej Austriaczki.

Jedna z łagodniejszych powieści Jelinek, napisana też jeszcze stosunkowo przystępnym językiem, tzn. niewymagająca od czytelnika aż takiego skupienia, jak większość innych dzieł wybitnej Austriaczki.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Badaczka twórczości Jelinek, Monika Szczepaniak, artykuł na temat pisarki zatytułowała "Pióro jak skalpel". Doceni trafność tego tytułu każdy, kto po przeczytaniu "Pianistki" będzie miał skojarzenie z operacją na otwartym sercu. Bez znieczulenia.

Najpierw obejrzałam film, zupełny traf - wzięłam na chybił-trafił z półki w wypożyczalni DVD. Obejrzałam i zaczęłam się zastanawiać, jak niektóre sceny wyglądałyby w literackim opisie. Sięgnęłam zatem po książkę. Tak narodziła się swoista fascynacja Elfriede Jelinek. Niesamowita narracja, operowanie mową pozornie zależną wprost imponujące. Warto wziąć choćby dla tej narracji, bo poznanie takiego tekstu to interesująca czytelnicza przygoda. Co do fabuły i samego języka - wiem, że opinie nigdy nie będą jednakowe. Wyprawa w głąb kobiecej psychiki, która pochłania bez reszty. Ale uwaga! może wpłynąć negatywnie na postrzeganie świata przez czytelnika, nie polecam wrażliwym, chłonnym umysłom. Jelinek to autorka brutalna. Wybitna, ale brutalna.

Badaczka twórczości Jelinek, Monika Szczepaniak, artykuł na temat pisarki zatytułowała "Pióro jak skalpel". Doceni trafność tego tytułu każdy, kto po przeczytaniu "Pianistki" będzie miał skojarzenie z operacją na otwartym sercu. Bez znieczulenia.

Najpierw obejrzałam film, zupełny traf - wzięłam na chybił-trafił z półki w wypożyczalni DVD. Obejrzałam i zaczęłam się...

więcej Pokaż mimo to