-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-07-03
2013-03-10
"Ale miłość to coś innego. Miłość nie daje spokoju. Miłość jest bezsenna. Miłość obdarza siłą. Miłość jest szybka. Miłość jest jutrem. Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew."
Leo to z pozoru zwykły szesnastolatek, który uwielbia grać w piłkę nożną ze swoimi kolegami, często urządza sobie przejażdżki skuterem i tak jak prawie większość jego rówieśników nie lubi szkoły. Jednak nie jest on takim typowym egzemplarzem człowieka, dlatego że świat postrzega w kolorach. Dla niego biel to cisza i samotność, czerwień to miłość i Beatrice - dziewczyna, w której jest od jakiegoś czasu zakochany, ale ona nie wie o jego istnieniu. Kiedy chłopak dowiaduje się, że rudowłosa piękność jest chora na białaczkę, rozpoczyna wyścig z czasem, chce nacieszyć się obecnością Beatrice i ją uszczęśliwić.
Współczesne "Love Story" - tak głosi przypis umieszczony na przepięknej okładce książki. Czy to odpowiednia zapowiedź tego, co w niej znajdziemy? Mnie przysłowiowe "Love Story" kojarzy się z banalną, łzawą historią o miłości, która zazwyczaj nic nie wnosi do naszego życia, a jedynie sugeruje, że po nas też przyjedzie kiedyś rycerz na białym koniu i będziemy żyli z nim długo i szczęśliwie. "Biała jak mleko, czerwona jak krew" to inna bajka, fabuła nie skupia się tu tylko i wyłącznie na przedstawieniu pierwszej czystej i niewinnej miłości nastolatków. Jest to książka także o podążaniu za swoimi marzeniami, szukaniu celu życia, relacjach między ludźmi. I chociaż od początku wiedziałam, jak się zakończy cała historia, nie odebrało mi to przyjemności z jej lektury.
Powieść jest napisana prostym, a jednak pięknym językiem. Alessandro D'Avenia pisze jak poeta, niektóre zdania czytałam po kilka razy, aby jak najdłużej zachować je dla siebie. Dosłownie chwyta słowami za serce.
Narratorem w książce jest Leo, mamy całkowity dostęp do jego uczuć i przemyśleń. Trochę mnie zdziwiło to, że zakochał się w dziewczynie, której tak naprawdę nie zna i nie zamienił z nią ani jednego słowa. Czy to można nazwać miłością? Według mnie to jedynie fascynacja drugą osobą, której widok sieje zamęt w głowie, jednak zmieniłam swoje zdanie, kiedy chłopak musiał zmierzyć się ze świadomością, że Beatrice niedługo umrze. Szczęście dziewczyny w ostatnich dniach jej życia stało się dla niego dobrem nadrzędnym, priorytetem.
"Miłość istnieje nie po to, by dać nam szczęście ale po to, byśmy mogli sprawdzić, jak silna jest nasza odporność na ból."
Uważam, że wątek Silvii, najlepszej przyjaciółki Lea, niesamowicie uszlachetnił całą historię. Może to dlatego, że mam z nią trochę wspólnego. Strasznie było mi jej żal, kiedy widziałam, jak cierpi, gdy Leo opowiada o Beatrice, prosi ją o napisanie do dziewczyny listu. Ale Silvia przez cały ten czas jest prawdziwą przyjaciółką, mimo że raz popełnia błąd świadczący o tym, że nie jest idealna i że zależy jej na nieświadomym jej uczucia, Leonardzie. I chyba to właśnie Silvię najbardziej polubiłam z całej książki, chociaż Beatrice także mnie na swój sposób oczarowała. Choroba sprawia, że dziewczyna zaczyna postrzegać życie jako prezent, który trzeba szanować i być za niego wdzięcznym, wielokrotnie zakręciła mi się łza w oku, kiedy czytałam, jak o tym mówi. Dzieląc się swoimi spostrzeżeniami z Leo sprawia, że chłopak zaczyna dostrzegać, jak kruche jest ludzkie istnienie i że tylko on ma wpływ na to, czy będzie mógł kiedyś powiedzieć, że miało ono sens.
"Tak to już jest na tym świecie, że nie zauważa się tego, co ma się najbliżej."
"Biała jak mleko, czerwona jak krew" to powieść, przy której płakałam, uśmiechałam się i rozmyślałam. Ukazuje miłość, przyjaźń, rodzinę, marzenia jako wartości, o które zawsze trzeba walczyć i doceniać. Jest to jedna z piękniejszych książek, jeśli nie najpiękniejsza, jakie miałam okazję przeczytać w swoim krótkim życiu i z pewnością nie pozostanę obojętna na przesłanie, które za sobą niesie. Polecam i będę ją polecać każdemu, niezależnie od wieku, płci, zainteresowań, dlatego że daje nadzieję na lepsze jutro oraz nakłania do szukania szczęścia w realizacji marzeń i innych ludziach.
http://przyjaciolkiksiazki.blogspot.com/2013/03/biaa-jak-mleko-czerwona-jak-krew.html
"Ale miłość to coś innego. Miłość nie daje spokoju. Miłość jest bezsenna. Miłość obdarza siłą. Miłość jest szybka. Miłość jest jutrem. Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew."
Leo to z pozoru zwykły szesnastolatek, który uwielbia grać w piłkę nożną ze swoimi kolegami, często urządza sobie przejażdżki skuterem i tak jak prawie większość jego rówieśników nie lubi...
2013-08-13
Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałby świat bez miłości – przestrzeń, gdzie ludzie mogliby tylko prześlizgiwać się w czasie i umierać, nie zaznając ani trochę czułości? Brzmi strasznie. Ja nigdy nad tym nie rozmyślałam, aż do czasu gdy sięgnęłam po książkę napisaną przez panią Lauren Oliver, która zapewniła mi kilka nieprzespanych nocy oraz wiele skrajnych emocji. Dzięki tej powieści znalazłam się we wspomnianym wcześniej świecie i… przeraziłam się.
Stany Zjednoczone, wokoło mury, a wewnątrz nieustannie ochrona – w takim otoczeniu żyje główna bohaterka "Delirium", siedemnastoletnia Lena. Do jej osiemnastych urodzin zostało już niewiele czasu, a to wiąże się z zabiegiem, który sprawi, że życie dziewczyny będzie w pełni bezpieczne. Bezpieczne, bo wolne od przebiegłej i okropnej choroby amor deliria nervosa, zwanej inaczej miłością. Nastolatka nie może się już doczekać, kiedy zostanie jej podane remedium gwarantujące szczęśliwe życie bez emocji i pamięci o przeszłości. Jednak niespodziewanie, kilka miesięcy przed zabiegiem, w jej życiu pojawia się ktoś, kto uświadamia jej, że wszystko to, co uważa za właściwe i prawdziwe, jest kłamstwem.
Ostatnimi czasy bardzo modne stały się antyutopie, dużo młodych dziewczyn sięga po takie powieści zapewne za sprawą słynnych "Igrzysk śmierci", które doczekały się już nawet ekranizacji. Z początku nie byłam przekonana do tego gatunku, bo książki o przyszłości jakoś nigdy mnie nie interesowały, ale podczas ostatniej wizyty w bibliotece postanowiłam spróbować czegoś nowego, zdecydowałam się na Delirium. I śmiało mogę powiedzieć, że był to dobry wybór, a nawet najlepszy! Nigdy nie pomyślałabym, że tak bardzo zafascynuje mnie przedstawiony tu hermetyczny świat, gdzie wszystko musi być sterylnie i wolne od uczuć. Niby idealny, ale zapewnia swoim obywatelom bezpieczeństwo, zabierając im wolność, inwigilując i zamiatając pod dywan nieludzkie działania porządkowych. To chore, paranoja – takie określenia cisnęły mi się na usta po przeczytaniu pierwszych stron tej książki, a jednak zostałam wciągnięta w życie jej bohaterów i całą sobą przeżywałam ich niepowodzenia. Takim sposobem czytałam tylko z krótkimi przerwami na wzięcie oddechu, zapominając o istnieniu innego świata niż ten, który mieści się pomiędzy papierowymi stronami.
"Miłość – jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po. I w trakcie – moment na krawędzi."
Styl pisania pani Oliver jest wybitny, rzadko zdarza mi się spotykać z tak dopracowanym i jednocześnie przyjemnym w odbiorze językiem, który dzięki wielu metaforom i wspaniałym porównaniom brzmi jak poezja. Mogłabym wypisać wiele pięknych cytatów o miłości z tej książki, a i tak z pewnością nie wymieniłabym wszystkich. Dialogi, których nie ma za wiele, również prezentują wysoki poziom, bo nie są paplaniem o byle czym (np. o pogodzie), tylko rozmowami, które ściśle dotyczą tego, co dzieje się w powieści. Także tempo akcji jest świetnie dostosowane, szczególnie w drugiej połowie historii, gdzie wszystko nabiera maksymalnej prędkości i nie pozwala na odłożenie książki choć na chwilę.
Magdalena (to pełne imię głównej bohaterki) od pierwszego spotkania była dla mnie zwykła, nudną nastolatką, która nie wyściubiała nosa ze swojej norki i wolała wciąż żyć pod pantoflem, zresztą jak większość obywateli Stanów Zjednoczonych. Dopiero kiedy się zakochała i zmieniła diametralnie swoje poglądy, przestała być mi obojętna. Po prostu zaczęłam żyć jej życiem, nawet przy robieniu kanapki zastanawiając się, czy powinna iść na imprezę, powiedzieć o wszystkim przyjaciółce. Większość pozostałych bohaterów to szara masa, która na ślepo brała to, co dyktowało Konsorcjum i jego propaganda, jednak nie warto się na nich skupiać, bo nie brakuje tu także świetnie wykreowanych i różnorodnych charakterów. Wśród nich jest Grace (od razu zdobyła moją sympatię), kilkuletnia dziewczynka, która nic nie mówiła, z powodu czego wszyscy myśleli, że jest niedorozwinięta, ale to nieprawda – i Lena o tym wiedziała. Oczywiście muszę wspomnieć też o Alexie, inteligentnym i czarującym chłopaku, który pokazał Lenie, jak piękne jest życie i czym jest prawdziwa wolność, to zdecydowany motor większości pozytywnych wydarzeń.
"Czasem mam wrażenie, że jeśli się tylko obserwuje rzeczy, siedzi się spokojnie i pozwala światu wokół nas po prostu istnieć, to wtedy na krótką chwilę czas zastyga i świat zatrzymuje się w ruchu. Tylko na krótką chwilę. I jeśli komuś uda się żyć w takiej chwili, będzie żył wiecznie."
"Delirium" to powieść, która zawładnęła moim umysłem i porządnie nim wstrząsnęła. Dopiero teraz doceniłam to, że nikt nie każe mi rezygnować z uczuć, nie ogranicza mojej wolności oraz nie ingeruje w moje życie. Dzieło pani Lauren Oliver w stu procentach zasługuje na uwagę, bo mimo że wszystko dzieje się w fikcyjnym świecie, to jednak ma się wrażenie, że jest on rzeczywisty – a wszystko dzięki żywym bohaterom i nieustannie towarzyszącym podczas czytania skrajnym emocjom. Już teraz, kiedy ochłonęłam trochę po mokrym od łez zakończeniu, mam ogromną ochotę na zapoznanie się z kontynuacją "Delirium", bo w głowie kłębi mi się jeszcze wiele pytań, które oczekują odpowiedzi.
http://przyjaciolkiksiazki.blogspot.com/2013/08/delirium-lauren-oliver.html
Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum.pl
Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałby świat bez miłości – przestrzeń, gdzie ludzie mogliby tylko prześlizgiwać się w czasie i umierać, nie zaznając ani trochę czułości? Brzmi strasznie. Ja nigdy nad tym nie rozmyślałam, aż do czasu gdy sięgnęłam po książkę napisaną przez panią Lauren Oliver, która zapewniła mi kilka nieprzespanych nocy oraz wiele skrajnych emocji....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-05
2012-07-01
Książki są z pozoru tylko ubranymi w okładki zadrukowanymi stronami, na których zapisana jest jakaś historia. Ale to tylko złudzenie, nie do końca zgodny z prawdą obraz. Bo książki to coś więcej, to przyjaciele, którzy nigdy nie zostawiają nas samych, są zawsze gotowi na spotkanie, czujemy ich bliskość m. in. dzięki przyjemnemu szelestowi kartek, który zaprasza do ukrytego wśród liter świata. Niektóre mogą nawet sprawić, że stanie się on rzeczywistością…
„Książki kochają każdego, kto je otwiera, dając mu poczucie bezpieczeństwa i przyjaźni, niczego w zamian nie żądając. Książki nigdy nie odchodzą, nawet wtedy gdy się je źle traktuje.”
Meggie jest dwunastoletnią córką introligatora, Mortimera. Jej matka zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach i od tego czasu wychowuje ją tylko tata, którego nazywa Mo. Oboje bardzo kochają książki, dlatego też mają ich pełno w wynajmowanym domu. Dziewczynka nie może zrozumieć, dlaczego ojciec nie czyta jej nigdy na głos. Okazuje się, że ma to związek z tajemnicą, którą ukrywa. Wszystko zacznie wychodzić na światło dzienne po wizycie tajemniczego Smolipalucha, który nazywa Mo Czarodziejskim Językiem. Nic już nie będzie takie proste, niebezpieczeństwa i trudne decyzje to dopiero początek przygody.
To, co wyszło spod pióra pani Funke, mogłabym czytać godzinami. „Atramentowe serce” to skarbnica pięknych cytatów związanych z literaturą. Autorka ma wspaniały styl pisania, jest on taki magiczny i lekki, opisy są ciekawe i nie zniechęcają, co sprawia, że delektuję się lekturą i odkrywam ją powoli, bez zbędnego pośpiechu, by jak najdłużej móc pozostać w świecie, do którego trafiam. I to dlatego wracam do tej książki już po raz trzeci. Jednak nie tylko język mnie do niej przyciąga jak magnes, ale również, może nawet najmocniej…
Bohaterowie. „Atramentowe serce” rozchyla przed nami kolorowy wachlarz charakterów, rozpoczynając od najjaśniejszych a kończąc na najczarniejszych. I jedni i drudzy zasługują na uwagę. Co najdziwniejsze, nawet jeśli źle postępują, podejmują złe decyzje, wciąż utrzymuję do nich sympatię. A już największą słabość mam do Smolipalucha. Według mnie jest najlepiej skonstruowaną postacią w książce, z pozoru introwertyk i dziwak, a w rzeczywistości to prawdziwy przyjaciel i miłośnik wróżek. Mo to kolejny bohater, którego uwielbiam przede wszystkim za to, jak traktował książki, z jaką miłością o nich mówił. Meggie polubiłam za identyczny stosunek do książek jak mój oraz za to, że mimo strachu, obaw, potrafiła zebrać w sobie odwagę i walczyć o swoich bliskich.
„Dlaczego dorośli uważają, że dzieci lepiej znoszą tajemnice niż prawdę? Czy nie zdają sobie sprawy, jakie mroczne historie dzieci wymyślają, aby wyjaśnić sobie tajemnice.”
Nie mogę też zapomnieć o wydaniu książki, ponieważ jest dopracowane do ostatniej strony i jednym słowem wspaniałe. Okładka od razu przyciąga wzrok swoją tajemniczością, ilustracja na niej bardzo pasuje do całej historii. Każdy rozdział jest poprzedzony cytatem, który również współgra z jego treścią. Wiele z nich zachęciło mnie do przeczytania książek, z których zostały zaczerpnięte, uświadomiłam sobie, jakie mam zaległości w klasyce dziecięcej, która ma w swoim dorobku naprawdę dużo ciekawych pozycji.
„Atramentowe serce” to jedna z moich ulubionych książek, do której wrócę pewnie jeszcze nie raz. Uwielbiam wkraczać do świata, który przede mną otwiera, mimo że jest niebezpieczny, to jednak fascynujący. Z wypiekami na twarzy kolejny raz czytałam o przygodach moich przyjaciół, bo tak ich traktuję, razem z nimi bałam się, śmiałam się i płakałam, zapominając na chwilę o rzeczywistości. Polecam tę książkę wszystkim, ponieważ każdy może znaleźć w niej cząstkę siebie, dostrzec magię, która jest tuż obok.
http://uroczakraina.blogspot.com/2013/07/atramentowe-serce.html
Książki są z pozoru tylko ubranymi w okładki zadrukowanymi stronami, na których zapisana jest jakaś historia. Ale to tylko złudzenie, nie do końca zgodny z prawdą obraz. Bo książki to coś więcej, to przyjaciele, którzy nigdy nie zostawiają nas samych, są zawsze gotowi na spotkanie, czujemy ich bliskość m. in. dzięki przyjemnemu szelestowi kartek, który zaprasza do ukrytego...
więcej Pokaż mimo to