rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie czytam za często książek Polskich autorów. Zdarzały się sytuacje, że recenzentowi nie podobała się dana powieść, uzasadniał dlaczego, ale i tak pisarz lub pisarka nie mogli się pogodzić z krytyką. Dlatego bardzo sceptycznie podeszłam do "Idealnej" Magdy Stachuli. I naprawdę mi się ona spodobała. Kiedy już zamknęłam pozycję nie mogłam uwierzyć, że tak wciągającą historię mogła napisać Polska. I to jeszcze debiut. Nawet znanych autorów ich pierwsze lektury często są słabe. Bez doświadczenia, ale wiedzą co poprawić i kolejne rzeczy, które wydają są już lepsze. Inaczej jest z dobrymi debiutami. Najlepiej, żeby udało się napisać tak dobrą książkę jak ta pierwsza, a może nawet lepszą.

W "Idealnej" mamy przedstawioną historię pewnego małżeństwa, Anity i Adam. Ona - piękna, mądra i zawsze dążąca do celu, on - przystojny, dobrze wykształcony i z dobrą pracą. Na początku ich małżeństwa wszystko wydaje się idealne, ale potem zaczynają się komplikacje. Zaczynają się starać o dziecko, ale Anita nie może zajść w ciąże. Po dwóch latach, po zrobieniu wielu badań, leczeniu się, nadal nie widać efektów. Zaczynają się od siebie oddalać, a ich jedyny kontakt fizyczny jest wtedy kiedy pokaże to kalendarzyk Anity. Kobieta czeka aż jej mąż wyjdzie do pracy, żeby pooglądać ludzi jeżdżących w Pradze tramwajem. Nie chce wychodzić z domu, bo wszędzie widzi ciężarne kobiety lub matki z dziećmi, a takiego widoku nie może znieść, bo nie wie czy kiedykolwiek sama będzie miała potomstwo.

To co mnie na samym początku zdziwiło, że mamy aż 4 główne narracje:

Anity, która to popada w coraz większą obsesją, tylko żeby mieć dziecko. I o dziwno właśnie najlepiej czytało się "Idealną" z punktu widzenia Anity.
Adama, który powoli ma już dość swojej żony, nie jest na nią zły dlatego, że jest bezpłodna, ale dlatego, że od początku ich małżeństwa Anita zmieniła pod względem charakteru i niestety na gorsze.
Marty i nie powiem wam kto to jest dla tej dwójki, ponieważ byłby to duży spoiler, ale ta kobieta zmieni ich świat.
Eryka, o którym wam również nie powiem kim jest dla naszej dwójki. Jest artystą i chodzi z piękną kobietą, Mileną.

Kiedy dostałam maila z propozycja recenzowania tej książki bardzo zainteresowały mnie słowa - thriller psychologiczny i tak szczerze, to nadal nie wiem dlaczego był psychologiczny. Teraz chciałabym napisać o czymś bardzo ważnym - o przewidywalności. Magda Stachula w niektórych częściach "Idealnej" bardzo mnie zaskoczyła, ale niestety niektórych rzeczy bardzo łatwo można się domyślić. Od razu wiemy jak historia Adama i Anity się skończy. Autorka bardzo dobrze wykreowała bohaterów. Oczywiście popełniali błędy, ale dzielnie ponosili konsekwencje swoich czynów, co sprawiało, że czytelnik może się z nimi utożsamić.

To czy książka jest dobrze albo źle napisana mogę poznać po 2 rzeczach:

kiedy jest dobrze to pochłaniam książkę w zawrotnym tempie
kiedy jest źle to co chwilę sprawdzam co chwile strony do końca rozdziału lub pozycji
Na szczęście tutaj była obecna pierwsza opcja. Bardzo szybko udało mi się wciągnąć w historię. To co może na początku przeszkadzać to narracja, ale już po kilku stronach czytelnik się przyzwyczaja i nie ma większych problemów ze zrozumieniem historii.


Podsumowanie: Wiecie może "Idealna" Magdy Stachuli nie była idealna, ale była naprawdę bardzo dobra. Zostałam miło zaskoczona przez autorkę i udowodniła, że z naszymi debiutującymi autorami jeszcze nie jest tak źle jak nam się wydaje. Polecam wam już 17 sierpnia zajrzeć do księgarni i rozejrzeć się za tą pozycją. A komu mogłabym ją polecić? Mam wrażenie, że chłopakom nie spodobały by się jak i fanom thrillerów psychologicznych. Podobno dla fanów "Dziewczyny z pociągu", ale podobno jest tak słaba, że nie warto czytać. Jeśli jednak podobała wam się powieść Paula Hawkingsa to na pewno sięgnijcie po "Idealną".

Moja ocena: 5/6

Idealna, Magda Stachula, Wydawnictwo Znak literanova, 384 str., 17 sierpnia 2016.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak literanova!

Nie czytam za często książek Polskich autorów. Zdarzały się sytuacje, że recenzentowi nie podobała się dana powieść, uzasadniał dlaczego, ale i tak pisarz lub pisarka nie mogli się pogodzić z krytyką. Dlatego bardzo sceptycznie podeszłam do "Idealnej" Magdy Stachuli. I naprawdę mi się ona spodobała. Kiedy już zamknęłam pozycję nie mogłam uwierzyć, że tak wciągającą historię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W tym roku przeczytałam więcej poradników, niż w całym moim życiu. Niektóre lepsze, niektóre gorsze, ale i tam je namiętnie pochłaniam, pomimo tego że często informacje napisane na kartkach tych pozycji już jest mi znana. Jeśli moglibyście polecić jakiś poradnik, to chętnie poczytam o waszych propozycjach w komentarzach. Dzisiaj recenzja "Jak być glam?", który był takim średniakiem, dużo nie wniósł mi do życia (ale coś tak!), lecz wiem, że są o wiele lepsze książki tego typu.

Muszę się wam przyznać, że nie za wiele wyniosłam z tej książki. Mnóstwo rzeczy już po prostu wiedziałam i nie było nic odkrywczego, a szkoda. Pomimo tego, że ja się jakoś strasznie nie maluję, to większość porad było mi znanych. Lecz dla osób początkujących, które nie wiedzą jak dobrze wyregulować brwi lub wybrać odpowiedni korektor i podkład to może poradnik Fleur De Force im się przyda. Lecz istnieje cała masa innych tego typu powieści, które są po prostu lepsze.

To co mi się podobało w tej książce to zdjęcia, które były wydrukowane na dobrej jakości papierze. Jedyną rzeczą do której mogę się przyczepić (chodzi mi o szatę graficzną) to to, że "Jak być glam?" nie ma grubej oprawy, ponieważ do tego typu literatury zagląda się dość często i mój egzemplarz wygląda jakby miał kilka lat, a nie niecały miesiąc. Bardzo przypadł mi do gustu styl autorki. Dzięki niemu szybko przeczytałam tę pozycję, a że teraz nie mam za wiele czasu, żeby czytać to takie pozycje są idealne.

Podsumowanie: "Jak być glam?" to średni poradnik, jest kilka fajnych porad, ale dużo jest rzeczy oklepanych. Niestety, trochę się rozczarowałam. Fleur De Force oglądam już od dłuższego czasu i to, jaką ma wiedzę na temat makijażu i ubraniach cały czas mnie zadziwia. Mam wrażenie, że nie wszystko przelała na papier. Słyszałam, że ma wyjść druga część. Będzie ona dotyczyć wielkich wyjść, imprez i jak się na nie przyszykować - jak się dobrze ubrać i pomalować na takie spotkania. Pomimo tego, że pierwsza część nie była najlepsza, to i tak przeczytam drugą.

Jak być glam?, Fleur De Force, Wydawnictwo literackie, 2016.

Ocena: 3/6

Za książkę dziękuje Wydawnictwu literackiemu.

- See more at: http://alezaczytana.blogspot.com/2016/04/fleur-de-force-jak-byc-glam.html#sthash.rfef2ZG0.dpuf

W tym roku przeczytałam więcej poradników, niż w całym moim życiu. Niektóre lepsze, niektóre gorsze, ale i tam je namiętnie pochłaniam, pomimo tego że często informacje napisane na kartkach tych pozycji już jest mi znana. Jeśli moglibyście polecić jakiś poradnik, to chętnie poczytam o waszych propozycjach w komentarzach. Dzisiaj recenzja "Jak być glam?", który był takim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Normalnie takich książek nie czytam i nie wiedziałam jak się zabrać za tę recenzję, ponieważ uwielbiam ten poradnik. Może nie jest to moja ulubiona pozycja, ale jest naprawdę godna uwagi. Kasia Tusk napisała naprawdę dobre teksty z przepięknymi zdjęciami i co najważniejsze - "Elementarz stylu" wielu rzeczy mnie nauczył i od jakiego czasu trochę łatwiej mi się ubrać. Niestety, nadal mam problem: Mam tyle ubrać, że nie mam co na siebie włożyć, ale powoli uzupełniam swoją garderobę.

Poradnik jest podzielony na kilka części. Pierwszą z nich jest na temat: 'Dlaczego nie mam się w co ubrać?'. Pani Kasia napisała co powinnyśmy mieć w swojej szafie, żeby móc się bez problemu ubrać. Na końcu każdego działu mamy listę na wypisywanie różnych rzeczy - stylizacji na daną okazję lub czego brakuje nam w naszej szafie. Następnie, jest poruszany temat: co, gdzie i jak się ubrać. Ten dział podobał mi się najbardziej, ponieważ kiedy nie wiem w co się ubrać, mogę zajrzeć do książki. Potem możemy przeczytać o 4 stolicach mody - o Nowym Yorku, Mediolanie, Londynie i Paryżu. Gdybym ja miała określić jak ja się ubieram, to mój styl jest gdzieś pomiędzy tym Paryskim i Londyńskim. Ostatni dział jest na temat tego, że nie powinnyśmy marnować czasu na ubrania, lepiej cieszyć się życiem.

Od jakiegoś czasu czytam bloga Katarzyny Tusk - Make life easier i wiedziałam, że autorka pisze bardzo zgrabnie i ma bardzo miły w odbiorze styl, że wszystkie informacje szybko się przyswaja. Moim zdaniem, wszystkie panie powinny się w taki poradnik zaopatrzyć. Dzięki niemu czuję (a przynajmniej mam takie wrażenie), że spędzam mniej czasu na wybieranie ubioru jak i nie włóczenie się po galeriach handlowych bez celu (co mi się często zdarzało). Próbuję, aby mój styl był minimalistyczny, ale żeby był również kobiecy.

Podsumowanie: "Elementarz stylu" już nie raz mnie poratował przed jakąś porażką modową i mam wrażenie, że lepiej dobieram mój strój. Próbuję wybierać w sklepach rzeczy, które na pewno będę nosić, ponieważ miałam kiedyś kilka rzeczy, które zostawiałam na później (czytaj: nigdy ich nie nosiłam, bo zostawiałam je na szczególne okazje, które zdarzają się niezwykle rzadko). Ogólnie "Elementarz stylu" jest świetnym poradnikiem dla kobiet, a Kasia Tusk umie zmienić styl kobiet.

Moja ocena: 6/6

Elementarz stylu, Katarzyna Tusk, Wydawnictwo Muza, 2015r.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza! - See more at: http://alezaczytana.blogspot.com/2016/02/katarzyna-tusk-elementarz-stylu.html#sthash.CUdaRJxC.dpuf

Normalnie takich książek nie czytam i nie wiedziałam jak się zabrać za tę recenzję, ponieważ uwielbiam ten poradnik. Może nie jest to moja ulubiona pozycja, ale jest naprawdę godna uwagi. Kasia Tusk napisała naprawdę dobre teksty z przepięknymi zdjęciami i co najważniejsze - "Elementarz stylu" wielu rzeczy mnie nauczył i od jakiego czasu trochę łatwiej mi się ubrać....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Życie lubi plątać nam figle. Coś co kiedyś mogło ci się zdawać stałe, nagle znika i ty rozkładasz ręce, bo nie wiesz co zrobić. Po prostu, życie nie jest proste, o czym boleśnie się bohaterka serii "Girl online", Penny. I wiecie co? Ta książka naprawdę mi się podobała. Taki przyjemny odmóżdzać, o którym szybko się zapomina. Ta część nie była tak bardzo przesłodzona i kilka razy zostałam mocno zaskoczona. Dzisiaj zapraszam was na recenzję kolejnej pozycji Zoë Sugg - "Girl online w trasie".

(Jeśli nie czytałeś/aś pierwszej części "Girl online", to odpuść sobie ten akapit, ponieważ mogę ci zaspoilerować końcówkę 1). Penny nie pisze już na blogu. To znaczy, pisze, ale udostępnia wpisy tylko wybranym osobom. Chodzi z Noah, który jest wschodzącą gwiazdą. Próbuje sobie wszystko poukładać. Jej chłopak zabiera ją na trasę koncertową, ale nie wszystko jest takie kolorowe jak na pierwszy rzut oko się wydaje. Niespodziewane problemy i zaskakujące przyjaźnie - naprawdę w tej książce dużo się dzieje.

Główna bohaterka, Penny Porter jest bardzo ciekawą postacią. W tej części w moich oczach zyskała, stała się silniejsza i nie bała się własnego cienia. Byłam z niej bardzo dumna, że wreszcie się ogarnęła i przestała popełniać głupkowate błędy. Nie stała się perfekcyjną nastolatką, bo nadal była dość dużą ofermą, ale jej pasja pomagała jej wszystko przezwyciężyć! Niby taka lekka książka (bo taką jest), ale przekazuje nam kilka ważnych lekcji. Na przykład to, że powinnyśmy żyć chwilą i nasza praca powinna być związana z czym kochamy.

Miłości w tej książce jest naprawdę dużo. Główna bohaterka przeżywa swoją pierwszą miłość, jest też miłość do brata i przyjaciela. Ten ostatni też ma kilka rozterek miłosnych i moim zdaniem ten wątek był trochę zbyt duży. W ogóle homoseksualizm mi nie przeszkadza, ale często on przyćmiewał on główną część fabuły. Chyba autorka koniecznie chciała, żeby taki wątek był w jej książce i naprawdę fajnie, ale było go trochę zbyt dużo. Podobało mi się, kiedy Penny odnawiała swoje przyjaźnie, dzięki temu powieść zyskała.

Chodząc do szkoły i pochłaniając głownie ksiązki w tramwaju, gdzie niektórzy słuchają strasznie głośno muzyki, czytam same lekkie książki. "Girl online w trasie" właśnie taką była. Styl autorki nie był wspaniały, ale Zoe Sugg bardzo fajnie opisuje perypetie Penny. Nie będzie ona kolejnym wielkim autorem, ale miło czasem przeczytać coś takiego. W ogóle nie wiedziałam, że ma powstać druga część i zostałam mile zaskoczona, ale moim zdaniem pisanie trzeciej książki będzie lekką przesadą, ale jest mały materiał na kolejną powieść, którą z chęcią przeczytam.

Podsumowanie: "Girl online w trasie" była lepsza niż swoja poprzedniczka. Pobadało mi się to, że nie była taka cukierkowa i była bardziej realistyczna. Penny, choć nadal jest niezdarna wyciąga lekcje z poprzednich wpadek i próbuje ich uniknąć. Komu mogłabym polecić tę serię? Na pewno fanom Zoë Sugg (Zoelli), dziewczynom, które dopiero zaczynają swoją historię z czytaniem i dla osób, które chcą przeczytać coś lekkiego. Tylko pamiętajcie, zanim przeczytacie ten tom, przeczytajcie pierwszy.

Moja ocena: 5/6

Girl online w trasie (Girl online#2), Zoe Sugg, Wydawnictwo Insignis, 340 stron, 2015r..

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Insignis! - See more at: http://alezaczytana.blogspot.com/2015/12/zoe-sugg-girl-online-w-trasie.html#sthash.uf6hZPe8.dpuf

Życie lubi plątać nam figle. Coś co kiedyś mogło ci się zdawać stałe, nagle znika i ty rozkładasz ręce, bo nie wiesz co zrobić. Po prostu, życie nie jest proste, o czym boleśnie się bohaterka serii "Girl online", Penny. I wiecie co? Ta książka naprawdę mi się podobała. Taki przyjemny odmóżdzać, o którym szybko się zapomina. Ta część nie była tak bardzo przesłodzona i kilka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moim zdaniem każdy powinien mieć taką serię, do której może wracać, która może jest beznadziejna, ale ty ją uwielbiasz i możesz czytać ją w kółko i w kółko. Nie ważne jaka jest pogoda za oknem, czy jesteś chory czy zdrowy, ten cykl zawsze powita z otwartymi ramionami. Właśnie dla mnie jest taką serią "Pretty Little Liars", która nie jest perfekcyjna, ciągnie się w nieskończoność, ale ja mam do niej ogromny sentyment. Jest to typowy młodzieżowy cykl i bardzo mi on przypadł do gustu, a wy przecież wiecie jak surowo oceniam czytane przeze mnie powieści. A wy macie taki cykl?


Spróbuję wam streścić trzeci tom bez zaspoilerowania wam dwóch poprzednich części, ale mnie nie bijcie, że zdradziłam wam treść, więc dla waszego bezpieczeństwa przemińcie ten akapit. Znowu spotykamy się z naszymi czterema kłamczuchami - Arią, Spencer, Emily i Hanną. Do mediów trafia filmik z nimi i Alison, która nie żyje od tego pamiętnego lata. Wspomnienia wracają, ale chwileczkę. Tajemnicza A. popełnia błąd, czy dziewczynom uda się dowiedzieć kto przysyła SMS?

Mój związek z "Pretty Little Liars" zaczął się 2 lata temu w wakacje. Pamiętam, że wtedy byłam u mojej cioci na wsi i nie umiałam wyjść z podziwu jak bardzo spodobał mi się pierwszy tom. Jednak nie było to moje pierwsze spotkanie z kłamczuchami. Kilka miesięcy przed wakacjami obejrzałam z koleżanką pierwszy odcinek serialu, który streszcza całą pierwszą część. Dzisiaj serialu nie oglądam, ale może (!) zacznę go oglądać po skończeniu wszystkich tomów, a trochę mi to zajmie, ponieważ jest szesnaście części + dodatki, a ja na razie jestem po lekturze czterech tomów.

Główne bohaterki są bardzo specyficzne i każda z nich ma własne problemy i sekrety, które dzieliła tylko z Alison. Aria Montogomery, dziewczyna, która ukrywała związek swojego taty ze studentką przed swoją mamą (ciii...Aria również ma romans z nauczycielem, który uczy jej literatury w szkole). Spencer Hastings zawsze chciała być najlepsza i od zawsze rywalizuje ze swoją własną siostrą, od chłopaków po oceny i szacunek rodziców. Dodała oliwy do ognia gdy ukradła swojej siostrze pracę na konkurs. Hanna Martin, pomimo tego, że przestała już kraść ze sklepów, to nadal ma problemy z dietą. Trzyma z Moną, z jej najlepszą przyjaciółką, dopóki ona (Mona) nie zrobi czegoś strasznego. I na sam koniec Emily Fields, która zakochała się w jej przyjaciółce Mayi, a jej rodzicom bardzo, ale to bardzo się nie podoba.

Wiecie co mi tutaj najbardziej przeszkadza? Że te dziewczyny są krótko mówiąc puste. Takie często miałam wrażenie. Przy Hannie, która jest mega ładna czuję się jak jakieś brzydkie kaczątko. Sara Shepard, która (mam przynajmniej taką nadzieję) adresowała tę powieść do młodzieży powinna zmienić trochę problemy. Wiem, że teraz już jest za późno (w Stanach jest już 16 części), ale tak po prostu na przyszłość. Za to bardzo mi się podoba styl w jakim pysze autorka. Czyta się łatwo i przyjemnie Powieść się pożera wzrokiem. Po dwóch dniach skończyłam tę pozycję i od razu miałam ochotę na więcej.

Podsumowanie: Naprawdę trudno mi powiedzieć, czy mogę moim czytelnikom polecić serię "Pretty little liars" autorstwa Sary Shepard. Jest ona bardzo specyficzna i trzeba tego typu literaturę po prostu lubić. Pomimo wad, których w tym cyklu jest całe mnóstwo i tak go uwielbiam. Po prostu wiem, że kiedy będę miała jakąkolwiek niemoc czytelniczą, cztery kłamczuchy przygarną mnie do swojego grona. Kiedy będziesz stać w księgarni i zobaczysz (bodajże) 14 tom, zastanówcie się czy chcecie poświęcać swój czas na nigdy nie kończącą się serię.

Pretty Little Liars. Doskonałe (Pretty Little Liars#3), Sara Shepard, Wydawnictwo Moondrive (Otwarte), 2011.

Ocena: 4/6

Seria "Pretty little liars": Tajemnice Ali (0.5) | Kłamczuchy | Bez skazy | Doskonałe | Niewiarygodne | Pretty little liars. Sekrety | Zepsute | Zabójcze | Bez serca | Pożądane | Uwikłane | Bezlitosne | Olśniewające | Rozpalone | Skruszone | Zatrute | Toxic | Vicious

Moim zdaniem każdy powinien mieć taką serię, do której może wracać, która może jest beznadziejna, ale ty ją uwielbiasz i możesz czytać ją w kółko i w kółko. Nie ważne jaka jest pogoda za oknem, czy jesteś chory czy zdrowy, ten cykl zawsze powita z otwartymi ramionami. Właśnie dla mnie jest taką serią "Pretty Little Liars", która nie jest perfekcyjna, ciągnie się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

YouTube'a uwielbiam od zawsze. Na nim się znalazłam przed odkryciem blogspota, ba nawet przed facebookiem, bo tam odkryłam takie gwiazdy jak Justin Bieber czy One direction (spokojnie, już mi przeszło). Od jakiegoś roku ten portal już służy mi do czegoś innego, niż słuchanie muzyki, a mianowicie zaczęłam tam oglądać filmiki na temat książek, kosmetyków i lifestyle'u. Dość szybko natrafiłam na Zoellę, którą bardzo szybko ją polubiłam (ten jej akcent!). Niedługo potem, dowiedziałam się, że będzie wydawana książka vlogerki w Polsce i ją przeczytałam.


Penny ma swojego bloga na którym dzieli się swoimi przemyśleniami, opowiada o sowim życiu i ogólnie jest to jej pamiętnik, ale nigdy nie zdradziła tam swojego imienia. Po kilku nieszczęśliwych wypadkach główna bohaterka, Elliot i jej rodzina lądują w Nowym Yorku w grudniu. Tam blogerka (wspominałam wam, że na blogu podpisuje się Girl online?) poznaje Noaha, w którym od razu się zakochuję, ale chłopak ma jakiś sekret...

Widać, że główna bohaterka była tak wykreowana, żeby większość nastolatkę mogła się z nią zżyć. Wyszło to trochę sztucznie, ale to mogę jeszcze zrozumieć, a Noah, który miał być takim chłopakiem, w którym każda dziewczyna się podkochują - najbardziej mnie irytował. A inne persony? Jakoś niczym się nie wyróżniały i moim zdaniem były zbyt słabo wykreowane. Były jednostronne- tzn. były albo dobre albo złe. Ogólnie chciałabym, żeby to było poprawione w drugiej części. Ach, zapomniałam o Elliocie, sąsiedzie Penny, który moim zdaniem był najciekawszą postacią i najbardziej realistyczną.

Niestety, "Girl online" była tak do bólu przewidywalna, że kiedy już po przeczytaniu pierwszych stu stron wiedziałam jak to się skończy (kurde, zamieniam się w Sherlocka). Od razu czytelnik wie, z kim skończy Penny i prawie w ogóle nie ma zabawy w zgadywaniu czy będę razem czy nie. Nie ma nic gorszego w powieściach, niż wielokąty miłosne i przewidywalność. Pewnie nie każdy odgadnie, jak to wszystko się skończy, ale dla dziewczyn, które są trochę młodsze niż ja, to na pewno będą shipować tę parę (dopiero teraz, pisząc tę recenzję, zorientowałam się, że to jest jedna jedna z niewielu książek, w której nie mam swojej ulubionej pary!) .

Na pewno pierwsze co zauważymy w księgarni, to okładka. Ta jest bardzo młodzieżowa i dziewczęca. Spotkałam jedną dziewczynę na obozie, która wcześniej nie znała Zoelli z jej kanału, a kupiła tylko książkę z powodu okładki. Jeśli już wspominam o autorce, to trzeba zaznaczyć, że Zoe Sugg zna się na swoim fachu. Co mi się bardzo podobało, to wpisy który były umieszczone w książce. Nie spotkałam się wcześniej z takim zabiegiem, ale mam nadzieję, że będzie on kontynuowany w drugiej części (nawet nie spodziewam się, że będzie 2, a tu taka miła niespodzianka).

Podsumowanie: "Girl online" była naprawdę fajna książką, niezbyt ambitna, ale przy której można spędzić miło czas. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale nie jestem tą powieścią jakoś mocno rozczarowana. Gdybym miała polecić komuś tę pozycję, to jestem na 100% pewna, że spodoba się ona młodszym czytelniczkom, które dopiero wchodzą w wiek dojrzewania lub chcą zacząć swoją historię z czytaniem. Dla osób, które dużo czytają, nie będzie to niczym się wybijająca się opowieść. Jest to zdecydowanie książka dla dziewczyn, bo nie wiem czy chłopacy umieli byś z jakimkolwiek bohaterem utożsamić.

Ocena: 3/6

Girl online (Girl online#1), Zoe Sugg,wydawnictwo Insignis, 368 str., 2015.

Seria "Girl online": Girl online | Girl online: On tour

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Insignis!

YouTube'a uwielbiam od zawsze. Na nim się znalazłam przed odkryciem blogspota, ba nawet przed facebookiem, bo tam odkryłam takie gwiazdy jak Justin Bieber czy One direction (spokojnie, już mi przeszło). Od jakiegoś roku ten portal już służy mi do czegoś innego, niż słuchanie muzyki, a mianowicie zaczęłam tam oglądać filmiki na temat książek, kosmetyków i lifestyle'u. Dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo rzadko daję książce 6/6. Kiedyś oglądałam moje stare opinie na lubimy.czytać i co tam widzę? Same rewelacje! Opinia: Książka mi się nie podobała. Ocena? 7/10. Dzisiaj, kiedy jestem bardziej surowa, co do treści powieści, niewiele pozycji mi się podoba. Dzięki ...ale zaczytanej... rozwinęłam swój gust czytelniczy, który stał się bardziej wybredny i coraz mniej sięgam po lektury paranormal romance, w których kiedyś namiętnie się zaczytałam, a dzisiaj nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam coś o wampirach. Chyba dorastam. Piotruś Pan mówił, żeby tego nie robić. Ups.

"Szklany tron" opowiada o Calaenie Saradothian, która została zesłana do pracy w kopalni, ponieważ ktoś ją zdradził. Przeżyła tam rok, choć statystycznie ludzie wytrzymują tam niecały miesiąc. Pewnego dnia Calaena zostaje wezwana do samego króla, żeby wziąć udział w turnieju na zabójcę króla, a po 4 latach wyjdzie na wolność.

Brzmi znajomo? Mi to strasznie przypominało "Igrzyska śmierci", choć są to dwie zupełnie inne książki. Gdybym miała porównać dwie główne persony obu tych pozycji, bardziej do gustu przypadła mi Calaena, ponieważ Katniss Everdeen w pierwszych dwóch częściach była ok, ale w rozczarowującym "Kosogłosie" była strasznie wkurzająca. Dobra, dość tych porównań, ponieważ bardzo tego nie lubię. Nie ma nic gorszego, niż napisy 'Dla fanów "Harry'ego Pottera"' lub dla 'Fanów "Igrzysk Śmierci"'. Takie chwyty marketingowe raczej odstraszają, niż zachęcają do lektury.

Nie wiecie jak bardzo polubiłam bohaterów! Calaena była personą, której nie da się nie lubić, wie, że może polegać tylko na sobie i w ogóle jest tak niezależna. Niestety osoby, które są w niej zakochane mają trochę przekichane. Saradothian nie potrzebuje faceta, żeby przetrwać i właśnie to w niej najbardziej mi się podoba. Kogo dalej mamy? Księcia Doriana, który z opisów wydaje się niezwykle ładny przystojny (bo ładny może być pies), ale chce się przeciwstawić ojcu. Jego najlepszy przyjaciel - Chaol, jest ochroniarzem i trenerem głównej bohaterki.

Niedawno stwierdziłam, że będę czytać przynajmniej 100 stron dziennie, takie wyzwanie na wakacje, którego nadal się trzymam. "Szklany tron" tak dobrze mi się czytało, że skończyłam go w 2 i pół dnia, a przypominam, że ta książka ma trochę ponad pięćset stron. Już dawno nie wciągnęłam się tak bardzo w jakąkolwiek powieść, bo pomimo tego, że Kiera Cass, autorka serii "Selekcja" też pisze swobodnie i prosto, to historia jest mdła i często nudna. Tutaj nie mamy czasu na nudę. W każdym rozdziale coś się dzieje i z każdą stroną jesteśmy coraz bardziej zafascynowani tym, co Sarah J. Mass dla nas wymyśliła.

Podsumowanie: "Szklany tron" okazał się rewelacyjną lekturą, która bardzo, ale to bardzo mi przypadła do gustu. Teraz, będę ją polecać każdemu, ponieważ jest to jedna z niewielu książek, które w ostatnim czasie tak bardzo mi się spodobały. Teraz możecie zadać sobie pytanie - w którym #teamie jestem. I wiecie co? Nadal nie wiem. Bardzo polubiłam Doriana, ale mam cichą nadzieję, że coś więcej się dowiemy o Chaolu w drugim tomie, który będę chciała w tempie ekspresowym zdobyć i zabrać się za czytanie.

Ocena: 6/6

Szklany tron (Szklany tron#1), Sarah J. Mass, wydawnictwo Uroboros, 520 str., 2013.

Zabójczyni (0.1 -0.4) | Szklany tron | Korona w mroku | Dziedzictwo ognia | Queen of shadows | ??? | ???

Za książkę dziękuję księgarni Książka i prezent.

Bardzo rzadko daję książce 6/6. Kiedyś oglądałam moje stare opinie na lubimy.czytać i co tam widzę? Same rewelacje! Opinia: Książka mi się nie podobała. Ocena? 7/10. Dzisiaj, kiedy jestem bardziej surowa, co do treści powieści, niewiele pozycji mi się podoba. Dzięki ...ale zaczytanej... rozwinęłam swój gust czytelniczy, który stał się bardziej wybredny i coraz mniej sięgam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

piątek, 7 sierpnia 2015

John Green: Papierowe miasta


Na wakacjach zawsze szukam lekkich i zabawnych młodzieżówek, które nie wymagają od nas większego myślenia, ale i tak sprawiają nam przyjemność. Lecz czasem chce mi przeczytać coś, co mi zapadnie w pamięć. Coś, co będzie się wyróżniać pomiędzy tymi wszystkimi średniakami. I wtedy wiem, że mogę wziąć do ręki powieść Johna Greena, a że niedawno wyszedł film do kin, stwierdziłam, że wezmę "Papierowe miasta", które mnie nie zawiodły. Teraz już tylko został mi do pochłonięcia "Will Grayson, Will Grayson", ale po bardzo niepochlebnych opiniach, tak średnio chce mi się to czytać, ale znając mnie nastąpi to w niedalekiej przyszłości.


Głównym bohaterem "Papierowych miast" jest Quentin, a dla przyjaciół po prostu Q. Ma on dwóch, najlepszych przyjaciół - Bena i Radara. Są w ostatniej klasie liceum i już niedługo jest koniec roku szkolnego, lecz Q nie zamierza się pojawić na balu. Od zawsze był zakochany w Margo, która pewnej nocy w stroju nindży włazi do pokoju Quentina, oboje przeżywają niesamowitą przygodę. Następnego dnia Margo nie pojawia się w szkole. Kolejnego też nie. Zostawia chłopakom wskazówki. Ciekawe, czy ją odnajdą...

Może to się wydawać trochę dziwne z opisu i w rzeczywistości tak jest. Jest to książka inna niż wszystkie, ale też porusza wątki, które były opisywane w innych powieściach. Margo strasznie przypominała mi Alaskę z "Szukając Alaski". W ogóle te dwie pozycje są bardzo do siebie podobne i czytając miałam uczucie dejá vu, co mi się tak średnio podobało. Również "19 razy Katherine" ma te same fundamenty, co te dwie inne lektury. Mam tylko nadzieję, że w swojej kolejnej książce autor - John Green poruszy inne wątki, niż podróż. Bo wiecie, można napisać o czymś raz, potem drugi, a może nawet trzeci, ale co za dużo, to niezdrowo.

Uwielbiam książki w których jeden z bohaterów przechodzi jakąś przemianę i naprawdę by było miło gdyby ta metamorfoza nie dotyczyła zmiany ubrań z lata na jesień. Autor tej powieści, John Green również uwielbia ten temat, ponieważ prawie w każdej jego pozycji, jakaś persona przechodzi przemianę (może dlatego tak bardzo lubię tego pisarza?). Może to się wydawać nudne, lecz po przeczytaniu ostatniego zdania jakiejkolwiek lektury, ma się wrażenie, że zżyłeś się z bohaterami i żal ci ich opuszczać.

John Green pisze bardzo specyficznie i, żeby polubić jego książki trzeba się przyzwyczaić do jego stylu. Jest on pełen metafor, humoru i lekkości, która sprawia, że "Papierowe miasta" czyta się bardzo szybko i ma się ochotę na więcej. Gdybym miała porównać tę książkę z jakąś inną Johna Greena byłaby to najprawdopodobniej "Szukając Alaski". Pomimo tego, te dwie lektury opowiadają o czymś innym, to jest podobny klimat, który bardzo mi się spodobał w obu tych pozycjach. Kiedy już wspominam o książkach Johna Greena nie można zapomnieć o przecudownych okładkach i, których nie można pomylić z niczym innym.

Podsumowanie: "Papierowe miasta" Johna Greena bardzo przypadła mi do gustu, tak samo jak "Szukając Alaski" i "Gwiazd naszych wina". Pomimo tego, że mają podobny motyw, to i tak świetnie się bawiłam czytając! Teraz muszę wybrać się do kina na ekranizację, ale aktor, który ma grać Q w ogóle mi do niego nie pasuje. Komu mogłabym polecić "Papierowe miasta"? Fanom Johna Greena, ale także osobom, które lubią, kiedy bohaterowie przechodzą metamorfozę, zmieniają się na lepsze lub gorsze. Jest to świetna lektura na wakacje. Fajnie poprowadzona fabuła, podróż i odnajdywanie siebie sprawi, że nie zapomnicie tej książki tak szybko.

Papierowe miasta, John Green, Wydawnictwo Bukowy las, 400 str.,

Ocena: 5/6

piątek, 7 sierpnia 2015

John Green: Papierowe miasta


Na wakacjach zawsze szukam lekkich i zabawnych młodzieżówek, które nie wymagają od nas większego myślenia, ale i tak sprawiają nam przyjemność. Lecz czasem chce mi przeczytać coś, co mi zapadnie w pamięć. Coś, co będzie się wyróżniać pomiędzy tymi wszystkimi średniakami. I wtedy wiem, że mogę wziąć do ręki powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z rzeczy, która mnie wkurza w książkach to wnerwiająca bohaterka. Ta, która nie umie umiejętnie używać swojego mózgu, leci na byle jakiego chłopaka i zamiast myśleć racjonalnie, próbuje z ciągnąć z niego koszulkę. Niestety, Eleonora nie była taką dziewczyną, lecz taką, która mnie wkurza w moim codziennym życiu. Takim, którym nie zależy. Rozumiem sytuację rodzinną Eleonory i może dlatego tak bardzo się bała, ale strasznie mnie to denerwowało. Park ją uwielbiał, kochał, a czasem miałam wrażenie, że Eleonorze nawet nie zależy.


Jest to historia na temat dwóch nastolatków-odludków. Jednym z nich jest Park, który ma 163 cm wzrostu, jest pół-Koreańczykiem (jego mama pochodziła z Korei). Uwielbiał czytać komiksy i słuchać muzyki. Pewnego dnia dosiada się do niego Eleonora, dziewczyna z burzą rudych włosów na głowie. Jest lekko gruba i cały czas nosi te same ubrania, tylko że w różnych stylizacjach. Niby nic ich nie łączy, lecz zaczynają się przyjaźnić, co skutkuje pierwszą miłością.

Niby taka banalna historia, lecz jest ona trochę głębsza, niż się wydaje na początku. Tutaj Rainbow Rowell mnie trochę zaskoczyła, ponieważ w ogóle nie spodziewałam takiego obrotu spraw. Lubię, gdy książki mnie zaskakują i wprowadzają coś nowego, coś o czym jeszcze nie czytałam. Niestety, coraz częściej mam jakieś déjà vu. Czytając tekst, wiem, że autor się inspirował się na kimś innym. Ale wiecie ta książka nie była taka zła! Wypisuję jej same minusy, ale tę powieść naprawdę dobrze mi się czytało - szybko, choć styl był lekko denerwujący!

Co do książek mam bardzo dużo wymagania, jeśli chodzi o wątek miłosny, który w "Eleonorze i Parku" w szczególności nie przypadł mi do gustu. Tak jak wspomniałam w 1 akapicie Eleonora niesamowicie mnie wkurzała. A, że jest to historia miłosna, kiedy nie lubi się jednego z głównych bohaterów. A jak wypadł Park? Męska persona była po prostu ok. Nie lecę na Koreańczyków, ale przynajmniej ta postać mnie nie denerwowała, jak większość rzeczy w tej książce. Styl pisarski autorki, Rainbow Rowell był bardzo specyficzny i tak średnio przypadł mi do gustu. Pomimo tego, że bardzo szybko przeczytałam te powieść, to wiem, że są lepiej napisane lektury.

Podsumowanie: Ogólnie "Eleonora i Park" Rainbow Rowell tak średnio przypadli mi do gustu. Zabrakło mi głębi, czegoś co by sprawiło, że ta powieść zapadłaby mi się w pamięć. Niestety, kolejna książka, która miała być fenomenem, tak średnio wypaliła. Jest to powieść dla osób, które nie oczekują od historii fajerwerków, a chcą spędzić czas z lekką młodzieżówką, to ta lektura powinna im się spodobać. Ja osobiście nie będę jej polecać, bo wiem, że czekają lepsze książki do przeczytania. Tak więc, pierwsze spotkanie z Rainbow Rowell nie mogę uznać za udane, ale mam nadzieję, że "Fangirl", która wychodzi bodajże w lipcu będzie lepsza.

Eleonora i Park, Rainbow Rowell, Wydawnictwo Moondrive(Otwarte), 340 str., 2015.

Moja ocena: 3/6

Jedna z rzeczy, która mnie wkurza w książkach to wnerwiająca bohaterka. Ta, która nie umie umiejętnie używać swojego mózgu, leci na byle jakiego chłopaka i zamiast myśleć racjonalnie, próbuje z ciągnąć z niego koszulkę. Niestety, Eleonora nie była taką dziewczyną, lecz taką, która mnie wkurza w moim codziennym życiu. Takim, którym nie zależy. Rozumiem sytuację rodzinną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ja naprawdę nie wiem jak, tak dobrze można coś napisać. Colleen Hoover, która umie mnie doprowadzić do szaleństwa na punkcie swoich książek (i bohaterów - Dean Holder ♡!). Podobno "Maybe someday" jest jeszcze lepsze, więc ja naprawdę nie wiem, co ta kobieta może jeszcze opublikować. "Hopeless" było najlepszą pozycją przeczytaną przeze mnie w ubiegłym roku i stoi na honorowej półce, bo dla takich książek warto czytać. W swojej czytelniczej przygodzie, spotyka się niewiele takich powieści, ale wierzcie mi, naprawdę warto na nie czekać.

"Losing Hope" jest bardzo podobną powieścią do "Hopeless", jest to historia opowiadana oczami Deana Holdera. Kilka rzeczy w pierwszej części było niedomówionych, ale ta lektura uzupełnia luki. A o czym opowiada poprzedni tom (nie chce wam niepotrzebnie spoilerować :P)? Główna bohaterka, Sky jest wychowywana przez Karen, która ją adaptowała w wieku 3 lat. Przez całe życie uczyła się w domu, lecz w ostatniej klasie liceum postanowiła pójść do szkoły. Wszystko jest spokojne, dopóki nie poznaje Deana Holdera, który zachowuje naprawdę dziwnie. Zmiany jego humoru przerażają Sky, ale jest jeden problem...

Tak szczerze, chciałabym znaleźć takie chłopaka Dean Holder. To jak się troszczył o wszystkich (choć sam potem przyznał, że ma już dość udawania bohatera) było bardzo urocze. Kolejną bohaterką, która bardzo mi przypadła do gustu była Sky. Pomimo tego, że była pyskata, denerwująca, to i tak bardzo ją polubiłam. I wiecie, że dzięki tej książce postanowiłam coś zmienić w swoim życiu? Oprócz pływania i grania w siatkówkę, stwierdziłam, że zacznę biegać. Moim celem jest 10 km, a bez żadnego problemu umiem przebiec 2 km. Jest tylko jeden problem, zawsze kiedy chce iść pobiegać, zaczyna padać.

Patrząc na listę rzeczy, które musiałam zrobić w tamtym czasie, aż sama się zdziwiłam, kiedy po 3 dniach zamykałam "Losing Hope" i miałam ochotę na więcej. Na szczęście, mogłam przeczytać nowelkę "Szukając Kopciuszka", która również bardzo przypadła mi do gustu, a niedługo powinna się pojawić się jej recenzja. Wracając do stylu, w jakim jest napisana powieść, jest on bardzo dobry. Naprawdę wszystko łatwo się czyta, nieważnie gdzie jesteś. Równie dobrze możesz pochłaniać dzieło autorki w zatłoczonym autobusie lub w parku pochłaniając lody truskawkowe na kocu.

Podsumowanie: Po odłożeniu "Hopeless", nie wiedziłam co czytać dalej, wpadłam w wielkiego KACA książkowego i przez dłuższy czas nie mogłam się z niego wydostać. Teraz po przeczytaniu "Losing Hope" i "Szukając Kopciuszka" mam mętlik w głowie i nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne książki Colleen Hoover (13 maja wychodzi "Maybe someday", a ja już na nią czekam od kilku miesięcy). Czy mogę wam, moi drodzy czytelnicy polecić 2 część "Hopeless"? Oczywiście, że tak! Dla osób, którym spodobał się pierwszy tom, jest to pozycja obowiązkowa, a ci, którzy nie wiedzą, czy za ten cykl się zabrać - odpowiem wam: zdecydowanie tak!

Losing Hope (Hopless#2), Colleen Hoover, Wydawnictwo Moondrive (Otwarte), 355 str., 2015.

Ocena: 6/6

Seria "Hopeless": "Hopeless" | Losing Hope | Szukając Kopciuszka

Ja naprawdę nie wiem jak, tak dobrze można coś napisać. Colleen Hoover, która umie mnie doprowadzić do szaleństwa na punkcie swoich książek (i bohaterów - Dean Holder ♡!). Podobno "Maybe someday" jest jeszcze lepsze, więc ja naprawdę nie wiem, co ta kobieta może jeszcze opublikować. "Hopeless" było najlepszą pozycją przeczytaną przeze mnie w ubiegłym roku i stoi na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poczułam, że muszę przeczytać kolejną część "Jeżycjady" Małgorzaty Musierowicz. Jest to na razie jedyna seria, która dzieje się w Poznaniu i ją przeczytałam! Czasem przypływa do mnie uczucie, że teraz jest ten czas. A, że czytam powieści po kolei, to w bibliotece wypożyczyłam "Idę Sierpniową", której nie mogłam się doczekać, bo to by było kolejne spotkanie z moją ulubioną rodziną literacką - Borejkami. Jestem na etapie nadrabiania zaległości, a Ta część skupiła się na tytułowej Idzie. A dlaczego była sierpniowa?


Jak już wcześniej wspominałam główną bohaterką jest Ida, druga z córek państwa Borejko. Jest sierpień, a rodzina wybrała się nad jezioro do Czaplinka. Któregoś dnia Borejkówna postanawia wrócić do ich domu, który znajduje się w Poznaniu (byłam tam :)). Wszystko byłoby w porządku, gdyby miała pieniądze. Zdesperowana Ida, poszukuje pracy. Znajduję ją w domu Pana Paszkieta, który jest ich sąsiadem. Jest tam, tak zwaną damą do towarzystwa. Tam poznaje Krzysia, który skrywa pewną tajemnicę.

Akcja dzieje się w sierpniu (wiem, że się nie domyśliliście :P). Główną bohaterką jest Ida (surprise nr 2), która widzi u siebie same wady. Jest za chuda, ma pełno piegów, a na głowie burzę rudych loków. Każda nastolatka/nastolatek przechodzi w życiu taki okres czasu, że myśli, że nikt go nie chce, bądź, że jest brzydki (i dlatego nikt go nie chce). My trafiliśmy w sam środek takiego czasu dla Idy. Książka pokazuje, że każdy człowiek nie jest perfekcyjny i że ze swoimi wadami da się żyć. Nosisz okulary? Świetnie! Zobacz, jak zmieniasz się, gdy je zakładasz i jaki masz wyraz twarzy. Osoby ich nie noszące, tego nie mogą doświadczyć. Trzeba optymistycznie patrzeć na Świat i to chce nam przekazać Małgorzata Musierowicz w swoich powieściach.

Zawsze w powieściach obyczajowych musi być klimat. W serii Jeżycjada on jest bardzo specyficzny, ale nie jest zły. To jest naprawdę dziwne uczucie, gdy jeździ się codziennie po tych samych ulicach, po których stąpali bohaterowie. Nawet byłam w domu Borejków, wieźcie mi, nic szczególnego. Dom jak dom.

Podsumowanie: Jestem pewna, że kojarzycie "Jeżycjadę" i pewnie już ją dawno przeczytaliście, a jeśli nie, to koniecznie nadróbcie zaległości, bo warto! Aż wstyd się przyznawać, że jako Poznanianka, nadal nie poznałam do końca tej serii (aktualnie czytam 10 tom i mam jeszcze 10 do końca), ale to nadrabiam. Po prostu muszę tę serię sobie dawkować, żeby mi się nie przejadła, bo jest ona bardzo ciekawa, ale i też specyficzna. Sama autorka pisze oryginalnie, co mi się bardzo podoba, ale wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu! Komu mogłabym tę serię polecić? Moim zdaniem każdemu. Tylko na własnej skórze, trzeba się przekonać, czy jest to cykl odpowiedni dla mnie.

Ida sierpniowa (Jeżycjada#4), Małgorzata Musierowicz, Wydawnictwo Akapit Press, 1981.

Ocena: 4/6

Seria "Jeżycjada": Szósta klepka | Kłamczucha | Kwiat kalafiora | Ida sierpniowa | Opium w rosole | Brulion Bebe B. | Noelka | Pulpecja | Dziecko piątku | Nutria i Nerwus | Córka Robrojka | Imieniny | Tygrys i Róża | Kalamburka | Język trolli | Żaba | Czarna polewka | Sprężyna | McDusia

Poczułam, że muszę przeczytać kolejną część "Jeżycjady" Małgorzaty Musierowicz. Jest to na razie jedyna seria, która dzieje się w Poznaniu i ją przeczytałam! Czasem przypływa do mnie uczucie, że teraz jest ten czas. A, że czytam powieści po kolei, to w bibliotece wypożyczyłam "Idę Sierpniową", której nie mogłam się doczekać, bo to by było kolejne spotkanie z moją ulubioną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niektóre książki tylko udowadniają, że życie (mówiąc brutalnie) jest do dupy. Tylko czasem są przebłyski 'tej świetności', że wszystko idzie po twojej myśli i każdy znajdzie swoją drugą połówkę. Nie lubię książek sztucznych, to znaczy takich w których wszystkie okay i najtrudniejszym problemem do pokonania jest którego chłopaka wybrać. Cecilia Ahern, napisała bardzo specyficzną, ale (niestety!) bardzo prawdziwą książkę, która bardzo przypadła mi do gustu.

Rosie i Alex są najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa (tak, przyjaźń damsko-męska istnieje!). Możemy śledzić ich perypetie od pierwszych klas podstawówki, po gimnazjum i liceum. Oboje chcą się wybrać na studia, Alex idzie na medycynę, a Rosie planuje wybrać się na hotelarstwo (uwielbia hotele). Niestety, życie nie jest takie proste, o czym boleśnie się przekonują. Na początku Alex musi wyjechać do Bostonu ze swoimi rodzicami. Następnie Rosie na imprezie zachodzi w ciążę i nie może jechać na studia.

Tak jak już na początku wspominałam, autorka udowodniła nam, że życie jest do dupy i niestety tak jest naprawdę. Na tych, na których najbardziej nam zależy odchodzą, albo los sprawia, że za szybko się z nimi rozstajemy i potem się mijamy. Ta książka uświadomiła mi, że (jednak!) warto się cieszyć się z życia, bo czasem spotka Cię, mój drogi czytelniku coś miłego, spełnisz jakieś swoje marzenie. Życie jest zbyt krótkie, żeby je tracić. Kiedy upadniesz, wstań, bądź silniejszy! Kiedy już będziesz miał/-a 80 lat, będziesz mógł/mogła dumnie powiedzieć 'Żyć jest piękne!'.

Bohaterów bardzo polubiłam i strasznie się z nimi zżyłam. Żal mi było odkładać książkę na półkę wiedząc, że nie ma drugiej części, że to koniec, że nie będzie ciągu dalszego i, że mogę wrócić do tej historii, albo przez film, albo wracając do lektury. Coś czuję, że już niedługo (czytaj w przyszłym roku lub za dwa lata) przeczytam "Love, Rosie" ponownie i kolejny raz zakocham się w bohaterach i przesłaniu. Autorka bardzo dobrze wykreowała postacie, były one nietuzinkowe i bardzo realistyczne.

Pomimo tego, że książka ma ponad 500 stron, to udało mi się ją przeczytać bardzo szybko. Na początku nie mogłam przyzwyczaić do formy, w jakiej jest napisana ta powieść - przez maile, listy i SMS'sy. Skakaliśmy w tę i z powrotem, ale po pierwszych 50 stronach już dało się zrozumieć i wszystko ogarnąć. Mając tyle rzeczy na głowie, zdziwiłam się kiedy po 2 dniach czytania byłam na 300 stronie. Oprócz bardzo dobrego warsztatu autorki, Cecilii Ahern, bardzo mocno zżyłam się z bohaterami i przeżywałam z nimi tę historię.

Podsumowanie: Naprawdę, już dawno nie czytałam tak wciągającej książki jak "Love, Rosie". Czytałam z zapartym tchem i trzymałam kciuki za naszą dwójkę, lecz autorka zadbała, żeby zawsze mieli problemy i kłody pod nogami. Obejrzałam również film z Samem Claffinem i Lily Collis, ale o nim będzie osobny film, ale ta ekranizacja, była po prostu genialna! Z przyjemnością, kiedyś odświeżę sobie obie wersje "Love, Rosie" i wiem, że historia tej dwójki jakoś dziwnie na mnie wpłynęła i zamieszkała w moim zmarzniętym i twardym jak skała sercu, które niechętnie wpuszcza nowych gości.

Love, Rosie (Na końcu tęczy), Cecilia Ahern, Wydawnictwo Akurat, 2014.

Moja ocena: 6/6

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Akurat!

Niektóre książki tylko udowadniają, że życie (mówiąc brutalnie) jest do dupy. Tylko czasem są przebłyski 'tej świetności', że wszystko idzie po twojej myśli i każdy znajdzie swoją drugą połówkę. Nie lubię książek sztucznych, to znaczy takich w których wszystkie okay i najtrudniejszym problemem do pokonania jest którego chłopaka wybrać. Cecilia Ahern, napisała bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewnie wiecie, że kibicuję FC Barcelonie? Najczęściej o niej czytam biografię, więc to było naprawdę dziwne doświadczenie czytać, o jednym z najlepszych piłkarzy, który należy do drużyny, która jest odwiecznym rywalem Barcy. Również moje sceptyczne nastawienie do piłkarza, nie wróżyło nic dobrego. Czytając zorientowałam się, że Ronaldo nie lubię dłużej, niż kibicuję Dumie Katalonii. Czy moje nastawienie do najlepszego piłkarza się zmieniło? Tak średnio, bo nadal nie rozumiem dlaczego biega z żelem na włosach po boisku, ale muszę mu przyznać jedno, jest zdeterminowany jak mało kto.

Nawet Messi. Powiecie mi, kto tych dwóch nazwisk - Messiego i Ronaldo. Nieustanna rywalizacja pomiędzy sami piłkarzami, jak i ich klubami. Jako kibic FC Barcelony, zawsze byłam za Messim, bo tak po prostu jest. Już niedługo koniec sezonu, a my nadal nie wiemy, kto zostanie królem strzelców ligi hiszpańskiej, ale wygra któryś z nich. Walka o złotego buta i o złotą piłkę ma zawsze dwóch aktorów, tylko czasami ktoś do nich dołącza. Już strasznie dużo naczytałam się o Leo, więc postanowiłam poznać historię Portugalczyka, który urodził się na wyspie!

Biografie mają to do siebie, że zawsze osoba opisywana prawie zawsze jest zachwalana, co mnie bardzo często, strasznie denerwuje. Jak na razie, tylko w książce "Messi. Uwierz w siebie" (recenzja niebawem!) pojawił się cały rozdział o trudnościach piłkarza, co nadało wiarygodności powieści i udowodniło, że sportowcy nie są z żelaza, też mają swoje słabości i humory. W tej biografii, tego niestety nie zauważyłam. Tylko czasem, pojawiały się zdania, o komplikacjach w życiu Cristiano Ronaldo. Głownie o nich wspominano, kiedy opisywano początki kariery tego utalentowanego piłkarza, bo w rozdziałach na temat Manchesteru United i Realu Madryt, nie mam mowy na temat kłopotów piłkarza.

Mam już kilka książek o sportowcach i gdybym się spytała statystycznej dziewczyny/kobiety, wiem, że nie chętnie by sięgnęła po tę pozycję. Lektura została wydana w miękkiej oprawie, a w środku ma przepiękne ilustracje na śliskim papierze. Co jakiś czas pojawiała się kolorowa ramka, w której były tłumaczone "trudne" słówka (np. karny czy spalony). Potem sobie przypominałam, że to książka dla dzieci i to najprawdopodobniej chłopców, którzy mogą nie znać tych pojęć. Patrząc oczami dziecka, jestem 100% pewna, że opowieść o Ronaldo przypadnie do gustu, ale nie wiem jak to z dziewczynkami. Ja byłabym zainteresowana, ale ja chyba jestem wyjątkiem.

Z racji tego, że jest to książka dla dzieci, nie mamy tutaj strasznie dużo dat, ale kilka razy było porównanie do Messiego i te momenty mnie niezwykle rozbawiły. Było napisane, że Ronaldo pierwszy w ciągu roku przeskoczył wszystkie szczeble szkółki, a Messiemu udało się dopiero dwa lata później! Hmmm... Może dlatego, że Ronaldo jest straszy od Lionel o dwa lata? A w jak był napisany "Ronaldo. Chłopiec, który wiedział, czego chce"? Niezwykle prosto i przystępnie. Młodszym czytelnikom nic nie powinno sprawić problemu, a czcionka jest naprawdę duża i jest dużo zdjęć.

Podsumowanie: "Ronaldo. Chłopiec, który wiedział, czego chce" Yvetty Żółtowskiej-Darskiej jest must-havem dla młodszych fanów Cristiano, ale starszym czytelnikom również przypadnie do gustu. Pewnie ta książka nie odkryje Ameryki, ponieważ znajdziemy tylko zarys kariery Ronaldo i kilka ciekawostek, lecz dla osób które interesują się tym piłkarzem, nie będzie to nic nowego i spokojnie mogą pominąć tę pozycję. Dla mnie, kto nie interesuje się Cristiano była to przyjemna lektura, którą bardzo szybko przeczytałam. Nadal tak średnio go lubię (#teamMessi), to i życzę mu jak najlepiej!

Ocena: 4/6

Ronaldo. Chłopiec, który wiedział, czego chce, Yvette Żółtowsko-Darska, Wydawnictwo Egmont, 2015.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Egmont!

Pewnie wiecie, że kibicuję FC Barcelonie? Najczęściej o niej czytam biografię, więc to było naprawdę dziwne doświadczenie czytać, o jednym z najlepszych piłkarzy, który należy do drużyny, która jest odwiecznym rywalem Barcy. Również moje sceptyczne nastawienie do piłkarza, nie wróżyło nic dobrego. Czytając zorientowałam się, że Ronaldo nie lubię dłużej, niż kibicuję Dumie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Urodzona o północy" strasznie mi się nie podobała. Nie mogłam znaleźć żadnego plusa w tej książce, to co mam powiedzieć o tej części, w której, nic mi się podobało. Jeden wątek był w miarę ciekawy, ale po jednym wydarzeniu zgadłam o co chodzi. I wiecie co jest najgorsze? Że posiadam 3 tom na półce i niedługo mam zamiar go przeczytać. Po prostu czasem potrzebuję naprawdę dobrego odmóżdżacza, a "Przebudzona o świcie" jest do tej roli idealna.

Główną bohaterką jest Kylie Galen, dziewczyna, która myślała, że jest zwyczajna, lecz pewnego dnia się okazało, że jest istotą nadnaturalną, tylko jest jeden problem - nie wie czym jest dokładnie. Trafia na obóz dla trudnej młodzieży, takiej jak ona. Za wszelką cenę próbuje dowiedzieć się kim jest (tak mogę wam streścić pierwszy tom). Ogólnie w drugiej części jest to samo, lecz Kylie zaczyna nawiedzać duch, który mówi jej, że ktoś kogo koccha umrze.

Trójkąt miłosny - mój wróg numer jeden w literaturze. Czasem jest on dobrze poprowadzony i wszystko czyta się łatwo i przyjemnie, a jak to wyszło C. C. Hunter? Tak samo beznadziejnie jak w pierwszej części, tylko tutaj było więcej miłości (zbyt dużo!) i brakowało jednego z chłopaków - wilkołaka Lucasa. Kylie na szczęście nie zapomniała co on jej zrobił i czasem używała mózgu, no po prostu gratuluję! Lecz czasem, zachowywała się tak irracjonalnie, że miałam ochotę do niej krzyczeć, żeby się wreszcie się ogarnęła!

Kylie, słyszysz mnie? Ta bohaterka robi się z książki, na książkę coraz gorsza! Jeden z chłopaków naprawdę ją kocha, a ona ma go gdzieś, bo jeszcze jest ten drugi (hello, on uciekł, teraz go nie ma). Nie ogarniam jak tam można ranić wszystkich dookoła i potem dziewczyna ma pretensje, że się do niej odwracają. Derek i Lucas również są papierowymi personami. Są zakochani w Kylie Galen po uszy i nie obchodzi ich, że ona ma często ich gdzieś, a oni i tak się starają. Fajnie, że tak robią, tylko po "Urodzonej o północy" i "Przebudzonej o świcie" nic się nie zmieniło - nadal nie może żadnego z nich wybrać.

Pomysł na serię nie był oryginalny, ale mogło wyjść z tego coś lepszego. Cały czas mi się zdaje, że autorka wzorowała się "Percy'm Jacksonie", którego uwielbiam i wiem, że nie jestem jedyna. Gdyby zmienić kilka elementów w fabule, wyrzucić 1/2 z wątkiem miłosnym, wyszłaby całkiem ciekawa historia. Styl w jakim jest napisana książka nie powala, ale czyta się powieść szybko i równie szybko się o niej zapomina.

Podsumowanie: Jak już pewnie zdążyliście się domyślić, zdecydowanie nie polecam tej serii, lecz ja niestety tak mam, że jak zacznę jakąś serię, to najczęściej muszę dany cykl skończyć. Słyszałam, że następna część jest lepsza, choć nie sądzę, że bardziej przypadnie mi do gustu od swoich poprzedniczek. Jest to jedna z najgorszych serii jakie kiedykolwiek czytałam i po prostu lepiej "Wodospadów cienia" nie czytajcie. Nie wiem co się innym w twórczości C. C. Hunter podoba, ale ja nie umiem tego dostrzec.

Ocena: 1/6

Przebudzona o świcie (Wodospady cienia#2), C. C. Hunter, Wydawnictwo Feeria, 2014.

Seria "Wodospady cienia": Turned at dark (0.5) | Urodzona o północy | Przebudzona o świcie | Zabrana o zmierzchu | Whispers at moonrise | Saved at sunset (4.5) | Chosen at nightfall

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Feeria!

"Urodzona o północy" strasznie mi się nie podobała. Nie mogłam znaleźć żadnego plusa w tej książce, to co mam powiedzieć o tej części, w której, nic mi się podobało. Jeden wątek był w miarę ciekawy, ale po jednym wydarzeniu zgadłam o co chodzi. I wiecie co jest najgorsze? Że posiadam 3 tom na półce i niedługo mam zamiar go przeczytać. Po prostu czasem potrzebuję naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewnie wiecie, że jestem ogromną fanką FC Barcelony (naprawdę, wiem co to jest spalony) i z przyjemnością pochłaniam książki na temat klubu jak i samych piłkarzy. Okazało się, że biografie bardzo mi odpowiadają i zaczęłam je czytać bardzo często. Dzisiaj opowiem wam o chudziutkiej powieści, która nie była najlepszą lekturą o FC Barcelonie, ale była dobra na rozpoczęcie swojej przygody z tym klubem (oczywiście jeśli zna się najpopularniejszych trenerów i piłkarzy)!


Może powieść nie jest wydana ze zdjęciami na każdej stronie, nie jest w twardej oprawie, lecz ma bardzo dużo wywiadów i informacji. Zdjęcia równie dobrze mogę znaleźć w internecie, tutaj mamy jedynie kilka stron fotek, a reszta to wywiady i wywody autora. Myślałam, że ta książka będzie inna. Nie wiem czy to tylko zdarza się w lekturach o FC Barcelonie, ale prawie w ogóle nie wspomina się o porażkach. Niektóre sytuacje wydają się mocno podkoloryzowane. Jak na razie w niewielu biografiach znalazłam coś negatywnego na temat klubu. Moim zdaniem, książka wtedy staje się mniej wiarygodna i naprawdę dziwnie się czuję czytając o samych pozytywach, bo Barca miała swoje słabsze lata, o miała.

Ewidentnie jest to pozycja dla fanów Barcy. Jeśli jej nie lubicie, to zdecydowanie po "Siłę marzeń. Tajemnicę sukcesu FC Barcelony" nie sięgajcie. Nie dlatego, że jest to zła książka, zdecydowanie nie, ale gdy jesteście zafascynowani grą piłkarzy, to śmiało sięgajcie. Jeśli czytelnik w ogóle nie lubi piłki nożnej, może się wydawać, że ta powieść jest albo nudna albo niezrozumiała. Naprawdę, na kartach tej powieści przewinęło się strasznie dużo dat i nazwisk, więc dla osób nie zainteresowanych klubem powieść może się wydać chaotyczna. Ja jako wierny kibic od prawie 2 lat, interesuję się historią, transferami, aferami i piłkarzami w FC Barcelonie, ale wiem, że gdybym spytała się kogokolwiek na ulicy o jakiegoś byłego trenera, to by pewnie nie wiedział o co chodzi.

Autor skupia się na rozwoju zawodników w klubie. Szczegółowo opisuje pracę trenerów w szkółce Barcy, do której chcą trafić chłopcy z całego Świata! Poznajemy historię La Masii, jak pracują trenerzy, jak działa system szkoleniowy i jakie są poziomy, jeśli chodzi o umiejętności. Dla osób niewtajemniczonych, którzy tylko słyszą o poczynaniach tylko pierwszej drużyny, ale mniej osób wie, że istnieje FC Barcelona B, a jeszcze mniej, że jest coś takiego jak FC Barcelona C. Większość wychowanków musi przejść przez każdy szczebel, jedni szybciej, jedni wolniej. Mamy tutaj opinie wielu piłkarzy, którzy już opuścili klub jak i tych grający w nim na co dzień.

Książeczka jest naprawdę cieniutka, posiada miękką oprawę. Jako osoba zbierająca książki, moim zdaniem okładka nie powala na kolana, ale powieść będzie ładnie wyglądać z innymi tytułami na temat FC Barcelony. A w jaki sposób była napisana pozycja? W lekki i ciekawy sposób tekst bardzo szybko się czyta, bo ja go przeczytałam w 1 dzień. Kiedy nie ma się czasu na czytanie lub jeśli szukacie czegoś lżejszego pomiędzy tymi ciężkimi powieściami, śmiało się gajcie po tę lekturę. Moim zdaniem nie będzie to ogromny wydatek dla fanów tego klubu, gdzie koszulka kosztuje kilkaset złoty.

Podsumowanie: Mi się "Siła marzeń. Tajemnica sukcesu FC Barcelona" Alberta Puiga podobała. Nie jest to moja ulubiona książka na tema FC Barcelony, ale miło przy niej spędziłam czas. Dla fanów Barcy nie jest to obowiązkowa lektura, ponieważ większość informacji nie było dla mnie nowością. Autor wykonał solidną robotę zbierając najważniejsze informacje, liczne wywiady, ale często mi się zdawało, że czytałam treść dwa razy. Albert Puig pisał na temat szkółki w Barcelonie, La Masii i zachwalał ją i dwa akapity dalej ta sama treść, tylko ubrana w inne słowa. Nie mniej jednak, Siła marzeń. Tajemnica sukcesu FC Barcelona wspominam bardzo miło i mogę ją polecić osobom, które interesują się klubem i znają piłkarzy i trenerów. Po prostu nie znając niektórych nazwisk można się łatwo pogubić, ale jest tu pełno informacji, które są często wręcz oczywiste.

Ocena: 4/6

Siła marzeń. Tajemnica sukcesu FC Barcelona, Albert Puig, Wydawnictwo Bukowy Las, 2012.

Pewnie wiecie, że jestem ogromną fanką FC Barcelony (naprawdę, wiem co to jest spalony) i z przyjemnością pochłaniam książki na temat klubu jak i samych piłkarzy. Okazało się, że biografie bardzo mi odpowiadają i zaczęłam je czytać bardzo często. Dzisiaj opowiem wam o chudziutkiej powieści, która nie była najlepszą lekturą o FC Barcelonie, ale była dobra na rozpoczęcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Te piękne okładki od razu przykuły moją uwagę. Miałam nadzieję, że Wydawnictwo Jaguar zachowa, bo nawet jeśli cała seria okazała się niewypałem, to będzie ładnie wyglądać na półce. Jak już pewnie wiecie z recenzji "Selekcji", niezbyt ten cykl mi się spodobał. Możecie się nadal zastanawiać dlaczego ja nadal tę serię męczę. I muzę wam powiedzieć, że sama nie wiem. Po prostu coś jest w tych książkach takiego, że nie chce się ich odłożyć.

Książę
To opowiadanie było dość średnie. Jak już pewnie wiecie nie lubię opowiadań (dlatego jeszcze nie przeczytałam opowiadań noblistki - Alice Munro), więc nie miałam zbyt dużych oczekiwań. Czytając krótkie historie nue umiem związać się z bohaterami, ale tutaj już znałam persony z serii i było to dla mnie nowe doświadczenie. Mogę wam powiedzieć, że było tylko ok. Nie poczułam żadnych emocji i nie zmienił się mój stosunek do tytułowego "Księcia", czyli Maxona.

Ta nowela opowiada o synu króla przed eliminacjami jak i ich początek.Poznajemy historię z punktu widzenia Maxona, który coś tam pisze o swojej pasji, fotografii oraz jak wyglądała selekcja 35 dziewczyn, które będą walczyć o koronę. Dowiadujemy się, że była jeszcze jedna dziewczyna, Daphne, tylko dlaczego ona nie została królową? Ogólnie tak wygląda fabuła, która zbytnio mnie nie porwała i czytałam ją 'od tak'.

Gwardzista

W przeciwieństwie do "Księcia", druga nowela nowela, "Gwardzista", która opowiadała historię Aspena Legera była o wiele ciekawsza. Choć go niezbyt lubię (Aspena), to w tej książce zyskał w moich oczach. Bohater wydawał mi się głupi, niezbyt odpowiedzialny, choć był dobrym gwardzistą, lecz umiał zaryzykować dla Americi wszystko (jeśli czytaliście książki to wiecie o co mi chodzi). Jak widzicie moje uczucia wobec tego gwardzisty nie były zbyt pozytywne, ale zostały zmienione.

Natomiast ta nowela opowiada o gwardziście, lecz nie mogę wam zbyt dużo zdradzić, ponieważ zaspoilerowałabym wam pierwsze 2 części cyklu. Mogę wam tylko zdradzić, że możemy się dowiedzieć jak wygląda życie w pałacu oczami strażnika, ich codzienne obowiązki i jakie zasady obowiązują ich w czasie walki.

Podsumowanie: Tak trochę bez sensu, że nowelki wydano po "Jedynej", ponieważ ciekawiej by było ppznać historię z męskiego punktu widzenia. Jeśli chodzi o te dwa opowiadania, to nie były one najlepsze, ale były lepsze, niż książki. Bardziej prsypadło mi do gustu to o Aspenie, którego tak średnio lubiłam. Fanom "Selekcji" nie muszę tych dwóch nowel polecać, bo pewnie już zakupiliście swój własny egzamplarz. Dla osób takich jak, które nie przepadają za tą serią, to spokojnie możecie lekturę odpuścić.

Ocena: 3/6

Rywalki. Książę i Gwardzista. (Selekcja#0.5, 2.5), Kiera Cass, Wydawnictwo Jaguar, 2014.

Seria "Selekcja": The Queen (0.4) | Książę (0.5) | Rywalki | Elita | Gwardzista (2.5) | The favorite | Jedyna | The heir + Rywalki. Dziennik

Za książkę dziękuję Księgarni bonito.pl!

Te piękne okładki od razu przykuły moją uwagę. Miałam nadzieję, że Wydawnictwo Jaguar zachowa, bo nawet jeśli cała seria okazała się niewypałem, to będzie ładnie wyglądać na półce. Jak już pewnie wiecie z recenzji "Selekcji", niezbyt ten cykl mi się spodobał. Możecie się nadal zastanawiać dlaczego ja nadal tę serię męczę. I muzę wam powiedzieć, że sama nie wiem. Po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio dość dużo o tej serii było na blogu. Była recenzja filmu i pierwszej części, już wiecie o jaki cykl mi chodzi? O dwie książki napisane przez Gayle Forman. Ostatnio miałam okazję przeczytać "Wróć, jeśli pamiętasz" i wiecie co? Zaskoczyła mnie ta powieść, przynajmniej w pewnym sensie, bo końca się domyśliłam, ale byłam zdziwiona kilkoma aspektami, których autorka użyła.
Nie będę wam mówić o fabule, bo bym zaspoilerowała poprzedni tom.

Czy ta kontynuacja była dobra? Tak średnio wypadła, nie była tragiczna, ale też nie stała się moją ulubioną książką. Byłam zdziwiona jak autorka postanowiła poprowadzić tę historię i muszę się przyznać, że nie dość, że "Wróć, jeśli pamiętasz" jest prawie tak samo skonstruowane jak "Zostań, jeśli kochasz", to przestałam lubić Adama. Ku mojemu zdziwieniu, polubiłam Mię, choć często nie podobało mi się jej zachowanie.

Pierwsze co mnie zdziwiło, że książka jest napisana z punktu widzenia Adama i wolałam jak Mia prowadziła akcję w "Zostań, jeśli kochasz". A jak mi się czytało tę pozycję? Dość szybko ją skończyłam (może dlatego, że ma tak mało stron?), w przeciągu trzech dni byłam po lekturze. Gayle Forman nie posiada najlepszego stylu i często można to odczuć. Niektóre dialogi były bezsensu, nie wprowadzały nic do fabuły, czego nie było w poprzedniej części.

Adamie, jak w to możliwe, że w tej książce stałeś się takim dupkiem i beksą?! Czasem miałam ochotę wejść do tej lektury i nim solidnie potrząsnąć. Stał się niezwykle kapryśny i przez całą powieść mówił jak on jest biedny. Rozumiem, że boli, a,e nie można się nad tym rozwodzić, bo zacznie boleć jeszcze bardziej! Jak widać, główny bohater o tym nie wie i cały czas wspomina, jak to z Mią było fajnie. Po jakimś czasie miałam tego po dziurki w nosie. Czasem w życiu trzeba się otrząsnąć i iść dalej, this is life!

Podsumowanie: Czy polecam wam powieści napisane przez Gayle Forman? To zależy. Dla jednych będzie to fantastyczna książka, a dla drugich totalne dno! Czy ja polecam "Zostań, jeśli kochasz" i "Wróć, jeśli pamiętasz"? Są to mocno przeciętne powieści, więc jeśli oczekujecie czegoś zaskakującego, czegoś co was wciśnie w fotel, to się mocno rozczarujecie. Jest to lekka lektura, która może na końcu was wzruszyć, lecz nie oczekujcie niczego szczególnego. Mam nadzieję, że inne pozycje autorki zostaną wydane w Polsce, bo naprawdę Gayle Forman ma potencjał!

Ocena: 3/6

Wróć, jeśli pamiętasz (Zostań, jeśli kochasz), Gayle Forman, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2015.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia !

Ostatnio dość dużo o tej serii było na blogu. Była recenzja filmu i pierwszej części, już wiecie o jaki cykl mi chodzi? O dwie książki napisane przez Gayle Forman. Ostatnio miałam okazję przeczytać "Wróć, jeśli pamiętasz" i wiecie co? Zaskoczyła mnie ta powieść, przynajmniej w pewnym sensie, bo końca się domyśliłam, ale byłam zdziwiona kilkoma aspektami, których autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem chyba najgorszą kucharką, która kiedykolwiek chodziła po Ziemi! Nie żartuję, kiedyś cała woda mi z garnka wyparowała i ziemniaki, które były w środku zaczęły się palić. Zawsze zazdrościłam tym, którzy umieją ładnie udekorować babeczki (notabene ozdabiać przysmaki też nie umiem) i potrafią piec niesamowicie przepyszne ciasta. Z pomocą przychodzi autorka jednego z najpopularniejszego bloga, a teraz strony internetowej - Moje wypieki, która (chyba!) przekonała mnie do gotowania.


Dawno nie miałam tak ładnej książek w rękach. Przepiękne i dopracowane w każdym detalu, a i tak najlepsze są zdjęcia (które mi tylko udowadniają, że ich też nie umiem robić). Na początku chciałabym się skupić na książce, w której jest więcej tekstu - "Moje wypieki i desery na każdą okazję".
Każdy przepis jest dokładnie wyjaśniony, więc nawet dla takich anty-kucharek jak ja są one przejrzyste i łatwe do zrozumienia. Nie będę wam wklejać każdego zdjęcia z książki, ale musicie mi wierzyć, że pożałujecie zakupu. Twarda oprawa może nam zagwarantować, że "Moje wypieki i desery na każdą okazję" szybko się nie zniszczą i będą ładną ozdobą naszej biblioteczki.






Pomimo tego, że nie umiem piec, to i tak zaopatrzyłam się w "Moje przepisy i pomysły", który jest zeszytem na nasze przepisy. Wszystko zostało podzielone na kategorie, więc będzie utrzymany ład i porządek. Pod koniec znajduje się kilka stron z poradami autorki, które pomogą nam w pieczeniu naszych domowych specjałów!

Moje wypieki i desery na każdą okazję, Dorota Świątkowska, Wydawnictwo Egmont, 304 str., 2014.

Moje przepisy i pomysły, Dorota Świątkowska, Wydawnictwo Egmont, 192 str., 2014.

Ocena: bez oceny

Za książkę "Moje przepisy i pomysły" dziękuję księgarni: bonito.pl

Jestem chyba najgorszą kucharką, która kiedykolwiek chodziła po Ziemi! Nie żartuję, kiedyś cała woda mi z garnka wyparowała i ziemniaki, które były w środku zaczęły się palić. Zawsze zazdrościłam tym, którzy umieją ładnie udekorować babeczki (notabene ozdabiać przysmaki też nie umiem) i potrafią piec niesamowicie przepyszne ciasta. Z pomocą przychodzi autorka jednego z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Teraz potrzebuję tego typu powieści. Wciągającej, mrocznej, która pomoże mi się wyleczyć KACa książkowego, którego mam po absolutnie genialnej książce Colleen Hoover, a mowa tu o "Hopeless". Czytam naprawdę mało, wpływa również to, że na nic nie mam czasu. Siedzę do drugiej nad ranem nad książkami, a potem się okazuje, że lekcje została odwołana. Dlatego niedługo wybiorę się do biblioteki lub zamówię 2 część tej trylogii, która bardzo przypadła mi do gustu. Ach zapomniałam mowa tu o "Księciu mgły" Carlosa Ruiza Zafóna.

Są książki o których wiesz dużo, czasem przed premierą, a o niektórych nie wiesz nic i są dla ciebie zagadką, a ja o tej powieści nie wiedziałam nic. Autora kojarzyłam z innej serii, której nie czytałam, ale słyszałam, że jest jeszcze lepsza, niż ta. A jak się dowiedziałam o "Księciu mgły"? Pewnego dnia byłam w bibliotece wypożyczyć lekturę szkolną i zobaczyłam, że ktoś tę książkę oddaje. Okładka przykuła moje oko i postanowiłam ją zabrać, choć wiedziałam, że mam strasznego KACa i oddam powieść nieprzeczytaną do biblioteki, nie wiecie jak się myliłam!

Jest rok 1943. Rodzina Carvenerów przeprowadza się do małej mieściny nad wybrzeżem Atlantyku z powodu wojny. Mają trójkę dzieci Maxa, Alicję i Irinę. Chłopak nie jest zadowolony z wyprowadzki i on jako pierwszy zauważa, że coś jest nie tak. W nocy widzi posągi cyrkowców, które znajdują się w ogrodzie znajdującego się nieopodal jego domu. Max i Alicja poznają Rolanda, który ma wyjechać na służbę do wojska. Ma on dziadka latarnika, Victor Craya, który opowiada o legendzie, która jest o...księciu mgły. Wszyscy myśleli, że to bujda, ale okazuje się prawdą!

Nie było to książka idealna, ale jak na debiut było ona bardzo dobra. Bardzo szybko ją przeczytałam, co mnie zdziwiło, ponieważ przez niemoc czytelniczą nic mi się nie chciało czytać. Po 3 wieczorach "Księcia mgły" Carlosa Ruiza Zafóna skończyłam i wiem, że kiedyś do niej powrócę, lecz na początku muszę pochłonąć 2 kolejne części trylogii, która rozpoczyna się znakomicie! Już tutaj mogę wam powiedzieć, że to była jedna z najlepszych powieści ubiegłego roku (niestety było o wiele gorszych i średnich lektur, niż lepszych w 2014 roku!).

Teraz pisząc tę recenzję czułam emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania. Pamiętam, że była sobota, a ja zamiast siedzieć w podręczniku od historii pochłaniałam debiut Zafóna. Wiedziałam, że bardzo właśnie takiej powieści potrzebowałam i z zapartym tchem pochłaniałam kolejne strony.

Podsumowanie: Wiem, że "Książę mgły" nie będzie się podobał każdemu, lecz ja mam do niego sentyment. Bardzo mi się podobała mi się legenda i do teraz czuję te emocje, które mi towarzyszyły mi podczas czytania! Jak na debiut wyszło bardzo dobrze i nie mogę się doczekać aż wreszcie przeczytam kolejną część. A komu mogłabym tę powieść polecić? Osobom, które mają niemoc czytelniczą. Jak na razie to jedyna lektura autora, którą poznałam, ale wiem, że kolejne jego dzieła mnie nie rozczarują.

Książę mgły (Trylogia mgły#1), Carlos Ruiz Zafón, Wydawnictwo MUZA, str. 200, 2010.

Ocena: 5/6

"Trylogia mgły": Książę mgły | Pałac o północy | Światła września

Teraz potrzebuję tego typu powieści. Wciągającej, mrocznej, która pomoże mi się wyleczyć KACa książkowego, którego mam po absolutnie genialnej książce Colleen Hoover, a mowa tu o "Hopeless". Czytam naprawdę mało, wpływa również to, że na nic nie mam czasu. Siedzę do drugiej nad ranem nad książkami, a potem się okazuje, że lekcje została odwołana. Dlatego niedługo wybiorę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogromne rozczarowanie? Nie. Cudo? Nie. Kolejny przeciętniak. Zdecydowanie tak. W ubiegłym roku kalendarzowym przeczytałam bardzo dużo niczym się nie wybijających książek, a niestety "Mara Dyer. Tajemnica" Michelle Hodckin ową była. Jest tu pełno schematów, których autorka użyła, a ja miałam nadzieję, że wyjdzie to coś lepszego. Coś co mnie wgniecie w fotel i będę chciała czytać dalej, ale niestety tak się nie stało.



Książ ka rozpoczyna się w momencie, kiedy Mara Dyer budzi się w szpitalu. Nie pamięta jak tu trafiła, od kiedy się tam znajduje i przede wszystkim dlaczego. W dość krótkim czasie dowiadujemy się, że jako jedyna z czterech osób przeżyła straszny wypadek, ale czy to na pewno był tylko przykry incydent? Wraz z rodziną przeprowadza się do nowego miasta, zacząć nowe życie, w nowej szkole, gdzie poznaje Noaha, który pomoże Marze rozwiązać zagadkę samej siebie.

O tej książce było wszędzie głośno. Na szczęście wiedziałam, że za dużo od książki Michelle Hodckin nie mogę wymagać, ponieważ najprawdopodobniej jeszcze bardziej rozczarowałam. Kiedy w Polsce miała premierę pierwsza część trylogii "Mara Dyer" zauważyłam, że nasze opinie mocno się różnią od Amerykańskich. Nie wiem co to jest, ale powieści, które są zachwalane na booktube'ie nie są takiej dobrej jakości. Okazuje się, że to kolejna odsłona "Zmierzchu" z innymi bohaterami i innym paranormalem. Brakowało tutaj trójkącika miłosnego, co jest plusem, ale bohaterzy byli strasznie sztampowi.

Już dawno nie czytałam tak schematycznej i przewidywalnej ksìążki (choć zakończenie zaskoczyło mnie i mam ochotę na kolejny tom). Zdaje mi się, że ta powieść miała mnie przestraszyć i tylko raz przeszły mi ciarki po plecach. Chyba za mało było momentów strasznych, a zbyt dużo miłości do której za chwilę przejdę, bo to również nie powaliło na kolana. Mam nadzieję, że autorka poprawi to w kolejnych 2 tomach, bo właśnie na tym elemencie najbardziej się rozczarowałam.

Nie było trójkąt. Na szczęście, mam go czasem po dziurki w nosie, gdyby chociaż był dobrze zaplanowany, a nie co drugie rozdział bohaterka zmienia partnera. Tutaj był inny schemat, a mianowicie - szara myszka przychodzi do nowej szkoły, a najprzystojniejszy chłopak w liceum zakochuje się w niej. Czasem Noah zachowywał się strasznie dziecinnie i wkurzał mnie i niestety nie zostałam jego fanką, tak jak głównej bohaterki, Mary Dyer, która czasem miała przebłyski inteligentncji. Ogólnie nie zżyłam się z tą personą, ale szczególnie mi nie przeszkadzała.

Podsumowanie: "Mara Dyer. Tajemnica" była to naprawdę średnia książka. Nie poczułam żadnych emocji i dość mocno się rozczarowałam. Prawie każdy zachwalał tę powieść,a ja myśląc, że to będzie cudo zabrałam się za nią. Mocny przeciętniak, ale nie powstrzyma mnie to od przeczytania kolejnej części, która wychodzi jeszcze w styczniu. Komu mogłabym polecić dzieło Michelle Hodckin? Osobom, które lubią paranormale i nie przeszkadzają schematy, które były np. w "Zmierzchu" Stephanie Meyer jak i osobom szukające niezbyt wymagającej lektury.

Ocena: 3/6

Mara Dyer. Tajemnica (Mara Dyer#1) , Michelle Hodckin, Wydawnictwo YA!, 411 str., 2014.

Trylogia "Mara Dyer": Mara Dyer. Tajemnica | Mara Dyer. Przemiana | The retribuition of Mara Dyer

Za książkę "Mara Dyer. Tajemnica" dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!

Ogromne rozczarowanie? Nie. Cudo? Nie. Kolejny przeciętniak. Zdecydowanie tak. W ubiegłym roku kalendarzowym przeczytałam bardzo dużo niczym się nie wybijających książek, a niestety "Mara Dyer. Tajemnica" Michelle Hodckin ową była. Jest tu pełno schematów, których autorka użyła, a ja miałam nadzieję, że wyjdzie to coś lepszego. Coś co mnie wgniecie w fotel i będę chciała...

więcej Pokaż mimo to