-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2020-07-29
Myślą przewodnią, jak można wywnioskować z treści niniejszej powieści jest: „ W każdym z nas tkwi ziarno niegodziwości i zła. To od nas samych zależy, czy zakiełkuje, i na podatnym gruncie „podlanym”, przez różne doświadczenia-, przeważnie te złe, rozkwitnie. Natura ludzka, bowiem jest podatna na przeróżne pokusy, zachcianki i żądze. Ale w tym wszystkim, można się doszukać nauki, że samodoskonalenie i wytrwałość, może naszą osobowość, w sposób piękny i niepowtarzalny rozwinąć. Jest bowiem nadzieja, że zło nie jest na tyle silne, aby pokonać i stłamsić, co w nas jest dobre. Mistrz horroru i suspensu, tym razem wraca do gatunku powieści fantastycznej pisząc „Baśniową opowieść”. Czy książka zawładnęła moim sercem i instynktem poznawczym? Czy niniejsza powieść, wprowadza coś nowego, w ten jakże wyeksploatowany gatunek? I czy król grozy jest w formie? Ale zanim odpowiem na te pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. Charlie Reade jest zwyczajnym nastolatkiem, choć w dzieciństwie przeżył traumę. Właśnie wtedy złożył pewną obietnicę, ale dopiero, kiedy poznał Howarda Bowditcha, dostrzegł okazję do wywiązania się ze swoich zobowiązaniach. Stroniący od ludzi stary człowiek i jego budzący grozę dom, zafascynują Charliego, i na zawsze zmienią jego życie. Ale to przede wszystkim za sprawą Radar, psa pana Bowdicha, chłopiec wda się w niesamowitą podróż do świata, w którego istnienia nigdy by nie uwierzył. Kingowi po raz kolejny udała się sztuka i nie wpadniecie w pułapkę, pójścia na skróty. Może powyższa powieść nie jest wolna od utartych schematów i wątków, ale dzięki spektakularnemu warsztatowi pisarskiemu, wyrobionemu przez te wszystkie lata, poszedł drogą, która na końcu zafundowała mi moc pozytywnych wrażeń i przeżyć. Dzięki amerykańskiemu pisarzowi „przepadłem” na parę dni, zapominając o bożym świecie. Towarzysząc Charliemu w jego niebezpiecznych przygodach. Bardzo mocnym atutem powieści jest niewątpliwie przedstawienie w sposób bardzo sugestywny relacji miedzy czworonogiem a chłopcem. To właśnie od tej strony, można odnieść wrażenie, że autor wiele uwagi poświęcił na kreację bohaterów, ich emocji i zależności interpersonalnych. Które są bardzo złożone. King stworzył postacie, które mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka pozytywne. Ale dzięki środkom stylistycznym, i samym pomysłom na ich kreacje, udało się uchwycić wady, słabości, inklinacje negatywne i różne trudności. Co stanowi o wielkości pisarza. Rzadko bywa, u współczesnych powieściopisarzy, że to bohaterowie, a nie wydarzenia przyczynowo- skutkowe napędzają fabułę powieści. Stephan King wspiął się na wyżyny swoich pisarskich „Himalajów”. Mamy tu koktajl nie banalnej powieści fantastycznej, obyczajowej, i z szczyptę suspensu. Proza amerykańskiego pisarza, poszła w nieco innym kierunku, niż to co reprezentował w okresie wcześniejszej twórczości. Pomimo, że mniej „straszy” to jednak oryginalnymi postaciami i fabułą doprowadza kolejne pokolenia czytelników do zachwytów, ekscytacji, i fascynacji jego jakże pokaźnym dorobkiem pisarskim. Na szczególną uwagę zasługuje klimat powieści. Zwłaszcza kraina Empis, która jest pełna wielkich dziwności, niesamowitości i niezwykłości. Ale również zła, przemocy i brutalności. Klimatem „Baśniową opowieść”, bym porównał do niezapomnianego i monumentalnego „Władcy Pierścieni”, czy też sagi „Ognia i lodu” George R.R. Martina. Bowiem jest to powieść fantastyczna z najwyższej półki. Podsumowując, „Baśniowa opowieść” to jedna z lektur, które przez miesiące, albo lata będę wspominał z nostalgią i rozrzewnieniem. Książka Kinga wręcz odcisnęła pewne „piętno” na mojej wrażliwości literackiej. Ale na pewno to nie jest negatyw ,a wręcz przeciwnie. To było coś niesamowitego. Cały sercem polecam tę powieść wszystkim fanom i wielbicielom pióra Stephana Kinga, ale jednocześnie, i tym, którzy jeszcze wstrzymują się z różnych powodów po sięgnięcie po książki jednego z najbardziej popularnych pisarzy na świecie. Gorąco Polecam!!!
Myślą przewodnią, jak można wywnioskować z treści niniejszej powieści jest: „ W każdym z nas tkwi ziarno niegodziwości i zła. To od nas samych zależy, czy zakiełkuje, i na podatnym gruncie „podlanym”, przez różne doświadczenia-, przeważnie te złe, rozkwitnie. Natura ludzka, bowiem jest podatna na przeróżne pokusy, zachcianki i żądze. Ale w tym wszystkim, można się doszukać...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-12
„ Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć, Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać, W krainie Mordor, gdzie cienie”. Kto nie słyszał o „Władcy Pierścienia” brytyjskiego pisarza J.R.R. Tolkiena? Od dziesięcioleci rozbudza fanów na całym świecie. Kolejne pokolenia z zachwytem śledzą i kibicują powiernikowi pierścienia, w misji, która od początku wydawała się sprawą przegraną. Co jest niezwykłego w dziele Tolkiena? Dlaczego nawet czytelnicy, którzy nie lubują się w tego typu historiach, wracają do przygód Drużyny Pierścienia, i na nowo odkrywają krainę Śródziemia? I w jaki sposób ja jako czytelnik, który kocha czytać, po raz kolejny zagłębiając się w historie pierścienia, interpretuje niektóre wątki, które na pierwszy rzut oka nie maja znaczenia i wpływu na główną fabułę? Jest to po raz kolejny mój re- read „Władca Pierścieni”: Drużyna Pierścienia”. Zdaje sobie sprawę, że o tej powieści, która jest pierwszą częścią większej całości, napisano tak wiele, że w mojej recenzji nic nie przeczytacie odkrywczego. Ale przede wszystkim robię to dla siebie, bowiem jestem gotowy, aby w pewnym stopniu podzielić się z wami, swoimi refleksjami, przemyśleniami i przeżyciami . A wszystko zaczęło się siedemnaście lat temu. Jako uczeń, który pochłaniał hurtowo książki, wiedziałem, że istnieje historia o pewnym pierścieniu rozpisana w trzech tomach, która przez wielu jest nazywana mylnie trylogią. Moje podchody do tej powieści były nieco nieśmiałe. Nie pamiętam, czym to było spowodowane. Ale przemogłem się i wypożyczyłem „Drużynę Pierścienia”. I wtedy przepadłem. Kolejne tomu musiałem przeczytać w ekspresowym tempie, bowiem chciałem wziąć udział w konkursie szkolnym „Wiedza o Władcy Pierścieni”. Nie udało mi się go wygrać, ale mam dobre wspomnienia. Dlaczego o tym wspominam? Bowiem wtedy historia opisana przez Tolkiena zmieniła moje czytelnicze życie, i na nowo zacząłem interpretować, analizować i oceniać literaturę. Straciłem rachubę, który to już raz sięgnąłem po „Drużynę pierścienia”. I wiem na pewno, że ta powieść nigdy mi się nie znudzi. Skupię się na meritum recenzji. Pierwszy z tomów opowiadający o wojnie o pierścień, skupia się na drużynie, na którą składają się poszczególni przedstawiciele ras Śródziemia. Ma ona za zadanie zniszczyć cenny artefakt, aby ostatecznie pokonać władcę Mordoru, który potajemnie wykuł jedyny pierścień, rządzący wszystkimi pozostałymi. „Drużyna Pierścienia” składa się na dwie księgi. Rozumiem niektórych czytelników, którzy się poddali, i rzucili książkę w kąt. Bowiem kilka pierwszych rozdziałów, może trochę zrazić. W czy tkwi trudność? Świat wykreowany przez Tolkiena jest tak bogaty w szczegóły i detale, że może wręcz przytłoczyć. Ale tak naprawdę te wszystkie opisy flory i fauny lokacji, królestw, krain, ras, a przede wszystkim rozbudowanej mitologii, to miód na moje czytelnicze serce. Warto powieści dać szansę, ponieważ profity płynące z jej historii są nie do przecenienia. Druga część niniejszej powieści, moim zdaniem jest jeszcze lepsza. Bowiem wędrówka i sekwencja w kopalni Morii to arcydzieło literatury. To właśnie motyw podróży jest najbardziej wykorzystywany w „Drużynie Pierścienia”. Wraz z bohaterami przemierzamy mityczną krainę. Poznajemy jaj każdy zaułek, ścieżkę i dróżkę. Fani akcji tez powinni być ukontentowani. Bowiem wcześniej wspomniana przygoda w kopalni Morii, ale również inne momenty powieści, przyśpieszają jej akcję i napędzają fabułę. Ale nie tylko sceny bitewne, stanowią o magnetycznej sile tegoż dzieła. To również nadchodząca groza zbliżającej się wojny. Wróg szykuj się do głębokiego skoku w otchłań. Czego pierwsze znamiona w mamy w „Drużynie Pierścienia”. Orkowie rozmnażający się w twierdzy Barad – dur. Nazgule upiory pierścienia, które na wierzchowcach polują i chcą zdobyć pierścień władzy. Te wszystkie elementy obrazują czytelnikowi, ze stawka jest bardzo wysoka. A jeden fałszywy krok, jedno potkniecie, zła decyzja, może na świat sprowadzić zagładę i ostateczną klęskę. Kończąc moje wynurzenia, chciałbym się skupić na postaci Froda. Hobbit czy też niziołek to rasa w Śródziemiu, która niczym szczególnym się nie odznaczyła w erach świata. Natomiast ich charakterystyczna cechą jest spożycie dobrego jedzenia, fajkowe ziele, i zakopanie się w domowych pieleszach. Ale jednak tak do końca tak nie jest. W każdym z nas jest żyłka inklinacja, predyspozycja, która nas ciągnie ku przygodzie. To porównanie moim zdaniem jest właściwe, bowiem to co nas blokuje w niektórych aspektach naszego życia, to wytwory naszej wyobraźni. Warto pokonać własne bariery, aby w pełni się realizować, i czerpać z życia garściami. Frodo nie upominał się o pierścień. Nie chciał tego brzemienia, ale nie zawsze co sobie zaplanujemy nam wychodzi. Każdy z nas ma pewne trudności, problemy i przeciwności losu. Ale to od nas zależy, czy one będą definiować nas, czy się im przeciwstawimy, i przekujemy to co trudne na coś pozytywnego. Ta parabola, która w „Władcy Pierścieni”, ma się do naszego życia codziennego, najbardziej do mnie trafia. I sprawia że historia opisana w tym dziele jest tak mi bliska. Summa summarum, „Władca Pierścieni”: „Drużyna Pierścienia”, to lektura, która przekracza wszystkie ramy literackie. Na zawsze Tolkien odmienił gatunek fantastyczny, stając się inspiracja dla innych pisarzy. Dla mnie to powieść, która po prostu kocham, i już nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po kolejne części, i podzielę się z wami moi czytelnicy, wrażeniami. Dla jeszcze nie zdecydowanych, bardzo polecam ten tom, bowiem gdy wsiąkniecie w ten świat to na zawsze wasza cząsteczka serduszka, ulegnie odmianie, i na nowo odkryjecie literaturę, która jeszcze intensywniej będzie was bawić i wzruszać. A dla tych co już dawno odkryli Śródziemie i są jego fanami: „rozumiemy się bez słów”.
„ Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć, Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać, W krainie Mordor, gdzie cienie”. Kto nie słyszał o „Władcy Pierścienia” brytyjskiego pisarza J.R.R. Tolkiena? Od dziesięcioleci rozbudza fanów na całym świecie. Kolejne pokolenia z zachwytem śledzą i kibicują powiernikowi pierścienia, w misji, która od...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-27
Różne są powody, uronienia łzy. Może to być wzruszenie, czysta radość lub spełnienie. Ale również: smutek, ból i przygnębienie. Jest taki film reżyserii Olafa Lubaszenki „Chłopaki nie płaczą”. Ale ten archetyp może się okazać złudny, a nawet fałszywy. Bowiem, w życiu każdego z nas, pojawia się moment, w którym targani jesteśmy silnymi emocjami. „Życie jest jak pudełko czekoladek, nie wiadomo na co się trafi”. Warto mieć nadzieje, że na coś dobrego i wspaniałego. Stephan King, potrafi zadziwić i zaskoczyć fanów. Pierwsze zdanie w niniejszej powieści „Nie można o mnie powiedzieć, że jestem skłonny do łez”, to swoista parafraza do mojego wstępniaka. Bowiem King zwłaszcza w najnowszych powieściach odchodzi od gatunku stricte horror. I tak jest w przypadku powieści „Dallas 63”. Również i tu mamy do czynienia bardziej z thrillerem i elementami fantastycznymi. Jakie są moje wrażenia, na świeżo po lekturze? Czy mroczny suspens to mocna strona powieści? I czy bohaterowie na długo zapadną mi w pamięć? Ale za nim o tym. Chciałbym przybliżyć zarys fabularny powieści. Jake Epping to nauczyciel angielskiego w Lisbon Falls. Al., właściciel lokalnego baru, zdradza mu tajemnicę, jego spiżarnia jest portalem do roku 1958. Powierza Jake; owi szaloną – i, co jeszcze bardziej szalone, wykonalną – misję ocalenia prezydenta Kennedyego. I tak rozpoczyna się przygoda życia Jakea. Kto z nas nie marzył o podróżach w czasie. W naszej ludzkiej tendencji istnieje pierwotne marzenie, aby cofnąć się w czasie, i czemuś zapobiec. Oczywiście jest to marzenie „ściętej głowy”. Ale fantazja jak najbardziej kusząca. Bardzo polubiłem głównego bohatera. Jego przeżycia, marzenia i pragnienia, stały mi się bardzo bliskie. To właśnie dzięki zabiegom wykorzystanym przez amerykańskiego pisarza, w jego sposobie i przelewaniu myśli na papier, który charakteryzuje się plastycznością, ciepłem i taką swojskością. Postać Jake w moim prywatnym rankingu znalazła się na samym szczycie. A wątek miłosny, to wisienka na torcie, która nadała powieści głębi .Bo kto nie chciałby przeżyć zakochania po same uszy. I obdarzyć konkretną osobę miłością, która nawet pokona czas. To właśnie czas jest najbardziej bezlitosnym mordercą. Nikt nie uniknie „kosy” śmierci. I o tym również przekona się nasz bohater. Jeśli chodzi o suspens, to tą kwestię chciałbym przedstawić od sposobu budowania fabuły przez Stephana Kinga. Autor ma swój swoisty sposób na tworzenie wątków fabularnych. Można by rzec, że wręcz gawędziarski. Co niektórych mniej cierpliwych czytelników może nużyć. Ale dla mnie to nie żadna przeszkoda, aby z przyjemnością zanurzyć się w meandry fabularne powieści. I tu chciałbym uwypuklić niesamowite atuty pisarza. Bowiem takie poprowadzenie fabuły, daje odbiorcy lepsze zapoznanie się z bohaterami, i światem przedstawionym. Co tylko podbija stawkę emocjonalną. Są takie momenty w powieści, że czuć drugi oddech, i fabuła pędzi łeb na szyję, co tylko uatrakcyjnia i podnosi poziom całości. Oczywiście te „styczne” mają wpływ na suspens. Gdy dochodzi do punktu kulminacyjnego, jest „ogień”, a napięcie można ciąć nożem. Natomiast bardzo mocną stroną powieści stanowi jej otoczka, czyli świat przedstawiony. Czuć atmosferę tamtych niespokojnych czasów. Polityczne tło również zasługuje na uwagę. Ale przede wszystkim King w sposób subtelny przedstawia swoją wersję zabójstwa Kennediego. Ale w tym nic nie ma inwazyjnego. Autor nic na siłę czytelnikowi nie narzuca. Zostawiając go z „otwartą głową”. Reasumując, Mistrz Horroru, trochę w innej odsłonie. Bardziej ckliwy i wzruszający, ale nic nie tracący w swej ostrości i tajemniczości. Książka dla fanów pisarza i fantastyki, ale również epickich historii, które łapią za gardło, i długo nie puszczają. Gorąco Polecam!!!
Różne są powody, uronienia łzy. Może to być wzruszenie, czysta radość lub spełnienie. Ale również: smutek, ból i przygnębienie. Jest taki film reżyserii Olafa Lubaszenki „Chłopaki nie płaczą”. Ale ten archetyp może się okazać złudny, a nawet fałszywy. Bowiem, w życiu każdego z nas, pojawia się moment, w którym targani jesteśmy silnymi emocjami. „Życie jest jak pudełko...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-20
Po śmierci Boromira i pojmaniu Merry'ego i Pippina rozbite Drużyny Pierścienia podąża niestrudzenie ku swemu przeznaczeniu, choć żaden z jego członków nie wie, co dzieje się z Samem i Frodem. A tropiony przez Nazgule Powiernik Pierścienia z uporem idzie dalej. Podążając za Gollumem, przemierza Martwe Bagna, by stanąć wreszcie u stóp Minas Morgul - przerażającej fortecy strzegącej drogi do Krainy Cienia...Czy drugi tom dorównuje pierwszemu, rozmachem i epickością? Czy bogaty świat, który czytelnik odkrył w pierwszym tomie, równie jest atrakcyjny, fascynujący i porywający w „Dwóch Wieżach”? I jakie są moje wrażenia po kolejnym re-redzie niniejszej powieści? Powieść jest rozbita na dwie części. W tym punkcie mojej recenzji, chciałbym się skupić nie na streszczeniu zdrady Insengardu, i skutkach strategicznych dla losów wojny o pierścień, ale na walorach wątków, które moim zdaniem przebijają „Drużynę Pierścienia”. Pierwsza część „Dwóch Wież” to przede wszystkim nieuchronne starcie wilków Isengardu z jeźdźcami Rohanu i jego sprzymierzeńców. Bitwa w Helmowym grodzie, to kwintesencja epickiej fantastyki. Błyskawice, gromy, szalejący wicher, ściana deszczu, która ogranicza pole widzenia. Dla obrońców grodu, nie ma nadziei. Przeważający wróg, nie cofnie się przed zmieceniem z ziemi jednego z ostatnich bastionów ludzkich. Ale może wszystko obróci się ku antagoniście. Bowiem w dziełach J.R.R. Tolkiena siły dobra zawsze, pomimo negatywnych i niesprzyjających okoliczności, zawsze wygrywały ze złem. W drugiej połowie drugiego tomy autor skupia się na losach powiernika pierścienia Froda i jego wiernego giermka Sama. Pomimo, że ten wątek to przede wszystkim żmudna wędrówka ku szczelinie zagłady, to dla mnie jest to świetny kawał literatury, który broni się mistrzowską narracją, i totalną głębią świata przedstawionego. Może dla niektórych czytelników być to fragment powieści nie do przebrnięcia, ale dla mnie jest to genezis i clue wątku podróży. Ale patrząc obiektywnie ta część wyprawy i fabuły wielkiego dzieła, jest napakowana przygodą, magicznymi bohaterami, i nieszablonowym stworem, który będzie miał wielki wpływ na dalszą podróż niziołków. Oczywiście trzeba wspomnieć, o antagoniście, którego kreacja, została oparta i zainspirowana główną fobią brytyjskiego autora. Sam finał „Dwóch Wież”, tylko zachęca czytelnika po sięgniecie po trzeci tom. Ale co tak naprawdę znaczy tytuł „Dwie Wieże”? To przede wszystkim sojusz dwóch krain, których celem jest zniszczenie wszystkich krain wolnych ras, i na nowo obleczenie świata w wieczny mrok. Ale tak naprawdę jest tylko jeden władca pierścienia, i innego pana niż Sauron nie posłucha. Moje wrażenia po kolejnym re-redzie, są tak samo intensywne i pozytywne, jak po pierwszym się zapoznaniu się z lekturą. Powrót do Śródziemia, okazał się dla mnie odkrywczy na wielu płaszczyznach. „Dwie wieże” to fantastyka w czystej postaci, która po raz kolejny zawładnęła moim umysłem i sercem. Wiele już było napisane na temat tejże powieści, więc płynnie przejdę do podsumowania. Drugi tom dzieła brytyjskiego pisarza, jest jeszcze lepszy niż pierwszy. Moim zdanie jest więcej akcji, mrocznych i niepokojących momentów, i mniej przestojów. A więcej „istoty” fabularnej. Bardzo polecam zapoznanie się nie tylko z niniejsza powieścią, ale z całością. Bowiem profity z czytania „Władcy Pierścieni” są tak sugestywne, intensywne i niesamowite, że mogą odmienić nie jednego czytelnika, który na nowo zdefiniuje rozrywkę, która jest najlepszą na całym świecie.
Po śmierci Boromira i pojmaniu Merry'ego i Pippina rozbite Drużyny Pierścienia podąża niestrudzenie ku swemu przeznaczeniu, choć żaden z jego członków nie wie, co dzieje się z Samem i Frodem. A tropiony przez Nazgule Powiernik Pierścienia z uporem idzie dalej. Podążając za Gollumem, przemierza Martwe Bagna, by stanąć wreszcie u stóp Minas Morgul - przerażającej fortecy...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-27
Samotność i odrzucenie to wielki dyskomfort psychiczny. Może stać się źródłem wszystkich nieszczęść i porażek. Czasami sami skazujemy się na wyobcowanie, ale tak naprawdę w głębi serca potrzebujemy akceptacji. Towarzystwo drugiej osoby to „Lustro”, w którym możemy się przejrzeć i uzmysłowić sobie jak inni nas postrzegają. Zanim przejdę do dogłębnej analizy, nakreślę oś fabularną niniejszej powieści. Powieść przedstawia życie dziewczyny z bagien, która żyła w odosobnieniu na mokradłach u wybrzeży Karoliny Północnej. Kya czyli główna bohaterka, jest zmuszona radzić sobie sama. Dziewczyną interesuje się dwóch młodych mężczyzn z miasteczka. Z czego wynikają komplikacje i zmiany w życiu dziewczyny. Nie zdaje ona sobie, że te relacje doprowadzą do tragedii. Warto przybliżyć się sylwetce głównej bohaterki. Kya to dziewczyna, która w życiu wiele przeszła. Ojciec alkoholik, liczne rodzeństwo i matka, która mamiona lepszym życiem , trwała przy mężu. Z dania na dzień wszyscy jej najbliżsi ją opuszczają. I jest zmuszona sama sobie radzić na tym niebezpiecznym świecie, pełnym pułapek i zagrożeń. Towarzyszymy jej na przestrzeni kilkunastu lat jak z brzydkiego kaczątka przeistacza się w pięknego łabędzia. „Gdzie śpiewają raki” to powieść o wielkim ładunku emocjonalnym. Bowiem prostą konstrukcją, pokazuje nam , co jest ważne w naszym życiu. Otwiera oczy na zasadnicze pryncypia, a zarazem obdziera czytelnika ze złudzeń, jaki świat może być okrutny. Co się kryje za tytułem powieści? Jest to dla bohaterów wykreowanych przez amerykańską pisarkę Delie Owens, pewien azyl w którym można się zaszyć i poczuć się bezpiecznie na łonie dzikiej przyrody. Nieokiełznany krajobraz Karoliny Północnej opisany w pięknym stylu przez pisarkę, stanowi dla bohaterów powieści źródło inspiracji. Mokradła to miejsce, które może nam się kojarzyć z przestrzenią nieokiełznaną i odpychającą. Ale w sposób oryginalny , autorka zmienia postać rzeczy, ukazując i odkrywając, ukryte piękno tego dzikiego krajobrazu. Z powieści bije unikatowa i prawdziwa wrażliwość, na to co piękne, ale również bolesne. Powieść ta poruszyła we mnie struny emocjonalne, o których zapomniałem lub zostały uśpione. Książka wzrusza swą prostotą i autentycznością. A samo zakończenie powaliło mnie na łopatki i wprawiło w osłupienie. Reasumując, ”Gdzie śpiewają rak” to powieść, moim zdaniem z biegiem czasem może być określana jako kultowa. Delia Owens stworzyła dzieło, które spokojnie może być tematem do dyskusji w szerszym gronie znajomych. Dla mnie to była wielka przygoda i podróż w meandry ludzkiej psychiki. Książka ta na długo ze mną pozostanie. Nie przedłużając z całego serca polecam tą wspaniałą powieść. Gorąco Polecam!!!
Samotność i odrzucenie to wielki dyskomfort psychiczny. Może stać się źródłem wszystkich nieszczęść i porażek. Czasami sami skazujemy się na wyobcowanie, ale tak naprawdę w głębi serca potrzebujemy akceptacji. Towarzystwo drugiej osoby to „Lustro”, w którym możemy się przejrzeć i uzmysłowić sobie jak inni nas postrzegają. Zanim przejdę do dogłębnej analizy, nakreślę oś...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-04
Nadchodzi Zima. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym tronie Zachodnich Krain, lecz obalony władca pozostawił po sobie potomstwo, równie szalone jak on sam. Tron objął Robert – najznamienitszy z buntowników. Minęły, już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron. Kto nie słyszał o monumentalnym cyklu „Pieść Lodu i Ognia”, czy też serialu HBO na jego podstawie. Seria Georga R.R. Martina to zjawisko społeczne i anomalia na skalę światową. Pięć tomów notabene czekamy na legendarny szósty, w sposób brawurowy wpisało się w nasza popkulturę, zdobywając rzesze fanów na cały świecie. Oczywiście ja też do tego grona się zaliczam. Jest to mój wielki powrót do serii. Poczułem nieodpartą ochotę, aby wrócić do tej mitycznej i niezwykłej krainy. Do bohaterów, którzy zostali wykreowani przez pisarza w sposób fascynujący i niepowtarzalny. I do tej brutalnej walki o władzę. Tak wiele zostało napisane o tym cyklu, więc pewnie nic odkrywczego nie napisze. Po prostu robię to dla siebie, aby podzielić się z wami moimi wrażeniami. Chciałbym zacząć, że pokochałem serie za jej niesamowitą wielowątkowość. Rozpisanie rozdziałów z perspektywy poszczególnych bohaterów, to zabieg, który bardzo mi przypadł do gustu. Rewelacyjna narracja, która broni się w wielu aspektach warsztatu pisarskiego. Przede wszystkim bardzo atrakcyjne zakulisowe rozgrywki, intrygi, spiski. Pod tym względem Martin wie jak zachęcić do czytania. Na uwagę zasługują piękne opisy ubioru i kostiumów poszczególnych bohaterów oraz opisy potraw, dań i pokarmów, które wpisały się zgrabnie w fabułę powieści. Na uwagę zasługują szczegółowe opisy przywilejów, obyczajów i tradycji poszczególnych rodów. Co nadaje historii głębi, niezwykłości i unikalności. Natomiast jest to powieść fantasy, ale nie uświadczymy magicznych zjawisk i wydarzeń w sposób nagminny. Co prawda te elementy pojawiają się w niniejszej powieści, ale ten aspekt stanowi pewien wytrych, który za płaszczykiem powieści fantastycznej, ukazuje przede wszystkim średniowieczne tradycje i realia, w których jak najbardziej fabuła powieści mogła się wydarzyć. Bowiem powieść ta opisuje brutalną, bezpardonową i bezlitosną walkę o władzę. Gdzie honor, dobroć, godność osobista nie jest w cenie. Uwielbiam w powieści amerykańskiego pisarza, pewien zabieg fabularny, który dla głównych bohaterów nie jest przychylny. Oczywiście chodzi mi tu o niektóre rozwiązania fabularne, gdy R.R. Martin nie oszczędza głównych person, rzucając im kłody pod nogi. Postacie rzucone w świat pełen niebezpieczeństw muszą przede wszystkim odnaleźć w sobie siłę, aby podążać drogą, która często jest naznaczona dylematami, cierpieniem i trudnościami. To co Martinowi udało się mistrzowsko zrealizować, to stworzenie bohaterów, którzy nie są do końca ani dobrzy ani źli. Mają swoje grzechy, słabości i ambicje, ale również marzenia, tęsknoty i sny o tym co w duszy i sercu głęboko ukryte. Natomiast trzeba zaznaczyć, że powieść jest dosyć brutalna. Niektóre opisy w pewnym stopniu są dosadne, krwawe i brutalne. Ale to tylko nadaje powieści, pewnej perwersji, która przyciąga kolejne rzesze czytelników. Lektura słusznych rozmiarów, ale zaznaczam, że nie ma czego się obawiać. Bowiem książka jest bardzo wciągająca, a ten aspekt nie powinien okazać się przeszkodą, z zapoznaniu się z lekturą. Zaznaczam, że niniejsza lektura daje wielka frajdę z czytania , ale wymaga od czytelnika wielkiego skupienia i deliberacji. Bowiem łatwo pogubić się w lokacjach, dworach, a zwłaszcza w poszczególnych rodach. Ale jak czytelnikowi uda się wszystko zwizualizować, to radość z czytania, jest ogromna. Reasumując, moje wnioski, które wam moi drodzy wyłożyłem to jedynie czubek góry lodowej. Bowiem „Gra o tron” tyle posiada zalet i mocnych stron, że cały materiał cechuje się na pracę doktorancką. Jako amator, jedynie w pewnym stopniu uwypukliłem walory niniejszej powieści, które mam nadzieje powinny przekonać tych niezdecydowanych, a może również namówić zagorzałych fanów serii do ponownej lektury. Tym bardzie, że kontynuacja i finał serii, stoi pod wielkim znakiem zapytania. Dla mnie arcydzieło. Epicka fantastyka, która nie ma słabych stron. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić do lektury. Naprawdę warto. Gorąco Polecam !!!
Nadchodzi Zima. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym tronie Zachodnich Krain, lecz obalony władca pozostawił po sobie potomstwo, równie szalone jak on sam. Tron objął Robert – najznamienitszy z buntowników. Minęły, już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron. Kto nie słyszał o monumentalnym...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-24
Każdy ma coś za uszami.Czyny z przeszłości odbijają się echem w wieczności.Czasami zmora dawnych dni wraca do nas z zdwojoną siłą przypierającą nas do ściany.Czy można naprawić dawne grzechy? Czy możemy uciec przed przeznaczeniem? Czy możemy zapomnieć o tym co było i zacząć wszystko od nowa?.Odpowiedzi na te pytania nie są proste i jednoznaczne.W tej powieści bardzo mi się podobała narracja prowadzona na dwóch płaszczyznach czasowych.Kiedy jesteśmy świadkiem zdarzeń w czasie drugiej wojny światowej pisarka przenosi nas do czasów współczesnych.Ten zabieg okazał się bardzo trafiony.Bowiem ta przeplatanka w sposób klarowny pokazuje jak złe uczynki mające miejsce kilkanaście lat temu mają brzemienne konsekwencje w przyszłości.Tu narzuca mi się porównanie do takich przenośni jak efekt domina,ciąg przyczynowo skutkowy,czy kręgi na wodzie.Gdzie trudno "Próg konsekwencji" ocenić.Muszę naprawdę pochwalić pisarkę,że w sposób subtelny może na początku oszczędny odkrywa karty i sieci wątków przedstawiając niesamowicie rozbudowaną fabułę.Z biegiem czasu powoli elementy układanki wskakują na swoje miejsce tworząc intrygującą całość.Jedną z najmocniejszych stron powieści są wykreowane przez polską pisarkę pełnokrwiste postacie,które napędzają powieść.Autorka ukazała całą paletę swoich wybitnych umiejętności,tworząc powieść dojmująco smutną,wielopoziomową,z dreszczykiem suspensu.Katarzyna Zyskowska napisała powieść,która gwałtownie przenika czytelnika na wskroś naruszając stabilną i bezpieczną przystań mola książkowego.Ale czy tak naprawdę nie chcemy tego od książek,licząc że na to że do głębi nas poruszą i zostawią z okrzykiem zachwytu.Gorąco polecam. Więcej słów jest zbędnych.
Każdy ma coś za uszami.Czyny z przeszłości odbijają się echem w wieczności.Czasami zmora dawnych dni wraca do nas z zdwojoną siłą przypierającą nas do ściany.Czy można naprawić dawne grzechy? Czy możemy uciec przed przeznaczeniem? Czy możemy zapomnieć o tym co było i zacząć wszystko od nowa?.Odpowiedzi na te pytania nie są proste i jednoznaczne.W tej powieści bardzo mi się...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-05
Doświadczenie zdobywamy przez całe życie. Uczymy się na własnych błędach. Z biegiem czasu na pewne sprawy mamy inny ogląd i optykę. Nie wiemy co przyniesie nam los. Jest to bowiem wielka niewiadoma. Trzy będzie nam sprzyjał, czy też jak mówi porzekadło „wiatr biednemu wieje w oczy”. Mamy marzenia, do których dążymy. Ale jedna decyzja, jeden kaprys losu może, wszystko zniweczyć i zamienić w gruz, pył i popiół. Może to być spowodowane czynnikami wewnętrznymi jak zewnętrznymi. Choroba może przekreślić nasze plany. Ale na przeszkodzie naszych dążeń może stanąć drugi człowiek. Bowiem zawiść i zazdrość ludzka ma wiele twarzy, a wydawałoby się osobom nam przychylnym, zostanie nam wbity nóż w plecy. Jest takie powiedzenie- „trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej”. Kto z nas nie zna Historii Edmunda Dantesa. Czy to z filmów i seriali. Posiadając pewna wiedzę o tej historii, zapragnąłem sięgnąć po pierwowzór. I to było z mojej strony znakomite posunięcie. Ale po kolei. Czy powieść „Hrabia Monte Christo” można nazwać klasyką o ponadczasowym i uniwersalnym przesłaniu? Czy podobała mi się kreacja głównego bohatera? I jakie są moje wrażenia na świeżo po lekturze? Zanim odpowiem na te ważkie pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. Młody oficer marynarki Edmund Dantes, ma piękną narzeczoną, wymarzone zajęcie i całe życie przed sobą. Na prośbę umierającego przyjaciela zobowiązuje się przewieźć listy zesłanego na Elbę Napoleona Bonapartego. Całkowicie nieświadomie wplątuje się w polityczny spisek, zostaje aresztowany i uwięziony. Czternaście spędzonych w więzieniu lat całkowicie go odmienia. Gdy po okresie niewoli Edmundowi udaje się zbiec, nie ma w nim śladu naiwnego idealisty. Zamiast tego pojawia się żądny zemsty… hrabia Monte Christo. Chciałbym zacząć od mojej interpretacji głównej persony. Trudne doświadczenia, a nie te pozytywne, najbardziej wpływają na nasza psychikę. Trudno wymazać te traumatyczne wydarzenia, które część z nas przeżyła w swoim życiu. Czas nie poskleja i nie zaleczy wszystkich ran. Walka dobra i zła w naszej podświadomości może być bardzo wyczerpująca. Ale jestem tego zdania, że warto przebaczać, bowiem życie w poczuciu niesprawiedliwości, i chęci odwetu może doprowadzić tylko do zgryzoty. Przytaczam te wszystkie aspekty nie bez powodu. Bowiem postawa Edmunda Dantesa alias Hrabia Monte Christo nie jest moim zdaniem godna do naśladowania. Zdaje sobie sprawę co przeżył główny bohater. I miał prawo do krwawej wendetty. Na szczęście jest to fikcja literacka. Ale w pewnym stopniu każdy coś ma z nas Edmunda Dantesa. Od nas zależy, czy pogodzimy się z przeszłością, i popatrzymy z nadzieją w przeszłość czy też „wpadniemy” w próżnię w której nie ma miłosierdzia, przebaczenia i litości. Bowiem anioł zemsty zawsze chce coś w zamian. Powieść jako klasyka broni się fenomenalną narracją. Przez powieść wręcz się płynie. Rozdziały się pochłania. Czytając niniejsza powieść miałem wielki głód na dalsze poznanie losów bohaterów. Jest to coś w tej powieści magnetycznego. Która na wielu płaszczyznach jest wprost arcydziełem literackim. Czuć w sposób intensywny czar i magię dawnej epoki. Bale, bankiety, spotkania towarzyskie. To nieodłączne elementy powieści. Natomiast jest tyle chrześcijańskich wartości w tym dziele. Dzięki czemu podczas czytania miałem wrażenie, że czytam powieść, która dotyka mnie bardzo prywatnie. Wiem, to bardzo górnolotne, ale tak po prostu czuje moje serca. Opis epoki został ta zaserwowany, przedstawiony i wyeksponowany, przez Aleksandra Dumasa że wręcz czułem się jak bym za dotykiem czarodziejskiej różdżki znalazł się w samym środku akcji. Trochę już wchodzę w moje przeżycia interpersonalne . Ale po porostu nie mogę się powstrzymać. Pomimo, że fragmentarycznie nic z pozoru się nie działo w fabule, ale z biegiem czasu wszystkie elementy wskakiwały na swoje miejsce tworząc wybitną, nietuzinkową i spójną całość. Wszystkie pionki zostały poustawiane na szachownicy. Zaczęła się walka na życie i śmierć. Muszę się wam moi drodzy przyznać, że nastąpił taki moment w moim życiu, że co raz bardziej doceniam literaturę klasyczną. Moje ocenianie walorów czysto literackich, weszło na jeszcze wyższy poziom. Ale to co mnie najbardziej rozczuliło to wątek miłosny i samo zakończenie całej historii. Oba te aspekty łączą się w jedno. Jest to słodki- gorzki finał tych wątków. Pewna scena miedzy Mercedes, a Hrabim Monte Christo wywołała u mnie ciarki na całym ciele. Kto czytał niniejszą powieść, może się domyślić o jaką scenę mi tu chodzi. Summa summarum, powieść „Hrabia Monte Christo” pomimo, ogromnej grubości, obyła się bez większych dłużyzn fabularnych. Historia ta do żywego mnie dotknęła. Spowodowane, może to być faktem, że to co przydarzyło się głównemu bohaterowi, może każdemu z nas się przytrafić. Bowiem świat jest czasami miejscem bardzo niegościnnym. Ale warto mieć w sobie zapał, samo zaparcie i wierzyć we własne możliwości. Reasumując, maksyma powieści to „Czekać i nie tracić nadziei. Kolejne słowa są zbyteczne i daremne. Gorąco Polecam!!!
Doświadczenie zdobywamy przez całe życie. Uczymy się na własnych błędach. Z biegiem czasu na pewne sprawy mamy inny ogląd i optykę. Nie wiemy co przyniesie nam los. Jest to bowiem wielka niewiadoma. Trzy będzie nam sprzyjał, czy też jak mówi porzekadło „wiatr biednemu wieje w oczy”. Mamy marzenia, do których dążymy. Ale jedna decyzja, jeden kaprys losu może, wszystko...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasami rozmowa o sprawach prywatnych, polityce, a zwłaszcza religii, może doprowadzić do nie zręcznych sytuacji, kłótni lub niesnasek. Każdy z nas jako istota myśląca ma rozum i wolną wolę. A światopoglądy, którymi się kierujemy w życiu codziennym są różnorakie i niepowtarzalne. Czerpiemy wiele z bodźców zewnętrznych, ale w tym wszystkim powinniśmy zachować zdrowy rozsądek. Co się tyczy literatury. To może dawać nam czytelnikom, przyjemność i rozrywkę, ale też edukować. Tylko od nas zależy co dla siebie wyciągniemy z danej powieści. W mojej recenzji skupię się, na aspekcie merytorycznym powieści. Więc co naprawdę myślę o najsłynniejszej powieści Umberto Eco? Czy wielowątkowość powieści jest zaletą, czy wadą? Ile w dziele włoskiego pisarza jest kryminału, a ile dysput teologicznych. Ale zanim odpowiem na te pytania, w skrócie telegraficznym objaśnię zarys fabularny powieści.
Rzecz się dzieje w 1327 roku. W anonimowym włoskim opactwie benedyktynów. Wszystkie wydarzenia rozgrywają się w ciągu tygodnia. Głównymi bohaterami są: angielski franciszkanin Wilhelm z Baskerville oraz jego uczeń – Adso Z Melku. Powieść jest napisana w formie kronikarskiej relacji Adsona. Dochodzi tam do zagadkowych zgonów.
I tak z grubsza przedstawia się fabuła powieści. Ale zapewniam, że to wierzchołek góry lodowej. Wydawałoby się, że na pierwszy rzut oka wysuwa się wątek kryminalny. Bowiem to właśnie główni bohaterowie, muszą rozwikłać zagadkę morderstwa jednego z mnichów. Ale na drugiej szali mamy drugi ważny wątek, czyli zgromadzenie się w opactwie legacji, i dysputa teologiczna na temat ubóstwa Chrystusa. Swoją analizę zacznę od stricte wątku kryminalnego, i poddam ocenie klimat powieści.
I tym momencie recenzji nie będę owijał w bawełnę. Pod tym względem powieść ociera się o ideał. Czytelnik nie zostanie wrzucony na karuzelę emocji i akcji. Ale cierpliwie zostanie zaproszony w świat inkwizycji, reguł i arkan, które panują i mają zastosowanie w powieści. Klimat powieści jest niepowtarzalny, unikalny i gotycki. Pomimo, że powieść została wydana w 1980 roku, czyta się ją jakby powstała notabene w XIV wieku. W pewnym aspekcie „Imię róży” czyta się jak rasowy klimat. Kolejne zbrodnie tylko wzbudzają poczucie dyskomfortu u czytelnika. Ale nie tylko w klasztorze grasuje morderca, ale tajemnicą otoczona jest, osławiona biblioteka, która jest siedliskiem zjaw i nocnych mar.
Nie trudno nie docenić jaki religijny motyw nakreślił w swojej powieści nakreślił włoski autor. To właśnie instytucja inkwizycji w tamtych czasach była owiana złą sławą. Ten złowieszczy aspekt Kościoła katolickiego, zawsze mnie fascynował. Wiele istnień zostało skazanych przez ten organ śledczo- sądowniczy na karę śmierci. Zazwyczaj była to śmierć poprzez spalenie na stosie. Niewątpliwie w ten sposób Kościół pozbywał się swoich rywali na podłożu religijnym, ziemiańskim i ludzkim. Te wszystkie elementy świata średniowiecznego zostały wplecione w fabułę niniejszej powieści. Co jeszcze bardziej nadaje prawdziwości fabule. Co summa summarum zrobiło dobrze książce. I tu wracam do klimatu powieści, która poprze wyżej wymienione zabiegi, może budzić pewien dyskomfort, lęk i strach.
Powieść w swojej konstrukcji i sposobie pisania jest trudna w odbiorze. Zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego czytelnika, powieść zmarłego w 2016 filozofa będzie jasna w odbiorze. Co może dla niektórych moli książkowych być poprzez teologiczne i filozoficzne wynurzenia bohaterów, trudną przeszkodą do pokonania. Ale dla wytrwałych zapewniam, satysfakcjonujące zakończenie. „Imię róży” to swoista autopsja z wynaturzeń ludzkich, w jednym miejscu. Które mogą doprowadzić do deprawacji, nierządu i niegodziwości. W ten właśnie sposób autor w punkt uwypuklił, słabość natury ludzkiej, którą łatwo zwieść na manowce. Ale z tego wszystkiego jednak płynie pozytywny przekaz. Umysł ludzki może pokonać, wszystkie bezeceństwa życia doczesnego, gdy w porę zda sobie sprawę, za jakimi wartościami warto podążać w życiu.
Summa summarum, „Imię róży” to powieść, która zasługuje na miano kultowej. Broni się wielkim rozmachem, wyczuwalnym w każdym elemencie rzemiosła pisarskiego. Jedną maksymę, którą dla własnego użytku wyniosłem - „Że nic nam nie jest dane na zawsze”. Nie będę więcej się rozpisywał nad genialnością dzieła Umberto Eco. Na koniec trochę prywaty. Powiedzenie słynnego autora „Kto czyta książki, żyje podwójnie”, pozostanie w moim sercu na zawsze.
Czasami rozmowa o sprawach prywatnych, polityce, a zwłaszcza religii, może doprowadzić do nie zręcznych sytuacji, kłótni lub niesnasek. Każdy z nas jako istota myśląca ma rozum i wolną wolę. A światopoglądy, którymi się kierujemy w życiu codziennym są różnorakie i niepowtarzalne. Czerpiemy wiele z bodźców zewnętrznych, ale w tym wszystkim powinniśmy zachować zdrowy...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09-14
Karaluchy to drugi tom opowiadający o przygodach detektywa Harrego Hola.Książka ta mnie nie porwała.Ale finał jaki nam zaserwował Jo Nesbo przykrył niedostatki.Początkowe fragmenty książki przypominają mi film z Bruce Willisem - Szklana pułapka 3 .Gdzie w filmie jak i w niniejszej książce trzeba było głównego bohatera wykopać z mamra , aby wrócił do ''świata żywych ''.Wracając do książki, główny bohater musi z Norwegii udać się do stolicy Tajlandii do Bangkoku aby tam rozwikłać zabójstwo swojego rodaka, który tam piastował stanowisko ambasadora.Sama sprawa ma podłoże polityczne co naszemu detektywowi utrudnia zadanie.Pomimo niektórych zawartych w książce absurdalnych dialogów, książkę czytało mi się w miarę dobrze.Jest to lepszy tom od pierwszego.Od razu rzuca się w oko bardziej dopracowana fabuła.W miarę jedzenia apetyt rośnie i czekam na kolejne tomy.Polecam
Karaluchy to drugi tom opowiadający o przygodach detektywa Harrego Hola.Książka ta mnie nie porwała.Ale finał jaki nam zaserwował Jo Nesbo przykrył niedostatki.Początkowe fragmenty książki przypominają mi film z Bruce Willisem - Szklana pułapka 3 .Gdzie w filmie jak i w niniejszej książce trzeba było głównego bohatera wykopać z mamra , aby wrócił do ''świata żywych...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-12
Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy się rozdarci co jest dobre, a co złe. Nasze zasady moralne, nie funkcjonują zostawiając nas z tym bałaganem, który sami stworzyliśmy. Wtedy łatwo o błąd i pomyłkę. Jedynym ratunkiem dla nas może się okazać drugi człowiek, który dobrze nam życzy. Wesprze dobrym słowem i radą. To właśnie te wszystkie aspekty poruszone są w monumentalnej powieści „Shantaram” pióra Gregoriego Davida Robertsa. Czy powieść, która swojego czasu była bardzo popularna, również na mnie wywarła piorunujące wrażenie? Czy powieść jest wartościowa Czy kryje w sobie ukryte przesłanie? I czy podobała mi się kreacja głównego bohatera? Zanim odpowiem na te pytania, przybliżę zarys fabularny powieści. Książka opowiada historię młodego Australijczyka, który porzucony przez żonę znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki. Schwytany, został skazany na dwadzieścia lat . W biały dzień uciekł z więzienia i przedostał się do Indii. I tam zaczął nowe życie. Powieść jest oparta na prawdziwych faktach. Co nadaje powieści niesamowitej głębi, a wydarzenia, które na pierwszy rzut oka opisane w książce mogą wydawać się nieprawdopodobne. „Shantaram” to powieść, która wymyka się wszelkim schematom. Przyznaję długo mi zajęło pokonać tę „cegłę”. Nie wynika to bynajmniej z „słabości” powieści, ale z pewnego pietyzmu jaki miałem do pozycji. Każde słowo pochłaniałem z niespotykana estymą. Bowiem zawarte w powieści przesłanie jest nad wyraz „potężne” i obliguje do zapoznania się z lekturą. Ale zanim przejdę płynnie do tego punktu recenzji, chciałbym się zatrzymać nad naszym głównym bohaterem. Jest to postać nietuzinkowa. Powieść można nazwać i potraktować jako swojego rodzaju spowiedź. Nie pełni jednak w tym konkretnym przypadku funkcji oczyszczenia, lub wybielenia. A jest rzetelnym przedstawieniem faktów. Dla niektórych czytelników może być to niewystarczające i płytkie. Ale w mojej interpretacji główny bohater pomimo swego przestępczego życia zyskał moich w oczach. Ktoś mógłby zadać sobie pytanie jak można kibicować człowiekowi, który jest na bakier z prawem, jest uzależniony od heroiny, a jego postawa moralna jest wątpliwa? W literaturze dla mnie jest najważniejsza wiarygodność. Bowiem każdy z nas posiada mocne strony charakteru oraz solidny kręgosłup moralny, ale czasem w naszym życiu, może nastąpić moment, który może nas „skruszyć” i obnażyć. Bowiem nasz charakter, jest tak skonstruowany, że nasze wybory mogą się okazać nie zawsze do końca krystalicznie czyste. Ponieważ, uważam, że w naszym życiu i zasadach moralnych wiele jest odcieni szarości. Ale czy nas ten fakt degraduje nas w hierarchii społecznej? Czy to zamienia nas w złych ludzi? Musimy sobie na te pytania sami odpowiedzieć. Taką postawę reprezentuje główny narrator. Który żył pełnią życia, a jego przygody, można było by obdzielić sporą ilość książek. Powieść niesie ze sobą bardzo ważne wartości. Miłość, przyjaźń i braterstwo to jedne z nich. Kto już raz kogoś pokochał, to wie czym jest to intymne wrażenie. W swojej wyjątkowej konstrukcji jest to silne uczucie, które potrafi wzmacniać, ale również zniszczyć. Miłość nie szuka poklasku, splendoru ani uwagi. To wyjątkowy stan ducha, który definiuje nas jako istoty myślące i czujące. „Shantaram” to powieść , która uczy, jak być cierpliwym. Bowiem jest to cnota, która jest ważna w naszym życiu. Gdy już myślimy, że nic nie wydarzy się w naszym życiu nic dobrego, to dzięki determinacji, która notabene przejawia się na wiele sposobów, może być finalnie wynagrodzona. Ostatnim akordem, który mam w zanadrzu, a który udowadnia, że powieść Gregorego Davida Robertsa jest wyjątkowa, to miejsce akcji powieści, którym jest Bombaj. Miasto w Indiach, pełne kontrastów. Samo w sobie metropolia to jeden z „bohaterów” powieści, który ma wielki wpływ na losy naszych bohaterów. Pełen rozmachu, splendoru i majestatu i różnorodności, a zarazem „Dramatów” przede wszystkim slamsów z ich przepełnieniem, chorobami i przestępczością. Autor w sposób plastyczny ukazał blaski i cienie miasta, w sposób rzetelny bez pudru. Opisał realia życia w tym wielkim mieście. Dzięki czemu czułem się jakbym był na miejscu wydarzeń i jako naoczny świadek poznawał historie bohaterów. Reasumując. „Shantaram” to powieść, która zrobiła w na mnie niesamowite wrażenie. Jej „Wielkość” to nie tylko bezbłędna narracja, ciekawi bohaterowie, oraz egzotyczna otoczka, ale przede wszystkim pewien mistycyzm, który definiuje nasz sens egzystencjalny. Powieść przeznaczona dla szerokiego grona czytelników, którym powinna przypaść do gustu jej wyjątkowość, wielowątkowość i niepowtarzalność. Marcin Meller napisał: „Shantaram to czytelniczy Święty Graal”. I pod tymi słowami jak najbardziej się podpisuje. Bowiem dla mnie niniejsza powieść była intymną podróżą w głąb duszy, która na zawsze odmieniła moje czytelnicze życie. Gorąco Polecam!!!
Czasami mamy chwilę zwątpienia. Moment gdy tracimy kontrolę nad tym co jest nam drogie i ważne. Wtedy szukamy drogi na skróty, co zazwyczaj prowadzi na manowce. Podejmujemy decyzje kierowani impulsem. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Zdarza się, że wpadamy w złe towarzystwo. Nie mamy sił, ani odwagi, aby wyjść z otoczenia, które może doprowadzić nas do destrukcji. Czujemy...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-06
Tess Gerritsen amerykańska pisarka ma swym dorobku wiele bardzo dobrych powieści,ale dopiero teraz pokazała w pełni swój wielki kunszt.Bowiem stworzyła postacie pełnokrwiste i mające słabości.A sam pomysł na fabułę jest wart rzęsistych oklasków. Powieść skupia się na pani detektyw Jane Rizzoli,która po traumatycznych wydarzeniach z przed roku musi stawić czoła kolejnemu koszmarowi.Główna bohaterka pod maską obojętności skrywa kobietę,która boi się o własne życie.Musi pokonać swoje lęki i strach aby schwytać i pokonać mordercę.Amerykańska pisarka jak mało kto potrafi stopniować napięcie.A stworzona atmosfera gęstnieje ze strony na stronę. Same opisy miejsc zbrodni przyprawiają o gęsią skórkę.Kolejnym atutem książki są rzetelne przez autorkę opisy działań Bostońskiej policji,która ma za zadanie schwytać przebiegłego mordercę.Zagadka goni zagadkę.W samo śledztwo włącza się biuro FBI wysyłając agenta operacyjnego Deana.Sama współpraca okazuje się trudna i burzliwa.Ale żeby schwytać mordercę musi policja rzucić wszystkie siły na "pokład"."Skalpel" to nie tylko świetny medyczny,ale również psychologiczny thriller. Odwiedzamy wraz z bohaterami prosektorium,gdzie opisy obrażeń dokonanych przez sprawcą na ofierze mrożą krew w żyłach.Kolejnym smaczkiem dodającym pikanterii powieści jest pojedynek,który toczy z mordercą Jane Rizzoli. Ta batalia już dawno wykroczyła poza zawodowe granice i wypłynęła na obszary prywatne.Jedno jest pewne nie będzie brania jeńców.Reasumując jest to bardzo trudna lektura.Trup ściele się gęsto.Ale kto jest miłośnikiem mocnych wrażeń odsyłam do lektury.Sam język powieści jest bardzo przystępny przez co książkę czyta się szybko.Polecam bardzo wszystkim fanom pióra amerykańskiej pisarki,ale również zachęcam do lektury,czytelników którzy może słyszeli o tej pisarce,ale jeszcze nie zetknęli się z jej powieściami. Naprawdę warto.
Tess Gerritsen amerykańska pisarka ma swym dorobku wiele bardzo dobrych powieści,ale dopiero teraz pokazała w pełni swój wielki kunszt.Bowiem stworzyła postacie pełnokrwiste i mające słabości.A sam pomysł na fabułę jest wart rzęsistych oklasków. Powieść skupia się na pani detektyw Jane Rizzoli,która po traumatycznych wydarzeniach z przed roku musi stawić czoła kolejnemu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-22
Ostrza odprysku, które nie znają litości. Wojna bez granic. Arcyburza, która niszczy wszystko na swojej drodze. Pojedynki, zdrady, dylematy natury moralnej. To nieodłączne elementy i aspekty, które towarzyszą od początku, czytelnikom cyklu „Archiwum Burzowego Światła”. Czy po raz kolejny udało się Brandonowi Sandersonowi, zawładnąć moją wyobraźnią? Jak zostali wykreowani bohaterowie powieści? I czy cykl stał się dla mnie czymś wyjątkowym, na miarę „Władcy Pierścieni”? O tym za chwilę, wpierw przybliżę zarys fabularny powieści. Świetliści Rycerze muszą znów powstać. Kowal więzi, zrodzony z krwi i śmierci, teraz próbuje odbudować to, co zostało zniszczone. Badaczka, od której zależą losy dwóch ludów, zostaje zmuszona do dokonania wyboru między powolną śmiercią, a straszliwą zdradą wszystkiego, w co wierzy. Najwyższy czas, by się przebudzili, nadchodzi bowiem Wieczna Burza. I przybył Skrytobójca. Dla postronnego czytelnika, ten opis raczej niczego nie rozjaśnił. Bowiem to co zaserwował amerykański pisarza to fantastyka oderwana od znanych wzorców. Co tylko nadaje całości oryginalności, wyjątkowości i błysku. Sam format powieści może odstraszyć. Powieść liczy tysiąc dwieście stron. Ale gdy przeczyta się pierwszy rozdział, to czuje się , że ma się przed sobą tomiszcze o wyjątkowej treści. „Słowa Światłości” inwazyjne zawładnęły moją wyobraźnią. Wszystkie elementy, na które powinna się składać epicka fantastyka, są na swoim miejscu. Tworzą całość, która może…- nie boję się tych słów użyć, może konkurować na równi ze słynnym „Władcą Pierścieni”. Cały świat przedstawiony, jest rozbudowany w każdym detalu. Dzięki czemu moja wyobraźnia działała na pełnych obrotach. Bardzo podobało mi się tempo powieści. W książce naprawdę się dzieje, a jednocześnie można złapać drugi oddech, gdy niepozornie akcja spowalnia. Dzięki temu zabiegowi można bardziej wsiąknąć w wątki fabularne. Głównym atutem powieści, jest nie tylko wysoko oktanowa akcja, ale również postaci, które nadają książce splendoru, chwały i niezwykłości całemu. Powieść jest najeżona „kreacjami”, które rozbudowują świat przedstawiony. Historię poznajemy z perspektywy, wielu bohaterów. Których łączą, trudne przeżycia, ale również pragnienia i marzenia, które czasami są tak proste i błahe, że z pozoru niewarte zachodu. Ale jednak mała kropelka drąży skałę, i w tych prostych fantazjach, które w przyszłości mogą stworzyć obraz świata, który jest wyzwolony, od nieszczęść, bólu i nienawiści. Moją ocenę podnoszą, niesamowite opisy batalistyczne. Które zapierają dech w piersiach. Również niesamowite pojedynki rycerskie, których nie powstydziłby się George R.R. Martin. Ostatnie sto stron to akcja, która pędzi na złamanie karku. Opisy walk z perspektywy, różnych bohaterów, to zabieg, który jest świetnym pomysłem na zamkniecie historii w jedną klamrę. Co przywołuje mi na myśl najlepsze powieści fantastyki wszech czasów. A ostatnie akapity, tylko bardziej pobudziły mój apetyt na więcej. Reasumując, powieść pomimo wielkich gabarytów, to jednak intelektualna uczta, która na długo pozostanie w moim sercu. Jest to moje odkrycie, bowiem pierwszy tom był dla mnie trochę przytłaczający, ale w tym konkretnym przypadku mój dyskomfort został z nawiązką wynagrodzony. Powieść dla fanów „twardej” fantastyki. Miłośników wielkich widowisk komiksowych. Muszę się przyznać, że finałowa bitwa, skojarzyła mi się z Marvelem z najlepszych lat. To taka mała dygresja. Pozycja obowiązkowa również dla fanów amerykańskiego pisarza, którzy wiedzą na co stać sławnego pisarza. Powieść zaliczam do grona moich ulubionych, do których, często będę wracam myślami. Gorąco Polecam !!!
Ostrza odprysku, które nie znają litości. Wojna bez granic. Arcyburza, która niszczy wszystko na swojej drodze. Pojedynki, zdrady, dylematy natury moralnej. To nieodłączne elementy i aspekty, które towarzyszą od początku, czytelnikom cyklu „Archiwum Burzowego Światła”. Czy po raz kolejny udało się Brandonowi Sandersonowi, zawładnąć moją wyobraźnią? Jak zostali wykreowani...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08-14
Jedna z najlepszych książek jakie czytałem w życiu.Moim skromnym zdaniem jest to dzieło wybitne.Nie ma żadnych słabych stron. Najważniejszą zaletą tej książki okazał się język jakim pisarka operowała tworząc w sposób prosty wielobarwny fresk.Historia , która została opisana w niniejszej książce jest przedstawiona z perspektywy głównego bohatera Richarda Papena, studenta który rozpoczął studia na wydziale filologii klasycznej.Tam poznaje niezwykłą grupkę studentów prowadzonych przez charyzmatycznego profesora.Szybko staje się członkiem paczki.Ta decyzja zmieniła jego dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. Główny bohater wkracza w świat mocno zakrapianych imprez i używek.Pisarka stworzyła gamę pełno krwistych postaci.Ze swoimi problemami i niebezpiecznymi poglądami.To dotyczy przede wszystkim członków piątki studentów, którzy stali się przyjaciółmi głównego bohatera.W skład tej grupy wchodzili Henry, bliźniacy Camilla i Charles,Francis oraz Bunny .Na początku wszystko się wygląda sielankowo i zwyczajnie,ale to tylko pozory. Główny bohater podświadomie czuje, ze coś jest nie tak ale na wszystko jest ślepy.Az dochodzi do punktu zwrotnego który wszystko zmienia.Psychologiczne portrety bohaterów są godne do pochwalenia.Pisarce w mistrzowski sposób udało się przedstawić charaktery postaci tych głównych jak i pobocznych. Książka jest gruba ale czyta się ją jednym tchem. Powieść ta połączenie literatury klasycznej z rasowym kryminałem co mi bardzo przypadło do gustu. Śmiem twierdzić że jest to arcydzieło, które wychodzi poza wszelkie schematy.Niesamowite przeżycie .Gorąco polecam wszystkim molom książkowym.
Jedna z najlepszych książek jakie czytałem w życiu.Moim skromnym zdaniem jest to dzieło wybitne.Nie ma żadnych słabych stron. Najważniejszą zaletą tej książki okazał się język jakim pisarka operowała tworząc w sposób prosty wielobarwny fresk.Historia , która została opisana w niniejszej książce jest przedstawiona z perspektywy głównego bohatera Richarda Papena, studenta...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-25
„ Z popiołów strzelą znów ogniska, i mrok rozświetlą błyskawice. Złamany miecz swą moc odzyska, król tułacz wróci na stolicę”. Minas Tirith – Miasto Królów. Siedziba władców, ostatniego bastionu ludzi. To tu na polach Pelennoru, odbędzie się ostateczna rozrywka, między siłami dobra a zła. Czy Aragorn dziedzic Isildura, znajdzie w sobie siłę, aby wypełnić swoje przeznaczenie? Jak zakończy się wyprawa powiernika pierścienia? Co się stanie z pierścieniem? Po odpowiedzi zapraszam do lektury „Powrót króla” to zwieńczenie dzieła życia J.R.R. Tolkiena. Jakie są moje wrażenia po lekturze? Czy coś zupełnie nowego wyniosłem po kolejnym re-redzie? I czy to najlepszy tom z całej serii? Niniejsza powieść jest napakowana akcją. Sceny batalistyczne zwłaszcza oblężenie Gondoru, to coś godnego uwagi. Ale również istnieje balans między akcją ,a światem przedstawionym. „Powrót Króla” cechuje pewna „szlachetność”. Moja wrażliwość, została pobudzona w sposób intensywny i inwazyjny. Trudno ten stan rzeczy zinterpretować, bowiem to wypływa z mojego serca, Niektóre rzeczy przemilczę, bowiem jest to dla mnie zbyt prywatna sprawa. Ale z niektórymi wrażeniami i wnioskami, podzielę się z wami moi drodzy czytelnicy. Moim skromnym zdaniem „Powrót króla” jest najlepszą częścią z serii „Władca Pierścieni”. Nie tylko tu chodzi o intensywność wątków, zdarzeń i ostatecznych rozwiązań, ale o przesłanie jeśli chodzi o całość. Bowiem, tu trzeba się cofnąć, do poprzednich części, ponieważ nie zrozumiemy „istoty” tego dzieła. Chodzi mi tu o ostatnie akapity powieści. Końcowe wątki, które zostały pominięte w ekranizacji, są zwieńczeniem cyklu na płaszczyźnie emocjonalnej. Większość z nas od maleńkiego jest przygotowana przez naszych rodziców, wychowanków, krewnych, na wkroczenie w życie dorosłe. Nie każdy ma szczęście wychowywać się w rodzinie otoczonej miłością, bezpieczeństwem i harmonią. Może to przeszkodzić w prawidłowym rozwoju, ale również paradoksalnie pomóc. W tym wszystkim, trzeba zachować balans i wykorzystać „złoty środek”. Dobry start nie oznacza szczęśliwego życia, zależy to od naszego rozwoju interpersonalnego, nauki na własnych błędach i przekroju społeczeństwa jakim się otaczamy. W ten sposób interpretuje ostatnie rozdziały powieści, które obejmują klamrą tą niesamowitą czytelniczą ucztę. Nie będę dłużej się rozwodził, bowiem kolejne zdania, które bym napisał, okazały by się tylko powielenie tego co już zostało przytoczone, przez mądrzejsze ode mnie głowy. Tylko chciałbym podkreślić, że cykl „Władca Pierścieni” na zawsze odmienił moje życie, i uwypuklił wartości, którymi się kieruje w życiu codziennym. Na koniec mojej recenzji chcę wyrazić rzecz, która płynie prosto z mojego serca- Straszny byłby świat bez książek.
„ Z popiołów strzelą znów ogniska, i mrok rozświetlą błyskawice. Złamany miecz swą moc odzyska, król tułacz wróci na stolicę”. Minas Tirith – Miasto Królów. Siedziba władców, ostatniego bastionu ludzi. To tu na polach Pelennoru, odbędzie się ostateczna rozrywka, między siłami dobra a zła. Czy Aragorn dziedzic Isildura, znajdzie w sobie siłę, aby wypełnić swoje...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-06
Żywot nasz na tym świecie jest naznaczony wszelakimi skrajnymi emocjami i przeżyciami. Dla niektórych los jest łaskawszy, innym daje w kość. Ale ogólnie, jak uczy Pismo Święte, każdy z nas, niesie na swych barkach krzyż, który jest naznaczony grzechem pierwotnym. Świat jest zarazem pięknym miejscem, a jednocześnie niegościnnym. Ale warto walczyć o marzenia, i pomimo przeciwności losu, dążyć do celu. Jakby nie patrzeć jest to jeden z głównych powodów naszej egzystencji. Każdy z nas jest inny, przez co świat jest pełen kontrastów i wyjątkowości. Tę materię, i nie tylko porusza w swoim dziele turecka pisarka Elif Shafak. Czy udało się pisarce poruszyć moją wrażliwość? I czy niniejsza powieść jest wartościową lekturą, która ma w swojej treści ukryte przesłanie? O tym za chwilę, wpierw nakreślę zarys fabularny. Leila nie żyje. Jej ciało jest martwe, ale mózg jeszcze pracuje. Każda kolejna minuta przynosi ze sobą wspomnienia innych wydarzeń, smaków i zapachów. Obrazy pozornie wyrwane z kontekstów, łączą w zmysłową opowieść o życiu w świecie, w którym wielu ludziom nadal odbiera się prawo do bycia sobą. Jednym z głównych metaforycznie rzecz biorąc, bohaterów jest miasto Stambuł, czyli miejsce rozgrywania się akcji powieści. To miejsce nad Bosforem, jest tak zróżnicowane, pod względem kulturalnym, religijnym i społecznym, że trudno o łatwą interpretację, jako przyjaznego miejsca do życia. Pisarce udało się oddać klimat Stambułu. W tym państwie muzułmańskim rola kobiet jest odgórnie odznaczona przez surowe prawo Koranu, które wręcz ciemięży mieszkanki tego upadłego miejsca. To właśnie w tym specyficznym środowisku poznajemy naszą główną bohaterkę, Leilę . Od najmłodszych lat dziewczynka wyróżniała się swoją niezłomną postawą i zachowaniem, co przysporzyło jej problemów i kłopotów. To właśnie odmienność w naszej psychice, wyglądzie, zachowaniu może doprowadzić do pewnego ostracyzmu lub wykluczenia z życia społecznego. Moim zdaniem głównym nurtem, którym chciała przekazać autorka, jest myśl, ze najważniejsze jest w życiu pozostanie sobą, aby nie udawać, kogoś kim nie jesteśmy. Na przykładzie fikcyjnej bohaterki, wykreowanej przez pisarkę, może to okazać się bardzo trudne i bolesne. Ale najważniejsze to czuć się dobrze w swojej skórze i nie iść za przykładem większości. Powieść dla okazała się bardzo wzruszająca. Bowiem autorka wykorzystała w swojej powieści istotny zabieg, który jest obarczony, ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Gdyż, czytelnik na początku powieści, gdy poznaje Leile, i śledzi jej poczynania, dzieli z nią smutki i radości, wie jaki los ją spotka, na tym padole łez. Powieść jest dla mnie ważna i mogę z pewną odpowiedzialnością zakomunikować: „historią z którą się identyfikuje i utożsamiam”, bowiem jest napełniona aspektami i rzeczami, które są najbardziej wartościowe w życiu, a zarazem bliskie mojemu sercu. Bowiem miłość, przyjaźń, braterstwo, to elementy naszego życia, które chronimy jak drogocennego skarbu, którego, za wszelką cenę nie chcemy stracić. Natomiast moim wielkim uznaniem cieszy się rozwiązanie końcowych wątków. Pisarka, nie poszła drogą na skróty, i uniknęła pułapki, nie wpadając w niepotrzebną sensację. Dzięki, wielkiemu kunsztowi autorki, powieść od początku do końca, trzyma bardzo wysoki i równy poziom, co znamionuje, że mamy do czynienia z literaturą przez duże L. Reasumując, jest to jedna z lepszych powieści jakie dane mi było przeczytać w tym roku. Poprzez bogatą treść, uczy i pokazuje, że odmienność nie jest niczym złym i strasznym. Warto żyć według własnych zasad i pragnień. Tylko w ten sposób możemy znaleźć szczęście na tym dziwnym świecie. Polecam ta powieść wszystkim molom książkowym, którzy szukają w literaturze nowych nurtów i stylów, ale również tym, co mają przesyt, powieści typowo rozrywkowych, a są tak samo, miłośnikami książek, treściwych i ważnych. Gorąco Polecam!!!
Żywot nasz na tym świecie jest naznaczony wszelakimi skrajnymi emocjami i przeżyciami. Dla niektórych los jest łaskawszy, innym daje w kość. Ale ogólnie, jak uczy Pismo Święte, każdy z nas, niesie na swych barkach krzyż, który jest naznaczony grzechem pierwotnym. Świat jest zarazem pięknym miejscem, a jednocześnie niegościnnym. Ale warto walczyć o marzenia, i pomimo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ambicja napędza tych,którzy dążą do wymarzonego celu.Może być ważnym przymiotem,który ma wpływ na komfortowe samopoczucie na płaszczyźnie zawodowej.Ambicja jest "potrzebna",bowiem jak pokazują dzieje ludzkości,to ona nas definiuje jako "władcy" planety.Może być wielkim sprzymierzeńcem,ale gdy kontrola nad tą materią,zostanie zachwiana,może doprowadzić do nieprzewidywalnych konsekwencji i skutków.Chora ambicja,może zżerać powoli,pozostawiając w wnętrzu emocjonalne spustoszenie ,które zapełnia pożądanie i dążenie do osiągnięcia splendoru,chwały i sławy.Punktem wyjściowym dla prequelu już legendarnego cyklu "Igrzyska Śmierci" jest opis młodzieńczych lat Coriolanusa Snowa.Czytelnik poznaje genezę wydarzeń,które ukształtowały,przyszłego prezydenta Panem.Ktoś mógłby zadać sobie pytanie czy najnowsza powieść Suzanne Collins ma rację bytu? Czy to jedynie chwyt marketingowy i odcinanie kuponów? Nic bardziej mylnego."Ballada ptaków i węży" to pozycja,pod,którą zostały wylane solidne fundamenty na których została "zbudowana",powieść najwyższych lotów.Ale gdzie tkwi siła powieści amerykańskiej pisarki?. Niesamowicie wielkim atutem powieści są wykreowani bohaterowie.Trudno ich zaklasyfikować pod jeden mianownik.Sam główny bohater Coriolanus Snow,to wielce złożona postać.Na pewno warto przyjrzeć się jej bliżej,aby w pełni poznać i ocenić motywy jakimi się kierowała.Jak na amerykańską pisarkę przystało,głównym elementem napędzającym oś fabularną jest wątek romantyczny.Pod tym względem powieść jest w sposób mistrzowski dopracowana.Kolejną niebagatelną,zaletą książki jest ukazanie,wojny pomiędzy rebeliantami a Kapitolem.Pożoga wojenna doprowadziła do nieodwracalnych szkód materialnych i moralnych.Panujący reżim zawładnął,każdą istotą w podległych dystryktach, organizując co roku przerażające "Głodowe Igrzyska". Te krwawe rozgrywki,to według Kapitolu symbol zezwierzęcenia,upodlenia i upadku człowieka.Kapitol jest uosobieniem,a zarazem alegorią literacką,tego wszystkiego co było złe w dziejach ludzkości.Taki wstrząsający wniosek można wysnuć z całej historii powieści.Co nadaje lekturze strasznej wiarygodności.Jeśli chodzi o samo tempo akcji,książka jest napakowana ciągłymi twistami,które wręcz wciskają w fotel.Wielkie oklaski dla pisarki.Podsumowując,jest to niewątpliwie powieść,którą czyta się z wypiekami na policzkach.W moim przypadku "Ballada ptaków i węży",poruszyła ukryte struny mojej wrażliwości czytelniczej.Za co dziękuje pisarce.Jeżeli ktoś jest ciekaw,czy rzeczywistość wojenna,może zniszczyć i unicestwić wszystko co kochamy? Czy w Coriolanusie Snow istnieje ukryte dobro? I czy ambicja bardziej jest sprzymierzeńcem bądź wrogiem? Po odpowiedzi odsyłam do lektury,nie tylko fanów serii,ale wszystkich czytelników,którzy nie mieli styczności z światem wykreowanym przez Suzanne Collins.Gorąco Polecam!!!
Ambicja napędza tych,którzy dążą do wymarzonego celu.Może być ważnym przymiotem,który ma wpływ na komfortowe samopoczucie na płaszczyźnie zawodowej.Ambicja jest "potrzebna",bowiem jak pokazują dzieje ludzkości,to ona nas definiuje jako "władcy" planety.Może być wielkim sprzymierzeńcem,ale gdy kontrola nad tą materią,zostanie zachwiana,może doprowadzić do nieprzewidywalnych...
więcej Pokaż mimo to