-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-11
2024-05-09
Czasem gonimy za czymś nieoczywistym. Za marzeniem, któremu poświęcamy cały swój wolny czas. Jest to zazwyczaj okupione wielkimi wyrzeczeniami i poświęceniem. Ale nawet te przymioty nie gwarantują sukcesu. Nasze plany mogą się rozlecieć jak domek z kart. Los może spłatać figla, a nasze nadzieje okazać się płonne. Ale w tym wszystkim warto się nie poddawać. Pomimo, zakrętów w życiu, być konsekwentnym, w tym co się robi. Bowiem marzenia nawet najbardziej w nieoczekiwanym momencie mogą się ziścić i spełnić. Te ważne kwestie porusza między innymi powieść Wilbura Smitha. Niewątpliwie jest to jedne z moich ulubionych autorów, i zdarza mi się regularnie sięgać po jego książki. Czy „Ostatnie polowanie”, mnie porwało? Czy przygoda na dzikiej sawannie zaparła mi dech w piersiach? I czy powieść zachęciła mnie do dalszego poznawania dzieł brytyjskiego pisarza? Zanim odpowiem na te naglące pytania, chciałbym pokrótce opowiedzieć o fabule powieści. Afryka Południowa, lata 70. Syn Shasy Courtneya, Sean weteran wojny domowej zajmuje się organizowaniem safari. Do Zimbabwe przyjeżdża na ostatnie polowanie śmiertelnie chory bogaty Amerykanin, Riccardo Monterrro. Towarzyszy mu córka - piękna Claudia. Ich przewodnikiem zostaje Sean. W pościgu za słoniem grupa myśliwych przekracza nielegalnie granice ogarniętego wojennym chaosem Mozambiku. I w tym momencie atmosfera się zagęszcza i zagrożenie okazuje się wręcz namacalne. „Ostatnie polowanie” to powieść o wielu obliczach. Najbardziej mi się podobała pierwsza część powieści. Bowiem bardziej do mnie przemówiły wątki, które zostały oparte na przedstawieniu i zarysie piękna afrykańskiego buszu. Było w niej więcej przygody, zdarzeń i momentów, które zapadły mi w pamięci . Natomiast druga część powieści, w swojej narracji i w eksponowaniu fabularnym , była oparta na brutalnych opisach. Oczywiście ten fakt nie był dla mnie zaskoczeniem, bowiem proza Wilbura Smitha z tego słynie. Ale powieść przygodowa zamieniła się w książkę pełną akcji, która odebrała powieści pewnego blasku i czaru. Wielkim minusem powieści, okazało się przedstawienie i opisanie relacji damsko- męskich. Książka okazała się przesycona szowinistycznymi wstawkami, które bardzo zakłóciły ogólny odbiór. Autor nigdy nie był mistrzem w kreowaniu postaci. W ich ewoluowaniu i rozwijaniu. W „Ostatnim polowaniu”, było to aż nadto widoczne. Co o tyle jest smutne i zaskakujące, że powieść napisana w 1989 roku, czyli w okresie kiedy pisarz wydawał dobre powieści, tym razem przytrafiła mu się słabsza. Również wątki makabry i okrucieństwa okazały się momentami nie potrzebne. Zamiast nadać powieści pewnego mroku i dramatyzmu, okazały się tanim chwytem, który zamiast przyciągać kolejne rzesze czytelników w mojej ocenie mógł tylko odstraszyć. Miałem podczas czytania nieodparte wrażenie, że pisarza ten aspekt bawił, i czerpał z niego perwersyjną przyjemność. Co można nazwać „sytuacją”, nie co dziwną i niespotykaną na tym poziomie. Natomiast powieść ratuje, pewien element, który jednak doceniam w powieściach Wilbura Smitha. To przede wszystkim opisy flory i fauny Afryki. Przedstawienie roli człowieka w środowisku, w którym był w zamierzchłych czasach jedynie, gościem , widzem i biernym obserwatorem. A przemienił się w istotę niemal „boską”. Której nic nie powstrzyma przed zniszczeniem tego co najpiękniejsze, niepowtarzalne i unikatowe na Czarnym Lądzie. Summa summarum powieść nieco mnie rozczarowała. Jest to kolejna pozycja Wilbura Smitha, która mogła być narracyjnie bardziej dopracowana i dopieszczona. Ale jednak posiada walory i zalety, które pozwoliły mi jednak na ukończenie tej cegiełki. Powieść przeznaczona dla czytelników o dużej tolerancji „przemocy”. Pozycja, która jednak powinna zainteresować fanów pisarza. Dla mnie pozycja, która momentami zachwyca, a jednocześnie odstrasza. Nie zachęcam, ani odradzam. Czytelnik musi się sam przekonać, czy „Ostatnie polowanie” jest warte uwagi i drogocennego czasu.
Czasem gonimy za czymś nieoczywistym. Za marzeniem, któremu poświęcamy cały swój wolny czas. Jest to zazwyczaj okupione wielkimi wyrzeczeniami i poświęceniem. Ale nawet te przymioty nie gwarantują sukcesu. Nasze plany mogą się rozlecieć jak domek z kart. Los może spłatać figla, a nasze nadzieje okazać się płonne. Ale w tym wszystkim warto się nie poddawać. Pomimo, zakrętów...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-30
Czasem nawet Śmierć potrzebuje wakacji. Tylko jedno może mu dać chwilę wytchnienia: Wybiera więc sobie Morta – chłopca gorliwie pragnącego zdobyć wiedzę, której stanowczo posiadać nie powinien. Wprawdzie Mort szybko opanowuje techniki nowego fachu, to jednak sprawa się komplikuje, kiedy zostaje wysłany po „życie”, pięknej młodej księżniczki. Czy niniejsza powieść dała mi frajdę z czytania? Czy fabularnie powieść jest błyskotliwa? I czy podobała mi się kreacja głównych bohaterów? Muszę na wstępie przyznać, że moja relacja z twórczością brytyjskiego pisarza Terrego Pratchrtta, znacząco się ochłodziła. Nie wiem czy to jest spowodowane. Może pewnym zmęczeniem materiału. Bowiem początek mojej przygody z Światem Dysku, był pełen entuzjazmu, pasji, i apetytu na więcej. Jednak to się zmieniło, i w pewnym sensie już z takim zainteresowaniem i przyjemnością nie zanurzam się w fabułę. „Mort” to powieść, która dla mnie miała pewne fazy. Zwłaszcza pierwsza część powieści bardzo przypadła mi do gustu. Jednak z biegiem czasu, powieść fabularnie się rozjechała. Oczywiście nadal doceniam bogactwo uniwersum. Jej wyjątkowość, niepowtarzalność, i unikatowość. Ale w tym wszystkim wkradł się pewien fałsz, który sprawił, że czytanie niniejszej powieści nie sprawiało mi przyjemności. Nawet humor z którego znany jest cykl, tym razem nie trafił do mojego przekonania. Chciałbym zaznaczyć, że to typowy brytyjski humor, który jest dość skomplikowany i specyficzny. Który może nie przypaść wszystkim do gustu. Natomiast, powieść w pewnym sensie ratuje kreacja bohaterów. Zwłaszcza personifikacja Śmierci to element powieści, która w pewnym stopniu powinien okazać się dla czytelnika atrakcyjna. Terry Pratchett przedstawił i wykreował to indywiduum w sposób bardzo ciekawy, złożony i pomysłowy. Jej rola w Świecie Dysku jest nieodzowna i ostateczna. W mojej ocenie fabuła oparta na tym aspekcie trzyma się stabilnie, a książka w odbiorze jest całkiem niezła. Ale dla najważniejszą postacią książki jest oczywiście terminator Śmierci Mort. Jego postać wręcz ewoluuje. W sposób widowiskowy, niepowtarzalny, i popisowy. Ale czy rozwój postaci głównego bohatera, podążył w dobrym kierunku? To właśnie ten motyw definiuje powieść, która powinna być wysoko oceniona, przez zagorzałych fanów, i nie tylko . Również nieodłącznym elementem cyklu brytyjskiego pisarza jest oczywiście wątek romantyczny. Nie chce za dużo zdradzać, ale kierunek w jakim rozwinie się ten wątek, może nie jednego mola książkowego zaskoczyć. Reasumując, „Mort”, to nie będzie ulubiona pozycja z cyklu, ale też nie zaliczę jej, też do nieudanej. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii, ale również dla tych czytelników, którzy chcą zacząć przygodę z cyklem. Dla mnie trochę zabrakło błysku, ale to zmienia faktu, że na pewno kolejne książki ze Świata Dysku, będą przeze mnie pochłaniane i czytane.
Czasem nawet Śmierć potrzebuje wakacji. Tylko jedno może mu dać chwilę wytchnienia: Wybiera więc sobie Morta – chłopca gorliwie pragnącego zdobyć wiedzę, której stanowczo posiadać nie powinien. Wprawdzie Mort szybko opanowuje techniki nowego fachu, to jednak sprawa się komplikuje, kiedy zostaje wysłany po „życie”, pięknej młodej księżniczki. Czy niniejsza powieść dała mi...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-30
Większość z nas z sentymentem i nostalgią wraca do czasów dzieciństwa. Gdzie wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze. Początki naszej przygody z literaturą, którą zapamiętamy do końca życia. To wtedy życie wielu z nas bezpowrotnie się zmieniło. Był to moment, który ukształtował nas jako ludzi. Można z pewną swobodą wysnuć tezę, że mole książkowe odbierają rzeczywistość, w inny sposób. Z większą empatią i wrażliwością. Nasze synapsy, a przede wszystkim wyobraźnia to beneficjent, niesamowitej pasji jaką jest czytanie. Czasem wracamy myślami do lektur, które zrobiły na nas wrażenie. Często sięgamy po nie jeszcze raz, aby sobie przypomnieć i poczuć jak kiedyś było się dzieckiem. Porwać się ponownie przygodzie. Która powinna nieść za sobą pewną intensywność, magię i urok. W moim przypadku, tak sprawa się ma między innymi z niniejszym cyklem, opowiadającym o trójce przyjaciół: Jupiterze, Peterze i Bobie. Jakie są moje wrażenia po moim powrocie do serii ? Czy inaczej odbieram niniejsza pozycję? I czy mogę polecić tą powieść młodszym czytelnikom? Mała książeczka pod tytułem „Tajemnica zamku grozy”, to przede wszystkim literatura dziecięca, w której nie można się dopatrywać większej logiki. Podczas ponownej lektury uzmysłowiłem sobie, że konstrukcja fabularna opowiadania jest bardzo prosta, banalna i nieskomplikowana. Nawet bym powiedział, że infantylna. Dialogi nie są najmocniejszą stroną książki. Pierwsza część powieści nie dała mi większej przyjemności. Wykreowane postacie, a zwłaszcza trójka nastolatków, którzy samozwańczo nazwali się detektywami, okazały się płytkie, karykaturalne i sztampowe. Również narracja nie stała na najwyższym poziomie. Ale te wszystkie elementy, niedociągnięcia i negatywy tak naprawdę nie grają decydującej roli. Bowiem książka jest przeznaczona przede wszystkim dla młodszych czytelników. Jako trzydziestolatek nie mam prawa w pełni oceniać książeczki zbyt surowo. Moja opinia na dobrą sprawę nie jest obiektywna. Ale muszę przyznać, że jednak druga część książki, i jej rozwój fabularny, zawiązywanie się wątków, i rozwiązanie szarady, to wartość dodatnia powieści. Smaczku opowiadania dodaje niewątpliwie, element dreszczyku, który momentami pojawiał się w opowiadaniu. Książeczkę bardzo szybko się czyta. Krótkie rozdziały mają niewątpliwie na to wpływ. Może trochę dla mnie seria straciła blask, i raczej nie będę jej kontynuował, ale warto było na nowo zanurzyć się w świat zagadek, łamigłówek i szarad. Podsumowując, opowiadanie przeznaczone przede wszystkim dla najmłodszych. Uspokajam rodziców, w powieści nie ma nadmiernej przemocy, ani treści, które nie były by przeznaczone dla naszych pociech. Pozycja może nie okazała się wielką ucztą czytelniczą, ale nie żałuje czasu spędzonego przy lekturze. Miła odmiana od poważniejszych pozycji.
Większość z nas z sentymentem i nostalgią wraca do czasów dzieciństwa. Gdzie wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze. Początki naszej przygody z literaturą, którą zapamiętamy do końca życia. To wtedy życie wielu z nas bezpowrotnie się zmieniło. Był to moment, który ukształtował nas jako ludzi. Można z pewną swobodą wysnuć tezę, że mole książkowe odbierają rzeczywistość,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-28
Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia walczyła z przestępcami. Dla niektórych fanów pisarki, to właśnie postać panny Marple jest najbardziej lubiana. W pewnym sensie nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Oczywiście mam inny typ głównego protagonisty, pewnego pana z wąsikiem i jajowatą głową. Ale to kwestia gustu i perspektywy. Mam dla was do zrecenzowania, zbiór dwunastu nowych historii w roli głównej występuje panna Marple. Napisanych przez dwanaście różnych autorek, które podjęły się tego wyzwania. Z jakim rezultatem? Czy czuć ducha brytyjskiej pisarki? I czy zapadły mi w pamięć niektóre z opowiadań w powyższym zbiorze. Na wstępie muszę przyznać, że pisarki bardzo się starały, aby oddać ducha dawnym powieściom pisarki. Jednak muszę przyznać, że z marnym efektem. Podstawowym problemem większości opowiadań, okazała się słaba narracja, która nie przykuła w sposób dostateczny mojej atencji i uwagi. Nie czułem w żadnym pierwiastku sztuki pisarskiej elementu, który by przeczył że to nie był skok na kasę. Niestety tak w istocie sprawa się przedstawia. Trzy, cztery opowiadania stały na niezłym poziomie, ale to za mało, abym ocenił ten zbiór pozytywnie. Te „twory”, bo nie nazwę tego opowiadaniami, były dla mnie drogą przez mękę. Przeważnie bardzo słaba intryga kryminalna, która przeważnie została zbyt płytko przedstawiona, lub zbyt rozciągnięta, nie ułatwiła płynnego czytania. Same postacie, również dalekie od standardów, które powinny być zachowane. Zwłaszcza postać głównej bohaterki panny Marple, okazała się karykaturalna. Może dla innych czytelników, którzy jeszcze nie mieli przyjemności zapoznać się twórczością Agaty Christie, niniejszy zbiór okaże się atrakcyjny. Dla mnie to tani chwyt marketingowy, i wykorzystanie marki. Zauważyłem, że takie podejścia hobbystyczne, do spuścizny znanych autorów są przeważnie chybione, niepotrzebne i bezsensowne. Może jestem zbyt rygorystyczny w swoim osądzie, ale mam nieodparte wrażenie, że takiego typu inicjatywy są z góry skazane na porażkę. Bowiem jak można imitować coś, co jest unikatowe niepowtarzalne i wyjątkowe. Niektórych rzeczy się nie rusza, i nie tyka. Oczywiście czasem, udaje się z tego typu projektach stworzyć coś sensownego i rzetelnego, ale jak historia i doświadczenie uczy, jest do bardzo trudne do zrealizowania. Summa summarum, niniejszy zbiór okazał się przeciętny, z paroma dobrymi rozwiązaniami fabularnymi, ale przeważnie zdominowanymi tanimi sztuczkami, które burzą ogólny obraz. Co o tyle jest smutne, że takie pozycje, maja rację bytu na rynku wydawniczym. Ten zbiór opowiadań daje nam fanom brytyjskiej pisarki do rąk argument, że tylko jedna jest królowa kryminału. Niniejszy zbiór omijać szerokim łukiem. Szkoda czasu.
Panna Marple. Błyskotliwa starsza pani, która jako detektyw amator pomagała stróżom prawa rozwiązywać nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane sprawy. Postać stworzona przez brytyjską królową kryminału Agatę Christie, wystąpiła w dwunastu powieściach. Jej intelekt nie jednego inspektora by zawstydził. Bowiem ta niepozorna staruszka, przeważnie na pierwszej linii ognia...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-19
Czym może jeszcze zaskoczyć powieść fantastyczna ? Jakie „składniki”, są potrzebne, aby powieść zdobyła uznanie? Na jakie akcenty fabularne warto położyć nacisk, aby książka „zaskoczyła”, tworząc zadowalającą całość? Wiele jest odpowiedzi na te pytania. Ale znaleźć złoty środek to już rzecz wymagająca wielkiego warsztatu pisarskiego. Jako fan powieści fantastycznych, najbardziej sobie cenię, kiedy książka posiada balans. Na pewno są ważni sami bohaterowie. Ich kreacja powinna być wyrazista, i zbiegiem czasu ewoluująca. Kolejnym ważny punktem jest wykreowany świat, który powinien swoją głębią i złożonością, przyciągać jak największe grono czytelników. I oczywiście akcja, bowiem czytelnik nie może się zanudzić. Jakie akcenty dominują w powieści Joe Abercrombie „Ostateczny argument”? Czy trzecia część okazała się fantastyką na najwyższym poziomie? I czy w książce są ukryte pewne wartości? Zanim odpowiem na te pytania, chciałbym pokrótce opowiedzieć o fabule pozycji. Logen Dziewięciopalcy musi stoczyć jeszcze jedną walkę. Poprzysiągł sobie, że będą o niej kiedyś rozprawiać i zapisze się ona na kartach historii. Na Północy kraju szaleje wojna. Tylko jeden człowiek może powstrzymać Króla Północy- jego dawny przyjaciel i dawny wróg. Jezal dan Luthar doszedł do wniosku, że ma dosyć ciągłej wojny i walki. Więc porzuca wojaczkę na rzecz życia z kobietą, którą darzy głębokim uczuciem. Okaże się jednak, że miłość także potrafi sprawić ból, a chwała ma w zwyczaju dopadać człowieka wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewa… Trzecia część z cyklu „Pierwsze prawo”, to najbardziej napakowana akcją powieść z całej trylogii. Zwłaszcza pierwsza faza „Ostatecznego argumentu”, to jazda bez trzymanki. Powieść sama w sobie jest bardzo brutalna. Dla wrażliwych czytelników, może być nie do przejścia. Autor w sposób bezwzględny opisuje potyczki, bitwy i pojedynki. Co nadaje powieści pewnego perwersyjnego błysku i polotu. Można dywagować, czy pozycja oparta jedynie na akcji, może być uznawana za klasykę gatunku ? Moim zdaniem niekoniecznie. Trochę zabrakło mi balansu, który tak lubię w tego typu powieściach. Ale skupię się na zaletach, bowiem przesłaniają niedostatki powieści. To co najbardziej mi się podobało to kreacja bohaterów. Mogłoby się wydawać, że poziom i częstotliwość opisywanych scen batalistycznych, może ten aspekt przypudrować, ukryć. Powieść broni się ciekawymi kreacjami. Braterstwo, honor, miłość to ważne elementy, które są poruszane w powieści. Bohaterowie są przedstawieni jako persony, których nie oszczędzał los. Gdy, mogłoby się wydawać. że marzenia, plany i pragnienia zostaną ziszczone i spełnione, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zamienia się w pył, gruz i ruinę. Autor nie boi się rzucać swoich bohaterów na głęboką wodę. A skomasowane przeciwności losu nie jednego by przytłoczyły i załamały. Ale w tym wszystkim pisarz przemyca pozytywne emocje, i daje pewien promyk nadziei, który jak wiosenna jutrzenka, może być zwiastunem czegoś dobrego i zgoła odmiennego. W niniejszej powieści, świetnie jest zarysowany konflikt. To właśnie pod tym względem powieść wybija się nad tego typu pozycjami. Na taki stan rzeczy niewątpliwie ma wpływ zabieg wykorzystany przez pisarza. Chodzi mi o wykorzystanie w konstrukcji fabularnej elementu: polityki. Dla niektórych czytelników ten aspekt w powieściach fantastycznych jest najmniej lubiany, ale doceniam tą sferę fabularną, która nadaje historii pewnej głębi, wielowątkowości i złożoności. Reasumując, „Ostateczny argument”, to najlepsza cześć z całego zbioru. Autor jednak nie dokończył wszystkich wątków, zostawiając furtkę na kolejne części. Może nie pokochałem tejże serii, ale powieści, z cyklu „Pierwsze prawo”, dały mi rozrywką na naprawdę niezłym poziomie. Pozycja obowiązkowa dla fanów pisarza, ale również miłośników opisów batalistycznych i poprowadzonej „mocno” narracji. Gorąco Polecam.
Czym może jeszcze zaskoczyć powieść fantastyczna ? Jakie „składniki”, są potrzebne, aby powieść zdobyła uznanie? Na jakie akcenty fabularne warto położyć nacisk, aby książka „zaskoczyła”, tworząc zadowalającą całość? Wiele jest odpowiedzi na te pytania. Ale znaleźć złoty środek to już rzecz wymagająca wielkiego warsztatu pisarskiego. Jako fan powieści fantastycznych,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolumbia. Grupa Polaków wybranych do reklamy Coca- Coli spędza wakacje życia w luksusowym hotelu nad oceanem. Ale kiedy beztroscy turyści dostaną od Kolumbijczyków propozycję nie do odrzucenia, raj zamienia się w piekło… Warszawa sobota nad ranem, z mostu Gdańskiego zwisa ciało mężczyzny- rozpruty brzuch, ręce skrępowane na plecach, a w dłoni orzeszek ziemny. Śledztwo prowadzi komisarz Jakub Mortka. Czy powieść przypadła mi do gustu? Czy suspens i plot twist to wartość dodatnia kryminału? I czy podobały mi się sylwetki psychologiczne poszczególnych bohaterów? „Przejęcie” to naprawdę dobry kryminał. Narracja i poprowadzenie głównych wątków, na niezłym poziomie. Zdaje sobie sprawę, że wszystkie elementy i składowe, które charakteryzują i wyróżniają rasowy kryminał, niniejsza książka posiada. Ale w tym wszystkim zabrakło mi „ognia”, błysku i polotu. „Przejście” niczym się nie wyróżnia, na tle innych gatunkowo „spokrewnionych” pozycji. Z umiarkowanym zainteresowaniem pochłaniałem kolejne rozdziały. Wadą powieści jest zbyt duże nagromadzenie wątków. Notabene jestem jak najbardziej za takim poprowadzeniem narracji, ale w tym razem, za dużo grzybów w tym barszczu. Fabuła po prostu się rozjechała. Na czym ucierpiała „przejrzystość”, głównych wątków. Natomiast jeśli chodzi o sam suspens i plot twist. Tu również wyczuwam pewien deficyt. Nie czułem większego napięcia, pomimo paru brutalnych scen. Opisy nie działały inwazyjnie na moją wyobraźnię. A plot twist tak został „rozcieńczony” przez inne „zabiegi” autora, że mnie usatysfakcjonował. Natomiast w mojej ocenie najmocniejszą stroną powieści są jej bohaterowie. Prowadzący śledztwo komisarz Jakub Mortka, musi się nie tylko zmierzyć ze skomplikowanym śledztwem, ale również z nawarstwiającymi się problemami prywatnymi. Z jednej strony nie poruszył mnie pokręcony umysł mordercy, ale za to główny protagonista to postać, która dźwiga na barkach całą fabułę. Jakub Mortka to postać, która nie jest krystalicznie czysta. Jest upaprany w bagno układów, pomówień i kalumnii. A jak dobrze wiemy nie ma krystalicznie czystej postawy społecznej, która by była na wskroś nieskazitelna. Każdy z nas posiada wady i zalety. Niektóre decyzje mogą być moralnie nie w porządku. Ale w tym wszystkim nie można sobie pozwolić, aby te skazy na naszym charakterze odrywały i miały decydujące znaczenie. Podsumowując, „Przejście” mniej mi się podobało jako przedstawiciel gatunku stricte zagadki, łamigłówki i szarady, a bardziej jako przedstawienie stadium zgnilizny społeczeństwa, której doskwierają choroby cywilizacyjne. Ponad to powieść, bardziej się wyróżnia zarysem sylwetek psychologicznych, niż samymi wydarzeniami, które powinny napędzić fabułę. Wiem, że Wojciecha Chmielarza stać na więcej. Ale nadal jest do dobra pozycja, którą z ręką na sercu polecam.
Kolumbia. Grupa Polaków wybranych do reklamy Coca- Coli spędza wakacje życia w luksusowym hotelu nad oceanem. Ale kiedy beztroscy turyści dostaną od Kolumbijczyków propozycję nie do odrzucenia, raj zamienia się w piekło… Warszawa sobota nad ranem, z mostu Gdańskiego zwisa ciało mężczyzny- rozpruty brzuch, ręce skrępowane na plecach, a w dłoni orzeszek ziemny. Śledztwo...
więcej Pokaż mimo to