-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2019-01-23
2022-02-21
Autorka już na wstępie sama przyznaje, że nie miała w planach pisanie drugiej części książki o TOPR, gdyż „co miałoby w niej być”. To czytelnicy namawiali. Po czym w recenzjach czytam narzekania, że „nie stało materiału”. Chciałoby się mięsem rzucić. Ja uważam, że materiału o ratownictwie górskim starczyłoby jeszcze na 10 książek. A w szczególności na opowieści o ludzkiej głupocie, ale to nie tym razem. Bo faktycznie główny wątek tej pozycji trochę jakby umyka. Książka wyraźnie rozpada się na dwie części. Najpierw jest relacja z dwóch dużych akcji ratowniczych, jakie miały miejsce w 2019 roku, a potem jest o różnych rzeczach, niekoniecznie tych związanych ze śmiercią w górach. Pojawia się myśl, że ten reportaż nie wnosi już wiele nowego (w porównaniu z pierwszą częścią), choć to zależy od oczekiwań. Dlatego ja bym to inaczej poukładała i przede wszystkim zawarła w tym więcej wniosków.
Tymczasem to, co dla mnie było najważniejsze i powinno być wyeksponowane zostało ledwie liźnięte pod sam koniec. Czyli refleksja na ile życie ratowników może być narażane przez lekkomyślność turystów. Przez osoby idące w góry kompletnie nieprzygotowane, chojrakujące i myślące, że jakby co, to będą wzywać TOPR, bo przecież „od tego oni są”. Czy faktycznie są od tego, żeby ginąć za kogoś, albo nawet po to, by wydobyć zwłoki? Gdzie jest ta granica, zwłaszcza w obliczu tego, że granice ludzkich "wyczynów" też się przesuwają. Za słabo wybrzmiewa w tej książce, za mało jest o tym dyskusji. Dominuje u nas ciągle romantyczne myślenie, że trzeba się poświęcać i to najlepiej za darmo. A jakieś wnioski z tego, co wydarzyło się na Giewoncie? Wypadek masowy w górach? Czy ktoś myśli o tym, że skoro liczba turystów się zwiększa, to powinno być też więcej ratowników? I wreszcie: są statystyki, ale brakowało mi jednego: rachunku. Ile kosztowały te akcje i kto za to zapłacił. Ja, i pan, i pani... Może to jednak nie są tematy na taką książkę, tym się powinni zająć decydenci. A reportaż jest skierowany do „ogółu” – zatem jest momentami smutno, momentami dramatycznie, ale mimo wszystko napisane tak, żeby ludzi za bardzo nie niepokoić, a żeby wlać w nich trochę ciepełka, że TOPR czuwa.
I właśnie chyba po to był chyba jeden z ostatnich rozdziałów, ten, który mnie umęczył, moim zdaniem kompletnie nietrafiony. Ten, w którym ratowników się gloryfikuje i idealizuje. Że męscy, zaradni, a w dodatku świetni mężowie i ojcowie… I nie chodzi mi o to, że to nie są fajni ludzie – bo są, i żeby ich nie chwalić, tylko, że ten rozdział jest strasznie seksistowski. Bo wynika z niego, że TOPR-owcy to wyłącznie mężczyźni: jak ratownik to on, ona tylko jako żona, ewentualnie matka. Jest to przedstawione jako oczywistość, autorka w ogóle się nad tym nie zastanawia. A ja tak. Czy stoją za tym jakieś obiektywne przyczyny? Dziś kobiety są nawet w wojsku. Ale nie w TOPR, bo TOPR kobiet nie chce. To ma być dalej elitarny klub, w 100% męski. Zastanawiałam się, na którym etapie córeczki ratowników, które chciałyby pójść w ślady tatusia, są uświadamiane, że „nie możesz, bo nie jesteś chłopcem”. Jak w ubiegłych wiekach…
I jeszcze jedna rzecz: ciarki mnie przechodzą, kiedy w książce czytam o tych nieszczęsnych "chłopakach", które "były", "zrobiły", "poszły" (a już ustaliliśmy, że kobiet wśród TOPR-owców nie ma).
Dobry reportaż, ale nie tak dobry, jak część pierwsza. I obawiam się, że w wielu czytelnikach nie wzbudzi on zbyt wielu refleksji, bo skupią się oni tylko na „akcji” i sensacji.
Autorka już na wstępie sama przyznaje, że nie miała w planach pisanie drugiej części książki o TOPR, gdyż „co miałoby w niej być”. To czytelnicy namawiali. Po czym w recenzjach czytam narzekania, że „nie stało materiału”. Chciałoby się mięsem rzucić. Ja uważam, że materiału o ratownictwie górskim starczyłoby jeszcze na 10 książek. A w szczególności na opowieści o ludzkiej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-25
Trochę czegoś innego się spodziewałam po tej książce - myślałam, że będzie to opowieść bardziej w stylu TOPR i ratowaniu turystów, gdy tymczasem autorzy opowiadają o himalaistach i ich wypadkach w wysokich górach, i to głównie wiele lat wstecz - w latach 70-tych i 80-tych. Wolałabym więcej faktów medycznych zamiast tych „anegdot” (nie wiem czy tak to można nazwać) o tym, co się komu przydarzyło. Trochę nużące, a Lekarze tu są i tak na drugim planie.
Trochę czegoś innego się spodziewałam po tej książce - myślałam, że będzie to opowieść bardziej w stylu TOPR i ratowaniu turystów, gdy tymczasem autorzy opowiadają o himalaistach i ich wypadkach w wysokich górach, i to głównie wiele lat wstecz - w latach 70-tych i 80-tych. Wolałabym więcej faktów medycznych zamiast tych „anegdot” (nie wiem czy tak to można nazwać) o tym, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-28
Z tego typu powieściami jest tak, że czytelnik po szumnych zapowiedziach spodziewa się fajerwerków, a najczęściej dostaje zapaloną zapałkę. Również przypadku "Abominacji" spodziewałam się czegoś innego, w szczególności biorąc pod uwagę tytuł. No i tu jest problem dla osób, które oczekują horroru, którym "Abominacja" nie jest. Ja byłam jednak zadowolona z tego, że autor poprowadził akcję w tę, a nie inną stronę. Zachwycił mnie sposób, a jaki Simmons wplótł fikcyjne wydarzenia w kanwę tych rzeczywistych, historycznych, a także jak oddał klimat himalaizmu. Wszystko tu było dla mnie ciekawe, a powieść wciągnęła mnie od pierwszych stron (przeczytanie tego opasłego tomiska zajęło mi dwa dni z małym haczykiem). Realizm i poziom szczegółowości, z jakim pisarz oddaje górską scenerię zapiera dech w piersiach. Inna sprawa, czy finałowe wydarzenia w ogóle byłyby możliwe i czy autor nie popuścił tu zanadto wodzy fantazji, w kontraście do tego, jak przez cały czas dba o zachowanie realizmu. Ale to nie zmienia mojej oceny - doskonała powieść historyczna!
Z tego typu powieściami jest tak, że czytelnik po szumnych zapowiedziach spodziewa się fajerwerków, a najczęściej dostaje zapaloną zapałkę. Również przypadku "Abominacji" spodziewałam się czegoś innego, w szczególności biorąc pod uwagę tytuł. No i tu jest problem dla osób, które oczekują horroru, którym "Abominacja" nie jest. Ja byłam jednak zadowolona z tego, że autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-23
Dobór tematyki do tej książki jest z pewnością mocno arbitralny. Właściwszym tytułem byłyby tu „mniej znane tragedie górskie”, a nie „największe” - bo gdyby wydarzenia, o których pisze autor były największe, to z pewnością bym o nich wcześniej słyszała. W dodatku są to tragedie sprzed wielu lat (najstarsza z lat 30-tych XX wieku, najpóźniejsza z lat 80-tych) - a przez kolejne lata, bliżej współczesności, jednak też wiele się w górach działo. Nie wiedzieć czemu autor w rozdziale o tragediach w Tatrach pisze tylko o tym, co wydarzyło się w (ówczesnej) Czechosłowacji, albo w kolejnym rozdziale koncentruje się na wspinaczach bułgarskich. Dużo tu też zapychaczy w rodzaju rozbudowanych życiorysów alpinistów, czy szczegółów dotyczących organizacji jakichś wypraw. Z kolei bardzo mało, wręcz wcale nie ma informacji o górskich realiach, zasadach survivalu czy poruszaniu się po górskich szlakach. Zatem pozycja może dla tych, którzy interesują się historią alpinizmu. Język suchy,, mało ciekawy, same opisy tragedii zawierają zbyt dużo szczegółów (np. nazwisk, których czytelnik i tak nie pamięta), a za mało emocji. Plusem wydania są piękne zdjęcia i mapy, ale wrażenie na pewno psuje ogromna czcionka, jak dla niedowidzących.
Dobór tematyki do tej książki jest z pewnością mocno arbitralny. Właściwszym tytułem byłyby tu „mniej znane tragedie górskie”, a nie „największe” - bo gdyby wydarzenia, o których pisze autor były największe, to z pewnością bym o nich wcześniej słyszała. W dodatku są to tragedie sprzed wielu lat (najstarsza z lat 30-tych XX wieku, najpóźniejsza z lat 80-tych) - a przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-22
Młodzi, aroganccy, zero pokory. Tacy są bohaterowie tej powieści, ale pod tą arogancją kryje się zagubienie i nieumiejętność poradzenia sobie z traumami przeszłości. Moim zdaniem za dużo tu użalania się nad sobą, zwłaszcza przez dziewczynę, która doświadczyła już tego, co życie ma najgorszego do zaoferowania, ale nie umie przyjąć pomocy. No, ale jest to zrozumiałe biorąc pod uwagę, jak młodzi są ci bohaterowie - mają prawo do niedojrzałości. Tyle, że rozwój wypadków jest zbyt sielankowy, jak na to, co ci ludzie przeszli - w realu potrzebny by był psycholog, a nie zatracanie się z niebezpiecznym hobby, jakim jest wspinaczka. Chodzenie po górach z niewłaściwych pobudek, szukając guza, nigdy nie kończy się dobrze. Samo wspinanie, jego niuanse, czy motywacje wspinaczy nie są zbyt wnikliwie potraktowane w tej powiesci, stanowią raczej tło dla dylematów bohaterów. Brak zachwytu nad pięknem gór, czy tego sportu. Zatem dość prosta powieść o młodych ludziach i raczej też dla młodych ludzi.
Młodzi, aroganccy, zero pokory. Tacy są bohaterowie tej powieści, ale pod tą arogancją kryje się zagubienie i nieumiejętność poradzenia sobie z traumami przeszłości. Moim zdaniem za dużo tu użalania się nad sobą, zwłaszcza przez dziewczynę, która doświadczyła już tego, co życie ma najgorszego do zaoferowania, ale nie umie przyjąć pomocy. No, ale jest to zrozumiałe biorąc...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-04
2021-01-27
Pięć Stawów można by nazwać biografią Piątki - kultowego tatrzańskiego schroniska. Posuwamy się bowiem od czasów jej powstania, na początku XX wieku, aż do czasów współczesnych. Poznajemy rodzinę Krzeptowskich - gospodarzy schroniska, z dziada pradziada, przejmowanego przez kolejne pokolenia. Bardzo dużo jest tutaj historii, i to nie tylko tej związanej ściśle ze Stawami (jak nazywane jest schronisko w książce), ale generalnie z regionem. A zatem jest np. o kurierach kursujących przez Tatry w czasie II wojny światowej, czy o przeprawach z ZOMOwcami w stanie wojennym. Rzecz jasna nie zabrakło też opowieści o wypadkach w górach otaczających dolinę – przecież to nad nią wznosi się Orla Perć i najbardziej wymagające wspinaczkowo szczyty w polskich górach. Schodząc z nich dowiemy się, jak ciężką pracą jest prowadzenie takiego obiektu i to w różnych aspektach: począwszy od kwestii związanych z położeniem, a skończywszy na kontaktach z turystami przewalającymi się przez Stawy. Tu nie zabrakło niewesołych refleksji o tym, jak zmieniają się czasy, a wraz z nimi ludzie – niestety nie na lepsze. Więcej roszczeń, mniej szacunku.
Ta publikacja jednak nie okazała się do końca tym, czego oczekiwałam. Jak to z biografiami bywa – nie wszystkie wątki były ciekawe. Za dużo było tu historii, czy anegdot nie do końca związanych z samym schroniskiem. Bardziej interesowały mnie też czasy współczesne, niż to, co działo się kilkadziesiąt lat temu. Rozumiem, że klimat tego miejsca tworzą ludzie tam gospodarujący, a zatem to oni powinni być osią tej opowieści, ale oczekiwałam że dowiem się przede wszystkim o tym, jak wygląda prowadzenie schroniska od kuchni, w tym uzmysłowienie czytelnikowi jakie wyzwania się z tym wiążą. Te informacje oczywiście w książce są, ale wydaje mi się, że giną one pośród licznych innych wątków, są zbyt mało wyeksponowane. Po przemyśleniu doszłam jednak do wniosku, że inaczej chyba ta książka nie mogła wyglądać, bo w zasadzie jest w niej wszystko: i teoria, i praktyka, i technika, i sztuka, i historia, i teraźniejszość. To na pewno pozycja, z którą powinien się zaznajomić każdy miłośnik Tatr, choć nie jest tak doskonała jak "TOPR".
Dawno już w Piątce nie byłam niestety, obawiam się teraz tych tłumów, o których mowa także w książce (choć bardziej między wierszami – Krzeptowscy raczej nie narzekają, wszak więcej turystów, to i więcej dutków). Na razie książka musi mi wystarczyć.
Pięć Stawów można by nazwać biografią Piątki - kultowego tatrzańskiego schroniska. Posuwamy się bowiem od czasów jej powstania, na początku XX wieku, aż do czasów współczesnych. Poznajemy rodzinę Krzeptowskich - gospodarzy schroniska, z dziada pradziada, przejmowanego przez kolejne pokolenia. Bardzo dużo jest tutaj historii, i to nie tylko tej związanej ściśle ze Stawami...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-11
Teoretycznie jest to książka o jednej z ostatnich polskich wypraw na K2, zaliczanych do programu Polskiego Himalaizmu Zimowego – tej z przełomu lat 2017/2018. W praktyce jest to książka wyczerpująco przedstawiająca historię zdobywania K2, tak usilnie nagabywanego od lat przez Polaków. Szanuję podejście autora, ale uważam, że ten przydługi historyczny wstęp mógł sobie podarować, bo wielu może on zniechęcić. Lekturę spokojnie można zacząć od ok. 200 strony, gdzie zaczyna się meritum, a z każdym rozdziałem jest lepiej i ciekawiej. Oprócz relacji z wyprawy, znajdziemy tu też wiele informacji dotyczących tego, jak wygląda wyprawowa "kuchnia". Uważam, że to świetna lektura ukazująca himalaizm z różnych perspektyw, kompleksowa i rzetelna, a przy okazji po prostu pasjonująca (tak gdzieś od 200 strony ;), bo autor ma dobre pióro. Nie dzieliłabym tutaj czytelników na "laików" i "zainteresowanych" - wręcz przeciwnie, laicy mogą się z takiej pozycji bardzo wiele dowiedzieć, a i "zainteresowani" nie wierzę, by wiedzieli już o himalaizmie wszystko i nie mieli potrzeby poszerzania swojej wiedzy - gdyby tak było, to po co wydawać kolejne książki?
Teoretycznie jest to książka o jednej z ostatnich polskich wypraw na K2, zaliczanych do programu Polskiego Himalaizmu Zimowego – tej z przełomu lat 2017/2018. W praktyce jest to książka wyczerpująco przedstawiająca historię zdobywania K2, tak usilnie nagabywanego od lat przez Polaków. Szanuję podejście autora, ale uważam, że ten przydługi historyczny wstęp mógł sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-24
Amatorzy krwi i sensacji będą zawiedzeni. Owszem, coś tu o wypadkach jest, ale przedstawione sucho, niczym notka w gazecie, bez emocji, na zasadzie "spadł ze szlaku i przyleciał po niego helikopter". O chodzeniu w góry głoszone są tu oczywiste oczywistości, że "trzeba uważać i się dobrze przygotować" oraz że lekkomyślnych turystów jest bez liku.
Poza tym jest tu sporo rozdziałów dotyczących Tatr i Zakopanego, ale z ratownictwem nie mających nic wspólnego, np. o tatrzańskiej przyrodzie (zagrożonej przez działalność człowieka), kontrowersjach związanych z planami organizacji olimpiady w Zakopanym, czy o ludziach związanych z tym rejonem Polski. Książka zawiera po prostu zbiór różnych informacji o Tatrach, wybranych dość dowolnie i przedstawionych w pobieżny sposób i, moim zdaniem, bez polotu. Bardzo średnio to wypada. Jest to taki zbiorek dla osób, które o tych górach - jak i o turystyce górskiej - nic nie wiedzą, amatorów w rodzaju tych którzy przyjeżdżają do Zakopanego i nie wiedzą, że ta góra przed nimi to Giewont... I pewnie żeby skusić takich czytelników jest ta śmierć w tytule... Swoją drogą statystyki mówiące o tłumach zadeptujących Tatry, z roku na rok się zwiększających, są dla mnie przerażające.
Amatorzy krwi i sensacji będą zawiedzeni. Owszem, coś tu o wypadkach jest, ale przedstawione sucho, niczym notka w gazecie, bez emocji, na zasadzie "spadł ze szlaku i przyleciał po niego helikopter". O chodzeniu w góry głoszone są tu oczywiste oczywistości, że "trzeba uważać i się dobrze przygotować" oraz że lekkomyślnych turystów jest bez liku.
Poza tym jest tu sporo...
2020-10-13
Taka książka nawet nie na „opak” ale raczej „okrakiem”, ponieważ autorka miala w zamyśle album ze zdjęciami gór, ale jako że takowych jest na rynku wiele, to postanowiła pożenić to z wywiadami z rodzinami himalaistów. I to widać, ponieważ połowa publikacji to zdjęcia. Co nie ujmuje rozmowom, choć niektóre są bardziej ciekawe, inne mniej.
Taka książka nawet nie na „opak” ale raczej „okrakiem”, ponieważ autorka miala w zamyśle album ze zdjęciami gór, ale jako że takowych jest na rynku wiele, to postanowiła pożenić to z wywiadami z rodzinami himalaistów. I to widać, ponieważ połowa publikacji to zdjęcia. Co nie ujmuje rozmowom, choć niektóre są bardziej ciekawe, inne mniej.
Pokaż mimo to2018-01-19
2019-04-14
Książki Roberta MacFarlane'a to połączenie jego własnych wspomnień, osobistych refleksji, ze spojrzeniem historycznym i kulturowym na opisywane zjawisko. Takie były "Szlaki", takie są i "Góry". Autor dużą część swoich rozważań dotyczących fenomenu wspinaczki górskiej poświęca jej historycznemu zarysowi. Dowiadujemy się jak to się zaczęło, natomiast do współczesnych czasów, zjawisk takich jak komercyjne wyprawy w najwyższe góry świata czy wspinaczki free solo, autor już nie dociera. Zatrzymuje się na wyprawie George'a Mallorego, która miala miejsce przecież prawie 100 lat temu. Znajdziemy tu też refleksje dotyczące roli, jaką góry spełniały w kulturze, literaturze, poezji. Kontemplowanie krajobrazów widzianych przez autora, podczas jego wypraw. I nie tylko. Niewątpliwie jest to pozycja wartościowa, lecz moim zdaniem zbyt oddalona od twardej rzeczywistości i współczesności. Oczywiście, McFarlane nie omieszka wspomnieć o niebezpieczeństwach czyhających w górach, ale to wszystko jest osnute iście XIXwieczną mgiełką romantyzmu. Brakowało mi refleksji dotyczącej współczesnego oblicza wspinaczki górskiej i alpinizmu. Ta książka jest dla mnie zbyt staroświecka w swoim podejściu do zdobywaniu gór, a rozważania autora są nudne i wydumane. Czegoś zabrakło - ikry?, werwy?, tego dreszczu emocji, którego można doświadczyć będąc w górach. Nawet nie wiem, czy tak do końca mogę tę pozycję zaliczyć do literatury górskiej. Muszę jednak dodać, że dla osób, które lubią sobie nad lekturą pomedytować i podelektować się powolnym czytaniem - "Góry. Stan umysłu" mogą okazać się wspaniałą lekturą.
Książki Roberta MacFarlane'a to połączenie jego własnych wspomnień, osobistych refleksji, ze spojrzeniem historycznym i kulturowym na opisywane zjawisko. Takie były "Szlaki", takie są i "Góry". Autor dużą część swoich rozważań dotyczących fenomenu wspinaczki górskiej poświęca jej historycznemu zarysowi. Dowiadujemy się jak to się zaczęło, natomiast do współczesnych czasów,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-24
Reportaż dosyć "suchy", przepełniony faktami, nazwiskami, których nie sposób spamiętać (to częsta bolączka literatury górskiej), opisami przejść, które laikowi niewiele mówią. Na pewno rzetelny, ale ja lubię, gdy w literaturze górskiej pojawiają się emocje i dygresje.
Reportaż dosyć "suchy", przepełniony faktami, nazwiskami, których nie sposób spamiętać (to częsta bolączka literatury górskiej), opisami przejść, które laikowi niewiele mówią. Na pewno rzetelny, ale ja lubię, gdy w literaturze górskiej pojawiają się emocje i dygresje.
Pokaż mimo to2018-12-01
2018-11-02
2018-11-01
Tytuł wskazywałby, że będzie to coś innego, niż kolejna nudna relacja z kolejnych wspinaczkowych wypraw, kolejnego alpinisty. Niestety ta książka tym właśnie jest, a jakby sie zastanowić to każda wyprawa wygląda w zasadzie tak samo. Czytanie w szczegółach o tym jak: dziś przyjechaliśmy, rozbiliśmy obóz, zjedliśmy śniadanie, poszliśmy do jedynki, siedzieliśmy w namiocie, etc, naprawdę jest mało zajmujące. Tym bardziej, że Anatomia góry jest książką bardzo skupioną na samym autorze, mało tu relacji międzyludzkich i czegoś "więcej" poza samym wspinaniem. Owszem, jakieś refleksje są, ale są one, że tak powiem, mało oryginalne, ale że to kwestia osobista, więc dalej nie będę tego komentować. Najciekawsza część lektury to dzienniki spod K2, natomiast suchy raport z wyprawy już można sobie całkowicie darować. Rozczarowanie.
Tytuł wskazywałby, że będzie to coś innego, niż kolejna nudna relacja z kolejnych wspinaczkowych wypraw, kolejnego alpinisty. Niestety ta książka tym właśnie jest, a jakby sie zastanowić to każda wyprawa wygląda w zasadzie tak samo. Czytanie w szczegółach o tym jak: dziś przyjechaliśmy, rozbiliśmy obóz, zjedliśmy śniadanie, poszliśmy do jedynki, siedzieliśmy w namiocie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-04
Jako osoba mająca pewną wiedzę na temat ratownictwa górskiego, nie spodziewałam się po tej książce rewelacji. Jednak jestem zaskoczona jak dobrze jest ona napisana. Rzeczowo, konkretnie, na temat, a przy tym nie nudno (!), bez lania wody, może tylko odrobinę zbyt czołobitnie wobec głównych bohaterów (oj lecą kobitki na te czerwone polary ;) Przede wszystkim jest bardzo merytoryczna, przekazuje sporo wiedzy i na temat samego ratownictwa, i zachowania w górach. Może to być przydatne wszystkim, lecz głównie bardziej doświadczonym górołazom (bo szczerze mówiąc nie sądzę, by niedzielni turyści sięgnęli po tę pozycję). Czytanie takiej książki było dla mnie prawdziwą przyjemnością. A najbardziej frustrujące są w niej wcale nie opowieści o niefrasobliwych turystach, wzywających śmigłowiec do bolących nóg, ale ostatni rozdział, pokazujący jaki, tak naprawdę, jest w naszym państwie stosunek do osób ratujących życie i zdrowie, często wybitnych specjalistów. Szacun Pani Beato za opisanie tego wszystkiego!
Jako osoba mająca pewną wiedzę na temat ratownictwa górskiego, nie spodziewałam się po tej książce rewelacji. Jednak jestem zaskoczona jak dobrze jest ona napisana. Rzeczowo, konkretnie, na temat, a przy tym nie nudno (!), bez lania wody, może tylko odrobinę zbyt czołobitnie wobec głównych bohaterów (oj lecą kobitki na te czerwone polary ;) Przede wszystkim jest bardzo...
więcej Pokaż mimo to