-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Pierwsze spotkanie z Darami Anioła na zawsze zapadnie w mojej pamięci. Książki do „Miasta Szkła” pożyczyłam od kuzynki. Szybko je pochłonęłam. Czytanie trzech części cyklu zajęło mi około 3 lub 4 dni a dziennie czytałam je maksymalnie po 3 godziny. Przyznaję bez bicia, że książki bardzo mi się spodobały i byłam zaskoczona, że tak szybko skończyła się moja przygoda z nimi. Ucieszyła mnie więc wiadomość, że autorka postanowiła dopisać kolejne części cyklu „Dary Anioła”.
Akcja powieści dzieje się około sześć tygodni po wydarzeniach mających miejsce w Alicante. W tym czasie zdarzyło się wiele w życiu bohaterów. Jocelyn i Luke postanowili wziąć ślub. Clary uzyskała zgodę od matki, aby rozpocząć trening Nocnego Łowcy. Na rzecz ćwiczeń postanowiła rzucić szkołę. Jest jeszcze jedna ważna rzecz. Clarissa może wreszcie nazwać Jace’a swoim chłopakiem. Nie muszą także kryć się ze swoim uczuciem, ponieważ nie jest ono zakazane. Dodatkowo para obiecała sobie, że nikt nie dowie się, co wydarzyło się nad jeziorem w Idrysie.
Z nieznanego mi powodu głównym bohaterem „Miasta Upadłych Aniołów” stał się Simon. Nie przepadam za jego postacią, dlatego fragmenty z nim dłużyły mi się. Momentami miałam ochotę odłożyć książkę na półkę z nadzieją, że sceny z nim przepadną. Przytłaczały mnie momenty, gdy bohater użalał się nad sobą oraz chwile, gdy Cassandra pisała o jego dziewczynach. Rozumiem jednak, że fragmenty te były potrzebne, aby akcja potoczyła się tak, jak się potoczyła.
Jednym z głównych minusów całej powieści są sceny romantyczne. Rozumiem, że nie można przesadzić z akcją i trzeba ją zrównoważyć jakimiś spokojnymi scenami i często pada na takie scenki, jednak tutaj Cassandra przesadzała momentami. Simon często dobierał się do dziewczyn (tak, ssanie krwi zaliczam do dobierania się) a Clary co i rusz starała się całować z Jace’em. Wiem, że jest to powieść dla nastolatków a uwielbiane postacie to Jace i Clary, jednak uważam, że Cassie mogła sobie czasem darować i skupić się bardziej na akcji.
Nie piszę jednak, że nie ma tam akcji. Jest, ale przytłoczona wątkami romantycznymi. Podobała mi się akcja w kościele. Muszę też przyznać, że Cassie świetnie stworzyła scenę końcową, zamykającą akcję czwartej części serii. Sposób w jaki postanowiła uśmiercić Lilith był świetny, żeby nie napisać genialny.
Za każdym razem zachwycałam się okładkami książek z tej serii. Jendka nie tym razem. Kolorystyka jest ładna, nie powiem, że nie. Dobrze dobrane kolory komponują się ze sobą, jednak moim zdaniem postać nie jest dopracowana. Chłopak, który miał przypominać Simona kompletnie im nie wyszedł. Wygląda sztuczniej niż osoby z wcześniejszych części. Okładka może nie zachwyca, jednak treść to rekompensuje.
Podsumowując książka wypadła gorzej niż poprzednicy, jednak nie jest tak zła, że nie da się jej czytać. Wszystko co jest charakterystyczne dla stylu Cassandry zostało zachowane. Książka trzyma poziom. Bardzo podoba mi się ukazana historia, choć wiadomo, że ma swoje plusy jak i minusy. Uważam jednak, że jeśli polubiliście warsztat Cassandry i czytaliście wcześniejsze tomy to musicie zapoznać się także i z tą częścią.
Pierwsze spotkanie z Darami Anioła na zawsze zapadnie w mojej pamięci. Książki do „Miasta Szkła” pożyczyłam od kuzynki. Szybko je pochłonęłam. Czytanie trzech części cyklu zajęło mi około 3 lub 4 dni a dziennie czytałam je maksymalnie po 3 godziny. Przyznaję bez bicia, że książki bardzo mi się spodobały i byłam zaskoczona, że tak szybko skończyła się moja przygoda z nimi....
więcej mniej Pokaż mimo to
Wcześniej dodałam recenzję „Kamiennego Ciała”. Było to naprawdę spory kawałek czasu temu. W międzyczasie przeczytałam kilka książek, w tym kontynuację serii „Reckless”, czyli „Nieustraszony”. Po raz kolejny wkroczyłam do świata stworzonego przez niemiecką pisarkę – Cornelię Funke. Ale od samego początku stawiałam sobie kilka pytań. Jak to wszystko potoczy się dalej? Jak będzie z Jakubem oraz Lisicą? Oraz najważniejsze. Czy nie znudzę się bajkowym światem przedstawionym w utworze?
Jakub Reckless dalej znajduje się w świecie baśni. Nie należy zapominać, że został oznaczony klątwą przez Czarną Nimfę za uratowanie swojego brata od śmierci. Mężczyzna żyje z ćmą na piersi, która co jakiś czas gryzie go, przez co Reckless jest coraz bliżej śmierci. Razem ze swoją przyjaciółką -Lisicą - udał się więc na poszukiwanie odtrutki. Żaden ze znanych im artefaktów nie pomaga. Jedynym ratunkiem staje się legendarna kusza, która prawdopodobnie potrafi ożywić umarłego. Neron – goyl, który jest równie dobrym łowcą jak Reckless – również pragnie zdobyć ten przedmiot. Kto wygra ten wyścig?
Nie chciałabym tutaj pisać za dużo o bohaterach powieści. Główna postać to oczywiście Jakub Reckless, którego dopiero teraz mamy okazję zobaczyć w akcji. Wcześniej czytaliśmy tylko o jego dokonaniach, jednak w „Nieustraszonym” autorka postanowiła opisać kilka sytuacji, w których główny bohater musiał odznaczyć się niezwykłą odwagą, ale przede wszystkim pomysłowością. Wszystkie zdarzenia zostały opisane w bardzo barwny sposób, który działa na naszą wyobraźnię. Podczas czytania dosłownie widziałam to, co się dzieje. Nie chciałabym także zapomnieć o Lisicy, nieustannej towarzyszce Łowcy Skarbów. Kobieta ta od samego początku czuła coś do Jakuba, jednak dopiero w chwili, gdy od śmierci zaczęły dzielić go momenty zdała sobie sprawę, że kocha go i nie chce go stracić. Można pomyśleć, że jest zwykła kobietą, jednak żyje ona w tej krainie od zawsze i odkąd zna Jakuba pomaga mu i jest jego oparciem w każdym działaniu.
Od samego początku z nieznanych mi przyczyn byłam znudzona światem przedstawionym w powieści. Faktem jednak jest to, że akcja powieści rozwija się w miarę czytania. Powieść nie jest nią przeładowana. Wszystko ładnie się rozwija, niczego nie jest ani za dużo, ani za mało. Naprawdę nie wiem dlaczego, ale powieść ta mi się nie podoba. Na samą myśl, że będę czytać tą książkę miałam chęć sięgnąć po coś innego. Możliwe, że przeczytałam za dużo fantasy, nie jestem pewna, ale baśniowy świat „Reckless” zaczął momentami mnie przytłaczać.
Muszę dodać także coś o oprawie graficznej, która nie jest dobra. Okładka jest specyficzna. Nie przypadła mi do gustu, jednak nie jest zbyt przeładowana. W centrum znajduje się mężczyzna oraz zwierze – lis – czyli główni bohaterowie powieści. Jedno co mnie razi to zbyt duży kontrast między gałęziami drzewa a jasną plamą za bohaterami. Napis umieszczono w odpowiednim miejscu i nie koliduje on z grafiką okładki.
Podsumowując. Długo myślałam nad tym co właściwie napisać w tej recenzji. Nie chciałam „zjechać” książki, jednak za razem nie chciałam jej także wychwalać pod niebiosa. Powieść ta nie przypadła mi do gustu, jednak nie twierdzę, że nie spodoba się komuś innemu. Jak poprzedni tom poleciłabym ją dla osób, które interesują się baśniami i wszystkim, co jest z nimi związane. Te osoby nie zawiodą się na „Reckless”.
Wcześniej dodałam recenzję „Kamiennego Ciała”. Było to naprawdę spory kawałek czasu temu. W międzyczasie przeczytałam kilka książek, w tym kontynuację serii „Reckless”, czyli „Nieustraszony”. Po raz kolejny wkroczyłam do świata stworzonego przez niemiecką pisarkę – Cornelię Funke. Ale od samego początku stawiałam sobie kilka pytań. Jak to wszystko potoczy się dalej? Jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Spora część nastolatek zakochuje się w facetach, którzy są starsi od nich. Nie chodzi tutaj o różnicę kilku miesięcy lub maksymalnie 3 lat. Chodzi o różnicę około lat 10. Same nie wiedzą dlaczego tak się dzieje. Po prostu tak już jest. Trzeba z tym żyć. Jedną z takich nastolatek jest Mia, bohaterka powieści nowej polskiej autorki Julii Dei.
„Pośród Złudzeń” to powieść o siedemnastoletniej Mii, która razem z ojcem mieszka w domu w angielskim miasteczku Cliverwood. Jest to ciche miasteczko pełne urzekających miejsc jak plac, na którym znajduje się fontanna, cudowny park i piękne, małe kamieniczki, Tamiza i mostek nad nią. Jednym słowem – cudowna miejscowość.
Mia Lennox posiada także grono zaufanych przyjaciół, na których może liczyć dosłownie w każdej sytuacji. Każdy zna się od dzieciństwa. Los sprawił, że z szóstki przyjaciół powstały dwie pary – Lindsay i Conner oraz Alyssa i Daryl. Jedynie Mia oraz Austin pozostają wolni. Jednak nic nie jest tak proste jak może się wydawać. Z biegiem akcji powieści okazuje się, że Austin jest niezdrowo zakochany w Mii. Dodatkowo mniej więcej w tym samym czasie Lindsay zaczyna ćpać. Czy Austinowi zdoła się zdobyć serce swojej przyjaciółki? A co ważniejsze czy pomogą wyjść Lindsay z nałogu?
Zacznę od tego, że naprawdę bardzo rzadko czytuję powieści obyczajowe. Chyba to druga książka tego gatunku, jaką przeczytałam (wcześniej PS. Kocham Cię). Jednak ma ona coś w sobie, że zachęciła mnie do przeczytania. Dostałam ją od przyjaciela autorki z prośbą o recenzję. Kilak razy zabierałam się za czytanie, jednak rezygnowałam. Rezygnacja była spowodowana brakiem czasu. Jednak pewnego wieczoru wzięłam telefon, włączyłam ebooka i siedziałam około 3-4 godziny czytając. Oczy odmawiały posłuszeństwa, jednak czytałam. Dlaczego? Książka po prostu nieźle mnie wciągnęła.
Akcja nawiązuje się już na pierwszych stronach, a dokładnie w momencie, kiedy Mia zauważa nowego nauczyciela. Od razu wiedziała, że on się jej podoba. Nie wiedziała jednak, jak będzie przebiegać ich znajomość. Starała się, aby coś z tego wyszło. Uczęszcza na korepetycje z matematyki nie tylko dlatego, aby podciągnąć się z tego przedmiotu, ale także po to, aby pobyć sam na sam z Robertem. Jak można przewidzieć relacje nauczyciel-uczeń przenoszą się na poziom chłopak-dziewczyna. Ale co dalej?
Związki ze starszymi nie są sprawą prostą, jak związki rówieśników. Wiem to z doświadczenia. Skupię się jednak na Mii. Jej sytuacja z nauczycielem nie jest prosta. Wszystkim wydaje się, że wystarczy skutecznie ukrywać się przed resztą. Jednak związek Mii był dość... burzliwy. Chyba mogę użyć tego określenia. Nie dość, że Robert był o nią chorobliwie zazdrosny to doszło do tego znęcanie się fizycznie. Nie raz mężczyzna podniósł dłoń na swoją kobietę. Mia musiała ukrywać się z siniakami, które miała na całym ciele. Nie chcę zdradzać całej fabuły. Już i tak nieźle zaspoilerowałam książkę. Dodam jedynie, że bicie w porównaniu do dalszych poczynań Roberta jest niczym.
Julia Deja to wschodząca autorka, która prowadzi swoje blogi z opowiadaniami. Nie przyjrzałam się im za dokładnie, ale po przeczytaniu „Pośród złudzeń” stwierdzam, że ma ona bardzo dobry warsztat pisarski. Nie boi się poruszyć trudnego tematu, a mianowicie przemocy w związkach, która jest powszechnie obecna. Do tego zamiast pisać swoją powieść użyła narracji pierwszoosobowej (którą, swoją drogą, poprowadziła świetnie) zamiast trzecioosobowej, która byłaby prostsza do użycia. Dodatkowo śliczna, prosta okładka uzupełnia całość książki.
„Pośród złudzeń” to świetna powieść obyczajowa skierowana głównie do młodzieży. Opowiada o nieszczęśliwej miłości nastolatki, która miała szanse zaistnieć, jednak różnice między partnerami i nieodwzajemnienie uczucia ze strony partnera to zniszczyły. Temat ten jest rzadko poruszany, więc tym bardziej zachęcam was do przeczytania tej powieści. Naprawdę miło spędzicie czas.
invisibl3e.blogspot.com
Spora część nastolatek zakochuje się w facetach, którzy są starsi od nich. Nie chodzi tutaj o różnicę kilku miesięcy lub maksymalnie 3 lat. Chodzi o różnicę około lat 10. Same nie wiedzą dlaczego tak się dzieje. Po prostu tak już jest. Trzeba z tym żyć. Jedną z takich nastolatek jest Mia, bohaterka powieści nowej polskiej autorki Julii Dei.
„Pośród Złudzeń” to powieść o...
Dary Anioła to jedna z najlepszych trylogii, jakie kiedykolwiek miałam w swoich rękach. Cóż, kiedyś była to trylogia, jednak autorka postanowiła dopisać kolejne części i z Darów Anioła stworzyć serię. Serię, która pochłonęła wiele osób. Zapewne u większości obudziła ukrytą miłość do czytania. Pamiętam, że Dary Anioła dostałam od siostry, aby wyleczyć moje zafascynowanie Sagą Zmierzch. Przyznam szczerze, że książka świetnie poskutkowała. A czy polecam jej lekturę?
W trakcie jednej z wizyt w szpitalu Clary poznaje sposób na uleczenie swojej matki ze śpiączki. Wszystko co musi zrobić to udać się w podróż do Idrysu i odnalezienie czarownika Ragnora Fella. Razem ze swoimi przyjaciółmi miała wyruszyć do Alicante. Jace ma jednak inne poglądy na całą sprawę i nie wyraża swojej zgody na wyjazd jego siostry razem z innymi Nocnymi Łowcami. Ma on jednak ku temu powód. Ich ojciec – Valnetine – zdobył już dwa z trzech Darów Anioła. Trzeci znajduje się w Alicante. Chłopak nie chciał, aby Morgenstern starał się w jakikolwiek sposób wykorzystać córkę po to, aby osiągnąć tylko i wyłącznie swoje cele. Bał się także, że jest on już zbyt potężny, aby mu się przeciwstawić. Kto zwycięży w tej walce dobra ze złem?
Wszystkie zdarzenia opisane w „Mieście Szkła” dzieją się w Alicante – stolicy Idrysu. To tam znajduje się siedziba Clave. To z tamtego miejsca pochodzą piękne krajobrazy uwiecznione na obrazach Jocelyn. To tam znajduje się dom Nocnych Łowców. Z pełnym szacunkiem przyznaję Cassandrze to, że jak nikt inny potrafi poruszyć mnie zwyczajnym opisem krajobrazu! Bajeczne jezioro Lyn a wokół niego piękne zielone tereny, góry, rwące rzeki. A za górami miasto ozdobione szklanymi wieżami. Kamieniczki, wąskie uliczki. Kiedy czytałam opisy wszystko sobie wyobrażałam z najmniejszymi szczegółami.
Nie zabrakło tutaj także nowych bohaterów. Jest to na przykład Sebastian. Niezwykle przystojny młodzieniec o kruczoczarnych włosach i oczach, w których dosłownie można się zatracić. Jest to przemiły chłopak, który gdyby nie był tym, kim się okazuje zyskałby moją sympatię. Podobała mi się jego uprzejmość względem Izzy oraz Clary. Kolejną ważniejszą postacią jest Aline – dziewczyna, która przyciągnęła uwagę Jace’a, jednak jedynie chwilowo. W trakcie jednej walki uciekła, czym przekreśliła swoje szanse na zyskanie u mnie sympatii.
„Miasto Szkła” to powieść, która urzekła mnie swoją dynamiczną, jednak nie poplątaną akcją. W trakcie czytania pojawia się wiele pytań. Wszystkie odpowiedzi na nie znajdują się na ostatnich kartach książki. Oczywiście wszystko jest tłumaczone na bieżąco, jednak sens całej historii wyjaśniony jest na końcu. Mimo nowych postaci coraz mocniej przywiązujemy się do tych „starych”, obecnych od pierwszego tomu. Poznajemy ich tak naprawdę. Na samym końcu dowiadujemy się, dlaczego postępowali właśnie tak, a nie inaczej.
Miałam oczywiście sceny, które podobały mi się bardziej, niż inne. Do jednej z nich mogę spokojnie uznać to, co wydarzyło się w starej posiadłości Waylandów. Jestem niepoprawną romantyczką, więc to, co się tam wydarzyło zapadło w mojej pamięci. Jednak prawdziwy wyciskacz łez znajdziemy dopiero w najdłuższym a zarazem ostatnim rozdziale powieści. Zdradzić Wam mogę, że czytając pewien opis z nieznanych mi przyczyn mogę siedzieć i płakać przez około godzinę. Niezależnie od tego ile razy czytałam tą historię. Za każdym razem właśnie ten moment wyciska mi łzy z oczu.
Oprawa graficzna jak w poprzednich pozycjach jest minimalistyczna, jednak jest także piękna w swoim minimalizmie. Na okładce znajdziemy świetnie zarysowaną kobiecą sylwetkę. W ręce trzyma bicz, który jest jej główną bronią. Przez to pada podejrzenie, że na okładce znajduje się postać Isabelle Lightwood. Tytuł został zapisany tą samą czcionką jak na poprzednich tomach serii. Nie muszę dodawać, że jest to jedna z moich ulubionych okładek.
„Miasto Szkła” pociąga mnie pod każdym względem. Wspaniała oprawa graficzna pokazuje, że treść zawarta na stronicach nie jest w niczym gorsza. Tekst napisano czcionką przystępną dla każdego, która skutecznie ułatwia czytanie. Akcja nie jest zawiła, jednak ciągle pojawiają się jakieś zagadki. Rozwijają się także bohaterowie, co dobrze widać na przykładzie Jace’a. Chłopak szybko musiał dorosnąć, jednak dopiero w ”Mieście Szkła” uświadomił sobie wiele rzeczy, wiele wartości. Książka opowiada naprawdę świetnie przemyślaną a miejscami romantyczną historię dwójki nastolatków, którzy muszą stanąć oko w oko z największym zagrożeniem świata Nefilim, jakim jest Valentine. Czy polecam przeczytanie? Odpowiedź jest prosta. Oczywiście, że tak. Jednak wcześniej polecam zapoznać się z dwoma wcześniejszymi tomami.
invisibl3e.blogspot.com
Dary Anioła to jedna z najlepszych trylogii, jakie kiedykolwiek miałam w swoich rękach. Cóż, kiedyś była to trylogia, jednak autorka postanowiła dopisać kolejne części i z Darów Anioła stworzyć serię. Serię, która pochłonęła wiele osób. Zapewne u większości obudziła ukrytą miłość do czytania. Pamiętam, że Dary Anioła dostałam od siostry, aby wyleczyć moje zafascynowanie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książek z tematyki fantasy jest naprawdę masa. Małą część mam na swoich pięciu półkach. Przeczytałam wiele z nich. Jednak wcześniej nie znalazłam aż tak dobrej, do której mogłabym wracać cały czas, a co najmniej dwa razy w roku. To zrobiła seria „Dary Anioła”, którą w wieku 12 lat dostałam od mojej ukochanej kuzynki. Wielokrotnie do niej wracałam. „Miasto Kości” pochłaniałam niezwykle szybko. Zaraz potem sięgałam po „Miasto Popiołów”, które jest tematem dzisiejszej recenzji.
Clary to jak wiemy nieprzeciętna nastolatka. Pochodzi z jednego z najsłynniejszych klanów Nocnych Łowców – Morgernsternów. Na zabój zakochała się w chłopaku, który okazuje się być jej bratem. Stara się o nim zapomnieć i zaczyna koncentrować swoją uwagę na przyjacielu. Ciągle odwiedza w szpitalu swoją matkę, która z niewiadomych przyczyn zapadła w śpiączkę. Przytłoczona całą tą sytuacją, przestaje sobie z nią radzić.
Jace, który także nie może do końca poradzić sobie z zaistniałą sytuacją i przez to ciągle wpada w tarapaty. Wydaje się, że nikt nie może przemówić mu do rozsądku. Jednak znajduje się taka osoba. Kim ona jest? Oczywiście jest to Clarissa. W trakcie spotkania chłopak opowiada jej o wydarzeniach mających miejsce w Instytucie, mówi jej też o swoich uczuciach. Przyjaciele robią wszystko, aby nie pakował się w jeszcze większe tarapaty. Czy uda im się uchronić Jace’a od złego?
Tak samo jak w poprzedniej, pierwszej, części serii akcja zaczyna się dosłownie od pierwszej stronicy. Cassandra otworzyła kolejny tom swojej powieści opisując rytuał przywoływania demona. Dla mnie to bardzo dobre rozpoczęcie, ponieważ zawsze w pierwszych rozdziałach kontynuacji zostaje przedstawiona część, lub części, poprzednie. Jest to niezwykle irytujące, jednak u Cassie to jest, ale nie tak wyraźnie zaznaczone, jak np. w serii Dom Nocy.
Autorka postarała się, aby w powieści nie pojawiali się ci sami bohaterowie i ciągle wprowadzała do gry nowe, często kluczowe do dalszej akcji postaci. Jedną z nich jest Inkwizytorka Imogen Herondale, przez którą Jace został wtrącony na jedną noc do więzienia w Cichym Mieście. Patrząc jednak z perspektywy zakończenia książki, gdyby to się nie stało to Jace nie znałby zamiarów swojego ojca, przez co Inkwizytorka bardziej dawałaby w kość niż dotychczas. Dodatkowo pod uwagę nie byłoby brane zdanie młodego Lightwooda (Aleca).
Nie powinnam także zapomnieć o wątku miłosnym w powieści. A mamy dwa. Znany wcześniej wątek Clarissy i Jace’a oraz nowy, Clary i Simona. Jednym (według mnie) z kluczowych momentów w książce to zdecydowanie spotkanie z Królową Jasnego Dworu. Tam właśnie Clarissa dostaje to, czego najbardziej pragnie – pocałunku ze swoim bratem. Ta „przysługa” pcha Simona do praktycznie samobójczej misji, czyli pójścia do hotelu Dumort, gdzie zostaje przemieniony w wampira.
Jak to ja muszę napomknąć coś o stronie wizualnej książki. Jak zwykle okładka jest świetna. Widziałam wiele dyskusji na temat tego, kto jest na zdjęciu. Osobiście uważam, że jest to Clarissa (charakterystyczną bronią Isabelle jest bicz). Kolorystyka pięknie się zgrała. Książkę wydrukowano na przyjemnym w dotyku papierze. Czcionka jest spora (prawdopodobnie 12) i skutecznie ułatwia to czytanie.
Książka autorstwa Cassandry Clare to naprawdę dobry przedstawiciel gatunku fantasy. Pisana lekkim piórem opowieść o nastolatce, która nagle musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości potrafi wciągnąć nawet naprawdę wybrednego czytelnika. Wyraźnie wykreowane postaci nie przytłaczają innych swoim charakterem. Największym atutem książki jest to, że już od pierwszej strony wciąga i czytając nie zauważamy upływu czasu. Jeśli nie dotarliście jeszcze do tej serii musicie zrobić to jak najszybciej. Możliwe, że wątek miłosny między głównymi bohaterami jest strasznie oklepany to Cassandra postanowiła uczynić z tego coś, co wyróżnia „Dary Anioła” na tle innych powieści dla nastolatków. Serdecznie polecam „Miasto Popiołów” (po uprzedniej lekturze „Miasta Szkła”).
Książek z tematyki fantasy jest naprawdę masa. Małą część mam na swoich pięciu półkach. Przeczytałam wiele z nich. Jednak wcześniej nie znalazłam aż tak dobrej, do której mogłabym wracać cały czas, a co najmniej dwa razy w roku. To zrobiła seria „Dary Anioła”, którą w wieku 12 lat dostałam od mojej ukochanej kuzynki. Wielokrotnie do niej wracałam. „Miasto Kości”...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Miasto Kości” to pierwszy tom serii „Dary Anioła” składającej się z dwóch trylogii. Napisała ją Cassandra Clare i po raz pierwszy została wydana w Polsce w roku 2010. Do tej pory ta część została wydana w trzech wersjach – każda z inną okładką. Obecnie można nabyć „Miasto Kości” z okładką polską, amerykańską oraz filmową. Jednak mniejsza o okładki. Pewnie ciekawi jesteście co sądzę o tej książce.
„Miasto Kości” to pierwszy tom opowieści o losach nastoletniej Clary Fray, pozornie przeciętnej mieszkanki Brooklynu. W Nowym Jorku wychowała ją matka Jocelyn wraz z jej przyjacielem Lukiem. Dziewczyna ma jednego przyjaciela – Simona – z którym spędza każdą wolną chwilę. Jej życie to sielanka. Największe zmartwienie jakie ją spotkało to szlaban na wyjścia. Żyje jak zwykła nastolatka. Do momentu wypadu do klubu Pandemonium. Tam za sprawą jednej osoby jej życie zmienia się całkowicie.
Cassandra w swojej powieści stworzyła dwa światy. Pierwszy z nich to ten, w którym żyjemy. Gdzie zwykli Przyziemni opowiadają historie na temat wampirów, wilkołaków... Każdy z nich nie ma Wzroku, czyli umiejętności widzenia Świata Cieni. Istnieją jednak tacy Przyziemni, którzy znają prawdę. Wiedzą o Nocnych Łowcach, rusałkach, wróżkach. Widzą demony. Ale nie dzielą się tą wiedzą. Dlaczego? Możliwe, że ludzie po prostu by ich wyśmiali. Ale z drugiej strony takie osoby chronią innych przed życiem w stresie. Równolegle do naszego świata istnieje Świat Cieni. Tylko osoby obdarzone Wzrokiem go dostrzegają. Żyją tam Nocni Łowcy – specjalna grupa ludzi wyszkolona do zabijania demonów oraz Podziemnych, którzy nie trzymają się zasad Porozumień. Wszystko to robią w celu ochronienia ludzkości.
Cała książka jest pełna różnorodnych bohaterów. Mamy Aleca, który za wszelką cenę chroni swoją rodzinę. Isabell, która uwielbia uwodzić płeć przeciwną. Hodge’a, który dba o swoich uczniów, ale w głębi serca jest innym człowiekiem. Nie zapominajmy o czarowniku Magnusie, który wbrew pozorom znacznie pomaga Nefilim.
Mamy także Clarissę, dziewczynę w gorącej wodzie kąpana. Dzięki zbiegowi okoliczności znalazła się w klubie Pandemonium w czasie, kiedy miała Wzrok i znajdowali się tam Nocni Łowcy z Jace’em na czele. Jej największym minusem jest to, że najpierw działa a dopiero potem myśli. Jednak to wszystko rekompensuje jej niezwykła moc tworzenia nowych run. Niepochodzących z Szarej Księgi, niezostawionych Nocnym Łowcą przez Anioła.
Nie zapominajmy o najważniejszej (moim zdaniem) postaci Jace’a Waylanda. Jest on nastoletnim Nocnym Łowcą, który zabił już więcej demonów niż ktokolwiek w jego wieku. Jest sarkastyczny i może irytoważ swoim zachowaniem i odzywkami, ale właśnie za to kochają go wszystkie (lub większość) fanki serii. Jest niesamowici przystojnym blondynem o oczach koloru złota i każda dziewczyna ogląda się za nim, jeśli nie nosi runy niewidzialności. Nikomu nie daje się zbliżyć do siebie. Jedynym wyjątkiem jest nasza niepozorna Clarissa.
W „Mieście Kości” ciągle coś się dzieje. Na samym początku książki jest scena, w której Lightwoodowie i Wayland zabijają demona. Potem reszta akcji rozwija się stopniowo, ale ciągle coś nas szokuje. Ale nie dzieje się za dużo w jednym momencie. Muszę przyznać, że Cassandra bardzo dobrze potrafi budować napięcie w czytelniku, który spodziewa się innej reakcji załóżmy ze strony Aleca (scena przez izbą chorych). Cassandra na każdym kroku tłumaczy nowe pojęcia, zapoznaje czytelnika z wymyślonym przez nią światem, niesamowitym światem.
Całość książki kryje się za prostą, ale piękną okładką. Jak wiecie na niej znajduje się Jace (prawdopodobnie komputerowo przerobione zdjęcie Alexa Pettyfera widnieje na polskiej wersji). Całośc utrzymana jest w brązach i odcieniach złota, które kojarzą nam się z tym bohaterem. Napis zrobiony jest piękną czcionką, która zwraca uwagę czytelnika, ale nie odciąga uwagi od postaci.
„Miasto Kości” to tom pierwszy mojej ukochanej serii. Ma wszystko, co mi trzeba. Dynamiczna akcja, wątki romantyczne, różnorodne postaci. Nie wiem, co mogę napisać o tej książce, ponieważ nie będę obiektywna w mojej opinii. Powieść czyta się w niesamowicie szybkim tempie. U mnie przeznaczona jest na dwa, góra trzy wieczory. Jedynym minusem jest... zachowane Jace’a. Tak, czasami mówił do Clary takie rzeczy, które mi wyciskały łzy z oczu. Jednak musze przenzać, że Cassandra Clare, moja ukochana pisarka, świetnie wykreowała tą postać. Widać, że poświęciła na niego wiele swojego czasu. I za to trzeba jej niezmiernie pogratulować.
Komu poleciłabym ta książkę? Mogłabym napisać, że każdemu. Ale nie każdy polubi akurat taki typ powieści młodzieżowych. Dlatego piszę, że fani fantastyki, romansów i niesamowitych wymyślonych światów osadzonych w naszej szarej rzeczywistości znajdą tutaj coś dla siebie. Książkę czytałam już czwarty raz i nadal mam o niej takie samo zdanie i nadal przyznaję jej taką ocenę, którą dałam jej po pierwszym przeczytaniu.
invisibl3e.blogspot.com
„Miasto Kości” to pierwszy tom serii „Dary Anioła” składającej się z dwóch trylogii. Napisała ją Cassandra Clare i po raz pierwszy została wydana w Polsce w roku 2010. Do tej pory ta część została wydana w trzech wersjach – każda z inną okładką. Obecnie można nabyć „Miasto Kości” z okładką polską, amerykańską oraz filmową. Jednak mniejsza o okładki. Pewnie ciekawi jesteście...
więcej mniej Pokaż mimo to
Basniowe światy pociągają każdego. Od dziecka słuchamy opowieści o Królewnie Śnieżce, Roszpunce, Śpiącej Królewnie. Jest tam pełno magii. To nas ekscytuje i sprawia, że choć na moment chcemy zamienić się miejscami z bohaterami. Jednak baśnie mają to do siebie, że zawsze na końcu jest happy end. Czy w tym konkretnym przypadku jest inaczej? Czy "Reckless" skończy się happy endem?
"Kamienne Ciało" to opowieść o Jakubie Reckless - mężczyźnie, który żyje w baśniowym świecie po drugiej stronie lustra. Razem z Lisicą przemierza świat w poszukiwaniu artefaktów jak kije samobije lub samonakrywający się stolik. Pewnego dnia Will postanawia pójść w ślad brata i przejśc na drugą stronę lustra. Wtedy niespodziewanie napotyka się z zaklęciem, które zaczyna pokrywać jego ciało nefrytem. Jakub za wszelką cenę stara się uratować brata. Rozpoczyna się wielka walka z czasem oraz wszelakimi przeciwnościami losu. W tym samym czasie zaczyna się niesamowita podróż po baśniowym świecie.
W „Reckless” znajdujemy wiele nawiązań do kultowych już baśni. Mamy Królewnę Śnieżkę, Roszpunkę, Kopciuszka, złe czarownice, które kuszą dzieci domkami z piernika. Nie zabrakło tu także krasnoludów, skrzatów, nimf wodnych oraz goyli – istoty, ktorych ciało pokrywa kamień. Motyw lustra, które przenosi w inny świat – świat baśni – jest zaciągnięty z serii „Opowieści z Narnii”. Mogłoby się wydawać, że to za dużo. Jednak autorka zgrabnie połączyła to wszystko w spójną całość, która nie przytłacza czytelnika podczas czytania.
Może wydawać się każdemu, że baśniowy świat jest piękny, łagodny i dobry. Jednak rzeczywistośc stworzona przez Cornelię Funke wyraźnie odbiega od naszych wyobrażeń. Faktem jest to, ze autorka wykorzystała postacie stworzone przez Andersena lub braci Grimm, ale dała im nowe, zupełnie inne osobowości. Dodała także własne fantastyczne elementy. Dzięki tym zabiegą stworzyła świat, piękny świat, w którym niejedna osoba chciałaby spędzić choć jeden dzień.
W książce zapoznajemy się z wieloma bohaterami, jednak tylko dwie osobowości są wyraźnie zarysowane. Jest to mianowicie Jakub Reckless a także jego towarzyska – Lisica. Jakub wie, czego chce. Za wszleką cenę chce zdobyć lekarstwo dla brata. Lisica natomiast towarzyszy mu. Niezależnie, czy on chce, aby przy nim była czy też nie ona zawsze podąży za nim. Jest jednak drugie dno jej zachowania. Ona go kocha, co widać jak na dłoni. Zrobi dla niego wszystko. On jednak tego nie widzi.
Książka ta to świetna propozycja dla wszystkich fanów baśni. Znajdziemy tutaj wiele ciekawych wydarzeń. Fabuła jest naprawdę wspaniała. Wciąga czytelnika od pierwszej do ostatniej strony. Po prostu nie da się nie nudzić podczas czytania. Dodatkowo wszystko ozdobione jest rysunkami wykonanymi przez autorkę. Wszystko jest czarno-białe i trzyma się klimatu całej opowieści. Całość „spakowana” jest w przepiękną okładkę, która jest niezwykle tajmenicza.
Czy polecę książkę? Oczywiście. Komu? Każdemu, kto nie ma nic przeciwko wróceniu do baśniowych krain. Ponieważ właśnie to robi ta książka. „Zwraca nas” ku baśniom i ich niesamowitym klimatom.Jak dla mnie książka jest bardzo dobra.
Basniowe światy pociągają każdego. Od dziecka słuchamy opowieści o Królewnie Śnieżce, Roszpunce, Śpiącej Królewnie. Jest tam pełno magii. To nas ekscytuje i sprawia, że choć na moment chcemy zamienić się miejscami z bohaterami. Jednak baśnie mają to do siebie, że zawsze na końcu jest happy end. Czy w tym konkretnym przypadku jest inaczej? Czy "Reckless" skończy się happy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Postapokaliptyczne wizje świata nie są już rzadkością. W coraz większej ilości książek możemy ujrzeć świat po wybuchu np. Bomby atomowej. Autorzy starają się tworzyć coraz to nowsze wizje zgliszczy kuli ziemskiej. Jednym z takich autorów jest Julianna Baggott. W swojej powieści „Nowa Ziemia” pokazuje nam własną wizję świata po Wybuchu. Jak się spisała? Od razu mogę napisać, że dobrze.
Jeden Wybuch zmienił wszystko. Nagle rozbłysło światło tak intensywne, jakby świeciły dwa Słońca. Ten blask to ostatni widok w życiu zdrowej Pressi. Po rozbłysku jej dłoń stopiła się z głową lalki, którą trzymała w ręce. Jej ciało pełne jest blizn, oparzeń. Ale to nie stało się tylko z nią. Wiele osób stopiło się z przedmiotami, zwierzętami albo innymi ludźmi. Niektórzy zamiast ręki mają sekator, lub żyją z wtopionym w plecy bratem. Inni, którzy nie mieli tyle szczęścia połączyli się na stałe z ziemią lub budynkami.
Istnieje także grupa ludzi, która tego uniknęła. Żyją w Kopule – miejscu oddzielonym od reszty świata. Ludzie z niej nazywani są Czystymi. Nie mają blizn, żadnych wtopień, nie noszą na swoim ciele śladów po Wybuchu. Niektórzy uważają, że życie w niej to sielanka. Ale czy na pewno? Chłopcy w wieku szkolnym przechodzą kodowanie – zmieniają swoje zachowanie, są posłuszni i bardzo silni. Ludzie nie mogą swobodnie się rozmnażać. Wszystko jest wyznaczone i kontrolowane. Dlaczego? Ponieważ każdy zdaje sobie sprawę, że zapasy żywności i pitnej wody mogą się skończyć w każdej chwili. Jednak każdy porównują życie w Kopule z tym spoza niej cieszy się, że może tutaj żyć. Jedną osobą, która postanawia odejść jest Partrige. Dla niego odnalezienie matki jest ważniejsze od życia w wygodach.
W książce spotykamy się z wielkim kontrastem życia bohaterów. Z jednej strony mamy osoby z Kopuły. Mają wszystko, czego potrzebują. Chodzą do szkoły, edukują się. Są chronieni przez oddziały specjalne. Z drugiej strony spotykamy osoby spoza bariery. Są oni zdani tylko i wyłącznie na siebie. Ich życie ciągle jest zagrożone i muszą żyć ze świadomością, że przykładowo w nocy mogą zginąć. Jedyne co mają to wspomnienia z Przedtem. Moim zdaniem autorka świetnie odnosi się do rzeczywistości. W naszym świecie często na tle slumsów powstają ekskluzywne kompleksy hotelowe, lub przepiękne apartamentowce. Mamy klasy społeczne. Bogaci i biedni. Zdrowi i chorzy.
Głowni bohaterowie to Partrige oraz Pressia. Partrige to Czysty, który ucieka z Kopuły, aby odnaleźć matkę. Pressia od zawsze żyje na zewnątrz. Opiekował się nią dziadek. Jej lewa dłoń stopiła się z głową lalki podczas Wybuchu. Pewnego dnia przez przypadek spotyka Czystego. I postanawia mu pomóc. W to wszystko zostaje wplątany Bradwell, który w każdej sytuacji chce znaleźć teorię spiskową.
„Nowa Ziemia” to powieść prowadzona narracją trzecioosobową. Autorka opisywała każdą sytuację bardzo obrazowo. Wszystko włączając smród, brud, ubóstwo, ból, cierpienie było wyraźnie zarysowane. Julianna opisała wszystkie stwory, które wymyśliła niezwykle obrazowo. Sama wyobrażałam je sobie z najmniejszymi szczegółami. I choć opisy czasem zajmowały naprawdę dużo miejca to to naprawdę w niczym nie przeszkadza. Książka niesamowicie rozwija zdolność wyobrażania sobie przedstawionego świata. Momentami jest okropnie brutalna. Praktycznie każda scena, gdzie któryś z bohaterów miał broń kończy się czyjąś śmiercią. Za to autorka otrzymuje ode mnie wielkiego plusa. Dużo krwi, przemocy, śmierci – to lubię.
„Nowa Ziemia” to pierwszy tom serii „Świat Po Wybuchu”. Nie raz bieg wydarzeń mnie zaskoczył. Nie raz uroniłam łzę, poczułam, że książka jest świetna. Choć czytanie jej niesamowicie mi się dłużyło to pod względem fabuły i rozwoju akcji nie mogę jej nic zarzucić. Książka jest naprawdę świetna! Choć momentami brutalna. Dlatego nie polecałabym jej osobą wrażliwym i ogólnie młodzieży poniżej 13-14 roku życia. Jednak każdej innej osobie będę polecać ją i to bardzo serdecznie.
Postapokaliptyczne wizje świata nie są już rzadkością. W coraz większej ilości książek możemy ujrzeć świat po wybuchu np. Bomby atomowej. Autorzy starają się tworzyć coraz to nowsze wizje zgliszczy kuli ziemskiej. Jednym z takich autorów jest Julianna Baggott. W swojej powieści „Nowa Ziemia” pokazuje nam własną wizję świata po Wybuchu. Jak się spisała? Od razu mogę napisać,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ponad rok czekałam na tą książkę. Zakończenie serii GONE autorstwa Michaela Granta. Wyobrażacie sobie moje podekscytowanie, kiedy przyszła do mnie przesyłka? Rzuciłam w kąt książkę, którą czytałam i zabrałam się za „Światło”. Pierwszy dzień – połowa. Ogarnął mnie smutek, że czytam ją tak szybko. Następnego dnia przeczytałam tylko rozdział i sięgnęłam po nią w nocy. I ją skończyłam. Tak szybko. Ogółem z 4 godziny czytania. Ale czy opłacało się sięgać po „Światło”? Odpowiedź brzmi tak.
Już po nad rok trwa ETAP. Dzieci zdane są tylko na siebie. Przeżyli już falę głodu, choroby. Zdołali wyjść cało z plagi robali. Przyglądali się walce o władze. Pod barierą wydarzyło się wiele rzeczy. Większość z nich zapewne sprawiłaby, że każdy by ich znienawidził. Szczególnie, gdyby ludzie to widzieli. I oto pewnego dnia kopuła staje się przezroczysta. Dzieci widzą swoich rodziców, mogą z nimi „porozmawiać”. Przestają pracować, znów powraca głód. Istnieje cień szansy, że bariera opadnie. Czy to dobrze? Zapewne dla większości dzieci tak. Ale co z Samem, Cainem, Bryzą, którzy nie raz zabijali?
W ETAPie pojawia się nowy mieszkaniec. Jest nim Gaia – córka Diany i Caina. Dziewczynka rośnie w niesamowitym tempie. Podróżuje razem ze swoją matką, którą kocha i nienawidzi za razem. Razem z nimi jest także Biczoręki Drake. Pomaga im, zdobywa jedzenie dla swojej pani. Jedna nadal ma chęć pocięcia Diani i Astrid swoim biczem. Kawałek po kawałku. Chce słyszeć ich krzyki, które są jak miód na jego uszy. Psychopata? Na pewno. Jednak boi się Gai i wypełnia jej rozkazy. A Gaia? Planuje. A co? Jak zabić. Wszystkich. Jak unicestwić mieszkańców ETAPu a później całego świata.
Od przeczytania Ciemności zastanawiałam się, jak to wszystko się skończy. Czy bariera opadnie? Czy zostanie przezroczysta na zawsze? Czy pod czyimś naciskiem ustąpi? Co będzie trzeba zrobić, aby wyjść? Wymyśliłam wiele scenariuszy. Naprawdę, była ich masa. Ale co ciekawe żaden z nich nie był właściwy. Zakończeniem Michel Grant zaskoczył nie tylko mnie, ale zapewne także większość czytelników.
Bohaterowie stopniowo się rozwijali. Największe zmiany zauważyłam w postawie Diany, Caina i Alberta. Najsilniej emocjonalnie zżyłam się z postacią młodego Sorena. Podejrzewałam, że kiedyś nastąpi czas, że podejmie jedną decyzję za dużo. Decyzję, która jest na wagę złota dla pozostałych mieszkańców ETAPu. Ale szczerze przyznaję, że jej konsekwencje sprawiły, iż z oczu pociekły mi łzy. Nie spodziewałam się, że jedno zdanie może wywołać u mnie aż takie skrajne emocje.
Równolegle do wydarzeń w ETAPie zapoznajemy się ze światem zewnętrznym. Lepiej poznajemy postać matki Sama. Autor wprowadza do historii także dziadka największego psychola – Drake’a Merwina (jest on dziadkiem Biczorękiego). Dzięki temu zapoznajemy się lepiej nie tylko z historią nastolatka, ale także jego dziadka. Ukazana opowieść była naprawdę ciekawa i dzięki niej możemy ujrzeć, dlaczego Drake jest taki, jaki jest.
Ciężko jest mi opisać geniusz ostatniej części. Podczas czytania znalazłam wiele fragmentów, przez które roniłam łzy. I szczerze mówiąc nie żałuję ich. Michael Grant w „Świetle” pokazał, że naprawdę jest świetnym autorem. Potrafi grać uczuciami czytelnika, wprowadzić jego myśli w zamęt. Decydujące kwestie rozstrzygnął dopiero na końcu. Za to należy mu się ogromny plus.
Okładka książki świetnie odnosi się do klimatu. Wystarczy popatrzyć na część poprzednią „Ciemność”, aby zauważyć podobieństwo. Na okładce przedniej widzimy Sama oraz Gaię (nie Dianę, jak na początku mi się wydawało). Na okładce tylnej zaś widzimy Quinna oraz Dekkę. Całość tła nie jest toporna i na pierwszy plan wypcha postacie. Napisy jak pry poprzednich częściach są niesamowicie zgrane, choć są takie strasznie proste. I za to należy się ogromny plus dla grafików. Z czegoś banalnego stworzyli coś niesamowitego.
„Światło” to genialne podsumowanie całej serii GONE. Porównując ten tom do „Niepokoju” widzę ogromne zmiany w bohaterach. Sam Michael Grant pokazał te zmiany. Użył retrospekcji na postaci Caina. Porównywał jego zachowanie z tomów poprzednich. Pokazał, że z zepsutego dupka dzięki miłości Diany stał się kimś, kto dba o bliskich.
Słowami nie da się opisać geniuszu autora. Choć jest to najcieńsza część cyklu to u mnie wywołuje największe emocje. Sama nie wiem, co mogę tutaj napisać. Nie oddam wam moich emocji żadnymi określeniami. To po prostu jest niemożliwe. To trzeba przeżyć samemu.
Jeśli wahacie się przed przeczytaniem całej serii GONE to uwierzcie, czas jaki na to poświęcicie jest tego wart. To naprawdę coś genialnego. Polecam to każdemu, niezależne jaki typ literatury preferujecie.
Ponad rok czekałam na tą książkę. Zakończenie serii GONE autorstwa Michaela Granta. Wyobrażacie sobie moje podekscytowanie, kiedy przyszła do mnie przesyłka? Rzuciłam w kąt książkę, którą czytałam i zabrałam się za „Światło”. Pierwszy dzień – połowa. Ogarnął mnie smutek, że czytam ją tak szybko. Następnego dnia przeczytałam tylko rozdział i sięgnęłam po nią w nocy. I ją...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyjaźń to bardzo ważna, o ile nie najważniejsza wartość w życiu człowieka. Przyjaciele się kochają, wiedzą, że mogą liczyć na siebie w każdej, nawet beznadziejnej sytuacji. Przyjaciół łączy niewidzialna nić zaufania, zrozumienia, chęci pomocy. Jednak czasem ta nic zostaje zerwana. Od środka bądź od zewnątrz. Tak właśnie stało się z Zoey. Nić łączącą ją z Damienem i Bliźniaczkami zerwano od wewnątrz oraz od zewnątrz. Każdy się od niej odwrócił, została wyłącznie Afrodyta. Czy Zoey uda się naprawić swoje relacje z paczką?
Zoey ma coraz więcej kłopotów. Wizje jej śmierci, którymi podzieliła się z nią Afrodyta ją przytłaczają. Przyjaciele odwracają się od niej. Powód jest prosty. Mają dość wielokrotnych kłamstw, które słyszeli. Jednak kiedy usłyszeli wizje śmierci przyjaciółki znów zaczęli z nią przebywać. Kiedy wszystko zaczyna się układać w szkole pojawia się nowy adept – Stark. Od samego początku jego i Zoey łączy coś więcej. Dodatkowo ciągle jest Erik, który jest nie tylko byłym głównej bohaterki, ale także jej nauczycielem dramatu. Do problemów sercowych dołączają tajemnicze Kruki Prześmiewcy, które tylko początkują bieg wydarzeń.
W „Nieposkromionej” wszystko jest niby chaotyczne, jednak dobrze przemyślane. Zoey nawiązuje współpracę z Kocią Budą prowadzoną przez zakonnice. Postać siostry Mery Angeli jest bardzo pozytywna. Skutecznie uczy tolerancji. Zakonnica nie uważa, że Nyks jest demonem i każdy jej wyznawca powinien być potępiony. Wręcz przeciwnie. Uznaje, że bogini jest inną postacią Matki Boskiej, która jest naprawdę ważną postacią w religii katolickiej. Tak więc autorki zyskują wielki plus za podświadome nauki tolerancji dla innych.
W książce dość dużo się dzieje. Jednak akcja właściwa zawiązuje się dopiero w ostatnim rozdziale powieści i najprawdopodobniej zostanie przeniesiona do następnej części. Wszystko na dobrą sprawę zaczyna się od momentu odkrycia Kruków Prześmiewców przez Zoey. Początkowo były one jedynie duchami, jednak z biegiem czasu nabierały coraz o bardziej rzeczywistych kształtów. Teraz możecie spytać się (osoby, które nie doszły do tej części), kim są Kruki Prześmiewcy? Otóż są to synowie spłodzeni przez Kalonę (jeden z aniołów, który schodził na Ziemię) i kobiety z plemienia Czirokezów (plemię Zoey i jej babci).
Jednym z większych plusów są opowiadania babci Redbird. Zostały one naprawdę świetnie opisane! Widać, że autorki wiedzą co robią. Naprawdę gratuluję tych opowiadań. Świetnie zgrały się z resztą, wprowadzają w kolejne części przygód Zoey. Są naprawdę klimatyczne. Mogę założyć się, że gdyby były opowiadane w innych okolicznościach to Zoey i Afrodyta siedziałyby z kubkami herbaty w rękach.
Okładka jest bardzo klimatyczna i jak zawsze zachowana w stylu części poprzednich. Graficy naprawdę dają z siebie wszystko i widać, ile pracy wkładają w grafikę na książce. Wszystko wydrukowane jest na bardzo trwałym papierze a przeszycia sprawiają, że kartki łatwo nie wypadną (posiadam wersję w oprawie twardej – w miękkiej jest klejona). Czcionka jest bardo przystępna, papier nie jest biały, tylko ecru (przynajmniej mi się wydaje, ze to taki kolor).
Książka to dobra lektura na oderwanie się od rzeczywistości. Czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Łatwo się w nią „wczytać”. Historia jest bardzo przystępna i pisana prostym językiem. Porusza to głównie temat przyjaźni.
invisibl3e.blogspot.com
Przyjaźń to bardzo ważna, o ile nie najważniejsza wartość w życiu człowieka. Przyjaciele się kochają, wiedzą, że mogą liczyć na siebie w każdej, nawet beznadziejnej sytuacji. Przyjaciół łączy niewidzialna nić zaufania, zrozumienia, chęci pomocy. Jednak czasem ta nic zostaje zerwana. Od środka bądź od zewnątrz. Tak właśnie stało się z Zoey. Nić łączącą ją z Damienem i...
więcej mniej Pokaż mimo to
„W Otchłani” to książka, na którą zwróciłam swoją uwagę od razu do wejścia do Empika. Przyciągnęła mnie swoją okładką a zapadła w pamięci dzięki intrygującemu opisowi. Pamiętam do dziś jak zastanawiałam się, co będzie w tej książce. Gdy wreszcie dostałam ją w swoje ręce byłam w ogromnym szoku pierwszą opisaną sceną. Jednakże stopniowo z niego wychodziłam, kiedy poznawałam dalsze losy bohaterów.
Amy to siedemnastoletnia dziewczyna, która wraz z rodzicami udaje się na misję na statku „Błogosławiony”. Razem z nimi leci, aby skolonizować nową planetę. Pozwala się zahibernować i przebywać w komorze kriogenicznej do czasu wylądowania na Centuri-Ziemi. Po jakimś czasie dziewczyna zostaje brutalnie zbudzona ze swojego snu. Jak potoczą się jej losy? Co zrobi po kilkusetletnim śnie? Jak przyjmą ją mieszkańcy „Błogosławionego”?
Autorka podjęła ciekawy temat. Jest to typowe science-fiction. Akcja dzieje się ponad 200 lat po naszym życiu. Ludzie lecą kolonizować planetę identyczną do Ziemi. Podczas przelotu są zahibernowani. Leżą w komorach kriogenicznych w bryle lodu, pilnowani przez Doktora i Najstarszego. Tylko oni wiedzą o ich istnieniu. Do czasu, gdy Starszy nie odkrywa tego sekretu.
Jest wiele rzeczy, na które chciałabym zwrócić swoją uwagę. Jest to między innymi postać Najstarszego, który zrobił dosłownie wszystko, aby mieć władzę na statku. Wiele lat przez jego rządami jeden z Najstarszych wymyślił obrzęd godów (które są identyczne do godów zwierząt). Najstarsi podawali hormony ludziom żyjącym na statku. A dlaczego? Wszystko wbrew pozorom jest logiczne. Przed „Plagą” ludzie wiedzieli, ile czasu są na statku, wiedzieli za ile lat mogą wylądować. Zdawali sobie sprawę z tego, że ich dzieci i wnuki nie zobaczą nowej planety. Zaczęli popełniać samobójstwa, czuli się zamknięci na statku. Najstarszy, aby temu zapowiedz zaczął dodawać hormony otępiające do wody, a w czasie godów podawał hormony na popęd seksualny. Wszystko jest logiczne, jednak zdaniem moim i Starszego jest to coś okropnego.
Autorka dobrze wykreowała także inne postacie pomijając Najstarszego. W głównej mierze skupiła się na Starszym oraz Amy. Starszy zakochał się w Amy, dlatego postanowił ją zbudzić. Amy jednak nadal żyje swoim życiem na Ziemi. Wspomina ojca, matkę, swojego byłego chłopaka. Zaprzyjaźniła się także z jednym z pasażerów statku. Postaci są wyraźne i chcą rozwiązać zagadkę, dlaczego i kto budzi zahibernowanych. Między innymi to zaczyna łączyć Amy i Starszego,
Nie byłabym sobą, gdybym nie napisał trochę o okładce, która jest magiczna. Od około roku podoba mi się motyw kosmosu, sama często dodaję go do swoich prac. Ktoś naprawdę spisał się i to niesamowicie projektując ją. Okładka jest ze skrzydełkami i pasują one do reszty. Napisy są bardzo dobrze dobrane kolorystycznie. Szczególnie podoba mi się to, że na górze okładki nic nie wchodzi na zdjęcie. Wszystkie napisy skupione są na dole.
Książkę wydrukowano na przyjemnym w dotyku papierze, który bardzo ładnie pachnie (każdy wącha książki, przynajmniej z osób, które znam). Czcionka jest przyjemna dla oka i ułatwia czytanie. Autorka poprowadziła narrację pierwszoosobową z punktów widzenia dwóch głównych bohaterów – Amy i Starszego. Świetnie udał się jej ten zabieg. Zdarzenia pisane z różnych punktów widzenia się zbiegają i łatwo łączą w spójną całość.
Książka to bardzo dobre oderwanie się od rzeczywistości. Jest napisana prostym językiem, co ułatwia czytanie. Z treścią zapoznawałam się wieczorami (oraz nocami) i czas bardzo szybko mi leciał. Cały czas coś się dzieje, co jest zdecydowanym plusem powieści. Jak najbardziej polecam są fanom twórczości z gatunku science-fiction. Jeśli nie jesteście jej pewni, to zaryzykujcie. Nie zawiedziecie się.
„W Otchłani” to książka, na którą zwróciłam swoją uwagę od razu do wejścia do Empika. Przyciągnęła mnie swoją okładką a zapadła w pamięci dzięki intrygującemu opisowi. Pamiętam do dziś jak zastanawiałam się, co będzie w tej książce. Gdy wreszcie dostałam ją w swoje ręce byłam w ogromnym szoku pierwszą opisaną sceną. Jednakże stopniowo z niego wychodziłam, kiedy poznawałam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Stephenie Meyer znana jest głównie z bestsellerowej serii „Zmierzch”. Osobiście nie zaliczam się do fanek wykreowanych przez nią wampirów. Po tej serii wątpiłam, czy pisarka potrafi stworzyć coś, co nie jest mdłym love story. Bałam się trochę sięgnąć po jej kolejną pozycję pt. „Intruz”. Bałam się, że książka okaże się gorsza niż „Zmierzch”. Przerażała mnie także trochę jej objętość, gdy sądziłam, że nie będzie ona zdatna do przeczytania. Jednak możliwe, że po raz pierwszy i ostatni pani Meyer mnie zaskoczyła.
W powieści poznajemy duszę o imieniu Wagabunda. Była ona na wielu planetach, jednak ostatnia, na której się zatrzymała to Ziemia. Wszczepiono ją w ciało jednej z rebeliantek – Melanie Stryder. Okazuje się, że życie na naszej planecie nie jest łatwe. Malanie opiera się duszy, chce znów objąć władzę nad swoim ciałem. Zaczyna prowadzić Wagabundę do kryjówki innych rebeliantów. Gdy obie tam docierają zaczyna się prawdziwa akcja.
Początkowo Wanda chciała być dobrą duszą. Odpowiadała Łowczyni na wszystkie pytania o rebeliantach. Mówiła o Jaredzie, Jamiem, narysowała mapę jak dotrzeć do kryjówki Jeba. Wszystko zmieniło się, kiedy Mel zaczęła bombardować ją wspomnieniami pocałunków Jareda, jego dotyku na skórze. To wtedy Wagabunda podjęła decyzję, że nie chce ich zdradzić. Zdała sobie sprawę, że kocha ich tak samo jak kocha ich jej ciało i Melanie.
Prawdziwa akcja zaczyna się dopiero wtedy, gdy Wanda postanowiła, że będzie za wszelką cenę bronić bliskich Melanie ludzi. Zdecydowała się wyruszyć w podróż, aby dotrzeć do jaskini wuja. Początkowo każdy prócz Jeba chciał ją zabić. Ian, Kyle, Maggie, Sharon sprzeciwiali się woli właściciela jaskiń. Bali się tego, że Wagabunda mogła ściągnąć im na głowę Łowców, aby ich zniszczyć. Jednak ich domysły okazały się błędne.
Tematyka mnie zaskoczyła. Książka została napisana całkowicie innym językiem niż „Zmierzch”. Powieść napisano prostym językiem, ale jego dojrzalszą odmianą. Nie wiem jak to dokładniej wytłumaczyć, jednak gwarantuję, że zobaczycie różnicę między sagą o wampirach a powieścią o duszy. Zaobserwowałam, że Meyer podeszła inaczej do napisania kolejnej powieści. Nieświadomie zostałam skłoniona do refleksji nad tym, co to znaczy być człowiekiem. W wypowiedzi jednego z bohaterów (bodajże Iana) padają słowa, że Wagabunda jest bardziej ludzka niż oni sami. Choć należy do gatunku, który aby przeżyć zabiera ciała ludzi.
"Ian jęknął
-Jeżeli Wanda będzie gdzieś jechać jadę z nią- powiedział ponuro- ktoś musi ją chronić przed nią samą."
Stephenie na podstawie głównej bohaterki idealnie pokazała walkę między pragnieniami duszy i ciała. Ujęła to w wątku romantycznym. Melanie, jej ciało ponad życie kochała Jareda. Chciała z nim być nawet wtedy, kiedy jej ciałem kierowała Dusza. Wagabunda zakochała się w Ianie (oczywiście z wzajemnością). Chciała z nim być, wiedziała, że nigdy nie zapomni tego uczucia i człowieka, którego nim obdarzyła. Jednak nie mogła z nim być, ponieważ jej ciało nie odczuwało tego samego, co okazywało Jaredowi. Dziewczyny się kochały i chciały być szczęśliwe, jednak pragnęły czegoś innego.
Było kilka scen, które wycisnęły mi łzy z oczu. Zaliczam do nich na przykład moment, kiedy Ian i Wanda się żegnali. Przyznaję, że to O’Shea jest moim ukochanym bohaterem z powieści i okropnie mu współczułam, kiedy przeczytałam, że Wagabunda chce oddać ciało Melanie. A każdy dowiedział się o tym, gdy rozmawiała z Sunny i uspakajała ją mówiąc, że sama oddaje ciało własnej żywicielce. Wyobrażam sobie, co czuł w tym momencie Ian. Muszę przyznać, ze pani Meyer jest stworzona do pisania scen romantycznych i oddziałujących na nasze emocje.
„Intruz” to świetna powieść z gatunku science-fiction. Autorka pokazała, że potrafi pisać.
Wszystko, dosłownie wszystko mnie zachwyciło. Scena, gdy Kyle starał się rzucić główną bohaterkę do rzeczki była świetnie opisana. Okładka pierwszego wydania intryguje. Zielone oko z srebrnym pierścieniem to oko Mel. Niby okładka jest zwykła, jednak zachęca i fascynuje.
„Intruz” to jedna z najlepszych książek jakie kiedykolwiek przeczytałam. Skłania do myślenia. Dostarcza wielu skrajnych emocji. Wszyscy bohaterowie są wyraziści, jednak nie są zbyt mocno zarysowani. Żałuję, że nazwisko Meyer nie kojarzy się właśnie z tą powieścią i on jest tą mniej znaną, jednak po wyjściu filmu wszystko może się jeszcze zmienić. Rozbieżność pomiędzy „Zmierzchem” a „Intruzem” jest ogromna, ale wypada na korzyść pisarki. A co w tym wszystkim najlepsze? Stephanie przyznała, że od teraz zamyka się w pokoju, aby pisać kontynuację. Osobiście czekam na nią ze zniecierpliwieniem. Oby trzymała ona poziom pierwszej części.
Stephenie Meyer znana jest głównie z bestsellerowej serii „Zmierzch”. Osobiście nie zaliczam się do fanek wykreowanych przez nią wampirów. Po tej serii wątpiłam, czy pisarka potrafi stworzyć coś, co nie jest mdłym love story. Bałam się trochę sięgnąć po jej kolejną pozycję pt. „Intruz”. Bałam się, że książka okaże się gorsza niż „Zmierzch”. Przerażała mnie także trochę jej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Hans Christian Andersen był wyśmienitym baśniopisarzem. Do dziś jego utwory cieszą się ogromną popularnością. Gdy przeczytałam, że powieść Zoe Marriott nawiązuje do baśni „Dzikie łabędzie” naprawdę zainteresowałam się, jak autorka wplecie swoją opowieść w świat tej cudownej baśni. Przyznaję, że jak najbardziej jej się to udało. Osobiście jestem fanką twórczości Andersena i miałam obawy, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Jednak po raz kolejny książka z serii „Poza Czasem” mnie zadziwiła.
Aleksandra od urodzenia posiada dar komunikacji z naturą, która daje jej siłę. Razem z matką wprawia się w użytecznych sztuczkach magicznych. Z braćmi zaznaje uroków dzieciństwa. Jej życie to sielanka do czasu pojawienia się złej czarownicy i śmierci jej matki. To wtedy z Aleksandry uwalnia się jej energia, dzięki której będzie musiała pokonać Zellę i uratować królestwo od upadku.
Dziewczyna po śmierci matki zostaje wysłana do domu swojej ciotki w sąsiedniej krainie. Początkowo nie lubiłam tej postaci, jednak od razu bardzo mnie zaintrygowała. Zastanawiałam się, czemu jest tak oschła w stosunku do swojej siostrzenicy. W odpowiednim momencie autorka wszystko wyjaśniła co nadało sensu niektórym wydarzeniom z utworu.
Tak jak już napisałam zainteresowała mnie postać ciotki Aleksandry. Jednakże nie była to jedyna osoba, na którą zwróciłam szczególną uwagę. Bacznie obserwowałam Aleksandrę i jej rozwój sił magicznych oraz tajemniczego Gabriela. Najbardziej interesowałam się właśnie tym chłopakiem. Sam posiadał dar kontaktu z naturą, co nie jest spotykane u mężczyzn.
Nie mogło zabraknąć także wątku romantycznego. Od czasu pierwszego spotkania Gabriela i Aleksandry na plaży postanawiają oni spotykać się każdej nocy. Żyli dla swoich schadzek. Gabriel opiekował się dziewczyną, później, w ciężkich dla niej chwilach udzielał jej razem ze swoją matką potrzebnego wsparcia. Aleksandra odwdzięczała się mu wszystkim, czym tylko potrafiła.
Jednym z największych plusów powieści są mocno zarysowane charaktery każdego z bohaterów oraz zastosowanie przeciwieństw. Zella jest piękną kobietą, za którą mężczyźni dosłownie się uganiają. Wyznaje zasadę „po trupach do celu”. Robi wszystko, aby zdobyć władzę. Aleksandra jest przeciętną, niezbyt urodziwą dziewczyną. Stara się każdemu pomagać. Nie zależy jej na władzy, tylko na szczęściu innych. Za wszelką cenę broni królestwa.
W baśniach znajduje się bardzo często morał. Tutaj jest on także zawarty. Jednakże nie jest on stwierdzeniem, że dobro wygrywa ze złem. W każdej baśni tak się dzieje. Długo zastanawiałam się nad tym, jak on brzmi. Po przeczytaniu pozycji przeglądałam ją wiele razy. Po przemyśleniu całej akcji doszłam do wniosku, że pouczenie płynące z powieści przeczytałam w pierwszej kolejności. Na stronie z dedykacją: "Książkę tę dedykuję wszystkim brzydkim kaczątkom. Nie zazdrośćcie tym puszystym żółciutkim głuptaskom. To nie z nich wyrosną łabędzie".
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o okładce, która jest po prostu genialna. Kolory są idealne, trzy łabędzie symbolizujące synów króla umieszczono w odpowiednim miejscu. Wszystkie ozdobniki (np. lakier wybiórczy) użyto w dobrym miejscu. Objętość nie jest zbyt duża, jednak fabuła dorównuje niektórym 700-stronicowym powieścią.
Zakończenie jak zawsze w baśniach – happy end. Dobrze wykorzystany główny motyw z „Dzikich Łabędzi” oraz motyw walki ze złem, który każdemu jest dobrze znany dodatkowo obsadzony w niesamowitej krainie Farlandu i Midlandu jak najbardziej przemawia na korzyść książki. Cała magia i niesamowite krajobrazy zachwycają. Zella, która wprowadza zamęt w spokojnej akcji powieści, podróże do Kręgu Przodków. To wszystko mnie urzekło. Ja jestem jak najbardziej za i każdemu polecam tą lekturę.
Hans Christian Andersen był wyśmienitym baśniopisarzem. Do dziś jego utwory cieszą się ogromną popularnością. Gdy przeczytałam, że powieść Zoe Marriott nawiązuje do baśni „Dzikie łabędzie” naprawdę zainteresowałam się, jak autorka wplecie swoją opowieść w świat tej cudownej baśni. Przyznaję, że jak najbardziej jej się to udało. Osobiście jestem fanką twórczości Andersena i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie znam osoby, która nigdy nie marzyła o czytaniu w myślach. Tak naprawdę każdy z nas chciałby opanować tą przydatną umiejętność. Sama często oglądam program Mindfreak, gdzie Criss Angel prezentuje swoje umiejętności iluzjonistyczne. Bardzo często czyta ludziom w myślach. Zawsze w mojej głowie pojawia się pytanie „jak on to robi?”. Muszę przyznać, że Thorsten Havener w swojej książce „Wiem co myślisz” pokazał mi, jak mogę choć w małym stopniu odgadnąć myśli innych.
„Wiem co myślisz: Sekrety czytania w myślach” nie opisuje wprost, techniki czytania w myślach. Jeden z najlepszych iluzjonistów świata odkrywa przed nami swoją historię, to, dlaczego zainteresował się magią. Pokazuje sztuczki, które wprawią naszych znajomych w zachwyt, gdy je na nich wypróbujemy. Autor zawarł tutaj wiele ćwiczeń polepszających sposoby obserwacji. A jak wypadło wszystko razem?
Po książce spodziewałam się czegoś innego, to mogę napisać z czystym sumieniem. Myślałam, że będą tu zawarte jakieś inne wskazówki jak naprawdę „czytać w myślach”. Jednak w głównej mierze były to przykłady z życia autora. Thorsten opowiedział nam swoją historię a potem mówił jak ludzie odbierają jego występy. Jednakże muszę zwrócić swoją uwagę na fakt, że wiele przykładów jego życia lub zaobserwowanych u innych pokazują, że przedstawione w książce techniki naprawdę skutkują.
Czytanie w myślach nie jest magiczną umiejętnością. To mówi książka. W miarę czytania zobaczyłam, że ta umiejętność w głównej mierze opiera się na obserwacji mimiki twarzy, gestach, ubiorze, tonu głosu, sposobu wypowiadania się. Sama nie pomyślałabym, że obserwując ludzi możemy zobaczyć aż tyle szczegółów. A właśnie z tych drobiazgów dowiemy się, czy osoba, która jest przed nami jest zainteresowana tym co mówimy/robimy, czy buja w obłokach. Wiedzieliście, że to, jak nasz rozmówca układa ręce, czy się pochyla albo na nas patrzy także zdradza to, jaki on jest? Dzięki tym uwagą nauczyłam się zwracać uwagę na to, jak zachowuje się mój rozmówca, czy na mnie patrzy, jakim tonem mówi. Te umiejętności są jak najbardziej przydatne w codziennym życiu i pomogą „przeciętnemu Kowalskiemu” na polepszenie swoich relacji z ludźmi.
Fragmenty opisujące wszystkie te szczegóły trochę mnie nudziły. Każdy wie, że jeśli osoba chodzi z zegarkiem Rolexa, albo iPonem 5 ma pokaźne pieniądze. Ta sprawa jest oczywista dla każdego. Jednak autor poszedł o krok dalej. Napisał co świadczą o osobie jej dłonie, buty, ubranie. Takie rzeczy są jak najbardziej przydatne, kiedy nie chcemy pochopnie wydać pierwszej opinii o nowo poznanym człowieku.
Cała pozycja jest pisana prostym jeżykiem, jednak jest bardzo interesująca. Magik używa zwrotów znajomych każdemu człowiekowi. Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam na pozycji, jednak nie tak bardzo. Przeczytałam ją dość szybko zważywszy na natłok nauki. Pozycja rozkręca się w miarę czytania i to jest największy plus. Bardziej zaawansowane techniki poznajemy na samym końcu.
Książka jak najbardziej będzie przeze mnie polecana, jednak nie jestem pewna, czy spodoba się każdemu. Sama mam do niej dość mieszane uczucia. Postaram się wypróbować niektóre sztuczki na moich znajomych, ponieważ niektóre rzeczy są warte wypróbowania. Jeśli interesuje cię „magia” to jak najbardziej powinieneś/powinnaś sięgnąć po tę pozycję.
invisibl3e.blogspot.com
Nie znam osoby, która nigdy nie marzyła o czytaniu w myślach. Tak naprawdę każdy z nas chciałby opanować tą przydatną umiejętność. Sama często oglądam program Mindfreak, gdzie Criss Angel prezentuje swoje umiejętności iluzjonistyczne. Bardzo często czyta ludziom w myślach. Zawsze w mojej głowie pojawia się pytanie „jak on to robi?”. Muszę przyznać, że Thorsten Havener w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Karolina Wojda to polska pisarska młodego pokolenia. Obecnie jest studentką w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. „Feniks – początek” to jej debiutancka powieść w klimacie fantastycznym. Porusza problemy znane każdemu młodemu człowiekowi z wmieszanymi wątkami fantastycznymi. Przyznam, że nie byłam przekonana do fantastyki w wykonaniu polskich autorów, jednak od przeczytania książki Andrzeje Pilipiuka uznałam, że warto zaryzykować. Czy tym razem się nie zawiodłam?
W książce poznajemy siedemnastoletnią Anę, która kilka lat wcześniej w małej strzelaninie straciła swojego brata, przyjaciela i obrońcę za razem – Petera - i ciągle się obwinia o jego śmierć. Tragedia związana ze śmiercią brata zmienia diametralnie jej życie. Dokładnie po wypadku Ana zaczyna odkrywać swoje nowe umiejętności. Dzieje się to także z jej przyjaciółmi. Dowiadują się o misji, jaka została im przypisana. Czy poradzą sobie z nią? Jak potoczą się ich losy? Czy Victor – sąsiad i przyjaciel – stanie się dla Any kimś więcej?
„Dmuchamy słowami na prawo i lewo tak jak dmuchawcem szasta wiatr, zasiewając go, gdzie popadnie. Niestety, zazwyczaj te słowa zmieniają się w sztylety i gdy się tego najmniej spodziewamy, wbijają nam się prosto w serce”.
Muszę przyznać, że Karolina Wojda ma talent do kreowania niezwykle naturalnych postaci. Sama zaczęłam się utożsamiać w Victorem, który dla mnie jest najlepszym bohaterem całej powieści. Sprawiał, że chciałam ją dalej czytać, zobaczyć, że Ana naprawdę coś do niego czuje, czy jednak będzie z aniołem Erikiem. Każde jego załamanie, momenty, w których był wściekły na Anę odczuwałam, jakby taki sam zawód spotkał także i mnie. Scena, na której prawie płakałam (a płaczę przy małej ilości książek), była opisana wprost wyśmienicie. Na miejscu Victora wróciłabym do hotelu i zapłakała się po tym, jak skrzywdziła mnie osoba, którą kocham. Jednak on udawał, że wszystko jest dobrze, że pojawienie się jego rywala – Erica – nie zrobiło na nim wrażenia. Autorka poprze postać Victora pokazała, że nie warto się poddawać i walczyć o miłość. Nawet, jeśli osoba, którą kochamy nas rani.
Irytowała mnie płaczliwość Any. Jeśli dowiedziała się, że jej przyjaciele umówili się na coś bez jej wiedzy wybuchała płaczem. Mam wrażenie, że traktowała to po prostu jak zdradę. Wiem, że takie rzeczy wiele osób wyprowadzają z równowagi. Dziewczyna miała natomiast wymarzonych przyjaciół, którzy zawsze byli gotowi jej pomóc. Takie przyjaźnie zdarzają się rzadko i moim zdaniem należy je cenić. Tak też robiła Ana.
„Przyjacielem jest się od zawsze i na zawsze, czy tego chcemy, czy nie. Przyjaciel to nasza bratnia dusza, którą spotykamy w najmniej oczekiwanym momencie życia, lecz w najlepszym momencie dla naszej duszy.”
Na dobrą sprawę cała właściwa akcja zaczyna się od momentu, gdy bohaterowie dowiadują się, że Ana jest tak naprawdę córką zmarłej przed kilkuset laty czarownicy – Charlotte. Jest ona głównym czarnym bohaterem. Została zgwałcona i w ten sposób poczęła Anę. Zaczęła wątpić w człowieczeństwo i dobro na świecie. Gdy zobaczyła, że ojciec i siostra palą jej obrazy wrzuciła ją do ogniska, po czym podążyła za nią. Zdążyła jednak powiedzieć Ericowi, aby uratował i chronił jej dziecko.
Fabuła książki jest niezwykle oryginalna. Czytałam ją głównie nocami, od 22 do 2 nad ranem bez przerw. Spowodowało to, że w ciągu dwóch takich sesji ją zakończyłam. Czytając „Feniksa” przenosiłam się do genialnie stworzonego świata. Zatracałam się w nim, zapominałam o rzeczywistości. Zdarza mi się to jedynie naprawdę wyjątkowych i cennych dla mnie książkach. Narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia Any została świetnie poprowadzona. Autorka świetnie opisywała jej emocje.
W książce nie ma ani za dużo romansu, ani za dużo akcji. Wszystkiego jest w sam raz. Styl pisarski jest prosty, ale dzięki swojej prostocie trafi do każdego czytelnika. Lubię czytać książki pisane krótkimi konstrukcjami, a takie rzadko spotykam. Zastosowane są tutaj wyrażenia potoczne, jednak autorka sama ma 24 lata, więc nie jest dziwne, że znajdują się tutaj takie rzeczy. Widać także, że autorka ma bogate słownictwo.
"Wszyscy uważają, że dobre życie to życie usłane różami. A dlaczego zapominają o kolcach? Czasami natrafiamy na miękkie płatki, które delikatnie koją naszą skórę, a czasami na ostre kolce, przebijające ją na wylot. Wtedy przypominamy sobie, że musimy doceniać każdą chwilę i być wdzięczni Bogu, że pozwala nam od czasu do czasu dotknąć płatków."
„Feniks – początek” to naprawdę ciekawa i świetnie skrojona książka. Zawiera wiele cytatów, które idealnie odnoszą się do życia i mogą zostać mottem wielu osób. Nie jest przesadzona w stronę akcji ani w stronę romansu. Zachowuję tą równowagę, którą łatwo zachwiać. Książkę jak najbardziej będę polecać innym. Sama z chęcią pokuszę się o ponowne jej przeczytanie. Czekam także z niecierpliwością na następną pozycję pani Karoliny, ponieważ autorka ma talent do pisania i nie powinna go marnować. Książka ląduje na półce moich ulubionych, obok serii „Igrzyska Śmierci”.
http://invisibl3e.blogspot.com/
Karolina Wojda to polska pisarska młodego pokolenia. Obecnie jest studentką w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. „Feniks – początek” to jej debiutancka powieść w klimacie fantastycznym. Porusza problemy znane każdemu młodemu człowiekowi z wmieszanymi wątkami fantastycznymi. Przyznam, że nie byłam przekonana do fantastyki w wykonaniu polskich autorów, jednak od...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasem ma ochotę na przeczytanie książki opowiadającej o problemach ludzi w codzienności. Bez elementów fantastycznych. Sama często myślę, że nienawidzę mojej rodziny, gdy stanie się coś, co chciałam uniknąć. Zastanawiałam się, jak obrócić to w taki sposób, aby wyszło na moją korzyść. Książki fantastyczne odrywają mnie od codzienności, jednak pomyślałam, że czas z tym się zmierzyć. Z pomocą przyszła mi książka „Mój najlepszy nauczyciel”.
Głównym bohaterem jest profesor uniwersytecki, mąż i ojciec – Ryan Kilgore. Nie jest szczęśliwy w swoim życiu. Nadal ma uraz do swojego ojca, który zostawił jego, matkę i rodzeństwo zaraz po narodzinach syna. Stara się jednak jak najlepiej pełnić swoje funkcje jako głowa domu oraz profesor. Ciągle stara się zrozumieć decyzję ojca, szuka go po całym kraju, aby zrozumieć jego decyzję. Czy uda mu się go odnaleźć? Co zrobi, gdy się z nim spotka? Czy wybaczy mu porzucenie?
Ryan jest osobą, którą rządzą sprzeczne emocje. Z jednej strony kocha swoją rodzinę i zrobi dla niej wszystko, jednak z drugiej krzywdzi żonę i syna. Nie rozumie zachowania ojca i chce go zrozumieć, dlatego go szuka. W książce przedstawiony jest końcowy etap jego poszukiwań, kiedy dociera do jego ojca. Okazuje się, że od kilku lat on nie żyje. W Ryanie następuje zmiana. Postanawia cieszyć się swoim życiem. Kochać syna i żonę oraz robić dla nich to, co wyjdzie im na dobre.
Książka choć krótka (ma około 100 stron) jest niezwykle pouczająca. Daje do myślenia i szukania odpowiedzi na trudne dla nas pytania. Czyta się ją w błyskawicznym tempie (czytałam około godzinę z przerwami na zabawę z psem). Dodatkowo książka wciąga i nie można się momentami od niej oderwać. Momentami zachowania głównego bohatera były dla mnie niezwykle irytujące, jednak tak zachowują się ludzie.
„Mój najlepszy nauczyciel – od nienawiści do miłości” to bardzo dobry poradnik dla osób, które nie wiedzą, jak wyjść z trudnej sytuacji. Może być dla niektórych drogowskazem. Ja osobiście ją polecam.
invisibl3e.blogspot.com
Czasem ma ochotę na przeczytanie książki opowiadającej o problemach ludzi w codzienności. Bez elementów fantastycznych. Sama często myślę, że nienawidzę mojej rodziny, gdy stanie się coś, co chciałam uniknąć. Zastanawiałam się, jak obrócić to w taki sposób, aby wyszło na moją korzyść. Książki fantastyczne odrywają mnie od codzienności, jednak pomyślałam, że czas z tym się...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Dom Nocy” to seria, która składa się z wielu tomów. Po dwóch pierwszych zobaczyłam, dlaczego każdy za nią przepada. Nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa, co stanie się w trzecim. Czy Zoey da sobie radę ze śmiercią swojej przyjaciółki Stevie Rae? Czy poradzi sobie ze swoim uczuciem do nauczyciela – Lorlena Blake’a? Jak będzie z jej Skojarzeniem? Co zrobi Erikiem? Te pytania najczęściej pojawiały się w mojej głowie, gdy zabierałam się za czytanie. Myślałam jednak, że niektóre sprawy potoczą się inaczej.
Są święta Bożego Narodzenia. Akurat w tym czasie Zoey Redbird obchodzi urodziny. Przyjęła od przyjaciół i chłopaka prezenty, których nie chciała. Nie chciała ich krzywdzić. Idealny prezent dostała od swojego byłego - Heatha - oraz nauczyciela - Lorlena. Zaczęła przyjaźnić się z Afrodytą, która ukrywała Stevie Rae. Spotykała się z trzema zaletami w tym samym czasie. Okłamywała chłopaka i przyjaciół. Jak dalej potoczą się problemy sercowe Zoey? Którego wybierze? Czy Damien i Bliźniaczki będą jej ufać po tylu kłamstwach? I najważniejsze. Czy uczucia Erika względem Zoey się zmienią?
Ta część została poświęcona wątkom romantycznym. Opisane było namiętnie spotkanie z Heath'em, gorące pocałunki z Erikiem i Lorlenem i co najważniejsze scena seksu z Lorlenem. Ta ostatnia wytrąciła mnie z równowagi, ponieważ byłam pewna, że nauczyciel ją wykorzystuje. Jednak nie zdenerwowało mnie ich Skojarzenie tylko to, że Erik zaraz po swojej przemianie ich zobaczył. Od zawsze go lubię. Jego nienawiść do Zoey jest usprawiedliwiona. Jednak nie zmienia to faktu, że on nadal jest zakochany w głównej bohaterce. I przez to cierpi. Zoey zachowywała się jak szmata, czego absolutnie nie chciała. Jednak to zrobiła. To, jak się zachowywała względem Erika i przyjaciół jej nie pomogło.
Podobał mi się wątek ze Stevie Rae. Do końca nie straciła swojego człowieczeństwa, jednak była stereotypowym wampirem. Nadal miała dar komunikacji z żywiołem ziemi, który dostała także Afrodyta, co nie uszczęśliwiło bohaterów. Jedna z najdziwniejszych scen, jaka jest opisana w całej powieści to utworzenie kręgu. Zoey stara się „naprawić” swoją przyjaciółkę, jednak przez to niszczy życie Afrodyty, która traci Znak. Natomiast Znak Stevie się wypełnia i staje się taki, jak po normalnej Przemianie.
Muszę natomiast przyznać, że z każdą częścią autorki kreują świat coraz lepiej. Z każdą częścią powieści stają się coraz lepsze. Zgrabnie wprowadzają nowe wątki. Wszystko jak wcześniej pisane jest prostym językiem, więc nie ma problemów ze zrozumieniem treści. A jeśli pojawia się coś, czego nie rozumiemy wszystko zostaje wytłumaczone na następnych stronach. Jako kolejny plus książki można podać streszczenie akcji z poprzednich części w pierwszym rozdziale. Dlatego nawet po długiej przerwie w czytaniu wiemy dokładnie, co wydarzyło się wcześniej.
Dodatkowo do przeczytania zachęca tajemnicza okładka. Łatwo odgadnąć, że jest na niej Zoey. Widzimy wisior przywódczyni Cór Ciemności. Kolor różowy nie jest moim kolorem, ale w połączeniu z czernią postrzegam go inaczej. Napisy są dobrze rozmieszczone i nie wchodzą na siebie. Nie zajmują za dużo miejsca. Dodatkowo zdobienia, które widzimy pod światłem są interesujące. Książkę wydrukowano na przyjemnym w dotyku papierze, który bardzo długo utrzymuje zapach nowości.
Podsumowując, jest to dobra propozycja dla osób, które poszukują lekkiej i wciągającej lektury. Momentami ciężko jest się oderwać od czytania. Ciągle coś się dzieje, ale nie jest to przesadzone. Postać Erika pod koniec wypadła bardzo naturalnie. Sama zastanawiam się, jak się to dalej potoczy.
invisibl3e.blogspot.com
„Dom Nocy” to seria, która składa się z wielu tomów. Po dwóch pierwszych zobaczyłam, dlaczego każdy za nią przepada. Nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa, co stanie się w trzecim. Czy Zoey da sobie radę ze śmiercią swojej przyjaciółki Stevie Rae? Czy poradzi sobie ze swoim uczuciem do nauczyciela – Lorlena Blake’a? Jak będzie z jej Skojarzeniem? Co zrobi Erikiem? Te...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie lubię czytać książek o podróżach w czasie. Przeczytałam kilka takich i nie wspominam ich dobrze. Nie lubię także książek niemieckich autorów. Jednakże uwielbiam literaturę fantastyczną. Początkowo sceptycznie podchodziłam do „Magicznej Gondoli”. Zanim ją przeczytałam przejrzałam na kilku stronach jakie średnio dostaje oceny. Sama myślałam, że czytanie jej będzie katorgą. Jednak myliłam się i to bardzo.
Anna wraz z rodzicami spędza nudne wakacje w pięknej Wenecji. Uważa, że nie może być nic nudniejszego, niż słuchanie wykładów jej ojca na temat historii. Wolała siedzieć z iPodem podłączonym do WiFi i pisać z Vanessą – przyjaciółką z Niemiec, skąd sama pochodzi. Wszystko zmienia się, gdy poznają Matthiasa Tasselhoffa i jego rodziców. Cała przygoda rozpoczyna się od dnia procesji przy Canal Grande. Tam, główna bohaterka niespodziewanie wpada do kanału, z którego wyciąga ją Sebastiano – student pobliskiej uczelni. Wsadza ją do czerwonej gondoli, co zmienia jej życie o 180 stopni.
Do książki podeszłam dość sceptycznie. Nie wiedziałam, czy mi się spodoba. Czy będzie w moim guście. Przez pierwszą połowę byłam znudzona, ponieważ praktycznie nic się nie działo. Wydarzenia rozpoczęły Dię dopiero wtedy, gdy Sebastiano zaprowadził Annę do swojej przyjaciółki Marietty. Później oddał ją do klasztoru. Dopiero po tych wydarzeniach rozpoczęła się właściwa akcja. Anna zaczęła poznawać prawdę na temat blokady i swojej misji w XV-wiecznej Wenecji. Odkryła, jaka jest jej rola i co musi zrobić, aby wrócić do swoich czasów.
Swoją uwagę poświęciłam głównie Sebastiano i Annie. Od samego początku do przewidzenia był fakt, że będą parą. Poruszyła mnie troska Anny o chłopaka, gdy ten był ranny. Nie mogę zapomnieć także o Bartolomeo, którego polubiłam od samego początku. Mariettę także bardzo lubię. Jednak jest i postać, za którą nie przepadam. I nie jest to wymagająca Matylda. Jest to Klaryssa, która doszczętnie zraziła mnie do siebie wszystkimi wypowiedzianymi kłamstwami. Zamiast powiedzieć od razu prawdę okłamywała Annę, która prawdy dowiedziała się dopiero od Sebastiano.
Motyw przewodni, czyli podróż w czasie, został bardzo dobrze wykorzystany. Podoba mi się wspomnienie blokady, przez co osoby, które po dostaniu się do XV-wiecznej Wenecji pamięta swoje czasy nie może słyszeć informacji z późniejszych niż jej czasów. Kiedy Anna (XXIw.) chce opowiedzieć o swoim życiu Klaryssie (XVIIIw.) następuje blokada. Nie jest w stanie powiedzieć niczego o swoim życiu. Przyznam, że to mnie zainteresowało. Sama starałam się dojść jak to wszystko działa, jak jest w przyszłości, szczególnie w czasach Anny. Jednak autorka wszystko zgrabnie tłumaczyła.
Bardzo spodobała mi się prowadzona przez autorkę narracja pierwszoosobowa. Prowadzona jest z perspektywy Anny, jednak dowiadujemy się wszystkiego ze szczegółami, a nieokrojoną wersję wydarzeń jak w innych książkach tego typu. Irytowały mnie niektóre potoczne wyrażenia, jednak cała książka pisana jest stylem odpowiednim dla młodzieży. Okładka jak zawsze jest genialna. Tytuł sam nawiązuje do Wenecji, jednak dziewczyna z maską to podkreśla. Nie ukrywam, że mogłaby tu być maska kota, jak w powieści, jednak psułaby efekt końcowy.
„Magiczna gondola” to romans poza czasem. Czyta się ją jednym tchem. Ogromna wiedza autorki na temat Wenecji sprawiła, że czułam się, jakbym podróżowała razem z Anną. Świetny styl pisarski autorki sprawia, że książka jest idealna dla każdego, nawet dla dorosłych. Każdy, kto lubi sięgać po różnorodne lektury powinien przeczytać „Magiczną Gondolę”.
Nie lubię czytać książek o podróżach w czasie. Przeczytałam kilka takich i nie wspominam ich dobrze. Nie lubię także książek niemieckich autorów. Jednakże uwielbiam literaturę fantastyczną. Początkowo sceptycznie podchodziłam do „Magicznej Gondoli”. Zanim ją przeczytałam przejrzałam na kilku stronach jakie średnio dostaje oceny. Sama myślałam, że czytanie jej będzie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieść „Demony. Pokusa” już od dawna znajdowała się na mojej liście książek, które koniecznie muszę przeczytać. Okładka wygląda bardzo dobrze a opis tylko zachęca do przeczytania. Główny temat to jak w większości fantasy walka odbywająca się pomiędzy dobrem a złem. Głównie wybór pada na dobro i jest to prosta decyzja. Jeśli jednak mamy świadomość, że mimo opowiedzenia się za dobrem będziemy w pewnym sensie niewolnikami naszego wyboru to nie jest on taki prosty.
Powieść opowiada o Frannie – siedemnastoletniej dziewczynie wychowanej w niezwykle katolickiej rodzinie. Była ona spokojną dziewczyną, umawiała się na randki, spotykała z przyjaciółkami. Jej życie jest bardzo spokojne, do czasu poznania tajemniczego Luca. Jak łatwo można się domyślić ta znajomość zmieni całkowicie życie Frannie.
Luc to postać naprawdę barwna. W miarę rozwoju akcji powieści poznajemy go coraz lepiej. Sprzyja temu między innymi narracja książki prowadzona z punktu widzenia tej postaci. Dowiadujemy się, że jest on demonem wysokiego stopnia, który został wysłany z piekła, aby oznaczyć duszę Frannie dla diabła. Jednak mimo swojej piekielnej natury oraz wieloletniej praktyki w zawodzie popełnił jeden błąd. Zakochał się. Zakochał się w zwykłej, ludzkiej dziewczynie.
Wracając do Frannie. Jest ona przeciętną dziewczyną z katolickiej rodziny. Jednak po jej zachowaniu nie powiedziałabym, że jej rodzina wierzy. Dziewczyna w wieku 16/17 lat może wychodzić z chłopakiem, którego ledwo poznała gdzie tylko chce. Spędza z nim bardzo dużo czasu poza domem, nie musi się meldować swoim rodzicom, gdzie jest, z kim, co robi. Pije, chodzi na imprezy. Zero kontroli, co nie pasuje do wzorowej rodziny katolickiej.
Zamykając temat postaci, może skupię się na wydarzeniach ukazanych w utworze. Dużo się dzieje, jednak powieść nie jest przeładowana akcją. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Autorka starała się napisać prostą powieść dla młodzieży, która zbytnio nie namiesza im w głowie skomplikowaną akcją, co jej się udało. Każda nowa rzecz wyjaśniana jest na bieżąco, przez co nie trzeba zbytnio przypominać sobie co działo się wcześniej, ani nie trzeba zbyt dużo rozmyślać. W odpowiednich momentach wprowadzane są nowe postaci (na przykład Luc oraz Gabe). Ogólnie wszystko jest bardzo dobrze przemyślane, oraz bardzo dobrze napisane.
Do przeczytania bardzo zachęciła mnie okładka. Ładna dziewczyna na środku a po jej bokach dwóch przystojnych chłopaków. Całości dopełnia dość specyficzne tło. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim. Po obejrzeniu okładki łatwo można się domyślić, że jednym z motywów zastosowanych przez pisarkę będzie trójkąt miłosny, co jest częste w powieściach młodzieżowych. Jednak nie wiedziałam, że postaci dwóch chłopaków i wybór między nimi będzie symbolizował opowiedzenie się między Niebem a Piekłem. Krótko mówiąc okładka zawiera kilka wskazówek o treści utworu.
Podsumowując. Książka spodobała mi się. Fabuła jest interesująca, akcja łagodnie się rozwija. Są także wątki romantyczne, na które ostatnimi czasy zwracam większą uwagę niż wcześniej. Całość utworu spodobała mi się. Pisanie wydarzeń z perspektywy Luca oraz Frannie było dobrym pomysłem. Jeśli choć na chwilę chcecie oderwać się od codzienności to ta lektura wam w tym pomoże.
Powieść „Demony. Pokusa” już od dawna znajdowała się na mojej liście książek, które koniecznie muszę przeczytać. Okładka wygląda bardzo dobrze a opis tylko zachęca do przeczytania. Główny temat to jak w większości fantasy walka odbywająca się pomiędzy dobrem a złem. Głównie wybór pada na dobro i jest to prosta decyzja. Jeśli jednak mamy świadomość, że mimo opowiedzenia się...
więcej Pokaż mimo to