Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

invisibl3e.blogspot.com

"Królowa Zdrajców" to ostatnia książka, w której zapoznajemy się z przygodami magów z Kyraliańskiej Gildii Magów. Autorka zawarła w książce elementy romansu, szybką akcję i nieoczekiwane zwroty akcji. To wszystko sprawiło, że książka jest dla mnie naprawdę czymś interesującym.

Jak w poprzedniej części autorka rozwinęła kilka wątków. Lorkin - główny bohater całe trylogii Zdrajcy - w "Królowej Zdrajców" dołącza się do Zdrajców - organizacji sachakańskich czarnych magów, którzy chcą zdominować rządy Ashakich - także czarnych magów, którzy zezwalają na niewolnictwo, co nie podoba się Zdrajcom. Młody mag pragnie wrócić do domu, aby przekazać Gildii nowy rodzaj magii, mianowicie tworzenie kamieni z magicznymi właściwościami. Pragnie też, aby Gildia i Zdrajcy zawarli porozumienie, które pomoże obu krainom w kształceniu magów oraz w poznawaniu rodzajów magii nieznanych dla jednej, bądź drugiej strony. Kolejnym wątkiem, który mogę wymienić to przygody Lily - młodej magiczki, która nauczyła się Czarnej Magii - oraz Anyj - córki jednego z najbardziej wpływowych Złodziei w Imardinie - Cery'ego. Obie dziewczyny zaangażowały się w poszukiwania dzikiego maga Skellina, który tytułuje się królem półświatka Imardinu. Canavan w swojej powieści wzbogaciła także historię Ambasadora Dannyla. W trakcie czytania zapoznajemy się z historią plemiona Duna. Czytamy także o uczuciach Dannyla względem jednego z magów Sahaki i o ich związku emocjonalnym, który z dnia na dzień się umacnia. Ostatni rozwinięty wątek to Sonea. Zapoznajemy się z jej, co prawda skrywanymi głęboko w niej samej uczuciami, jednak zakończenie było bardzo proste do przewidzenia. Sonea wraz z Mistrzem Reginem udała się do Sachaki, aby zawrzeć przymierze z wcześniej wspomnianymi Zdrajcami.

"Królowa Zdrajców" to bardzo zaskakująca książka. Wiele zwrotów akcji i wiele nieprzewidzianych sytuacji wzbudziło we mnie mieszane uczucia. W niektórych momentach uśmiechałam się do książki, jednak końcówka, która jak wspomniałam wcześniej była do przewidzenia, sprawiła, że z jednej strony cieszyłam się szczęściem Sonei, jednak z drugiej strony wiele wzmianek o Akkarinie (który swoją drogą jest jednym z moich ulubionych bohaterów literackich) sprawiło, że miałam ochotę płakać. Muszę szczerze przyznać, że Trudi Canavan swoimi utworami potrafi w jednym momencie sprawić, że jestem uśmiechnięta w w kolejnym chce mi się płakać. Styl jej pisania przemawia do mnie i piszę to na podstawie przeczytania 6 książek jej autorstwa.

"Królową Zdrajców" oceniam bardzo dobrze. Książka czyta się szybko i przyjemnie, treść jest przejrzysta, nowe wątki są jasno wyjaśniane z rozdziału na rozdział. Fabuła nie jest ciężka, dobre czytatło na sen, jednak powieść wciąga. Moim zdaniem cały zarys obu trylogii i to, że książki tak wciągają jest największym plusem. Pewna jestem, że przeczytam całą serię jeszcze raz. Jest mi jednak smutno z powodu, że jest to koniec cyklu o Kyralii. Z chęcią poznałabym dalsze losy bohaterów (szczególnie Sonei) a z radości bym skakała, gdyby Trudi zdecydowała się napisać alternatywne zakończenie "Wielkiego Mistrza" i zbudowała zarys historii "Trylogii Zdrajcy", gdyby żył mój ukochany Akkarin. Serdecznie zachęcam was jednak do zapoznania się z całą serią.

Moja ocena: 10/10

invisibl3e.blogspot.com

"Królowa Zdrajców" to ostatnia książka, w której zapoznajemy się z przygodami magów z Kyraliańskiej Gildii Magów. Autorka zawarła w książce elementy romansu, szybką akcję i nieoczekiwane zwroty akcji. To wszystko sprawiło, że książka jest dla mnie naprawdę czymś interesującym.

Jak w poprzedniej części autorka rozwinęła kilka wątków. Lorkin -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

invisibl3e.blogspot.com

"Łotr" to książka, której czytanie zaniechałam na kilka dni. Skupia się ona w głównej mierze na losach Lorkina w Azylu (miasto Zdrajców). Nasz bohater wzbudził skrajne emocje w Zdrajcach. Jedni chcą go zabić, natomiast drudzy lubią go i nie chcą, aby stała mu się krzywda. Kolejny ważny wątek to poszukiwanie Skellina - nowego Złodzieja z kraju Igra, który zna magię i przejął władzę w półświadku. Następnym ważnym elementem książki jest proces Lili i Naki - nowicjuszek, które wbrew przepisom Gildii nauczyły się czarnej magii.

Bardzo spodobało mi się, że autorka w "Łotrze" rozwinęła historię ludów sahakańskich. Dzięki Lorkinowi i jego pobycie w Azylu poznajemy Zdrajców. Bohater dzięki swojej postawie zyskuje przychylność Królowej i za uratowanie życia pewnego młodego mieszkańca miasta dostaje możliwość nauczenia się nowego rodzaju magii. Dannyl natomiast wraz z Ashakim Ahatim oraz Tayendem udaje się w podróż do plemion Duna, gdzie zapoznaje się z przekazami dotyczącymi tworzenia magicznych klejnotów. Dzięki jego badaniom poznajemy także najbardziej zbliżoną do prawdy historię kyraliańskiej Gildii Magów. Moimi ulubionymi wątkami są jednak te związane z Soneą. Darzę ją wielką sympatią. Cenię w niej jej empatię, którą darzy każdego. Podziwiam jej zachowanie względem Naki i postawę względem Dorriena oraz jego żony.

Bohaterowie "Łotra" zmieniają się na przestrzeni każdego rozdziału. Doskonałym przykładem jej Lilia, która początkowo udawała przeciętną dziewczynę, jednak uzależnienie od nilu (narkotyk, który się pali, ma podobne działanie jak marihuana) zmienia ją diametralnie. Lorkin także dorósł w trakcie pobytu w Azylu. Bohaterowie bazowej trylogii mają bardziej rozwinięte charaktery, widać, że dwadzieścia lat ich bardzo zmieniło.

Jedyne, co nie podoba mi się, to fakt, jak w ciągu dwudziestu lat zmienił się Imardin. Jednak jest to także plusem. Autorka pokazuje, że świat ciągle się zmienia a ludzie nie żyją przez całe życie jednym, niezmiennym torem. Ludzie wpływają na otoczenie, a ono zmienia się pod ich wpływami tak samo, jak dzieje się to w naszym świecie. No i oczywiście podoba mi się oswajanie czytelników z homoseksualizmem, co czyni autorka od czasów "Nowicjuszki". Tematy te nie są nachalne, jednak oswajają czytelnika z myślą, że każdy się różni.

Książkę jak najbardziej polecam. Przyjemnie się czyta, jest naprawdę wciągająca. Autorka ma przyjemny styl i książka przypadnie do gustu osobom w różnym wieku.

Moja ocena: 10/10

invisibl3e.blogspot.com

"Łotr" to książka, której czytanie zaniechałam na kilka dni. Skupia się ona w głównej mierze na losach Lorkina w Azylu (miasto Zdrajców). Nasz bohater wzbudził skrajne emocje w Zdrajcach. Jedni chcą go zabić, natomiast drudzy lubią go i nie chcą, aby stała mu się krzywda. Kolejny ważny wątek to poszukiwanie Skellina - nowego Złodzieja z kraju Igra,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Misja Ambasadora to pozycja, która długo gościła na mojej półce. Ze względu na wiele rzeczy, które do tej pory rozegrały się w moim życiu mogłam sięgnąć po nią dopiero po kilku latach. Stwierdzę jednak, że było to dobre posunięcie.



"Misja Ambasadora" to opowieść o dalszych losach Soney, a dokładniej Czarnego Maga Soney. Skupia się ona na wydarzeniach, które odegrały się 20 lat po najeździe Ichanich na Kyralie. Skupia się ona głównie na losach Lorkina - syna Soney i Akkarina - Dannyla, nowego Ambasadora Gildii w Sachace, oraz na Sonei, Cery'm oraz Reginie.



Jak można było się spodziewać, w książce znajdziemy odniesienia do tego, co działo się w "Trylogii Czarnego Maga". Odbywa się to jednak stopniowo, w miarę czytania wątki rozpoczęte w poprzedniej trylogii zostają rozwinięte. Ambasador Dannyl stara się uzupełnić braki w historii magii na potrzeby książki, która zaczęła powstawać po najeździe Sachakan. Sonea dalej leczy w Lecznicy, Region zmienił się o 180 stopni. Książka nabiera tempa w chwili, gdy Lorkin zostaje "porwany" przez Tyvarę do tajnej kryjówki Zdrajców.



Aby nie zdradzać zbyt wiele fabuły skupię się na podsumowaniu wydarzeń oraz bohaterów. W pierwszej części Trylogii Zdrajcy większość akcji powieści toczy się w kraju sąsiadującym do Elyne - Sachace. Zagłębiamy się w historię kraju, poznajemy obyczaje ashakich, zapoznajemy się częściowo z plemieniem Duna oraz poznajemy Zdrajców - frakcje sachakańskich czarnych magów, który mieszkają w Azylu. Akcja książki nie zwalnia tempa ani na moment, ciągle coś się dzieje. Gdy nie czytamy o wydarzeniach w Sachace możemy zapoznawać się z polowaniem na dzikiego maga w Kyralii. Bohaterów także oceniam na wielki plus. Postacie zostały rozwinięte i pomimo tego, że akcja toczy się około tysiąc lat temu, to ludzie zachowują cechy, które powszechnie spotykane są w naszym środowisku. Wprowadzone zostały także nowe osoby, między innymi Tyvara - jedna ze Zdrajczyń. Trudi świetnie poradziła sobie także z wprowadzaniem nowych rodzajów magii oraz magicznych przedmiotów.



"Misja Ambasadora" to bardzo ciekawa książka, mało w niej romansu, czego można było się spodziewać po poprzedniej lekturze Trylogii Czarnego Maga. Nie polecam jednak jej czytać bez zapoznania się z główną trylogią, ponieważ łatwo byłoby się pogubić. Trudi Caravan po raz kolejny zachwyciła mnie swoimi pisarskimi umiejętnościami. Wykreowała nowy świat w nowej trylogii, która nawiązuje do trylogii bazowej. Bohaterowie z upływem czasu dojrzewają oraz zmieniają się jak współcześni ludzie. Akcja jest ciągła, nie zmienia tempa, co skutecznie zachęca do czytania. Momentami ciężko było mi odłożyć powieść na półkę. Ogólnie oceniając to książka spodobała mi się. Będę polecać jej lekturę innym.



Moja ocena: 10/10

Misja Ambasadora to pozycja, która długo gościła na mojej półce. Ze względu na wiele rzeczy, które do tej pory rozegrały się w moim życiu mogłam sięgnąć po nią dopiero po kilku latach. Stwierdzę jednak, że było to dobre posunięcie.



"Misja Ambasadora" to opowieść o dalszych losach Soney, a dokładniej Czarnego Maga Soney. Skupia się ona na wydarzeniach, które odegrały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Gwendolyn Shepherd to pozornie normalna nastolatka. Uczęszcza do szkoły, spotyka się z kolegami, często widuje się ze swoją przyjaciółką Leslie. Nic nie wyróżnia jej z grona rówieśników. Jednak sielanka trwała do momentu jej pierwszego przeskoku w czasie. Wtedy to Gwen zorientowała się, że to ona, a niej jej kuzynka Charlotta odziedziczyła ten niesamowity dar. A było to praktycznie niemożliwe, gdyż dzień urodzenia Rubinu, ostatniego podróżnika w czasie, został wyliczony przez samego Isaaca Newtona, i to w ten oto dzień urodziła się Charlotta. Od momentu, kiedy Gewndolyn po raz pierwszy przeniosła się do przeszłości całe jej życie stanęło na głowie.

Mimo tego, że Gwendolyn jak każdy uczęszcza do szkoły odkrycie, że jest ona podróżniczką w czasie praktycznie nie zmienia planu jej dnia. Do południa uczęszcza na zajęcia, po lekcjach limuzyna odwozi ją do rezydencji Strażników, gdzie dziewczyna poddaje się obowiązkowej elapsji, aby uniknąć niekontrolowanego przeskoku w czasie. To tam poznaje Gideona – chłopaka w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Jednak on nie stara się jej pomóc w nowej sytuacji. Można powiedzieć, że momentami uprzykrza jej życie. Jak w nowej sytuacji da sobie radę Gwenny?

Motyw podróży w czasie zaczyna pojawiać się coraz częściej w powieściach fantasy dla nastolatków. Ileż można czytać o wampirach lub wilkołakach, na które moda panuje od wydania bestsellerowego „Zmierzchu”? Motyw genu podróżnika został ciekawie przedstawiony w pierwszej części trylogii. W „Czerwieni Rubinu” odkrywamy podstawowe informacje na temat Strażników i samego motywu podróży w czasie. Przyznam szczerze, że najbardziej podobały mi się opisy niekontrolowanych przeskoków i akcji, kiedy to Gwendolyn była wysyłana w przeszłość razem z Gideonem.

Skoro jestem przy postaciach to może kilka słów właśnie o nich. Od początku polubiłam Madame Rossini – kostiumolog, która jak nikt inny zna się na trendach z kilkunastu poprzednich epok. Tworzy cudowne kreacje, które zaprojektowane w rzeczywistości zapierałyby dech w piersiach. Jest także Charlotta, która początkowo miała być Rubinem. Całe dotychczasowe życie poświęciła na naukę historii, języków obcych, szermierki i umiejętności, które mogłyby się przydać w trakcie misji. Z mojego punktu widzenia jest ona bardzo zadufaną w sobie osobą, momentami mam wrażenie, że nie może pogodzić się z faktem, że to Gwendolyn została podróżniczką.

Nie mogę zapomnieć także o dwóch głównych postaciach, którymi są Gideon oraz Gwendolyn. Gideon jest bardzo przystojnym chłopcem z włosami do ramion. Jest niezwykle dobrze wychowany jak na swój wiek, choć momentami potrafi stać się chamski. Gwendolyn natomiast jest dziewczęca. Uwielbia bawić się ze swoją przyjaciółką, spędzać czas ze znajomymi. Lubi także rozmawiać ze swoimi niewidzialnymi przyjaciółmi, takimi jak duchy bądź gargulce. Nowa sytuacja sprawia, że dziewczyna musi szybko dorosnąć.

Książka wciąga od pierwszej strony i z tym nie można się nie zgodzić. Akcja rozwija się w przyjemnym tempie, nic nie dzieje się za szybko, wszystko jest dokładnie obmyślane i później prezentowane czytelnikowi. Za to należy się plus. Co ma przekazać powieść? Nie jestem pewna. Może nic? A może jej znaczenie jest ukryte i jeszcze tego nie odkryłam? Czas pokaże. Dodam, że oprawa graficzna przyciąga oko. Okładka jest dobrze przemyślana i zapada w pamięci.

Książkę poleciłabym dosłownie każdemu. Czyta się ją niezwykle przyjemnie. Oraz szybko. Jeśli ktoś lubi łamigłówki to jak najbardziej powinien sięgnąć po tą trylogię. Jest w niej pełno zagadek, które wydają się nie mieć rozwiązania. Powieść jak najbardziej mi się podoba. Nic dodać nic ująć.

Gwendolyn Shepherd to pozornie normalna nastolatka. Uczęszcza do szkoły, spotyka się z kolegami, często widuje się ze swoją przyjaciółką Leslie. Nic nie wyróżnia jej z grona rówieśników. Jednak sielanka trwała do momentu jej pierwszego przeskoku w czasie. Wtedy to Gwen zorientowała się, że to ona, a niej jej kuzynka Charlotta odziedziczyła ten niesamowity dar. A było to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jakiś czas temu miałam przyjemność zapoznać się z książką „Egzorcyzmy i opętania” autorstwa Roberta Tekieli. Przyznam, że sam tytuł mnie zafascynował. Dodatkowo fakt, że w utworze zostały opisane autentyczne historie pobudził moją ciekawość co do tego tytułu. Rzadko kiedy sięgam po powieści na bazie wydarzeń autentycznych, jednak historie opisane przez p. Roberta Tekieli były niezwykle ciekawe.

W książce, którą mam przyjemność recenzować, możemy zapoznać się z 28 historiami różnych osób. Każda z nich jest na swój sposób niezwykła, jednak z drugiej strony traumatyczna dla tych, których ona dotyczy. Książka w świetny sposób pokazuje, co dzieje się w obecnym świecie. Zauważyć można jak łatwo jest zmanipulować, pozornie niepoddanego na cudze wpływy, człowieka.

Razem z moją klasą miałam okazję pojechać na spotkanie z autorem, które odbyło się jakiś czas temu w Jedlni. Do dziś pamiętam reakcje moich kolegów na niektóre sekty opisane przez pana Roberta, o których miałam okazję przeczytać wcześniej. Autor opowiadał bardzo ciekawie, przyjemnie słuchało się historii opisanych w książce przeplecionych z jego życiowymi doświadczeniami.

Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Historie ukazane przez autora są realne, dlatego aż tak bardzo interesujące. Jeśli ktoś kiedykolwiek interesował się egzorcyzmami i rzeczami, które są z tym związane znajdzie tutaj coś dla siebie. Osobiście nie przepadam za takowymi tematami, jednak lektura była pouczająca.

Jakiś czas temu miałam przyjemność zapoznać się z książką „Egzorcyzmy i opętania” autorstwa Roberta Tekieli. Przyznam, że sam tytuł mnie zafascynował. Dodatkowo fakt, że w utworze zostały opisane autentyczne historie pobudził moją ciekawość co do tego tytułu. Rzadko kiedy sięgam po powieści na bazie wydarzeń autentycznych, jednak historie opisane przez p. Roberta Tekieli...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Osaczona Kristin Cast, Phyllis Christine Cast
Ocena 6,9
Osaczona Kristin Cast, Phyll...

Na półkach: , , ,

Zoey Redbird, jak wiemy, nie jest zwykłą nastolatką.Została oznaczona przez boginię Nyks na jej kapłankę. Dodatkowo została obdarzona przez nią niezwykłymi, jak na adeptkę oraz dorosłego wampira, tatuażami oraz darem komunikacji z pięcioma żywiołami. Jak dary, które dostała od Bogini pomogą jej w walce z upadłym aniołem Kaloną?

„Osaczona” to piąta część serii „Dom Nocy”. Ranna Zoey została przewieziona z tuneli do Domu Nocy. Tam spotyka po raz kolejny Kalonę, który stara się wedrzeć do jej umysłu i ją zmanipulować. Pojawia się także Stark – czerwony adept, który swoje ostatnie chwile życia spędził w ramionach Zoey. Sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana. Jak poradzi sobie w niej Zoey?

W książce nie poznajemy zbyt wielu nowych bohaterów. Po raz kolejny zagłębiamy się wżycie uczuciowe Zoey, co powoli zaczyna być nudne. Ciągle czytamy o tym, że nie może wybrać między Heathem i Ericiem, ale do tego dołożony zostaje Kalona oraz Stark, przez co momentami mam dość czytania. Powieść przepełniona jest rozterkami miłosnymi nastolatki, co może się czytać co najmniej dziwnie.

Akcji jest mało. Niestety taka jest prawda. Znajdują się tutaj tylko kilka scen, które rozwijają bieg wydarzeń w książce. Momentem kluczowym jest ucieczka z terenu kampusu, jednak dzieje się to na ostatnich stronicach. Jeśli ktoś lubi, kiedy coś się dzieje to nie znajdzie tutaj za dużo dla siebie. W zamian za brak akcji dostajemy lepiej rozbudowane postaci. Zagłębiamy się w ich psychikę, poznajemy je lepiej. Możemy poznać motywy ich postępowania. Na plus wyszła (moim zdaniem) rozbudowana postać Erika. Bardzo lubię tego chłopaka, który został potraktowany niesprawiedliwie przez Zoey.

Oczywiście należy także wspomnieć o Kalonie, który jest obecnie kluczową postacią powieści. Upadły anioł wdziera się w sny Zoey Redbird, która jest ucieleśnieniem dziewczyny o imieniu A-ya, dziewczyny stworzonej przez czirokeskie kobiety, aby go uwięzić. Kalona stara się jak najbardziej zbliżyć do młodej kapłanki i zamieszać jej w głowie, co mu się udaje.

Jak to ja muszę wspomnieć o oprawie graficznej książki. Okładka stylistycznie nawiązuje do reszty serii. Jest ona prosta, ale bardzo, bardzo ładna. Nie ma na niej za dużo elementów, wręcz w sam raz. Napisy świetnie dopasowane. Książka została wydrukowana na dość sztywnym papierze przystępną do czytania czcionką.

„Osaczona” to kolejny tom serii o wampirach. Ma swoich wielbicieli jak i wrogów. Historia jest prosta i przyjemnie się ją czyta. Nie jest skomplikowana (jedynie wątki miłosne Zoey ją komplikują) i przyjemnie się ją czyta. Potrafi oderwać od rzeczywistości. Jeśli nie macie co robić w długie deszczowe wieczory to zachęcam do sięgnięcia po tą pozycję.
invisibl3e.blogspot.com

Zoey Redbird, jak wiemy, nie jest zwykłą nastolatką.Została oznaczona przez boginię Nyks na jej kapłankę. Dodatkowo została obdarzona przez nią niezwykłymi, jak na adeptkę oraz dorosłego wampira, tatuażami oraz darem komunikacji z pięcioma żywiołami. Jak dary, które dostała od Bogini pomogą jej w walce z upadłym aniołem Kaloną?

„Osaczona” to piąta część serii „Dom Nocy”....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mary Clair jest amerykańską pisarką, którą większość z was zna zapewne pod pseudonimem Elizabeth Chandler. Jest ona uznaną pisarką. Zajmowała się wieloma gatunkami literackimi. Niezaprzeczalny rozgłos przyniosła jej jednak seria romantyczna dla nastoletnich czytelniczek pod tytułem „Pocałunek Anioła”.

„Pocałunek Anioła” opowiada o nastoletniej Ivy – dziewczynie mocno stąpające po ziemi. Ma ona swoją „paczkę” w której znajdują się dwie najbliższe przyjaciółki. Jednak jest rzecz, która wyróżnia ją z tłumu. Ivy wierzy w anioły, które jej zdaniem, mają przynosić pomoc ludziom. W swoim pokoju trzyma kolekcję figurek tych istot. Gdy przeprowadza się wraz z matką do mieszkania ojczyma także i tam w jej pokoju znaleźć można anielskie podobizny.

Jak można przewidzieć pojawi się wątek romantyczny. Ivy z wzajemnością zakochuje się w Tristanie. W momencie, kiedy zostają parą są nierozłączni. Zaczynają planować swoją przyszłość, cieszą się swoim towarzystwem, spędzają razem czas. Jednak nigdy nie jest tak cukierkowo jak mogłoby się wydawać. Podczas jednej z randek pary w wypadku samochodowym ginie Tristan. Wtedy świat Ivy się wali.

Po wypadku dziewczyna przestaje wierzyć w anioły. Wcześniej, przed zdarzeniem, modliła się do nich, prosiła o pomoc, zbierała nowe figurki. Jednak od czasu tragicznych wydarzeń denerwuje się, kiedy ktoś, często jej młodszy brat, mówi, że anioły istnieją i są obecne wśród nas.

Powieść rozpoczyna się od sceny kluczowej w akcji powieści – momentu wypadku zakochanych. Później cofamy się do wydarzeń wcześniejszych. Dobrze poznajemy obie postaci – Tristana oraz Ivy – przyglądamy się ich zachowaniu oraz etapom budowania się ich związku. Zastosowana retrospekcja sprawia, że książka stała się atrakcyjniejsza. Bardzo spodobał mi się ten zabieg.

Przyznaję, że powieść może i nie należy do wybitnej literatury, jednak spełnia swoje zadanie. Jest ona typowym wyciskaczem łez i faktycznie to robi. Momentami sama uroniłam jedną bądź dwie łzy, bodajże w scenie po wypadku. Autorka dobrze oddała stan emocjonalny dziewczyny, która straciła osobę, którą kocha. Całości dopełnia skromna okładka, która jest śliczna.

Książkę chcę polecić każdej osobie, która chcę się odstresować. Historia nie jest skomplikowana, a skutecznie umili długi, zimowy wieczór. Powieść czyta się bardzo szybko, co jest jej kolejnym atutem. Gwarantuje, że dla osób, które łatwo się poruszają potrzebne będą chusteczki.

invisibl3e.blogspot.com

Mary Clair jest amerykańską pisarką, którą większość z was zna zapewne pod pseudonimem Elizabeth Chandler. Jest ona uznaną pisarką. Zajmowała się wieloma gatunkami literackimi. Niezaprzeczalny rozgłos przyniosła jej jednak seria romantyczna dla nastoletnich czytelniczek pod tytułem „Pocałunek Anioła”.

„Pocałunek Anioła” opowiada o nastoletniej Ivy – dziewczynie mocno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powieść „Demony. Pokusa” już od dawna znajdowała się na mojej liście książek, które koniecznie muszę przeczytać. Okładka wygląda bardzo dobrze a opis tylko zachęca do przeczytania. Główny temat to jak w większości fantasy walka odbywająca się pomiędzy dobrem a złem. Głównie wybór pada na dobro i jest to prosta decyzja. Jeśli jednak mamy świadomość, że mimo opowiedzenia się za dobrem będziemy w pewnym sensie niewolnikami naszego wyboru to nie jest on taki prosty.

Powieść opowiada o Frannie – siedemnastoletniej dziewczynie wychowanej w niezwykle katolickiej rodzinie. Była ona spokojną dziewczyną, umawiała się na randki, spotykała z przyjaciółkami. Jej życie jest bardzo spokojne, do czasu poznania tajemniczego Luca. Jak łatwo można się domyślić ta znajomość zmieni całkowicie życie Frannie.

Luc to postać naprawdę barwna. W miarę rozwoju akcji powieści poznajemy go coraz lepiej. Sprzyja temu między innymi narracja książki prowadzona z punktu widzenia tej postaci. Dowiadujemy się, że jest on demonem wysokiego stopnia, który został wysłany z piekła, aby oznaczyć duszę Frannie dla diabła. Jednak mimo swojej piekielnej natury oraz wieloletniej praktyki w zawodzie popełnił jeden błąd. Zakochał się. Zakochał się w zwykłej, ludzkiej dziewczynie.

Wracając do Frannie. Jest ona przeciętną dziewczyną z katolickiej rodziny. Jednak po jej zachowaniu nie powiedziałabym, że jej rodzina wierzy. Dziewczyna w wieku 16/17 lat może wychodzić z chłopakiem, którego ledwo poznała gdzie tylko chce. Spędza z nim bardzo dużo czasu poza domem, nie musi się meldować swoim rodzicom, gdzie jest, z kim, co robi. Pije, chodzi na imprezy. Zero kontroli, co nie pasuje do wzorowej rodziny katolickiej.

Zamykając temat postaci, może skupię się na wydarzeniach ukazanych w utworze. Dużo się dzieje, jednak powieść nie jest przeładowana akcją. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Autorka starała się napisać prostą powieść dla młodzieży, która zbytnio nie namiesza im w głowie skomplikowaną akcją, co jej się udało. Każda nowa rzecz wyjaśniana jest na bieżąco, przez co nie trzeba zbytnio przypominać sobie co działo się wcześniej, ani nie trzeba zbyt dużo rozmyślać. W odpowiednich momentach wprowadzane są nowe postaci (na przykład Luc oraz Gabe). Ogólnie wszystko jest bardzo dobrze przemyślane, oraz bardzo dobrze napisane.

Do przeczytania bardzo zachęciła mnie okładka. Ładna dziewczyna na środku a po jej bokach dwóch przystojnych chłopaków. Całości dopełnia dość specyficzne tło. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim. Po obejrzeniu okładki łatwo można się domyślić, że jednym z motywów zastosowanych przez pisarkę będzie trójkąt miłosny, co jest częste w powieściach młodzieżowych. Jednak nie wiedziałam, że postaci dwóch chłopaków i wybór między nimi będzie symbolizował opowiedzenie się między Niebem a Piekłem. Krótko mówiąc okładka zawiera kilka wskazówek o treści utworu.

Podsumowując. Książka spodobała mi się. Fabuła jest interesująca, akcja łagodnie się rozwija. Są także wątki romantyczne, na które ostatnimi czasy zwracam większą uwagę niż wcześniej. Całość utworu spodobała mi się. Pisanie wydarzeń z perspektywy Luca oraz Frannie było dobrym pomysłem. Jeśli choć na chwilę chcecie oderwać się od codzienności to ta lektura wam w tym pomoże.

Powieść „Demony. Pokusa” już od dawna znajdowała się na mojej liście książek, które koniecznie muszę przeczytać. Okładka wygląda bardzo dobrze a opis tylko zachęca do przeczytania. Główny temat to jak w większości fantasy walka odbywająca się pomiędzy dobrem a złem. Głównie wybór pada na dobro i jest to prosta decyzja. Jeśli jednak mamy świadomość, że mimo opowiedzenia się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pierwsze spotkanie z Darami Anioła na zawsze zapadnie w mojej pamięci. Książki do „Miasta Szkła” pożyczyłam od kuzynki. Szybko je pochłonęłam. Czytanie trzech części cyklu zajęło mi około 3 lub 4 dni a dziennie czytałam je maksymalnie po 3 godziny. Przyznaję bez bicia, że książki bardzo mi się spodobały i byłam zaskoczona, że tak szybko skończyła się moja przygoda z nimi. Ucieszyła mnie więc wiadomość, że autorka postanowiła dopisać kolejne części cyklu „Dary Anioła”.

Akcja powieści dzieje się około sześć tygodni po wydarzeniach mających miejsce w Alicante. W tym czasie zdarzyło się wiele w życiu bohaterów. Jocelyn i Luke postanowili wziąć ślub. Clary uzyskała zgodę od matki, aby rozpocząć trening Nocnego Łowcy. Na rzecz ćwiczeń postanowiła rzucić szkołę. Jest jeszcze jedna ważna rzecz. Clarissa może wreszcie nazwać Jace’a swoim chłopakiem. Nie muszą także kryć się ze swoim uczuciem, ponieważ nie jest ono zakazane. Dodatkowo para obiecała sobie, że nikt nie dowie się, co wydarzyło się nad jeziorem w Idrysie.

Z nieznanego mi powodu głównym bohaterem „Miasta Upadłych Aniołów” stał się Simon. Nie przepadam za jego postacią, dlatego fragmenty z nim dłużyły mi się. Momentami miałam ochotę odłożyć książkę na półkę z nadzieją, że sceny z nim przepadną. Przytłaczały mnie momenty, gdy bohater użalał się nad sobą oraz chwile, gdy Cassandra pisała o jego dziewczynach. Rozumiem jednak, że fragmenty te były potrzebne, aby akcja potoczyła się tak, jak się potoczyła.

Jednym z głównych minusów całej powieści są sceny romantyczne. Rozumiem, że nie można przesadzić z akcją i trzeba ją zrównoważyć jakimiś spokojnymi scenami i często pada na takie scenki, jednak tutaj Cassandra przesadzała momentami. Simon często dobierał się do dziewczyn (tak, ssanie krwi zaliczam do dobierania się) a Clary co i rusz starała się całować z Jace’em. Wiem, że jest to powieść dla nastolatków a uwielbiane postacie to Jace i Clary, jednak uważam, że Cassie mogła sobie czasem darować i skupić się bardziej na akcji.

Nie piszę jednak, że nie ma tam akcji. Jest, ale przytłoczona wątkami romantycznymi. Podobała mi się akcja w kościele. Muszę też przyznać, że Cassie świetnie stworzyła scenę końcową, zamykającą akcję czwartej części serii. Sposób w jaki postanowiła uśmiercić Lilith był świetny, żeby nie napisać genialny.

Za każdym razem zachwycałam się okładkami książek z tej serii. Jendka nie tym razem. Kolorystyka jest ładna, nie powiem, że nie. Dobrze dobrane kolory komponują się ze sobą, jednak moim zdaniem postać nie jest dopracowana. Chłopak, który miał przypominać Simona kompletnie im nie wyszedł. Wygląda sztuczniej niż osoby z wcześniejszych części. Okładka może nie zachwyca, jednak treść to rekompensuje.

Podsumowując książka wypadła gorzej niż poprzednicy, jednak nie jest tak zła, że nie da się jej czytać. Wszystko co jest charakterystyczne dla stylu Cassandry zostało zachowane. Książka trzyma poziom. Bardzo podoba mi się ukazana historia, choć wiadomo, że ma swoje plusy jak i minusy. Uważam jednak, że jeśli polubiliście warsztat Cassandry i czytaliście wcześniejsze tomy to musicie zapoznać się także i z tą częścią.

Pierwsze spotkanie z Darami Anioła na zawsze zapadnie w mojej pamięci. Książki do „Miasta Szkła” pożyczyłam od kuzynki. Szybko je pochłonęłam. Czytanie trzech części cyklu zajęło mi około 3 lub 4 dni a dziennie czytałam je maksymalnie po 3 godziny. Przyznaję bez bicia, że książki bardzo mi się spodobały i byłam zaskoczona, że tak szybko skończyła się moja przygoda z nimi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wcześniej dodałam recenzję „Kamiennego Ciała”. Było to naprawdę spory kawałek czasu temu. W międzyczasie przeczytałam kilka książek, w tym kontynuację serii „Reckless”, czyli „Nieustraszony”. Po raz kolejny wkroczyłam do świata stworzonego przez niemiecką pisarkę – Cornelię Funke. Ale od samego początku stawiałam sobie kilka pytań. Jak to wszystko potoczy się dalej? Jak będzie z Jakubem oraz Lisicą? Oraz najważniejsze. Czy nie znudzę się bajkowym światem przedstawionym w utworze?

Jakub Reckless dalej znajduje się w świecie baśni. Nie należy zapominać, że został oznaczony klątwą przez Czarną Nimfę za uratowanie swojego brata od śmierci. Mężczyzna żyje z ćmą na piersi, która co jakiś czas gryzie go, przez co Reckless jest coraz bliżej śmierci. Razem ze swoją przyjaciółką -Lisicą - udał się więc na poszukiwanie odtrutki. Żaden ze znanych im artefaktów nie pomaga. Jedynym ratunkiem staje się legendarna kusza, która prawdopodobnie potrafi ożywić umarłego. Neron – goyl, który jest równie dobrym łowcą jak Reckless – również pragnie zdobyć ten przedmiot. Kto wygra ten wyścig?

Nie chciałabym tutaj pisać za dużo o bohaterach powieści. Główna postać to oczywiście Jakub Reckless, którego dopiero teraz mamy okazję zobaczyć w akcji. Wcześniej czytaliśmy tylko o jego dokonaniach, jednak w „Nieustraszonym” autorka postanowiła opisać kilka sytuacji, w których główny bohater musiał odznaczyć się niezwykłą odwagą, ale przede wszystkim pomysłowością. Wszystkie zdarzenia zostały opisane w bardzo barwny sposób, który działa na naszą wyobraźnię. Podczas czytania dosłownie widziałam to, co się dzieje. Nie chciałabym także zapomnieć o Lisicy, nieustannej towarzyszce Łowcy Skarbów. Kobieta ta od samego początku czuła coś do Jakuba, jednak dopiero w chwili, gdy od śmierci zaczęły dzielić go momenty zdała sobie sprawę, że kocha go i nie chce go stracić. Można pomyśleć, że jest zwykła kobietą, jednak żyje ona w tej krainie od zawsze i odkąd zna Jakuba pomaga mu i jest jego oparciem w każdym działaniu.

Od samego początku z nieznanych mi przyczyn byłam znudzona światem przedstawionym w powieści. Faktem jednak jest to, że akcja powieści rozwija się w miarę czytania. Powieść nie jest nią przeładowana. Wszystko ładnie się rozwija, niczego nie jest ani za dużo, ani za mało. Naprawdę nie wiem dlaczego, ale powieść ta mi się nie podoba. Na samą myśl, że będę czytać tą książkę miałam chęć sięgnąć po coś innego. Możliwe, że przeczytałam za dużo fantasy, nie jestem pewna, ale baśniowy świat „Reckless” zaczął momentami mnie przytłaczać.

Muszę dodać także coś o oprawie graficznej, która nie jest dobra. Okładka jest specyficzna. Nie przypadła mi do gustu, jednak nie jest zbyt przeładowana. W centrum znajduje się mężczyzna oraz zwierze – lis – czyli główni bohaterowie powieści. Jedno co mnie razi to zbyt duży kontrast między gałęziami drzewa a jasną plamą za bohaterami. Napis umieszczono w odpowiednim miejscu i nie koliduje on z grafiką okładki.

Podsumowując. Długo myślałam nad tym co właściwie napisać w tej recenzji. Nie chciałam „zjechać” książki, jednak za razem nie chciałam jej także wychwalać pod niebiosa. Powieść ta nie przypadła mi do gustu, jednak nie twierdzę, że nie spodoba się komuś innemu. Jak poprzedni tom poleciłabym ją dla osób, które interesują się baśniami i wszystkim, co jest z nimi związane. Te osoby nie zawiodą się na „Reckless”.

Wcześniej dodałam recenzję „Kamiennego Ciała”. Było to naprawdę spory kawałek czasu temu. W międzyczasie przeczytałam kilka książek, w tym kontynuację serii „Reckless”, czyli „Nieustraszony”. Po raz kolejny wkroczyłam do świata stworzonego przez niemiecką pisarkę – Cornelię Funke. Ale od samego początku stawiałam sobie kilka pytań. Jak to wszystko potoczy się dalej? Jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Spora część nastolatek zakochuje się w facetach, którzy są starsi od nich. Nie chodzi tutaj o różnicę kilku miesięcy lub maksymalnie 3 lat. Chodzi o różnicę około lat 10. Same nie wiedzą dlaczego tak się dzieje. Po prostu tak już jest. Trzeba z tym żyć. Jedną z takich nastolatek jest Mia, bohaterka powieści nowej polskiej autorki Julii Dei.
„Pośród Złudzeń” to powieść o siedemnastoletniej Mii, która razem z ojcem mieszka w domu w angielskim miasteczku Cliverwood. Jest to ciche miasteczko pełne urzekających miejsc jak plac, na którym znajduje się fontanna, cudowny park i piękne, małe kamieniczki, Tamiza i mostek nad nią. Jednym słowem – cudowna miejscowość.
Mia Lennox posiada także grono zaufanych przyjaciół, na których może liczyć dosłownie w każdej sytuacji. Każdy zna się od dzieciństwa. Los sprawił, że z szóstki przyjaciół powstały dwie pary – Lindsay i Conner oraz Alyssa i Daryl. Jedynie Mia oraz Austin pozostają wolni. Jednak nic nie jest tak proste jak może się wydawać. Z biegiem akcji powieści okazuje się, że Austin jest niezdrowo zakochany w Mii. Dodatkowo mniej więcej w tym samym czasie Lindsay zaczyna ćpać. Czy Austinowi zdoła się zdobyć serce swojej przyjaciółki? A co ważniejsze czy pomogą wyjść Lindsay z nałogu?
Zacznę od tego, że naprawdę bardzo rzadko czytuję powieści obyczajowe. Chyba to druga książka tego gatunku, jaką przeczytałam (wcześniej PS. Kocham Cię). Jednak ma ona coś w sobie, że zachęciła mnie do przeczytania. Dostałam ją od przyjaciela autorki z prośbą o recenzję. Kilak razy zabierałam się za czytanie, jednak rezygnowałam. Rezygnacja była spowodowana brakiem czasu. Jednak pewnego wieczoru wzięłam telefon, włączyłam ebooka i siedziałam około 3-4 godziny czytając. Oczy odmawiały posłuszeństwa, jednak czytałam. Dlaczego? Książka po prostu nieźle mnie wciągnęła.
Akcja nawiązuje się już na pierwszych stronach, a dokładnie w momencie, kiedy Mia zauważa nowego nauczyciela. Od razu wiedziała, że on się jej podoba. Nie wiedziała jednak, jak będzie przebiegać ich znajomość. Starała się, aby coś z tego wyszło. Uczęszcza na korepetycje z matematyki nie tylko dlatego, aby podciągnąć się z tego przedmiotu, ale także po to, aby pobyć sam na sam z Robertem. Jak można przewidzieć relacje nauczyciel-uczeń przenoszą się na poziom chłopak-dziewczyna. Ale co dalej?
Związki ze starszymi nie są sprawą prostą, jak związki rówieśników. Wiem to z doświadczenia. Skupię się jednak na Mii. Jej sytuacja z nauczycielem nie jest prosta. Wszystkim wydaje się, że wystarczy skutecznie ukrywać się przed resztą. Jednak związek Mii był dość... burzliwy. Chyba mogę użyć tego określenia. Nie dość, że Robert był o nią chorobliwie zazdrosny to doszło do tego znęcanie się fizycznie. Nie raz mężczyzna podniósł dłoń na swoją kobietę. Mia musiała ukrywać się z siniakami, które miała na całym ciele. Nie chcę zdradzać całej fabuły. Już i tak nieźle zaspoilerowałam książkę. Dodam jedynie, że bicie w porównaniu do dalszych poczynań Roberta jest niczym.
Julia Deja to wschodząca autorka, która prowadzi swoje blogi z opowiadaniami. Nie przyjrzałam się im za dokładnie, ale po przeczytaniu „Pośród złudzeń” stwierdzam, że ma ona bardzo dobry warsztat pisarski. Nie boi się poruszyć trudnego tematu, a mianowicie przemocy w związkach, która jest powszechnie obecna. Do tego zamiast pisać swoją powieść użyła narracji pierwszoosobowej (którą, swoją drogą, poprowadziła świetnie) zamiast trzecioosobowej, która byłaby prostsza do użycia. Dodatkowo śliczna, prosta okładka uzupełnia całość książki.
„Pośród złudzeń” to świetna powieść obyczajowa skierowana głównie do młodzieży. Opowiada o nieszczęśliwej miłości nastolatki, która miała szanse zaistnieć, jednak różnice między partnerami i nieodwzajemnienie uczucia ze strony partnera to zniszczyły. Temat ten jest rzadko poruszany, więc tym bardziej zachęcam was do przeczytania tej powieści. Naprawdę miło spędzicie czas.

invisibl3e.blogspot.com

Spora część nastolatek zakochuje się w facetach, którzy są starsi od nich. Nie chodzi tutaj o różnicę kilku miesięcy lub maksymalnie 3 lat. Chodzi o różnicę około lat 10. Same nie wiedzą dlaczego tak się dzieje. Po prostu tak już jest. Trzeba z tym żyć. Jedną z takich nastolatek jest Mia, bohaterka powieści nowej polskiej autorki Julii Dei.
„Pośród Złudzeń” to powieść o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Basniowe światy pociągają każdego. Od dziecka słuchamy opowieści o Królewnie Śnieżce, Roszpunce, Śpiącej Królewnie. Jest tam pełno magii. To nas ekscytuje i sprawia, że choć na moment chcemy zamienić się miejscami z bohaterami. Jednak baśnie mają to do siebie, że zawsze na końcu jest happy end. Czy w tym konkretnym przypadku jest inaczej? Czy "Reckless" skończy się happy endem?
"Kamienne Ciało" to opowieść o Jakubie Reckless - mężczyźnie, który żyje w baśniowym świecie po drugiej stronie lustra. Razem z Lisicą przemierza świat w poszukiwaniu artefaktów jak kije samobije lub samonakrywający się stolik. Pewnego dnia Will postanawia pójść w ślad brata i przejśc na drugą stronę lustra. Wtedy niespodziewanie napotyka się z zaklęciem, które zaczyna pokrywać jego ciało nefrytem. Jakub za wszelką cenę stara się uratować brata. Rozpoczyna się wielka walka z czasem oraz wszelakimi przeciwnościami losu. W tym samym czasie zaczyna się niesamowita podróż po baśniowym świecie.
W „Reckless” znajdujemy wiele nawiązań do kultowych już baśni. Mamy Królewnę Śnieżkę, Roszpunkę, Kopciuszka, złe czarownice, które kuszą dzieci domkami z piernika. Nie zabrakło tu także krasnoludów, skrzatów, nimf wodnych oraz goyli – istoty, ktorych ciało pokrywa kamień. Motyw lustra, które przenosi w inny świat – świat baśni – jest zaciągnięty z serii „Opowieści z Narnii”. Mogłoby się wydawać, że to za dużo. Jednak autorka zgrabnie połączyła to wszystko w spójną całość, która nie przytłacza czytelnika podczas czytania.
Może wydawać się każdemu, że baśniowy świat jest piękny, łagodny i dobry. Jednak rzeczywistośc stworzona przez Cornelię Funke wyraźnie odbiega od naszych wyobrażeń. Faktem jest to, ze autorka wykorzystała postacie stworzone przez Andersena lub braci Grimm, ale dała im nowe, zupełnie inne osobowości. Dodała także własne fantastyczne elementy. Dzięki tym zabiegą stworzyła świat, piękny świat, w którym niejedna osoba chciałaby spędzić choć jeden dzień.
W książce zapoznajemy się z wieloma bohaterami, jednak tylko dwie osobowości są wyraźnie zarysowane. Jest to mianowicie Jakub Reckless a także jego towarzyska – Lisica. Jakub wie, czego chce. Za wszleką cenę chce zdobyć lekarstwo dla brata. Lisica natomiast towarzyszy mu. Niezależnie, czy on chce, aby przy nim była czy też nie ona zawsze podąży za nim. Jest jednak drugie dno jej zachowania. Ona go kocha, co widać jak na dłoni. Zrobi dla niego wszystko. On jednak tego nie widzi.
Książka ta to świetna propozycja dla wszystkich fanów baśni. Znajdziemy tutaj wiele ciekawych wydarzeń. Fabuła jest naprawdę wspaniała. Wciąga czytelnika od pierwszej do ostatniej strony. Po prostu nie da się nie nudzić podczas czytania. Dodatkowo wszystko ozdobione jest rysunkami wykonanymi przez autorkę. Wszystko jest czarno-białe i trzyma się klimatu całej opowieści. Całość „spakowana” jest w przepiękną okładkę, która jest niezwykle tajmenicza.
Czy polecę książkę? Oczywiście. Komu? Każdemu, kto nie ma nic przeciwko wróceniu do baśniowych krain. Ponieważ właśnie to robi ta książka. „Zwraca nas” ku baśniom i ich niesamowitym klimatom.Jak dla mnie książka jest bardzo dobra.

Basniowe światy pociągają każdego. Od dziecka słuchamy opowieści o Królewnie Śnieżce, Roszpunce, Śpiącej Królewnie. Jest tam pełno magii. To nas ekscytuje i sprawia, że choć na moment chcemy zamienić się miejscami z bohaterami. Jednak baśnie mają to do siebie, że zawsze na końcu jest happy end. Czy w tym konkretnym przypadku jest inaczej? Czy "Reckless" skończy się happy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Postapokaliptyczne wizje świata nie są już rzadkością. W coraz większej ilości książek możemy ujrzeć świat po wybuchu np. Bomby atomowej. Autorzy starają się tworzyć coraz to nowsze wizje zgliszczy kuli ziemskiej. Jednym z takich autorów jest Julianna Baggott. W swojej powieści „Nowa Ziemia” pokazuje nam własną wizję świata po Wybuchu. Jak się spisała? Od razu mogę napisać, że dobrze.

Jeden Wybuch zmienił wszystko. Nagle rozbłysło światło tak intensywne, jakby świeciły dwa Słońca. Ten blask to ostatni widok w życiu zdrowej Pressi. Po rozbłysku jej dłoń stopiła się z głową lalki, którą trzymała w ręce. Jej ciało pełne jest blizn, oparzeń. Ale to nie stało się tylko z nią. Wiele osób stopiło się z przedmiotami, zwierzętami albo innymi ludźmi. Niektórzy zamiast ręki mają sekator, lub żyją z wtopionym w plecy bratem. Inni, którzy nie mieli tyle szczęścia połączyli się na stałe z ziemią lub budynkami.

Istnieje także grupa ludzi, która tego uniknęła. Żyją w Kopule – miejscu oddzielonym od reszty świata. Ludzie z niej nazywani są Czystymi. Nie mają blizn, żadnych wtopień, nie noszą na swoim ciele śladów po Wybuchu. Niektórzy uważają, że życie w niej to sielanka. Ale czy na pewno? Chłopcy w wieku szkolnym przechodzą kodowanie – zmieniają swoje zachowanie, są posłuszni i bardzo silni. Ludzie nie mogą swobodnie się rozmnażać. Wszystko jest wyznaczone i kontrolowane. Dlaczego? Ponieważ każdy zdaje sobie sprawę, że zapasy żywności i pitnej wody mogą się skończyć w każdej chwili. Jednak każdy porównują życie w Kopule z tym spoza niej cieszy się, że może tutaj żyć. Jedną osobą, która postanawia odejść jest Partrige. Dla niego odnalezienie matki jest ważniejsze od życia w wygodach.

W książce spotykamy się z wielkim kontrastem życia bohaterów. Z jednej strony mamy osoby z Kopuły. Mają wszystko, czego potrzebują. Chodzą do szkoły, edukują się. Są chronieni przez oddziały specjalne. Z drugiej strony spotykamy osoby spoza bariery. Są oni zdani tylko i wyłącznie na siebie. Ich życie ciągle jest zagrożone i muszą żyć ze świadomością, że przykładowo w nocy mogą zginąć. Jedyne co mają to wspomnienia z Przedtem. Moim zdaniem autorka świetnie odnosi się do rzeczywistości. W naszym świecie często na tle slumsów powstają ekskluzywne kompleksy hotelowe, lub przepiękne apartamentowce. Mamy klasy społeczne. Bogaci i biedni. Zdrowi i chorzy.

Głowni bohaterowie to Partrige oraz Pressia. Partrige to Czysty, który ucieka z Kopuły, aby odnaleźć matkę. Pressia od zawsze żyje na zewnątrz. Opiekował się nią dziadek. Jej lewa dłoń stopiła się z głową lalki podczas Wybuchu. Pewnego dnia przez przypadek spotyka Czystego. I postanawia mu pomóc. W to wszystko zostaje wplątany Bradwell, który w każdej sytuacji chce znaleźć teorię spiskową.

„Nowa Ziemia” to powieść prowadzona narracją trzecioosobową. Autorka opisywała każdą sytuację bardzo obrazowo. Wszystko włączając smród, brud, ubóstwo, ból, cierpienie było wyraźnie zarysowane. Julianna opisała wszystkie stwory, które wymyśliła niezwykle obrazowo. Sama wyobrażałam je sobie z najmniejszymi szczegółami. I choć opisy czasem zajmowały naprawdę dużo miejca to to naprawdę w niczym nie przeszkadza. Książka niesamowicie rozwija zdolność wyobrażania sobie przedstawionego świata. Momentami jest okropnie brutalna. Praktycznie każda scena, gdzie któryś z bohaterów miał broń kończy się czyjąś śmiercią. Za to autorka otrzymuje ode mnie wielkiego plusa. Dużo krwi, przemocy, śmierci – to lubię.

„Nowa Ziemia” to pierwszy tom serii „Świat Po Wybuchu”. Nie raz bieg wydarzeń mnie zaskoczył. Nie raz uroniłam łzę, poczułam, że książka jest świetna. Choć czytanie jej niesamowicie mi się dłużyło to pod względem fabuły i rozwoju akcji nie mogę jej nic zarzucić. Książka jest naprawdę świetna! Choć momentami brutalna. Dlatego nie polecałabym jej osobą wrażliwym i ogólnie młodzieży poniżej 13-14 roku życia. Jednak każdej innej osobie będę polecać ją i to bardzo serdecznie.

Postapokaliptyczne wizje świata nie są już rzadkością. W coraz większej ilości książek możemy ujrzeć świat po wybuchu np. Bomby atomowej. Autorzy starają się tworzyć coraz to nowsze wizje zgliszczy kuli ziemskiej. Jednym z takich autorów jest Julianna Baggott. W swojej powieści „Nowa Ziemia” pokazuje nam własną wizję świata po Wybuchu. Jak się spisała? Od razu mogę napisać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„W Otchłani” to książka, na którą zwróciłam swoją uwagę od razu do wejścia do Empika. Przyciągnęła mnie swoją okładką a zapadła w pamięci dzięki intrygującemu opisowi. Pamiętam do dziś jak zastanawiałam się, co będzie w tej książce. Gdy wreszcie dostałam ją w swoje ręce byłam w ogromnym szoku pierwszą opisaną sceną. Jednakże stopniowo z niego wychodziłam, kiedy poznawałam dalsze losy bohaterów.
Amy to siedemnastoletnia dziewczyna, która wraz z rodzicami udaje się na misję na statku „Błogosławiony”. Razem z nimi leci, aby skolonizować nową planetę. Pozwala się zahibernować i przebywać w komorze kriogenicznej do czasu wylądowania na Centuri-Ziemi. Po jakimś czasie dziewczyna zostaje brutalnie zbudzona ze swojego snu. Jak potoczą się jej losy? Co zrobi po kilkusetletnim śnie? Jak przyjmą ją mieszkańcy „Błogosławionego”?
Autorka podjęła ciekawy temat. Jest to typowe science-fiction. Akcja dzieje się ponad 200 lat po naszym życiu. Ludzie lecą kolonizować planetę identyczną do Ziemi. Podczas przelotu są zahibernowani. Leżą w komorach kriogenicznych w bryle lodu, pilnowani przez Doktora i Najstarszego. Tylko oni wiedzą o ich istnieniu. Do czasu, gdy Starszy nie odkrywa tego sekretu.
Jest wiele rzeczy, na które chciałabym zwrócić swoją uwagę. Jest to między innymi postać Najstarszego, który zrobił dosłownie wszystko, aby mieć władzę na statku. Wiele lat przez jego rządami jeden z Najstarszych wymyślił obrzęd godów (które są identyczne do godów zwierząt). Najstarsi podawali hormony ludziom żyjącym na statku. A dlaczego? Wszystko wbrew pozorom jest logiczne. Przed „Plagą” ludzie wiedzieli, ile czasu są na statku, wiedzieli za ile lat mogą wylądować. Zdawali sobie sprawę z tego, że ich dzieci i wnuki nie zobaczą nowej planety. Zaczęli popełniać samobójstwa, czuli się zamknięci na statku. Najstarszy, aby temu zapowiedz zaczął dodawać hormony otępiające do wody, a w czasie godów podawał hormony na popęd seksualny. Wszystko jest logiczne, jednak zdaniem moim i Starszego jest to coś okropnego.
Autorka dobrze wykreowała także inne postacie pomijając Najstarszego. W głównej mierze skupiła się na Starszym oraz Amy. Starszy zakochał się w Amy, dlatego postanowił ją zbudzić. Amy jednak nadal żyje swoim życiem na Ziemi. Wspomina ojca, matkę, swojego byłego chłopaka. Zaprzyjaźniła się także z jednym z pasażerów statku. Postaci są wyraźne i chcą rozwiązać zagadkę, dlaczego i kto budzi zahibernowanych. Między innymi to zaczyna łączyć Amy i Starszego,
Nie byłabym sobą, gdybym nie napisał trochę o okładce, która jest magiczna. Od około roku podoba mi się motyw kosmosu, sama często dodaję go do swoich prac. Ktoś naprawdę spisał się i to niesamowicie projektując ją. Okładka jest ze skrzydełkami i pasują one do reszty. Napisy są bardzo dobrze dobrane kolorystycznie. Szczególnie podoba mi się to, że na górze okładki nic nie wchodzi na zdjęcie. Wszystkie napisy skupione są na dole.
Książkę wydrukowano na przyjemnym w dotyku papierze, który bardzo ładnie pachnie (każdy wącha książki, przynajmniej z osób, które znam). Czcionka jest przyjemna dla oka i ułatwia czytanie. Autorka poprowadziła narrację pierwszoosobową z punktów widzenia dwóch głównych bohaterów – Amy i Starszego. Świetnie udał się jej ten zabieg. Zdarzenia pisane z różnych punktów widzenia się zbiegają i łatwo łączą w spójną całość.
Książka to bardzo dobre oderwanie się od rzeczywistości. Jest napisana prostym językiem, co ułatwia czytanie. Z treścią zapoznawałam się wieczorami (oraz nocami) i czas bardzo szybko mi leciał. Cały czas coś się dzieje, co jest zdecydowanym plusem powieści. Jak najbardziej polecam są fanom twórczości z gatunku science-fiction. Jeśli nie jesteście jej pewni, to zaryzykujcie. Nie zawiedziecie się.

„W Otchłani” to książka, na którą zwróciłam swoją uwagę od razu do wejścia do Empika. Przyciągnęła mnie swoją okładką a zapadła w pamięci dzięki intrygującemu opisowi. Pamiętam do dziś jak zastanawiałam się, co będzie w tej książce. Gdy wreszcie dostałam ją w swoje ręce byłam w ogromnym szoku pierwszą opisaną sceną. Jednakże stopniowo z niego wychodziłam, kiedy poznawałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Stephenie Meyer znana jest głównie z bestsellerowej serii „Zmierzch”. Osobiście nie zaliczam się do fanek wykreowanych przez nią wampirów. Po tej serii wątpiłam, czy pisarka potrafi stworzyć coś, co nie jest mdłym love story. Bałam się trochę sięgnąć po jej kolejną pozycję pt. „Intruz”. Bałam się, że książka okaże się gorsza niż „Zmierzch”. Przerażała mnie także trochę jej objętość, gdy sądziłam, że nie będzie ona zdatna do przeczytania. Jednak możliwe, że po raz pierwszy i ostatni pani Meyer mnie zaskoczyła.



W powieści poznajemy duszę o imieniu Wagabunda. Była ona na wielu planetach, jednak ostatnia, na której się zatrzymała to Ziemia. Wszczepiono ją w ciało jednej z rebeliantek – Melanie Stryder. Okazuje się, że życie na naszej planecie nie jest łatwe. Malanie opiera się duszy, chce znów objąć władzę nad swoim ciałem. Zaczyna prowadzić Wagabundę do kryjówki innych rebeliantów. Gdy obie tam docierają zaczyna się prawdziwa akcja.



Początkowo Wanda chciała być dobrą duszą. Odpowiadała Łowczyni na wszystkie pytania o rebeliantach. Mówiła o Jaredzie, Jamiem, narysowała mapę jak dotrzeć do kryjówki Jeba. Wszystko zmieniło się, kiedy Mel zaczęła bombardować ją wspomnieniami pocałunków Jareda, jego dotyku na skórze. To wtedy Wagabunda podjęła decyzję, że nie chce ich zdradzić. Zdała sobie sprawę, że kocha ich tak samo jak kocha ich jej ciało i Melanie.



Prawdziwa akcja zaczyna się dopiero wtedy, gdy Wanda postanowiła, że będzie za wszelką cenę bronić bliskich Melanie ludzi. Zdecydowała się wyruszyć w podróż, aby dotrzeć do jaskini wuja. Początkowo każdy prócz Jeba chciał ją zabić. Ian, Kyle, Maggie, Sharon sprzeciwiali się woli właściciela jaskiń. Bali się tego, że Wagabunda mogła ściągnąć im na głowę Łowców, aby ich zniszczyć. Jednak ich domysły okazały się błędne.



Tematyka mnie zaskoczyła. Książka została napisana całkowicie innym językiem niż „Zmierzch”. Powieść napisano prostym językiem, ale jego dojrzalszą odmianą. Nie wiem jak to dokładniej wytłumaczyć, jednak gwarantuję, że zobaczycie różnicę między sagą o wampirach a powieścią o duszy. Zaobserwowałam, że Meyer podeszła inaczej do napisania kolejnej powieści. Nieświadomie zostałam skłoniona do refleksji nad tym, co to znaczy być człowiekiem. W wypowiedzi jednego z bohaterów (bodajże Iana) padają słowa, że Wagabunda jest bardziej ludzka niż oni sami. Choć należy do gatunku, który aby przeżyć zabiera ciała ludzi.



"Ian jęknął
-Jeżeli Wanda będzie gdzieś jechać jadę z nią- powiedział ponuro- ktoś musi ją chronić przed nią samą."



Stephenie na podstawie głównej bohaterki idealnie pokazała walkę między pragnieniami duszy i ciała. Ujęła to w wątku romantycznym. Melanie, jej ciało ponad życie kochała Jareda. Chciała z nim być nawet wtedy, kiedy jej ciałem kierowała Dusza. Wagabunda zakochała się w Ianie (oczywiście z wzajemnością). Chciała z nim być, wiedziała, że nigdy nie zapomni tego uczucia i człowieka, którego nim obdarzyła. Jednak nie mogła z nim być, ponieważ jej ciało nie odczuwało tego samego, co okazywało Jaredowi. Dziewczyny się kochały i chciały być szczęśliwe, jednak pragnęły czegoś innego.



Było kilka scen, które wycisnęły mi łzy z oczu. Zaliczam do nich na przykład moment, kiedy Ian i Wanda się żegnali. Przyznaję, że to O’Shea jest moim ukochanym bohaterem z powieści i okropnie mu współczułam, kiedy przeczytałam, że Wagabunda chce oddać ciało Melanie. A każdy dowiedział się o tym, gdy rozmawiała z Sunny i uspakajała ją mówiąc, że sama oddaje ciało własnej żywicielce. Wyobrażam sobie, co czuł w tym momencie Ian. Muszę przyznać, ze pani Meyer jest stworzona do pisania scen romantycznych i oddziałujących na nasze emocje.

„Intruz” to świetna powieść z gatunku science-fiction. Autorka pokazała, że potrafi pisać.



Wszystko, dosłownie wszystko mnie zachwyciło. Scena, gdy Kyle starał się rzucić główną bohaterkę do rzeczki była świetnie opisana. Okładka pierwszego wydania intryguje. Zielone oko z srebrnym pierścieniem to oko Mel. Niby okładka jest zwykła, jednak zachęca i fascynuje.



„Intruz” to jedna z najlepszych książek jakie kiedykolwiek przeczytałam. Skłania do myślenia. Dostarcza wielu skrajnych emocji. Wszyscy bohaterowie są wyraziści, jednak nie są zbyt mocno zarysowani. Żałuję, że nazwisko Meyer nie kojarzy się właśnie z tą powieścią i on jest tą mniej znaną, jednak po wyjściu filmu wszystko może się jeszcze zmienić. Rozbieżność pomiędzy „Zmierzchem” a „Intruzem” jest ogromna, ale wypada na korzyść pisarki. A co w tym wszystkim najlepsze? Stephanie przyznała, że od teraz zamyka się w pokoju, aby pisać kontynuację. Osobiście czekam na nią ze zniecierpliwieniem. Oby trzymała ona poziom pierwszej części.

Stephenie Meyer znana jest głównie z bestsellerowej serii „Zmierzch”. Osobiście nie zaliczam się do fanek wykreowanych przez nią wampirów. Po tej serii wątpiłam, czy pisarka potrafi stworzyć coś, co nie jest mdłym love story. Bałam się trochę sięgnąć po jej kolejną pozycję pt. „Intruz”. Bałam się, że książka okaże się gorsza niż „Zmierzch”. Przerażała mnie także trochę jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Hans Christian Andersen był wyśmienitym baśniopisarzem. Do dziś jego utwory cieszą się ogromną popularnością. Gdy przeczytałam, że powieść Zoe Marriott nawiązuje do baśni „Dzikie łabędzie” naprawdę zainteresowałam się, jak autorka wplecie swoją opowieść w świat tej cudownej baśni. Przyznaję, że jak najbardziej jej się to udało. Osobiście jestem fanką twórczości Andersena i miałam obawy, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Jednak po raz kolejny książka z serii „Poza Czasem” mnie zadziwiła.
Aleksandra od urodzenia posiada dar komunikacji z naturą, która daje jej siłę. Razem z matką wprawia się w użytecznych sztuczkach magicznych. Z braćmi zaznaje uroków dzieciństwa. Jej życie to sielanka do czasu pojawienia się złej czarownicy i śmierci jej matki. To wtedy z Aleksandry uwalnia się jej energia, dzięki której będzie musiała pokonać Zellę i uratować królestwo od upadku.
Dziewczyna po śmierci matki zostaje wysłana do domu swojej ciotki w sąsiedniej krainie. Początkowo nie lubiłam tej postaci, jednak od razu bardzo mnie zaintrygowała. Zastanawiałam się, czemu jest tak oschła w stosunku do swojej siostrzenicy. W odpowiednim momencie autorka wszystko wyjaśniła co nadało sensu niektórym wydarzeniom z utworu.
Tak jak już napisałam zainteresowała mnie postać ciotki Aleksandry. Jednakże nie była to jedyna osoba, na którą zwróciłam szczególną uwagę. Bacznie obserwowałam Aleksandrę i jej rozwój sił magicznych oraz tajemniczego Gabriela. Najbardziej interesowałam się właśnie tym chłopakiem. Sam posiadał dar kontaktu z naturą, co nie jest spotykane u mężczyzn.
Nie mogło zabraknąć także wątku romantycznego. Od czasu pierwszego spotkania Gabriela i Aleksandry na plaży postanawiają oni spotykać się każdej nocy. Żyli dla swoich schadzek. Gabriel opiekował się dziewczyną, później, w ciężkich dla niej chwilach udzielał jej razem ze swoją matką potrzebnego wsparcia. Aleksandra odwdzięczała się mu wszystkim, czym tylko potrafiła.
Jednym z największych plusów powieści są mocno zarysowane charaktery każdego z bohaterów oraz zastosowanie przeciwieństw. Zella jest piękną kobietą, za którą mężczyźni dosłownie się uganiają. Wyznaje zasadę „po trupach do celu”. Robi wszystko, aby zdobyć władzę. Aleksandra jest przeciętną, niezbyt urodziwą dziewczyną. Stara się każdemu pomagać. Nie zależy jej na władzy, tylko na szczęściu innych. Za wszelką cenę broni królestwa.
W baśniach znajduje się bardzo często morał. Tutaj jest on także zawarty. Jednakże nie jest on stwierdzeniem, że dobro wygrywa ze złem. W każdej baśni tak się dzieje. Długo zastanawiałam się nad tym, jak on brzmi. Po przeczytaniu pozycji przeglądałam ją wiele razy. Po przemyśleniu całej akcji doszłam do wniosku, że pouczenie płynące z powieści przeczytałam w pierwszej kolejności. Na stronie z dedykacją: "Książkę tę dedykuję wszystkim brzydkim kaczątkom. Nie zazdrośćcie tym puszystym żółciutkim głuptaskom. To nie z nich wyrosną łabędzie".
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o okładce, która jest po prostu genialna. Kolory są idealne, trzy łabędzie symbolizujące synów króla umieszczono w odpowiednim miejscu. Wszystkie ozdobniki (np. lakier wybiórczy) użyto w dobrym miejscu. Objętość nie jest zbyt duża, jednak fabuła dorównuje niektórym 700-stronicowym powieścią.
Zakończenie jak zawsze w baśniach – happy end. Dobrze wykorzystany główny motyw z „Dzikich Łabędzi” oraz motyw walki ze złem, który każdemu jest dobrze znany dodatkowo obsadzony w niesamowitej krainie Farlandu i Midlandu jak najbardziej przemawia na korzyść książki. Cała magia i niesamowite krajobrazy zachwycają. Zella, która wprowadza zamęt w spokojnej akcji powieści, podróże do Kręgu Przodków. To wszystko mnie urzekło. Ja jestem jak najbardziej za i każdemu polecam tą lekturę.

Hans Christian Andersen był wyśmienitym baśniopisarzem. Do dziś jego utwory cieszą się ogromną popularnością. Gdy przeczytałam, że powieść Zoe Marriott nawiązuje do baśni „Dzikie łabędzie” naprawdę zainteresowałam się, jak autorka wplecie swoją opowieść w świat tej cudownej baśni. Przyznaję, że jak najbardziej jej się to udało. Osobiście jestem fanką twórczości Andersena i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie znam osoby, która nigdy nie marzyła o czytaniu w myślach. Tak naprawdę każdy z nas chciałby opanować tą przydatną umiejętność. Sama często oglądam program Mindfreak, gdzie Criss Angel prezentuje swoje umiejętności iluzjonistyczne. Bardzo często czyta ludziom w myślach. Zawsze w mojej głowie pojawia się pytanie „jak on to robi?”. Muszę przyznać, że Thorsten Havener w swojej książce „Wiem co myślisz” pokazał mi, jak mogę choć w małym stopniu odgadnąć myśli innych.
„Wiem co myślisz: Sekrety czytania w myślach” nie opisuje wprost, techniki czytania w myślach. Jeden z najlepszych iluzjonistów świata odkrywa przed nami swoją historię, to, dlaczego zainteresował się magią. Pokazuje sztuczki, które wprawią naszych znajomych w zachwyt, gdy je na nich wypróbujemy. Autor zawarł tutaj wiele ćwiczeń polepszających sposoby obserwacji. A jak wypadło wszystko razem?
Po książce spodziewałam się czegoś innego, to mogę napisać z czystym sumieniem. Myślałam, że będą tu zawarte jakieś inne wskazówki jak naprawdę „czytać w myślach”. Jednak w głównej mierze były to przykłady z życia autora. Thorsten opowiedział nam swoją historię a potem mówił jak ludzie odbierają jego występy. Jednakże muszę zwrócić swoją uwagę na fakt, że wiele przykładów jego życia lub zaobserwowanych u innych pokazują, że przedstawione w książce techniki naprawdę skutkują.
Czytanie w myślach nie jest magiczną umiejętnością. To mówi książka. W miarę czytania zobaczyłam, że ta umiejętność w głównej mierze opiera się na obserwacji mimiki twarzy, gestach, ubiorze, tonu głosu, sposobu wypowiadania się. Sama nie pomyślałabym, że obserwując ludzi możemy zobaczyć aż tyle szczegółów. A właśnie z tych drobiazgów dowiemy się, czy osoba, która jest przed nami jest zainteresowana tym co mówimy/robimy, czy buja w obłokach. Wiedzieliście, że to, jak nasz rozmówca układa ręce, czy się pochyla albo na nas patrzy także zdradza to, jaki on jest? Dzięki tym uwagą nauczyłam się zwracać uwagę na to, jak zachowuje się mój rozmówca, czy na mnie patrzy, jakim tonem mówi. Te umiejętności są jak najbardziej przydatne w codziennym życiu i pomogą „przeciętnemu Kowalskiemu” na polepszenie swoich relacji z ludźmi.
Fragmenty opisujące wszystkie te szczegóły trochę mnie nudziły. Każdy wie, że jeśli osoba chodzi z zegarkiem Rolexa, albo iPonem 5 ma pokaźne pieniądze. Ta sprawa jest oczywista dla każdego. Jednak autor poszedł o krok dalej. Napisał co świadczą o osobie jej dłonie, buty, ubranie. Takie rzeczy są jak najbardziej przydatne, kiedy nie chcemy pochopnie wydać pierwszej opinii o nowo poznanym człowieku.
Cała pozycja jest pisana prostym jeżykiem, jednak jest bardzo interesująca. Magik używa zwrotów znajomych każdemu człowiekowi. Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam na pozycji, jednak nie tak bardzo. Przeczytałam ją dość szybko zważywszy na natłok nauki. Pozycja rozkręca się w miarę czytania i to jest największy plus. Bardziej zaawansowane techniki poznajemy na samym końcu.
Książka jak najbardziej będzie przeze mnie polecana, jednak nie jestem pewna, czy spodoba się każdemu. Sama mam do niej dość mieszane uczucia. Postaram się wypróbować niektóre sztuczki na moich znajomych, ponieważ niektóre rzeczy są warte wypróbowania. Jeśli interesuje cię „magia” to jak najbardziej powinieneś/powinnaś sięgnąć po tę pozycję.
invisibl3e.blogspot.com

Nie znam osoby, która nigdy nie marzyła o czytaniu w myślach. Tak naprawdę każdy z nas chciałby opanować tą przydatną umiejętność. Sama często oglądam program Mindfreak, gdzie Criss Angel prezentuje swoje umiejętności iluzjonistyczne. Bardzo często czyta ludziom w myślach. Zawsze w mojej głowie pojawia się pytanie „jak on to robi?”. Muszę przyznać, że Thorsten Havener w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Karolina Wojda to polska pisarska młodego pokolenia. Obecnie jest studentką w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. „Feniks – początek” to jej debiutancka powieść w klimacie fantastycznym. Porusza problemy znane każdemu młodemu człowiekowi z wmieszanymi wątkami fantastycznymi. Przyznam, że nie byłam przekonana do fantastyki w wykonaniu polskich autorów, jednak od przeczytania książki Andrzeje Pilipiuka uznałam, że warto zaryzykować. Czy tym razem się nie zawiodłam?

W książce poznajemy siedemnastoletnią Anę, która kilka lat wcześniej w małej strzelaninie straciła swojego brata, przyjaciela i obrońcę za razem – Petera - i ciągle się obwinia o jego śmierć. Tragedia związana ze śmiercią brata zmienia diametralnie jej życie. Dokładnie po wypadku Ana zaczyna odkrywać swoje nowe umiejętności. Dzieje się to także z jej przyjaciółmi. Dowiadują się o misji, jaka została im przypisana. Czy poradzą sobie z nią? Jak potoczą się ich losy? Czy Victor – sąsiad i przyjaciel – stanie się dla Any kimś więcej?

„Dmuchamy słowami na prawo i lewo tak jak dmuchawcem szasta wiatr, zasiewając go, gdzie popadnie. Niestety, zazwyczaj te słowa zmieniają się w sztylety i gdy się tego najmniej spodziewamy, wbijają nam się prosto w serce”.

Muszę przyznać, że Karolina Wojda ma talent do kreowania niezwykle naturalnych postaci. Sama zaczęłam się utożsamiać w Victorem, który dla mnie jest najlepszym bohaterem całej powieści. Sprawiał, że chciałam ją dalej czytać, zobaczyć, że Ana naprawdę coś do niego czuje, czy jednak będzie z aniołem Erikiem. Każde jego załamanie, momenty, w których był wściekły na Anę odczuwałam, jakby taki sam zawód spotkał także i mnie. Scena, na której prawie płakałam (a płaczę przy małej ilości książek), była opisana wprost wyśmienicie. Na miejscu Victora wróciłabym do hotelu i zapłakała się po tym, jak skrzywdziła mnie osoba, którą kocham. Jednak on udawał, że wszystko jest dobrze, że pojawienie się jego rywala – Erica – nie zrobiło na nim wrażenia. Autorka poprze postać Victora pokazała, że nie warto się poddawać i walczyć o miłość. Nawet, jeśli osoba, którą kochamy nas rani.

Irytowała mnie płaczliwość Any. Jeśli dowiedziała się, że jej przyjaciele umówili się na coś bez jej wiedzy wybuchała płaczem. Mam wrażenie, że traktowała to po prostu jak zdradę. Wiem, że takie rzeczy wiele osób wyprowadzają z równowagi. Dziewczyna miała natomiast wymarzonych przyjaciół, którzy zawsze byli gotowi jej pomóc. Takie przyjaźnie zdarzają się rzadko i moim zdaniem należy je cenić. Tak też robiła Ana.

„Przyjacielem jest się od zawsze i na zawsze, czy tego chcemy, czy nie. Przyjaciel to nasza bratnia dusza, którą spotykamy w najmniej oczekiwanym momencie życia, lecz w najlepszym momencie dla naszej duszy.”

Na dobrą sprawę cała właściwa akcja zaczyna się od momentu, gdy bohaterowie dowiadują się, że Ana jest tak naprawdę córką zmarłej przed kilkuset laty czarownicy – Charlotte. Jest ona głównym czarnym bohaterem. Została zgwałcona i w ten sposób poczęła Anę. Zaczęła wątpić w człowieczeństwo i dobro na świecie. Gdy zobaczyła, że ojciec i siostra palą jej obrazy wrzuciła ją do ogniska, po czym podążyła za nią. Zdążyła jednak powiedzieć Ericowi, aby uratował i chronił jej dziecko.

Fabuła książki jest niezwykle oryginalna. Czytałam ją głównie nocami, od 22 do 2 nad ranem bez przerw. Spowodowało to, że w ciągu dwóch takich sesji ją zakończyłam. Czytając „Feniksa” przenosiłam się do genialnie stworzonego świata. Zatracałam się w nim, zapominałam o rzeczywistości. Zdarza mi się to jedynie naprawdę wyjątkowych i cennych dla mnie książkach. Narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia Any została świetnie poprowadzona. Autorka świetnie opisywała jej emocje.

W książce nie ma ani za dużo romansu, ani za dużo akcji. Wszystkiego jest w sam raz. Styl pisarski jest prosty, ale dzięki swojej prostocie trafi do każdego czytelnika. Lubię czytać książki pisane krótkimi konstrukcjami, a takie rzadko spotykam. Zastosowane są tutaj wyrażenia potoczne, jednak autorka sama ma 24 lata, więc nie jest dziwne, że znajdują się tutaj takie rzeczy. Widać także, że autorka ma bogate słownictwo.

"Wszyscy uważają, że dobre życie to życie usłane różami. A dlaczego zapominają o kolcach? Czasami natrafiamy na miękkie płatki, które delikatnie koją naszą skórę, a czasami na ostre kolce, przebijające ją na wylot. Wtedy przypominamy sobie, że musimy doceniać każdą chwilę i być wdzięczni Bogu, że pozwala nam od czasu do czasu dotknąć płatków."

„Feniks – początek” to naprawdę ciekawa i świetnie skrojona książka. Zawiera wiele cytatów, które idealnie odnoszą się do życia i mogą zostać mottem wielu osób. Nie jest przesadzona w stronę akcji ani w stronę romansu. Zachowuję tą równowagę, którą łatwo zachwiać. Książkę jak najbardziej będę polecać innym. Sama z chęcią pokuszę się o ponowne jej przeczytanie. Czekam także z niecierpliwością na następną pozycję pani Karoliny, ponieważ autorka ma talent do pisania i nie powinna go marnować. Książka ląduje na półce moich ulubionych, obok serii „Igrzyska Śmierci”.

http://invisibl3e.blogspot.com/

Karolina Wojda to polska pisarska młodego pokolenia. Obecnie jest studentką w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. „Feniks – początek” to jej debiutancka powieść w klimacie fantastycznym. Porusza problemy znane każdemu młodemu człowiekowi z wmieszanymi wątkami fantastycznymi. Przyznam, że nie byłam przekonana do fantastyki w wykonaniu polskich autorów, jednak od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czasem ma ochotę na przeczytanie książki opowiadającej o problemach ludzi w codzienności. Bez elementów fantastycznych. Sama często myślę, że nienawidzę mojej rodziny, gdy stanie się coś, co chciałam uniknąć. Zastanawiałam się, jak obrócić to w taki sposób, aby wyszło na moją korzyść. Książki fantastyczne odrywają mnie od codzienności, jednak pomyślałam, że czas z tym się zmierzyć. Z pomocą przyszła mi książka „Mój najlepszy nauczyciel”.

Głównym bohaterem jest profesor uniwersytecki, mąż i ojciec – Ryan Kilgore. Nie jest szczęśliwy w swoim życiu. Nadal ma uraz do swojego ojca, który zostawił jego, matkę i rodzeństwo zaraz po narodzinach syna. Stara się jednak jak najlepiej pełnić swoje funkcje jako głowa domu oraz profesor. Ciągle stara się zrozumieć decyzję ojca, szuka go po całym kraju, aby zrozumieć jego decyzję. Czy uda mu się go odnaleźć? Co zrobi, gdy się z nim spotka? Czy wybaczy mu porzucenie?

Ryan jest osobą, którą rządzą sprzeczne emocje. Z jednej strony kocha swoją rodzinę i zrobi dla niej wszystko, jednak z drugiej krzywdzi żonę i syna. Nie rozumie zachowania ojca i chce go zrozumieć, dlatego go szuka. W książce przedstawiony jest końcowy etap jego poszukiwań, kiedy dociera do jego ojca. Okazuje się, że od kilku lat on nie żyje. W Ryanie następuje zmiana. Postanawia cieszyć się swoim życiem. Kochać syna i żonę oraz robić dla nich to, co wyjdzie im na dobre.

Książka choć krótka (ma około 100 stron) jest niezwykle pouczająca. Daje do myślenia i szukania odpowiedzi na trudne dla nas pytania. Czyta się ją w błyskawicznym tempie (czytałam około godzinę z przerwami na zabawę z psem). Dodatkowo książka wciąga i nie można się momentami od niej oderwać. Momentami zachowania głównego bohatera były dla mnie niezwykle irytujące, jednak tak zachowują się ludzie.

„Mój najlepszy nauczyciel – od nienawiści do miłości” to bardzo dobry poradnik dla osób, które nie wiedzą, jak wyjść z trudnej sytuacji. Może być dla niektórych drogowskazem. Ja osobiście ją polecam.

invisibl3e.blogspot.com

Czasem ma ochotę na przeczytanie książki opowiadającej o problemach ludzi w codzienności. Bez elementów fantastycznych. Sama często myślę, że nienawidzę mojej rodziny, gdy stanie się coś, co chciałam uniknąć. Zastanawiałam się, jak obrócić to w taki sposób, aby wyszło na moją korzyść. Książki fantastyczne odrywają mnie od codzienności, jednak pomyślałam, że czas z tym się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wybrana Kristin Cast, Phyllis Christine Cast
Ocena 6,7
Wybrana Kristin Cast, Phyll...

Na półkach: , , ,

„Dom Nocy” to seria, która składa się z wielu tomów. Po dwóch pierwszych zobaczyłam, dlaczego każdy za nią przepada. Nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa, co stanie się w trzecim. Czy Zoey da sobie radę ze śmiercią swojej przyjaciółki Stevie Rae? Czy poradzi sobie ze swoim uczuciem do nauczyciela – Lorlena Blake’a? Jak będzie z jej Skojarzeniem? Co zrobi Erikiem? Te pytania najczęściej pojawiały się w mojej głowie, gdy zabierałam się za czytanie. Myślałam jednak, że niektóre sprawy potoczą się inaczej.

Są święta Bożego Narodzenia. Akurat w tym czasie Zoey Redbird obchodzi urodziny. Przyjęła od przyjaciół i chłopaka prezenty, których nie chciała. Nie chciała ich krzywdzić. Idealny prezent dostała od swojego byłego - Heatha - oraz nauczyciela - Lorlena. Zaczęła przyjaźnić się z Afrodytą, która ukrywała Stevie Rae. Spotykała się z trzema zaletami w tym samym czasie. Okłamywała chłopaka i przyjaciół. Jak dalej potoczą się problemy sercowe Zoey? Którego wybierze? Czy Damien i Bliźniaczki będą jej ufać po tylu kłamstwach? I najważniejsze. Czy uczucia Erika względem Zoey się zmienią?

Ta część została poświęcona wątkom romantycznym. Opisane było namiętnie spotkanie z Heath'em, gorące pocałunki z Erikiem i Lorlenem i co najważniejsze scena seksu z Lorlenem. Ta ostatnia wytrąciła mnie z równowagi, ponieważ byłam pewna, że nauczyciel ją wykorzystuje. Jednak nie zdenerwowało mnie ich Skojarzenie tylko to, że Erik zaraz po swojej przemianie ich zobaczył. Od zawsze go lubię. Jego nienawiść do Zoey jest usprawiedliwiona. Jednak nie zmienia to faktu, że on nadal jest zakochany w głównej bohaterce. I przez to cierpi. Zoey zachowywała się jak szmata, czego absolutnie nie chciała. Jednak to zrobiła. To, jak się zachowywała względem Erika i przyjaciół jej nie pomogło.

Podobał mi się wątek ze Stevie Rae. Do końca nie straciła swojego człowieczeństwa, jednak była stereotypowym wampirem. Nadal miała dar komunikacji z żywiołem ziemi, który dostała także Afrodyta, co nie uszczęśliwiło bohaterów. Jedna z najdziwniejszych scen, jaka jest opisana w całej powieści to utworzenie kręgu. Zoey stara się „naprawić” swoją przyjaciółkę, jednak przez to niszczy życie Afrodyty, która traci Znak. Natomiast Znak Stevie się wypełnia i staje się taki, jak po normalnej Przemianie.

Muszę natomiast przyznać, że z każdą częścią autorki kreują świat coraz lepiej. Z każdą częścią powieści stają się coraz lepsze. Zgrabnie wprowadzają nowe wątki. Wszystko jak wcześniej pisane jest prostym językiem, więc nie ma problemów ze zrozumieniem treści. A jeśli pojawia się coś, czego nie rozumiemy wszystko zostaje wytłumaczone na następnych stronach. Jako kolejny plus książki można podać streszczenie akcji z poprzednich części w pierwszym rozdziale. Dlatego nawet po długiej przerwie w czytaniu wiemy dokładnie, co wydarzyło się wcześniej.

Dodatkowo do przeczytania zachęca tajemnicza okładka. Łatwo odgadnąć, że jest na niej Zoey. Widzimy wisior przywódczyni Cór Ciemności. Kolor różowy nie jest moim kolorem, ale w połączeniu z czernią postrzegam go inaczej. Napisy są dobrze rozmieszczone i nie wchodzą na siebie. Nie zajmują za dużo miejsca. Dodatkowo zdobienia, które widzimy pod światłem są interesujące. Książkę wydrukowano na przyjemnym w dotyku papierze, który bardzo długo utrzymuje zapach nowości.
Podsumowując, jest to dobra propozycja dla osób, które poszukują lekkiej i wciągającej lektury. Momentami ciężko jest się oderwać od czytania. Ciągle coś się dzieje, ale nie jest to przesadzone. Postać Erika pod koniec wypadła bardzo naturalnie. Sama zastanawiam się, jak się to dalej potoczy.


invisibl3e.blogspot.com

„Dom Nocy” to seria, która składa się z wielu tomów. Po dwóch pierwszych zobaczyłam, dlaczego każdy za nią przepada. Nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa, co stanie się w trzecim. Czy Zoey da sobie radę ze śmiercią swojej przyjaciółki Stevie Rae? Czy poradzi sobie ze swoim uczuciem do nauczyciela – Lorlena Blake’a? Jak będzie z jej Skojarzeniem? Co zrobi Erikiem? Te...

więcej Pokaż mimo to