rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nie mam pojęcia, jak ta książka mogła zdobyć rynek wydawniczy praktycznie na całym świecie. Dla mnie jest to przeciętne czytadło do poduszki, które nie ma żadnych walorów estetycznych czy historycznych, ma za to kilka podstawowych wad:

1. autorka ma bardzo kiepski warsztat,
2. autorka nie ma zbytniej wiedzy historycznej o okresie, który opisuje,
3. co jakiś czas autorce przypominało się, w jakich realiach osadzona jest akcja jej książki, więc mniej więcej raz na kilkadziesiąt stron główny bohater: był głodny (prawie w ogóle), było mu zimno (nawet w trakcie zimy!), widział jakąś śmierć (czasem zbiorową), był chory (raz) bądź narzekał na brak higieny (narzekała jego dziewczyna),
4. główny bohater nie wywołał u mnie żadnej sympatii,
5. książka jest niesamowicie infantylna,
6. postaci nie mają charakteru, nie mają żadnych refleksji, a w całej książce nie ma praktycznie żadnych (!) opisów.

OK, być może jest to jakaś "stylizacja" na wspomnienia rzeczywistego Lalego Sokołowa, jeśli to w ogóle można tak nazwać, celowo pozbawiona większej brutalności czy opisów. Na to jeszcze można przymknąć oko. Ale wykreowanie tak płytkich, papierowych bohaterów nie mieści mi się w głowie. Te postaci po postu istniały, nic więcej, wygłaszając puste dialogi i wyniosłe frazesy. Zupełnie nie kupuję tej książki, jak i jej fenomenu.

Nie mam pojęcia, jak ta książka mogła zdobyć rynek wydawniczy praktycznie na całym świecie. Dla mnie jest to przeciętne czytadło do poduszki, które nie ma żadnych walorów estetycznych czy historycznych, ma za to kilka podstawowych wad:

1. autorka ma bardzo kiepski warsztat,
2. autorka nie ma zbytniej wiedzy historycznej o okresie, który opisuje,
3. co jakiś czas autorce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wiele lat minęło, odkąd przeczytałam "Cień wiatru", powieść, która mnie absolutnie zauroczyła i którą z ręką na sercu mogłam nazywać jedną z moich ukochanych książek, niczym powieściowy Daniel Sempere. Chciałam wtedy więcej i więcej, nie mogłam rozstać się z bohaterami, lubiłam Daniela, ubóstwiałam Fermina, nienawidziłam Fumero, chciałam wyjaśnień, których nie dostarczyła ani druga, ani trzecia część, chciałam rozwiązania tajemnic i sekretów z przeszłości. Wszystko dostałam w "Labiryncie duchów". Jednak jakieś kilka lat za późno.

"Labirynt duchów" nie jest złą powieścią - to wciąż ci świetni bohaterowie, z którymi można się zżyć i czarne charaktery, których się nienawidzi, to barwny i żartobliwy język, który w pięciu zdaniach wyjaśnia to, co w życiu codziennym można ująć w dwóch słowach, to tajemnicze śledztwa i księgarnia Sempere. Niewątpliwie jest to część, do której przeczytania potrzebna jest znajomość wszystkich poprzednich powieści z serii. Tak, jak "Cień wiatru", "Gra anioła" i "Więzień nieba" tworzyły w zasadzie odrębne historie, tak przez "Labirynt duchów" nie da się przebrnąć bez znajomości nazwisk czy historii bohaterów. I to był mój pierwszy problem - ta wiedza gdzieś już umknęła. W miarę czytania stopniowo wszystko zaczęło się odświeżać, ale na pewno nie przewracałam kartek z wypiekami na twarzy. Bo i sama fabuła książki mi na to nie pozwalała.

Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ta konkretna część sagi jest najsłabsza - stanowczo za długa, jakby pan Carlos nie mógł się rozstać ze swoim uniwersum, a stosunek liczby wydarzeń, ważnych fabularnie punktów czy postaci w porównaniu do objętości powieści prezentował się miernie. Jest to niewątpliwie kwestia czasu oczekiwania na tę książkę, zapomnienia o wielu faktach i mojego "wyrośnięcia" z Zafona, ale ja tu nie miałam komu kibicować. Rozwiązania wątków czy losy bohaterów zupełnie mnie nie ruszały (poza Danielem i Ferminem, bo oni gdzieś tam w moim sercu zostaną), a co więcej i co jest strasznie - było mi w zasadzie obojętne co się wydarzy i jak się wydarzy. Po przeczytaniu ostatniej strony i zamknięciu książki nie odczułam też żadnej satysfakcji, żadnej myśli, która towarzyszy kończeniu sagi, że "tak, to jest koniec, będę tęsknić za bohaterami, ale wszystko jest dobrze i tak miało być". Nic.

Za jakiś czas sięgnę jeszcze raz po poprzednie części Cmentarza Zapomnianych Książek, ale wątpię, że wtedy "Labirynt duchów" stanie się dla mnie bliższy. Pan Carlos potrafi czarować, oddaje hołd książkom i czytelnictwu jak mało kto i stworzył wspaniały świat, do którego chciałabym się przenieść. Będę czekać na jego dalszą metafizyczną i dumasowską twórczość.

Wiele lat minęło, odkąd przeczytałam "Cień wiatru", powieść, która mnie absolutnie zauroczyła i którą z ręką na sercu mogłam nazywać jedną z moich ukochanych książek, niczym powieściowy Daniel Sempere. Chciałam wtedy więcej i więcej, nie mogłam rozstać się z bohaterami, lubiłam Daniela, ubóstwiałam Fermina, nienawidziłam Fumero, chciałam wyjaśnień, których nie dostarczyła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie przepadam za poezją, ale chciałam sprawdzić, o co cały ten szum, skąd ten zachwyt, tytułowanie Królową Poezji, Dusz i Serc. Większość wierszy to zestawienia kilku wyrazów tworzących sentencje w stylu Paulo Coelho. Utwory warte uwagi mogę policzyć na palcach jednej ręki, ewentualnie dwóch. W całym zbiorze znalazłam JEDEN wiersz, który zmusił mnie do dłuższej refleksji. Także tyle w temacie.

Nie przepadam za poezją, ale chciałam sprawdzić, o co cały ten szum, skąd ten zachwyt, tytułowanie Królową Poezji, Dusz i Serc. Większość wierszy to zestawienia kilku wyrazów tworzących sentencje w stylu Paulo Coelho. Utwory warte uwagi mogę policzyć na palcach jednej ręki, ewentualnie dwóch. W całym zbiorze znalazłam JEDEN wiersz, który zmusił mnie do dłuższej refleksji....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

John Green jest niesamowitym pisarzem - potrafi stworzyć historie, których prawdopodobieństwo wydarzenia się w świecie rzeczywistym jest w zasadzie zerowe, ale czytając je mam wrażenie, że nie może być nic bardziej realnego.

To nic, że jego bohaterami są nastolatkowie - każdy z nas nim jest lub kiedyś był. A ci nastolatkowie mają w sobie więcej niż niejeden dorosły. I zawsze są to bohaterowie przeżywający coś tak bardzo prawdziwego, o czym raczej nie chce się mówić na głos, a co siedzi nam gdzieś z tyłu głowy. W tym przypadku mamy do czynienia z dziewczyną cierpiącą na chorobę psychiczną i obrzydliwie bogatym chłopakiem. Nie zapowiada się na duet, któremu można kibicować. A jednak.

Oprócz, moim zdaniem, bardzo ważnego wątku choroby psychicznej, podoba mi się coś jeszcze. Główna bohaterka mówi w pewnym momencie: "Myślę, że mogę być fikcją". Paradoksalnie dodaje to jej jeszcze więcej wiarygodności. I jest to, niewątpliwie, jedno z najważniejszych zdań w książce.

Jak już kiedyś pisałam - autor ma niesamowity talent pisania o bardzo małym wycinku rzeczywistości. To nie są spektakularne historie, to nie są bohaterowie z wielkimi osiągnięciami - przytrafiają im się dziwne rzeczy, ale żyją w smutnej rzeczywistości i starają się w wielki sposób żyć dzień po dniu. Te historie są tak proste, a jednocześnie bardzo bogate. Tak nierealne, a jednocześnie tak prawdziwe.

Brawa i ukłony.

John Green jest niesamowitym pisarzem - potrafi stworzyć historie, których prawdopodobieństwo wydarzenia się w świecie rzeczywistym jest w zasadzie zerowe, ale czytając je mam wrażenie, że nie może być nic bardziej realnego.

To nic, że jego bohaterami są nastolatkowie - każdy z nas nim jest lub kiedyś był. A ci nastolatkowie mają w sobie więcej niż niejeden dorosły. I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka nie jest bardzo szokująca - myślę, że każdy może bez problemu wyobrazić sobie świat, w którym ponad wszystko liczy się liczba lajków, a drapanie po tyłku może obserwować w czasie rzeczywistym jakieś tysiąc osób. Co jednak mnie bardzo, bardzo poruszyło, to niezwykła wielopłaszczyznowość, z jaką autor przedstawił nam wady i zalety takiego systemu. Czytając wypowiedzi i przemyślenia poszczególnych bohaterów, naprawdę można zrozumieć ich postawy, co się dla nich liczy, czym się kierują, dlaczego uważają tak silną inwigilację w ludzką prywatność za złą lub dobrą. Otworzyło mi to oczy na wiele aspektów, nad którymi się nigdy nie zastanawiałam, a w których jest sporo prawdy. Za to właśnie brawa dla autora.

Książka nie jest bardzo szokująca - myślę, że każdy może bez problemu wyobrazić sobie świat, w którym ponad wszystko liczy się liczba lajków, a drapanie po tyłku może obserwować w czasie rzeczywistym jakieś tysiąc osób. Co jednak mnie bardzo, bardzo poruszyło, to niezwykła wielopłaszczyznowość, z jaką autor przedstawił nam wady i zalety takiego systemu. Czytając wypowiedzi...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach: , ,

Zacznę od tego: to nie jest powieść. To scenariusz. A scenariusze i powieści rządzą się zupełnie innymi prawami. Oczywiste jest więc, że nie ma opisów, nie ma przemyśleń postaci, cała ich charakterystyka musi być zawarta w dialogach, a akcja toczy się szybko. To mogę zrozumieć. Ale ta fabuła? SERIO?

Albus Potter jest w Slytherinie. Ma niewielu przyjaciół, negatywnie wpływa na niego sława ojca i jest kiepski w quidditchu. Jego najlepszym (i jedynym) kumplem jest syn Dracona Malfoy'a. Hermiona jest Ministrem Magii. To są rewelacje, które potrafię znieść. Za to jest kilka takich smaczków, w przypadku których włos mi się jeży na głowie. Hermiona ukrywa nielegalny zmieniacz czasu na półce z książkami w swoim gabinecie w MM?! Zostaje odgrzebany wątek Cedrika Diggory'ego - po co, za co, dlaczego on, do jasnej cholery?! Podróże w czasie Albusa i Scorpiusa?! Voldemort ma dziecko z Bellatrix Lestrange???!!! Jestem oddaną fanką HP i dla mnie, i myślę, że dla pozostałych fanów też, takie bzdury są nie do przełknięcia. Owszem, to świat magii, ale świat magii J. K. Rowling miał swoje prawa i to było w nim wspaniałe. To już nie jest ten świat.

Pomijając fabułę, gorsze i lepsze dialogi (gorszych więcej), nie jest to opowieść aż tak zła. Charaktery postaci są mniej więcej zachowane, a mimo całej bzdurności podróży w czasie, fajnie było poczytać o tych alternatywnych światach, które może nie były specjalnie odkrywcze i pomysłowe, ale całkiem ciekawe.

Można śmiało hejtować. Można twierdzić, że ta książka jest zupełnie niepotrzebna, słaba, pełna bzdur, że to nie jest już świat HP. Ja też tak uważam. Jednak spędziłam z nią te parę godzin wieczorem, słuchając w tle soundtracków Johna Williamsa i Alexandra Desplata, i poczułam się znów jak te dziesięć-dwanaście lat temu. I chociaż historia nie dostarczyła mi wielu wrażeń, to samo jej czytanie już tak. I życzę wszystkim, żeby pośród hejtów znaleźli to ziarnko radości, żeby dzięki książce wróciły do nich stare, miłe czasy i wspomnienia. Jak do mnie.

Zacznę od tego: to nie jest powieść. To scenariusz. A scenariusze i powieści rządzą się zupełnie innymi prawami. Oczywiste jest więc, że nie ma opisów, nie ma przemyśleń postaci, cała ich charakterystyka musi być zawarta w dialogach, a akcja toczy się szybko. To mogę zrozumieć. Ale ta fabuła? SERIO?

Albus Potter jest w Slytherinie. Ma niewielu przyjaciół, negatywnie wpływa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Małe życie. Co za przewrotny tytuł. A może nie, może właśnie życie jednego człowieka jest małe, gdy się je porównuje do ogromu nieskończoności? A może jest małe w porównaniu do życia drugiego człowieka? A może jest małe, gdy się w nim czegoś nie doświadczy, czegoś nie przeżyje? Czy można tak się w ogóle porównywać?

Jude i Willem mówią, że pewien etap ich życia mógłby tworzyć film pod tytułem „Szczęśliwe lata” (który to rozdział w książce ma, notabene, najbardziej filmowy przebieg i koniec). I rzeczywiście, kolejne rozdziały książki są takimi odrębnymi filmami; każdy zawiera porcję dosyć zwartych i kompletnych wydarzeń i zawsze kończy je coś przełomowego. Zaczyna się całkiem niewinnie. Poznajemy całą czwórkę – Jude’a, Willema, JB, Malcolma – a ich losy i poczynania są nam przedstawiane w miarę regularnie. Potem już pojawiają się różnice. I tak jak Malcolm i JB zeszli na daleki plan, powracając co jakiś czas, bo najwidoczniej byli dobrym materiałem na pierwsze i ostatnie rozdziały, ale gdzieś w środku ich wątki się wyczerpały, tak Jude, a co za tym idzie trzymający się wciąż blisko niego Willem, wciąż są wysunięci przed szereg. To samo dzieje się z innymi bohaterami, którzy chwilami zajmują większość narracji, by potem odsunąć się w cień. Tak, jakby samo życie pisało scenariusz i wybierało, którego z bohaterów spotkało i jeszcze spotka coś ciekawszego, a z kim można już zakończyć współpracę. Finalnie w centrum wydarzeń jest już tylko Jude; bohater skonstruowany do granic możliwości.

W tej powieści, co bardzo ciekawe, bohaterami są tylko mężczyźni. Wydaje się niewiarygodne, a jednak. Oczywiście pojawiają się kobiety; ktoś ma żonę, ktoś ma matkę, ciotkę, sąsiadkę, koleżankę z pracy, ktoś ma kochankę, jednak nie są to postaci istotne. Powieść jest ewidentnie o mężczyznach. I to znów odnosi się do naszego głównego bohatera, który nie miał w młodości zbyt wiele kontaktu z kobietami, stąd też automatycznie otacza się mężczyznami. Tak wiele aspektów całej opowieści wydaje się uzależnionych od Jude’a. Od jego kondycji zdrowotnej. Od humoru. Od uporu i zawziętości. To wokół niego wszystko się kręci, on wpływa na wszystkich bohaterów. On jest inspiracją twórczości JB, projektów Malcolma, miłością Willema.

A może małe życie to takie, które kończy się porażką? Jeśli chodzi o Jude’a, to odnieśli ją wszyscy bohaterowie – nikt nie potrafił mu pomóc. Na przekór wszystkiemu, zwycięzcą całego spektaklu okazał się chyba sam Jude – odszedł tak, jak chciał i kiedy chciał. A może wreszcie życie każdego z nas jest takim małym życiem? Niby nic nie znaczącym mrugnięciem, a jednak pozostawiającym po sobie masę wspomnień, pytań bez odpowiedzi, nieprzespanych nocy i złamanych serc? Może w naszym mniemaniu jesteśmy „mali” i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielkie oddziaływanie wywołujemy na innych? Może każdy z nas jest takim Judem. I oby każdy odnalazł swojego Willema, JB, Malcolma, Harolda i Andy’ego.

Małe życie. Co za przewrotny tytuł. A może nie, może właśnie życie jednego człowieka jest małe, gdy się je porównuje do ogromu nieskończoności? A może jest małe w porównaniu do życia drugiego człowieka? A może jest małe, gdy się w nim czegoś nie doświadczy, czegoś nie przeżyje? Czy można tak się w ogóle porównywać?

Jude i Willem mówią, że pewien etap ich życia mógłby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na początku oceniałam tę książkę jako dobrą. Potem wręcz bardzo dobrą. Skończyło się na przeciętnej. Bardzo przegadana. Z irytującą główną bohaterką. I mam wrażenie, że autorka starała się upchnąć zbyt wiele mądrości na raz.

Jej poprzednie książki ("Zostań, jeśli kochasz", "Wróć, jeśli pamiętasz") były o wiele lepsze - krótsze, prostsze historie, w których może autorka nie odkrywała Ameryki, ale urzekała mnie opisem pewnych trudnych do zdefiniowania uczuć i zachowań. A tutaj? Absolutny misz-masz; poczynając od powieści podróżniczo-przygodowej, poprzez naiwny romans, wątek "odcięcia pępowiny" i wyjazdu na studia oraz rozpadu przyjaźni, a kończąc na poszukiwaniu samego siebie, swojej odwagi i nowego życia. A do tego: homoseksualiści, Żydzi, niespełnione ambicje rodziców, Szekspir i język francuski.

Czy z takiej ilości poruszanych wątków można sklecić historię, która ma ręce i nogi a dodatkowo niesie ze sobą jakieś przesłanie? Wciąż łudziłam się, że może tak będzie. Bo, wbrew pozorom, bardzo mnie pewne elementy tej pomylonej historii poruszyły. Cały wątek o rodzicach i studiach, o problemach jedynaczki. Z jednej strony chęć ucieczki, a z drugiej - podporządkowania się; poczucie strachu, że nie spełni się czyichś oczekiwań. Całkiem ładnie przedstawione.

Nie odczuwam wielkiej potrzeby sięgnięcia po kolejną część. Nie z taką historią. Nie z takimi płaskimi i schematycznymi bohaterami. Nie z Szekspirem, francuskim, Żydami i wszystkimi mądrościami wrzuconymi na raz do jednego kubła.

Na początku oceniałam tę książkę jako dobrą. Potem wręcz bardzo dobrą. Skończyło się na przeciętnej. Bardzo przegadana. Z irytującą główną bohaterką. I mam wrażenie, że autorka starała się upchnąć zbyt wiele mądrości na raz.

Jej poprzednie książki ("Zostań, jeśli kochasz", "Wróć, jeśli pamiętasz") były o wiele lepsze - krótsze, prostsze historie, w których może autorka...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W śnieżną noc John Green, Maureen Johnson, Lauren Myracle
Ocena 7,1
W śnieżną noc John Green, Maureen...

Na półkach: , ,

Zbiór trzech wybitnie nędznych opowiadań, który sprzedał się chyba wyłącznie dzięki nazwisku Greena na okładce. I nawet Green tego zbioru nie uratował, łamiąc mi tym serce.

Zbiór trzech wybitnie nędznych opowiadań, który sprzedał się chyba wyłącznie dzięki nazwisku Greena na okładce. I nawet Green tego zbioru nie uratował, łamiąc mi tym serce.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Historia opisana w "Wyznaję" była zaskakująca, w "Głosach Pamano" - przejmująca i rozpaczliwa, a w "Jaśnie panu" była... No właśnie. Po prostu była. Pan Cabré przyzwyczaił mnie do bardzo wysokiego poziomu swoich opowieści, więc takie też były moje wymagania. Cóż, rozczarowałam się nieco. Historia ma swój urok, ale jest dość prosta, a czas, w którym się toczy, nie należy do moich ulubionych okresów w dziejach. Nie porwała mnie ani nie wzruszyła. Pan Cabré dał się jednak poznać z humorystycznej i ironicznej strony i z czasem doceniłam jego kunszt.

Patrząc na wszystkie trzy powieści pana Cabré wydane w Polsce, można zaobserwować, jak ewoluował jego styl, aż do szalonej narracji, jaką prezentuje w "Wyznaję". Mam nadzieję, że niedługo ukończy nową historię; obawiam się, że wszelkie książki napisane przed "Głosami Pamano", jeśli wydawnictwo planuje jeszcze coś przetłumaczyć na język polski, nie będą mnie satysfakcjonowały.

Historia opisana w "Wyznaję" była zaskakująca, w "Głosach Pamano" - przejmująca i rozpaczliwa, a w "Jaśnie panu" była... No właśnie. Po prostu była. Pan Cabré przyzwyczaił mnie do bardzo wysokiego poziomu swoich opowieści, więc takie też były moje wymagania. Cóż, rozczarowałam się nieco. Historia ma swój urok, ale jest dość prosta, a czas, w którym się toczy, nie należy do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niezwykle ciekawy pomysł na fabułę, ale czytając miałam cały czas wrażenie, że jest to tylko zarys powieści, która ma dopiero powstać. Lubię czytać książki precyzyjnie zaplanowane i uporządkowane; tutaj było dla mnie więcej przypadku niż planu. Nie do końca rozumiem, dlaczego rozdziały są ułożone właśnie w takiej, a nie innej kolejności, dlaczego niektóre lata są powtórzone tak, a nie inaczej. I przede wszystkim - dla mnie książka nie ma żadnego celu, żadnego głównego wątku, nie niesie ze sobą morału ani wartości, poza oklepanymi założeniami, że wojna jest zła i tak dalej. Jeśli chodzi o pojedyncze fragmenty, bohaterów, pomysł (wątek Hitlera świetny, ale wybrakowany), to jestem naprawdę pod wrażeniem. Całościowo jednak - wiele brakuje do ideału, tym bardziej, że spokojnie mogłaby z tego powstać zapierająca dech w piersiach historia.

Niezwykle ciekawy pomysł na fabułę, ale czytając miałam cały czas wrażenie, że jest to tylko zarys powieści, która ma dopiero powstać. Lubię czytać książki precyzyjnie zaplanowane i uporządkowane; tutaj było dla mnie więcej przypadku niż planu. Nie do końca rozumiem, dlaczego rozdziały są ułożone właśnie w takiej, a nie innej kolejności, dlaczego niektóre lata są powtórzone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Uważam się za osobę dość tolerancyjną, ale za pewnymi zdarzeniami, opisami czy widokami po prostu nie przepadam. I gdybym wiedziała, z czym się spotkam na kartkach książki, to nawet bym na nią nie spojrzała. Jestem więc przeszczęśliwa, że sięgnęłam po nią w zasadzie w ciemno, bo obyło się bez uprzedzeń i złego nastawienia. I radzę tak zrobić każdemu.

Ciężko jest napisać cokolwiek o tej książce, nie zdradzając szczegółów fabuły. Dlatego bardzo podoba mi się jej opis na okładce, bo NAPRAWDĘ niewiele zdradza. I każda strona może zaskakiwać coraz bardziej. I nie chodzi tutaj tylko o okrucieństwo wojny, ale też o sferę psychiczną bohaterów. To, co robią, a czego nie robią. I co się z nimi dzieje.

Zachowanie głównego bohatera można wciąż na nowo analizować (ja tak robię), ale czy znajdzie się dla niego jakiekolwiek usprawiedliwienie? Można jedynie płakać nad jego losem (tak, to też robię) i nad tym, że nie można cofnąć czasu. Czy naprawdę był tchórzem? Czy może to wszyscy wokół się na niego uwzięli? Czytając, przygotujcie się na dużą porcję łez, smutku, złości, oczywistej niesprawiedliwości i nietolerancji. Główny bohater na pewno nie jest chodzącym ideałem, ale z drugiej strony, czyż mógł zachowywać się inaczej? I, matko jedyna, tak bardzo, bardzo mi go żal.

Uważam się za osobę dość tolerancyjną, ale za pewnymi zdarzeniami, opisami czy widokami po prostu nie przepadam. I gdybym wiedziała, z czym się spotkam na kartkach książki, to nawet bym na nią nie spojrzała. Jestem więc przeszczęśliwa, że sięgnęłam po nią w zasadzie w ciemno, bo obyło się bez uprzedzeń i złego nastawienia. I radzę tak zrobić każdemu.

Ciężko jest napisać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Nigdy nie wiadomo, jak daleko może się posunąć nieszczęście."*
Bardzo, bardzo daleko.

To moja druga bitwa z panem Cabré i wyniosłam z niej dużo ran i siniaków. Emocjonalnie - rozbiła mnie na kawałeczki. Strukturalnie - rozłożyła na łopatki.

Cierpliwość naprawdę popłaca przy czytaniu tej książki, bo nigdzie bohaterowie nie odkrywają się tak powoli, a sytuacje nie wyjaśniają tak niespodziewanie, jak tu. Krok po kroku wędrujemy po gigantycznym labiryncie, czasami przechodząc ponownie tą samą ścieżką, czasami odnajdując zupełnie nowe przejście. Idziemy coraz głębiej i głębiej, aż do samego środka, gdzie wydarzenia i bohaterowie są tak ciasno splątani, że się wręcz duszą i nie mają już miejsca na żaden ruch. To piękny i wyczerpujący dramat, poruszający wszystko to, co w życiu nas smuci, złości, rozczarowuje, boli, dobija i zabija. Czy naprawdę jesteśmy jedynie narzędziami w rękach innych ludzi i Boga? Czy istnieje dobro? Czy po śmierci pozostanie po nas jedynie płyta nagrobna z myślnikiem między dwiema datami? W końcu i tak wszyscy usłyszą głosy rzeki Pamano...

I nic więcej nie da się już powiedzieć. Niech każdy sam dobrnie do końca, pozna prawdę i rozwiąże sekret głosów Pamano.

___________________________
*Jaume Cabré - "Głosy Pamano", Warszawa 2014

"Nigdy nie wiadomo, jak daleko może się posunąć nieszczęście."*
Bardzo, bardzo daleko.

To moja druga bitwa z panem Cabré i wyniosłam z niej dużo ran i siniaków. Emocjonalnie - rozbiła mnie na kawałeczki. Strukturalnie - rozłożyła na łopatki.

Cierpliwość naprawdę popłaca przy czytaniu tej książki, bo nigdzie bohaterowie nie odkrywają się tak powoli, a sytuacje nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Taka powieść, a tak mało miejsca i mądrości w mojej głowie...
Czy można rozpłakać się podczas czytania opisu wschodu słońca?
Można.

"Było coś niezwykłego w tym słońcu wydostającym się z takim uporem i przebijającym się przez mgłę jakby zacieśniającą się przed nim w obronie [...]. Omal bezświetliste, odarte z promieni, pozbawione ciepła, rozrzedzone przez mgłę, która jakby je wsysała, wraz z całym światem, że nawet ziemia nie miała siły, aby mu pomóc. Czułem niemal jego ból, jego niewiarygodny wysiłek, gdy wypychało się samo na ten świat. Wydawało mi się, że unosi z sobą również całą ziemię wraz z tą przepastną mgłą. I doznawałem wręcz ulgi, gdy się wreszcie wydobyło."*

Oczywiście książka nie mówi tylko o słońcu. Opowiada o życiu, śmierci, miłości, rozstaniu, samotności, pamięci, historii, poszukiwaniu, smutku. Nie można też zapomnieć o jej najważniejszym bohaterze - notesie. Właśnie po niego sięga główny bohater, z myślą, aby go uporządkować, a co za tym idzie - ułożyć całe swoje dotychczasowe życie. Lecz czy można ot tak po prostu zdecydować, co z niego wyrzucić, a co zostawić? Co wpływa na człowieka bardziej, niż ludzie, jakich się spotyka na swojej drodze? I czym jest życie? Zlepkiem wspomnień, grą w karty, przypadkiem, notesem, czasem, listem, przeznaczeniem?

______________________________
* Wiesław Myśliwski, "Ostatnie rozdanie", Kraków 2013

Taka powieść, a tak mało miejsca i mądrości w mojej głowie...
Czy można rozpłakać się podczas czytania opisu wschodu słońca?
Można.

"Było coś niezwykłego w tym słońcu wydostającym się z takim uporem i przebijającym się przez mgłę jakby zacieśniającą się przed nim w obronie [...]. Omal bezświetliste, odarte z promieni, pozbawione ciepła, rozrzedzone przez mgłę, która jakby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dla mnie to najsłabsza książka Greena. Spodziewałam się czegoś wystrzałowego, a się zawiodłam. Co prawda tylko troszkę - bo jest niepowtarzalny klimat, jak zawsze, są świetni bohaterowie, jest wspaniały i genialny Teoremat. Czegoś mi jednak brakowało, a co towarzyszyło mi przy wszystkich pozostałych książkach Greena - tego momentu zaskoczenia, kiedy opada szczęka, oczy wychodzą z orbit a ja uświadamiam sobie, że moje życie zmieniło się na zawsze. Szkoda.

Dla mnie to najsłabsza książka Greena. Spodziewałam się czegoś wystrzałowego, a się zawiodłam. Co prawda tylko troszkę - bo jest niepowtarzalny klimat, jak zawsze, są świetni bohaterowie, jest wspaniały i genialny Teoremat. Czegoś mi jednak brakowało, a co towarzyszyło mi przy wszystkich pozostałych książkach Greena - tego momentu zaskoczenia, kiedy opada szczęka, oczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tak sobie myślę, że TO jest dobrym materiałem na ekranizację. Cóż za oszczędność na materiałach i kostiumach! Scenografia też dość prosta - lochy, łóżko, podłoga. I Vivaldi w tle. Chcecie powtórkę z Grey'a? Nie dostaniecie jej. Grey to jakiś delikatny romansik. Jestem załamana, wymęczona i przerażona. Omijać szerokim łukiem, usuwać z internetu, ciąć, palić i najlepiej w ogóle na TO nie patrzeć, moja dobra rada.

Tak sobie myślę, że TO jest dobrym materiałem na ekranizację. Cóż za oszczędność na materiałach i kostiumach! Scenografia też dość prosta - lochy, łóżko, podłoga. I Vivaldi w tle. Chcecie powtórkę z Grey'a? Nie dostaniecie jej. Grey to jakiś delikatny romansik. Jestem załamana, wymęczona i przerażona. Omijać szerokim łukiem, usuwać z internetu, ciąć, palić i najlepiej w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Beato, gdybym była twoją podświadomością, wysłałabym ci jasne sygnały: nie, nie pisz tej książki, to żenada, 350 stron o niczym, przecież nie jesteś żadnym psychologiem, ta książka będzie robić wodę z mózgu. Ale nie jestem jej podświadomością.

Beato, gdybym była twoją podświadomością, wysłałabym ci jasne sygnały: nie, nie pisz tej książki, to żenada, 350 stron o niczym, przecież nie jesteś żadnym psychologiem, ta książka będzie robić wodę z mózgu. Ale nie jestem jej podświadomością.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak zwykle, mając do czynienia z "gigantami", miałam wrażenie, że książki do końca nie zrozumiałam, a wręcz, że nie zrozumiałam nawet w połowie i jak zwykle w takich sytuacjach, pozostało mi kontemplowanie budowy i języka. I zachwyt nad inteligencją/szaleństwem pisarza. Podróż przez powieść była dla mnie istnym labiryntem - bywały momenty kompletnego zagubienia w gęstwinie, przestoju, ale były i fragmenty drogi wyraźnej i prostej. Szalona wyobraźnia. Wyraziste poczucie humoru. Wirtuoz słowa. Ukłony w stronę Marka Helprina.

Jak zwykle, mając do czynienia z "gigantami", miałam wrażenie, że książki do końca nie zrozumiałam, a wręcz, że nie zrozumiałam nawet w połowie i jak zwykle w takich sytuacjach, pozostało mi kontemplowanie budowy i języka. I zachwyt nad inteligencją/szaleństwem pisarza. Podróż przez powieść była dla mnie istnym labiryntem - bywały momenty kompletnego zagubienia w gęstwinie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

King zawsze zachwyca mnie bohaterami. Jak nikt potrafi wymyślić i opisać oryginalnych wariatów. Fabuły też są ciekawe. W "Panu Mercedesie" nie ma od tego wyjątku. Dodatkowo urzekło mnie imię głównego bohatera-detektywa, Billa, ponieważ od razu skojarzyło mi się z Billem Denbrough, moją ulubioną postacią z ulubionej powieści Kinga. Zakończenie książki też jest baaardzo kingowskie. Czytało się przyjemnie.

Ale. Panie. Kingu. Wróć. Do. Horroru. I nie pisz już więcej powieści detektywistycznych, bo za późno już dla Pana na takie eksperymenty. I podczas czytania tak bardzo czułam potrzebę, aby zza następnej strony wyskoczył jakiś wampirek albo mercedes-widmo, a nie tylko zwykłe ładunki wybuchowe. Panie Kingu, pomijając wszelkie sentymenty, połowa czytelników nie pozostawi na panu suchej nitki, mogę to panu zagwarantować.

King zawsze zachwyca mnie bohaterami. Jak nikt potrafi wymyślić i opisać oryginalnych wariatów. Fabuły też są ciekawe. W "Panu Mercedesie" nie ma od tego wyjątku. Dodatkowo urzekło mnie imię głównego bohatera-detektywa, Billa, ponieważ od razu skojarzyło mi się z Billem Denbrough, moją ulubioną postacią z ulubionej powieści Kinga. Zakończenie książki też jest baaardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To moja pierwsza powieść Johna Greena, ale z wielką chęcią sięgnę po kolejne. Jestem absolutnie zauroczona lekkością języka autora i naprawdę zabawnym, niewymuszonym humorem. Zawsze podziwiałam pisarzy, którzy potrafią uchwycić tak mały wycinek rzeczywistości, że aż człowiek zadaje sobie pytanie: "Hej, to można o tym pisać?". Dla mnie to mistrzostwo. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie jedno jedyne odczucie, którego nie mogę się pozbyć. Otóż, tak naprawdę, nie wiem, o czym jest ta powieść. No nie wiem. Troszeczkę mi się wydaje, jakby i sam autor się zagubił, za bardzo chcąc stworzyć coś z niczego. Dlatego też koniec historii - spotkanie Margo i Q w papierowym mieście - jest dla mnie tak rozczarowujący. Lecz może taki był cel? Papierowe miasta, papierowe uczucia, papierowe osoby i nic tak naprawdę nie może być przeżyte w pełni? Na pewno to książka nieszablonowa i skoro zmusiła mnie do takich przemyśleń, to pozostaje mi tylko gorąco ją polecać.

To moja pierwsza powieść Johna Greena, ale z wielką chęcią sięgnę po kolejne. Jestem absolutnie zauroczona lekkością języka autora i naprawdę zabawnym, niewymuszonym humorem. Zawsze podziwiałam pisarzy, którzy potrafią uchwycić tak mały wycinek rzeczywistości, że aż człowiek zadaje sobie pytanie: "Hej, to można o tym pisać?". Dla mnie to mistrzostwo. I wszystko byłoby...

więcej Pokaż mimo to