-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać2
-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
Biblioteczka
2023-05-17
Książka nie równa. Z jednej strony chyba jedyna pozycja o takiej tematyce, napisana przez Rosjanina więc mamy tu perspektywę lokalną oraz mnóstwo interesujących informacji o wojskowości Rusi, a szczególnie o kniaziach służebnych, czyli ruskich kondotierach, czy o szczegółach dotyczących powstania i funkcjonowania Nowogrodu.
Z drugiej strony autor o wielu istotnych rzeczach nie pisze, być może dlatego że dla niego jako Rosjanina, są to oczywistości. Na przykład o traktacie pokojowym kończącym wojnę opisywaną w książce. Nie ma tu o nim nic, choć sam autor napisał, że jego ustalenia były tak nieprecyzyjne, że doszło wkrótce do kolejnej wojny.
Niestety, ale redakcja tutaj jest najgorszą stroną. Mnóstwo błędów w tekście. To jest niestety problem samego wydawnictwa, w innych książkach z niego jest ten sam problem.
Mimo wszystko jednak mogę książkę polecić osobom zainteresowanym historią Nowogrodu, Moskwy oraz późnośredniowiecznej wojskowości na Rusi.
Książka nie równa. Z jednej strony chyba jedyna pozycja o takiej tematyce, napisana przez Rosjanina więc mamy tu perspektywę lokalną oraz mnóstwo interesujących informacji o wojskowości Rusi, a szczególnie o kniaziach służebnych, czyli ruskich kondotierach, czy o szczegółach dotyczących powstania i funkcjonowania Nowogrodu.
Z drugiej strony autor o wielu istotnych rzeczach...
2022-10-25
Tytuł jest mylny - autor prawie w ogóle nie pisze o władcach Dahlak Kebir jako o piratach, od początku są oni opisywani jako sułtani, zaś sama książka nie opisuje dziejów tego państwa, lecz przedstawia źródła pisane, archeologiczne oraz epigrafikę (stele nagrobne) dotyczące Dahlak Kebir.
Nie oznacza to, że książka jest zła, wręcz przeciwnie, to bogata pozycja pełna informacji o mało znanym archipelagu. Bardzo porządna praca magisterska wydana w formie książki. Dowiedziałem się z niej mnóstwa rzeczy. Jednak lepiej byłoby nazwać ją "Źródła do badań Dahlak Kebir" lub coś w tym stylu.
Tytuł jest mylny - autor prawie w ogóle nie pisze o władcach Dahlak Kebir jako o piratach, od początku są oni opisywani jako sułtani, zaś sama książka nie opisuje dziejów tego państwa, lecz przedstawia źródła pisane, archeologiczne oraz epigrafikę (stele nagrobne) dotyczące Dahlak Kebir.
Nie oznacza to, że książka jest zła, wręcz przeciwnie, to bogata pozycja pełna...
2022-08-02
Niewątpliwym plusem książki jest to, że opowiada ona o mało znanym w Polsce epizodzie, jakim była bitwa pomiędzy siłami genueńskimi a tatarsko-teodoroskimi oraz opowiada o sytuacji politycznej Krymu, kolonii genueńskich nad Morzem Czarnym i Księstwa Teodoro. Jest tu bardzo dużo szczegółowych informacji dot. fortyfikacji, taktyki wojennej, wojska genueńskiego czy rywalizacji w Złotej Ordzie.
Inny ważny plus, o którym należy wspomnieć, to bogactwo ilustracji i map.
Jednak mimo to, miałem wrażenie jakbym czytał pracę licencjacką. Ilość błędów w tekście, literówek, połykania słówek czy nawet czasem zaprzeczania temu co było wcześniej napisane — to wszystko robi wrażenie jakbym czytał pracę licencjacką, a nie poważną książkę.
Rozdziały dotyczące kolonii genueńskich i tytułowego konfliktu były najlepsze bo były najbardziej zrozumiałe i miały najmniej błędów. Jednak rozdziały dotyczące Złotej Ordy i Girejów to była masakra. Nie dało się nic z tego zrozumieć, skomplikowane intrygi i wojny pomiędzy Czyngisydami może dałoby radę ogarnąć gdyby nie błędy językowe i, co najważniejsze, wrzucanie co rusz nowych imion i nazwisk bez wyjaśniania kto był kim. Czasem wyjaśniało się kto kim jest po stronie lub dwóch, przez co miało się wrażenie, że to jeden wielki chaos.
Nie wiem czyja to wina, tłumacza czy redakcji, ale patrząc na to, że to już kolejna książka z tej serii gdzie jest taki tekst, stawiam na redakcję.
Czy warto to przeczytać? Owszem, bo wciąż jest to chyba jedyna pozycja w języku polskim dotycząca konfliktu krymskotatarsko-teodorowsko-genueńskiego. Jednak przestrzegam, że może być to lektura męcząca.
Niewątpliwym plusem książki jest to, że opowiada ona o mało znanym w Polsce epizodzie, jakim była bitwa pomiędzy siłami genueńskimi a tatarsko-teodoroskimi oraz opowiada o sytuacji politycznej Krymu, kolonii genueńskich nad Morzem Czarnym i Księstwa Teodoro. Jest tu bardzo dużo szczegółowych informacji dot. fortyfikacji, taktyki wojennej, wojska genueńskiego czy rywalizacji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01
Do czytania zachęciła mnie tematyka - bitwa o której nie słyszałem pomiędzy Polakami a Czechami i Niemcami na terenie Czech, w której po stronie polskiej walczyli wyłącznie konni łucznicy.
Polscy konni łucznicy? To mnie zaintrygowało najbardziej, bo nie kojarzę bym kiedykolwiek o tym słyszał, poza może jedynie konnych kusznikach z gry Medieval II Total War, gry znanej zresztą z wielu dziwnych jednostek historycznych.
Musiałem więc dowiedzieć się więcej.
Moje wrażenia są mieszane. Z jednej strony jestem pod wrażeniem wiedzy autora, Jakuba Juszyńskiego, o konnych łucznikach, łukach i wszystkim co z tym związane. Z tego co się dowiedziałem to autor nawet się angażuje w rekonstrukcję historyczną jako konny łucznik. Wiedzę ze źródeł historycznych i archeologii sprawdza więc empirycznie.
Dość dziwne, ale jednak pozytywne, było wrzucenie rozdziału o zasiekach granicznych w sztuce wojennej Polski, Czech i Węgier. Trochę to wygląda jak zapełniane miejsca (sama książka, nie licząc bibliografii, ma 74 strony) , bo w samej bitwie zasieki nie miały żadnego znaczenia bo ich tam nie było, ale dowiedziałem się wielu ciekawych, nieznanych mi wcześniej informacji.
Z drugiej jednak strony mam wiele zastrzeżeń co do jego stylu pisania. Po pierwsze, podaje wiele rewolucyjnych informacji, które całkowicie zmieniają obecny pogląd na historię, co byłoby super, gdyby nie to, że jednocześnie te rewolucyjne opisy nie mają przypisów (z przypisami jest zresztą różnie, bo sam opis bitwy ma mnóstwo przypisów i właściwie gdyby zamiast książki był artykuł o samej bitwie z taką ilością informacji i przypisów, to artykuł byłby 10/10. Niestety jednak inne rozdziały cierpią na chroniczny brak przypisów i to w miejscach gdzie być one zdecydowanie powinny). Nie wiem skąd autor ma tą wiedzę ani gdzie szukać potwierdzenia tego o czym pisze. Jest co prawda bibliografia na końcu książki, ale skąd mam wiedzieć gdzie dokładnie mogę przeczytać choćby to, że piastowska drużyna książęca to nie byli pancerni, ani nawet ciężkozbrojni jeźdźcy, lecz lekkozbrojna jazda z łukami? Może w jego innej książce, "Polskie łucznictwo i kusznictwo konne w x-xviii wieku", dał informacje skąd ma taką pewność, że tak było. Może. Drużyna książęca to tylko przykład, podobnych rewolucyjnych informacji jest wiele.
A to i tak pół-biedy, bo po drugie, zdarza się że podaje on informacje, które równie dobrze mogą być rewolucyjne, jak też być zwykłym błędem i nie ma tego jak sprawdzić przez brak przypisów. Przykładowo, pisze on, że Prusowie byli ludem koczowniczym.
Dokładnie tak, bałtyjscy Prusowie! Czy miał na myśli Pieczyngów i wkradł się tu błąd czy dysponuje on jakąś wiedzą z jakiegoś źródła, które odkryło, że Prusowie byli koczownikami? Nie mam pojęcia, ale zważywszy że w innych miejscach wymienia Pieczyngów prawidłowo, to podejrzewam że jednak to drugie.
Taką samą wątpliwość miałem gdy pisał o "Kunach" gdy miał na myśli Połowców. Czy to autokorekta po napisaniu o Kumanach? Dopiero po przeczytaniu książki dowiedziałem się, że nie autokorekta i nie błąd. Autor po prostu stwierdził, że będzie tak nazywał Kumanów, bo... na Węgrzech się tak o nich mówi. Co z tego, że w polskiej historiografii nigdy nie używano takiego określenia w stosunku do tego ludu. Trochę mało profesjonalne, ale ok.
Po trzecie, brak odpowiednich grafik. Podkreślam, że chodzi o odpowiednie grafiki, bo zwykłych grafik jest tu dużo, ale są one bardzo losowe, choć z okresu o którym mowa w książce. Gdy jednak autor pisze o wszystkich szczegółach łuków, kołczanów itp. i żeby sobie zobrazować te różnice przydałoby się mieć wizualizację tych różnych łuków i kołczanów, to takich grafik nie ma. A szkoda.
Po czwarte, opis wrogiej armii. Jest bardzo szczegółowy opis armii Bolesława Krzywoustego, ale nie ma w ogóle opisu uzbrojenia armii czeski-niemieckiej.
Po piąte, dziwne wstawki o swoich własnych opiniach. To chyba największy zarzut. Gdybym coś takiego zastosował w swojej pracy magisterskiej, zostałbym ostro zganiony. A tutaj są czasem niezłe kwiatki np. "Wracający [z wygnania na Węgrzech] polscy wojowie przynosili ze sobą też zachowane skarby, wśród których były pamiątki z walk o York, w Czechach czy na Rusi za Śmiałego, jak i pieniądze z gospodarowania na Węgrzech [...] Największym skarbem była pamięć o królu, którego imiennikowi teraz zamierzali służyć".
Niesłychane było dla mnie też zamieszczenie takiego zdania "A tym co łączy konnych łuczników i ówczesnych kapłanów, jest pozytywna energia".
POZYTYWNA ENERGIA???
Co do kroćset?
Największy hit jednak to taki akapit (cytuję bez zmian własnych) który pojawił się na samym końcu książki: ""Kontynuowali tym samym wartości, którymi przedtem kierowali się Scytowie i Sarmaci - przodkowie Polaków. Oba etnosy nie popierały despotyzmu u siebie, ich wojownicy nie zaciągali się również do obcych władców, by odpłatnie gnębić ich poddanych. Świadczy o tym fakt, że nie byli nigdy wykorzystywani w roli najemników pełniących role represyjne. Osiągnięcia cywilizacyjne Scytów i Sarmatów były szerokie i do dziś zadziwiają, lecz nie stworzyli nigdy despotycznych państw. Wobec wysokiego rozwoju obu etnosów nie można przyjąć, że wynikało to z jakichkolwiek braków, lecz sprzeciwu ich samych. Tak samo jak poziom rozwoju ich społeczeństw, źródła starożytne podkreślały scytyjskie i sarmackie poczucie wolności i niezależności jednostki. Greccy i rzymscy dziejopisowie stawiali je wyżej niż własnych ludów. Takie były korzenie honoru polskich konnych łuczników, którzy sprzeciwili się okrucieństwu swojego władcy".
Najwyraźniej autor pozostaje fanem szlacheckiego mitu o sarmackim pochodzeniu Polaków oraz nie słyszał nigdy o scytyjskich policjantach w greckich polis ani sarmackich najemnikach w rzymskiej armii...
Podsumowując, pomimo niewątpliwie ciekawego tematu rzucającego nowe światło na ówczesną sztukę wojenną i całkiem przekonywujących informacji o tym, że drużyna książęca była w istocie konnymi łucznikami, książce tej brakuje w krytycznych miejscach porządnych przypisów, grafik przedstawiających opisywane łuki, opisu armii przeciwnika, a nie brakuje niestety opisów mało profesjonalnych, które obniżają moje zaufanie do autora jako poważnego historyka. Jak po przeczytaniu o księdzu z pozytywną energią pochodzącą z konnego łucznictwa miałbym wierzyć w inne rzeczy przeczytane w książce? Chętnie przeczytałbym jego książkę o polskim łucznictwie konnym, bo to temat wspaniały i ciekawy, ale boję się jakie jeszcze spostrzeżenia mógłbym tam znaleźć.
Do czytania zachęciła mnie tematyka - bitwa o której nie słyszałem pomiędzy Polakami a Czechami i Niemcami na terenie Czech, w której po stronie polskiej walczyli wyłącznie konni łucznicy.
Polscy konni łucznicy? To mnie zaintrygowało najbardziej, bo nie kojarzę bym kiedykolwiek o tym słyszał, poza może jedynie konnych kusznikach z gry Medieval II Total War, gry znanej...
Porządnie napisana książka, język jest przystępny, a sam konflikt bardzo ciekawy. Solidna książka historyczna.
Porządnie napisana książka, język jest przystępny, a sam konflikt bardzo ciekawy. Solidna książka historyczna.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nigdy specjalnie nie interesowałem się walkami morskimi czy powietrznymi. Uważałem je za nieciekawe, mało efektywne, przereklamowane. W grach komputerowych, gdzie toczyło się wojny, zawsze ignorowałem marynarkę oraz siły lotnicze, szkoda mi było na nie czasu i uwagi.
Po przeczytaniu "Aleutów 1942-1943" pierwsze co zrobiłem było odpalenie gry gdzie mogłem osobiście kierując japońskim okrętem zatapiać jankeskie statki.
A to tylko początek zalet tej książki!
Generalnie "habeki", czyli książki z serii Historyczne Bitwy, są książkami popularnonaukowymi. Czasem są one bardziej popularne niż naukowe, rzadziej bardziej naukowe niż popularne. Ta książka to doskonały przykład tej drugiej formy. Ilość pracy włożonej przez autora w przeglądanie japońskich raportów i źródeł w oryginale, szczegółowych informacji dotyczących każdego okrętu czy nalotu, jaki miał miejsce podczas walk, bogate i liczne tabele, szczegółowe i profesjonalne mapy, nowatorskie wnioski autora bazowane na solidnych źródłach sprawdzonych osobiście i porównanych ze sobą, to wszystko sprawia, że "Aleuty" stoją o kilka poziomów wyżej niż reszta "habeków". Akademicy mogą spokojnie korzystać z informacji zawartych w książce, tak profesjonalnie jest napisana.
Ale po kolei.
Największą zaletą "Aleutów" jest połączenie solidnej porcji sprawdzonych informacji opartych na bogatych źródłach z przystępnością ich przekazywania. Jakim sposobem autor potrafił przez 30 stron pisać o powtarzających się nalotach bombowych na dwie aleuckie wyspy, które nie wyrządziły specjalnie dużych strat, a mimo to interesować tym czytelnika? Mimo, że sam jestem tym czytelnikiem, to nie mam pojęcia jak się autorowi tego udało dokonać.
Kolejnym olbrzymim plusem są dla mnie mapy. "Habeki" szczególnie często cierpią na brak map pokazujących bitwy opisywane w nich. Tutaj map jest dużo, więc można śledzić cały czas miejsca opisywane w książce.
Kolejny olbrzymi plus miał być paradoksalnie minusem dla mnie. Otóż, czytając o różnych rodzajach samolotów japońskich oraz japońskich określeniach denerwowałem się, że nie znam tych japońskich słów ani nie jestem zaznajomiony z japońskim językiem ani awiatyką. Jednak szukając mapy natknąłem się z tyłu na załączniki, gdzie ku mojemu zdziwieniu było opisane wszystko to czego szukam - opisy jednostek powietrznych i tłumaczenie japońskich terminów wojskowych. Świetna sprawa! Gdy zaś brakowało mi podobnych tabeli dla okrętów, okazało się że były one szczegółowo opisane lub przedstawione w tabelach chwilę później. Wszystko czego trzeba dla laika takiego jak ja - było!
"Aleuty" to też książka dla osób, które lubią konkrety. "Habeki" często zapełniają swoje strony opisami tła historycznego lub politycznego, w ekstremalnych sytuacjach cofając się setki lat wstecz. Tutaj nie ma tego niemal w ogóle. Jest tylko i wyłącznie to co trzeba. W tym wypadku - nakreślenie czemu Japończycy zdecydowali się na inwazję na Aleuty. Tyle. Nie ma więc żadnego "lania wody", są same konkrety ściśle związane z tematem książki.
Choć przyznaję, że lubię te wstępy obejmujące tło historyczne, zabieg autora oceniam zdecydowanie jako plus. Dzięki temu miał więcej miejsca na sążniste opisy okrętów i mnóstwo świetnych tabeli.
Nie mogę też nie wspomnieć raz jeszcze o tytanicznej pracy włożonej przez autora w szukanie informacji w archiwach japońskich po japońsku. Dziś wielu autorów pisząc książki korzysta ze źródeł głównie polskich i angielskich, rzadziej ze źródeł w popularnych językach europejskich. Dlatego bardzo mocno doceniam ogrom pracy włożony w przeszukiwanie japońskich raportów z czasów wojny i konfrontowanie tych raportów z raportami amerykańskimi by oddać jak najpełniej zmagania japońsko-amerykańskie o Aleuty.
Absolutnie fantastyczny jest wątek utraconego przez Japończyków samolotu Zero, który odnaleziony później przez Amerykanów, dał im przewagę w późniejszym etapie wojny.
Cały czas zachwalam "Aleuty", że ktoś może się zastanawiać, czy ta książka ma jakieś wady. Oczywiście, że ma. Nie jest ich wiele i nie są tak poważne, ale uczciwość nakazuje by też o nich napisać.
Największą wadą dla mnie jest za szybkie zakończenie książki. Opis odzyskania wysp Kiska i Attu przez Amerykanów zajmuje w książce zaledwie 10 stron, połowę rozdziału podsumowującego. Mam przez to wielki niedosyt, tym bardziej że odzyskanie wyspy Kiska to był według mnie jeden z najciekawszych epizodów całej II wojny światowej. Autor wspomniał już na samym wstępie (dosłownie, na pierwszej stronie wstępu) że "ze względu na specyficzny charakter kampanii na Aleutach praca w większości koncentruje się na jej aspektach morskich i powietrznych". Wyjaśnienie to jest dla mnie niewystarczające, a biorąc pod uwagę to, że w książce są szczegółowe mapy przedstawiające desant amerykański na Attu i Kiska mam wrażenie, że brak szczegółowego opisu działań po bitwie koło wysp komandorskich wynika albo z wymagań redakcji co do długości tekstu albo z braku czasu na szczegółowe zbadanie tego okresu.
Jakikolwiek jest tego powód, mam nadzieję że w przyszłości albo we wznowionym wydaniu albo w osobnej pracy autor opisze ten pominięty tutaj etap zmagań.
Innym zarzutem, tym razem mniejszym, jest dość skrótowe opisanie amerykańskiej reakcji na zajęcie zachodnich Aleutów przez Japończyków. Podrozdział o amerykańskiej reakcji zajmuje zaledwie 7 stron, a wydaje mi się, że mógłby być dużo dłuższy biorąc pod uwagę doniosłość faktu, że to był pierwszy raz od wojny 1815 roku gdy obce wojska okupowały terytorium amerykańskie.
Chętnie przeczytałbym też coś więcej o konflikcie na linii gen. Buckner i kontradmirał Theobald - ten wątek wydawał mi się szalenie ciekawy i chciałem dowiedzieć się jeszcze więcej.
To jednak bardzo dobrze świadczy o autorze, gdy jedyne zarzuty jakie się ma są takie, że napisał o czymś za mało. Jeśli ktoś chciałby doszukać się błędów merytorycznych, pisania pod tezę, korzystania z niskiej jakości źródeł itp. - tego tutaj absolutnie nie znajdzie.
Jest kilka błędów językowych, które jednak można policzyć na palcach jednej ręki, więc nie warto o tym wspominać.
Podsumowując, książka Michała A. Piegzika to pozycja absolutnie obowiązkowa dla fana bitew morskich i wojny na Pacyfiku oraz pozycja szczerze polecana dla fanów ogólnie II wojny światowej i historii Japonii. To też przykład tego jak powinno się pisać książki popularnonaukowe.
A teraz wybaczcie, wracam do dowodzenia okrętem klasy Takao na mroźnych wodach północnego Pacyfiku.
Nigdy specjalnie nie interesowałem się walkami morskimi czy powietrznymi. Uważałem je za nieciekawe, mało efektywne, przereklamowane. W grach komputerowych, gdzie toczyło się wojny, zawsze ignorowałem marynarkę oraz siły lotnicze, szkoda mi było na nie czasu i uwagi.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo przeczytaniu "Aleutów 1942-1943" pierwsze co zrobiłem było odpalenie gry gdzie mogłem osobiście kierując...