Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nigdy specjalnie nie interesowałem się walkami morskimi czy powietrznymi. Uważałem je za nieciekawe, mało efektywne, przereklamowane. W grach komputerowych, gdzie toczyło się wojny, zawsze ignorowałem marynarkę oraz siły lotnicze, szkoda mi było na nie czasu i uwagi.
Po przeczytaniu "Aleutów 1942-1943" pierwsze co zrobiłem było odpalenie gry gdzie mogłem osobiście kierując japońskim okrętem zatapiać jankeskie statki.
A to tylko początek zalet tej książki!

Generalnie "habeki", czyli książki z serii Historyczne Bitwy, są książkami popularnonaukowymi. Czasem są one bardziej popularne niż naukowe, rzadziej bardziej naukowe niż popularne. Ta książka to doskonały przykład tej drugiej formy. Ilość pracy włożonej przez autora w przeglądanie japońskich raportów i źródeł w oryginale, szczegółowych informacji dotyczących każdego okrętu czy nalotu, jaki miał miejsce podczas walk, bogate i liczne tabele, szczegółowe i profesjonalne mapy, nowatorskie wnioski autora bazowane na solidnych źródłach sprawdzonych osobiście i porównanych ze sobą, to wszystko sprawia, że "Aleuty" stoją o kilka poziomów wyżej niż reszta "habeków". Akademicy mogą spokojnie korzystać z informacji zawartych w książce, tak profesjonalnie jest napisana.

Ale po kolei.

Największą zaletą "Aleutów" jest połączenie solidnej porcji sprawdzonych informacji opartych na bogatych źródłach z przystępnością ich przekazywania. Jakim sposobem autor potrafił przez 30 stron pisać o powtarzających się nalotach bombowych na dwie aleuckie wyspy, które nie wyrządziły specjalnie dużych strat, a mimo to interesować tym czytelnika? Mimo, że sam jestem tym czytelnikiem, to nie mam pojęcia jak się autorowi tego udało dokonać.

Kolejnym olbrzymim plusem są dla mnie mapy. "Habeki" szczególnie często cierpią na brak map pokazujących bitwy opisywane w nich. Tutaj map jest dużo, więc można śledzić cały czas miejsca opisywane w książce.

Kolejny olbrzymi plus miał być paradoksalnie minusem dla mnie. Otóż, czytając o różnych rodzajach samolotów japońskich oraz japońskich określeniach denerwowałem się, że nie znam tych japońskich słów ani nie jestem zaznajomiony z japońskim językiem ani awiatyką. Jednak szukając mapy natknąłem się z tyłu na załączniki, gdzie ku mojemu zdziwieniu było opisane wszystko to czego szukam - opisy jednostek powietrznych i tłumaczenie japońskich terminów wojskowych. Świetna sprawa! Gdy zaś brakowało mi podobnych tabeli dla okrętów, okazało się że były one szczegółowo opisane lub przedstawione w tabelach chwilę później. Wszystko czego trzeba dla laika takiego jak ja - było!

"Aleuty" to też książka dla osób, które lubią konkrety. "Habeki" często zapełniają swoje strony opisami tła historycznego lub politycznego, w ekstremalnych sytuacjach cofając się setki lat wstecz. Tutaj nie ma tego niemal w ogóle. Jest tylko i wyłącznie to co trzeba. W tym wypadku - nakreślenie czemu Japończycy zdecydowali się na inwazję na Aleuty. Tyle. Nie ma więc żadnego "lania wody", są same konkrety ściśle związane z tematem książki.
Choć przyznaję, że lubię te wstępy obejmujące tło historyczne, zabieg autora oceniam zdecydowanie jako plus. Dzięki temu miał więcej miejsca na sążniste opisy okrętów i mnóstwo świetnych tabeli.

Nie mogę też nie wspomnieć raz jeszcze o tytanicznej pracy włożonej przez autora w szukanie informacji w archiwach japońskich po japońsku. Dziś wielu autorów pisząc książki korzysta ze źródeł głównie polskich i angielskich, rzadziej ze źródeł w popularnych językach europejskich. Dlatego bardzo mocno doceniam ogrom pracy włożony w przeszukiwanie japońskich raportów z czasów wojny i konfrontowanie tych raportów z raportami amerykańskimi by oddać jak najpełniej zmagania japońsko-amerykańskie o Aleuty.

Absolutnie fantastyczny jest wątek utraconego przez Japończyków samolotu Zero, który odnaleziony później przez Amerykanów, dał im przewagę w późniejszym etapie wojny.

Cały czas zachwalam "Aleuty", że ktoś może się zastanawiać, czy ta książka ma jakieś wady. Oczywiście, że ma. Nie jest ich wiele i nie są tak poważne, ale uczciwość nakazuje by też o nich napisać.

Największą wadą dla mnie jest za szybkie zakończenie książki. Opis odzyskania wysp Kiska i Attu przez Amerykanów zajmuje w książce zaledwie 10 stron, połowę rozdziału podsumowującego. Mam przez to wielki niedosyt, tym bardziej że odzyskanie wyspy Kiska to był według mnie jeden z najciekawszych epizodów całej II wojny światowej. Autor wspomniał już na samym wstępie (dosłownie, na pierwszej stronie wstępu) że "ze względu na specyficzny charakter kampanii na Aleutach praca w większości koncentruje się na jej aspektach morskich i powietrznych". Wyjaśnienie to jest dla mnie niewystarczające, a biorąc pod uwagę to, że w książce są szczegółowe mapy przedstawiające desant amerykański na Attu i Kiska mam wrażenie, że brak szczegółowego opisu działań po bitwie koło wysp komandorskich wynika albo z wymagań redakcji co do długości tekstu albo z braku czasu na szczegółowe zbadanie tego okresu.
Jakikolwiek jest tego powód, mam nadzieję że w przyszłości albo we wznowionym wydaniu albo w osobnej pracy autor opisze ten pominięty tutaj etap zmagań.

Innym zarzutem, tym razem mniejszym, jest dość skrótowe opisanie amerykańskiej reakcji na zajęcie zachodnich Aleutów przez Japończyków. Podrozdział o amerykańskiej reakcji zajmuje zaledwie 7 stron, a wydaje mi się, że mógłby być dużo dłuższy biorąc pod uwagę doniosłość faktu, że to był pierwszy raz od wojny 1815 roku gdy obce wojska okupowały terytorium amerykańskie.

Chętnie przeczytałbym też coś więcej o konflikcie na linii gen. Buckner i kontradmirał Theobald - ten wątek wydawał mi się szalenie ciekawy i chciałem dowiedzieć się jeszcze więcej.

To jednak bardzo dobrze świadczy o autorze, gdy jedyne zarzuty jakie się ma są takie, że napisał o czymś za mało. Jeśli ktoś chciałby doszukać się błędów merytorycznych, pisania pod tezę, korzystania z niskiej jakości źródeł itp. - tego tutaj absolutnie nie znajdzie.
Jest kilka błędów językowych, które jednak można policzyć na palcach jednej ręki, więc nie warto o tym wspominać.

Podsumowując, książka Michała A. Piegzika to pozycja absolutnie obowiązkowa dla fana bitew morskich i wojny na Pacyfiku oraz pozycja szczerze polecana dla fanów ogólnie II wojny światowej i historii Japonii. To też przykład tego jak powinno się pisać książki popularnonaukowe.

A teraz wybaczcie, wracam do dowodzenia okrętem klasy Takao na mroźnych wodach północnego Pacyfiku.

Nigdy specjalnie nie interesowałem się walkami morskimi czy powietrznymi. Uważałem je za nieciekawe, mało efektywne, przereklamowane. W grach komputerowych, gdzie toczyło się wojny, zawsze ignorowałem marynarkę oraz siły lotnicze, szkoda mi było na nie czasu i uwagi.
Po przeczytaniu "Aleutów 1942-1943" pierwsze co zrobiłem było odpalenie gry gdzie mogłem osobiście kierując...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie przeczytałem jeszcze książki, ale nie da się napisać opinii o książce zaznaczając, że się ją jeszcze czyta, niemniej aż się we mnie buzuje by coś o niej napisać.

Ciężko się to czyta przez to jak jest napisana. Chodzi głównie o dialogi, jest tu pomieszanie z poplątaniem jeśli chodzi o czasy. W pierwszym rozdziale jest normalny czas przeszły, tak jak w każdej książce.
"A co ze szturmowcami? - spytał Wyan"
"Wiem! - warknął pułkownik"
"Niespecjalnie, sir - powiedział Eli"

Jednak w połowie drugiego rozdziału z niewiadomych powodów pojawia się czas teraźniejszy w opisywaniu tego co zrobili bohaterowie!
"Nie chcesz być tutaj - wyjaśnia Thrawn"
"Oczywiście - odpowiada Vanto"
"Kreytowe łajno - wypluwa Vanto i parska przez nos"
I z tego co widzę to cała książka jest taka - raz używa się czasu przeszłego a raz teraźniejszego.
Bardzo źle się przez to czyta książkę.
Nie ma żadnego powodu dla którego zdania są raz tak, a raz tak skonstruowane. Jest to całkowicie losowe. Wybija to mocno z rytmu czytania.

Do tego innego rodzaju błędy jak raz opisywanie Barrisa jako pułkownika, by później opisywać go jako majora, w dodatku słuchającego rozkazów kapitana Parcka. Zarówno major jak i pułkownik to stanowiska wyższe stopniem niż kapitan. Często używane są też słowa kompletnie nie pasujące do kontekstu zdania jak np. "Nawet jeśli Parck przejmował się zdaniem wysoko postawionych przedstawicieli administracji, najwyraźniej nie chciał ryzykować, że więzień zbiegnie, gdy wylądują"
To zdanie nie ma żadnego sensu gdyż nijak nie nawiązuje do niczego wcześniej napisanego. W dodatku ono nawet nie brzmi naturalnie.

Nie wiem ile jeszcze takich rzeczy znajdę, ale skoro przeczytałem dopiero dwa rozdziały i już jest tego tyle, to obawiam się, że będzie tego dużo więcej.
Nie wiem kto tu jest winny tego stanu rzeczy, autor, tłumacz czy wydawnictwo.

Ta opinia jest skierowana do wszystkich, którzy nie czytali jeszcze "Thrawna", by wiedzieli czego można się spodziewać.

Nie przeczytałem jeszcze książki, ale nie da się napisać opinii o książce zaznaczając, że się ją jeszcze czyta, niemniej aż się we mnie buzuje by coś o niej napisać.

Ciężko się to czyta przez to jak jest napisana. Chodzi głównie o dialogi, jest tu pomieszanie z poplątaniem jeśli chodzi o czasy. W pierwszym rozdziale jest normalny czas przeszły, tak jak w każdej książce....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka nie równa. Z jednej strony chyba jedyna pozycja o takiej tematyce, napisana przez Rosjanina więc mamy tu perspektywę lokalną oraz mnóstwo interesujących informacji o wojskowości Rusi, a szczególnie o kniaziach służebnych, czyli ruskich kondotierach, czy o szczegółach dotyczących powstania i funkcjonowania Nowogrodu.
Z drugiej strony autor o wielu istotnych rzeczach nie pisze, być może dlatego że dla niego jako Rosjanina, są to oczywistości. Na przykład o traktacie pokojowym kończącym wojnę opisywaną w książce. Nie ma tu o nim nic, choć sam autor napisał, że jego ustalenia były tak nieprecyzyjne, że doszło wkrótce do kolejnej wojny.

Niestety, ale redakcja tutaj jest najgorszą stroną. Mnóstwo błędów w tekście. To jest niestety problem samego wydawnictwa, w innych książkach z niego jest ten sam problem.

Mimo wszystko jednak mogę książkę polecić osobom zainteresowanym historią Nowogrodu, Moskwy oraz późnośredniowiecznej wojskowości na Rusi.

Książka nie równa. Z jednej strony chyba jedyna pozycja o takiej tematyce, napisana przez Rosjanina więc mamy tu perspektywę lokalną oraz mnóstwo interesujących informacji o wojskowości Rusi, a szczególnie o kniaziach służebnych, czyli ruskich kondotierach, czy o szczegółach dotyczących powstania i funkcjonowania Nowogrodu.
Z drugiej strony autor o wielu istotnych rzeczach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobre wprowadzenie do śląskiego świata dla osób spoza Śląska. Biografia rodziny autora wraz z biografią regionu w formie bardzo dobrego reportażu.

Dobre wprowadzenie do śląskiego świata dla osób spoza Śląska. Biografia rodziny autora wraz z biografią regionu w formie bardzo dobrego reportażu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tytuł jest mylny - autor prawie w ogóle nie pisze o władcach Dahlak Kebir jako o piratach, od początku są oni opisywani jako sułtani, zaś sama książka nie opisuje dziejów tego państwa, lecz przedstawia źródła pisane, archeologiczne oraz epigrafikę (stele nagrobne) dotyczące Dahlak Kebir.

Nie oznacza to, że książka jest zła, wręcz przeciwnie, to bogata pozycja pełna informacji o mało znanym archipelagu. Bardzo porządna praca magisterska wydana w formie książki. Dowiedziałem się z niej mnóstwa rzeczy. Jednak lepiej byłoby nazwać ją "Źródła do badań Dahlak Kebir" lub coś w tym stylu.

Tytuł jest mylny - autor prawie w ogóle nie pisze o władcach Dahlak Kebir jako o piratach, od początku są oni opisywani jako sułtani, zaś sama książka nie opisuje dziejów tego państwa, lecz przedstawia źródła pisane, archeologiczne oraz epigrafikę (stele nagrobne) dotyczące Dahlak Kebir.

Nie oznacza to, że książka jest zła, wręcz przeciwnie, to bogata pozycja pełna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jest to zdecydowanie literatura popularnonaukowa. Autorka przytacza i analizuje źródła czeskie nie mając na celu zainteresować czytelnika. Niemniej mi się to dobrze czytało.

Książka składa się z pięciu rozdziałów. Pierwszy, "Bitwa na Lechowym polu (955)" opowiada nie tyle o udziale czeskim w bitwie co szeroko o całej kampanii prowadzącej do bitwy oraz samej bitwie. Choć wątek czeski jest oczywiście opisany w niej na tyle na ile to możliwe dokładnie.

Rozdział drugi, "Zależność polityczna a udział Czechów w wyprawach władców niemieckich w opinii Kosmasa" przedstawia część kroniki tego czeskiego autora w którym opisane są czeskie walki z Węgrami i uwikłanie w politykę Rzeszy oraz analizuje jak wygląda tytułowa zależność.

Rozdział trzeci "Milites Boemorum we włoskich kampaniach władców Rzeszy. Relacje czeskich dziejopisów z XI-XII wieku" pokazuje nam jak w różni kronikarze pisali o czeskich wyprawach. Główna część rozdziału opisuje tzw. "rzymskie jazdy" czyli uczestnictwo 300 czeskich wojów w wyprawach królów Niemiec po koronę cesarską do Rzymu. Nie były to wyprawy wojenne lecz prestiżowe. Gross rozdziału dotyczy też rozważań kiedy zaczęły się te jazdy, jaka była ich podstawa prawna, czy był to obowiązek lenny czy może dobra wola czeskich władców dzięki którym mieli z tego konkretne korzyści itd. Dopiero na koniec rozdziału są opisane wyprawy wojenne na Mediolan o których szerzej pisze autorka w dwóch kolejnych rozdziałach - "Władysław II w Italii: w służbie cesarza czy dla własnych korzyści?" oraz "Królewskie gęsta Władysława II w przekazie Wincentego z Pragi - wyprawa włoska 1158 roku".
Rozdział czwarty jest zdecydowanie najciekawszy według mnie.

Największym minusem książki jest dość częste przytaczanie cytatów po łacinie bez tłumaczenia ich na język polski, ale to chyba dość powszechne wśród akademików, bo nie pierwszy raz to widzę.

Generalnie jeśli miałbym powiedzieć komu polecam tę książkę, to byliby to ludzie zainteresowani średniowieczną historią Czech, którym nie straszne są książki naukowe, oraz ludzie którzy chcieliby zgłębić temat rzymskich jazd oraz czeskich wypraw wojennych przeciw Mediolanowi.

Nie jest to zdecydowanie literatura popularnonaukowa. Autorka przytacza i analizuje źródła czeskie nie mając na celu zainteresować czytelnika. Niemniej mi się to dobrze czytało.

Książka składa się z pięciu rozdziałów. Pierwszy, "Bitwa na Lechowym polu (955)" opowiada nie tyle o udziale czeskim w bitwie co szeroko o całej kampanii prowadzącej do bitwy oraz samej bitwie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wojna 13-letnia to absolutna perła w polskiej historii! To co się tam odwalało, jak absurdalne były wydarzenia i bitwy na tej wojnie, to wszystko istne złoto nadające się do zekranizowania w stylu Monty Pythona!

Oczywiście ta książka jest jak najbardziej poważna i korzysta z poważnych źródeł, ale nie naśmiewa się ani nic z tych rzeczy, to po prostu moje wrażenia po dowiedzeniu się jak ta wojna wyglądała daje mi poczucie, że ta wojna była absolutnie randomowa.

W każdym razie, skupiając się na książce zamiast na samej wojnie...
Z czystym sercem polecam każdemu kto chce się zapoznać z wojną 13-letnią tą pozycję. Nie jest długa, ma zwięzłe ale i ciekawe opisy bitew i kampanii oparte na ówczesnych kronikach oraz ciężko teraz dostępnej książce "Trzynastoletnia wojna z Zakonem Krzyżackim 1454-1466" Mariana Biskupa, ma mapy bitew z kolejnymi fazami, co jest naprawdę bardzo pomocne w zrozumieniu co się odjaniepawliło pod Chojnicami i Świeciem.

Od razu informuję, że książka traktuje tylko o działaniach na lądzie, osoby zainteresowane działaniami na morzu odsyła do innej książki z tej serii, która nosi tytuł "Zatoka Świeża 1463".

Zawsze staram się wskazać jakieś minusy, ale tutaj ich za bardzo nie widzę. Jeśli już muszę coś wskazać na siłę to brakowało mi dwóch rzeczy - wyjaśnienia czemu Litwa nie wsparła Polski w tej wojnie oraz informacji z czego wynikała sympatia Kaszubów do strony krzyżackiej.

Wojna 13-letnia to absolutna perła w polskiej historii! To co się tam odwalało, jak absurdalne były wydarzenia i bitwy na tej wojnie, to wszystko istne złoto nadające się do zekranizowania w stylu Monty Pythona!

Oczywiście ta książka jest jak najbardziej poważna i korzysta z poważnych źródeł, ale nie naśmiewa się ani nic z tych rzeczy, to po prostu moje wrażenia po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Inny Meksyk" składa się właściwie z czterech części:
- część historyczna, czyli fragmenty przemówień Zapatystów
- część literacka, czyli tytułowe opowieści i bajki Zapatystów
- część reportażowa gdzie jest wywiad z Podkomendantem Marcosem
- część recenzjowa, że tak to nazwę, bo mamy tutaj teksty różnych pisarzy i filozofów dotyczące ich spojrzenia na ruch zapatystowski. Swoista recenzja tego ruchu, dlatego tak nazwałem sobie tą część książki.

Moim zdaniem jest to bardzo dobra książka dla każdego, kto chciałby poznać lepiej ruch zapatystowski oraz ich sposób myślenia. Same opowiadania zaś są moim zdaniem cudowne, bo widać, że to tak naprawdę opowieści indiańskie, czasem mocno czasem mniej, przerobione na modłę zapatystowską.

Książka zaczyna się hymnem Zapatystów, dalej jest wstęp napisany przez Barbarę Prądzyńską, która wybrała, przetłumaczyła i opracowała teksty z książki w którym pisze jak poznała Zapatystów i dlaczego ta książka powstała. Dalej mamy słownik haseł, wykaz bohaterów opowiadań i chronologia wydarzeń.

Dalej zaczyna się pierwsza część książki "Ogień słowa: Wybrane deklaracje i komunikaty Zapatystów (fragmenty)", której poszczególne rozdziały to:
- Pierwsza deklaracja z Dżungli Lakandońskiej
- Co nam chcą wybaczyć?
- Czwarta deklaracja z Dżungli Lakandońskiej
- Główne przesłanie EZLN przed parlamentem
- Szósta deklaracja z Dżungli Lakandońskiej
- Komunikat Podziemnego Rewolucyjnego Komitetu Indiańskiego - Komendy Głównej Zapatysowskiej Armii Wyzwolenia Narodowego
- Pomiędzy światłem a cieniem

Druga część, "Inne opowiadania", zawiera tytułowe opowiadania Zapatystów, takie jak:
- Historia o Don Durito
- Lew zabija, patrząc
- Historia myszki i kotka
- Historia miecza, drzewa, kamienia i wody
- Stary Antoni
- Historia hałasu i ciszy
- Historia o innych
- Historia nocnego powietrza
- O cieniu, który podniósł Księżyc
- Eliasz Contreras wyjaśnia Magdalenie swoją bardzo osobliwą teorię miłości i "tych" spraw
- Grudzień i historia książki bez rąk
- Spotkanie Eliasza Contrerasa i Magdaleny
- Pedagogika maczety
- Historia o innym listku (środek na ból serca)
- Historia o czasach
- My następni: tak, zrozumieliśmy

Część reportażowa o której wspomniałem to "Spojrzenie i głos z Dżungli Lakandońskiej: Fragment wywiadu Laury Castellanos z Podkomendantem Marcosem"

Ostatnia część nazywa się "Zbuntowane sny: rozważania nad zapatyzmem" i są tam teksty autorstwa Johna Bergera, Luisa Martineza Andrade, Michaela Löwego i Fernanda Matamarosa.

"Inny Meksyk" składa się właściwie z czterech części:
- część historyczna, czyli fragmenty przemówień Zapatystów
- część literacka, czyli tytułowe opowieści i bajki Zapatystów
- część reportażowa gdzie jest wywiad z Podkomendantem Marcosem
- część recenzjowa, że tak to nazwę, bo mamy tutaj teksty różnych pisarzy i filozofów dotyczące ich spojrzenia na ruch zapatystowski....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książki Barkowskiego to zawsze przyjemne lektury. Tu nie było inaczej. Niesamowicie ciekawie opisane historie wojny domowej w Danii, wojen Słowian połabskich z Niemcami i oczywiście samej wyprawy.

To co mi się tu nie podobało to takie przemycanie trochę swoich dziwnych poglądów w jednym momencie, a mianowicie pisanie o tym, że Polacy, Pomorzanie i Połabianie to wszystko były plemiona polskie, o tym że rozbicie dzielnicowe było dla Polski tragedią oraz to, że biskupstwo kamieńskie podlegało pod arcybiskupstwo w Gnieźnie, a więc Pomorze religijnie podlegało pod Polskę (co jest nieprawdą, wcześniej wspomniane ludy wywodziły się z plemion lechickich, rozbicie dzielnicowe przechodziły wszystkie państwa średniowieczne i w każdym przypadku mocno rozwijały one społeczeństwo feudalne dzięki decentralizacji, zaś biskupstwo kamieńskie podlegało bezpośrednio pod Rzym).

Dlatego warto czytać książki Barkowskiego uważnie i nie dawać wiary we wszystko, co tam jest napisane, szczególnie gdy brak jest przypisów, jednak cała reszta książki, która czerpie garściami od średniowiecznych kronikarzy i źródeł niemieckich, jest bardzo dobrze napisana i czyta się ją niezwykle przyjemnie.

Książki Barkowskiego to zawsze przyjemne lektury. Tu nie było inaczej. Niesamowicie ciekawie opisane historie wojny domowej w Danii, wojen Słowian połabskich z Niemcami i oczywiście samej wyprawy.

To co mi się tu nie podobało to takie przemycanie trochę swoich dziwnych poglądów w jednym momencie, a mianowicie pisanie o tym, że Polacy, Pomorzanie i Połabianie to wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niewątpliwym plusem książki jest to, że opowiada ona o mało znanym w Polsce epizodzie, jakim była bitwa pomiędzy siłami genueńskimi a tatarsko-teodoroskimi oraz opowiada o sytuacji politycznej Krymu, kolonii genueńskich nad Morzem Czarnym i Księstwa Teodoro. Jest tu bardzo dużo szczegółowych informacji dot. fortyfikacji, taktyki wojennej, wojska genueńskiego czy rywalizacji w Złotej Ordzie.

Inny ważny plus, o którym należy wspomnieć, to bogactwo ilustracji i map.

Jednak mimo to, miałem wrażenie jakbym czytał pracę licencjacką. Ilość błędów w tekście, literówek, połykania słówek czy nawet czasem zaprzeczania temu co było wcześniej napisane — to wszystko robi wrażenie jakbym czytał pracę licencjacką, a nie poważną książkę.

Rozdziały dotyczące kolonii genueńskich i tytułowego konfliktu były najlepsze bo były najbardziej zrozumiałe i miały najmniej błędów. Jednak rozdziały dotyczące Złotej Ordy i Girejów to była masakra. Nie dało się nic z tego zrozumieć, skomplikowane intrygi i wojny pomiędzy Czyngisydami może dałoby radę ogarnąć gdyby nie błędy językowe i, co najważniejsze, wrzucanie co rusz nowych imion i nazwisk bez wyjaśniania kto był kim. Czasem wyjaśniało się kto kim jest po stronie lub dwóch, przez co miało się wrażenie, że to jeden wielki chaos.

Nie wiem czyja to wina, tłumacza czy redakcji, ale patrząc na to, że to już kolejna książka z tej serii gdzie jest taki tekst, stawiam na redakcję.

Czy warto to przeczytać? Owszem, bo wciąż jest to chyba jedyna pozycja w języku polskim dotycząca konfliktu krymskotatarsko-teodorowsko-genueńskiego. Jednak przestrzegam, że może być to lektura męcząca.

Niewątpliwym plusem książki jest to, że opowiada ona o mało znanym w Polsce epizodzie, jakim była bitwa pomiędzy siłami genueńskimi a tatarsko-teodoroskimi oraz opowiada o sytuacji politycznej Krymu, kolonii genueńskich nad Morzem Czarnym i Księstwa Teodoro. Jest tu bardzo dużo szczegółowych informacji dot. fortyfikacji, taktyki wojennej, wojska genueńskiego czy rywalizacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka napisana przez sowieckiego historyka i trzeba mieć to na uwadze czytając książkę.
Mimo dość oczywstych propagandowych wstawek, sama praca jest całkiem dobra, posiada bogatą bibliografię i dobrą metodologię.
Tak jak sugeruje tytuł, książka skupia się przede wszystkim na rządach dr Francii, ale niemało miejsca jest też opis sytuacji w Paragwaju przed zdobyciem władzy przez Francię.

Obecnie chyba nie ma bardziej szczegółowej książki dotyczącej tej jakże ciekawej postaci w języku polskim.

Trochę o samym dyktatorze - był zadeklarowanym republikaninem i miłośnikiem Jeana-Jacquesa Rousseau, co nie przeszkodziło mu wprowadzić rządów dyktatorskich i ograniczyć całkowicie wolności obywateli Paragwaju (jak sam mówił, robi to tylko dlatego, że Paragwajczycy nie dorośli jeszcze do wolności).
Był paranoikiem i samotnikiem, ale też człowiekiem niesamowicie uczciwym i skromnym. Utrzymywał się z drobnej pensji państwowej, którą i tak sobie pomniejszył. Nigdy nie wykorzystał swojej władzy dla prywatnych interesów, nigdy też nie przywłaszczył sobie państwowych pieniędzy. Żył iście spartańsko.
Paragwajem rządził praktycznie samodzielnie, przy pomocy tylko sekretarza. On decydował o wszystkim co się działo w kraju. Dosłownie. Nawet prowincjonalny urzędnik nie mógł nic zrobić bez jego wiedzy. Bez jego pozwolenia rolnik nie mógł się udać w podróż do sąsiedniej prowincji. Kontrolował każdy aspekt życia Paragwaju. Zmuszał białych mieszkańców kraju do małżeństw z Indiankami w celu stworzenia społeczeństwa całkowicie wymieszanego i przez to egalitarnego.
W kontaktach z bogaczami i elitami był chłodny, w kontaktach z prostymi ludźmi i biedakami - niezwykle serdeczny. Bez litości skazywał na śmierć posiadaczy ziemskich, ale wobec biednych ludzi zawsze był jak dobry ojciec.
Lud Paragwaju kochał swojego Karai Guasu (po guarańsku Wielkiego Ojca/Pana), nienawidzili go wielcy posiadacze ziemscy.
Pod jego czujnym okiem kraj się rozwijał, biedni mogli codziennie jeść mięso, wysyłać dzieci do szkoły, nie obawiać się napadów ani korupcji.

Dlatego postać Francii jest bardzo niejednoznacza w odbiorze - był dyktatorem kontrolującym każdy aspekt życia, jednak jednocześnie dzięki temu że wszystko kontrolował w kraju nie było zbrodni i nie było korupcji, był dostatek, spokój i jednak szczęście.

Książka napisana przez sowieckiego historyka i trzeba mieć to na uwadze czytając książkę.
Mimo dość oczywstych propagandowych wstawek, sama praca jest całkiem dobra, posiada bogatą bibliografię i dobrą metodologię.
Tak jak sugeruje tytuł, książka skupia się przede wszystkim na rządach dr Francii, ale niemało miejsca jest też opis sytuacji w Paragwaju przed zdobyciem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do czytania zachęciła mnie tematyka - bitwa o której nie słyszałem pomiędzy Polakami a Czechami i Niemcami na terenie Czech, w której po stronie polskiej walczyli wyłącznie konni łucznicy.

Polscy konni łucznicy? To mnie zaintrygowało najbardziej, bo nie kojarzę bym kiedykolwiek o tym słyszał, poza może jedynie konnych kusznikach z gry Medieval II Total War, gry znanej zresztą z wielu dziwnych jednostek historycznych.
Musiałem więc dowiedzieć się więcej.

Moje wrażenia są mieszane. Z jednej strony jestem pod wrażeniem wiedzy autora, Jakuba Juszyńskiego, o konnych łucznikach, łukach i wszystkim co z tym związane. Z tego co się dowiedziałem to autor nawet się angażuje w rekonstrukcję historyczną jako konny łucznik. Wiedzę ze źródeł historycznych i archeologii sprawdza więc empirycznie.

Dość dziwne, ale jednak pozytywne, było wrzucenie rozdziału o zasiekach granicznych w sztuce wojennej Polski, Czech i Węgier. Trochę to wygląda jak zapełniane miejsca (sama książka, nie licząc bibliografii, ma 74 strony) , bo w samej bitwie zasieki nie miały żadnego znaczenia bo ich tam nie było, ale dowiedziałem się wielu ciekawych, nieznanych mi wcześniej informacji.

Z drugiej jednak strony mam wiele zastrzeżeń co do jego stylu pisania. Po pierwsze, podaje wiele rewolucyjnych informacji, które całkowicie zmieniają obecny pogląd na historię, co byłoby super, gdyby nie to, że jednocześnie te rewolucyjne opisy nie mają przypisów (z przypisami jest zresztą różnie, bo sam opis bitwy ma mnóstwo przypisów i właściwie gdyby zamiast książki był artykuł o samej bitwie z taką ilością informacji i przypisów, to artykuł byłby 10/10. Niestety jednak inne rozdziały cierpią na chroniczny brak przypisów i to w miejscach gdzie być one zdecydowanie powinny). Nie wiem skąd autor ma tą wiedzę ani gdzie szukać potwierdzenia tego o czym pisze. Jest co prawda bibliografia na końcu książki, ale skąd mam wiedzieć gdzie dokładnie mogę przeczytać choćby to, że piastowska drużyna książęca to nie byli pancerni, ani nawet ciężkozbrojni jeźdźcy, lecz lekkozbrojna jazda z łukami? Może w jego innej książce, "Polskie łucznictwo i kusznictwo konne w x-xviii wieku", dał informacje skąd ma taką pewność, że tak było. Może. Drużyna książęca to tylko przykład, podobnych rewolucyjnych informacji jest wiele.

A to i tak pół-biedy, bo po drugie, zdarza się że podaje on informacje, które równie dobrze mogą być rewolucyjne, jak też być zwykłym błędem i nie ma tego jak sprawdzić przez brak przypisów. Przykładowo, pisze on, że Prusowie byli ludem koczowniczym.
Dokładnie tak, bałtyjscy Prusowie! Czy miał na myśli Pieczyngów i wkradł się tu błąd czy dysponuje on jakąś wiedzą z jakiegoś źródła, które odkryło, że Prusowie byli koczownikami? Nie mam pojęcia, ale zważywszy że w innych miejscach wymienia Pieczyngów prawidłowo, to podejrzewam że jednak to drugie.
Taką samą wątpliwość miałem gdy pisał o "Kunach" gdy miał na myśli Połowców. Czy to autokorekta po napisaniu o Kumanach? Dopiero po przeczytaniu książki dowiedziałem się, że nie autokorekta i nie błąd. Autor po prostu stwierdził, że będzie tak nazywał Kumanów, bo... na Węgrzech się tak o nich mówi. Co z tego, że w polskiej historiografii nigdy nie używano takiego określenia w stosunku do tego ludu. Trochę mało profesjonalne, ale ok.

Po trzecie, brak odpowiednich grafik. Podkreślam, że chodzi o odpowiednie grafiki, bo zwykłych grafik jest tu dużo, ale są one bardzo losowe, choć z okresu o którym mowa w książce. Gdy jednak autor pisze o wszystkich szczegółach łuków, kołczanów itp. i żeby sobie zobrazować te różnice przydałoby się mieć wizualizację tych różnych łuków i kołczanów, to takich grafik nie ma. A szkoda.

Po czwarte, opis wrogiej armii. Jest bardzo szczegółowy opis armii Bolesława Krzywoustego, ale nie ma w ogóle opisu uzbrojenia armii czeski-niemieckiej.

Po piąte, dziwne wstawki o swoich własnych opiniach. To chyba największy zarzut. Gdybym coś takiego zastosował w swojej pracy magisterskiej, zostałbym ostro zganiony. A tutaj są czasem niezłe kwiatki np. "Wracający [z wygnania na Węgrzech] polscy wojowie przynosili ze sobą też zachowane skarby, wśród których były pamiątki z walk o York, w Czechach czy na Rusi za Śmiałego, jak i pieniądze z gospodarowania na Węgrzech [...] Największym skarbem była pamięć o królu, którego imiennikowi teraz zamierzali służyć".
Niesłychane było dla mnie też zamieszczenie takiego zdania "A tym co łączy konnych łuczników i ówczesnych kapłanów, jest pozytywna energia".
POZYTYWNA ENERGIA???
Co do kroćset?
Największy hit jednak to taki akapit (cytuję bez zmian własnych) który pojawił się na samym końcu książki: ""Kontynuowali tym samym wartości, którymi przedtem kierowali się Scytowie i Sarmaci - przodkowie Polaków. Oba etnosy nie popierały despotyzmu u siebie, ich wojownicy nie zaciągali się również do obcych władców, by odpłatnie gnębić ich poddanych. Świadczy o tym fakt, że nie byli nigdy wykorzystywani w roli najemników pełniących role represyjne. Osiągnięcia cywilizacyjne Scytów i Sarmatów były szerokie i do dziś zadziwiają, lecz nie stworzyli nigdy despotycznych państw. Wobec wysokiego rozwoju obu etnosów nie można przyjąć, że wynikało to z jakichkolwiek braków, lecz sprzeciwu ich samych. Tak samo jak poziom rozwoju ich społeczeństw, źródła starożytne podkreślały scytyjskie i sarmackie poczucie wolności i niezależności jednostki. Greccy i rzymscy dziejopisowie stawiali je wyżej niż własnych ludów. Takie były korzenie honoru polskich konnych łuczników, którzy sprzeciwili się okrucieństwu swojego władcy".
Najwyraźniej autor pozostaje fanem szlacheckiego mitu o sarmackim pochodzeniu Polaków oraz nie słyszał nigdy o scytyjskich policjantach w greckich polis ani sarmackich najemnikach w rzymskiej armii...

Podsumowując, pomimo niewątpliwie ciekawego tematu rzucającego nowe światło na ówczesną sztukę wojenną i całkiem przekonywujących informacji o tym, że drużyna książęca była w istocie konnymi łucznikami, książce tej brakuje w krytycznych miejscach porządnych przypisów, grafik przedstawiających opisywane łuki, opisu armii przeciwnika, a nie brakuje niestety opisów mało profesjonalnych, które obniżają moje zaufanie do autora jako poważnego historyka. Jak po przeczytaniu o księdzu z pozytywną energią pochodzącą z konnego łucznictwa miałbym wierzyć w inne rzeczy przeczytane w książce? Chętnie przeczytałbym jego książkę o polskim łucznictwie konnym, bo to temat wspaniały i ciekawy, ale boję się jakie jeszcze spostrzeżenia mógłbym tam znaleźć.

Do czytania zachęciła mnie tematyka - bitwa o której nie słyszałem pomiędzy Polakami a Czechami i Niemcami na terenie Czech, w której po stronie polskiej walczyli wyłącznie konni łucznicy.

Polscy konni łucznicy? To mnie zaintrygowało najbardziej, bo nie kojarzę bym kiedykolwiek o tym słyszał, poza może jedynie konnych kusznikach z gry Medieval II Total War, gry znanej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lech Bądkowski to chyba największy ideolog Pomorza XIX wieku, jego koncepcja opisana w tej broszurce gdyby tylko została zastosowana po wojnie mogłaby nie tylko doprowadzić do tego, że Polska obejmowałaby tereny po wyspę Rugię, ale też nie wyrzucałaby ludności niemieckiej z Pomorza lecz uznano by ją za zgermanizowanych Pomorzan i być może za cenę prób ich reslawizacji pozwolono by tym ludziom zostać i żyć dalej z grubsza po swojemu.
Nie mówiąc o tym, że być może Pomorze miałoby nawet swoją autonomię.

Wizja piękna i ciekawa, a dziś szczególnie ciekawa gdy Pomorze nie zamieszkują już niemieccy Pomorzanie, lecz polscy Pomorzanie, przesiedleńcy, repatrianci i osadnicy z Kresów i całej Polski, którzy odnalazli tutaj swoją nową Małą Ojczyznę - podobnie jak Lech Bądlewski, sam nie będący Kaszubą, odnalazł na Pomorzu swoją Małą Ojczyznę której poświęcił życie.

Lech Bądkowski to chyba największy ideolog Pomorza XIX wieku, jego koncepcja opisana w tej broszurce gdyby tylko została zastosowana po wojnie mogłaby nie tylko doprowadzić do tego, że Polska obejmowałaby tereny po wyspę Rugię, ale też nie wyrzucałaby ludności niemieckiej z Pomorza lecz uznano by ją za zgermanizowanych Pomorzan i być może za cenę prób ich reslawizacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak zwykle świetna książka od Jarosława Wojtczaka.
Całe szczęście, że Bellona postanowiła zrobić drugie wydanie, bo ceny za pierwsze wydanie zaczęły być już absurdalnie duże.

Co do książki, zacznę od minusów. Pomimo tego, że to drugie wydanie, Bellona nie poprawiła żadnych błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, których ta książka jest pełna. Bardzo psuje to lekturę.

Z plusów, jest to kompleksowy opis jednej z najmniej znanych w Polsce wojen, które miały jeden z największych skutków w historii świata - to dzięki tej wojnie USA uzyskały cały swój słynny Dziki Zachód, Kalifornię oraz dostęp do Pacyfiku. Miało to olbrzymie znaczenie dla historii XIX i XX wieku oraz dla czasów współczesnych.
Opisana jest wojna od początku do końca, rozdziały traktują o różnych etapach wojny, mamy dokładny opis wojsk obu krajów, tego jak były podzielone, jak były uzbrojone i jakie były ich plusy i minusy.
Są dokładnie opisane bitwy oraz działania wojenne, są relacje uczestników wojny, słowem - jest wszystko czego się oczekuje po serii Historyczne Bitwy.

Jak zwykle świetna książka od Jarosława Wojtczaka.
Całe szczęście, że Bellona postanowiła zrobić drugie wydanie, bo ceny za pierwsze wydanie zaczęły być już absurdalnie duże.

Co do książki, zacznę od minusów. Pomimo tego, że to drugie wydanie, Bellona nie poprawiła żadnych błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, których ta książka jest pełna. Bardzo psuje to lekturę....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tytuł jest trochę mylący, bo choć rzeczywiste są przedstawiane wydarzenia z lat 1943-1949, to wydarzenia z czasów II wojny światowej oraz Dekemvriana są opisane dość skrótowo i jedynie właściwa wojna domowa w Grecji jest wyczerpująco opisana.
Góry Pindos to też dość mylący tytuł, bo książka opisuje wydarzenia w całej Grecji kontynentalnej, a nie wspomina nawet słowem o kolaboranckim Księstwie Pindos czy Legionie Wołoskim, który wszak funkcjonował na terenie gór Pindos.

Poza tym książka generalnie dobrze napisana, choć nie wybitna. Na plus można uznać przedstawienie konfliktu w miarę bezstronnie, co w przypadku tak mocno zideologizowanego konfliktu jest bardzo istotne.

Tytuł jest trochę mylący, bo choć rzeczywiste są przedstawiane wydarzenia z lat 1943-1949, to wydarzenia z czasów II wojny światowej oraz Dekemvriana są opisane dość skrótowo i jedynie właściwa wojna domowa w Grecji jest wyczerpująco opisana.
Góry Pindos to też dość mylący tytuł, bo książka opisuje wydarzenia w całej Grecji kontynentalnej, a nie wspomina nawet słowem o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To chyba najlepsza pozycja jeśli chodzi o opis quasi-państwa jakim była założona przez Jezuitów, ale zarządzana przez Guaranów Republika.

Tytuł jest nieco przewrotny, no bo jak to komunizm w XVII-XVIII wieku, jak to chrześcijański komunizm? I to jeszcze taki tytuł wybrany przez autora, który jest księdzem?

Podejrzewam, że tytuł miał głównie za zadanie zwrócić uwagę i udało mu się to. Ale czy chodziło tylko o to?

Republika Guaranów była tworem tak niezwykłym, funkcjonującym w tak oryginalny sposób, że rzeczywiście można tu dojrzeć coś na wzór utopii komunistycznej - właśnie, utopii!

Mamy tu opis tego jak to "państwo" powstało, jak funkcjonowało, ze szczegółami dotyczącymi gospodarki, ekonomii, systemu sprawiedliwości, wojska, polityki, administracji i oczywiście religii.
Można się tutaj dowiedzieć, że wspomniana republika była w rzeczywistości konfederacją współpracujących ze sobą misji, czyli osiedli guarańskich, z których każde osiedle było zarządzane demokratycznie przez wybieranych w wyborach Guaranów, jezuici stanowili tam jedynie posługę duszpasterską (Hiszpanie, Portugalczycy i papież nie pozwalali na kształcenie się Indian w seminariach) oraz okno na świat (który wszak był wtedy bardzo wrogi ludom rdzennym). Osiedla te były właściwie miastami i to takimi, które znacznie przewyższały liczebnością miasta La Platy, Peru czy Brazylii. Republika Guarani była także bardzo bogata w surowce naturalne, jak yerba mate, herbata czy bydło, jednak pomimo tego bogactwa, Guarani żyli skromnie, nie posiadali nic poza domem i kilkoma prywatnymi rzeczami, a i to wracało do wspólnoty po ich śmierci. Żyli bowiem w demokratycznym kolektywie i co najciekawsze - robili to z własnej woli. Gdy Hiszpanie zmusili Jezuitów by nadali Guaranom ziemię uprawną na własność, okazało się że Guaranowie nie dbali o swoje pole i je zapuszczali, gdyż woleli pracować wspólnie na wspólnych polach misji. Nie istniała tam waluta, wszystkie tranzakcje odbywały się barterem.
A armia?
Pomimo niechęci Hiszpanów do tego by dawać Indianom broń, w warunkach ciągłego zagrożenia portugalskimi najazdami, angielskimi desantami i buntami kolonistów (np. buntem w Asuncion), Hiszpania zdecydowała się pozwolić Guaranom na nowoczesne uzbrojenie i wyszukolenie. Dało to królom Hiszpanii potężną broń w postaci karnej, dobrze wyszkolonej i dobrze wyposażonej siły, która nie raz uratowała ich posiadłości kolonialne.

Dlaczego ten projekt upadł? Dlaczego Hiszpania zdecydowała się oddać część tak dochodowej i ważnej dla nich Republiki Portugalii, co spowodowało wojnę siedmiu misji? Dlaczego Hiszpania zdecydowała się ostatecznie zlikwidować republikę oraz co się stało z Guaranami po likwidacji republiki?

Tego już wam nie zaspoileruję, polecam bardzo mocno przeczytać tę niesamowitą książkę i dowiedzieć się co się musi stać by komunizm działał ;)

To chyba najlepsza pozycja jeśli chodzi o opis quasi-państwa jakim była założona przez Jezuitów, ale zarządzana przez Guaranów Republika.

Tytuł jest nieco przewrotny, no bo jak to komunizm w XVII-XVIII wieku, jak to chrześcijański komunizm? I to jeszcze taki tytuł wybrany przez autora, który jest księdzem?

Podejrzewam, że tytuł miał głównie za zadanie zwrócić uwagę i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Religia Pomorzan we wczesnym średniowieczu Kamil Kajkowski, Andrzej Kuczkowski
Ocena 7,4
Religia Pomorz... Kamil Kajkowski, An...

Na półkach: , ,

Bardzo rzeczowa książka, nie znajdzie się tam wiele informacji o konkretnych bóstwach, ale za to dużo miejsca jest poświęconych życiu religijnemu, wierze ludowej i znaleziskom archeologicznym

Bardzo rzeczowa książka, nie znajdzie się tam wiele informacji o konkretnych bóstwach, ale za to dużo miejsca jest poświęconych życiu religijnemu, wierze ludowej i znaleziskom archeologicznym

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciężko mi sobie wyobrazić lepszą książkę do poznania realiów życia pomorskich junkrów w XIX i XX wieku, czasach diametralnych zmian gdy stary porządek feudalny ustąpił nowoczesności.

Rudolf von Thadden, szanowany niemiecki profesor nauk filozoficznych, opisuje tu dzieje swojej rodziny, która osiadła w pomorskiej wsi Trieglaff w 1807 roku i całkowicie wsiąkła w tą ziemię stając się znaną i szanowaną pomorską rodziną.

Książka pokazuje dzieje rodziny w ujęciu przede wszystkich zaangażowania jej członków w Kościele staroluterańskim walczącym z pruskim Kościołem krajowym o dusze wiernych, zaangażowania politycznego w walce o zachowanie dawnego porządku społecznego, jak także w ujęciu życia i działalności junkrów w swoich posiadłościach.

Są tu więc opisane zarówno przemiany w Prusach po wojnach napoleońskich, przemiany w dobie Wiosny Ludów, zmiany dokonane podczas zjednoczenia Niemiec i bismarckowskiego Kulturkampfu (który był o tyle tragiczny, że Bismarck był bliskim przyjacielem tej rodziny, lecz jego polityka uderzyła w Kościół staroluterański do którego należeli von Thaddenowie), czasy przełomu XIX i XX wieku, czasy I wojny światowej, zawieruchy powojennej, dojścia nazistów do władzy, II wojny światowej oraz przede wszystkim okresu powojennego, gdy rodzina (oraz sam autor, który był wtedy małym chłopcem) była świadkiem historycznych zmian i przejścia Pomorza w ręce polskie, co wiązało się z przymusem opuszczenia swojego hejmatu przez pomorskich junkrów. Na tym książka się jednak nie kończy, opisane są bowiem jeszcze lata znacznie późniejsze gdy z polskimi mieszkańcami Trzygłowa spotykali się dawni niemieccy mieszkańcy tej wioski.

Rudolf von Thadden pisząc te dzieje korzysta z archiwum rodzinnego, z licznych listów pisanych przez Trzygłowian, zarówno przez rodzinę von Thaddenów jak i przez zwykłych chłopów. Z tego powodu dzieje tej miejscowości są bardzo żywe, można poczuć klimat tamtych czasów, które nieodwracalnie minęły.
Jest to świetna lektura szczególnie dla osób interesujących się życiem społecznym w tamtych czasach i punktem widzenia niemieckich pomorskich mieszkańców na wydarzenia dziejowe XIX i XX wieku. Przede wszystkim polecałbym tę lekturę współczesnym, polskim mieszkańcom Pomorza, którzy mogliby zobaczyć jak wiele ich łączy z dawnymi mieszkańcami tych terenów, którzy róznią się całkowicie od wpajanego nam od lat obrazu Niemców-agresorów, Niemców-zbrodniarzy i Niemców-wrogów.

Ciężko mi sobie wyobrazić lepszą książkę do poznania realiów życia pomorskich junkrów w XIX i XX wieku, czasach diametralnych zmian gdy stary porządek feudalny ustąpił nowoczesności.

Rudolf von Thadden, szanowany niemiecki profesor nauk filozoficznych, opisuje tu dzieje swojej rodziny, która osiadła w pomorskiej wsi Trieglaff w 1807 roku i całkowicie wsiąkła w tą ziemię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Może przesadzam z tą maksymalną oceną, ale zaraz po przeczytaniu czuję, że jak najbardziej jest ona odpowiednia.
Po pierwsze, wspaniale narysowane (ten komiks mocno wpłynął na autorkę "Persepolis", więc o czymś to świadczy).
Po drugie, te trzy historie są tak cudownie przerysowane, absurdalne i baśniowe, że nie mogę wyjść z podziwu, że ktoś ma tak porąbany umysł, żeby to wymyślić. Idealnie trafiły w mój gust!

Krótko jeszcze napiszę co to za historie, krótko bo napisane cokolwiek więcej to byłoby spoilerowanie:
- Zamaskowany prorok - historia człowieka, który za sprawą dziwnej tkaniny staje się prorokiem oraz jego spotkania z kalifem Harunem ar-Raszidem.
- Uzbrojony ogród - historia o tym jak adamici pod wodzą kowala Rohana próbowali dotrzeć do Raju.
- Zakochany bęben - historia pewnego bębna stworzonego ze skóry Jan Žižki.

Może przesadzam z tą maksymalną oceną, ale zaraz po przeczytaniu czuję, że jak najbardziej jest ona odpowiednia.
Po pierwsze, wspaniale narysowane (ten komiks mocno wpłynął na autorkę "Persepolis", więc o czymś to świadczy).
Po drugie, te trzy historie są tak cudownie przerysowane, absurdalne i baśniowe, że nie mogę wyjść z podziwu, że ktoś ma tak porąbany umysł, żeby to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Złoto i krew. 3 - Książęta Gebel; 4 - Khalil Fabien Bedouel, Merwan Chabane, Maurin Defrance, Fabien Nury
Ocena 7,8
Złoto i krew. ... Fabien Bedouel, Mer...

Na półkach:

Akcja, która w pierwszym tomie się dopiero rozwijała, tutaj nabiera skrzydeł. Jeszcze więcej akcji, jeszcze większa pasja, jeszcze więcej poświęcenia. Choć znałem historię Republiki Rifu to i tak czytałem z wypiekami na twarzy.

Akcja, która w pierwszym tomie się dopiero rozwijała, tutaj nabiera skrzydeł. Jeszcze więcej akcji, jeszcze większa pasja, jeszcze więcej poświęcenia. Choć znałem historię Republiki Rifu to i tak czytałem z wypiekami na twarzy.

Pokaż mimo to