-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-05-21
2020-12-02
Piękne i mądre teksty. Szczególnie zainteresowały mnie te dotyczące powstawania "Ksiąg Jakubowych" i powieści "Prowadź swój pług przez kości umarłych", chętnie zagłębiłam się w "Krainę Metaksy" i ponownie w tekst mowy noblowskiej.
Mam takie odczucie, że Olga Tokarczuk głosi w tych esejach i wykładach nieustającą pochwałę literatury i czytania.
Przychylam się do przywołanych przez noblistkę słów z "Ksiąg Jakubowych": "...bo, zdaje się zmarli tracą zdolność czytania; to jeden z najbardziej przykrych skutków śmierci".
Piękne i mądre teksty. Szczególnie zainteresowały mnie te dotyczące powstawania "Ksiąg Jakubowych" i powieści "Prowadź swój pług przez kości umarłych", chętnie zagłębiłam się w "Krainę Metaksy" i ponownie w tekst mowy noblowskiej.
Mam takie odczucie, że Olga Tokarczuk głosi w tych esejach i wykładach nieustającą pochwałę literatury i czytania.
Przychylam się do...
2020-12-30
Relaksujące zakończenie roku 2020 :)
Autor, oprócz sporej porcji humoru i dowcipów, zawarł mądre refleksje i rady.
Odwołał się do "Prób" Michela Montaigne'a, znajdując w nich wiele aktualnych prawd.
Po prawie całym roku z koronawirusem warto "zarazić się" śmiechowirusem :)
Relaksujące zakończenie roku 2020 :)
Autor, oprócz sporej porcji humoru i dowcipów, zawarł mądre refleksje i rady.
Odwołał się do "Prób" Michela Montaigne'a, znajdując w nich wiele aktualnych prawd.
Po prawie całym roku z koronawirusem warto "zarazić się" śmiechowirusem :)
2020-10-26
Po niedawno przeczytanym "Drachu" znów klimaty śląskie, znalazłam tu nawet nazwiska z poprzedniej powieści - Magnor i Gemander i słowa starego Pindura, tu wypowiedziane przez staroszka głównego bohatera:"człowiek a strom, a sornik som jedno".
Ostatnia powieść Twardocha obejmuje jednak krótsze ramy czasowe i koncentruje się na postaci Aloisa Pokory, syna górnika z wielodzietnej rodziny, uczestnika I wojny światowej, odznaczonego dwukrotnie Krzyżem Żelaznym; człowieka, który ma problem z określeniem swej tożsamości. Nie czuje się Niemcem, nie czuje się Polakiem, najbardziej chyba Ślązakiem.
Przyglądamy się jego życiu, "słuchamy" przemyśleń (narracja w 1.osobie), zastanawiamy się nad uzależnieniem od Agnes, do której kieruje swoje myśli.
Twardoch kolejny raz pokazuje przejmujące obrazy I wojny, rozruchy w Berlinie po jej zakończeniu czy wreszcie ciągłe tarcia polityczne na Śląsku.
Pozwala całkowicie wniknąć w opowieść Aloisa, w jego uwikłanie się w historię, próby stanowienia o sobie.
Dla mnie to kolejna świetna powieść pisarza z Pilchowic, znakomicie napisana, bolesna, wzbogacająca moją wiedzę historyczną. Pozostanie we mnie na długo.
Po niedawno przeczytanym "Drachu" znów klimaty śląskie, znalazłam tu nawet nazwiska z poprzedniej powieści - Magnor i Gemander i słowa starego Pindura, tu wypowiedziane przez staroszka głównego bohatera:"człowiek a strom, a sornik som jedno".
Ostatnia powieść Twardocha obejmuje jednak krótsze ramy czasowe i koncentruje się na postaci Aloisa Pokory, syna górnika z...
2020-12-19
Rojny kontynuuje cykl o Witku Weinerze, ekspercie od dewiacji seksualnych. Po „Parafilu”, gdzie makabryczne opisy nie pozwalały spokojnie zasnąć, „Zwrotnik” wydaje się nieco łagodniejszy, choć początek utrzymany jest w klimacie poprzedniej książki (oszczędzę szczegółów).
Na pierwszy plan wysuwa się zdecydowanie doktor Weiner, poznajemy sporo faktów z jego prywatnego życia, uczestniczymy w odnawianiu kontaktów koleżeńskich z dawnych lat. Zaczyna się tropienie sekty zwrotnika mogącej mieć udział w morderstwie czteroletniego chłopca.
Oczywiście śledztwo prowadzi dzielna komisarz Sawicka (awansowała), Weiner jest ciałem doradczym, jednak w trakcie działań ich drogi nieco się rozchodzą. Choć sporo się tu dzieje, miałam niestety wrażenie pewnego chaosu i małej wiarygodności przedstawianych zdarzeń. Działalność sekty, Nemezis, Natanaela, podpieranie się Ewangelią św. Bartłomieja (?), mroczne i makabryczne praktyki, otumanianie ludzi eterem, do tego jeszcze Bractwo Ucha Malchusowego, jakaś dziwna konferencja w Warszawie, przekopywanie grobów. Gubiłam się w tych wątkach, udziwnionych, mało prawdopodobnych, a przecież akcja osadzona jest w dokładnym czasie (wspomina się w jednym bodajże zdaniu pandemię) i miejscu.
Cała historia wydaje mi się nadmiernie rozwleczona, rozmowy czasem miałkie i banalne, irytujący policjant Klaus używający gwary śląskiej (jako jedyny w powieści).
Kończę moją znajomość z ekspertem od dewiacji seksualnych Witkiem (nie Witoldem, bo nie lubi oficjalnej wersji imienia) Weinerem. Dwie powieści Rojnego nie uzależniły mnie od tej postaci, jak obiecywała okładka, ta zresztą też raczej odstręcza. Z ulgą porzucam bohatera i komisarz Helgę.
Rojny kontynuuje cykl o Witku Weinerze, ekspercie od dewiacji seksualnych. Po „Parafilu”, gdzie makabryczne opisy nie pozwalały spokojnie zasnąć, „Zwrotnik” wydaje się nieco łagodniejszy, choć początek utrzymany jest w klimacie poprzedniej książki (oszczędzę szczegółów).
Na pierwszy plan wysuwa się zdecydowanie doktor Weiner, poznajemy sporo faktów z jego prywatnego życia,...
2020-12-17
Autorzy kryminałów przyzwyczaili czytelników, że prowadzący śledztwo to często ludzie mający problemy: alkoholowe, narkotykowe, nikotynowe, rodzinne itp. Wygląda na to, że jeśli pracuje się przy wyjaśnianiu zagadek kryminalnych, tak musi być. Nic zatem nowego nie zaproponował w tym względzie młody autor (skrywający się pod pseudonimem) ze Śląska. Tam też osadził akcję swej powieści. Jej główni bohaterowie to podkomisarz Helena Sawicka i ekspert od dewiacji seksualnych Witold Weiner. Obojgu, najogólniej rzecz biorąc, nie układa się w życiu. Razem tropią seryjnego mordercę.
Rojny nie szczędzi czytelnikowi drastycznych (mało powiedziane) opisów w relacjach morderca – ofiara. Włos jeży się na głowie ze zgrozy, gdy się to czyta. Mam poczucie, że zgromadzone tu zostało „całe zło tego świata”. Sceneria zdarzeń przyprawia o mdłości (podobnie jak Weinera, ale on ma traumę z przeszłości); brud, smród, zgnilizna, bohaterowie niechlujnie ubrani. Takim jaśniejszym akcentem jest chyba kot Dumbledore.
Śledztwo jakoś się toczy, dość nieśpiesznie, z fałszywymi tropami, ale w końcu z powodzeniem. Doktor Weiner raczy nas uczonymi wywodami na temat asfiksjofilii autoerotycznej, parafilii, BDSM… Jest jeszcze forum seksfera i rudowłosa seksuolożka Ada. Miało być zapewne ekscytująco, niestety według mnie nie bardzo się udało. Epatowanie wynaturzeniami zdecydowanie przewodzi i nie mam ochoty na czytanie o psychopatach.
Ponieważ jednak zdecydowałam się na udział w przedpremierowym wyzwaniu recenzenckim, przeczytam drugi tom cyklu o Witku Weinerze. Może będzie lepiej?
Autorzy kryminałów przyzwyczaili czytelników, że prowadzący śledztwo to często ludzie mający problemy: alkoholowe, narkotykowe, nikotynowe, rodzinne itp. Wygląda na to, że jeśli pracuje się przy wyjaśnianiu zagadek kryminalnych, tak musi być. Nic zatem nowego nie zaproponował w tym względzie młody autor (skrywający się pod pseudonimem) ze Śląska. Tam też osadził akcję swej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-13
Od Jakuba Franka, Brunona Schulza, Leo Lipskiego, przez Aleksandra Wata, Ludwika Heringa, Mirona Białoszewskiego, Juliana Kornhausera, Piotra Sommera, Andrzeja Sosnowskiego, Eugeniusza Tkaczyszyna - Dyckiego po Justynę Bargielską, Barbarę Klicką i Kazimierza Rapackiego. Trzynaście esejów o literaturze, "czerwonych listów"- tu nawiązanie do odezw rozsyłanych po śmierci Jakuba Franka po Europie, pisanych czerwonym atramentem.
Autor bezpośrednio do frankizmu odnosi się tylko w trzech pierwszych tekstach, w pozostałych, jak zaznacza we wstępie "stara się odsłonić rozszczepieńczy potencjał twórczości pisarzy i poetów".
Nie jest to łatwa lektura, musiałam często zaglądać do słownika w poszukiwaniu znaczenia słów i pojęć. Jednak Lipszyc pisze w sumie dość przystępnie, analizując i interpretując teksty wybranych twórców. Niektórych trochę znałam, o innych coś słyszałam, byli i zupełnie mi nieznani, jak chociażby Leo Lipski, Ludwik Hering czy Andrzej Sosnowski.
Mogłam poznać wiersze, w całości lub we fragmentach, kawałki prozy, i to było dla mnie zetknięcie się z bardzo ciekawymi tekstami, a ich "rozbieranie" przez Lipszyca stanowiło dość niezwykłe wyzwanie. Jego erudycja, oczytanie, odwoływanie się do różnych utworów, poetów, pisarzy, również zagranicznych, czasem mnie onieśmielało. Jednak rada jestem, że mogłam się skupić na tych tekstach i, choć nieśmiało, podążać za tokiem myślowym autora, "węszyć za tym, co w nas (we mnie) najważniejsze".
Od Jakuba Franka, Brunona Schulza, Leo Lipskiego, przez Aleksandra Wata, Ludwika Heringa, Mirona Białoszewskiego, Juliana Kornhausera, Piotra Sommera, Andrzeja Sosnowskiego, Eugeniusza Tkaczyszyna - Dyckiego po Justynę Bargielską, Barbarę Klicką i Kazimierza Rapackiego. Trzynaście esejów o literaturze, "czerwonych listów"- tu nawiązanie do odezw rozsyłanych po śmierci...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-08
Znałam wcześniej "Batalion czołgów", ponoć najzabawniejszą z książek Skvoreckiego.
Opowiadania z tomu "Gorzki świat" raczej zabawne nie były. Najbardziej podobały mi się teksty z pierwszej części związane z ludźmi, którzy towarzyszyli narratorowi w dzieciństwie i wczesnej młodości, i zniknęli ze społeczności małego czeskiego miasteczka w wyniku Holokaustu; szczególnie poruszyła mnie "Historia Kukułki".
Opowiadania z dwóch kolejnych części jakoś nie przypadły mi do gustu. Czeska rzeczywistość lat pięćdziesiątych z jej absurdami i fascynacja jazzem, który, podobnie jak u nas, był dla młodych ludzi namiastką wolności.
Wyróżniłabym tu "Zwyczajny dzień Kvetoslava Prska" i "Pieśń zapomnianych lat".
Chyba za jakiś czas sięgnę do najbardziej znanych "Przypadków inżyniera ludzkich dusz".
Znałam wcześniej "Batalion czołgów", ponoć najzabawniejszą z książek Skvoreckiego.
Opowiadania z tomu "Gorzki świat" raczej zabawne nie były. Najbardziej podobały mi się teksty z pierwszej części związane z ludźmi, którzy towarzyszyli narratorowi w dzieciństwie i wczesnej młodości, i zniknęli ze społeczności małego czeskiego miasteczka w wyniku Holokaustu; szczególnie...
2020-12-04
Julita Wójcicka i Janek Tran znów w akcji. Dobrze było znów się z nimi spotkać, szkoda, że to już koniec serii.
Szamałka czyta mi się bardzo dobrze od czasu "Czytania z kości". Jego "Ukryta sieć" obfituje w słownictwo związane z nowoczesnymi technologiami. Nie wszystko jest tu dla mnie jasne, ale nie przeszkadza bynajmniej w dobrej zabawie. Chociaż... czasem można poczuć dreszcz niepokoju na myśl o tym, co może się wydarzyć, gdy utracimy kontrolę nad naszym sprzętem. Obawy może budzić rozwój sztucznych inteligencji.
Myślę jednak, że w posłowiu autor nas trochę uspokaja, pisząc:"Jesteśmy ludźmi".
Julita Wójcicka i Janek Tran znów w akcji. Dobrze było znów się z nimi spotkać, szkoda, że to już koniec serii.
Szamałka czyta mi się bardzo dobrze od czasu "Czytania z kości". Jego "Ukryta sieć" obfituje w słownictwo związane z nowoczesnymi technologiami. Nie wszystko jest tu dla mnie jasne, ale nie przeszkadza bynajmniej w dobrej zabawie. Chociaż... czasem można poczuć...
2020-12-01
Roman Zając we wstępie swej książki zaprasza do podróży śladami trzech króli, a może mędrców, wreszcie magów. Jest to także wędrówka, jak zauważa autor, "po świecie historii, sztuki i literatury". I tak przez trzynaście rozdziałów podążamy tropem trzech (czy aby na pewno) monarchów (?), w każdym razie tych, którzy przybyli, by oddać cześć nowo narodzonemu Jezusowi i wręczyć dary.
Dwanaście wersetów z ewangelii św. Mateusza pobudzało wyobraźnię i inspirowało wielu twórców przez ponad dwa tysiące lat.
Autor z wielką erudycją przybliża kolejne etapy wiedzy na temat "mędrców ze Wschodu". Pokazuje, jak informacje o nich wzbogacały się poprzez opowieści apokryficzne, pisma wczesnochrześcijańskie, objawienia. Sięga do źródeł historycznych, analizując,skąd mogli pochodzić, do astrologii (sprawa gwiazdy betlejemskiej).
W książce znalazł się życiorys Heroda, większości znanego pewnie jako złego bohatera jasełek. Tak naprawdę trzej królowie to też taki jasełkowy akcent, wzmocniony ostatnimi czasy o orszaki organizowane w niektórych miastach 6 stycznia.
Kto by pomyślał, że tyle o nich wiadomo, czy może właśnie nie wiadomo. Zając prowadząc nas przez kolejne wieki, pokazuje, ile na ich temat narosło przeróżnych opowieści, legend, ile powstało fresków, obrazów (niektóre możemy obejrzeć w książce), utworów literackich, filmów wreszcie. Autor w podsumowaniu przyznaje uczciwie, że "nie wiemy, kim tak naprawdę byli, ani nawet, czy rzeczywiście istnieli".
Różne teorie i domysły potrafią jednak zainteresować czytelników tej książki, zwłaszcza, że Roman Zając pisze zajmująco, odnosząc się także do współczesności, cytując np. naszych polityków mylących liczbę królów czy ich imiona, przywołując pytanie z programu "Milionerzy", teksty piosenek albo też własne doświadczenia związane z leczeniem się mirrą, dokładnie zaś ziołami szwedzkimi, w składzie których jest ten jeden z darów trzech króli.
Interesująca pozycja przed świętami, będzie można błysnąć ciekawostkami przy wigilijnym stole czy ewentualnie przy obiedzie w święto Trzech Króli.
Roman Zając we wstępie swej książki zaprasza do podróży śladami trzech króli, a może mędrców, wreszcie magów. Jest to także wędrówka, jak zauważa autor, "po świecie historii, sztuki i literatury". I tak przez trzynaście rozdziałów podążamy tropem trzech (czy aby na pewno) monarchów (?), w każdym razie tych, którzy przybyli, by oddać cześć nowo narodzonemu Jezusowi i wręczyć...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-28
Joanna Gromek – Illg w swojej najnowszej książce przybliża biografię wewnętrzną Wisławy Szymborskiej, zajmuje się jej znakami szczególnymi. Przyznaje, że nie jest to łatwe zadanie, bo jej bohaterka niechętnie mówiła o sobie. Jednak można spróbować „odkryć” ją choć trochę, przeglądając jej obszerną korespondencję, analizując wiersze czy rozmawiając z tymi, którzy ją znali.
Materiału jest, jak widać po objętości książki (ponad 600 stron), bardzo wiele. Ma się więc możność prześledzić życie Szymborskiej ujęte w czterech częściach poprzedzone prologiem i zakończone pożegnaniem. Do tego sporo interesujących zdjęć, ciekawych ujęć, póz, które też mogą sporo powiedzieć o „Wisełce Wielorakiej”, jak pisał do niej Adam Włodek, mąż, a potem tylko, i aż, przyjaciel.
Czytałam tę opowieść o mojej ulubionej poetce, wciąż, mimo znajomości wcześniejszych publikacji, odkrywanej na nowo. Najpierw „dziewczynki, którą była”, potem dziewczyny w „nowym powojennym świecie”, kobiety w „czasie przyjaźni”, wreszcie „ noblistki”. W każdej z czterech części, ostatnia nosi dokładny tytuł „Nobel i noblistka”, autorka przygląda się swojej bohaterce, zastanawia się nad jej wyborami, stara się wniknąć w motywy działania. Uważnie czyta listy, niekiedy między zapisanymi, czy czasem narysowanymi lub wyklejonymi, treściami szuka ukrytych sensów. Poszukuje ich też w wybranych wierszach, przywołuje „Niebo”, gdzie poetka napisała: „Moje znaki szczególne to zachwyt i rozpacz”. Przyznaje, że „tworzy wizerunek niepełny”, choć mnie on zadowala.
Dzięki książce poczułam atmosferę kamienicy przy Radziwiłłowskiej, mieszkania przy Krupniczej 22, malutkiego mieszkania zwanego „szufladą”, gdzie buty trzeba było trzymać w łazience, trochę większego przy Chocimskiej. Do tego autorka uchwyciła niepowtarzalny klimat spotkań Szymborskiej z przyjaciółmi i niepowtarzalne relacje z Filipowiczem. Mogłam przypomnieć sobie część ich wspaniałych listów, czytanych wcześniej dzięki publikacji ich korespondencji w „Najlepiej w życiu ma twój kot”.
Joanna Gromek – Illg pracowała nad książką pięć lat i dobrze się stało, że podjęła ten trud, gdy są jeszcze ci, którzy pamiętają autorkę „Kota w pustym mieszkaniu”, „Nienawiści”, „Urodzin” (pozwalam tu sobie wymienić tytuły choć kilku moich ulubionych wierszy), sama również się z nią zetknęła. Ta moja refleksja wynika z faktu, że niedawno czytałam „Jaremiankę” i tam Agnieszka Dauksza nie miała już praktycznie możliwości pytania o znajomość z Marią Jaremą (zmarła w 1958 roku). Do tej pozycji odwołuje się też czasem autorka, bo malarka była żoną Filipowicza.
Biografia wewnętrzna Szymborskiej pozwala poznać bliżej tę niezwykłą, piękną kobietę, z wielkim poczuciem humoru, której wiersze znają ludzie na całym świecie, która stawiała „pytania naiwne” ważne i dla niej, i dla czytających jej poezje.
Polecam książkę J. Gromek – Illg, mnie pozwoliła na kilka dni oderwać się od codzienności, poczuć tę „niezwykłość zwyczajnego życia” poetki tak obecnego w jej mądrych i pięknych wierszach.
Joanna Gromek – Illg w swojej najnowszej książce przybliża biografię wewnętrzną Wisławy Szymborskiej, zajmuje się jej znakami szczególnymi. Przyznaje, że nie jest to łatwe zadanie, bo jej bohaterka niechętnie mówiła o sobie. Jednak można spróbować „odkryć” ją choć trochę, przeglądając jej obszerną korespondencję, analizując wiersze czy rozmawiając z tymi, którzy ją...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-22
Zachwyciła mnie ta książka pełna wspomnień, rozważań o czasie minionym, o przyjaźni, o starości. Wczytywałam się w piękne zdania, oddałam się nieśpiesznej narracji, "uczestnicząc" niemalże w rozmowie dwóch przyjaciół (chociaż bardziej jednak monologu Henryka), którzy spotykają się po czterdziestu jeden latach.
Co sprawiło, że zerwali ze sobą kontakt? Niby powody są znane, ale nic tu nie jest pewne. Henryk zadaje pytania Konradowi, ale właściwie sam na nie odpowiada.
Chyba nie do końca oczekuje wyjaśnień. Czy są one zresztą po tylu latach istotne? Obaj mężczyźni mają po 75 lat, ich życie powoli zbliża się do kresu. "Dopóki człowiek ma swoją sprawę na ziemi, żyje"- mówi Henryk. To ich ostatnie spotkanie jest tą sprawą, na którą czekali.
Powieść ma tylko 140 stron, ale przykuwa uwagę na długo. Pozostałam z pytaniami, z nie do końca wyjaśnioną tajemnicą minionych zdarzeń, a przede wszystkim z poczuciem obcowania z wybitną literaturą.
Zachwyciła mnie ta książka pełna wspomnień, rozważań o czasie minionym, o przyjaźni, o starości. Wczytywałam się w piękne zdania, oddałam się nieśpiesznej narracji, "uczestnicząc" niemalże w rozmowie dwóch przyjaciół (chociaż bardziej jednak monologu Henryka), którzy spotykają się po czterdziestu jeden latach.
Co sprawiło, że zerwali ze sobą kontakt? Niby powody są znane,...
2020-11-24
Długo czytałam tę książkę. Sporo tu tekstów z lat dziewięćdziesiątych dotyczących ludzi sprawujących władzę w mieście, bezrobocia, rewitalizacji kamienic i fabryk. Pojawiają się i te bardziej współczesne związane z aktualną panią prezydent, stajnią jednorożców; są wywiady, statystyka, pytania o postrzeganie Łodzi jako "miasta meneli" itd.
Niektóre teksty ciekawe, inne trochę nużące. Spodziewałam się więcej takich, które dotyczyłyby wielokulturowości Łodzi, szkoda też, że nie ma w niej zdjęć.
Myślę, że to książka głównie dla osób jakoś związanych z tym miastem.
Długo czytałam tę książkę. Sporo tu tekstów z lat dziewięćdziesiątych dotyczących ludzi sprawujących władzę w mieście, bezrobocia, rewitalizacji kamienic i fabryk. Pojawiają się i te bardziej współczesne związane z aktualną panią prezydent, stajnią jednorożców; są wywiady, statystyka, pytania o postrzeganie Łodzi jako "miasta meneli" itd.
Niektóre teksty ciekawe, inne...
2020-11-20
Sięgnęłam pierwszy raz po książkę Cobena, ponieważ obejrzałam polski serial nakręcony na jej podstawie.
Chciałam skonfrontować realia polskie z amerykańskimi. Muszę przyznać, że serial bardziej przypadł mi do gustu. Uważam, że pominięto w nim zbędne wątki i wydobyto to, co najistotniejsze. W powieści akcja spowalniana jest przez wiele spraw pobocznych, wyciąganie z przeszłości zbędnych, według mnie, szczegółów, np. ojciec bohatera i jego związki z KGB.
Na razie nie mam ochoty na czytanie innych powieści Cobena.
Sięgnęłam pierwszy raz po książkę Cobena, ponieważ obejrzałam polski serial nakręcony na jej podstawie.
Chciałam skonfrontować realia polskie z amerykańskimi. Muszę przyznać, że serial bardziej przypadł mi do gustu. Uważam, że pominięto w nim zbędne wątki i wydobyto to, co najistotniejsze. W powieści akcja spowalniana jest przez wiele spraw pobocznych, wyciąganie z...
2020-11-17
Hanna Krall zapisała kolejną opowieść, jak zwykle oszczędnie, w krótkich zdaniach, urywanych obrazach.
Przeszłość, pamiętanie, ślady w synapsach, "czas jako ślady pamięci". Czarno-białe ilustracje współgrają z historią Marii H.
Czytanie reportaży Hanny Krall to dla mnie wciąż zbliżanie się do tajemnicy ludzkiego losu, który, jak mówi pisarka, "ktoś przędzie". Może to "Wielki Scenarzysta", "Wielki Reżyser"...
Określa siebie jako specjalistkę od pytań. Czytam jej książki, by móc je sobie zadawać. Kupuję, by mieć możliwość na nowo próbować szukać na nie odpowiedzi.
Hanna Krall zapisała kolejną opowieść, jak zwykle oszczędnie, w krótkich zdaniach, urywanych obrazach.
Przeszłość, pamiętanie, ślady w synapsach, "czas jako ślady pamięci". Czarno-białe ilustracje współgrają z historią Marii H.
Czytanie reportaży Hanny Krall to dla mnie wciąż zbliżanie się do tajemnicy ludzkiego losu, który, jak mówi pisarka, "ktoś przędzie". Może to...
2020-11-14
2020-11-06
Wojciech Chmielarz zaczynał od kryminałów, była seria z Jakubem Mortką i tzw. cykl gliwicki z Dawidem Wolskim. Potem zdecydował się na zwrot w kierunku thrillera i powieści obyczajowej. Z kolei jego najnowsza książka wpisuje się w gatunek sensacji.
Spełnia wszelkie charakterystyczne dla niego cechy. Akcja toczy się w Jeleniej Górze, Kowarach i okolicznych miejscach, a także w czeskich Jońskich Łaźniach. Toczy się to mało powiedziane, raczej biegnie, pędzi, wciąż przyspiesza. Bohaterowie przemieszczają się w błyskawicznym tempie, nawet jeśli mają do dyspozycji piętnastoletniego golfa, ale jest oczywiście i beemka, opel czy mercedes.
Środowiska mafijne, sala gier i zabaw służąca ukrywaniu prawdziwych nielegalnych interesów, gangsterzy w skórzanych kurtkach i złotych łańcuchach na szyi i On, tajemniczy bezimienny bohater, doskonały w różnych sztukach walki. W rozdziałach z narracją w 1.osobie opowiada o swoich poczynaniach, wtajemniczając po trosze czytelnika w system walki z przeciwnikiem.
Nie ma tu czasu na oddech, bohater musi znaleźć Prostego, który jest w niebezpieczeństwie. Niczym w sensacyjnym filmie towarzyszymy jego samotnym zmaganiom wspartym potem dodatkowymi siłami.
Autor w załączonej notce pisze o tym, jak powstawała powieść i o udziale czytelników w jej tworzeniu. Zapowiada ciąg dalszy. Pewnie wtedy dowiemy się więcej o przeszłości tajemniczego bohatera.
Pozostaję niezmiennie fanką Wojciecha Chmielarza, wspominając sympatyczne spotkanie z nim, wtedy autorem jeszcze mało znanym, przy kilkuosobowej grupie tych, którzy dostrzegali już jego rozwijające się możliwości pisarskie. Jest mi jednak trochę żal, że na razie porzucił kryminał, nie jestem entuzjastką powieści sensacyjnej, ale cóż, przeczytam kontynuację „Prostej sprawy”, bo ciekawi mnie, kim jest jej główny bohater i jak potoczą się losy Prostego i jego córeczki.
Polecam powieść Chmielarza, na pewno pozwala, zgodnie z zamierzeniami autora, „oderwać myśli od tej strasznej rzeczywistości za oknem”.
Wojciech Chmielarz zaczynał od kryminałów, była seria z Jakubem Mortką i tzw. cykl gliwicki z Dawidem Wolskim. Potem zdecydował się na zwrot w kierunku thrillera i powieści obyczajowej. Z kolei jego najnowsza książka wpisuje się w gatunek sensacji.
Spełnia wszelkie charakterystyczne dla niego cechy. Akcja toczy się w Jeleniej Górze, Kowarach i okolicznych miejscach, a...
2020-11-03
Książka Alice Lugen przybliża historię tajemniczej śmierci dziewięciorga turystów, głównie studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej, którzy w ostatnich dniach stycznia 1959 roku chcieli zdobyć górę Otorten w Uralu Północnym. Do dziś nie ma dokładnego wyjaśnienia tej tragedii.
Autorka wychodzi od artykułu prokuratora prowadzącego tę sprawę Lwa Nikitycza Iwanowa opublikowanego w 1990 roku. Ujawnia on pewne kulisy śledztwa i przeprasza rodziny ofiar. Nic oczywiście nie wyjaśnia się do końca. I tak pozostaje, bo w ZSRR, a i potem, już w czasach pieriestrojki działa „nieprzezwyciężona siła”. Biurokracja, chaos i bałagan w archiwach, wciąż utajnione materiały nie pozwalają odkryć tego, co naprawdę wydarzyło się przed ponad sześćdziesięciu laty.
W czternastu rozdziałach Lugen pisze o każdym z uczestników wyprawy, są wśród nich dwie dziewczyny, o tajemniczym Zołotariowie z dziwnym życiorysem, o poszukiwaniach podjętych zbyt późno, o problemach w prowadzonym śledztwie. Pozwala niemalże poczuć atmosferę tamtej mroźnej zimy, radość turystów widoczną na zdjęciach zrobionych w uralskiej tajdze. Kontrastują one z fotografiami śladów na śniegu, miejsca, gdzie grupa po raz ostatni rozbiła namiot, cedru, pod którym znaleziono dwa ciała czy tablicy poświęconej tragicznie zmarłym.
Badająca przez siedem lat kulisy tragedii dziennikarka przytacza różne wersje zdarzeń. Do dziś sprawa wciąż budzi emocje, pojawiają się nowe hipotezy. W 2018 roku wznowiono śledztwo, ale i ono nie doprowadziło do odkrycia prawdziwej przyczyny wydarzeń. Jak pisze Lugen: „Po raz kolejny śmierć turystów znalazła się w samym środku labiryntu niedopowiedzeń i bałaganu…”
Bardzo ciekawa książka, czyta się ją z zapartym tchem, a po odwróceniu ostatniej strony ma się poczucie, że faktycznie ta historia nie ma końca. „Kręci się w kółko po zamkniętym obwodzie”. I znów pojawia się obraz młodych ludzi niekompletnie ubranych wybiegających w panice w mroźną uralską noc. Przed czym uciekają?
Książka Alice Lugen przybliża historię tajemniczej śmierci dziewięciorga turystów, głównie studentów i absolwentów Politechniki Uralskiej, którzy w ostatnich dniach stycznia 1959 roku chcieli zdobyć górę Otorten w Uralu Północnym. Do dziś nie ma dokładnego wyjaśnienia tej tragedii.
Autorka wychodzi od artykułu prokuratora prowadzącego tę sprawę Lwa Nikitycza Iwanowa...
2020-11-01
Jakoś tak się składa, że najwięcej czytam polskiej literatury, zwłaszcza współczesnej. Chętnie sięgnęłam więc do poleconej mi książki amerykańskiej pisarki nagrodzonej National Book Award w 2018 roku.
Krótka, zaledwie 206 stron, porusza jednak wiele ciekawych zagadnień. Uwiodła mnie obecnością w niej psa i wieloma cytatami dotyczącymi zwierząt, głównie psów i kotów.
Wykładowczyni kreatywnego pisania po samobójczej śmierci przyjaciela przygarnia jego psa, doga arlekina, nawiązuje się między nimi silna więź.
Bohaterka opowiada o niej, wspomina też lata przyjaźni z jego właścicielem. Zastanawia się nad motywami samobójczych śmierci, pisze o znanych postaciach, które tak odeszły.
W powieści podobały mi się głównie nawiązania literackie, dużo odniesień do konkretnych tytułów z literatury, filmu, ciekawych cytatów dotyczących pisania. Interesujące są uwagi dotyczące relacji w środowisku ludzi piszących.
Jakoś tak się składa, że najwięcej czytam polskiej literatury, zwłaszcza współczesnej. Chętnie sięgnęłam więc do poleconej mi książki amerykańskiej pisarki nagrodzonej National Book Award w 2018 roku.
Krótka, zaledwie 206 stron, porusza jednak wiele ciekawych zagadnień. Uwiodła mnie obecnością w niej psa i wieloma cytatami dotyczącymi zwierząt, głównie psów i...
2020-10-30
Agnieszka Dauksza od pierwszego zdania pokazuje swoją fascynację Jaremianką. Uwierzyłam jej i sama w trakcie czytania czułam, że to niezwykła artystka i kobieta. Niewiele o niej wiedziałam, tyle że była żoną Kornela Filipowicza, którego opowiadania czytałam kiedyś i jedno z nich jej poświęcone zapamiętałam - to "Fizjologia".
Obszerna książka (ponad 600 stron) pozwoliła mi poznać ją bliżej, obejrzeć na zdjęciach, przyjrzeć się kilku pracom zamieszczonym na kolorowej wkładce.
Autorka zgromadziła mnóstwo materiałów, spędziła bardzo dużo czasu w miejscach, gdzie Maria Jarema żyła i tworzyła swoje prace, czytała jej zapiski, dotykała jej rzeczy. Powstała szczególna więź łącząca Daukszę z jej bohaterką. Czuje się ją i dzięki temu nie nużą wywody dotyczące zagadnień plastycznych, szczegółów związanych z organizacją wystaw, spieraniem się na temat sztuki, abstrakcjonizmu.
Wiele tu listów Marii i do Marii, sporo o jej licznym rodzeństwie, o więzi z siostrą bliźniaczką, o Filipowiczu, o synu Aleksandrze.
Poruszyła mnie ta książka i losy Jaremianki, malarki i rzeźbiarki, której życie przypadło na trudne lata przed- i powojenne, kobiety zdecydowanie wyróżniającej się wśród sobie współczesnych.
"Gdzie jest Maria?" - pyta Agnieszka Dauksza. Myślę, że w trakcie czytania można próbować ją odnaleźć, chyba trochę mi się to udało.
Agnieszka Dauksza od pierwszego zdania pokazuje swoją fascynację Jaremianką. Uwierzyłam jej i sama w trakcie czytania czułam, że to niezwykła artystka i kobieta. Niewiele o niej wiedziałam, tyle że była żoną Kornela Filipowicza, którego opowiadania czytałam kiedyś i jedno z nich jej poświęcone zapamiętałam - to "Fizjologia".
Obszerna książka (ponad 600 stron) pozwoliła mi...
Od czasu świetnej debiutanckiej „Szopki” czytam kolejne książki Papużanki. Wydana w 2016 roku powieść „On” podobała mi się umiarkowanie, nie wzbudziła takich emocji jak „Szopka”. Plusem były dla mnie świetne fragmenty dotyczące lektur szkolnych, realizm lat osiemdziesiątych, sposób narracji i język. Sam bohater wydał mi się mało przekonywający, podobnie i surrealistyczne sceny w tramwaju.
Już w następnym roku ukazał się zbiór opowiadań „Świat dla ciebie zrobiłem”, kilka z 12 opowieści zainteresowało mnie, ale całość w sumie oceniłam jako zaledwie dobrą, wierząc, że kolejna książka będzie już na miarę debiutu.
Jestem po przeczytaniu „Przez” i niestety znów jestem nieco rozczarowana. Bohater – mężczyzna wynajmuje mieszkanie, rozstawia sprzęt fotograficzny. Będzie robił zdjęcia swojej żonie mieszkającej naprzeciwko i podglądał tę, którą porzucił bez słowa wyjaśnienia przed pięciu laty. Po co właściwie wraca, chce cofnąć czas, zatrzymać go, coś zrozumieć? Nie polubiłam go, nie zdołałam dociec powodów jego odejścia. Miałam wrażenie, że to raczej żona mogłaby go zostawić dręczona przez niego psychicznie, jak mi się zdaje w świetle jego wspomnień.
„Jestem nienormalny, pomyślał…” Chyba tak, pomyślałam, czytając ten ciągnący się przez 292 strony tekst. Nie porzuciłam go, mimo pewnego znużenia, bo wciąż jestem pod wrażeniem stylu i języka Zośki Papużanki. Te jej odniesienia literackie – Proust, Jasnorzewska – Pawlikowska, Sienkiewicz z „Latarnikiem” w nawiązaniu do obowiązków pana szlabanowego, bardzo to lubię i cenię. Autorka ostrzega też trochę czytelnika, że w jej książce " mimo że to już 120.strona, nic się nie dzieje", no i że „ludzie lubią, gdy wszystko jest wyjaśnione”.
Nie oczekiwałam wyjaśnień, lubię niedopowiedzenia, niejasności, które sama muszę rozwikłać, przemyśleć. A jednak mam odczucie, że ten książkowy „strumień świadomości” biegnie jakoś bez celu, uczucia i emocje głównego bohatera i jego żony - tak jak to on je przedstawia – są mało wiarygodne, ich relacje jakieś dziwne. Właśnie – dziwna, tak bym określiła mój stosunek do tej książki. W sumie to sama nie wiem do końca, co o niej myśleć. Zastanawiam się, czy nie za bardzo nastawiłam się na takie brawurowe jak w przypadku „Szopki” wejście autorki i wciąż takiej szukam. Widać zaś, że poszukuje ona nowych pomysłów, innych sposobów pokazania swoich bohaterów.
Myślę, że pozostanę wierna autorce i znów będę czekać na jej kolejną prozę.
Od czasu świetnej debiutanckiej „Szopki” czytam kolejne książki Papużanki. Wydana w 2016 roku powieść „On” podobała mi się umiarkowanie, nie wzbudziła takich emocji jak „Szopka”. Plusem były dla mnie świetne fragmenty dotyczące lektur szkolnych, realizm lat osiemdziesiątych, sposób narracji i język. Sam bohater wydał mi się mało przekonywający, podobnie i surrealistyczne...
więcej Pokaż mimo to