-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Biblioteczka
2024-04-12
2024-04-09
Fascynująca książka! Fabuła choć prosta, to wciągająca. Z jednej strony mamy wizję społeczeństwa przyszłości i dociekania autora na temat tego, co widzi. Pierwsze wnioski, o których sam podróżujący wspomina, że mylił się co do nich, moim zdaniem świetnie oddają teraźniejszy świat - upodabnianie się płci, powody zaniku różnic międzypłciowych. I to udało mi się niejako przewidzieć. Z drugiej strony mamy machinę czasu, która skonstruowana jest bardzo mechanistycznie - rurki, dźwignie. Autor praktycznie nie wychodzi, w konstrukcji maszyny czasu, ponad to, co znał ze swoich czasów, nie sili się na wymyślenie nowych mechanizmów, technologii.
Fascynująca książka! Fabuła choć prosta, to wciągająca. Z jednej strony mamy wizję społeczeństwa przyszłości i dociekania autora na temat tego, co widzi. Pierwsze wnioski, o których sam podróżujący wspomina, że mylił się co do nich, moim zdaniem świetnie oddają teraźniejszy świat - upodabnianie się płci, powody zaniku różnic międzypłciowych. I to udało mi się niejako...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-08
Zdaje się, że użytkownik Wizjoner w swojej opinii zawarł to, co w tej pozycji rzeczywiście jest najważniejsze. Mnie równie, jak i jemu zabrakło w książce rozdziału poświęconego Parmenidesowi, mimo że wspominany był kilkukrotnie.
Poza tym, że książka napisana jest bardzo przystępnie, osoby niezaznajomione z terminologią filozoficzną w stopniu podstawowym z pewnością nie uznają jej za lekturę trudną. Dodatkowo na plus należy dodać to, że język używany przez Leśniaka jest po prostu piękny. Zgrabne, czytelne zdania, czas zaprzeszły - dziś praktycznie niespotykany.
Ciekawi mnie natomiast to, czy napomknięcie w dwóch miejscach o Leninie i Marskie było spowodowane czasami, w których Autorowi przyszło tworzyć czy też te jednozdaniowe wzmianki uznał za tyle istotne, że należało sie w książce zamieścić.
Zdaje się, że użytkownik Wizjoner w swojej opinii zawarł to, co w tej pozycji rzeczywiście jest najważniejsze. Mnie równie, jak i jemu zabrakło w książce rozdziału poświęconego Parmenidesowi, mimo że wspominany był kilkukrotnie.
Poza tym, że książka napisana jest bardzo przystępnie, osoby niezaznajomione z terminologią filozoficzną w stopniu podstawowym z pewnością nie...
2024-04-04
Moim skromnym zdaniem jest to, jak do tej pory, najsłabsza część cyklu. Autor jakby miał pomysł ale nie wykorzystał go do końca.
Wychodzą też niedociągnięcia wynikające z tego, że autor opisał historię mającą miejsce przed przygodami Mordimera z pierwszego tomu, co wychodzi w sytuacjach, gdy Mordi wspomina przygody ze zdarzeń mających miejsce wcześniej, a odniesień do których próżno szukać w pierwszych tomach.
Po co, tak naprawdę, w podróż został zabrany doktor, skoro wspominany był tylko pobieżnie kilka razy - nie spełniał tutaj żadnej roli. Wygląda to trochę na zalążek pomysłu, którego autor ostatecznie nie rozwinął.
Wspominanie co kilka stron o "przesławnej akademii" czy informowanie kilka razy na tom, że Mordimer ma bardzo dobry węch jest już nudne. Każdy, kto czytał poprzednie tomy o tym wie, a kto nie czytał, to wystarczy mu jedno wspomnienie o tym, bez powtarzania, co kilka stron.
Mam wrażenie, że gdybym miał papierową wersje a nie audiobooka trudniej byłoby mi dobrnąć do końca. Lektor - Janusz Zadura - zrobił świetną robotę!
Moim skromnym zdaniem jest to, jak do tej pory, najsłabsza część cyklu. Autor jakby miał pomysł ale nie wykorzystał go do końca.
Wychodzą też niedociągnięcia wynikające z tego, że autor opisał historię mającą miejsce przed przygodami Mordimera z pierwszego tomu, co wychodzi w sytuacjach, gdy Mordi wspomina przygody ze zdarzeń mających miejsce wcześniej, a odniesień do...
2024-03-24
Co do samego Russella oczywiście można mieć obiekcje. Można go lubić, można nie lubić. Można nie szanować jako filozofa ze względu na częste zmiany poglądów. Niemniej jednak, jeśli chodzi o ten esej trzeba uczciwie powiedzieć, że jest spójny, konkretny, zdaje się być przemyślanym.
Myślę, że gdyby w szkole zapoznawano z nim uczniów, młodzi ludzie zdecydowanie bardziej świadomie podchodziliby do religii w ogóle.
Esej rozpoczyna się od rozważań nad tym, kto może siebie nazywać chrześcijaninem. Zdaniem Russella aby nazywać siebie chrześcijaninem w dzisiejszych czasach należy wierzyć w Boga i nieśmiertelność. Dawniej sprawa miała się inaczej, gdyż dochodziła do tego wiara w piekło. Jak również należy wierzyć, że Jezus był, jeśli nie Bogiem to przynajmniej najlepszym i najmędrszym z ludzi.
Dalej Russell w krótki sposób przedstawia i analizuje, bardzo skrótowo, argumenty za istnieniem Boga: argument pierwszej przyczyny, prawa naturalnego, celowości, wyrównania sprawiedliwości a także moralne argumenty na korzyść bóstwa.
Pokrótce pokazuje, że ciężko przyznać Jezusowi miano miłosiernego, kochającego i dobrego. Co było dla mnie nowe, pokazuje również, że część słów Jezusa należy brać pod uwagę w kontekście tego, że głosił on, iż ponownie przyjdzie na świat jeszcze w trakcie życia ówcześnie żyjących sobie ludzi.
W tak krótkim eseju udaje mu się również wskazać, że główną przyczyną tego, że tylu ludzi wyznaje jakąś religię jest fakt, że uczono ich tego od niemowlęctwa. Tego samego zdanie jest chociażby Dawkins. Ludzie są najczęściej wyznawcami takiej, a nie innej religii, ponieważ w takiej właśnie zostali wychowani.
Esej ten jest naprawdę dobrze napisany i może służyć jako przyczynek do dalszego zagłębiania tematu argumentów na istnienie boga, filozofii religii czy nawet czytania Biblii. Zdecydowanie, jeśli uznać, że istnieje kanon myśli, z którą młody człowiek powinien zostać w czasie nauki w szkole zapoznany, to ten esej jest jedną z takich pozycji.
Taka ocena wynika zaś z tego, że z perspektywy XXI wieku, nie ma w nim niczego szczególnego, obrazoburczego czy nowatorskiego. Nie wiem, czy w czasach, gdy autor pisał ten esej było inaczej?
Co do samego Russella oczywiście można mieć obiekcje. Można go lubić, można nie lubić. Można nie szanować jako filozofa ze względu na częste zmiany poglądów. Niemniej jednak, jeśli chodzi o ten esej trzeba uczciwie powiedzieć, że jest spójny, konkretny, zdaje się być przemyślanym.
Myślę, że gdyby w szkole zapoznawano z nim uczniów, młodzi ludzie zdecydowanie bardziej...
2024-03-14
2024-03-12
Kłamstwo, blaga, wciskanie kitu - niby wydaje się, że są to synonimy ale czy na pewno? Wedle Autora tego krótkiego eseju nie. I tak na przykład, kłamstwo od wciskania kitku różni stosunek do prawcy. O ile w przypadku kłamstwa intencjonalnie nie mówimy prawdy, tak w przypadku wciskania kitu mamy do czynienia z obojętnością względem prawdy. Dla wciskającego kit nie jest istotne czy głoszony sąd jest prawdziwy czy nie.
Książeczka ciekawa, krótka. Czy aby na pewno kwestia zakresu znaczeniowego słów leży w gestii filozofii a nie językoznawstwa?
Kłamstwo, blaga, wciskanie kitu - niby wydaje się, że są to synonimy ale czy na pewno? Wedle Autora tego krótkiego eseju nie. I tak na przykład, kłamstwo od wciskania kitku różni stosunek do prawcy. O ile w przypadku kłamstwa intencjonalnie nie mówimy prawdy, tak w przypadku wciskania kitu mamy do czynienia z obojętnością względem prawdy. Dla wciskającego kit nie jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-03
Do tej książki podchodziłem trochę jak pies do jeża. Po przeczytaniu najpierw "Lewicy dla opornych" obawiałem się, że ta książka trzymać będzie podobny poziom i w równym stopniu będzie siać dezinformację. Szczególnie, że zanim zabrałem się za książkę, to sprawdziłem przypisy do niej. Spodziewając się bogoojczyźnianych klimatów tym bardziej podchodziłem do książki z rezerwą.
Książka składa się z trzech rozdziałów dotyczących genealogii prawicy - pierwszy rozdział jest w moim odczuciu najciekawszy, gdyż daje rys historyczny poszczególnych obszarów, składowych koncepcji prawicy przedstawionej przez Szułdrzyńskiego. W kolejnym rozdziale Autor stara się zrozumieć skąd bierze się współczesne zagubienie prawicy, pisze o lewicowym skręcie prawicy w kierunku tożsamościowym w czym upatruje sukcesów PiS, Fideszu czy Trumpa. W trzecim, ostatnim rozdziale Autor stara się przedstawić wyzwania stojące przed prawicą w XXI wieku, jeśli ta nie chce być całkiem wypchnięta przez lewicę.
Część moich obaw sprzed przeczytania książki została, całe szczęście, rozwiana - dotyczy to głównie kwestii bogoojczyźnianych niebędących, całe szczęście, nachalnie promowanymi i to nie wokół nich kręci się książka. Owszem, tematy kościoła, patriotyzmu czy nacjonalizmu są poruszane jednak w sposób strawny, nienachalny i nierobiący czytelnikowi sieczki z mózgu.
W pewnych momentach mam wrażenie Autor sam sobie przeczy. Raz pisze, że prawica nie jest żadnym spójnym systemem tyko zbiorem różnych nurtów politycznych, w tym kapitalizmu (s. 13), by potem pisać, że wierzący w idee myślicieli takich jak Mises, Friedman czy Hayek są na wymarciu, bo ten koncept się wyczerpał (s. 103). Otóż nie dość, że apologeci wolnego rynku nie są gatunkiem zagrożonym wyginięciem, to i sam koncept się nie wyczerpał - czego przykładem jest Javier Milei, niedawno wybrany prezydent Argentyny.
Autor wielokrotnie powtarza zwrot "myśl prawicowa i konserwatywna" (s. 73) a skoro konserwatyzm jest ideą prawicową, to należałoby uznać, że część feministek to tak naprawdę przedstawicielki prawicy. Mam tu na myśli szczególnie te feministki, które potrzebę feminatywów uzasadniają tym, że przed drugą wojną światową były one powszechne a następnie wyplenione przez PRL. Oznacza to więc, że chcą przywrócić i zakonserwować część obowiązującego niegdyś ładu społecznego. Odwołując się przy tym, nie wprost, do mądrości poprzednich pokoleń. Jest to wniosek śmiały, który spotkałby się z oburzeniem feministek natomiast spójny z przedstawioną przez Autora wizją prawicowości.
Szułdrzyński tak samo często jak "myśl prawicowa i konserwatywna" zdaje się pisać "obóz liberalny i lewicowy" (s. 211), jakby te dwie idee były ze sobą w komitywie. Otóż nie są. Są to przeciwstawne sobie koncepcje. Lewicowa opowiada się za różnie nazwanymi kolektywami, zaś liberalizm za prawami jednostki, uważa on, że prawa przynależą jednostce, nie ma kolektywnych praw.
No i tu dochodzimy do clue - w ostatecznym rozrachunku Autor stwierdza, na przykładzie podejścia po polityki publicznej, że prawica od lewicy różni się wyłącznie kosmetycznie. Szułdrzyński, słusznie, stwierdza, że w Stanach w kręgach Republikańskich (a więc prawicowych, wg słów Autora), publiczna służba zdrowia uchodzi za komunizm (s. 214). Mamy więc wyraźną dychotomię: publiczne - prywatne, a sprowadzając ją do podstawowej kwestii: kolektyw - jednostka. I to jest sedno różnic między prawicą a lewicą. Szułdrzyński zauważa zaś, że w Polsce i lewica i prawica ma wizję tego, jak szkoła ma wyglądać. Według prawicy w szkole powinno się bardziej zanurzać w kulturowym rezerwuarze, by szkoła dawała akces do zbioru wiedzy a dla lewicy ważne jest wyrównanie szans. Schodząc poziom niżej - i lewica i prawica w tym kontekście ma podejście kolektywistyczne - różnią się wyłącznie ubarwieniem kolektywizmu.
To samo w poruszonej sprawie walki z bezdomnością. Według Autora nie jest to spór między lewicą i prawicą, a raczej skutecznym lub mniej skutecznym sposobem prowadzenia polityki. Takie postawienie sprawy zawiera presupozycję: państwo ma walczyć z bezdomnością. Co znowu stawia lewicę i prawicę w jednym, etatystycznym, rzędzie.
To, co mnie też zabolało, szczególnie w kontekście ostatniego rozdziału, to wielokrotne wspominanie o myśli Chantal Delsol (s. 175), konserwatywnej filozof, bez wymienienia jej dzieł w przypisach. Jej wypowiedzi i stanowisko są przytaczane ale, skąd one pochodzą? Gdzie zawarła tę myśl? Nie wiadomo.
Podsumowując: pozycja ciekawa, dająca do myślenia z otwartym polem do dyskusji i doprecyzowania pewnych tematów. Z całą pewnością pozycja lepsza niż Lewica dla opornych.
Do tej książki podchodziłem trochę jak pies do jeża. Po przeczytaniu najpierw "Lewicy dla opornych" obawiałem się, że ta książka trzymać będzie podobny poziom i w równym stopniu będzie siać dezinformację. Szczególnie, że zanim zabrałem się za książkę, to sprawdziłem przypisy do niej. Spodziewając się bogoojczyźnianych klimatów tym bardziej podchodziłem do książki z...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-01
2024-02-22
2024-02-23
2024-02-08
Na razie jest to zdecydowanie najlepsza pozycja cyklu. Niby są to opowiadania a czyta się to jednym ciągiem i ma się wrażenie jakby to były rozdziały nie odrębne opowiadania - jak miało to miejsce w poprzednich tomach cyklu.
Tom rozjaśnia kilka wątków z poprzednich tomów cyklu - dowiemy się np. dlaczego Wewnętrzny Krąg ratował naszego uniżonego sługę, a jest to doprawdy nielicha historia!
Na razie jest to zdecydowanie najlepsza pozycja cyklu. Niby są to opowiadania a czyta się to jednym ciągiem i ma się wrażenie jakby to były rozdziały nie odrębne opowiadania - jak miało to miejsce w poprzednich tomach cyklu.
Tom rozjaśnia kilka wątków z poprzednich tomów cyklu - dowiemy się np. dlaczego Wewnętrzny Krąg ratował naszego uniżonego sługę, a jest to doprawdy...
2024-01-31
Kolejna część przygód, naszego uniżonego sługi, Mordimera Madderdina i kolejna całkiem ciekawa.
Nie rozumiem narzekania na wtórność akcji, postaci, schematyczność opowiadań - to samo jest w serialach i tam nikomu to nie przeszkadza.
Szczególnie zapadła mi w pamięć ostatnie opowiadanie, które rozwija i wyjaśnia wątki rozpoczęte w ostatnim opowiadaniu poprzedniego tomu!
Kolejna część przygód, naszego uniżonego sługi, Mordimera Madderdina i kolejna całkiem ciekawa.
Nie rozumiem narzekania na wtórność akcji, postaci, schematyczność opowiadań - to samo jest w serialach i tam nikomu to nie przeszkadza.
Szczególnie zapadła mi w pamięć ostatnie opowiadanie, które rozwija i wyjaśnia wątki rozpoczęte w ostatnim opowiadaniu poprzedniego tomu!
2024-01-25
Na razie jest to chyba najlepszy zbiór z cyklu. Głównie ze względu na dwa ostatnie opowiadania, pozostałe są bo są. Nie wnoszą w sumie nic nowego. Typowy dla cyklu rodzaj brutalności. Męczy trochę wałkowanie w kółko tych samych zwrotów i informacji. Już po pierwszym tomie wiemy o delikatnym węchu Mordimera - nie ma sensu powtarzać tego kilka razy w każdym opowiadaniu, chociaż z drugiej strony rozumiem konwencję.
A co do dwóch ostatnich opowiadań. Dają promyk nadziei na zawiązanie się akcji i wyłonienie głównego wątku. Mam nadzieję, że nasz uniżony sługa poza powód usilnej chęci dostania się demona do klasztoru Amszilas oraz, że rozwiąże się zagadka zaginięcia boga! Po trzecim tomie chyba domyślam się w jakim kierunku to zmierza. Niebawem dowiem się czy miałem rację!
Na razie jest to chyba najlepszy zbiór z cyklu. Głównie ze względu na dwa ostatnie opowiadania, pozostałe są bo są. Nie wnoszą w sumie nic nowego. Typowy dla cyklu rodzaj brutalności. Męczy trochę wałkowanie w kółko tych samych zwrotów i informacji. Już po pierwszym tomie wiemy o delikatnym węchu Mordimera - nie ma sensu powtarzać tego kilka razy w każdym opowiadaniu,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niejeden za dzieciaka marzył o mocy bycia niewidzialnym. To chyba supermoc, którą chciałby mieć każdy dzieciak - obok latania, czytania w myślach i przechodzenia przez ściany. Bohaterowi książki "Niewidzialny człowiek" udaje się to zrealizować i staje sie niewidzialny. Nie jest to jednak żadna supermoc a zdolność, która uzyskał w wyniku eksperymentowania na sobie.
Książka nie porywa i jest zdecydowanie gorsza od "Wehikułu czasu". Tutaj poziom absurdalności dialogów i zachowania bohaterów przekracza wszelkie przyzwoite formy. Postacie są skrajnie wręcz infantylne, nie działają racjonalnie. Osoby mające nieszczęście spotkać Niewidzialnego człowieka, jakby w tym samym momencie traciły zdolność myślenia. Może w czasach autora odbiór takiego zachowania był inny niż dziś.
Podobnie jak w "Wehikule czasu", tak i tu używana przez naukowców technologia jest zupełnie mechaniczna. Aby zostać niewidzialnym wystarczy sprzęt pod postacią szkła laboratoryjnego. Ach, no i ważne by być albinosem.
Mimo swoich wad książki bardzo przyjemnie się słuchało. Przyjemne, krótkie i konkretne rozdziały. Została przetłumaczona na piękny polski.
Niejeden za dzieciaka marzył o mocy bycia niewidzialnym. To chyba supermoc, którą chciałby mieć każdy dzieciak - obok latania, czytania w myślach i przechodzenia przez ściany. Bohaterowi książki "Niewidzialny człowiek" udaje się to zrealizować i staje sie niewidzialny. Nie jest to jednak żadna supermoc a zdolność, która uzyskał w wyniku eksperymentowania na sobie.
więcej Pokaż mimo toKsiążka...