-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-02-22
Książka zrobiła na mnie wrażenie. Niektóre fragmenty czytałam z niedowierzaniem, niektóre ze złością...
Książka zrobiła na mnie wrażenie. Niektóre fragmenty czytałam z niedowierzaniem, niektóre ze złością...
Pokaż mimo to2012-01-11
Po przeczytaniu wstępu jaki zafundował czytelnikowi sam autor miałam ochotę odłożyć książkę. Przestraszyłam się, gdyż czułam ciężki temat, wobec którego nie będę mogła przejść obojętnie, a nie wiedziałam czy mam na to siły. Ale zaraz pomyślałam sobie, że chyba nie poddam się tak łatwo, po zaledwie jednej kartce? Tak zaledwie jedna kartka - wstęp samego autora - przeraziła mnie co do treści...
Po następnej przeczytanej kartce podreptałam, by wyłączyć radio - tego nie da się czytać przy wesołych dźwiękach płynących z głośników...
Książkę mi polecono, nawet pożyczono. Ze względu na trudny temat, trochę przeleżała na półce. Ale kiedyś musiałam się z nią zmierzyć. Postanowiłam zrobić to teraz.
"Będzie to ciężko upośledzone dziecko". Gdybym był kobietą w ciąży, zdanie takie z pewnością nie na żarty by mnie przeraziło. Ale nie byłem kobietą w ciąży. Byłem beztroskim dziewiętnastoletnim studentem, który odmówił służby wojskowej. Kiedy powiedziano do mnie przytoczone na wstępie słowa, odbywałem już służbę zastępczą, pracując z dziećmi upośledzonymi. Tyle że nie było to dla mnie coś zastępczego, tylko raczej głębokie doświadczenie, którego nic w moim życiu nie może mi zastąpić. Temu doświadczeniu na imię w pierwszym rzędzie Kaj."
- Hartmut Gagelmann
Hartmut Gagelmann jako dziewiętnastoletni chłopak żył beztrosko. Studiował muzykę i jak sam wspomina korzystał z życia wylegując się nad brzegiem jeziora w trakcie lata stulecia, czytając książki Manna, Goethego, Hessego, pisząc wiersze i przesiadując w lokalu "Omlecik". Gdy otrzymał wezwanie do odbycia służby wojskowej, postanowił znaleźć jakąś służbę zastępczą, gdyż nie widział sensu latania z bronią. Wybór padł na ośrodek dla dzieci upośledzonych. Była to praca na cały etat, a zaangażowania wymagano od niego 24 godziny na dobę. O tym, że nie było łatwo i jak sprzeczne emocje tragały autorem możemy przeczytać w tej książce...
Muszę od razu uspokoić przyszłych czytelników. To, co mnie tak zaszokowało na samym początku mojej "przygody" z książką Hartmuta Gagelmanna, już więcej nie wywołało takich emocji (co wcale nie oznacza, że przez to książka była zła). Nie wiem czy specjalnie, ale autor napisał to w "przyswajalny" sposób. Moim zdaniem zrobił to celowo. Czytając książkę miałam odczucie, że autor chciał nas przekonać, że osoby w jakimś stopniu upośledzone (a może nazywane tak tylko przez osoby "normalne") są po prostu ludźmi. Mają swoje "zachowanie" tak jak inni mają swoje przyzwyczajenia. Coś co dla jednego jest czymś normalnym, dla drugiego może być dziwactwem.
Dzięki temu, że traktował nietypowe zachowanie dzieci jako coś zwykłego (i opisywał to w książce), chciał czytelnikom pokazać, że nie musimy mieć racji w szufladkowaniu innych jako "upośledzonych".
Dokładne opisywanie scen jakich był świadkiem mogłoby wywołać efekt odwrotny do zamierzonego, czyli jeszcze bardziej wzbudzić awersję do ludzi upośledzonych. A to nie było jego celem.
Dodatkowo autor opisał siebie jako laika, który bez żadnego wykształcenia i doświadczenia w kierunku pracy i opieki z ludźmi w zakładach hmmm.... zamkniętych, jest w stanie ich zrozumieć i pomóc im, bazując tylko na własnym instynkcie i empatii. Czyli kolejny dowód na to, że nikt nam nie musi wkładać do głowy jakichś prawd życiowych czy uczyć sposobu postępowania z osobami upośledzonymi. To nawet może nam przeszkodzić w zrozumieniu problemów z jakimi borykają się osoby upośledzone.
Swoją opinię widzę jako pokręconą ;) i niezbyt uporządkowaną. Nie czytałam książek o takiej tematyce i wzbudziła ona we mnie wiele emocji. Nie bardzo wiedziałam co i jak napisać... Wydaje mi się, że zrozumiałam punkt widzenia osób pracujących z osobami upośledzonymi. A chyba też i o to chodziło autorowi. Ja z czystym sumieniem polecam wszystkim. Dzięki szczerym opisom własnych emocji, momentów załamania i zwątpienia H. Gagelmann zmienia też mój sposób postrzegania wielu spraw...
Po przeczytaniu wstępu jaki zafundował czytelnikowi sam autor miałam ochotę odłożyć książkę. Przestraszyłam się, gdyż czułam ciężki temat, wobec którego nie będę mogła przejść obojętnie, a nie wiedziałam czy mam na to siły. Ale zaraz pomyślałam sobie, że chyba nie poddam się tak łatwo, po zaledwie jednej kartce? Tak zaledwie jedna kartka - wstęp samego autora - przeraziła...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
2012-03-25
Kojarzycie takie komedie, w których dzieje się mnóstwo i to mnóstwo dzieje się tylko jednej osobie? Tak właśnie dzieje się w życiu Gabrieli Szczęśliwej. I podczas gdy w filmie takie sytuacje strasznie mnie denerwują (nie lubię głupkowatych komedii) w książce Katarzyny Michalak wszystko jest dozowane w odpowiedniej dawce. Powiem więcej - akcja tak pędzi, że nawet nie wiem kiedy książkę przeczytałam. W trakcie gasiłam światło trzy razy, ale za każdym razem ponownie je zapalałam i doczytywałam kolejne rozdziały. Taką właśnie siłę perswazji ma pani Kasia ;)
Ale wracając do samej Gabrieli Szczęśliwej, to powiem szczerze, że brakowało mi takiej pozytywnej postaci w książkach (ostatnio w ogóle zaniedbałam polskich autorów, a "zagraniczni" bohaterowie pozostawiają wiele do życzenia). Doświadczona przez los - porzucona na wycieraczce jako niemowlę, z ogromną wadą wzroku i skrzywieniem nogi - budziła współczucie, choć każdy wolał jej unikać. Dzieci uważały ją za kuśtykającego potworka, a już dorosłej Gabrieli nikt nie chciał zatrudnić. Ale przecież każda moneta kiedyś musi się odwrócić...
Tak jest i w tym przypadku. Marta, właścicielka Bukowego Dworku postanowiła dać Gabrieli szansę i zatrudniła ją jako zaklinaczkę koni. Praca ze zwierzętami dawała Gabi wiele satysfakcji, ale dopiero wtedy zaczęły się jej przygody. W pracy poznała Pawła, niemówiącego przystojniaka, ubezwłasnowolnionego, pod stałym nadzorem kuratora, czyli własnej matki. No tak! Przecież w jej życiu nic nie jest "normalne". No i jeszcze dziwna wizyta u wróżki i równie ciekawa przepowiednia - w życiu Gabi pojawi się aż 3 mężczyzn! Zrobiło się ciekawiej...
Nie będę pisała szczegółowo żeby nikomu nie zepsuć radości czytania (tak radości, bo to bardzo pozytywna powieść). Ale by podsycić ciekawość powiem tylko, że to co opisałam to zaledwie maluteńki wycinek tego, co czeka każdego, kto zdecyduje się po książkę sięgnąć. Tak sobie pomyślałam, że Gabi jest potwierdzeniem takiej zasady (choć dokładnie jej nie pamiętam ;)) że to, co rzucimy w świat, wraca do nas ze zdwojoną siłą. Mimo porzucenia, wytykania palcami, ułomności, niemiłych komentarzy, Gabriela Szczęśliwa nigdy nie traciła pogody ducha, zawsze pozytywnie patrzyła na świat. Mimo burzy w jej życiu pozostała tą samą osobą i nie zagubiła się w nowym świecie. W jej postawie widać radość życia, nie bierze z niego wszystkiego, co jej dają, tylko to, co chce i czego potrzebuje. Właśnie to bardzo spodobało mi się w książce Katarzyny Michalak. Dzięki temu nie miałam uczucia przesady, gdyż faktycznie wielu autorów za bardzo "obdarza" swoich bohaterów.
Książkę warto przeczytać. Jest wielu barwnych i nietuzinkowych bohaterów, dużo akcji i humoru. Czyta się ją z zapartym tchem i ciężko zrobić sobie małą przerwę.
Kojarzycie takie komedie, w których dzieje się mnóstwo i to mnóstwo dzieje się tylko jednej osobie? Tak właśnie dzieje się w życiu Gabrieli Szczęśliwej. I podczas gdy w filmie takie sytuacje strasznie mnie denerwują (nie lubię głupkowatych komedii) w książce Katarzyny Michalak wszystko jest dozowane w odpowiedniej dawce. Powiem więcej - akcja tak pędzi, że nawet nie wiem...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-29
Piękna, kolorowa, jak ptaki, o których mowa. Zawiera barwne strony, na których możemy zobaczyć jak wyglądają poszczególne gatunki, które przylatują do ogrodu Państwa Pawlaków. Ptaki "wykonane" są ze skrawków materiałów, namalowane farbami lub kredkami przez Hanię, a także przedstawione na fotografii.
Idealna propozycja dla małego odkrywcy.
Piękna, kolorowa, jak ptaki, o których mowa. Zawiera barwne strony, na których możemy zobaczyć jak wyglądają poszczególne gatunki, które przylatują do ogrodu Państwa Pawlaków. Ptaki "wykonane" są ze skrawków materiałów, namalowane farbami lub kredkami przez Hanię, a także przedstawione na fotografii.
Idealna propozycja dla małego odkrywcy.
2017-11-19
Lubię te wznowienia. Piękne wydanie zawierające ciekawe i ponadczasowe opowiadania - w sam raz na wieczorne czytanie dziecku. Polecam.
Lubię te wznowienia. Piękne wydanie zawierające ciekawe i ponadczasowe opowiadania - w sam raz na wieczorne czytanie dziecku. Polecam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-04-02
David Beck, młody lekarz pracujący w zakazanej dzielnicy, od ośmiu lat jest wdowcem. Jego ukochana żona została brutalnie zamordowana przez seryjnego zabójcę, a on sam wtedy pobity i wrzucony do jeziora ledwie uszedł z życiem. Ciało Elizabeth zostało kilka dni później odnalezione i zidentyfikowane przez jej ojca, a morderstwo przypisane Killroy'owi. Brawo! Kolejna sprawa rozwiązana! Ale właśnie po ośmiu latach okazuje się, że chyba jednak popełniono błędy. Pewnego zwykłego dnia David otrzymuje bowiem tajemniczego maila, a w nim link do kamery miejskiej. Podczas transmisji widzi on na ekranie monitora własną żonę. Od tej pory jego życie zmienia się diametralnie. David poszukuje wytłumaczenia dla tego, co zobaczył. Czy osoba, którą widział w kamerze miejskiego monitoringu, to jego żona czy celowy zabieg fotomontażu? Dlaczego akurat teraz ktoś postanawia wrócić do sprawy? Jeśli faktycznie Elizabeth żyje, gdzie przebywa i dlaczego przez osiem lat pozostawała martwa dla świata?
Harlan Coben doskonale zbudował akcję powieści. Pojawiają się ciekawe, intrygujące wątki, kolejne osoby, które wiele wnoszą do całej historii. Akcja tak pędzi, że z własnego doświadczenia ostrzegę innych - nie zaczynajcie czytać późnym wieczorem, gdyż nie będziecie mogli się od niej oderwać i nockę będziecie mieli z głowy. Każda kolejna strona dostarczała informacji, podpowiedzi i obfitowała w zdarzenia, które wprawiały wyobraźnię w ruch. "Dodawałam" i "odejmowałam", analizowałam otrzymane dane, nawet po skończonej lekturze zastanawiałam się, co przegapiłam. Bo zakończenie, tak jak mnie ostrzegano, totalnie mnie zaskoczyło.
Książkę polecam każdemu. Ciekawi bohaterowie, interesująca fabuła, dużo ucieczek i pościgów, zabójstw, walki i poszukiwania prawdy. Czytelnik nawet nie wie kiedy ucieka każda kolejna karta powieści.
David Beck, młody lekarz pracujący w zakazanej dzielnicy, od ośmiu lat jest wdowcem. Jego ukochana żona została brutalnie zamordowana przez seryjnego zabójcę, a on sam wtedy pobity i wrzucony do jeziora ledwie uszedł z życiem. Ciało Elizabeth zostało kilka dni później odnalezione i zidentyfikowane przez jej ojca, a morderstwo przypisane Killroy'owi. Brawo! Kolejna sprawa...
więcej mniej Pokaż mimo to2009-01-01
Moja ulubiona książka N. Roberts. Fantastyczna opowieść o trzech siostrach, które zmuszone zostały testamentem ojca-tyrana do zamieszkania na ranczo przez rok, by otrzymać spadek.
Książka została zekranizowana.
Moja ulubiona książka N. Roberts. Fantastyczna opowieść o trzech siostrach, które zmuszone zostały testamentem ojca-tyrana do zamieszkania na ranczo przez rok, by otrzymać spadek.
Książka została zekranizowana.
2015-12-16
2013-01-01
2013-04-15
2009-01-01
Elizabeth poznajemy, gdy niespodziewanie budzi się na łodzi, na której świętowała swoje osiemnaste urodziny. Ze snu wyrwało ją tępe stukanie jakiegoś przedmiotu o łódź. Ku swojemu niezmiernemu zdumieniu odkrywa, że to jej ciało unoszące się na wodzie jest przyczyną tego drażniącego dźwięku, a ona sama już nie żyje...
Dość niespodziewane zakończenie urodzinowej imprezy. Elizabeth niczego nie pamięta, nie wie co się stało, a całe jej życie jest zlepkiem nic nieznaczących informacji. Jej przyjaciele nie widzą jej i nie słyszą. W nowym świecie ma jednak towarzysza - Alexa Berga, chłopaka, który również zginął. Rok wcześniej został śmiertelnie potrącony przez nieustalonego kierowcę. Teraz oboje mają czas na poznanie swoich historii i odkrycie dlaczego znaleźli się w tym właśnie miejscu. Mogą bowiem powracać we wspomnienia i wypełniać luki we własnej pamięci.
Do książki podchodziłam z ogromnym zaciekawieniem, a złożyło się na to wiele pochlebnych recenzji, które przeczytałam. W pewnym stopniu obawiałam się, że mogę nie być zadowolona (coś co jednym się podoba nie musi spodobać się wszystkim), ale... wprost nie mogłam oderwać się od książki! Może powinnam napisać to na końcu, ale ona jest po prostu rewelacyjna!
Kto sięgnie po nią doceni, że nie ma tu "tematów dyżurnych", które wprost zalewają księgarniane półki. To coś świeżego i... normalnego. Autorka nie idealizuje bohaterów. Liz jest wprost okropna, ba! ona sama wstydzi się swoich wspomnień, które pokazują ją w złym świetle. W pewnym sensie obarczona jest tyloma wadami, że aż trudno uwierzyć, że mamy ją polubić. No właśnie - czy mamy ją polubić? Ja zadawałam sobie to pytanie przez większość książki i myślę, że było mi jej szkoda, ale nie wiem czy ją lubiłam. Chyba tak... Ale zdaję sobie sprawę, że to przez jej wspomnienia, które są w ciekawy sposób przywoływane. Choć zdarzały się kompromitujące czy dyskredytujące sytuacje duch Liz, który oglądał co wyprawia jej żyjąca wersja, zawsze widział sytuację nie wprost tylko ze wszystkimi niuansami, których często w życiu nie zauważamy. Wspomnienia zawsze miały drugie dno i odkrywały nam powoli układankę jaką stanowiło życie Liz. Dlaczego ze słodkiej i radosnej dziewczynki stała się bezduszną materialistką zapatrzoną we własny świat.
Nie wiem czy to, co teraz napiszę można uznać za spojler, ale... Najciekawsze jest to, że przez całą książkę chciałam, by to wszystko okazało się... snem. Nie chciałam takiego finału (naprawdę bardzo mocno chciałam, by historia inaczej się zakończyła). W pewnym sensie zabrakło mi tu finału z "Opowieści wigilijnej", gdy oglądając swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mamy szansę się poprawić i zmienić swoje życie. Niestety Jessica Warman opisała prawdziwe życie, musimy być świadomi własnego postępowania, gdyż nie możemy cofnąć czasu. Nie wrócimy do przeszłości i nie poprawimy swojego zachowania, a już na pewno nie zrobimy tego, gdy będziemy martwi...
Elizabeth poznajemy, gdy niespodziewanie budzi się na łodzi, na której świętowała swoje osiemnaste urodziny. Ze snu wyrwało ją tępe stukanie jakiegoś przedmiotu o łódź. Ku swojemu niezmiernemu zdumieniu odkrywa, że to jej ciało unoszące się na wodzie jest przyczyną tego drażniącego dźwięku, a ona sama już nie żyje...
więcej Pokaż mimo toDość niespodziewane zakończenie urodzinowej imprezy....