-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant4
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant961
Biblioteczka
2024-04-26
2024-04-18
2024-04-01
Nieznany i kropka debiutował w 2020 roku powieścią "Nawiść" pod nieco innym wówczas pseudonimem Autor Nieznany.
Już podczas tworzenia pierwszej książki , Autor postawił na malownicze neologizmy, wielokrotne powtórzenia i zabawę słowem. Jego styl stał się prekursorski, niepowtarzalny i autorski. Oprócz urozmaicenia słowa, Nieznany i kropka posiada unikalny talent do budowy scenerii, do barwnych opisów nie definiowanych przez innowacje językowe, do tworzenia wyjątkowych bohaterów. Mimo, że w każdej ze swych powieści porusza sprawy istotne, i mimo, że czytając jego książki potrzeba skupienia , to lekkość pióra Nieznanego jest wręcz eteryczna.
W swojej najnowszej powieści "Trójjednia" Autor w charakterystyczny dla siebie sposób wkracza na pole tematów aktualnych. Tytułowe "przewracanie w grobach" i elementy życia oraz pracy trójki bohaterów stworzone jako fikcja literacka, są ciekawym motywem. Umarli muszą obracać się w grobie, ponieważ nawet po śmierci są częścią swoistego zespołu, który gra do jednej bramki. Pobudki pracowników korporacji, która zawodowo zajmuje się prowokacją żywych , do czynów, które mają umożliwić przewracanie się w grobach im bliskim, są często zawiłe i nie do końca jasne na pierwszy rzut oka. A jednak im dalej poznajemy ich źródło postępowania, tym bardziej klaruje się w głowie czytelnika sytuacja życiowa bohatera.
Poruszone przez Nieznanego tematy są ważne, są różne, są potrzebne. Hejt, poczucie akceptacji przez otoczenie, piętno dla inności, miłość rodzicielska i odpowiedzialność, życie w internecie i zanik relacji międzyludzkich to tylko część z tematów, które Autor porusza i nawiązuje do nich w "Trójjedni". Dzięki bardzo umiejętnemu rozplanowaniu i urzekającym opisom można przy czytaniu wysnuć swoje indywidualne refleksje na dany temat. Kontynuowana przez całą oś fabularną kwestia zagadnienia jakim jest energia w szerokim spektrum pojęcia, porusza zarówno pozytywne i negatywne jej znaczenia. Energia ludzka i słoneczna, które są siłą napędową otaczającego świata. Energia słów i czynów lub gestów, mająca tą unikatową moc w walce z przeciwnościami losu. Energia natury, która jest potężnym żywiołem, a bez niej nie było by niczego. Tak, zdecydowanie Autor meandruje w swej książce po zakamarkach wielu sfer życia jakie występują w realnym świecie.
Nieznany i kropka debiutował w 2020 roku powieścią "Nawiść" pod nieco innym wówczas pseudonimem Autor Nieznany.
Już podczas tworzenia pierwszej książki , Autor postawił na malownicze neologizmy, wielokrotne powtórzenia i zabawę słowem. Jego styl stał się prekursorski, niepowtarzalny i autorski. Oprócz urozmaicenia słowa, Nieznany i kropka posiada unikalny talent do budowy...
2024-04-07
2024-03-28
2024-03-19
Nie jest źle, ale dość sporo w tej książce sprzeczności i nielogiczności.
Napisana dość wartko, przepełniona akcją i naprawdę dobrym stylem samej Autorki.
Do mniej więcej 70 strony odrzucałam dwa razy, ponieważ nie mogłam wbić się w rytm, zresztą początek "Gwiazdy Północy, Gwiazdy Południa" jest mocno chaotyczny, wprowadza zamęt w odbiorze czytelniczym.
Przede wszystkim zbyt rozdmuchana akcja odbicia mnicha El-Li, która jest misją skrajnie niebezpieczną, ale z tego co Autorka przekazuje, również niesamowicie ważną i pilną. Tymczasem przygotowania do tego trwają 4 tygodnie. Mimo, że oddział głównej bohaterki to 10 super wyszkolonych kobiet, a do pomocy mają równie bojowo wyedukowany oddział żołnierzy Cesarstwa Słońca. Pytanie samo ciśnie się na usta: dlaczego tak długo to trwało, skoro pojawia się także informacja, że mnich może zdradzić osobom z sekty Sithu tajniki kontroli nad ludzkim umysłem, a to z kolei prowadzić może, do próby przejęcia władzy przez Sithu w kraju?
Kolejny aspekt to szpieg polityczny, który zna ważne informacje na temat sojuszników w nieuchronnie zbliżającej się wojnie między Cesarstwem Słońca a Królestwem Żeglarzy. Wankorn - ów szpicel, przebywa w tajnym więzieniu Cesarstwa, i czeka aż przedstawiciele władzy go przesłuchają. Skoro więc jest już uwięziony, wojna wisi w powietrzu, to dlaczego nikt go nie przesłucha? Dlaczego główna bohaterka -Aline, która jest również księżniczką Królestwa Żeglarzy, i jednocześnie krajanką Wankorna nie pospieszy, by przejąć istotne powiadomienie od szpiega pracującego na rzecz jej ojczyzny?
Wątek miłosny zdecydowanie przejmuje tu ster, być może to jest odpowiedź na moje zagwozdki. Teoretycznie Joanna Lampka stara się rozbudować wszystkie nowinki polityczne, wpłata również specyfikę realiów przedstawionego przez siebie świata, ale jednak romans jest tu motywem przewodnim. Nie uważam tego za minus, aczkolwiek może gdyby Autorka sprecyzowała bardziej problematykę wojny, lub użyła znaczących argumentów dlaczego jest tak a nie inaczej, to wyjaśniło by więcej, i wówczas nie pytałbym dlaczego.
Początkowo miałam tą powieść porzucić po pierwszym tomie, ale "weszłam" w świat Cesarstwa Słońca i Królestwa Żeglarzy, i pomimo wielu pytań zaciekawił mnie los Aline. Nie dostrzegam tu wyłącznie samych minusów i braku odpowiedzi, lub błędów logicznych. "Gwiazda Północy, Gwiazda Południa" jest utrzymane w bardzo dojrzałej stylistyce. Plan na osnowę romantyczną był w porządku, nieco gorzej wypada tą właściwa akcja, czyli walka i choćby moment odbicia mnicha z rąk Sithu.
Ciekawie wykreowany świat, przypominający rzeczywistość z domieszką magii i dużą ilością elektroniki .
Nie jest źle, ale dość sporo w tej książce sprzeczności i nielogiczności.
Napisana dość wartko, przepełniona akcją i naprawdę dobrym stylem samej Autorki.
Do mniej więcej 70 strony odrzucałam dwa razy, ponieważ nie mogłam wbić się w rytm, zresztą początek "Gwiazdy Północy, Gwiazdy Południa" jest mocno chaotyczny, wprowadza zamęt w odbiorze czytelniczym.
Przede wszystkim...
2024-03-15
2024-03-11
Fenomenalna opowieść!
Bardzo cenię ciekawe powieści historyczne. Zdolność wplecenia w jej ramy intrygujących postaci fikcyjnych, dopasowanie sytuacji i zdarzeń prawdziwych do wymyślonych i autentycznych bohaterów wymaga mocnej wyobraźni i naprawdę dobrego pióra. I choć początkowo sądziłam, że Egipcjanina Sinuhe po prostu nie skończę, szybko zdałam sobie sprawę, że o tej pozycji nie zapomni się szybko .
Choć Waltari kilkukrotnie myli się w ułożonej przez siebie chronologii, co bije w oczy, język powieści- bądź tłumaczenie (ciężko stwierdzić) jest często bardzo naiwny, by nie rzec, że infantylny, to bez wątpienia jest to zjawisko dodające dodatkowo uroku książce.
Wspaniałe wykreowany świat, którym tłem jest starożytny Egipt u schyłku XVIII dynastii faraonów. Barwne i soczyste postacie, których motywy i czyny są mocno zarysowane na przestrzeni powieści. Bajkowe opisy scenerii Teb, Babilonu, Azzuro, Krety i wiele innych starożytnych miast, czynią z Egipcjanina Sinuhe mistrzowski klasyk.
Skomplikowana sytuacja polityczna i napięcia na tle religijnym, którym Waltari nie szczędził stron, zresztą słusznie. Wojna z krajem Hatti o odzyskanie zagarniętej Syrii, która była wówczas pod zwierzchnictwem państwa faraonów opisują krwawy konflikt, który Czytelnik poznaje poprzez bezpośredni kontakt Sinuhe z tymi wydarzeniami, daje jasny i mocny przekaz.
Powieść jest pełna odniesień, które odnajdują sens również w czasach współczesnych, co uświadamia boleśnie, co i kto tak naprawdę rządzi światem, co jest ważne, czym jest miłość i przyjaźń.
Ponadczasowa i wyjątkowa!
Fenomenalna opowieść!
Bardzo cenię ciekawe powieści historyczne. Zdolność wplecenia w jej ramy intrygujących postaci fikcyjnych, dopasowanie sytuacji i zdarzeń prawdziwych do wymyślonych i autentycznych bohaterów wymaga mocnej wyobraźni i naprawdę dobrego pióra. I choć początkowo sądziłam, że Egipcjanina Sinuhe po prostu nie skończę, szybko zdałam sobie sprawę, że o tej...
2024-02-28
2024-02-24
Kolorowa okładka z dziewczyną z fioletowymi włosami, w tle nagrobki. Opis zawierający przesłanki, że książka oscyluje wokół gatunków fantasy i kryminał. Pokazanie rzeczywistości z punktu widzenia zombie, gdzieś tam na drugim planie nawet nieco motywu miłosnego. Wszystko pięknie, więc co poszło nie tak?
"Moja martwa dziewczyna" ma jedną, dość sporą zaletę. Autor faktycznie zgrabnie ujął całość, ale pod kątem stylistycznym. Łukasiewicz dobrze rozplanował akcję, ma przystępny - całkiem miły nawet styl pisarski. Dzięki temu można to jeszcze jakoś przeczytać. Natomiast według mnie ma tym plusy powieści się kończą.
Głównym minusem książki jest to, że jest po prostu nudna. W momencie gdy Jutka i Piotr dowiadują się o morderstwie (są to pierwsze strony ), wszystko zwalnia a bohaterowie drepczą w miejscu zbrodni i analizują wszystko po kilka razy. Jest parę nowinek odnośnie bohaterów, ale jest tego stosunkowo niewiele.
Walki na cmentarzu między nieumarłymi a ludźmi, czy policją są chaotycznie skonstruowane. W ogóle motywy działań mieszkańców cmentarza są nie logiczne. Szczególnie ghule według Autora są totalnie bezmyślnymi stworzeniami, ponieważ tak są przestawione sytuację, że do innych wniosków dojść nie można. Bo skoro od lat między nieumarłymi a ludźmi panuje kruchy pakt pokoju, to dlaczego jedna z frakcji cmentarnej szuka zwady (ghule właśnie)?
Sama osnowa świata przedstawionego leży i kwiczy. Łukasiewicz zastosował wygodne: nie wiesz, jak coś wytłumaczyć? Powiedz, że nie da się tego zrobić!
I tak jest. Dlaczego człowiek po śmierci wraca jako nieumarły? To zależy od wielu czynników, topielice wracają kiedy żywot zakończyły w pobliżu wody. Zombie, ghule, duchy? Nie wiadomo, nikt jeszcze nie odkrył dlaczego tak jest. Mało tego, w powieści nie jest tak naprawdę wyjaśnione dlaczego ludzie po śmierci wracają jako dane zjawisko, kiedy to się zaczęło, co się wówczas działo. No bo na zdrowy rozum, pojawia się stado zombie i co? Ludzie widzą i nie reagują jak stwory spacerują sobie choćby i tylko po cmentarzu? Jakoś mi to nie pasuje do ogólnej logiki społeczeństwa. Natomiast aktualna sytuacja nieumarłych przedstawiona w książce, to już kuriozum! Jeśli człowiek wejdzie na cmentarz i zaatakuje jego mieszkańców zostaje bestialsko pacyfikowany (czytaj mordowany) w obronie własnej przez dajmy na to ghula. I ślad po nim znika, nikt nie ma prawa oczekiwać wyciągnięcia konsekwencji od nieumarłych, ponieważ tak stanowi prawo! Jakieś te prawa Łukasiewicz wymyślił słabe, wprowadzające chaos, aż dziwne, że mu się ten pokój między ludźmi i nieumarłymi utrzymał. A raczej trwał, bo wygodnie było samemu Autorowi. Po bitwie między mieszkańcami cmentarza a policją, kiedy w wyniku walki śmierć poniosło kilkoro policjantów, ich zwłoki zostają na cmentarzu i nieumarli sobie je zabierają by je zjeść! I nikt się o te ciała nie upomina. No ludzie...
Ghule i zombie żywią się ludzkim mięsem. Dzięki niemu szybko się regenerują, kiedy np odniosą poważne uszczerbki podczas jakiejś potyczki. I choć ghule są przestawione inaczej, to zarówno duchy jak i zombie opisane są jako zadbane, pachnące, piękne (no a jakże!). Tak więc Jutka zombie nie różni się od zwykłej dziewczyny za bardzo na pierwszy rzut oka. Ma tylko fioletowe włosy i oczy. Nie czuje zimna, więc nie posiada innych ubrań niż t shirt i szorty. I pachnie korzennymi przyprawami. Ma też grób, ale nie jakąś tam drewnianą skrzynie. Grobem jest luksusowa jama w ziemi, w środku wyglądająca jak przytulna kawalerka. I żeby nie było, że się czepiam. Bo tak nie jest. Zombie w wykonaniu Łukasiewicza jest przeciwieństwem tego, które znałam z filmów, seriali czy komiksów. Jest czyste, pachnące i potrafi rozwiązać zagadkę morderstwa, ale pojawia się pytanie, czy to nie jest aby wszystko za słodkie? Za proste?
Wątek poliamorii jest do przełknięcia. Natomiast przeczytałam całą książkę i naprawdę nie wiem, gdzie jest opis BDSM. Poza tym, że na pierwszych stronach Jutka i Piotr uprawiają seks, a ona go poddusza, tak naprawdę dalej nie ma żadnych przesłanek, które pozwoliłyby przypuszczać, że ta powieść zawiera elementy opisów Sado maso.
Postać Jutki jest roszczeniowa. Na cmentarzu jest kimś w rodzaju niepisanego przewody. Ona sama wymusza na innych swoją wolę, a nikt tak naprawdę jej się nie sprzeciwia. Jutka wymusza egzekwowania prawa, dąży do stabilizacji pokoju między nieumarłymi a ludźmi, ale zasady którymi się kieruje, a które wymyślił Łukasiewicz są sprzeczne i nieuzasadnione. Duch Kaśka jest dodatkiem, ponieważ oprócz bycia elementem owej poliamorii niczego więcej nie wnosi. Piotr jest porażką. Nie broni go nawet fakt, że w tym trójkącie jest tylko słabym człowiekiem wśród istot nadludzkich obdarzonych niezwykłymi mocami. Jego postawa skłania do wniosku, że jest pierdołą.
Interludium z lichem i upiorem niczego nie wnosi. Wystarczyłoby maksymalnie dwie wstawki, jest ich więcej.
Motyw morderstwa jest śmieszny, i biorąc pod uwagę okoliczności śmierci, życie ofiary i pobudki mordercy to jest przykład kolejnego chwytu w stylu: tak jest, bo jest! Zero konkretnych przemyśleń, powodów, wyjaśnień.
Kolorowa okładka z dziewczyną z fioletowymi włosami, w tle nagrobki. Opis zawierający przesłanki, że książka oscyluje wokół gatunków fantasy i kryminał. Pokazanie rzeczywistości z punktu widzenia zombie, gdzieś tam na drugim planie nawet nieco motywu miłosnego. Wszystko pięknie, więc co poszło nie tak?
"Moja martwa dziewczyna" ma jedną, dość sporą zaletę. Autor faktycznie...
2024-02-21
Młoda wieśniaczka Maria odpracowuje daninę panu grodu Narew. Wychowana przez ojca, który wręcz maniakalnie pilnuje, by dziewczyna nie zdejmowała srebrnego łańcuszka z krzyżem z szyi. Kiedy do grodu przybywają ledwo żywi zakonnicy, prosząc o azyl, dla mieszkańców stają się jasne dwie rzeczy: pokój między księstwem mazowsza a Krzyżakami staje pod znakiem zapytania, oraz fakt, że zakonnicy noszą obrażenia wskazujące na atak potwora.
Tymczasem komtur grupy mnichów odmawia złożenia wyjaśnień władcy osady- Bolesławowi, zasłaniając się tajemnicą kościoła. Zgodnie z zasadami panującymi wśród Krzyżaków, sekret misji Heinrich może wyjawić jedynie biskupowi, choć ma świadomość, jak wielkie niebezpieczeństwo może grozić mieszkańcom grodu.
Najbardziej ranny z zakonników - Josef stanął do walki oko w oko z bestią. Nie wie on jednak, że zakon nie wyjawił swoim akolitom całej prawdy o charakterze demona, którego ścigają. Kiedy Josefem w chorobie zajmuje się Maria, młodzi zbliżają się do siebie, ale na ich drodze staje przynależność mężczyzny do zakonu krzyżackiego, starannie ukrywana tajemnica rodziny dziewczyny i bestia.
W porównaniu do "Wilczego miotu" "Wilczy amulet" wypada dużo lepiej. Jest ciekawiej i zdecydowanie więcej akcji i zaskoczeń.
Wątek miłosny dość rozbudowany, lepszy niż w pierwszej części, może nieco naiwny, ale opisany subtelnie i lekko.
Bardzo dobry zarys funkcjonowania bractwa zakonu krzyżackiego. Dość przejrzysty obraz jak mnisi byli traktowani przez państwa, czy księstwa niezależne, oraz jak butni i pyszni byli sami Krzyżacy - przekonani o swojej wyższości i nieomylności.
Postać Marii świetnie scharakteryzowana. Naprawdę interesujące rozterki dziewczyny, która odkrywa swoją prawdziwą naturę. Swann stworzył według mnie jedną z najbardziej ciekawych postaci kobiecych, jakie miałam okazję poznać. Maria jest potulna, ale budzą się w niej najpierw potężna chęć życia zgodnie z potrzebą swojego nowo odkrytego "ja", a następnie strach o bezpieczeństwo rodziny. Jej rozterki są uzasadnione.
Minusem jest przedstawianie perspektywy z kilu stron, a co za tym idzie, powtórzenia. Raz krótkie na kilka zdań, raz dłuższe liczące kilka stron. Autor podobnie stworzył "Wilczy miot", gdzie opis wydarzeń prezentowany jest z punktu widzenia przynajmniej dwóch postaci.
Książka dobra, na pewno zostanie mi w pamięci na długo .
Młoda wieśniaczka Maria odpracowuje daninę panu grodu Narew. Wychowana przez ojca, który wręcz maniakalnie pilnuje, by dziewczyna nie zdejmowała srebrnego łańcuszka z krzyżem z szyi. Kiedy do grodu przybywają ledwo żywi zakonnicy, prosząc o azyl, dla mieszkańców stają się jasne dwie rzeczy: pokój między księstwem mazowsza a Krzyżakami staje pod znakiem zapytania, oraz fakt,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-17
2024-02-11
Gdyby wszystkie trzy tomy odrobinę skondensować, to myślę, że bez większych oporów powstały by dwa, liczące niewiele więcej niż po 400 stron. Jako całość wypada bardzo dobrze. Widać, że Autorka świetnie przemyślała sobie cały plan akcji. Rozproszyła ciekawe lub istotne informacje odnoszące się do fabuły na wszystkich trzech częściach, tak że coś umykającego od dajmy na to "Run Hordów", daje jasne światło dopiero w "Pieśni żywych skał". Postać Greta Orina przechodzi widoczną przemianę, Udul dalej pozostaje małomówny, a Newia nieco irytuje tym, że tak naprawdę niewiele wnosi.
Niesamowicie przeszkadzało mi, kiedy Salik przez całą opowieść starała się już nie tylko rzeczywistość, ale również perspektywę na większość sytuacji przestawiać z punktu widzenia każdego, kto uczestniczył w konkretnej scenie. Tak więc można na ten przykład od deski do deski poznać emocje i przemyślenia Udula w momencie kiedy szuka wraz z Orinem tajemnej stanicy Luinów, oraz dokładnie tak samo można zagłębić się w kolejnym rozdziale w emocje i przemyślenia tym razem samego Orina. Takich powtórzeń jest całe multum, i prawdę mówiąc, jeszcze w tomie pierwszym można potraktować to jak dokładny wstęp. Natomiast w kolejnych książkach z cyklu trochę jest to jak gra na zwłokę. Zapełnianie stron, ale trochę bez sensu.
Wyjaśnienie zagadki grycht według mnie interesujące, aczkolwiek Autorka nie wyjaśniła wszystkiego co do ziarenka, jak można by było przypuszczać w związku ze skrupulatnością Salik. W pewnych momentach tłumaczenia przez Erię tajemnicy Gildii, można odnieść wrażenie, że nie wszystkie puzzle do siebie pasują, a że wręcz ich brakuje.
Gdyby wszystkie trzy tomy odrobinę skondensować, to myślę, że bez większych oporów powstały by dwa, liczące niewiele więcej niż po 400 stron. Jako całość wypada bardzo dobrze. Widać, że Autorka świetnie przemyślała sobie cały plan akcji. Rozproszyła ciekawe lub istotne informacje odnoszące się do fabuły na wszystkich trzech częściach, tak że coś umykającego od dajmy na to...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-09
2024-02-02
Gildia Hordów została powołana, by bronić lud doliny Gruaronu. Każdy jej członek jest świetnie wyszkolonym wojownikiem, który nie dość, że potrafi zabić terroryzujace mieszkańców potwory- grychty, umie je wytropić, a nade wszystko jest w stanie przetrwać okres zimowy w bezlitosnych górskich puszczach.
Podróżując przez tereny opanowane przez grychty młoda kobieta cudem uchodzi z życiem. Newia za wszelką cenę próbuje dostać się do przeciwległego miasta, by odszukać najważniejszą dla siebie osobę. Dzięki przypadkowi spotyka Horda Udula, który godzi się jej pomóc. Rozpoczynają ryzykowną podróż.
Tymczasem na drugim końcu zabójczej puszczy, w mieście Omorg czeka na Newię Orin, jej dawny kochanek. Dzięki nieoczekiwanemu splotowi zdarzeń wchodzi on w posiadanie tajnych informacji Gildii Hordów. Nie zdaje sobie jeszcze sprawy, w jakim niebezpiecznym położeniu się znalazł .
W 2009 roku właśnie tą powieścią debiutowała Magdalena Salik. Jak na debiut jest wręcz doskonale, zwłaszcza, że Autorka zarzuciła sobie dość wysoką poprzeczkę, jaką jest wielotorowość.
Wielowątkowość jest bezsprzecznie ogromnym walorem powieści. Dzieje się dużo, są momenty, że akcja zwalnia, ale ogólnie nie można narzekać na nudę. Przy niektórych postaciach Salik lekko zbacza z tematu, natomiast w miarę szybko powraca na odpowiednie tory, tak że nie ma to większego wpływu na odbiór książki. Temat grasujących bestii , w tym akurat przypadku wychodzących na żer w okresie od przesilenia jesiennego do wiosny, nie jest odkryciem, ale stworzony jest bardzo ciekawie. Intrygujące są również powoli odkrywane karty sekretów Gildii Hordów, która ma ochraniać ludzi, przenosić paczki i informacje przez puszczę, a która jak się okazuje wraz z rozwojem sytuacji, skrywa własne mroczne tajemnice.
Charakterystyka postaci jest niedopracowana, gdyby nadać im większej wyrazistości, "Gildia Hordów" byłaby genialna.
W tym aspekcie najlepiej prezentuje się sylwetka Starego człowieka, i Brena Otta. Główni bohaterowie są dość płytcy, choć każdym z nich kierują szlachetne i ważne pobudki. Newia, Udul i Orin właściwie nie wzbudzają ani sympatii, ale jednocześnie nie można powiedzieć, że się ich nie lubi. Być może Autorka zmityguje się w kolejnych tomach, ponieważ zdecydowanie widać, że "Gildia Hordów" to wstęp do większej historii.
Pomimo słabszych elementów książka jest naprawdę bardzo dobra, tym bardziej, że jest powieścią debiutancką. Natomiast ode mnie jedna gwiazda mniej za niekonsekwencję i dość wyraźny błąd logiczny związany z listem, który nosi przy sobie Newia.
Gildia Hordów została powołana, by bronić lud doliny Gruaronu. Każdy jej członek jest świetnie wyszkolonym wojownikiem, który nie dość, że potrafi zabić terroryzujace mieszkańców potwory- grychty, umie je wytropić, a nade wszystko jest w stanie przetrwać okres zimowy w bezlitosnych górskich puszczach.
Podróżując przez tereny opanowane przez grychty młoda kobieta cudem...
2024-01-27
O księżniczce Tofie niewiele wiadomo. Pochodziła z plemienia Obodrzyców, poślubiła duńskiego króla Haralda Sinozębego. Nie wywarła wielkiego wpływu na politykę swych czasów, ale w historii zapisała się tym, że jako pierwsza kobieta ufundowała kamień runiczny ku czci swej matki (pierwszy udokumentowany precedens dokonany przez kobietę).
Grzegorz Gajek właśnie tą księżniczkę słowiańską uczynił główną bohaterką swej książki. I choć ciężko sprawdzić z jakich źródeł korzystał podczas pisania, pod względem zachowania czy to chronologii czy również prawdy historycznej, zaskakująco dobrze sobie radzi. We wstępie Autor zaznacza, że wszelkie historyczne niejasności są przez niego traktowane jak zielone światło do stworzenia własnej płaszczyzny. Ogólnie jednak, mimo że w powieści znajduje się także sporo elementów fantasy, oddać trzeba, że z logicznego punktu widzenia te historyczne i te fantastyczne części są połączone dobrze.
Co nie gra?
Kuleją dialogi. Rozumiem, że Gajek zrezygnował z archaizmów, gdyż wprowadzać by mogły ciężkość w czytaniu, lub przymus sprawdzania co poszczególne słowo czy zwrot oznacza. Ale wymiana zdań między bohaterami, określanie kogoś per "głupku", potwierdzenie zwrotem "jasne" i wiele podobnych nie oddaje klimatu X wieku, który minimalnie powinien zostać zachowany. W swojej trylogii "Krwawa jutrznia" Mariusz Wolny opisuje losy fikcyjnych postaci za panowania cara Rusi Dymitra Samozwańca, i choć czas akcji w tej akurat powieści jest późniejszy niż u Gajka, to jednak Wollny lawiruje w sposób malowniczy językiem przystępnym współczesnemu czytelnikowi oddając ducha późnego średniowiecza.
Te urywane myśli bohaterów "Tofy" też są ciężkie do zinterpretowania, bo powinny mieć na celu celowe pominięcie czegoś w wypowiedziach lub przemyśleniach postaci, natomiast czytelnik ni w ząb nie potrafi domyślić się o co tak naprawdę chodzi. Wolałabym, żeby jednak w tym aspekcie Gajek konkretniej kończył myśli bohaterów.
Sama postać główna, czyli Tofa wydawać by się mogła irytująca i głupia, ale Autor raczej był skłonny uczynić ją taką, by czytelnik mógł zauważyć jej przemianę. Z 15 letniej dziewczynki zmienia się wszak w kobietę, w królową oddaną sprawie państwa . To mnie przekonuje, zwłaszcza, że po ciągu ucieczek zafundowanych przez Tofę, jej późniejsze opanowanie zdaje się być wiarygodne.
Nie rozumiem wątku Baby Jagi. Nie dość, że jest dla mnie niepojęty, to jeszcze niepotrzebny. Zgodzę się, że mógł być przerywnikiem, ale po tym, jaki los spotyka tak straszną wiedźmę, przed którą uciekają nawet najstarsze stworzenia lasu, i kto jest czyniącym sprawiedliwość w tym starciu .. Nie, zdecydowanie jest to niespójne. Podobnie jak sytuacja z wyrwaniem duszy Tofy z rąk utopców. Wodne demony- potężne istoty, z którymi nie potrafi walczyć równie silna czarownica, idą w porozumienie z "podrzędnym" czarownikiem, który jak to opisuje Gajek, nie ma takiej mocy by równać się ani z czarownicą, ani z wodnikami.
Akcja jest nierówna. Jest dużo opisów spraw błahych. Merytorycznie niczego to nie wnosi to książki. Sprawy sercowe Tofy, choć skomplikowane, nie mają iskry, nie trafiają do czytelnika w sposób , który sprawiłby, że nawet ten wątek romantyczny byłby interesujący. Przed opisami bitew, które i tak są stworzone w sposób minimalistyczny, jest dużo lania wody po prostu.
Generalnie "Tofa. Księżniczka Słowian" nie porywa. Jest to powieść poprawna historycznie. Zawiera elementy magii, utrzymana jest w konwencji low fantasy. Łatwo "wchodzi się" do świata przedstawionego przez Gajka, ale nierówności w akcji, błędy w logice magicznej i charakterystyka ważnych postaci pozostawia znak zapytania.
O księżniczce Tofie niewiele wiadomo. Pochodziła z plemienia Obodrzyców, poślubiła duńskiego króla Haralda Sinozębego. Nie wywarła wielkiego wpływu na politykę swych czasów, ale w historii zapisała się tym, że jako pierwsza kobieta ufundowała kamień runiczny ku czci swej matki (pierwszy udokumentowany precedens dokonany przez kobietę).
Grzegorz Gajek właśnie tą księżniczkę...
2024-01-20
Ilia Muromiec to postać legendarna. Według ludowych poematów służył wielkiemu księciu kijowskiemu - Włodzimierzowi. Odznaczał się niesamowitą odwagą i nadludzką siłą. Został cudownie uzdrowiony przez dwóch pielgrzymów, gdy skończył 33 lata- wcześniej na skutek dziwnej choroby, która spowodowała paraliż nóg, był częściowo kaleką. Wsławił się heroicznymi czynami, dzięki którym lud go pokochał, aczkolwiek do dziś trwa spór, czy Ilia kiedykolwiek istniał, ponieważ źródła historyczne podają zbyt wielką rozbieżność czasową między jego bohaterskimi działaniami.
Muromiec jest głównym bohaterem powieści "Żelazny kostur" Juraja Červenáka. Podobnie jak w legendach Ilia w powieści zostaje uleczony przez wędrownych pielgrzymów. Pod przebraniem wędrowców skrywają się trzej bohatyrzy, bodaj najlepsi ludzie księcia Światosława. Mikuła, Jegor i Wołch zastają młodego Muromca, gdy ten próbuje pogrzebać zwłoki mieszkańców swej wioski. Osada ledwie kilka godzin wcześniej zostaje wyrżnięte co do nogi przez wrogie plemiona łowców niewolników. Kaleki jeszcze wówczas Ilia, zostawiony przy życiu przez swą ułomność , obiecuję odbić z rąk napastników porwane dziewczęta, wśród których jest jego ukochana. Dzięki magicznym zdolnościom Wołcha chłopak zostaje uleczony i niedługo przyłącza się do oddziału Światosława.
Powieść jest fenomenem dla fanów połączenia historii i fantasy. Potężne siły, stare bóstwa, wczesne średniowiecze, klątwy, czarodzieje i smoki. Dużo brutalności, bardzo dużo walk, ale to wierne oddanie mentalności i zachowań ludów średniowiecznych. Okrutność Czeremisów, niepohamowana żądza krwi plemion skandynawskich, od których zresztą pochodzi Światosław, wnuk Ruryka założyciela dynastii Rurykowiczów panującej na Rusi kijowskiej wiele wieków. Naprawdę rzetelna i świetnie sformułowana wiedzą z zakresu historii sprawia, że "Żelazny kostur" czyta się jednym tchem.
Autor lekko spada w dół poprzez dialogi, wychodzą one bowiem zbyt współcześnie i trochę śmiesznie. Zdecydowanie budowanie tego typu rzeczy nie wychodzi Červenákowi wyjątkowo, co też przekłada się na odbiór książki. Natomiast oddać trzeba, że Autor serwuje podróż przez x wiek barwnie, wyraziście opisuje przemiany polityczne i co ważniejsze religijne. Sam pomysł, który jest zlepkiem legend, podań, jak też sam wspomina Autor sławnej Powieści minionych lat, jest według mnie po prostu super. Červenák bardzo dobrze zbudował oś fabularną, mocno skupił się na charakterystyce i różnorodności bohaterów.
Zakończenie pierwszego tomu wbija w fotel i mocno zaciekawia.
Ogromny żal, że wydawca nie dogadał się z Autorem. W Polsce wydano tylko dwie z czterech części cyklu "Bohatyr".
Ilia Muromiec to postać legendarna. Według ludowych poematów służył wielkiemu księciu kijowskiemu - Włodzimierzowi. Odznaczał się niesamowitą odwagą i nadludzką siłą. Został cudownie uzdrowiony przez dwóch pielgrzymów, gdy skończył 33 lata- wcześniej na skutek dziwnej choroby, która spowodowała paraliż nóg, był częściowo kaleką. Wsławił się heroicznymi czynami, dzięki...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-04
2024-01-01
Dodatkowa gwiazdka za styl Autora, który jest lekki i spójny, co czyni tę powieść strawną. Poza tym nie mój świat zupełnie.
Pomysł był niezły, ale naprawdę nie umiałam w "Serce lodu" odnaleźć głębszego sensu. Powody do zniszczenia świata, tudzież do przywołania niszczycielskich sił były dla mnie zbyt chaotycznie opisane. Bohaterowie też tacy... no prości. Nie wyróżniający się ani negatywnie ani pozytywnie. Opisy walk też takie sobie.
Saulski nie scharakteryzował porządnie meandrów polityki i czasów przeszłych, gdzie jak zrozumiałam kluczowe momenty musiały zaistnieć, ponieważ nawiązań do nich we właściwym czasie akcji jest dużo.
Klasyczne fantasy przygodowe, gdzie bohaterowie muszą zmierzyć się z przeciwnościami i wrogami, by móc ocalić świat. Mogło być lepiej.
Dodatkowa gwiazdka za styl Autora, który jest lekki i spójny, co czyni tę powieść strawną. Poza tym nie mój świat zupełnie.
więcej Pokaż mimo toPomysł był niezły, ale naprawdę nie umiałam w "Serce lodu" odnaleźć głębszego sensu. Powody do zniszczenia świata, tudzież do przywołania niszczycielskich sił były dla mnie zbyt chaotycznie opisane. Bohaterowie też tacy... no prości. Nie wyróżniający...