-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać2
-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
A potem przyszła wiosna, to moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Olejnik. Przyznam szczerze, że w tym przypadku urzekła mnie okładka i nawet nie czytając opisu, zdecydowałam się wziąć tę książkę pod swoje skrzydła. Sam opis, gdy już go przeczytałam, sprawił, że byłam przekonana o tym iż ta powieść trafi w mój gust. Czy faktycznie tak jest?
Pola Gajda, a tak naprawdę Katarzyna Pietras, to znana aktorka, której życie kręci się głównie wokół kariery. Zawrotne tempo, plany zdjęciowe, imprezy… Można by pomyśleć, że kto by tak nie chciał? Pola dodatkowo żyje w związku z mężczyzną, który także należy do showbiznesowego światka. Grzegorz jest jej wielką miłością, w której nasza bohaterka jest bardzo zakochana. Pewnego dnia wszystko się wali, gdy Pola dowiaduje się o tym iż jej ukochany nie jest jej wierny. Zdrada sprawia, że kobieta załamuje się i postanawia popełnić samobójstwo. Los jednak chce inaczej i od tej pory życie Poli całkowicie się odmienia.
Agnieszka Olejnik stworzyła bardzo piękną i poruszającą historię. Powiem szczerze, że dawno nie czytałam tak dobrej obyczajowej powieści, za którymi tak naprawdę nie przepadam. W tym przypadku zostałam jednak urzeczona stylem autorki, tym jak trafnie potrafi opisać i przekazać emocje bohaterów. Fabuła wciągnęła mnie od samego początku i tak było do końca.
Autorka zadaje wiele ważnych pytań o to, co w życiu najważniejsze. Kariera? Miłość? Dążenie do celu za wszelką cenę? Pola żyła w świecie, który wymarzyła sobie od dzieciństwa, jednak nie jest szczęśliwą kobietą. Rola w popularnym serialu sprawia, że bohaterka oszukuje samą siebie z tym, że tak jest jej dobrze, że jest spełniona, a tak naprawdę codziennie popada w coraz większą rutynę i depresję. Pozorne szczęście, wymuszone uśmiechy, brutalny świat show biznesu chciał ją pochłonąć i prawie mu się to udało. Na jej drodze pojawiają się ludzie, których w pierwszej chwili szczerze nienawidzi, mam tu na myśli jednego natrętnego paparazzo – Konrada, a potem okazuje się, że nie można oceniać ludzi pochopnie. Bo w życiu chodzi o to, by trafić na tych ODPOWIEDNICH ludzi, a potem… przychodzi wiosna. Pomoc ze strony drugiego człowieka może mieć zbawienną moc dla każdego. Próba samobójcza okazuje się dla Poli/Kasi początkiem nowego życia, którego w pierwszej chwili bohaterka może nie chce zaakceptować, ale potem jest już tylko lepiej.
A potem przyszła wiosna, to powieść idealna na ponurą aurę, którą teraz mamy za oknem. Można z niej wynieść wiele cennych, a zarazem tak prostych życiowych rad, dzięki którym żyje nam się lepiej, łatwiej. Dzięki tej książce zrozumieć można co tak naprawdę powinno być dla nas ważne i jakich wyborów powinnyśmy dokonywać. Te wybory nie zawsze są łatwe, czasami w pierwszej chwili myślimy, że już nic nie może być dobrze, ale po burzy zawsze wychodzi słońce. A po zimie zawsze przychodzi wiosna.
Szczerze polecam tę cudowną, ciepłą i mądrą powieść. To książka dla każdego. Zachęcam do zapoznania się z tą historią i przekonania o tym, że należy walczyć o własne szczęście i o siebie. Nie poddawać się i nawet jeśli nie widzimy odpowiedniego wyjścia, to zawsze może stać się cud.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Link do recenzjihttp://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2015/11/a-potem-przysza-wiosna-agnieszka-olejnik.html
A potem przyszła wiosna, to moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Olejnik. Przyznam szczerze, że w tym przypadku urzekła mnie okładka i nawet nie czytając opisu, zdecydowałam się wziąć tę książkę pod swoje skrzydła. Sam opis, gdy już go przeczytałam, sprawił, że byłam przekonana o tym iż ta powieść trafi w mój gust. Czy faktycznie tak jest?
Pola Gajda, a tak...
Młodziutka Bree Prescot przeprowadza się do małego i malowniczego miasteczka - Pelion. Ta przeprowadzka to ucieczka przed wydarzeniami, które w tragiczny sposób odebrały jej ojca. Bree ma nadzieję, że uda jej się o tym wszystkim zapomnieć i uwolnić od poczucia winy, które zatruwa jej życie. Pierwszego dnia podczas wyprawy na zakupy spotyka na swej drodze, tajemniczego oraz dziwnego młodego mężczyznę, do którego czuje niespodziewanie niezwykłe przyciąganie. Tym tajemniczym mężczyzną okazuje się Archer Hale - miastowy odludek, który w wieku siedmiu lat stracił swoich rodziców, wtedy też wydarzył się kolejny dramat w wyniku którego stracił głos. Dla społeczeństwa tego małego miasteczka Archer stał się niewidzialny, tak gdyby po prostu go nie było. Archer żyje więc w tej swojej samotni do czasu, gdy niespodziewanie w jego życie wkracza Bree Prescot. Co wyniknie z tego niezwykłego spotkania? Co połączy tę dwójkę? O tym wszystkim dowiecie się czytając "Bez słów".
Przyznam szczerze, że chyba nie ma takich słów, którymi mogłabym opisać tą przepiękną powieść. Jest to książka o cudownej sile miłości, ale również o odrzuceniu przez najbliższych oraz przez całe społeczeństwo. Poznajemy młodego mężczyznę, który jest wyśmiewany, napiętnowany za coś na co nie miał najmniejszego wpływu. Aż serce się kraja, gdy czytamy retrospekcje z dziecięcych lat Archera. W dorosłym życiu samotność jest dla naszego bohatera normalnością dnia codziennego, nie szuka on kontaktów z ludźmi i pogodził się ze swoim losem. Wszystko się zmienia, gdy spotyka Bree, dziewczynę, która ciągnie za sobą demony własnej przeszłości. Bree wnosi w świat Archera światełko nadziei, jest to osoba która jako pierwsza postrzega go jako normalnego człowieka, rozumie go, akceptuje takiego jakim jest. Niewinne spotkania, ukradkowe spojrzenia oraz uśmiechy są początkiem miłości. Trudnej miłości, ale chyba najpiękniejszej o jakiej kiedykolwiek czytałam.
"Byłem za głupi, żeby Cię wyśnić , Bree, a jednak się pojawiłaś. Jakim cudem? Kto wyczytał w moich myślach, czego pragnę, gdy nawet ja sam nie zdawałem sobie z tego sprawy"
Powieść ta napisana jest w przepiękny sposób. Styl jakim operuje Mia Sheridan ma w sobie coś magicznego. Coś co nas przyciąga i nie chce puścić dopóki nie skończymy czytać. Rewelacyjna kreacja głównych bohaterów zasługuje na ogromne brawa. Bree jest idealnym wzorem do naśladowania. Jej spojrzenie na świat jest wspaniałe, tak jak wspaniały jest system jej wartości. Za to Archer to bohater, jakiego jeszcze nigdy nie spotkałam w żadnej z czytanych przeze mnie książek. To osoba nieskazitelnie czysta wręcz kryształowa, mimo tego jaki ciężar dźwiga na swoich barkach oraz ile bólu doświadczył w życiu. Udowadnia nam, że nawet w wieku dwudziestu trzech lat można nauczyć się żyć od nowa i pokonywać kolejne przeszkody losu. Archer skradł moje serce, uwiódł mnie swoją dzikością oraz nieokiełznaniem. Jestem przekonana, że każda z Was kochane czytelniczki po lekturze "Bez słów" powie dokładnie to samo.
Książka napisana jest z perspektywy obojga bohaterów, a jak już wiecie, uwielbiam ten zabieg stosowany przez autorów. Mogę wtedy wniknąć w umysł obu postaci i pozwala mi to dogłębnie poznać naszych ulubieńców. W tym przypadku są to głównie opisy zdarzeń, poruszające najbardziej ukryte pokłady mojej wrażliwości.
Mii Sheridan udało się to, co potrafi jedynie garstka autorów. Rozłożyła mnie po prostu na emocjonalne łopatki, pozbawiła hektolitrów łez, odebrała mi mowę oraz doprowadziła do tego, że chwilami moje serce przestawało bić. Ta książka to miłość w najczystszej postaci, taka która trwa do końca, która radzi sobie z przeszkodami, intrygami oraz złośliwościami losu. Przecież każdy z nas zasługuje na miłość, bez względu na to kim jesteśmy, jacy jesteśmy i bez strachu przed odrzuceniem.
"...Uważam, że miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza. Dla mnie miłość to Bree."
Mia Sheridan chwyciła mnie za serce tą piękną opowieścią i już wiem, że przeczytam wszystko co wyjdzie spod jej pióra, a do "Bez słów" zapewne jeszcze nie raz powrócę, by wraz z Bree i Archerem przeżyć kolejny raz tę zachwycającą historię.
Gorąco polecam Wam tę zapierającą dech w piersiach powieść, jestem przekonana, że spotkanie z Archerem zapadnie w Waszej pamięci na długo. Może nawet na zawsze?
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2016/03/bez-sow-mia-sheridan-przedpremierowo.html
Młodziutka Bree Prescot przeprowadza się do małego i malowniczego miasteczka - Pelion. Ta przeprowadzka to ucieczka przed wydarzeniami, które w tragiczny sposób odebrały jej ojca. Bree ma nadzieję, że uda jej się o tym wszystkim zapomnieć i uwolnić od poczucia winy, które zatruwa jej życie. Pierwszego dnia podczas wyprawy na zakupy spotyka na swej drodze, tajemniczego oraz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W czasie drugiej wojny światowej wiele osób dzieliło losy podobne do bohaterów cyklu „Zemsta i przebaczenie”, jednak Joanna Jax posiada dar opowiadania w niezwykły sposób historii zwykłych ludzi, wkładając w nie wiele serca, emocji i tego czegoś, co sprawia, że nie chcemy się od nich uwolnić.
„Piąty tom cyklu "Zemsta i przebaczenie" II wojna światowa dobiega końca. Europa podnosi się ze zgliszcz i czuć powiew wolności. Jednak nie dla wszystkich oznacza to koniec kłopotów, a z biegiem czasu następuje głęboki podział nowego świata. Los rozdziela czwórkę bohaterów i każdego z nich stawia przed trudnymi wyborami i wyzwaniami, a brzemię wojny odciska na ich życiu bolesne piętno. Czy uda się pokonać rosnące mury, a miłość i przyjaźń wygrają z nienawiścią i egoizmem, gdy ludzkie ścieżki wyznacza historia? Ucieczki nazistów, stalinowskie rządy, kołymskie gułagi i walka o władzę, a gdzieś pomiędzy toczące się życie zwykłych ludzi.”
Okres tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej to niemniej bolesna karta w historii naszego kraju niż sama wojna.
Warszawa w przeważającej części leży w gruzach , mieszkańcy borykają się z brakiem mieszkań i panującym głodem. Prawie każdy stracił kogoś bliskiego. Bohaterowie powieści zmagają się z konsekwencjami wojny. Sytuacja polityczna i społeczna kraju zmienia się diametralnie, co wpływa na losy naszych protagonistów. Każdy z nich stara odnaleźć się w nowej sytuacji, ale każdemu z nich reżim rządów Stalina utrudnia powrót do normalnego życia. Alicja zmaga się z następstwami swoich poczynań i decyzji, jakie podejmowała w czasie wojny, również dla Igora jego dawne ideały, w które przestaje powoli wierzyć, wystawiają mu rachunek. Hanka zaczyna nowe życie w Londynie, a Emil w swoim stylu zaczyna przystosowywać się do egzystencji na gruzach zniszczonej Warszawy, jednak troski przysparza mu zaginięcie Szymka.
Po raz kolejny Joanna Jax w nieodmiennie dobrym stylu, z pieczołowitością, nader wiarygodnie i realistycznie odtworzyła powojenną rzeczywistość. W bardzo prosty i przyswajalny sposób daje nam swoistą lekcję historii. Myślę, że dla młodszego pokolenia, ale i dla osób, które do tej pory stroniły od tej dziedziny, jest to bardzo dobra droga do poznania wielu faktów historycznych i polubienia książek tego typu.
„Bezkres nadziei” to już piąta część „Zemsty i przebaczenia” co uświadomiło mi, że nieubłaganie zbliżamy się do końca tego cyklu. Choć czekanie na kolejne części było trudną lekcją cierpliwości, tak pożegnanie z bohaterami będzie jeszcze trudniejsze. Nawiązując do tytułu tego tomu, pozwolę sobie przytoczyć fragment wiersza:
„Bez nadziei-nie da się żyć,
bez nadziei-nie warto być,
bez nadziei- nie można kochać
bez nadziei-nie byłoby nas! (…) „
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Videograf.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/11/bezkres-nadziei-joanna-jax.html
W czasie drugiej wojny światowej wiele osób dzieliło losy podobne do bohaterów cyklu „Zemsta i przebaczenie”, jednak Joanna Jax posiada dar opowiadania w niezwykły sposób historii zwykłych ludzi, wkładając w nie wiele serca, emocji i tego czegoś, co sprawia, że nie chcemy się od nich uwolnić.
„Piąty tom cyklu "Zemsta i przebaczenie" II wojna światowa dobiega końca. Europa...
Dzisiaj mam dla Wam bardzo ciekawą książkę psychologiczną.
Mianowicie, najnowszą powieść Anki Mrówczyńskiej "Borderline. Autoterapia, czyli o sprawach poważnych z solidną dawką autoironii". Jeśli czytacie naszego bloga od dawna, to wiecie, że spod pióra autorki wyszła jeszcze jedna książka "Młody bóg z pętlą na szyi", którą miałam zaszczyt recenzować. Zatem gdy tylko dostałam ebooka w swoje "dłonie" zabrałam się do czytania :)
Zapraszam serdecznie do recenzji!
"Po sukcesie debiutanckiej powieści, Mrówczyńska wraca z kolejną autobiograficzną książką. Tym razem podzieliła swój dialog i życie wewnętrzne na role - przydzielone trzem głównym bohaterkom, które uczestniczą w czternastu sesjach autoterapeutycznych.
Pani Psycholog – zdrowa część osobowości Anki, mająca świadomość istoty pogranicznego zaburzenia osobowości. Prowadzi autoterapię, by pokazać Mrówczyńskiej-pacjentce, jak wiele ma problemów i jak ważne jest podjęcie przez nią leczenia.
Mrówczyńska-pacjentka – chora część osobowości Anki, kwintesencja jej zaburzeń.
Autorka – zdrowa część osobowości Anki, wyrażająca jej złość na samą siebie poprzez ironiczne komentarze i prowokacyjne odzywki do Mrówczyńskiej-pacjentki."
"Mrówczyńska, jakbyś siebie określiła trzema słowami?
– Jestem słowem. Jestem wolnością. Jestem ciszą. "
Na początku, myślałam, że autorka znów zaserwuje mi emocjonalny rollercoaster i ciężko mi się będzie pozbierać, tak jak to było podczas czytania "Młody bóg z pętlą na szyi", ale już po słowach "Przychodzi Mrówczyńska do psychologa..." wiedziałam, że to będzie coś zupełnie innego. Książka zawiera mniejszy bagaż emocjonalny i posiada sporą dawkę humoru, który oczyszcza czasem ciężką atmosferę "sesji". Bardzo przypadł mi do gustu zabieg, jakim posłużyła się autorka, czyli opisanie całej sesji autoterapii oraz podzielenie jej na 3 postacie, które tak naprawdę są jedną realną osobą.
Mamy tutaj Mrówczyńską "Panią psycholog", która była głosem rozsądku, Mrówczyńską "Pacjenta", który próbuje zrozumieć swoje problemy i postać Mrówczyńskiej "Autorki", która wplata często kąśliwe uwagi podczas sesji. Nie będę się tutaj rozwodzić o postaciach autobiograficznych, pozostawie to Wam, abyście sami się przekonali i wyrobili sobie o tym "rozdzieleniu" osobowości własną opinię. Ja dodam tyle, że był to bardzo ciekawy zabieg, z którym spotkałam się pierwszy raz w czytanych przeze mnie książkach.
"No to, to będą jaja. Mrówczyńska ma opowiadać o emocjach? Nauczyć się je rozpoznawać i nazywać? Przecież jedyna emocja, którą ona odróżnia, to smutek. Cokolwiek by się nie działo, zawsze jest jedna odpowiedź „Smutno mi”. "
Polecam Wam tę książkę. Jest to zdecydowanie jedna z lepszych książek psychologicznych, które miałam okazję czytać. Nabawilam się kaca książkowego i zarwałam noc, a to chyba mówi samo za siebie :)
Zalecam przeczytać najpierw książkę "Młody bóg z pętlą na szyi" aby poznać i rozeznać się w całej historii :)
Serdecznie dziękuję autorce za przeczytanie. Mam nadzieje, że niedługo znów zobaczę Pani kolejną książkę w zapowiedziach!
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/04/anka-mrowczynska-borderline-autoterapia.html
Dzisiaj mam dla Wam bardzo ciekawą książkę psychologiczną.
Mianowicie, najnowszą powieść Anki Mrówczyńskiej "Borderline. Autoterapia, czyli o sprawach poważnych z solidną dawką autoironii". Jeśli czytacie naszego bloga od dawna, to wiecie, że spod pióra autorki wyszła jeszcze jedna książka "Młody bóg z pętlą na szyi", którą miałam zaszczyt recenzować. Zatem gdy tylko...
Boski ogień to druga część książki Briana Staveleya. Jeśli nie czytaliście recenzji pierwszej części, która była debiutem autora, to serdecznie zapraszam do zapoznania się z nią na naszym blogu :)
Po przeczytaniu pierwszej części książki tak mocno zapragnęłam kontynuacji, że niezwłocznie zabrałam się za część drugą, żądna wiedzy o dalszych losach Kadena, Adare i Valyna.
"Drugi tom "Kroniki Nieciosanego Tronu". Troje dzieci cesarza, trzy ścieżki do władzy. Ceną za zwycięstwo może być zagłada.
Adare ucieka z Pałacu Brzasku, aby stawić czoło spiskowi wymierzonemu w jej rodzinę. Gdy roznosi się wieść, że jest ulubienicą bogini-patronki cesarstwa Annuru, znajduje zwolenników, którzy pomagają jej zawładnąć stolicą. Groźba inwazji barbarzyńskich hord każe jednak rywalom zjednoczyć siły przeciwko wspólnemu wrogowi.
Nieuchronnie narasta też konflikt Adare z jej bratem Valynem, dezerterem z elitarnej cesarskiej jednostki wojskowej - Kettralu. Ich brat Kaden, prawowity dziedzic Nieciosanego Tronu, toczy własną walkę i przedostaje się do stolicy przy pomocy niezwykłych sojuszników."
Co mogę powiedzieć o drugiej części?
Autor trzyma nadal poziom! A nawet, moim zdaniem, wyżej podniósł poprzeczkę. Jeszcze nigdy tak dobrze nie czytało mi się książki fantasy. Bardzo szybko pochłaniałam stronę za stroną przez zakręconą, tajemniczą i pełną niedopowiedzeń fabułę.
Pamiętacie jak mówiłam, że nie zapałałam sympatią do Adare? Druga część utwierdziła mnie tylko w tym przekonaniu i obawiam się, że raczej już jej nie polubię. Żeby wyjaśnić Wam dlaczego tak się stało musiałabym porządnie zaspoilerować, a to mogłoby zepsuć Wam całą zabawę.
Postać Kadena tym razem bardziej się rozkręca, chociaż nie za bardzo podobało mi się jego postępowanie w niektórych momentach, przez co pod nosem wyklinałam jego osobę.
Valyn w książce miał swoje wzloty i upadki, a za jedną rzecz go prawie znienawidziłam i wzruszyłam się jak głupia (Dać babie książkę fantasy! :))
Oczywiście pojawiło się dużo nowych postaci, a gdybym miała wyróżnić jedną z nich byłaby to Nira, której cięty język i komiczny wygląd staruszki był powalający.
Książka miała dużo humoru tak samo jak jej pierwsza część, do tego usiana była wojskową strategią i polityką. Połączenie idealne!
Na moje nieszczęście autor przyjął taktykę "O widzę, że lubisz tę postać... *pyk*...zabita", przez co często musiałam odłożyć książkę chociaż na sekundkę i po prostu uspokoić swoje myśli.
Kończąc, polecę Wam i tę część z ręką na sercu. Jest to na prawdę świetne, godne uwagi fantasy, do którego jeszcze przez długie lata będę wracać i zaczytywać się z zachwytem od nowa i od nowa.
Polecam!
Dziękuję za przeczytanie, Wydawnictwu Rebis i mam nadzieję, że trzecia część zostanie szybko u nas wydana :)
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2016/07/brian-staveley-boski-ogien.html
Boski ogień to druga część książki Briana Staveleya. Jeśli nie czytaliście recenzji pierwszej części, która była debiutem autora, to serdecznie zapraszam do zapoznania się z nią na naszym blogu :)
Po przeczytaniu pierwszej części książki tak mocno zapragnęłam kontynuacji, że niezwłocznie zabrałam się za część drugą, żądna wiedzy o dalszych losach Kadena, Adare i...
Dziś zapraszam Was na recenzję naszego patronatu medialnego „Mud Vein. Ciemna Strona” Tarryn Fisher.
Senna Richards w dniu swoich trzydziestych trzecich urodzin budzi się uwięziona w obcym domu. Nie wie, gdzie jest, ale wie na pewno, że została porwana. Tylko dlaczego i przez kogo? Jak się okazuje, kobieta nie jest sama, bo w domu odnajduje także uwięzionego mężczyznę, który w przeszłości znaczył dla niej bardzo wiele. Senna bardzo szybko orientuje się, że to jakaś chora i niebezpieczna gra, ale jeżeli chce odzyskać wolność, musi zacząć w nią grać i dokładnie przyjrzeć się swojej przeszłości, która skrywa mroczne tajemnice... bo tylko prawda może przynieść jej wyzwolenie.
Gdy ostatnio pisałam dla Was recenzję powieści Tarryn Fisher, zapewniłam Was, że nadrobię zaległości i przeczytam wszystkie jej książki, jakie ukazały się na naszym rynku wydawniczym. Słowa dotrzymałam i z całą pewnością mogę napisać, że to autorka, która pisze fenomenalnie, bo żadna z jej powieści mnie nie rozczarowała, więc mogę uznać, że to autorka, która w stu procentach mnie zadowala. Chyba już wiecie, że jestem wielką fanką thrillerów psychologicznych, więc było więcej niż pewne, że przeczytam jej najnowszą powieść, która ósmego listopada będzie miała polską premierę. Jednak przyznam szczerze, że nie byłam przygotowana na lekturę „Mud Vein. Ciemna strona", bo byłam pewna, że to kolejny thriller, przy którym świetnie spędzę czas, przeczytam go, trochę o nim pomyślę i zapomnę. Ale jednak tak się nie stało i śmiem twierdzić, że to jeden z lepszych thrillerów, jakie do tej pory czytałam. Autorka idealnie połączyła w swojej książce romans, kryminał i thriller psychologiczny, wszystko zostało genialnie połączone i stworzyło świetną całość. Może na samym początku wydaje się, że Tarryn idzie po linii utartych schematów, ale to nic mylnego, gdyż im dalej brniemy w fabułę książki, tym bardziej orientujemy się, że autorka od tych schematów odbiega i gdzie może to je omija. Z tej mieszanki wyszła naprawdę wyjątkowa i unikatowa powieść, która pochłania bez reszty, hipnotyzuje i sieje mrok. Uważam, że każdy fan tego gatunku literackiego powinien ją przeczytać, bo jestem przekonana, że się nie zawiedzie.
Uwielbiam styl jakim operuje Tarryn Fisher, jest on niezwykle barwny, a zarazem tajemniczy, dzięki temu w minimalnym stopniu są nam odkrywane wszystkie karty. Ta powieść to taka podróż w głąb skomplikowanej ludzkiej psychiki. To opowieść o głęboko skrywanych tajemnicach, problemach i uczuciach. Autorka uświadamia nam, jak trauma z przeszłości wpływa na przyszłość i jak ciężko sobie z nią poradzić.
„Jesteś o wiele brzydszy niż myślisz, dużo bardziej egoistyczny, niż jesteś w stanie przyznać. Więc ignorujesz to, co jest w twoim wnętrzu. Myśląc, że jeśli tego nie uznasz, to tego nie będzie. Dopóki ktoś nie przychodzi i nie łamie cię. Dostrzega każdy ciemny kąt i rozumie go. I mówi ci, że dobrze jest mieć ciemne kąty, zamiast sprawiać, że się ich wstydzisz”.
Myślę, że akcja książki toczy się idealnym tempem, nie jest za szybka ani za wolna. Pojawia się wiele retrospekcji, ale nie myślcie, że są one nużące, zdecydowanie tak nie jest, bo są one niezbędnym elementem całej tej historii. Ja przepadłam już po przeczytaniu kilku pierwszych stron, bo autorka dostarczyła mi od razu niesamowitego dreszczyku emocji, który towarzyszył mi już do samego końca. Jestem pod wrażeniem tak misternie uknutej intrygi, której nie potrafiłam rozwiązać, ale przecież wymyśliła ją Tarryn, więc inaczej być nie mogło.
Na pewno jest to powieść, którą trzeba przemyśleć, po jej zakończeniu, a może warto przeczytać ją jeszcze raz... ja tak na pewno zrobię.
Gorąco polecam Wam "Mud Vein. Ciemna strona" bo to świetna powieść, która niesamowicie wciąga, hipnotyzuje i nie sposób się od niej oderwać. Naprawdę jestem przekonana, że się nie zawiedziecie. Książkę oceniam 10/10, a bardzo rzadko mi się to zdarza.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/11/mud-vein-ciemna-strona-tarryn-fisher.html
Dziś zapraszam Was na recenzję naszego patronatu medialnego „Mud Vein. Ciemna Strona” Tarryn Fisher.
Senna Richards w dniu swoich trzydziestych trzecich urodzin budzi się uwięziona w obcym domu. Nie wie, gdzie jest, ale wie na pewno, że została porwana. Tylko dlaczego i przez kogo? Jak się okazuje, kobieta nie jest sama, bo w domu odnajduje także uwięzionego mężczyznę,...
Uwielbiam książki młodzieżowe. Od zawsze coś mnie do nich ciągnęło mimo, że niektóre mają ten sam "wyświechtany" już rys fabularny. I tak oto, gdy tylko miałam okazje, wzięłam się za czytanie książki Erica Lindstroma - Do zobaczenia nigdy.
Książka zaintrygowała mnie od samego początku. Na palcach jednej dłoni mogę policzyć książki, które poruszają temat osób niewidomych. Bardzo ładna, minimalistyczna okładka, która mimo tego, że jest zwykła, ładnie komponuje się w naszej biblioteczce.
Zapraszam Was zatem na recenzję książki Erica Lindstroma - Do zobaczenia nigdy!
"Zaskakujący debiut literacki o niewidomej nastolatce.
Zasada numer 1: nie traktuj jej inaczej tylko dlatego, że jest niewidoma.
Zasada numer 2: jeśli ją oszukasz, nie będzie drugiej szansy.
Parker Grand jest niewidoma. Straciła mamę w wypadku samochodowym, jej ojciec popełnił samobójstwo a Scott – były chłopak – zawiódł zaufanie. To całkiem sporo jak na jedną nastolatkę… Parker stara się być twardą dziewczyną. Kiedy nie biega swoją ulubioną trasą biegową, zajmuje się sercowym wsparciem i udzielaniem porad życiowych nieco zagubionym szkolnym przyjaciołom. Robi wszystko, żeby nie płakać, ale nie może już dłużej udawać, że nic złego się nie stało. Szczególnie, że kiedy w końcu zrozumie, co tak naprawdę przytrafiło się jej ojcu i dlaczego Scott tak się zachował, odkryje prawdę o tym, że nie wszystkie rzeczy są takimi, na jakie wyglądają…
Wzruszająca, szczera i mocna opowieść o przyjaźni, dorastaniu, tolerancji i żałobie po stracie, która może przynieść tylko ukojenie."
Powieść Erica Lindstroma, jest napisana bardzo przejrzystym, młodzieżowym stylem, który od samego początku przekonuje do siebie czytelnika. Autor ma naprawdę duże poczucie humoru, umie w niektórych momentach zmienić "złą" sytuacje w coś pozytywnego. Od razu widać, ze autor ma pojęcie o osobach niepełnosprawnych i o ich uczuciach. Właśnie tak wyobrażam sobie świat niewidomej nastolatki. Książka jest napisana tak, że uczy nas tolerancji dla niepełnosprawności. Autor zawarł też w swojej książce pewną mądrość, która okazała się dla mnie wielką lekcją i od razu dała mi przysłowiowego "kopa" do spełniania swoich marzeń.
Kreacja bohaterów to jedna z tych rzeczy, które wyszły autorowi naprawdę bardzo dobrze. Postacie są charakterne, a mimo wszystko mają tą nastoletnią niewinność w sobie. Główna bohaterka, jest osobą, która nie boi się wygłosić szczerej opinii na każdy temat, nie jest idealna, ma swoje rozterki, które poruszyły w moim sercu jakąś czułą strunę. Zaimponował mi styl bycia bohaterki oraz to, że nie poddawała się mimo tego, że była osobą niewidomą i nie miała łatwo w niektórych momentach. Twardo stąpała po ziemi, wiedząc czego chce od samego początku, ale i gubiąc się niejeden raz. Od samego początku zaczęłam się z nią w pewien sposób utożsamiać, trzymałam za nią kciuki przy ważnych dla niej momentach, ale i płakałam gdy ona płakała. Jeszcze raz to powtórzę, kreacja bohaterów jest mistrzowska!
Co muszę jeszcze powiedzieć o książce? Bardzo podoba mi się wydanie tej książki. Egzemplarz recenzencki może nie powala, ale gdy zobaczyłam już całość gotową do sprzedaży na zdjęciach... ah piękny to widok! Bardzo podoba mi się także brajl nad każdym rozdziałem i tytuł, który jest napisany brajlem. Niestety u mnie w egzemplarzu nie był on wypukły - a szkoda.
Podsumowując, polecam tę książkę. Polecam ją Wam wszystkim, jest warta przeczytania i poznania chodź trochę życia osoby niewidomej.
Dziękuję za przeczytanie, Wydawnictwu YA!
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/07/eric-lindstrom-do-zobaczenia-nigdy.html
Uwielbiam książki młodzieżowe. Od zawsze coś mnie do nich ciągnęło mimo, że niektóre mają ten sam "wyświechtany" już rys fabularny. I tak oto, gdy tylko miałam okazje, wzięłam się za czytanie książki Erica Lindstroma - Do zobaczenia nigdy.
Książka zaintrygowała mnie od samego początku. Na palcach jednej dłoni mogę policzyć książki, które poruszają temat osób niewidomych....
I tak oto dobiegła końca moja przygoda z bohaterami genialnej sagi „Zemsta i przebaczenie”. „Dolina spokoju” to doskonałe zwieńczenie tego cyklu, który już na zawsze będzie mieć specjalne miejsce zarówno w mojej biblioteczce, jak i w moim sercu.
Choć wojna zakończyła się definitywnie, to dla naszych bohaterów nie zakończyła się walka. Dla jednych o przetrwanie, dla innych o miłość, a jeszcze innych o wybaczenie.
Alicja nadal znajduje się w obozie na Kołymie, gdzie po raz kolejny musi uciekać się nawet do tych najgorszych sposobów na przetrwanie, dokonuje wyborów czasami i tych na granicy moralności. Hanka wiedzie dostatnie życie w Ameryce jednak i ona szybko przekonuje się, że blichtr i splendor to nie jest to, co daje szczęście. Julian próbuje odnaleźć spokój w Szwajcarii, lecz jego myśli cały czas zaprząta niepokój o Alicję, ale i poczucie niesprawiedliwości związane z sytuacją, jaka panuje w kraju. Igor z całych sił próbuje wywiązać się ze swoich obowiązków wobec komunistów i żyje nadzieją na rychłe zakończenie współpracy z nimi i odnalezienie powrotnej drogi do serca Hanki. Walter przedłożył pracę nad swoje szczęście, ale może i jemu przyszłość da nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Emil w swoim zwyczaju próbuje wieść w miarę dostatnie życie na zgliszczach Warszawy, ale sumienie nie daje mu spokoju. Czy będzie w stanie zmienić swoje postępowanie i przekonać do siebie wybrankę swojego serca?
„Ostatni tom sagi "Zemsta i przebaczenie". Bohaterowie próbują odpowiedzieć sobie na pytania, co jest w życiu najważniejsze i czym dla nich jest prawdziwe szczęście. Niektórym z nich przyjdzie zapłacić za to najwyższą cenę, a tkwiące w ludzkich duszach demony kolejny raz dadzą o sobie znać. Inni po wielu życiowych dramatach odnajdą spokój i swoje miejsce na ziemi. Dla kogo los okaże się łaskawy, a kogo nie oszczędzi? Jak wiele determinacji musi mieć w sobie człowiek, by poświęcić tak wiele dla miłości? Czym jest prawdziwa przyjaźń w egoistycznym, brutalnym świecie? Co zwycięży – zemsta czy przebaczenie?”
Z "Doliny spokoju" uzyskałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Pytania, które piętrzyły się z każdą kolejną częścią cyklu. Emocje sięgnęły zenitu, a wszystkie klocki układanki wróciły na swoje miejsce. I choć nie wszystkie wątki skończyły się tak, jakbym chciała, mimo to autorce jak zwykle udało się osiągnąć efekt zaskoczenia. Nasi bohaterowie przebyli długą drogę, aby w końcu znaleźć się w miejscu, jakie przewidziała dla nich autorka. Dla jednych zakończenie jest szczęśliwe dla innych mniej, ale myślę, że każdy dostał to, na co sobie zapracował.
Już po raz ostatni Joanna Jax zabrała mnie w podróż do czasów, o których my możemy dowiedzieć się tylko z filmów, z książek, z lekcji historii lub ze wspomnień naszych dziadków i pradziadków. Naszym fundamentalnym zadaniem jest ocalić od zapomnienia te tragiczne wydarzenia, które pochłonęły miliony ludzkich istnień i nie dopuścić do tego, aby ludzkość doświadczyła ich ponownie. Dzięki takim książkom jak saga "Zemsta i przebaczenie", w której autorka z wielką starannością zadbała o fakty historyczne, odmalowała bardzo realistycznie tamten okres, kolejne pokolenia mogą czerpać wiedzę o drugiej wojnie światowej.
Ciężko się rozstać z ulubionymi bohaterami i żyć bez perspektywy na kolejną część, ale Joanna Jax na pewno nas nie pozostawi "osamotnionych". W przygotowaniu już kolejna zapewne genialna pozycja, a na mnie czeka jeszcze „Dziedzictwo von Becków”, z czego ogromnie się cieszę. Zachęcam gorąco tych, którzy śledzili losy Alicji i spółki do zapoznania się z zakończeniem cyklu, a tym którzy jeszcze nie czytali, polecam z czystym sumieniem całą sagę "Zemsta i przebaczenie". Gwarantuje Wam, że się nie zawiedziecie i podpisuje się pod tym obiema rękami.
Dziękuję Joannie Jax i Wydawnictwu Videograf za możliwość przeczytania tak wspaniałego cyklu.
I tak oto dobiegła końca moja przygoda z bohaterami genialnej sagi „Zemsta i przebaczenie”. „Dolina spokoju” to doskonałe zwieńczenie tego cyklu, który już na zawsze będzie mieć specjalne miejsce zarówno w mojej biblioteczce, jak i w moim sercu.
Choć wojna zakończyła się definitywnie, to dla naszych bohaterów nie zakończyła się walka. Dla jednych o przetrwanie, dla innych...
Czy zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby w biały dzień, ktoś wbrew Waszej woli porwał Was i uwięził? Gdybyście nagle zostali skazani na łaskę osoby bezwzględnej, pozbawionej wszelkich ludzkich odruchów i pragnącej jedynie zemsty? Gdybyście stali się środkiem do celu, pionkiem w grze której nie rozumiecie? Dopóki nie usłyszałam o tej książce do głowy by mi coś takiego nie przyszło, a teraz...
Poznałam tą historię już ponad dwa lata temu i gdy tylko nadarzyła mi się okazja, by odkryć ją na nowo, nie wahałam się ani chwili. Okładka hipnotyzuje i przyciąga wzrok. Pomyślałam więc, że spróbuję raz jeszcze. Czy żałuję powrotu do tej mrocznej, wyniszczającej psychikę historii? Zaraz się o tym dowiecie.
Livvie jest młodziutką kobietą, która pewnego dnia wpada w oko Calebowi. Nie jest to jednak ten typ zainteresowania jaki znamy z najbardziej popularnych teraz erotycznych romansów. Caleb ma plan, a śliczna Livvie ma być dla niego jedynie środkiem do celu. Jego celem jest zemsta, która zawładnęła jego życiem tak bardzo, że niczego poza nią nie widzi. I tak zaczyna się historia dwójki najbardziej mrocznych bohaterów jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać.
Trudno napisać cokolwiek o tej książce bez spoilerowania. Nie chcę odbierać Wam „przyjemności” z czytania cytatami i streszczaniem treści, bo zapewne każdy z Was inaczej wyobraża sobie co jest w „głębi” tej książki. Chciałabym byście dowiedzieli się tego sami. Gdy ja pierwszy raz usłyszałam o The Dark Duet – to oryginalny tytuł, spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Myślałam, że to po prostu kolejny Grey albo Cross z nutką większej ilości BDSM, może bardziej sugestywnie i odrobinę ostrzej napisane… Jakże się myliłam. Sceny, które opisuje autorka przyprawiają praktycznie o palpitacje serca. Bywały chwile, że musiałam przerwać czytanie by złapać oddech i otrząsnąć się choćby na sekundę z tego popieprzonego świata. Ciekawość jednak nie dawała mi oderwać się od książki na dłużej i po chwili znowu dopadał mnie „Dotyk ciemności”.
Najbardziej w tej historii przeraża mnie to, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Kobiety porywane są i zmuszane do najróżniejszych rzeczy. Niewolnictwo i niewolnictwo seksualne są na porządku dziennym w wielu krajach, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Poszperałam trochę w internecie i to co znalazłam przeraża mnie jeszcze bardziej.
Uczucie, które „rodzi się” między głównymi bohaterami jest dla nas czytelników tak niezrozumiałe, że aż nierealne, a jednak… Autorka opisuje ich emocje w taki sposób, że wręcz można poczuć wszystko na własnej skórze. Od nienawiści, po euforię, rozkosz, obrzydzenie… Cała gama emocji, która tak naprawdę nie powinna nawet stać koło siebie. Słyszeliście może jednak o syndromie sztokholmskim? Jeśli nie, to zachęcam do zapoznania się z tym terminem, a wtedy może część z Was zrozumie co mam na myśli.
„Dotyk ciemności” to nie jest nic co do tej pory czytaliście. Ta historia rozwali Wam psychikę, zrobi w głowie totalny mętlik. Ja do tej pory oglądam się za siebie gdy wieczorem wracam z pracy i… to jest „najlepsze”, za każdym razem zastanawiam się czy oby na pewno nie chciałabym by ktoś szedł za mną, a może jednak bym chciała? To właśnie zrobiła ze mną ta książka. Jej treść dociera do tych zakamarków naszego umysły o których możliwe, że nawet nie mieliście pojęcia. Nie jest to pozycja dla każdego i nie będę polecać jej osobom, które lubią ckliwe romanse z happy endem. Tutaj tego nie znajdziecie.
Ja jednak z ręką na sercu przyznaję, że to jedna z lepszych książek jakie kiedykolwiek czytałam. Całość historii napisana jest lekko i czyta się ją naprawdę szybko. Ja pochłaniałam wręcz kolejne strony jak szalona. Wciągająca od pierwszych zdań, a pomysł na nią dla mnie, jako zakochanej w erotycznych romansidłach - genialny ale jakże inny od wszystkiego co do tej pory miałam przyjemność czytać.
„Dotyk ciemności” zajmuje u mnie miejsce zaraz za Greyem do którego, jak zapewne wiecie, mam stosunek nieobiektywny, bo mam na jego punkcie po prostu bzika. Nie mylcie jednak tych dwóch pozycji, to zupełnie inna „bajka”.
Podsumowując: czekam na część drugą z niecierpliwością, bo pierwsza nie pozostawia złudzeń. Czytając ostatnie zdania praktycznie nie oddychałam, czekałam na zwrot akcji, że wszystko skończy się tak jak sobie wymarzyłam… Nic tutaj jednak nie jest takie jakie byście chcieli by było.
Odważysz się by „Dotyk ciemności” pochłoną i Ciebie? Ja się odważyłam i czytelniczkom lubiącym mroczne, nieodgadnione i erotyczne klimaty, naprawdę POLECAM!
Recenzja pochodzi z bloga: http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/
Czy zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby w biały dzień, ktoś wbrew Waszej woli porwał Was i uwięził? Gdybyście nagle zostali skazani na łaskę osoby bezwzględnej, pozbawionej wszelkich ludzkich odruchów i pragnącej jedynie zemsty? Gdybyście stali się środkiem do celu, pionkiem w grze której nie rozumiecie? Dopóki nie usłyszałam o tej książce do głowy by mi coś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dzisiaj mam dla Was kryminał autorki, która jest bliska mojemu sercu, bo to właśnie od niej zaczęłam swoją przygodę z tym gatunkiem, ale i to od tej autorki zaczęła się moja miłość do tego gatunku. To już trzecia jej książka poznana i recenzowana przeze mnie na tym blogu. Każda wywarła na mnie porażające wrażenie, ale do tego jeszcze przejdziemy. Zastanawiacie się kim jest owa Autorka? Już Wam mówię, nie będę Was trzymać w napięciu!
Dzisiaj opowiem Wam o kryminale Joanny Opiat - Bojarskiej "Gra o wszystko", która swoją premierę miała 11 października. Więc proszę się wygodnie i zapraszam na recenzję!
" NAJBARDZIEJ POŻĄDANA POZYCJA ROKU!
Młoda kobieta zostaje odnaleziona martwa we własnym mieszkaniu. Obfite kształty ofiary i suto zastawiony stół rodzą wiele pytań, jednak policja uznaje jej śmierć za samobójstwo. Z dnia na dzień przybywa osób odbierających sobie życie w dziwnie zainscenizowanych okolicznościach. Na jaw wychodzą ich wstydliwe sekrety i perwersyjne upodobania...
W śledztwie pomaga Urszula Zimińska, profilerka z Łodzi. W kręgu osób bacznie obserwowanych przez poznańską policję główną podejrzaną jest… psycholog Aleksandra Wilk. Co łączy wszystkie ofiary i jaki to ma związek z Aleksandrą? Czy czyjeś fantazje mogą prowadzić do zbrodni?
TO GRA POZORÓW ZWANA UWODZENIEM. UWAŻAJ, CZEGO PRAGNIESZ, BO ZA GRZESZNE PRZYJEMNOŚCI TRZEBA BĘDZIE ZAPŁACIĆ WYSOKĄ CENĘ. "
Przed samym pojawieniem się książki dostałam dwie tajemnicze koperty z ciekawą zawartością, które pewnie pojawią się gdzieś tutaj w postaci zdjęć. Na początku nie mogłam skojarzyć, jaką książkę te zdjęcia miały wypromować. Były piękne i bardzo klimatyczne. Po dłuższej chwili namysłu, połączeniu kilku wątków przypomniałam sobie, że niedługo miał wyjść nowy kryminał Joanny Opiat - Bojarskiej. Gdy już przeczytałam opis na stronie lubimyczytac.pl wiedziałam, że w swoich spostrzeżeniach się nie pomyliłam. Po kilku dniach zjawiła się też sama książka, pięknie wydana z jedną małą niespodzianką w postaci kolejnego zdjęcia, które podkręciło atmosferę jeszcze bardziej. Wtedy już wiedziałam, że "Gra o wszystko" zajmie pierwsze miejsce w kolejce książek do przeczytania. I tak też się stało.
Nie będę się powtarzać co do stylu, bo nie zmieniłam co do tego zdania od czasów premiery książki "Niebezpieczna gra". Joanna Opiat - Bojarska pisze bardzo fajnym stylem, umie zaciekawić czytelnika i stworzyć naprawdę bardzo dobrą i plastyczną fabułę. Autorka bawi się nami, zapędza nasze myśli w ślepe zaułki, podsuwa nam fałszywe tropy, aż sami się zgubimy i w końcu niczego nie jesteśmy pewni. "Gra o wszystko" miała to wszystko na co ja czekałam od ostatniej części przygód Aleksandry Wilk, a czekałam na dobrze opisaną historię, wysmakowaną zbrodnię i oczywiście na moją ulubioną bohaterkę. Tym razem Autorka poruszyła bardzo śmiały temat jakim są różnego rodzaju parafilie. Zajęła się dość niebezpiecznym tematem, ale i również niezwykle ciekawym (no może czasem obrzydliwym :) ), ale na pewno nowym, albo ja jeszcze w swojej krótkiej miłości do kryminałów nie spotkałam się z takim tematem, w takiej oprawie. Jeśli ktoś interesuje się psychologicznym podłożem fetyszy i parafilii, to ta książka na pewno trafi w Wasze gusta.
Fabuła została opisana z kilku perspektyw (znalazły się też perspektywy ofiar, co jest dla mnie ogromnym plusem). Wróciła też postać, która mam nadzieje zakorzeni się już na stałe w tych powieściach, a mówię tutaj o Urszuli, którą poznałyśmy w poprzedniej części. Można powiedzieć, że poznajemy ją też trochę lepiej, ale to nie ona gra tutaj pierwsze skrzypce, tylko Aleksandra Wilk, która ma jak zwykle szczęście do kłopotów i jest istnym magnesem dla nich. Gdy czytam imię i nazwisko tej bohaterki to pierwsze o czym myślę to "kłopoty". Powiem Wam tyle, bohaterzy byli opisani perfekcyjnie, widać, że Autorka przyłożyła się do stworzenia takich postaci i jestem pewna, że zapamiętacie je na długo. Niestety nic więcej nie mogę Wam zdradzić, bo wtedy zaspoileruje Wam książkę, a tego robić nie można :)
Podsumowując, jedynym minusem tej książki jest to, że za szybko ją skończyłam. Mam nadzieje, że na kolejną książkę nie będziemy musieli długo czekać. Ja natomiast polecę Wam tę powieść z całego serca, książka znalazła się już teraz w mojej topce, więc nic tylko czytać!
Dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona za możliwość przeczytania powieści, ale i Autorce, która wreszcie zrobiła coś Ilonie przez co muszę kupić czekoladki w podzięce! :D
DZIĘKUJĘ!
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/11/joanna-opiat-bojarska-gra-o-wszystko.html
Dzisiaj mam dla Was kryminał autorki, która jest bliska mojemu sercu, bo to właśnie od niej zaczęłam swoją przygodę z tym gatunkiem, ale i to od tej autorki zaczęła się moja miłość do tego gatunku. To już trzecia jej książka poznana i recenzowana przeze mnie na tym blogu. Każda wywarła na mnie porażające wrażenie, ale do tego jeszcze przejdziemy. Zastanawiacie się kim jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jakiś czas temu dostałam od wydawnictwa Zysk i Ska tajemniczą przesyłkę, w której znalazłam egzemplarz pięknie wydanej książki dla dzieci „Gwiazdozaur” i dziwne jajo, z którego sama miałam sobie wyhodować dinozaura. A jako że we mnie cały czas drzemie dziecko, to zabawa przy tym była przednia. Jeszcze nigdy nie pisałam recenzji książki dla dzieci, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, więc zapraszam Was na moją krótką opinię „Gwiazdkozaura”.
"Dawno dawno temu naszą planetę zamieszkiwały dinozaury!
Niestety dziś nie możemy ich już oglądać, ponieważ w wyniku katastrofy naturalnej wyginęły. :( Kiedy przed milionami lat w ziemię uderzył bolid, przetrwało tylko jedno jajo, które wpadło do morza i zawędrowało aż na biegun północny. Znalazły je Elfy Świętego Mikołaja, ale nie wiedziały, co z nim zrobić, więc wysłały je właśnie do Ciebie.
Jeśli chcesz poznać Gwiazdkozaura i jego opowieść, musisz pomóc mu wykluć się z jaja!"
„Gwiazkozaur” to książka dla dzieci, ale ja kobieta dobiegająca już czterdziestki świetnie spędziłam przy niej czas i bawiłam się naprawdę genialnie. Poza tym książkę przeczytały także moje dzieci, które są już nastolatkami. W przypadku mojego syna, to naprawdę wyczyn, bo on czytać po prostu nie lubi.
Tom Fletcher to znany brytyjski muzyk, który po latach tworzenia piosenek dla swojego zespołu McFly, zaczął pisać opowiadania. Wraz z kolegą stworzył bestsellerową serię „Dinosaur That Pooped, która na całym świecie sprzedała się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy. „Gwiazdkozaur” to pierwsza powieść dla młodych czytelników, która odniosła niebywały sukces, zajmując drugie miejsce na liście dziecięcych bestsellerów 2016 roku.
Książka ta opowiada nam historię chłopca o imieniu William, którego wychowuje sam tata, bo jego mama umarła kilka lat wcześniej. William jeździ na wózku, nie ma przyjaciół, a życie uprzykrza mu Brenda, najwredniejsza dziewczyna w całej szkole. Chłopiec tak jak i jego tata kocha Boże Narodzenie, a pisanie listów do świętego Mikołaja jest u nich tradycją. William uwielbia dinozaury, więc postanawia, że o to właśnie poprosi Mikołaja. Czy to dobry prezent? Zapewniam Was, że tak, bo życzenie chłopca wprowadzi w jego życie niemały zamęt, który będzie niesamowitą przygodą.
„Gwiazdkozaur” to książka, która niesamowicie bawi, sama czasami zaśmiewałam się tak, że rodzina spoglądała na mnie, jak na wariatkę, ale jest w niej tyle zabawnych tekstów, że inaczej nie mogło być. Książka także uczy, bo porusza trudne tematy tj. niepełnosprawność, samotne rodzicielstwo, co mnie osobiście do głębi poruszyło. To idealna książka na tej zbliżający się magiczny świąteczny czas, bo znajdziemy w niej bliskość, ciepło, czyli to co tak ważne jest każdego dnia, ale szczególnie podczas świąt Bożego Narodzenia. To idealny prezent dla każdego dziecka, więc może warto już teraz pomyśleć, co Mikołaj w tym roku przyniesie Waszym dzieciom pod choinkę. Mój egzemplarz znajdzie pod choinką siostrzenica, która tak jak Willy uwielbia dinozaury.
Muszę także napisać kilka słów o samym wydaniu książki, które jest po prostu piękne. Twarda oprawa w pięknej i kolorowej obwolucie prezentuje się naprawdę pięknie, a złoty grzbiet i czcionka dodają jej ogromnego uroku. W środku znajdują się piękne rysunki, które pobudzą wyobraźnię każdego dziecka. Dla samego wyglądu warto mieć na półce tak cudowną książkę. Ja się zakochałam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Zysk i Ska.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/12/gwiazdkozaur-tom-fletcher.html
Jakiś czas temu dostałam od wydawnictwa Zysk i Ska tajemniczą przesyłkę, w której znalazłam egzemplarz pięknie wydanej książki dla dzieci „Gwiazdozaur” i dziwne jajo, z którego sama miałam sobie wyhodować dinozaura. A jako że we mnie cały czas drzemie dziecko, to zabawa przy tym była przednia. Jeszcze nigdy nie pisałam recenzji książki dla dzieci, ale zawsze musi być ten...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Po porwaniu Anna budzi się w dziwnym, sterylnym miejscu. Nie wie dlaczego została uprowadzona, i jakie zamiary względem niej ma Dorothy. Anna wie tylko tyle, że jest ona z plemienia Habbatum, a to niestety nie może wróżyć niczego dobrego. Podczas długich samotnych dni i nocy, Ania ma wiele czasu na przemyślenia oraz na naukę latania, którą wykorzystuje by telepatycznie przesłać Leo prośbę, o ty by ją odnalazł. Tylko czy Leo usłyszy błagania Ani?
Leo szaleje z niemocy, nie wiedząc co stało się z jego ukochanym Wilczkiem. Wraz z Krisem porusza niebo i ziemię by odnaleźć ukochaną. Czy ją odnajdzie? O tym musicie przekonać się sami.
Augusta Docher (pseudonim) mówi o sobie:
„Mama, żona, córka i siostra.
Plastyczka, księgowa, manicurzystka i pisarka.
Ogrodnik, kura domowa i bizneswoman.
Polka, Ślązaczka.
Tradycjonalistka modyfikowana.
Ale przede wszystkim kobieta z krwi i kości.”
Czyżby kobieta o wielu twarzach? Na pewno!!!
A ja prywatnie dodam, że to wspaniała kobieta, po prostu z sercem na dłoni.
Od razu napiszę, że "Habbatum" to powieść, której premiery wyczekiwałam od dnia gdy skończyłam czytać "Eperu", czyli pierwszego tomu cyklu "Wędrowcy". Byłam niezmiernie ciekawa, co też autorka wymyśliła. Jaki cel przyświecał Dorothy w porwaniu Anny? Czy miłość Leo i Ani przetrwa te dramatyczne chwile? Teraz już wiem wszystko, ale oczywiście nic Wam nie zdradzę.
W "Habbatum" akcja nabiera tempa, a my zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń już od pierwszej strony. Autorka nie pozwala nudzić się ani przez chwilę. Niebezpieczeństwo i miłosne rozterki bohaterów hipnotyzują, nie pozwalając odłożyć lektury na później, mimo nieuchronnie zbliżającego się zakończenia.
W tej części pojawia się wielu nowych bohaterów – Alan, Rebecca, Thor, Dalila oraz oczywiście piękny Wędrowiec Brian. Brian, Brian, Brian!!! Wróg czy sprzymierzeniec??? Sami zdecydujecie, ja tylko powiem, że postać ta namiesza bardzo w związku Leo oraz Anny. Pojawi się zazdrość, nieufność i niestety wszystko będzie zmierzało ku katastrofie. Czy dwójka naszych ulubionych bohaterów to przezwycięży? Czy ich miłość jest tak silna, jak w części pierwszej? Na wszystkie te pytania znajdziecie odpowiedź podczas wciągającej lektury "Habbatum".
Ta część jest również perfekcyjnie dopracowana w najmniejszych szczegółach, a bohaterowie nad wyraz charakterystyczni. Bardzo łatwo możemy ich sobie wyobrazić jako osoby z krwi i kości, a ich zalety oraz wady nie są dla nas żadną tajemnicą. Ułatwia nam to również naprzemienna narracja, która pozwala zajrzeć w najgłębszy zakamarek umysłu Anny oraz Leo.
Wiele powodów do radości będą mieć również drugoplanowi bohaterowie, gdyż autorka o nich nie zapomniała, i przygotowała dla nich szereg miłosnych niespodzianek.
Augusta Docher potrafi miejscami rozbawić czytelnika do łez – scena polskiej Wigilii bezcenna, nie raz wybuchałam niekontrolowanym śmiechem. Jednakże prócz zabawnych scen "Habbatum" obfituje we wzruszające momenty, które potrafiły niejednokrotnie doprowadzić mnie do łez.
"Habbatum" to książka pełna niespodziewanych zwrotów akcji, ukazująca jak nieziemska potrafi być siła miłości i pokazująca, że naszym losem lubi rządzić przeznaczenie.
Niecierpliwie czekam na "Batawe", i jestem przekonana, że autorka kolejny raz miło mnie zaskoczy.
Polecam!!! Daj się uwieść pióru Augusty Docher!!!
PS. Sprawdziłam w google „pruski błękit”. Naprawdę nie wiedziałam jaki to kolor ;)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Bis.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2016/05/zapraszam-na-recenzje-habbatum-augusty.html
Po porwaniu Anna budzi się w dziwnym, sterylnym miejscu. Nie wie dlaczego została uprowadzona, i jakie zamiary względem niej ma Dorothy. Anna wie tylko tyle, że jest ona z plemienia Habbatum, a to niestety nie może wróżyć niczego dobrego. Podczas długich samotnych dni i nocy, Ania ma wiele czasu na przemyślenia oraz na naukę latania, którą wykorzystuje by telepatycznie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, jak to jest, że bardzo lubię czytać książki "konkurencji". Muszę niestety zmartwić tych, którzy doszukują się w tym wszystkim złośliwości i ukrytych złych zamiarów, bo jako czytelnik, oceniam powieści z perspektywy własnych odczuć, a nie pobudek osobistych. Twórczość Marty poznałam przy okazji jej debiutanckiej serii Nigdy, która ogromnie mi się podobała. I obiecuję ci miłość to trzecia książka w dorobku autorskim Marty i jestem przekonana, że nie ostatnia. Jestem także ogromnie dumna, że w naszym kraju są autorki tak ambitne, zdolne i brną do przodu, jak petarda, a Marta W. Staniszewska zdecydowanie do nich należy.
Czym urzekła mnie historia Belli i Winsa? Zapraszam na moją przedpremierową opinię.
Postanowiłam jednak, że tym razem nie będę streszczać Wam fabuły, gdyż uważam, że wystarczy przeczytać opis książki i to powinno być wystarczające, by zachęcić Was po sięgnięcia po tę powieść.
Wincent stawiał wartość danego słowa ponad własne życie i szczęście, jednak los zmusił go do zweryfikowania priorytetów. Nauczył go ponadto, aby dwa razy przemyślał, komu i jaką obietnicę składa, bo może okazać się, że wszystkich nie będzie w stanie dotrzymać… Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi szczęście jedynej dziewczyny na świecie, na której mu naprawdę zależało.
Czy Bella kiedykolwiek zaufa Wincentowi ponownie, po tym jak porzucił ją bez słowa wyjaśnień? Czy przeznaczenie da im szansę naprawić błędy przeszłości? I co na to mąż Belli...
Delikatna, kobieca, erotyczna powieść o poszukiwaniu miłości i niespełnionych obietnicach.
Ta historia bardzo mnie zaskoczyła. Sięgając po tę powieść spodziewałam się zupełnie czegoś innego niż zafundowała mi autorka, ale jestem ogromnie wdzięczna Marcie, że stworzyła historię, która mnie poruszyła i wzbudziła we mnie ogrom emocji.
Marta pisze naprawdę świetnie. Jej opisy są lekkie, nie dłużą się, a gdy trzeba, rozpalają zmysły. Postacie które wykreowała są prawdziwe, nieprzerysowane, a ja pokochałam Winsa i wzięłam go sobie za kolejnego książkowego męża. Bella również przypadła mi do gustu. Na pozór krucha i słaba, ale nie infantylna, nie naiwna i nie głupiutka. Ta dwójka podbiła moje serce, a ja do końca kibicowałam ich z całych sił.
I obiecuję ci miłość nie jest słodką bajeczką dla dorosłych. To nie jest zwykły romans okraszony scenami erotycznymi. To powieść o miłości, zdradzie, bólu, złamanych obietnicach i nadziei. Marta porusza w nim wiele życiowych problemów, takich jak np. gorzka prawda o małżeństwach, które na pozór wyglądają idealnie, a w zaciszu domowym skrywają swoje koszmarne sekrety. Brak szacunku do drugiej osoby, przemoc fizyczna i psychiczna, kłamstwa. Niech to Was jednak nie zmyli, bo historia aż kipi od napięcia seksualnego, a to wszystko sprawia, że nie można się oderwać. Bądź co bądź to naprawdę kawał świetnego gorącego romansu. Jak to mówią... Stara miłość nie rdzewieje.
Historia Belli i Winsa tak naprawdę zaczęła się dużo wcześniej niż wydarzenia opisane w książce, ale jak się skończy? Tego Wam nie zdradzę i naprawdę zachęcam do zapoznania się z jedną z najlepszych książek jakie dane mi było w życiu przeczytać.
Na okładce I obiecuję ci miłość znajduje się także moja rekomendacja, która powinna dodatkowo zachęcić Was do sięgnięcia po tę świetną powieść, a nasz blog objął ją patronatem medialnym:
Piękna choć chwilami dramatyczna opowieść o tym, że miłość ma ogromną moc, a składane przez nas obietnice znaczą czasami więcej niż może nam się wydawać.
Serdecznie polecam!
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2016/09/i-obiecuje-ci-miosc-marta-w.html
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, jak to jest, że bardzo lubię czytać książki "konkurencji". Muszę niestety zmartwić tych, którzy doszukują się w tym wszystkim złośliwości i ukrytych złych zamiarów, bo jako czytelnik, oceniam powieści z perspektywy własnych odczuć, a nie pobudek osobistych. Twórczość Marty poznałam przy okazji jej debiutanckiej serii Nigdy, która ogromnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Colleen Hoover znajduje się w pierwszej trójce moich ulubionych autorów. Uwielbiam jej twórczość i przeczytałam wszystko, co ukazało się na naszym rynku wydawniczym. Do tej pory moim numer jeden było Hopeless, ale po przeczytaniu It Ends With Us musiałam zmienić zdanie. To, co zrobiła ze mną ta książka, nie mieści mi się w głowie... Zapraszam na recenzję, która może nie będzie długa, może będzie chaotyczna, ale mogę Was zapewnić, że każde słowo, które w niej znajdziecie, będzie płynęło prosto z mojego z serca.
Dzieciństwo Lily Bloom nie było idealne, ale ukształtowało z niej wspaniałą i silną kobietę. Teraz cały czas uśmiecha się do niej szczęście. Otworzyła kwiaciarnie, poznała przystojnego neurochirurga Ryle'a Kincaida, z którym połączyło ją gorące i piękne uczucie, jakim jest miłość. Po prostu bajka... Ich związek wydaje się idealny, ale dawny przyjaciel Lily, Atlas dostrzega coś, czego nie widzi nikt inny. Kiedyś to Lily okazała się dla niego bezpieczną przystanią, a teraz on postanawia zrobić dla niej to samo. Czy ma podstawy do obaw? O tym musicie przekonać się sami.
„Czasem te osoby, które najmocniej nas kochają, potrafią też najmocniej ranić”
„It Ends With Us” to chyba najbardziej osobista książka autorki, historia, którą opisała Colleen oparta jest na faktach, a wszystkie wyjaśnienia znajdziecie w podziękowaniach na końcu powieści. Ja nic na ten temat Wam nie zdradzę, poza tym moja recenzja będzie inna niż wszystkie, jakie do tej pory napisałam, ale po prostu nie mogę napisać zbyt wiele na temat fabuły i bohaterów, choć bardzo bym chciała.
Nie wiem, czy wiecie, jak to jest, gdy jakaś książka tak mocno zakorzenia się w Waszej głowie, że nie możecie przestać o niej myśleć. Ja taki stan mam bardzo rzadko i naprawdę ciężko mną wstrząsnąć, ale Colleen Hoover się to udało. Ta powieść owinęła się wokół mnie jak bluszcz i wszędzie zapuszczała swoje korzenie. Wczoraj skończyłam ją czytać, ale nie mogę o niej zapomnieć. Kładąc się spać, myślałam o niej, wstałam, myśląc o niej, nawet podczas zakupów analizowałam wszystko, co się w niej działo. „It Ends With Us” stało się moim narkotykiem i nie myśląc o niej, czuję się źle. Autorka poruszyła w niej niezwykle trudny i bolesny temat, z którym borykają się kobiety, mężczyźni i nawet dzieci na całym świecie. Ta książka okazała się dla mnie bardzo, ale to bardzo osobista, gdyż historia Lily, to także w pewnym sensie i moja historia...
„To, że ktoś cię krzywdzi, nie oznacza, że możesz tak po prostu przestać go kochać. To nie czyny sprawiają najwięcej bólu, lecz miłość. Gdyby czynom nie towarzyszyła miłość, ból byłby trochę łatwiejszy do zniesienia.”
Colleen bardzo mnie zaskoczyła, bo to naprawdę całkiem coś innego niż to do czego nas przyzwyczaiła w swoich wcześniejszych powieściach. Oczywiście jest jej fenomenalny styl, który wciąga już od pierwszej strony, są świetni, a nawet powiedziałabym „idealni” bohaterowie, jest genialne poczucie humoru no i oczywiście miłość. Ale wiecie co? To tylko tło dla tej historii. Autorka skupiła się na czymś zupełnie innym, na czymś prawdziwym aż do bólu i opisała to tak emocjonująco, że te emocje raniły mnie raz za razem niczym ostre sztylety.
„Błędne koła istnieją, bo strasznie trudno je przerwać. Wymaga to olbrzymiego bólu i odwagi, by odrzucić utarty wzorzec. Czasami wydaje się, że łatwiej byłoby dalej trwać w błędnym kole, niż zmierzyć się ze strachem i skoczyć, ryzykując, że nie wyląduje się na nogach.”
„It End With Us” to powieść, którą polecam każdemu. Każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie. To książka piękna, bolesna i nieprawdopodobnie prawdziwa. Autorka ma niezwykły dar do przelewania emocji na papier i to kocham najbardziej w jej powieściach. Ta książka doprowadziła mnie do morza łez, ale chyba najbardziej płakałam, czytając ostatni rozdział i decyzję, która padła z ust Lily. Decyzję, która nie mogła być inna.
„Nie ma czegoś takiego jak źli ludzie. Po prostu wszyscy czasami robimy złe rzeczy.”
Tym cytatem zakończę moją recenzję i napiszę tylko jeszcze jedno...
Polecam Wam tę powieść z całego serca. To najlepsza książka Colleen Hoover i dzięki niej podzieliłam się z Wami trochę swoją własną NAGĄ PRAWDĄ.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/10/it-ends-with-us-colleen-hoover.html
Colleen Hoover znajduje się w pierwszej trójce moich ulubionych autorów. Uwielbiam jej twórczość i przeczytałam wszystko, co ukazało się na naszym rynku wydawniczym. Do tej pory moim numer jeden było Hopeless, ale po przeczytaniu It Ends With Us musiałam zmienić zdanie. To, co zrobiła ze mną ta książka, nie mieści mi się w głowie... Zapraszam na recenzję, która może nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Koszmar Morfeusza”, zdecydowanie nie jest książką dla osób szukających cukierkowego i ckliwego romansu. To powieść wbijająca się w coraz popularniejszy na naszym rynku, gatunek literacki, jakim są dark erotyki. W tej książce nie znajdziecie tak uwielbianych, kwiatków, serduszek, czy ckliwych słów. To mroczna opowieść o miłości i nienawiści. To także książka o mafijnym świecie, w którym przemoc i brutalny seks jest zwykłą codziennością. To koszmar, który pochłonie Was bez reszty i niejedna z Was, nie zechce się z niego obudzić. Zapraszam na przedpremierową recenzję.
Od chwili przypadkowego spotkania w klubie, związek Cassandry i Adama przeszedł już wiele wzlotów oraz upadków i jeszcze wiele ich przed nimi. Relacja między nimi jest wyjątkowo gorąca oraz namiętna, ich ciała są wręcz stworzone dla siebie. Oboje wiedzą, że nie powinni się spotykać, gdyż świat, do którego należy Adam, jest brutalny i niebezpieczny, a zagrożenie czai się z każdej strony. Tylko, czy można przeciwstawić się pragnieniom i niezwykłemu przyciąganiu? Adam McKey coraz częściej nagina zasady, które obowiązują w jego świecie, a Cassandra postanawia sama uwolnić ukochanego ze szponów mafii. Czy jej się to uda? Czy warto zaczynać wojnę z mężczyzną takim, jak Eros? Czy Adamowi uda się ochronić kobietę, która zawładnęła jego duszą i sercem? O tym wszystkim musicie przekonać się sami.
K.N. Haner, to pseudonim polskiej autorki, która w 2015 roku zadebiutowała powieścią „Na szczycie”. Obecnie na swoim koncie ma już cztery wydane książki, a „Sny Morfeusza” otrzymały status bestsellera. Prywatnie jest osobą rodzinną, wesołą i otwartą. Uwielbia pisać, czytać i gotować. Kocha polskie morze i Mazury. Marzy jej się nurkowanie na rafie koralowej u wybrzeży Australii. Mam nadzieję, że to marzenie także spełni, bo udowodniła, że marzenia się spełniają. Prywatnie jest osobą bardzo ciepłą i moją osobistą przyjaciółką ;)
„Koszmar Morfeusza” to gorąca, namiętna i zarazem mroczna powieść. Sceny seksu są naprawdę pełne nieokiełznanej namiętności, pragnienia i pożądania. Jednak, ta książka, to nie tylko seks, to także świat mrocznej i przerażającej mafii, której członkiem jest Adam McKey vel Morfeusz. Mafii, której członkowie są bezwzględni i okrutni, gdzie za łamanie reguł musi być kara.
W Miami Cassandra miała spełniać swoje marzenia. Idealna praca, idealny mężczyzna. Jednak nigdy nie przypuszczała, że przez mężczyznę, którego pokocha, wkroczy do świata, okrutnego, mrocznego, gdzie życie ściera się ze śmiercią. Bo mafia nie wybacza, mafia nie zapomina...
Jeżeli ktokolwiek liczy, że „Koszmar Morfeusza”, to erotyk jakich wiele, to jest w ogromnym błędzie. Kasia nie pisze według utartych schematów, a Koszmar jest powieścią inną i wyjątkową. I choć może nie mam wielu dark erotyków za sobą, to nie przesadzę pisząc, że dla mnie jest on najlepszy. Kasia nie boi się także pisać o tematach tabu, jakimi jest prostytucja, zmuszanie do nierządu, gwałty. Uważam, że trzeba mieć ogromny talent, by tak realistycznie i wiarygodnie opisywać rzeczy złe i przerażające, a Kasia potrafi robić to idealnie. Tej książki nie można czytać spokojnie, bo czasami klnie się na czym świat stoi, ale to przecież o to chodzi, by autor potrafił wywołać w czytelniku ogrom emocji, tych złych, jak i tych dobrych.
Oczywiście nie mogę zapomnieć o seksie, który jest w książce bardzo ważny. Sceny seksu opisane przez Kasię są niesamowite gorące i nieraz miałam ochotę zamienić się z Cass i poczuć pod sobą, nad sobą, z boku, z tyłu seksowne ciało Adama McKeya ;). Niesamowita namiętność i pożądanie wylewają się z książki lawinami, doprowadzając krew do wrzenia.
Ta książka zawiera wszystko co najlepsze i porywa czytelnika w głąb fabuły. Obserwujemy namiętne zbliżenia bohaterów oraz nierówną walkę z mafią. Kto przegra, a kto zwycięży? Czy, w ogóle jest szansa, by ta dwójka była razem? Ja Wam tego nie zdradzę.
Muszę także wspomnieć o wątku, który skradł moje serce i wiele razy mnie wzruszał. Kasia w piękny sposób opisała przyjaźń. Przyjaźń między Cassandrą a Tommym, którzy poznali się przez zupełny przypadek i stali się sobie bardzo bliscy. Tommy zmaga się z nieuleczalną chorobą, a Cassandra jest w nim w tych trudnych chwilach i robi wszystko, by chłopak mógł żyć. Ale, czy da się wygrać ze śmiercią?
Na ogromne brawa zasługuje kreacja bohaterów, która wyszła autorce perfekcyjnie. Są oni barwi wyraziści i pełni skrajności. I choć ich wybory i czyny czasami doprowadzają na skraj szewskiej pasji, to nie sposób ich nie lubić. Cassandra lubi irytować swoim zachowaniem i działaniem pod wpływem chwili. Jednak, to także kobieta, która jest bardzo lojalna i opiekuńcza, co nieraz będziecie mogli zaobserwować. Natomiast Adam, to mężczyzna, którego raz się kocha, a innym razem nienawidzi. Czasami brutalny, okrutny i przerażający, a kiedy indziej kochający, czuły i troskliwy. To mężczyzna, który w odpowiednim momencie potrafi przywdziać maskę, za którą ukrywa swoją prawdziwą twarz.
Uwielbiam go, mimo jego wad.
Na uwagę zasługują także postacie drugoplanowe, a w szczególności Eros, który współpracuje z Morfeuszem. To nieobliczalny szaleniec, który za nic ma kobiety i ludzkie życie. Znienawidziłam go od razu i myślę, że z Wami będzie podobnie.
Styl jakim operuje K.N. Haner jest prosty, lekki i bardzo plastyczny. Dzięki temu książkę czyta się niesamowicie szybko, a po dobrnięciu do końca chce się zdecydowanie więcej. Szybka, pełna nagłych zwrotów akcja, to kolejny atut tej książki, w której nie ma miejsca na nudę. Gdy już myślimy, że choć na chwilę zrobi się spokojniej, autorka serwuje nam kolejną bombę. Myślę, że czerpie z tego satysfakcję, gdy nasze serca walą szalonym tempem i grozi nam stan przedzawałowy.
„Koszmar Morfeusza”, to powieść, która od pierwszych stron wciągnie Was do mrocznego świata mafii, a Adam McKey rozpali Wasze zmysły do czerwoności. Będziecie balansować na granicy miłości i nienawiści, które dzieli bardzo cienka linia. Czy jesteście gotowe poznać jego koszmar? Koszmar, z którego nie zechcecie się obudzić.
JESTEŚCIE JUŻ GOTOWE NA SPOTKANIE Z CASSANDRĄ I MORFEUSZEM? ONI CHCĄ BYŚCIE POZNAŁY ICH KOSZMAR...KOSZMAR, KTÓRY NIGDY NIE POWINIEN SIĘ WYDARZYĆ!
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce oraz Editio Red.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/02/koszmar-morfeusza-kn-haner-nasz.html
„Koszmar Morfeusza”, zdecydowanie nie jest książką dla osób szukających cukierkowego i ckliwego romansu. To powieść wbijająca się w coraz popularniejszy na naszym rynku, gatunek literacki, jakim są dark erotyki. W tej książce nie znajdziecie tak uwielbianych, kwiatków, serduszek, czy ckliwych słów. To mroczna opowieść o miłości i nienawiści. To także książka o mafijnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Gdy dowiedziałam się, że będę miała okazję przeczytać tą książkę, to szczerze mówiąc byłam średnio do niej nastawiona. Nigdy nie interesowałam się historią, a o Napoleonie Bonaparte mam zdanie wyrobione z lekcji historii.
Sztuka pisania listów zanika jednak w dzisiejszych czasach. Era portali społecznościowych, maila, smsów i różnego rodzaju możliwości komunikacji międzyludzkiej wyparła pisanie tradycyjnych listów. A szkoda...
Listy Napoleona i Józefiny ukazały się drukiem po raz pierwszy w 1933 roku, a rok później zostały one wydane w Polsce, dzięki tłumaczeniu Adama Rogalskiego. Korespondencja obejmuje lata 1769-1813.
W krótkim wprowadzeniu oraz przedmowie wydawcy, dowiadujemy się o trudnych losach Cesarza i pięknej kreolki. Z nich także wiemy, że to Hortensja - córka Józefiny, udostępniła zbiory listów by poniekąd wybielić obraz swojej matki ale także pokazać zupełnie inne oblicze Napoleona. Do tej pory nigdy się tym nie interesowałam ale ta historia ogromnie mnie zaciekawiła. Źródła historyczne mówią wiele, jest wiele wersji wydarzeń, a w wielu z nich Bonaparte ukazany jest jako tyran, a Józefina jako intrygantka i kobieta niegodna Cesarza, a to głównie za jego sprawą. Hortensja pragnęła także zaprzeczyć słowom samego Napoleona, jako żeby pod koniec swojego życia wypowiadał się bardzo źle na temat byłej małżonki.
Wydaje mi się, że doskonale jej się to udało. Już od pierwszego przeczytanego listu Napoleona do Józefiny, poczułam się wręcz urzeczona i oczarowana. Zdaję sobie sprawę, że w tamtych czasach właśnie takim językiem się posługiwano ale to takie niespotykane i ciekawe, że nie mogłam się oderwać. Cesarz nazywał Józefinę swoją "przyjaciółką". Troszczył się, martwił i w każdym liście przesyłał jej tysiące ucałowań.
"Tysiąc ucałowań tak gorących, jak ty jesteś zimna. Miłość bez granic i wierność niezachwiana"
"Weź ze sobą srebra i część potrzebnych rzeczy. Żebyś się nie utrudziła, jedź wolno i podczas chłodu"
Chyba jestem niepoprawną romantyczną i dlatego te listy tak ogromnie mi się spodobały. Za każdym razem, gdy Józefina nie odpisywała kilka dni na jego listy, Bonaparte martwił się ale i denerwował. Śmiałam się z niektórych zwrotów, żartobliwych ale i mających za zadanie ukazanie oburzenia Cesarza i jego niecierpliwości oraz zazdrości.
"Ja do ciebie bardzo często pisuję, moja droga przyjaciółko, ale ty do mnie rzadko. Jesteś niedobra i brzydka, bardzo brzydka tyle ile płocha"
"Ja cię wcale nie kocham, nienawidzę cię nawet. Ty jesteś brzydka, niezgrabna, nierozgarnięta, kopciuch. Nie piszesz do mnie wcale, nie kochasz twojego męża; wiesz ile listy twoje sprawiają mu przyjemności, a jednak on kilku nawet wierszy cokolwiek w sobie mieszczących, nie może się doczekać od ciebie"
Listy Cesarza do Józefiny nawet po rozwodzie były pełne troski, wyrazu szacunki i miłości. Pocieszał ją i wykazywał zrozumieniu w jej załamaniu po rozstaniu. Każdy list jest dowodem na to jak Bonaparte bardzo kochał swoją pierwszą żonę. Ukazuje jego ludzką stronę, inną niż tą jaką znamy z lekcji historii w szkole. Czuły kochanek, oddany mąż, dobry ojciec dla przyszywanych dzieci.
Niestety w książce nie ma odpowiedzi Józefiny na listy Napoleona, a jedynie jej korespondencja z córką Hortensją. Mimo tego całość jest naprawdę wyjątkowa i pozwala nam spojrzeć na tą parę zupełnie inaczej. To niesamowite ile zainteresowania wzbudziła we mnie ta lektura.
Polecam tą pozycję dla każdego, naprawdę dla każdego. Skoro mi, fance Greya i romansów tego typu, spodobały się te listy, to naprawdę proszę mi uwierzyć, że warto po nie sięgnąć.
Za możliwość przeczytania książki przedpremierowo, dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.
Premiera: 26.08.2015
Wydawnictwo Poznańskie
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2015/08/listy-napoleona-i-jozefiny.html
Gdy dowiedziałam się, że będę miała okazję przeczytać tą książkę, to szczerze mówiąc byłam średnio do niej nastawiona. Nigdy nie interesowałam się historią, a o Napoleonie Bonaparte mam zdanie wyrobione z lekcji historii.
Sztuka pisania listów zanika jednak w dzisiejszych czasach. Era portali społecznościowych, maila, smsów i różnego rodzaju możliwości komunikacji...
I znowu stanęłam przed nie lada wyzwaniem, bo jak tu napisać koleją recenzję do czwartej już części cyklu "Zemsta i przebaczenie" i nie powtarzać się? Od pierwszego tomu zapałałam uwielbieniem dla tej serii i moje dotychczasowe recenzje przepełnione są zachwytami nad tą książką, oczywiście zasłużonymi. Seria jest rewelacyjna i przed przeczytaniem tej części zastanawiałam się, czy autorka mogła jeszcze podnieść poprzeczkę? Mogła, a jakże!!!
„Czwarty tom cyklu »Zemsta i przebaczenie« Sytuacja polityczna na świecie zaczyna przybierać niespodziewany dla III Rzeszy obrót. Państwa sprzymierzone oraz Związek Radziecki powoli ujarzmiają niezwyciężone dotychczas Niemcy. W Polakach budzi się nadzieja, jednak niektórzy patrzą z niepokojem na poczynania Stalina. Nadchodzi czas powstania warszawskiego, zdobycia Berlina przez Armię Czerwoną i dramatycznych dla Polski konferencji w Teheranie i Jałcie. Bohaterowie kolejny raz stają przed trudnymi wyborami, a ich siłą napędową są miłość i przyjaźń. Czy uda się pozostać wiernymi wyznawanym dotychczas wartościom, czy też kolejny raz zwycięży egoizm i chęć chronienia życia za wszelką cenę? A może ludzkie tragedie pozwolą inaczej spojrzeć na drugiego człowieka i wyzwolić nowe pokłady altruizmu?”
Joanna Jax ponownie "przetasowała karty" i powierzyła niektórym ze swoich bohaterów nowe role. Jedną z moich ulubionych postaci Alicję Rosińską postawiła przed wyborem między dwoma mężczyznami, swoją wielką miłością Julianem Chełmickim, dla którego nie wahała się zaryzykować nawet własnego życia, a Karym, który okazał się godnym zaufania przyjacielem. Walter von Lassow próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, Igor Łyszkin targany rozterkami i wątpliwościami stara się jak najlepiej wykorzystać sytuacje, w jakiej się znalazł do realizacji własnych planów. Hanka za wszelką cenę usiłuje przetrwać, choć strach o życie swoje i dzieci towarzyszy jej przez cały czas. Czy los w końcu okaże się łaskawszy i pozwoli naszym bohaterom na odrobinę szczęścia?
Odniosłam wrażenie, że „Morze Kłamstwa” to część, która chyba najbardziej mnie pochłonęła i trzymała w niepewności. Joanna Jax doskonale potrafi dawkować napięcie i emocje. Każda z części była arcyciekawa, jednakże "Morze kłamstwa" zachwyciło mnie przede wszystkim opisem Powstania Warszawskiego. Temat bardzo mi bliski i muszę przyznać, że pani Joanna zrobiła to po mistrzowsku. Moim zdaniem niejeden nawet najlepszy film, czy serial na temat powstania nie oddał tego klimatu w taki sposób, w jaki zrobiła to autorka. Wykazała się ogromną znajomością tematu i z pietyzmem opisała tę kartę naszej historii. I choć spór o Powstanie Warszawskie trwa, myślę, że po przeczytaniu tej książki każdy będzie mógł wyciągnąć swoje własne wnioski.
Jak zwykle pozostałam z niedosytem w oczekiwaniu na kolejną część. Jestem bardzo ciekawa, co jeszcze autorka przewidziała dla swoich bohaterów, ale po przeczytaniu czterech części, jestem święcie przekonana, że nie zawiodę się i tym razem. Polecam gorąco!
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Videograf.
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/10/morze-kamstwa-joanna-jax-premierowo.html
I znowu stanęłam przed nie lada wyzwaniem, bo jak tu napisać koleją recenzję do czwartej już części cyklu "Zemsta i przebaczenie" i nie powtarzać się? Od pierwszego tomu zapałałam uwielbieniem dla tej serii i moje dotychczasowe recenzje przepełnione są zachwytami nad tą książką, oczywiście zasłużonymi. Seria jest rewelacyjna i przed przeczytaniem tej części zastanawiałam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mroczna materia to thriller z wątkiem sci-fi, który od razu zaciekawił mnie swoim opisem. Do tego okładka niczego sobie... Pomyślałam, wezmę, przekonam się o co chodzi. Brakowało mi już trochę czegoś, co podchodzi pod moje ukochane sci-fi. Jak wiecie, cała moja miłość do książek zaczęła się właśnie od tego gatunku, więc ta powieść po prostu mnie wołała. Zastanawiacie się co o niej sądzę?
Zapraszam do dalszej recenzji :)
""Jesteś w życiu szczęśliwy?" To ostatnie słowa, które słyszy Jason Dessen, zanim zamaskowany porywacz pozbawia go przytomności. Gdy się budzi, jest przywiązany do noszy i otaczają go ludzie w kombinezonach zabezpieczających przed działaniem substancji niebezpiecznych. Uśmiecha się do niego mężczyzna, którego Jason nigdy w życiu nie widział, który zaczyna przemowę od słów: "Witaj z powrotem, Jasonie. Gratulacje". W świecie, w którym się obudził, życie Jasona jest całkiem inne niż to, które prowadził. Jego żona nie jest jego żoną. Jego syn nigdy nie przyszedł na świat. A on sam nie jest tuzinkowym profesorem fizyki na uniwersytecie, lecz fetowanym geniuszem, który osiągnął coś wielkiego. Coś niemożliwego. Czy ten świat jest snem, czy snem był świat poprzedni? Nawet jednak jeśli dom, który pamięta, jest prawdziwy, jak Jason ma wrócić do rodziny, którą kocha? Odpowiedź na to pytanie pojawia się w trakcie podróży dziwniejszej i bardziej przerażającej, niż jeszcze niedawno byłby sobie w stanie wyobrazić - podróży, będącej walką z przerażającym wrogiem, który wydaje się nie do pokonania, podróży, która zmusi Jasona Dessena do zajrzenia w najgłębsze zakamarki własnej duszy. "
Książka nie zrobiła na mnie dobrego pierwszego wrażenia. Jeśli ktoś oglądał mojego instastory, to wie, że narzekałam na złe wydanie książki. "Mroczna materia" jest bardzo delikatną książką, okładka jest bardzo giętka, więc trzeba było być bardzo ostrożnym, aby nigdzie jej nie zagiąć. Jeśli ktoś tak jak ja czyta w "podróży" to może mieć problemy. Mój egzemplarz wyszedł z kilkoma ranami wojennymi, a więc to zdecydowanie było minusem. Ale, ale... Nie można się zrażać po pierwszym wrażeniu, więc przechodzimy do szczegółów.
Blake Crouch pisze wciągającym, dość luźnym językiem, operując czasem naukowymi terminami z fizyki kwantowej. Mimo wszystko ten "naukowy bełkot" nie zepsuł mi w ogóle zabawy, o nie, nie, on mi jeszcze ją podkręcił. Może jestem mało spostrzegawcza, ale dopiero w środku książki coś przykuło moją uwagę... I zastanawiacie się pewnie co to było... Już Wam mówię!
Naukowy eksperyment, który zostaje przeprowadzony w książce, a raczej cała późniejsza tocząca się fabuła, była bardzo podobna do badań prowadzonych przez bohatera serialu "Teoria Wielkiego Podrywu" Sheldona. Jako, że lubię ten serial, to książka wciągnęła mnie bez reszty właśnie poprzez rozwinięcie tego wątku. Ja jestem na tak i właśnie takiej powieści mi brakowało!
Bardzo podobała mi się kreacja bohaterów. Autor idealnie moim zdaniem rozrysował całą tę strukturę psychologiczną, dzięki czemu czytelnik po prostu przechwycał emocje bohatera i adaptował się do nich. Jason Dessen - główny bohater "Mrocznej materii" to normalny facet, który zrezygnował z kariery na rzecz rodziny, gdy jednak dostaje "drugą szansę" wcale nie zachowuje się tak, jak moglibyśmy przypuszczać. To niesamowite jak bardzo ten bohater nie był jednoliniowy i nie można było przewidzieć jego kolejnego ruchu. Do tego zdecydowanie muszę tutaj pochwalić przemianę psychiczną bohatera. Z "ciepłych kluch" zostaje zmieniony wraz z akcją w bohatera, który nie waha się i chce jak najszybciej znaleźć drogę do domu za cenę nawet własnego życia. Cała ta historia była bardzo wstrząsająca, ale i dawała do myślenia i to właśnie przez głównego bohatera, który zdecydowanie zająłby podium na "najlepszą przemianę bohatera, w książce przeczytanej w 2017 roku".
Jeśli chociaż trochę lubicie "Teorie Wielkiego Podrywu" i dobre sci-fi, to polecam Wam tę pozycje. Jestem pewna, że się nie rozczarujecie tym, co przeczytacie w tej książce. Zapewniam Was, że "Mroczna materia" jest książką, która musi się znaleźć w pozycji "przeczytane" każdego kto lubi ten gatunek.
Dziękuję za przeczytanie Wydawnictwu Zysk i S-ka
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2017/09/blake-crouch-mroczna-materia.html
Mroczna materia to thriller z wątkiem sci-fi, który od razu zaciekawił mnie swoim opisem. Do tego okładka niczego sobie... Pomyślałam, wezmę, przekonam się o co chodzi. Brakowało mi już trochę czegoś, co podchodzi pod moje ukochane sci-fi. Jak wiecie, cała moja miłość do książek zaczęła się właśnie od tego gatunku, więc ta powieść po prostu mnie wołała. Zastanawiacie się co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-20
Literatura erotyczna jest ostatnio bardzo modna. Na fali popularności 50 Twarzy Greya, jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne erotyczne powieści, które My – kobiety, połykamy jednym tchem.
Czytałam naprawdę większość tego typu książek, które wyszły na naszym polskim rynku. Do tej pozycji wracałam jednak już wiele razy i postanowiłam podzielić się z wami własnymi odczuciami, które towarzyszą mi zawsze gdy powracam do tej książki. Moja opinie nie do końca jest obiektywna ze względu na to, że byłam świadkiem powstawania fragmentów tej powieści, procesu wydawniczego, a sama autorka jest po prostu moją przyjaciółką. Nie mniej jednak, zanim moja znajomość z K.N. Haner przeszła na ten „wyższy” poziom, ja już wtedy pokochałam tą historię i nawet gdybym była po prostu zwykłą „fanką” moje zdanie na jej temat byłoby tamie samo.
Kim jest K.N.Haner? Młoda (nie kazała mi podawać wieku) kobieta pochodząca z niedużej miejscowości na Mazowszu. Swoją przygodę z pisaniem zaczęła stosunkowo niedawno, a Na Szczycie to jej debiut autorski.
Książka od pierwszych stron naładowana jest erotyzmem przez duże E. Poznajemy Rebekę Staton, striptizerkę w klubie go-go ,której przyjacielem jest Trey - seksowny biseksualista. Pewnej nocy w klubie w którym Rebeka tańczy, dostrzega ją nieziemsko przystojny menadżer zespołu rockowego -Sedrick Mills, który następnego dnia powraca tam i składa bohaterce niecodzienną propozycję: udział w trasie koncertowej zespołu i zostanie ich tancerką. Czy Rebeka się zgodzi? Oczywiście ,że tak ale nie wiem czy ktokolwiek nie skorzystałby z takiej okazji? Kopciuszek i książę na białym rumaku? Brzmi dość oklepanie ale jakże to mylne… Można powiedzieć, że trasa koncertowa to tylko koncerty i seks lub jeszcze więcej seksu i seksu i… Trochę tak jest, jednak nie do końca. Tutaj nic nie jest pewne i przewidywalne. Sedrick i Rebeka zakochują się w sobie ale nie jest to zwykły romantyczny romans. Niespodziewanie Rebeka zaczyna darzyć uczuciem Ericka Waltera - gitarzystę zespołu z którym zaczyna łączyć ich dużo więcej niż oboje by chcieli. Wszystko komplikuje się na własne życzenie bohaterów i jest konsekwencją ich czynów ale to właśnie to w tej książce jest takie wciągające, niepowtarzalne i urzekające. Bohaterowie są tak realistyczni i dobrze wykreowani, że mimo sporego ich natrzęsienia, nie sposób pomylić jednego z drugim. Każdy ma swoje indywidualne cechy charakterystyczne tylko dla tej konkretnej postaci.
Emocji jest tyle, że czasami trudno je ogarnąć: porwanie, miłosny trójkąt, awantury, zazdrość i to co dręczyło mnie najbardziej, czyli: kogo wybierze Rebeka? Tego wszystkiego dowiecie się czytając - Na Szczycie.
Ja jestem tą książką oczarowana. Zakochałam się w bohaterach, a Sedrick to mój wymarzony mężczyzna (tak, tak… jestem w nim beznadziejnie zakochana i stoję na czele fan clubu - SEDRICK MILLS RULLEZ!!!) Choć przyznam, że nieraz miałam ochotę skopać mu tyłek za jego durne zachowanie i uciekanie od problemów… ale przecież nikt z nas nie jest idealny (zdradzę też, że w dalszych częściach to właśnie Sedrich przechodzi chyba największą metamorfozę ze wszystkich bohaterów). Rebeka to dziewczyna z problemami i bardzo niską samooceną. Jej życie od najmłodszych lat nie było usłane różami, a toksyczna matka niczego jej nie ułatwia. Dlatego Rebeka lubi nocne życie i alkohol, bo dla niej to ucieczka od odpowiedzialności i problemów, z którymi będzie musiała zmierzyć się prędzej czy później. Życie z szalonymi gwiazdami rocka i ich menadżerem też nie należy do najłatwiejszych ale… wyobrażacie sobie siebie, wśród kilku seksownych jak diabli facetów z którymi spędzacie w trasie kilka miesięcy swojego życia? MARZENIE! (przynajmniej moje)
Rebeka wkroczyła do świata, którego kompletnie nie znała. Świata seksu, pieniędzy, sławy, zazdrości i bezgranicznej przyjaźni, która nie zawsze jest tak oczywista jak może się nam wydawać (mam tu na myśli układ Sedricka z Erickiem ale nie będę zdradzać nic więcej) Będą i wzloty i upadki. Bolesne upadki i erotyczne wzloty. Uwielbiam męską część bohaterów tej książki, choć każdy z nich ma dużo za uszami. Jak jednak można nie kochać seksownych , niegrzecznych , wytatuowanych (nawet w dziwnych miejscach) facetów? No chyba się nie da… To taki mój wymarzony typ mężczyzny, a niestety w domu mam inny model… ;)
Podsumowując moją mało obiektywną ale jakże szczerą opinię: Jeżeli nie boicie się odważnych czasami kontrowersyjnych erotyków, ze sporą dawką humoru i jeszcze większym stężeniem dramatycznych zdarzeń, to ta książka jest dla Was idealna. Trójkąty, seks gejowski, anal, oral… (uch gorąco mi się zrobiło), znajdziecie tu wszystko czego dusza zapragnie. Ja czytałam ją z wypiekami na twarzy i przyjemnymi skurczami w pewnych miejscach (bardzo dobrze Wam znanych;) )
Przerobiłam ją w papierze już siedem razy i za każdym razem jest tak samo. Teraz z niecierpliwością czekam na wydanie kolejnej części i wiem, że również się nie zawiodę. Wiec Wy również nie czekajcie tylko sięgnijcie po Na Szczycie i dajcie się ponieść temu szaleństwu. Tą książkę się kocha albo nienawidzi. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy.
Wiem, że moja ocena nie wyda wam się obiektywna ale cóż… kocham Na Szczycie i uwielbiam autorkę. Gdyby nie to, że natknęłyśmy się na siebie w czeluściach facebookowych grup to zapewne i tak natknęłabym się na tą pozycję gdzieś przypadkiem i jestem przekonana, że pokochałabym Na szczycie równie mocno, jak kocham je teraz.
Recenzja pochodzi z bloga: http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/
Literatura erotyczna jest ostatnio bardzo modna. Na fali popularności 50 Twarzy Greya, jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne erotyczne powieści, które My – kobiety, połykamy jednym tchem.
Czytałam naprawdę większość tego typu książek, które wyszły na naszym polskim rynku. Do tej pozycji wracałam jednak już wiele razy i postanowiłam podzielić się z wami własnymi...
Twórczość Pani Patrycji nie jest mi obca. Miałam przyjemność przeczytać i zrecenzować jej debiutancką powieść pt. "Plan", która okazała się być świetną lekturą. Tym bardziej z wielką ochotą zabrałam się za czytanie jej najnowszej książki pod tajemniczym tytułem "450 stron". Czy dorównała ona swojej poprzedniczce czy może okazała się jeszcze lepsza? O tym dowiecie się czytając moją recenzję.
Trzydziestopięcioletnia Wiktoria Moreau to królowa kryminału, której książki sprzedają się w milionach egzemplarzy, a fani wykupują je już w przedsprzedażach. Jakże wielkie jest zdziwienie bohaterki gdy okazuję się, że jej najnowsza powieść może okazać się plagiatem książki, którą wydał jej konkurent - Lars Washington. Jednak nie tylko Wiktoria ma problem, gdyż jej konkurent jako pierwszy stworzył fabułę na podstawie której popełniane są kolejne morderstwa, a ciała ofiar wyławiane są z rzeki Hudson. Czy to tylko zbieg okoliczności, a może zaplanowana intryga?
W życiu Wiktorii pojawia się również przystojny aktor, który gra jedną z ról w ekranizacji jednej z jej powieści. Przystojny Mackenzie Stanford będzie próbował zdobyć serce sławnej pisarki, jednakże różnica wieku między bohaterami wynosi 10 lat. Czy mu się to uda? Na pewno będzie miał po drodze wiele trudności, a droga do serca Wiktorii jest kręta i bardzo wyboista.
"450 stron" to rewelacyjny kryminał z miłością w tle. Wątek kryminalny został świetnie połączony z rodzącym się uczuciem między bohaterami. Wszystko dopracowane jest perfekcyjnie. Kolejne intrygi wplatane są w fabułę jak misternie, ręcznie utkany wzór. Bohaterowie zostają nam przedstawieni w bardzo realistyczny sposób .Są opisani bardzo szczegółowo więc łatwo jest ich nam sobie wyobrazić, a cechy charakteru są tak prawdziwe jakbyśmy mieli do czynienia z rzeczywiście istniejącą osobą. Świetne jest to, że nie poznajemy ich całkowicie od samego początku. Informacje dawkowane są z umiarem i to celowy zabieg autorki. Z każdą przewróconą stroną dowiadujemy się o nich czegoś więcej, a intrygi piętrzą się i plączą, a my jak zawodowi detektywi próbujemy rozwikłać zagadkę morderstw i pragniemy zdemaskować mordercę.
Ciekawym elementem tej powieści jest dogłębne przedstawienie - nam czytelnikom, na jakich zasadach funkcjonują wydawnictwa, promocja oraz reklama książki, a przede wszystkim przekonujemy się, że nie tak łatwo napisać, a tym bardziej wydać dobrą książkę.
Powieść tą czyta się na jednym wdechu. Świetny styl autorki nie pozwala nam się oderwać od książki ani na chwilę. Historia ta jest nad wyraz lekka, słowo płynie za słowem, a my zatracamy się we wspaniałej fabule. Morderstwa, tajemnice, intrygi, a to wszystko z piękną miłością w tle. Nic w tej książce nie jest takie jakie mogłoby nam się wydawać na początku. I to jest istotą tej wspaniałej pozycji. To po prostu kawał dobrego kryminału. Do samego końca rozwiązujemy zagadki razem z Wiktorią, która zawsze jest krok przed policją. Tylko czy śledztwo na własną rękę może skończyć się dobrze?
Śmiało mogę powiedzieć, że tak jak nasza bohaterka – Wiktoria, Pani Patrycja jest królową polskiego kryminału. Byłam zachwycona "Planem" ale "450 stron" to majstersztyk swojego gatunku. Idealnie połączone wątki pozwolą wam oderwać się od szarej rzeczywistości na wiele godzin. I myślę… nie, ja jestem o tym przekonana, że po odłożeniu tej książki na półkę, nikt nie będzie ani rozczarowany ani zawiedziony.
CHAPEAU BAS PANI PATRYCJO.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2015
Link do recenzji
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/2015/08/450-stron-patrycja-gryciuk.html
Twórczość Pani Patrycji nie jest mi obca. Miałam przyjemność przeczytać i zrecenzować jej debiutancką powieść pt. "Plan", która okazała się być świetną lekturą. Tym bardziej z wielką ochotą zabrałam się za czytanie jej najnowszej książki pod tajemniczym tytułem "450 stron". Czy dorównała ona swojej poprzedniczce czy może okazała się jeszcze lepsza? O tym dowiecie się...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to