-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
“Darkest Fear” to powieść, która jest gotowym scenariuszem do hitowego filmu z szansami na Oskara. A to dlatego, że obok niezbędnych akcesoriów amerykańskiego hiciora, czyli strzelanin, porwań, agentów FBI, bijatyk, romansów i błyskotliwych dialogów, jest też tzw. głębia i przesłanie.
Ja wiem, rozumiem, że to nie jest literatura, która przetrwa wieki. Nie robi mi to różnicy, kiedy czuję prawdziwe wypieki czytając każdego kolejnego Cobena. Facet jest dobry, bardzo dobry. Oczywiście w swojej wadze.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/663/
“Darkest Fear” to powieść, która jest gotowym scenariuszem do hitowego filmu z szansami na Oskara. A to dlatego, że obok niezbędnych akcesoriów amerykańskiego hiciora, czyli strzelanin, porwań, agentów FBI, bijatyk, romansów i błyskotliwych dialogów, jest też tzw. głębia i przesłanie.
Ja wiem, rozumiem, że to nie jest literatura, która przetrwa wieki. Nie robi mi to...
Doktor Marc Seidman budzi się w szpitalu. Okazuje się, że trafił tam z dwiema ranami postrzałowymi prosto ze swojego domu. Jego żona została zamordowana, w dodatku znaleziono ją nagą, choć Marc pamięta, że była ubrana. Śledczy nie znajdują jakichkolwiek dowodów gwałtu. Najgorsza informacja jest osią powieści: z domu zaginęła córeczka państwa Seidman i nikt nie wie, co się z nią mogło stać.
“No Second Chance” (to powieść typowa dla Cobena. Obok oryginalnej i naprawdę atrakcyjnej fabuły jest tło, które powoduje że po prostu chce się to czytać. Jest o pierwszej miłości, która choćby minęło wiele lat rozstania zostaje najsilniejszą emocją w życiu, o ojcostwie, które nie jest tylko genetycznym śladem w maratonie pokoleń ale przede wszystkim więzią emocjonalną. I przede wszystkim o tym, że w przypadku prawdziwej próby możemy liczyć tylko na tych, którzy nas kochają.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/659/
Doktor Marc Seidman budzi się w szpitalu. Okazuje się, że trafił tam z dwiema ranami postrzałowymi prosto ze swojego domu. Jego żona została zamordowana, w dodatku znaleziono ją nagą, choć Marc pamięta, że była ubrana. Śledczy nie znajdują jakichkolwiek dowodów gwałtu. Najgorsza informacja jest osią powieści: z domu zaginęła córeczka państwa Seidman i nikt nie wie, co się z...
więcej mniej Pokaż mimo to
“One False Move” jest częścią cyklu o Myronie Bolitarze, który razem z Winem uwielbia pakować się w tarapaty i przy okazji rozwiązywać zagadki kryminalne. W tej powieści Myron – skuszony obietnicą kontraktu – podejmuje się zapewnić bezpieczeństwo błyskotliwej koszykarki, czarnoskórej Brendy. Rzecz jasna dziewczyna jest przepiękna, wrażliwa, tajemnicza i inteligentna. Resztę można sobie dopowiedzieć, choć jak to u Cobena – wszystko jest podane w taktowny i elegancki sposób.
Jest jednak coś, co odróżnia tę powieść od innych książek Cobena. Oczywiście to wciąż jest soczysty kryminał, wciąż cieszymy oko rewelacyjnymi dialogami, czasem nieco przerysowaną akcją. W “One False Move” jest jednak coś wyjątkowego. W tej powieści jest po prostu smutek. Myron zawsze był trochę naiwny, wrażliwy, ale tym razem jest zwyczajnie – jak mawiał pewien bydgoski fotograf – rozmontowany.
Harlan Coben napisał naprawdę wiele powieści, ale “One False Move” to pozycja obowiązkowa dla fanów i tych, którzy dopiero chcieliby poznać jego twórczość.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/przeszlosc-dopada-kazdego/
“One False Move” jest częścią cyklu o Myronie Bolitarze, który razem z Winem uwielbia pakować się w tarapaty i przy okazji rozwiązywać zagadki kryminalne. W tej powieści Myron – skuszony obietnicą kontraktu – podejmuje się zapewnić bezpieczeństwo błyskotliwej koszykarki, czarnoskórej Brendy. Rzecz jasna dziewczyna jest przepiękna, wrażliwa, tajemnicza i inteligentna. Resztę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyznaję, przegapiłem debiut Charlesa Brokaw. Zacząłem przygodę z tym autorem od jego drugiej powieści. “The Lucifer Code” opowiada o kolejnej – po odkryciu Atlantydy – przygodzie profesora Thomasa Lourdsa.
luciferWydawca już na okładce sugeruje, że mamy do czynienia z nowym, lepszym Danem Brownem. Tytuł powieści też niedwuznacznie odwołuje się do słynnego “The Da Vinci Code”. Czy to słuszny trop? Oczywiście! Dzisiaj każdy, kto chce pisać tego typu thrillery osadzone w historii, mistyce, archeologii musi w ten czy inny sposób nawiązać do konwencji ustalonej przez Browna. A jednak “The Lucifer Code” nie jest kopią.
Zarys fabuły jest banalny: profesor Lourds na zaproszenie przyjaciółki leci do Turcji, żeby dać gościnny wykład na tamtejszej uczelni. Na lotnisku nawiązuje rozmowę z młodziutką, śliczną dziewczyną, która prosi go o autograf. Lourds ma nadzieję, na ciąg dalszy tej znajomości. Nie zawiedzie się, choć historia potoczy się zupełnie zaskakująco. Tuż przed drzwiami lotniska nowa znajoma postanawia go porwać. Trochę jej utrudnia zadanie fakt, że… przed wejściem czeka kilku uzbrojonych po zęby ludzi chcących porwać lub na miejscu zabić profesora.
Później Brokaw prowadzi czytelnika od akcji niczym z Jamesa Bonda, do archeologiczno-kryptograficznych opowieści. Nie tracąc przy tym niczego z wartkości. To jest jedna z najważniejszych zalet tej powieści: nie nudzi na żadnej stronie, można ją z wypiekami przeczytać od pierwszej do ostatniej kartki.
Drugą zaletą jest ciekawie poprowadzona postać głównego bohatera. To ktoś, kto łączy cechy porządnych bohaterów Dana Browna z… Jamesem Bondem właśnie. Profesor Lourds jest ponadprzeciętnie inteligentny, z brzuszkiem i manierami klasycznego naukowca, ale wdziękiem i wigorem młodego Don Juana. A że kobiety ponoć uwielbiają ten właśnie miks, czytelnicy nie będą zawiedzeni.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/doskonala-przekaska/
Przyznaję, przegapiłem debiut Charlesa Brokaw. Zacząłem przygodę z tym autorem od jego drugiej powieści. “The Lucifer Code” opowiada o kolejnej – po odkryciu Atlantydy – przygodzie profesora Thomasa Lourdsa.
luciferWydawca już na okładce sugeruje, że mamy do czynienia z nowym, lepszym Danem Brownem. Tytuł powieści też niedwuznacznie odwołuje się do słynnego “The Da Vinci...
Harlan Coben jest mistrzem budowania mądrych intryg. To nie są czyste kryminały, thrillery czy jakkolwiek ktoś chciałby etykietować te powieści. “Hold Thight” jest mimo to perełką na jego torcie.
Jak to zwykle u Cobena, w “Hold Tight” mamy znów kilka pozornie niezwiązanych wątków. Wszystkie łączy jeden fakt: rodzinne tajemnice. Głównymi bohaterami – jeśli można tak mówić w kontekście cobenowskiej prozy – są tutaj prawniczka Tia Baye i transplantolog Mike, którzy stają wobec poważnej próby wychowawczej. Ich nastoletni syn, Adam, ma już za sobą ucieczkę z domu. Teraz wydaje się załamany samobójczą śmiercią przyjeciela. Po trudnej dyskusji, nie bez wątpliwości Mike i Tia decydują się zainstalować w komputerze Adama program szpiegujący. Oprócz setek rozmów przez komunikatory, ostrego porno i aktywności na forach, jeden wydruk rozmowy z nieznajomym sprawia, że rodzice Adama są przerażeni. Domyślają się, że ich syn jest w bardzo poważnym niebezpieczeństwie. Tymczasem Adam znika z domu.
W drugim wątku obserwujemy parę morderców. Ocalałą z pogromu Pietrę i bezwzględnego, czerpiącego przyjemność z zadawania bólu Nasha, których ściga mająca ogromne problemy z ambicją i poczuciem własnej wartości detektyw Loren Muse.
Największą wartością tej powieści, obok niesamowitej przyjemności lektury, jest uczciwie, solidnie pokazana rodzina. Nie konkretna, jednostkowa, ale rodzina w sensie prawie naukowym. Wszystko co robimy i wszystko czego zaniechamy ma konsekwencje. Ale czy jesteśmy w stanie je przewidzieć? Nawet banalnie oczywiste ciągi zdarzeń potrafią zaskakiwać. Jak więc powinniśmy się zachowywać? Iść za głosem rozsądku czy emocji?
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/kazda-rodzina-ma-swoj-sekret/
Harlan Coben jest mistrzem budowania mądrych intryg. To nie są czyste kryminały, thrillery czy jakkolwiek ktoś chciałby etykietować te powieści. “Hold Thight” jest mimo to perełką na jego torcie.
Jak to zwykle u Cobena, w “Hold Tight” mamy znów kilka pozornie niezwiązanych wątków. Wszystkie łączy jeden fakt: rodzinne tajemnice. Głównymi bohaterami – jeśli można tak mówić w...
Wydana w 1990 roku powieść Harlana Cobena “Play Dead” była jego debiutem. Otworzyła mu drzwi do świata bestsellerów, choć po latach Coben mówi o tej książce z pewnym zażenowaniem. Czy słusznie?
W wywiadzie z okazji wznowienia “Play Dead” po 15 latach od premiery, Coben powiedział o tej powieści: My goal here was to write the ultimate love story and then blend in stay-up-all-night suspense.
I dobra, jeśli taki był zamiar, to chyba powieść należy uznać za udaną. Jest miłość, nawet kilka. Obok tej głównej, będącej także osią “Play Dead” – miłości byłej supermodelki i bizneswoman Laury Ayars biorącej po kryjomu ślub z gwiazdą NBA Davidem Baskinem, widzimy chore, wynaturzone lub zniekształcone w paroksyzmach miłości siostry Laury i brata Davida (byłej narkomanki i obecnego narcystycznego hazardzisty), rodziców Laury ukrywających bardzo mroczny sekret sprzed wielu lat. Mamy też do czynienia z suspensem jakich niewiele we współczesnej prozie. Trudno oderwać się od tej powieści, choć generalnie niewiele może uważnego czytelnika tak naprawdę zaskoczyć.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/debiut-mistrza/
Wydana w 1990 roku powieść Harlana Cobena “Play Dead” była jego debiutem. Otworzyła mu drzwi do świata bestsellerów, choć po latach Coben mówi o tej książce z pewnym zażenowaniem. Czy słusznie?
W wywiadzie z okazji wznowienia “Play Dead” po 15 latach od premiery, Coben powiedział o tej powieści: My goal here was to write the ultimate love story and then blend in...
Chyba pierwszy raz Gerritsen użyła dwóch czasów powieściowych: teraźniejszości i pierwszej połowy XIX wieku. Nic odkrywczego, prawda? Po błyskotliwym cyklu Kate Mosse trudno komukolwiek rywalizować w tej dyscyplinie. Tym bardziej, że już parę godzin po lekturze “The Bone Garden” i tak w pamięci zostaje wyłącznie jedna część opowieści. Która?
Ciekawie jest, kiedy dwa plany czasowe się uzupełniają, wzbogacają. Po co w tej powieści jest “teraźniejszość”? Naprawdę nie potrafię zrozumieć. Julia Hamill, po rozwodzie i dość solidnie pokiereszowana emocjonalnie, kupuje dom na wsi, w Massachusetts. Podczas prac w ogródku natrafia na ludzką czaszkę. Doktor – a jakże! – Maura Isles identyfikuje szkielet, jako kobietę, która została pochowana na początku XIX wieku. I tutaj zaczyna się tak naprawdę ciekawa historia.
Naprawdę warto sięgnąć po tę powieść, ale proszę mieć na uwadze, że płaci się za wszystkie strony. Także za te, które tylko nużą.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/czesciowo-swietna-powiesc/
Chyba pierwszy raz Gerritsen użyła dwóch czasów powieściowych: teraźniejszości i pierwszej połowy XIX wieku. Nic odkrywczego, prawda? Po błyskotliwym cyklu Kate Mosse trudno komukolwiek rywalizować w tej dyscyplinie. Tym bardziej, że już parę godzin po lekturze “The Bone Garden” i tak w pamięci zostaje wyłącznie jedna część opowieści. Która?
Ciekawie jest, kiedy dwa plany...
Nie przepadam za nachalnym tłoczeniem jakichkolwiek ideologii w powieściach, ale w przypadku “Criminal” (w Polsce wyszło jako “Zbrodniarz”) jestem w stanie przełknąć podwójną misję autorki. Oficjalnie z wypowiedzi Karin Slaughter wynika, że chciała opowiedzieć dobrą historię, ale jak widać nie mogła się przemóc, żeby odpuścić feministyczne wtręty. Inna rzecz, że są one momentami dużo ciekawsze niż sama opowieść o makabrycznych morderstwach spiętych klamrą trzydziestu lat.
Warto więc sięgnąć po tę powieść? Moim zdaniem warto, choć bez wygórowanych oczekiwań. Mamy tutaj po prostu średniego kalibru wątek kryminalny, bladą kopię soczystych opisów procedur patomorfologicznych (daleko im do Tess Gerritsen), zarys pewnego środowiska w pewnym czasie historycznym (nie ma co porównywać do Stiga Larssona). Mamy wreszcie próbkę ówczesnego amerykańskiego slangu, który niestety w moim przypadku kazał dość regularnie wertować słownik. Mimo wszystko nie żałuję tych paru wieczorów.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/feminizm-w-towarzystwie-koszmaru/
Nie przepadam za nachalnym tłoczeniem jakichkolwiek ideologii w powieściach, ale w przypadku “Criminal” (w Polsce wyszło jako “Zbrodniarz”) jestem w stanie przełknąć podwójną misję autorki. Oficjalnie z wypowiedzi Karin Slaughter wynika, że chciała opowiedzieć dobrą historię, ale jak widać nie mogła się przemóc, żeby odpuścić feministyczne wtręty. Inna rzecz, że są one...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najbardziej irytujące u Tess Gerritsen jest to, że ona naprawdę wie o czym pisze. Jest w końcu byłym lekarzem. To trochę jak w najlepszych thrillerach konspiracyjnych (nie wiem czy jest jakiś sensowny polski termin na ten gatunek, chodzi o dreszczowce oparte na jakiejś teorii spiskowej), kiedy fikcja jest tak prawdopodobna, że szukamy standardowej notki: “oparte na prawdziwych zdarzeniach”.
“Harvest” opiera się na sensownym ciągu logicznym. W USA – nie wiem jak to działa w innych krajach, ale chyba podobnie – jest ogólnokrajowa lista osób oczekujących na przeszczep np. serca. Miejsce na liście jest przyznawane przez naprawdę obiektywną komisję, która bierze pod uwagę wyłącznie stan zdrowia oczekującego. A takich np. serc do przeszczepu jest niewiele. Gerritsen zadaje banalne pytania: a co zrobiłbyś, jeśli byłbyś niewyobrażalnie bogaty i musiałbyś patrzeć jak twoja żona, twoje dziecko umiera, bo jest na liście niewystarczająco wysoko? Albo i nawet jest na szczycie, ale po prostu nie ma “na rynku” odpowiednich organów do przeszczepu? Jak daleko byś się posunął?
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/czesci-zamienne-od-reki/
Najbardziej irytujące u Tess Gerritsen jest to, że ona naprawdę wie o czym pisze. Jest w końcu byłym lekarzem. To trochę jak w najlepszych thrillerach konspiracyjnych (nie wiem czy jest jakiś sensowny polski termin na ten gatunek, chodzi o dreszczowce oparte na jakiejś teorii spiskowej), kiedy fikcja jest tak prawdopodobna, że szukamy standardowej notki: “oparte na...
więcej mniej Pokaż mimo to
“The Last Testament” nie jest zły: ma fajny pomysł, mocnych bohaterów, nie najgorsze dialogi (nie licząc paru ewidentnych wpadek, jak ta – bodaj cztery razy powtórzona – kiedy żydowscy bojownicy używają zdań w stylu “Jesus, I have to know!” ;- ) Gorzej, że Bourne nie za bardzo wie, co z tym zrobić. Pisze mu się fajnie, wszystko płynie dość szybko, jak fabuła wpada na mielizny, to zdarza się cud. Nie oczekujmy więc od tej powieści fajerwerków ani finezji. Ale na nudny wieczór albo średniej długości jazdę pociągiem, może być.
Zdecydowanie na plus jest oryginalny wybór głównej bohaterki. Nie jest to historyk, dziennikarz, były żołnierz, lekarz czy policjant, jak to bywa u konkurencji. Tutaj Bourne jest naprawdę oryginalny: Maggie Costello jest Irlandką, mieszkającą w USA i pracującą dla amerykańskiego rządu jako negocjatorka. Śliczna, bardzo inteligentna i… mająca problemy z trzymaniem nóg razem, jak to obrazowo określa jeden ze współpracowników prezydenta USA :)
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/a-jesli-abraham-zostawil-testament/
“The Last Testament” nie jest zły: ma fajny pomysł, mocnych bohaterów, nie najgorsze dialogi (nie licząc paru ewidentnych wpadek, jak ta – bodaj cztery razy powtórzona – kiedy żydowscy bojownicy używają zdań w stylu “Jesus, I have to know!” ;- ) Gorzej, że Bourne nie za bardzo wie, co z tym zrobić. Pisze mu się fajnie, wszystko płynie dość szybko, jak fabuła wpada na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Praktycznie wszystkie wątki i motywy, za które uwielbiam Tess Gerritsen, pojawiają się w tej powieści. Mamy więc thriller medyczny i soczyste (dosłownie…) sceny eksploracji anatomicznej zarówno pacjentów żywych, jak i poddawanych sekcji ofiar. Mamy też koszmarnie skomplikowany romans Maury Isles z Danielem, który jak pamiętamy jest księdzem szamoczącym się między dwiema miłościami życia. Mamy kryminał, dość powiedzieć, że w pewnym momencie uczestniczymy w ceremonii pogrzebowej… Maury. Do tego zawsze mnie wciągający wątek sekt, prowadzonych przez charyzmatycznego lidera w jemu tylko znanym kierunku. Pojawia się nawet Sansone i jego szkoła dla dzieciaków o “specjalnych zdolnościach”. Nie zabrakło też dylematów macierzyństwa, zarówno w kontekście pragnień i lęków, jak i sekciarskiego obłędu.
Co najważniejsze: w tej powieści nic nie jest oczywiste. Każdy pewnik zostanie rozstrzaskany w najmniej spodziewanym momencie. Nie są to zwroty akcji w stylu niektórych pisarzy popularnych, kiedy wątki są prowadzone według przewidywalnego wykresu – tutaj naprawdę jesteśmy wrzuceni do pędzącego wagonika!
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/nic-nie-jest-oczywiste/
Praktycznie wszystkie wątki i motywy, za które uwielbiam Tess Gerritsen, pojawiają się w tej powieści. Mamy więc thriller medyczny i soczyste (dosłownie…) sceny eksploracji anatomicznej zarówno pacjentów żywych, jak i poddawanych sekcji ofiar. Mamy też koszmarnie skomplikowany romans Maury Isles z Danielem, który jak pamiętamy jest księdzem szamoczącym się między dwiema...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co różni “Life support” od cyklu z Rizzoli? Niewiele, mamy ten sam rodzaj napięcia, tę samą dbałość o detal literacki i merytoryczny. Mam jednak wrażenie, że w tej powieści Gerritsen miała przed oczami bardziej dylematy etyczne, niż widowiskową akcję. I świetnie.
Problem etyczny, z jakim mamy do czynienia jest głęboko osadzony w rzeczywistych badaniach prowadzonych m.in. w USA i Rosji. Chodzi o zatrzymanie starzenia się. Praktycznie wszystkie komórki ludzkiego ciała się regenerują, oprócz mózgu. A mózg sterujący hormonami jest kluczowy, bo z niego wychodzą sygnały do starzenia się reszty ciała. Istnieją dowody na to, że wszczepione “młode” komórki mózgowe do “starego” mózgu potrafią się doskonale utożsamić z “gospodarzem” i odrodzić jego zdolność do produkcji hormonów. Przynajmniej oficjalne dane dotyczące szczurów potwierdzają tę tezę. A jeśli jest to możliwe z małpami? A jeśli z ludźmi?
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/medical-fiction/
Co różni “Life support” od cyklu z Rizzoli? Niewiele, mamy ten sam rodzaj napięcia, tę samą dbałość o detal literacki i merytoryczny. Mam jednak wrażenie, że w tej powieści Gerritsen miała przed oczami bardziej dylematy etyczne, niż widowiskową akcję. I świetnie.
Problem etyczny, z jakim mamy do czynienia jest głęboko osadzony w rzeczywistych badaniach prowadzonych m.in. w...
Rzecz się dzieje w Bristolu. Policyjni nurkowie znajdują ludzką dłoń. Zaczyna się szukanie reszty ciała. I tak powoli jesteśmy wprowadzani w najpaskudniejszy świat brytyjskiej metropolii: gejowskiej i małoletniej prostytucji, narkomanii, a co najgorsze (choć i najciekawsze) afrykańskim wierzeniom części emigrantów z Czarnego Lądu.
“Ritual” jest napisany bardzo gęsto, jeśli wiesz o czym mówię. To nie jest wada, świetnie to robią np. skandynawscy pisarze, ale w przypadku Hayder taka konwencja strasznie męczy. Autorka prowadzi nas za rękę, nie daje przyjemności zgadywania, przyjemności mylenia się.
Najgorszą wadą “Ritual” są mimo wszystko dialogi. Tak drewnianych dialogów nie czytałem chyba od lat. Żeby nie być gołosłownym:
‘Tell me, what do you see when you look into the faces of those girls? Those prostitutes you don’t sleep with enough.’
Caffery frowned. He had to pick up his tobacco pouch and roll a cigarette before he answered. ‘I don’t look,’ he said, lighting it. ‘I try not to see. I mean, whatever happens, I don’t want to see my own reflection.’
‘Yes – because if you see it do you know what you’re really seeing?’
‘No.’
‘You’re seeing death.’
‘Death?’
‘Yes. Death. Oh, you still got a choice. But at the moment the choice you’re making is the same as mine.’
‘The same choice? I’m not making any of the same choices as you.’
The Walking Man smiled and tossed the last log on to the fire.
‘Yes, you are. And for now you’ve chosen death. Yes. That’s what you’re looking for. You’re looking for death.’
Boli? Na całe szczęście Mo Hayder ma chyba świadomość, że nie jest mistrzynią dialogów i używa ich w umiarkowanym zakresie. Tym niemniej z okładki cuda na kiju naobiecywali mi Karin Slaughter, Tess Gerritsen, Michael Connelly i Harlan Coben. Zrobili mnie w konia jak polscy politycy przy każdej okazji.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/?p=803
Rzecz się dzieje w Bristolu. Policyjni nurkowie znajdują ludzką dłoń. Zaczyna się szukanie reszty ciała. I tak powoli jesteśmy wprowadzani w najpaskudniejszy świat brytyjskiej metropolii: gejowskiej i małoletniej prostytucji, narkomanii, a co najgorsze (choć i najciekawsze) afrykańskim wierzeniom części emigrantów z Czarnego Lądu.
“Ritual” jest napisany bardzo gęsto, jeśli...
Gerritsen przyzwyczaiła mnie do pewnego, solidnego poziomu pisarskiego. Tej powieści warsztatowo niczego nie brakuje. Od Amerykanki wymagam jednak czegoś więcej ? zaskoczenia, które zwala z nóg. Tym razem pisarka próbowała i jeśli chodzi o mnie, chybiła. Osią powieści jest trzech nastolatków. Teddy, Will i Claire nie są tacy jak inni rówieśnicy. Łączy ich niezwykłe doświadczenie: dwa lata wcześniej stracili rodziców. Zostali zamordowani na luksusowym jachcie, zastrzeleni w Londynie, zginęli wskutek wybuchu bomby w samolocie. Cudem przeżyli. Teraz wszyscy troje tracą rodziny zastępcze, które również są zamordowane. I drugi raz cudem przeżywają. Trafiają do szkoły-fortecy prowadzonej przez znany już z powieści Gerritsen Mephisto Club.
Tylko detektyw Jane Rizzoli i jej przyjaciółka Maura Isles wierzą, że losy trójki dzieci to nie tylko koszmarny zbieg okoliczności. Rzecz jasna, nie mylą się. Przeczytać można. Wrócić do tego po latach, niekoniecznie.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/?p=551
Gerritsen przyzwyczaiła mnie do pewnego, solidnego poziomu pisarskiego. Tej powieści warsztatowo niczego nie brakuje. Od Amerykanki wymagam jednak czegoś więcej ? zaskoczenia, które zwala z nóg. Tym razem pisarka próbowała i jeśli chodzi o mnie, chybiła. Osią powieści jest trzech nastolatków. Teddy, Will i Claire nie są tacy jak inni rówieśnicy. Łączy ich niezwykłe...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Body double” to wydana w 2004 roku powieść będąca częścią serii o pani detektyw Jane Rizzoli i doktor Maurze Isles. Tym razem Jane będąca w bardzo zaawansowanej ciąży jest tłem dla opowieści, której główną bohaterką jest dr Maura. Gerritsen zwykle stroni od widowiskowych fajerwerków skupiając się na emocjonalnej, medycznej i – że tak powiem – filozoficznej stronie wydarzeń. Tym razem jest inaczej. Dużo inaczej. Powieść zaczyna się od powrotu dr Maury z Paryża. Kiedy przylatuje do domu, do Bostonu, na lotnisku nie może znaleźć bagażu. Musi składać reklamację, czas się dłuży. Wreszcie kiedy dojeżdża do domu, widzi całą okolicę zablokowaną przez policję i tłumy gapiów-sąsiadów. Wszyscy patrzą na nią bardzo uważnie, z niedowierzaniem. Policjant prowadzi ją prosto do jej domu, gdzie Jane Rizzoli wypytuje ją o różne szczegóły, jakby chciała się upewnić, że rozmawia z tym, na kogo rozmówca wygląda. Wreszcie przyjaciółka odkrywa karty: przed domem Maury znaleziono samochód. Za kierownicą siedziała kobieta z kulą w głowie. Kobieta nie tyle podobna do Maury, co identyczna. Zaczyna się gra.
Gerritsen jest doskonałym pisarzem kryminałów, ale ta powieść jest naprawdę perłą w koronie jej dorobku. Błyskawiczna akcja z mnóstwem zakrętów, które wyrywają z fotela, świetne jak zawsze dialogi, rewelacyjne tło medyczne (znów jesteśmy świadkami niejednej sekcji zwłok ofiar). Jeśli ktoś nie lubi krwi, to lepiej niech stroni od tej książki. Wszystkim innym polecam. Jedno jest pewne: “Body double” to nie jest “przyjemna” powieść. To jest wyprawa do krawędzi.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/?p=554
“Body double” to wydana w 2004 roku powieść będąca częścią serii o pani detektyw Jane Rizzoli i doktor Maurze Isles. Tym razem Jane będąca w bardzo zaawansowanej ciąży jest tłem dla opowieści, której główną bohaterką jest dr Maura. Gerritsen zwykle stroni od widowiskowych fajerwerków skupiając się na emocjonalnej, medycznej i – że tak powiem – filozoficznej stronie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kim jest autor “Altar of bones”, widniejący na okładce pod nazwiskiem Philip Carter, to jedna z najbardziej strzeżonych tajemnic wydawnictwa Simon & Schuster. Wiadomo, że to pseudonim jednego z najbardziej popularnych dzisiaj pisarzy. Krytycy spekulują, że to może być Harlan Coban lub Stephen King. Mi bardziej wygląda na Dana Browna. Jakby nie było, “Altar of bones” to kwintesencja tego, co w literaturze konspiracyjnej najlepsze. Jedyne co trochę mi przeszkadza, to ewidentnie zbyt duża radość autora w widowiskowych pościgach i strzelaninach, ale cóż.
Zoe Dmitroff na co dzień zajmuje się pomaganiem ofiarom przemocy domowej. Nie utrzymuje kontaktu z matką, która jest głową rosyjskiej mafii w Stanach Zjednoczonych. Pewnego dnia zostaje znaleziona zamordowana kobieta, wyglądająca na bezdomną. Głęboko w gardle ma kartkę z adresem Zoe, a ostatnie słowa jakie słyszą przypadkowi przechodnie próbujący ją reanimować dotyczą ołtarza kości. Zoe szybko odkrywa, że ofiara to jej babcia, którą uważała od wielu lat za zmarłą. Morderca atakuje także Zoe, jednak udaje jej się ujść z życiem. W skrzynce na listy znajduje przesyłkę od babci. Dowiaduje się z niej, że została nową Strażniczką ołtarza. List jest przepełniony zagadkami, które Zoe musi rozwiązać, żeby spełnić swoje nowe obowiązki.
Ołtarz kości jest w rzeczywistości miejscem schowanym głęboko na Syberii, gdzie jest ukryta fontanna życia. Wystarczy jedna kropla, żeby stać się prawie nieśmiertelnym, ale dar ma swoją cenę. To szaleństwo, które niszczy zdrowy rozsądek.
Kennedy i Marylin Monroe zginęli przez ołtarz kości, choć nigdy nie poznali jego smaku. W pogoń za Zoe ruszają wszyscy: rosyjska mafia, zawodowi mordercy wysłani przez amerykańskiego miliardera, byli szpiedzy KGB. Zoe ma do pomocy tylko swój instynkt i Ry O’Malleya – syna człowieka, który pociągnął za spust mając przed sobą prezydenta USA.
Brzmi dobrze? Czyta się jeszcze lepiej. Zapewniam.
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/?p=558
Kim jest autor “Altar of bones”, widniejący na okładce pod nazwiskiem Philip Carter, to jedna z najbardziej strzeżonych tajemnic wydawnictwa Simon & Schuster. Wiadomo, że to pseudonim jednego z najbardziej popularnych dzisiaj pisarzy. Krytycy spekulują, że to może być Harlan Coban lub Stephen King. Mi bardziej wygląda na Dana Browna. Jakby nie było, “Altar of bones” to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W Bostonie ginie kilka kobiet. Są znajdowane we własnych sypialniach, z przywiązanymi do łóżek rękoma i nogami. Mają fachowo rozcięte podbrzusze i wycięte macice, które sprawca zabiera ze sobą. To wszystko dzieje się, kiedy ofiary jeszcze żyją. Po swoistej operacji sprawca jednym głębokim cięciem otwiera im gardła. W toku śledztwa okazuje się, że tajemniczym ogniwem łączącym wszystkie ofiary jest fakt, że jakiś czas wcześniej były zgwałcone. Podczas rutynowych działań na scenę wchodzi doktor Catherine Cordell, której przeżycia rozbijają wszystkie dotychczasowe hipotezy. Cordell kilka lat wcześniej, w innym mieście, prawie została zamordowana w ten sam sposób. Została przywiązana do łóżka przez kolegę, też lekarza, zgwałcona. Nie została jednak poddana “operacji” ani zamordowana, bo cudem udało jej się oswobodzić jedną rękę i sięgnąć pod łóżko po pistolet. Zatrzeliła sprawcę. Jego autopsja nie budzi wątpliwości: był martwy i na pewno nie jest zabija teraz, w Bostonie. Więc kto poluje na zgwałcone kobiety?
Fanom Gerritsen tej powieści polecać nie trzeba. Gdyby jednak ktoś się zastanawiał, to powiem krótko: w “The Surgeon” jest wszystko, do czego amerykańska autorka nas przyzwyczaiła. Jest oryginalny pomysł, soczyści bohaterowie (Cordell, Rizzolli, Thomas Moore i inni), błyskawiczna akcja, bardzo plastyczne opisy, elektryzujące dialogi i to, za co ją tak uwielbiam: dreszcz nieprzewidywalności.
Więcej: http://www.czytam.skutecki.pl/?p=565
W Bostonie ginie kilka kobiet. Są znajdowane we własnych sypialniach, z przywiązanymi do łóżek rękoma i nogami. Mają fachowo rozcięte podbrzusze i wycięte macice, które sprawca zabiera ze sobą. To wszystko dzieje się, kiedy ofiary jeszcze żyją. Po swoistej operacji sprawca jednym głębokim cięciem otwiera im gardła. W toku śledztwa okazuje się, że tajemniczym ogniwem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Żeby napisać naprawdę dobrą powieść, trzeba spełnić trzy warunki: dysponować solidnym warsztatem, mieć wiedzę i pomysł. W “Altar of Eden” James Rollins udowodnił, że jest w literackiej ekstraklasie.
Weterynarz polskiego pochodzenia od kilkunastu lat wydeptuje sobie ścieżkę na szczyt. “Altar of Eden” jest pierwszą jego powieścią, jaką przeczytałem. I na pewno nie ostatnią.
altar_of_edenHistoria dzieje się na południowym krańcu Stanów Zjednoczonych. Podczas sztormu na brzeg jednej z wysp zostaje wyrzucony dziwny statek. Lekarz weterynarii, atrakcyjna rzecz jasna i błyskotliwa Lorna Polk zostaje wezwana na miejsce zdarzenia. Przypuszcza, że straż graniczna znalazła we wraku ślad przemycanych zwierząt, ale srodze się zawiedzie. Szefem operacji jest Jack Menard, z którym wiąże bardzo przykre wspomnienia, ale teraz co innego ją oszołomi. We wraku nie ma śladu po załodze, nie licząc krwi w różnych miejscach pokładu. Są za to żywe zwierzęta, mocno niepokojące: zrośnięte małpy, papuga bez upierzenia, wąż z nogami. Lorna odkrywa w jednym z kojców nowonarodzonego jaguara, który jest kilkukrotnie większy niż powinien być w tym wieku.
Może to brzmi średnio, ale czyta się naprawdę dobrze :)
Całość na: http://www.czytam.skutecki.pl/?p=569
Żeby napisać naprawdę dobrą powieść, trzeba spełnić trzy warunki: dysponować solidnym warsztatem, mieć wiedzę i pomysł. W “Altar of Eden” James Rollins udowodnił, że jest w literackiej ekstraklasie.
Weterynarz polskiego pochodzenia od kilkunastu lat wydeptuje sobie ścieżkę na szczyt. “Altar of Eden” jest pierwszą jego powieścią, jaką przeczytałem. I na pewno nie...
Czyżbyśmy byli świadkami początku upadku największego oszustwa współczesnej medycyny? Wszystko na to wskazuje. James Davies, brytyjski psychoanalityk pracujący m.in. dla NHS (odpowiednik polskiego NFZ) poświęcił mnóstwo czasu i pracy żeby metodycznie obnażyć dzisiejszą psychiatrię. Zrobił to na tyle skutecznie, że mnie przekonał. Polskiego czytelnika nie przekona, bo… wydana ponad rok temu książka nie została jeszcze przetłumaczona na język polski. Przypadek, czy efekt “spisku” środowiska psychiatrów zrośniętych z przemysłem farmakologicznym? W każdym razie skoro “Cracked” nie można jak na razie przeczytać po polsku, będę wyjątkowo obficie cytował Daviesa, żeby każdy mógł sobie wyrobić własne zdanie.
Zacznijmy od podstaw. To to znaczy “choroba psychiczna”? Odpowiedź jest banalna, choć mimo wszystko zaskakująca. Choroba w normalnym znaczeniu oznacza jakąś wadę organizmu: obiektywną, mierzalną. W psychiatrii choroba oznacza ujawnienie u pacjenta pięciu symptomów odpowiadających za chorobę opisaną w DSM lub ICD (amerykańska i europejska lista chorób psychicznych). Kiedy tworzono w USA pierwsze wydanie DSM, lista liczyła 106 chorób. Dzisiaj liczy 374. Tyle nowych chorób powstało lub zostało wyodrębnionych? Skądże. Po prostu zespół przygotowujący listę zwyczajnie głosuje, czy coś jest chorobą, czy nie. W taki sposób najpierw homoseksualizm był na liście, a potem został usunięty. A dlaczego każda choroba musi mieć pięć symptomów, a nie cztery czy sześć? Bo tak zespół psychiatrów głosował. Nie odkrył, udowodnił. Głosował.
Jedną z najbardziej znanych chorób (czy raczej zaburzeń – ale będących na liście DSM) jest ADHD. Oczywiście nie jest znana przyczyna zaburzenia, niektórzy kwestionują w ogóle jego istnienie, ale rynek leków podawanych dzieciom jest szacowany na miliony dolarów. Tematem zainteresował się Canadian Medical Association Journal próbując znaleźć jakieś wspólne cechy osób ze zdiagnozowanym ADHD. I znaleźli. Korelację między miesiącem urodzin, a prawdopodobieństwem zdiagnozowania ADHD. O ile dzieci urodzone w styczniu, lutym czy marcu miały około 5-6% szans na etykietkę ADHD, dzieci z grudnia miały aż 30%. Jaki w tym sekret? Po prostu, dzieci z grudnia są w klasie najmłodsze, więc mają w naturalny sposób najmniejszą skłonność do skupienia. Ergo: mają ADHD.
Ciekawy jestem, czy kiedyś się doczekam polskiego wydania “Cracked”. I czy wzbudzi ono taką dyskusję, jaka ma obecnie miejsce w USA i UK na temat przyszłości psychiatrii. Bo że coś trzeba zrobić, to jest bezdyskusyjne.
Naprawdę dużo więcej na temat tej książki: http://www.czytam.skutecki.pl/?p=544
Czyżbyśmy byli świadkami początku upadku największego oszustwa współczesnej medycyny? Wszystko na to wskazuje. James Davies, brytyjski psychoanalityk pracujący m.in. dla NHS (odpowiednik polskiego NFZ) poświęcił mnóstwo czasu i pracy żeby metodycznie obnażyć dzisiejszą psychiatrię. Zrobił to na tyle skutecznie, że mnie przekonał. Polskiego czytelnika nie przekona, bo…...
więcej mniej Pokaż mimo to
“The Redbreast” musiało się odbić mocnym echem w Norwegii. Jo Nesbo rzuca bowiem czytelnikiem od czasów współczesnych, problemów z neonazizmem i kulejącą demokracją, do okopów Leningradu, gdzie mnóstwo Norwegów walczyło pod sztandarem Waffen SS, podczas gdy ich prawowity król ukrył się w mysiej norze w Wielkiej Brytanii. Widzimy bezwzględność zimowego frontu w sowieckiej Rosji, koszmar bombardowania Hamburga, rozterki Austriaków, powojenny niesmak Norwegów. Wszystko to jest jednak wyłącznie tłem do opowieści, której osią jest karabin. Nie byle jaki karabin: koszmarnie drogi, najlepszy na świecie karabin snajperski używany przez garstkę najbardziej elitarnych zawodowych morderców na świecie niemiecki Marklin. Harry Hole dowiaduje się, że ktoś właśnie kupił tę broń. Trop prowadzi do handlarza bronią w Północnej Afryce, ten sam trop doprowadzi Harrego potem od II Wojny do jeszcze żyjących weteranów walk na froncie wschodnim. Po drodze mamy fascynację i miłość, osobowość wieloraką (chyba tak to się po polsku zwie), genetykę i zwyczajnie setki stron cholernie mocnej, dobrej, soczystej powieści, która z kryminału czerpie to co najlepsze, a w zamian dodaje do tego gatunku skandynawskie aromaty literackie. Pyszne!
http://www.czytam.skutecki.pl/harry-i-norwescy-nazisci/
“The Redbreast” musiało się odbić mocnym echem w Norwegii. Jo Nesbo rzuca bowiem czytelnikiem od czasów współczesnych, problemów z neonazizmem i kulejącą demokracją, do okopów Leningradu, gdzie mnóstwo Norwegów walczyło pod sztandarem Waffen SS, podczas gdy ich prawowity król ukrył się w mysiej norze w Wielkiej Brytanii. Widzimy bezwzględność zimowego frontu w sowieckiej...
więcej Pokaż mimo to