-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant60
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński29
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2014-10-31
2014-10-29
"Zostań, jeśli kochasz" książka nad wyraz emocjonalna.
Kiedy Mia, główna bohaterka ulega wypadkowi staje się z nią coś dziwnego. Oderwana od rzeczywistości dostrzega wiele spraw, z których nie do końca zdawała sobie sprawy. Niefortunny zbieg okoliczności zabiera jej rodzinę, ale mino to nadal wierzy w szczęśliwe zakończenie. Trudno jest pogodzić się z myślą o utracie najbliższych w tak miły poranek.
Niewątpliwie jest to lektura chwytająca za serce, pozwalająca na głęboką refleksję. Dobro i zło, mieszają się w każdej scenie, nawet targowanie się w walce o życie nie jest niczym nadzwyczajnym.
Autorka doskonale odzwierciedliła wszelkie emocje, które targają ludźmi będącymi w potrzebie. Rozpacz, zdumienie, litość a nawet złość, rozgoryczenie i żal. Wszystkie te skrajne relacje przelewają się między kartami książki.
Powieść podzielona jest na dwa działy harmonijnie ze sobą współgrające. Jeden przedstawia całe zamieszanie, teraźniejszość i samą walkę o życie. Drugi to wspomnienia dziewczyny, które niczym pozytywny wątek splatają się układając ze sobą w interesującą całość. Czytelnik czuje się jakby uczestniczył w życiu dziewczyny wysysając najciekawsze chwile jej życia. Ta kronika istnienia jednak pozostaje nietknięta w porównaniu z chwilą obecną, która rozgrywa się na jego oczach.
Mia tuż po wypadku opuszcza swoje ciało i z odległości obserwuje cale zajście jak i dalszą walkę w utrzymaniu się przy życiu. To właśnie wtedy przez "ciało" dziewczyny docierają interesujące informacje, dzięki tym bodźcom wiele zależy od stanu jej zdrowia.
Bardzo długo oczekiwałam aż film "wejdzie" do kin. Nadal czekam na ekranizację, aby porównać jak wypada na wielkim ekranie.
"Zostań jeśli kochasz" to powieść na jeden oddech, która w obrazowy sposób przedstawia kruchość naszego istnienia. Można by powiedzieć słowami Horacego "Carpe diem". Życie jednak nie jest układanką, którą można do woli rozsypywać i dowolnie układać na nowo. Jesteśmy tu i teraz, podatni na losy świata. Jedynie miłość może budować w nas odwagę, popychać do walki, bez niej jesteśmy zlepkiem podmokłej gliny, która rozpływa się wzięta w dłonie.
"Zostań jeśli kochasz" to przekaz wielkiej siły jaką daje wiara w drugiego człowieka a także w nas samych. Kiedy tracimy wszystko tracimy również ogromną część siebie, ale nadal jesteśmy potrzebni, ważni.
Bezsprzecznie jest to powieść ogromnego pokładu wewnętrznych sprzeczności.. "być czy nie być oto jest pytanie..." W. Shakespeare.
"Zostań, jeśli kochasz" książka nad wyraz emocjonalna.
Kiedy Mia, główna bohaterka ulega wypadkowi staje się z nią coś dziwnego. Oderwana od rzeczywistości dostrzega wiele spraw, z których nie do końca zdawała sobie sprawy. Niefortunny zbieg okoliczności zabiera jej rodzinę, ale mino to nadal wierzy w szczęśliwe zakończenie. Trudno jest pogodzić się z myślą o utracie...
2014-10-13
Anna Kleiner w ogóle nie jest mi znana z jakichkolwiek powieści, dlatego z miłą chęcią przestudiowałam jej książkę pt: „Kobieta z pazurem”.
Ciekawa okładka, która przyciąga wzrok, jednak opis jak dla mnie zbyt długi i skomplikowany. Wolę bardziej skromny zarys historii niż zbyt zagmatwany, jakby ktoś chciał wszystkie najistotniejsze wątki zawrzeć na jednej stronie okładki. Tak właśnie zaczęła się dla mnie przygoda z kobietą z pazurem.
Już po kilku rozdziałach poczułam pewną solidarność z tekstem z okładki, nasuwało się wiele wątków, trochę jakby za ciasne w ramach książki wypływały bokiem przez co nie mogłam skupić się na samej postaci Justyny. Jej koleżanki dodatkowo spowodowały taki galimatias słowny, który z biegiem stron zaczął mi się jednak podobać...
Kiedy akcja zaczęła nabierać tempa, ze zdumieniem odkryłam jak przyjemny w odbiorze staje się świat w którym obraca się Justyna. Fabuła powieści rozbudziła ciekawość czytelnika i nawet nie wiem kiedy straciłam rachubę czasu cmokając z niezadowoleniem i śmiejąc do łez nad książką.
„Kobieta z pazurem” - można powiedzieć o niej, że to wydanie wyłącznie dla kobiet i coś w tym jest, ponieważ książka dostarczy nam emocji na poziomie uczuciowym. Nie brak tu jednak intryg, pomówień, zakłamań, plotek jak również szerszego spojrzenia sąsiadów Justyny na ludzkie nieszczęścia. Poruszony zostaje problem samotności i niespełnionych marzeń. Nadzieje, które płoną od wielu lat wreszcie mogą się spełnić, gdy nieoczekiwanie pojawia się problem nie do przeskoczenia.
Książka ukazuje jak nieprzewidywalny może okazać się los, kiedy bardzo czegoś chcemy i od dawna o czymś marzymy. Może to infantylne, ale akurat w tej powieści ta ufność dodaje słodkiego smaczku całej historii.
„Kobieta z pazurem” to książka w sam raz dla romantyczek, i osób które na co dzień pragną luźnej lektury, która przyjemnie połaskocze, doda wiary w ludzi, miłość i marzenia. Poprawi samopoczucie, rozweseli i zwróci uwagę swobodnym dialogiem. Pierwsze wrażenie choć troszkę niefartowne w niczym nie potrafiło mnie zniechęcić do „Kobiety z pazurem”, książka obroniła się sama swoim ujmującym słowem.
Anna Kleiner w ogóle nie jest mi znana z jakichkolwiek powieści, dlatego z miłą chęcią przestudiowałam jej książkę pt: „Kobieta z pazurem”.
Ciekawa okładka, która przyciąga wzrok, jednak opis jak dla mnie zbyt długi i skomplikowany. Wolę bardziej skromny zarys historii niż zbyt zagmatwany, jakby ktoś chciał wszystkie najistotniejsze wątki zawrzeć na jednej...
2014-10-07
„Powód by oddychać” to książka, która od samego początku oddziaływała na moją wyobraźnię. Coś mnie ku niej popychało a sama zapowiedź narobiła mi niesamowitego apetytu.
Blisko 500 stron, dużo czy mało jest tak naprawdę niczym w porównaniu z historią, której miałam stawić czoła. Bo jak tu sprostać uczuciom tak skrajnym, jak pozwolić odkryć skrywany lęk i niefortunną sprawiedliwość losu??? Pozostaje posłusznie podążać słowami autorki w nadziei na zasłużony rewanż.
Osobowość Emmy, głównej bohaterki książki jest niebanalna. Z głębokim podziwem obserwowałam jej poświęcenie i trud w dochowaniu przerażającej tajemnicy. Wszytko po to, aby chronić obraz szczęśliwej rodziny przed najmłodszymi dziećmi.
Dla Emmy rodzina to trudne słowo pełne rozczarowań, cierpienia i wielkiej rozpaczy. Żyjąc w świecie wiecznej iluzji popada w obojętność i rutynę. Oddalona od człowieka, od swoich rówieśników, żyje skupiona tylko na jednym, uzyskać stypendium i wreszcie uwolnić się od swojego kata. Plan doskonały, ale Emma nie przewiduje jednego. Na jej drodze pojawia się Evan, który powoli krok po kroczku skupia się na przyjaźni z Emmą. Następuje diametralny zwrot w życiu dziewczyny, wreszcie odnalazła swoją przystań. Oprawca jednak ciągle czai się za plecami i uderza ze zdwojoną siłą...
Powieść „Powód by oddychać” to pierwszy tom. Pozostały jeszcze dwa, które nie wiadomo, czy będą równie mocne jak ten, czy może historia zupełnie spowszednieje dając odczucie rozczarowania. Nie mam pojęcia, ale coś mi mówi, że nie sposób zawieść się po takim wstępie. Ktoś, kto dotyka takich problemów i opisuje je w taki realistyczny sposób wywołując pełen niedowierzania jęk, musi zadowolić czytelnika w równym stopniu.
Autorka w swoim dramacie uchwyciła piękno chwili. Emma doskonale rozumie co spotka ją kiedy zawali umówione godziny powrotu do domu, doskonale wie, czym się skończą tajemne wypady z przyjaciółmi. Mimo wszystko uparcie dąży by cieszyć się chwilą, ma ich tak mało zasypana obowiązkami szkolnymi chęcią dążenia do spełnienia marzeń. Jest niczym zawodnik, który z zaciśniętymi zębami, pełny pulsującego zmęczenia daje z siebie wszystko do ostatniej kropli potu.
„Powód by oddychać” to książka, która wywróci do góry nogami wiarę w człowieka, rodzinę i siebie samego. Pozostawia nagą prawdę, bezlitośnie odkrywając to co dzieje się w zakątkach przykładnych rodzin. Miłość i zrozumienie na pokaz, a kiedy zatrzasną się drzwi obraz z najgorszego koszmaru.
Ta książka poddaje próbie nasze emocje, jakkolwiek mocne by one nie były pękają jak szklana szyba w zetknięciu się z historią Donovan. To właśnie one rządzą się swoim losem, popychając do ciągłego czytania. Błyskawicznie pochłonięta powieść po której obserwuję zdecydowanie szybsze bicie serca i gotowość na drugi tom wzbudza jeszcze do dziś moje wzruszenie.
Polecam czytelnikowi, który szuka nieprzeciętnych wrażeń z książki, przy tym oczekuje lekkiego słowa i ciekawej osobowości bohaterów. „Powód by oddychać”, rewelacyjna lektura na każdą okazję, nie wiem czy znajdzie się osoba niezadowolona z tej propozycji.
„Powód by oddychać” to książka, która od samego początku oddziaływała na moją wyobraźnię. Coś mnie ku niej popychało a sama zapowiedź narobiła mi niesamowitego apetytu.
Blisko 500 stron, dużo czy mało jest tak naprawdę niczym w porównaniu z historią, której miałam stawić czoła. Bo jak tu sprostać uczuciom tak skrajnym, jak pozwolić odkryć skrywany lęk i niefortunną...
2014-09-23
Czytając „Noc śmierci” H. Graham miałam przyjemność zetknąć się z nadprzyrodzonymi istotami a wszystko to oparte na detektywistycznej scenerii. Książka tak mi się podobała, że dziś przedstawię kolejną autorstwa Graham.
„Portret zabójcy” sensacja i thriller w jednym. Dwudziestopięcioletnia Ashley Montauge kończy Akademię Policyjną. Jest silną, energiczną kobietą o artystycznym talencie. Potrafi umiejętnie zapamiętywać szczegóły i przelewać je na papier w formie rysunku. Wszystko zaczyna się komplikować, kiedy niespodziewanie jej szkolny kolega Stuart ulega dziwnemu wypadkowi. Ashley za wszelką cenę postanawia doprowadzić do końca śledztwo. Na wierzch wychodzą przemilczane fakty, zbrodnie i nielegalny przemyt. Sprawcy czują się bezkarni panosząc się bez problemu i z łatwością drwiąc sobie z prawa. Dlaczego słowa dym i lustra nabierają głębszego sensu, kto stoi za morderstwami sprzed lat i jak dalece można zaufać drugiemu człowiekowi?
Heather Graham wprowadza czytelnika w centrum policyjnych zmagań z prawem. Poznajemy wzloty i upadki bohaterów oraz zawziętą walkę w imię prawdy. Akcja toczy się zwykle miarowo, w niektórych momentach dostrzegam zawiązki romansu, ale nie wpływa to na całość książki. Takie rozluźnienie jest bardzo przyjemne, szczególnie jeśli chodzi o pozytywną postać.
„Portret zabójcy” bardzo szybko i zupełnie świadomie przejął rolę nad moimi myślami. Strona po stronie mogłam delektować się bukietem zgranych emocji. Zdrada, gniew, pieniądze jak i rosnące ego to już stali bywalcy w sensacyjnych powieściach. To właśnie dzięki takim uczuciom chce się czytać dalej, pragnąć więcej szczegółów by poznać w końcu efekt zakończenia.
Ta bestsellerowa autorka, muszę powiedzieć, że skrupulatnie i z wielką wprawą wyprowadziła mnie w pole swoim manipulowaniem. Ja, doskonale bawiąc się postaciami z książki przeważnie dostrzegam przykładowego sprawcę o którym mowa jest w treści, niestety nie w tym wypadku. Z wielkim hukiem autorka odkryła swoje ostanie karty i było to dla mnie zaskoczenie, nie tak wyobrażałam sobie finał. Zakrawa to tylko na jedno – ogromny uśmiech i punkt dla autorki za swoje znawstwo i biegłość w swoim fachu. Takich książek jak najwięcej!
„Portret zabójcy” mimo iż nie jest to opasła księga posiada zdolność przyciągania, a to wszystko dzięki znikomej ilości trudnych objaśnień czy zwięzłego tekstu. Czyta się bardzo przyjemnie, a za sprawą dociekliwego umysłu autorki jesteśmy obserwatorami intrygujących historii.
Dla pasjonatów książek na jeden „kęs” to doskonała propozycja. Po zaznajomieniu się z charakterem twórczości H. Graham stwierdzam, że warto mieć pod ręką powieść pełną pytań, labiryntów zdarzeń i zaskakujących rozwiązań. Polecam na jesienne wieczory przy herbatce.
Czytając „Noc śmierci” H. Graham miałam przyjemność zetknąć się z nadprzyrodzonymi istotami a wszystko to oparte na detektywistycznej scenerii. Książka tak mi się podobała, że dziś przedstawię kolejną autorstwa Graham.
„Portret zabójcy” sensacja i thriller w jednym. Dwudziestopięcioletnia Ashley Montauge kończy Akademię Policyjną. Jest silną, energiczną kobietą o...
2014-09-19
Po raz pierwszy miałam okazję zetknąć się z powieścią Heather Graham, dlatego ogromnie ciekawa byłam jej twórczego temperamentu. „Noc śmierci” wydawała mi się odpowiednią lekturą na pierwsze takie spotkanie. Przeczucie mnie nie zawiodło, ale po kolei...
Autorka wprowadza czytelnika w świat bezkompromisowej gry na śmierć i życie. Kiedy trzej bracia Aidan, Jeremy i Zachary Flynn dziedziczą w spadku posiadłość po zmarłej krewnej, jeszcze nie mają pojęcia jak skomplikowaną rozpoczęli grę. Spowita tajemnicą krwawa historia nieruchomości odciska piętno na właścicielach próbujących za wszelką cenę rozwiązać niezwykłą zagadkę. Do kręgu tajemniczych zdarzeń dołącza wieloletnia opiekunka zmarłej – Kendall. Wszystko może byłoby banalne, gdyby nie pojawił się mistycyzm i korelacja z istotami bezcielesnymi. Ta wątła nić treści dodaje smaku tworząc zaskakujące efekty końcowe.
Przez powieść przeplatają się najrozmaitsze charaktery postaci. Te całkiem rzeczywiste i zupełnie zjawiskowe. Wszystkie posiadają względnie silne osobowości, niektóre wręcz emanują rzadko spotykaną wrażliwością. Cenię sobie tak wykreowane osobowości, bo dzięki nim książka nie ciągnie się w nieskończoność a tempo pozwala na idealne spędzenie czasu.
„Noc śmierci” z gatunku sensacyjno-kryminalnych trąca również romansem, nawet powiedziałabym w nie małej mierze. Czy to mi przeszkadzało? Zupełnie nie, dodatkowo ten lekki liryczny aspekt mile połechtał moje kobiece ego. Delikatny i zupełnie nie namolny uatrakcyjnił i złagodził nieco aspekt niecodziennych objawień.
Autorka w książce odsłoniła zdolność łączenia różnych gatunków powieści. Wplatając między duchy, zjawy, kości i zbrodnie nastrojowe epizody nie zniekształciła samego charakteru książki. Czytelnik z powodzeniem potrafi przeżyć grozę jak i uniesienie.
„Noc śmierci” może być lekturą idealną na Halloween z uwagi na sam fakt występowania tego święta w książce jak i obecność zwid i zjawisk paranormalnych. Jednak będzie również wspaniałym przyjacielem dla czytelników, którym wyniosłe emocje są nie obce i przy nich czują się jak „ryba w wodzie”.
Książka swoim osobliwym charakterem potrafi utrzymać skupienie i wyobraźnię, mając cały czas na uwadze fikcyjność treści umiejętnie wzbudza zainteresowanie grą słów.
Po raz pierwszy miałam okazję zetknąć się z powieścią Heather Graham, dlatego ogromnie ciekawa byłam jej twórczego temperamentu. „Noc śmierci” wydawała mi się odpowiednią lekturą na pierwsze takie spotkanie. Przeczucie mnie nie zawiodło, ale po kolei...
Autorka wprowadza czytelnika w świat bezkompromisowej gry na śmierć i życie. Kiedy trzej bracia Aidan, Jeremy i Zachary...
2014-09-18
„Sukces polega na tym, by iść od porażki do porażki nie tracąc entuzjazmu.”
Winston Churchill
Kiedy spoglądam na okładkę książki - widzę śliczną dziewczynę, zastanawiam się wtedy jaką cenę trzeba zapłacić by w tak młodym wieku odnieść sukces i ogromną popularność. Z ilu rzeczy trzeba zrezygnować, ile zarwać nocy, wypłakać łez i rozdać sztucznych uśmiechów. Jak silne muszą być marzenia, które prowadzą Selenę w kierunku sławy?
Konstrukcja „Księżycowej dziewczyny” opiera się na wspomnieniach i faktach. W pierwszej części mamy do czynienia z bajkową wręcz scenerią, w której to młoda matka Seleny - Mandy dąży do realizacji pragnień córki. Nie wiadomo czy te pragnienia nie są odzwierciedleniem matczynych marzeń, które zbyt wcześnie wygasły nim zdążyły na dobre zapłonąć. W każdym razie, stanowczość opłacała się i teraz można powiedzieć, że Selena to popularna gwiazda, która świeci jaśniej niż księżyc.
Czytając pierwszą część mam nieodparte wrażenie, że uczestniczę w tworzeniu wyjątkowej historii, ale tylko w granicach wyobraźni. Opowieść napisana lekkim i niewymuszonym tonem, świetnie się czyta nadając dodatkowo wrażenie tajemniczości, to sama przyjemność, która wciąga od pierwszego rozdziału.
Nie można przejść obojętnie wobec pierwszych trudnych życiowych wyborów, które młode kobietki musiały dokonać. Jak to w życiu bywa, powiedzenie „nie wszystko złoto co się świeci” można odnieść do drugiej części książki, która w niczym nie przypomina charakteru z poprzedniej.
A dlaczego?
Ponieważ drugą część na potrzeby polskiej edycji opracował dziennikarz muzyczny i redaktor ESKA.pl Robert Choiński. Podaje w niej suche fakty, bez zdobień i zbędnych dialogów. Możemy dostrzec bardzo wyraźnie jak okres kilku ostatnich lat wyżłobił w Selenie Gomez wiele sprzeczności, karmiąc ciężkimi doświadczeniami.
„Księżycowa dziewczyna” pozwala bliżej poznać reguły popularności, gdzie euforia przegrywa z czasem, przeciętność bywa pragnieniem a przyjaźń miewa rozmaite oblicza.
„-Proszę, bądźmy po prostu mili dla siebie nawzajem, kochajmy i inspirujmy innych... Zmieńmy zasady gry. Najważniejsze jest to, by stale uczyć się od siebie nawzajem-”
Książkę polecam fanom Seleny oraz wszystkim młodym ludziom zafascynowanych karierą piosenkarską lub aktorską. „Księżycowa dziewczyna” w przystępny sposób ukazuje cienie i blaski takiej sławy. Autorka przybliża czytelnikowi osobowość samej Seleny, jej zaangażowanie emocjonalne oraz niezliczone rozterki w podejmowaniu samodzielnych decyzji.
To książka o marzeniach, trudnej nauce samodzielności, przywiązaniu i uczuciu spełnienia. Nie brak tu emocjonalnego wydźwięku oraz radości przeplatanej rozczarowaniem. Kiedy kolejne drzwi stoją otworem inne bezlitośnie zatrzaskują się przed nosem. Trudna droga sławy nigdy nie jest wieczną sielanką.
„Sukces polega na tym, by iść od porażki do porażki nie tracąc entuzjazmu.”
Winston Churchill
Kiedy spoglądam na okładkę książki - widzę śliczną dziewczynę, zastanawiam się wtedy jaką cenę trzeba zapłacić by w tak młodym wieku odnieść sukces i ogromną popularność. Z ilu rzeczy trzeba zrezygnować, ile zarwać nocy,...
2014-09-14
Kiedy zaczęłam czytać „Złodzieja dłoni” coś nie dawało mi spokoju. Gdzieś w zaułkach podświadomości miałam dziwne przeczucie, że kiedyś czytałam już podobną historię choć sama książka wydana po raz drugi nigdy przedtem nie trafiła w moje ręce. Moje skojarzenia były trafne i jak się okazało z odciętymi dłońmi miałam przyjemność spotkać się już w powieści E. Spindler „Ślepa zemsta”. Ciekawa byłam jak poradzi sobie autorka z tak niecodziennymi morderstwami, jakie kluczowe aspekty zbrodni poprowadzą ją do rozwiązania sprawy i czy pozwoli na pełne zaskoczenie w finale.
Taylor Jackson – błyskotliwa policjantka, doskonale znana z poprzednich powieści ponownie zagłębia się w wyczerpujące i zagmatwane sprawy. Jako stróż prawa bez skrupułów rozdrapuje rany, odświeża zeznania, ściga przestępców i jak to zwykle bywa przenosi pracę do domu. Wydział zabójstw w Nashville funkcjonuje w pełni a mając takich ludzi jak Taylor, Fitz czy Marcus uzupełniających się nawzajem pozwala wierzyć w sprawiedliwość. Jednak są zbrodnie, które stanowią nie lada problem dla funkcjonariuszy, są ludzie, którzy w bardzo dziwny sposób pragną zwrócić na siebie swoją uwagę...
„Złodziej dłoni” to książka w której nie brakuje sensacyjnych odkryć, miejsc mrocznych i niedostępnych tajemnic. Ukazuje świat od złej strony. Powoli odkrywając jego ciemne oblicze natrafiamy na całkiem miłe momenty, przepełnione wrażliwością, miłością, oddaniem, delikatnością.
Zabrakło mi jednak zaskakującego zakończenia, Ellison w książce „Umarli nie kłamią” podarowała czytelnikowi świetnie rozegrane zakończenie, tutaj sama domyśliłam się już bardzo szybko nadchodzącego finału i dlatego nie było dla mnie zaskoczeniem kim jest sprawca, którego ścigają T. Jackson i agent FBI John Baldwin. Nie tego oczekiwałam, dlatego za zbyt małe zaangażowanie w kamuflaż, maleńki minusik.
W sumie książka bardzo mi się podobała ze względu, na atrakcyjność w kreowaniu akcji, oraz staranność w szczegółach. Prowadzone śledztwo pełne „dopieszczonych” detali aż chciało się wierzyć w wiarygodność niektórych sytuacji. Dla czytelnika, który po raz pierwszy spotyka się z bohaterką serii powieść nie będzie ciężarem niedopowiedzeń, ponieważ autorka bardzo zgrabnie przytacza i skrupulatnie relacjonuje odpowiednie ważne elementy z życia T. Jackson.
„Złodziej dłoni” jakkolwiek przerażająco by to nie zabrzmiało wzbudza emocje w każdą stronę rozpiętości skali. Czytając słowa autorki spędzimy wyśmienity wieczór, bądź inną porę dnia delektując się atrakcyjną podróżą w najbardziej zawiłe umysły niezrównoważonych psychicznie oprawców. Dla czytelników uwielbiających klimaty grozy, uniesienia oraz dylematów nie do wyobrażenia.
Kiedy zaczęłam czytać „Złodzieja dłoni” coś nie dawało mi spokoju. Gdzieś w zaułkach podświadomości miałam dziwne przeczucie, że kiedyś czytałam już podobną historię choć sama książka wydana po raz drugi nigdy przedtem nie trafiła w moje ręce. Moje skojarzenia były trafne i jak się okazało z odciętymi dłońmi miałam przyjemność spotkać się już w powieści E. Spindler „Ślepa...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-03
Chyba każdy z nas chciałby choć raz w swoim życiu zatrzymać czas. Niestety nie da się tego ot tak wyczarować, nie można zatrzymać chwili, kiedy nie jesteśmy na to gotowi.
Dość boleśnie przekonuje się o tym Ewa, bohaterka tejże książki. Wytrwała, ambitna młoda kobieta, która spełnia się zawodowo. No, może do pewnego czasu, kiedy na stanowisko kierownika przychodzi Waldek, mężczyzna restrykcyjny i wymagający. Pracownicy robią wszystko, aby Waldek był zadowolony, niestety tempo jakie narzucił swoim podopiecznym jest nie do wytrzymania. Ewa zapomina już po co żyje i dla kogo. Najważniejsze osoby w jej życiu przestają odgrywać dotychczasową funkcję, praca wywraca jej świat do góry nogami.
Jej dotychczasowy partner Marek przestaje zauważać w Ewie dawną, wesołą dziewczynę, z dnia na dzień Ewa zatraca się coraz bardziej do nieprzytomności w nieograniczonym pracoholizmie.
Sytuacja którą autorka opisuje w powieści nie jest niczym nowym, doskonale znamy zjawisko pracoholizmu, ale wydaje nam się rzeczą tak oczywistą, że z braku odpowiednich pozytywnych bodźców pozwalamy toczyć się błędnemu kołu. Godzimy się na nadgodziny, pracę zabieraną do domu, w końcu nie mamy już takiej pewności, czy to co robimy ma jakikolwiek sens.
Autorka bardzo dokładnie opisuje cały szereg sytuacji, które powoli niczym kropla wody przepełniają kubek goryczy wylewając się gorzkim strumieniem żalu, niezrozumienia, i braku oparcia. Zadziwiające jest trwanie w takim układzie do granic możliwości, można by powiedzieć do ostatniego tchu. Kiedy Ewa ulega wypadkowi pozostając na cienkiej linii życia i śmierci następuje rozłam, którego nie spodziewała się sama bohaterka a już w ogóle nikt z współpracowników.
Książka tak realistyczna, iż miałam nieraz obawę, czy czytam powieść czy jednak historię kogoś mi znanego i bliskiego. Emocje jakie wywoływało targowanie się o należny odpoczynek, używki które miast pomagać niszczyły zapracowane ciało, myśli, które uciekały nie dając się złapać, słowa, które kąsały jak dzikie wilki, wszystko wyraźnie uzewnętrznione bez litości – tak wygląda człowiek w pułapce własnego umysłu.
„Zatrzymać chwilę”, książka, która skłania nas do refleksji nad tym co ważne i mniej ważne. Świadomość iż człowiek powinien być na pierwszym miejscu skutecznie powinna temperować złe nawyki życia. Autorka dysponuje bogatym wachlarzem przypadków, w których zestresowany pracoholik jest utrapieniem dla bliskich a nawet i co najbardziej widać dla samego siebie.
Warto zagłębić się w książkę i spojrzeć na świat przez pryzmat człowieka stłamszonego własnymi ambicjami, walką o przetrwanie . Jak w krzywym zwierciadle nic nie jest takie samo, odczucia, które podpowiadają emocje potrafią skutecznie zabić. Miłość potrafi również pokaleczyć.
„Zatrzymać chwilę” mimo niewielu stron odnajdziemy w niej tożsamość niestrudzonego człowieka z zapałem targującego się z czasem. Pałającego chęcią pogodzenia możliwie jak największej ilości celów. Z własnej woli czy wbrew nie wygląda to najlepiej, i wydaje się, że tylko Anioł może pomóc Ewie odzyskać spokój duszy i ciała...
Chyba każdy z nas chciałby choć raz w swoim życiu zatrzymać czas. Niestety nie da się tego ot tak wyczarować, nie można zatrzymać chwili, kiedy nie jesteśmy na to gotowi.
Dość boleśnie przekonuje się o tym Ewa, bohaterka tejże książki. Wytrwała, ambitna młoda kobieta, która spełnia się zawodowo. No, może do pewnego czasu, kiedy na stanowisko kierownika...
2014-09-02
Jakiś czas temu miałam ogromną ochotę na „Owcę...”, historia wydawała mi się ciekawa, okładka tajemnicza... Teraz wiem, że książka niestety nie trafiła do mnie pod żadnym kątem i chociaż starałam się odkryć więcej niż zostało w niej napisane za nic w świecie nie mogę oprzeć się wrażeniu niespełnienia...
Ania i Michał są małżeństwem z pozoru tylko szczęśliwym. Nagłe zniknięcie Michała rozpoczyna lawinę niekończących się niedomówień, wtedy to jak z rękawa zaczynają sypać się informacje na temat podwójnego życia męża Ani. Kobieta zaprzyjaźnia się z kochanką Michała; Beatą i wspólnie spędzają ze sobą czas łącząc fakty i próbując na swój sposób rozszyfrować zagadkowe zniknięcie mężczyzny. Czas płynie na spokojnym osiedlu a śledztwo nadal tkwi w miejscu...
Od samego początku mam wrażenie jakby autorka spieszyła się w pracy nad powstawaniem książki, jak gdyby chciała jak najszybciej zakończyć opowieść, ale jednocześnie rozciągnąć finał możliwie jak najbliżej końca. Kiepsko to wyszło ponieważ pod koniec książki nadal nie wiedziałam co ma owca do tej historii. Do tego odnoszę wrażenie, że wizerunek otoczenia osiedla wkradł się w styl pisania autorki. Szturmuje nas krótkimi zdaniami, w pewnym momencie czuję się jak na uczelni czytając referat naukowy. Brak zgrabnego opływu, delikatnych przejść, zdań wnoszących coś więcej niż wykonywane czynności, opisów... tekst nie wciąga i nie przykuwa uwagi czytelnika. Czasami jest ciężki i męczący. Dość dokładnie przypomina główną bohaterkę...
„ Anna ściąga dres, bierze kolejny prysznic, jest bardzo spocona, i przebiera się w pastelową podomkę. Też prezent od Michała. Ale choć pastelowa, jest wygodna. Bierze konewkę, nalewa wodę i idzie podlać róże. Trochę je zaniedbała. Podlewa też rabatki.
Pani Hania bacznie ją śledzi z okna.
U pana Franka poruszyły się rolety.
Anna podlewa cały ogród. Ogrodnik wykonał solidną robotę. Zadowolona wraca do domu. Teraz bierze się za mieszkanie, a jest co sprzątać. Idzie jej to powoli, z trudem. Nie jest przyzwyczajona do gruntownego sprzątania. W końcu jest jako tako. Za szafkami kurz, ale przecież go nie widać. Postanawia przygotować jakąś kolację na jutro, na przyjazd Beaty. W lodówce już niewiele zostało. Zamawia zakupy przez Internet i po trzech godzinach marynuje polędwicę wołową faszerowaną kurkami i przygotowuje sałatę lodową. Te czynności ją uspokajają.
Nagle ma ochotę pojechać do miasta. Zamawia taksówkę. Jedzie do sklepu z ciuchami, tego samego, w którym zakupy robił jej Michał. Kupuje obcisłe dżinsy i kilka koszulek, jedną z nadrukiem. Jest gotowa na przyjazd kochanki męża.”
Ania to typowy bohater, który z emocjami ma niewiele wspólnego. Dość ciężko uwierzyć, że dawniej była wesołą dziewczyną, ta która widnieje w książce to jak to trafnie określiła Beata – kukła, bez własnej woli, własnego zdania, jest czy jej nie ma rzecz to bez znaczenia... Nie mogę również uwierzyć w to, iż będąc w związku tyle lat, Ania nie zna nazwy firmy męża, w ogóle nie wie nic i niewiele ją to interesuje. Jakiś banał, nie do przyjęcia, który gryzie się z ludzką psychiką. Trudny do opisania altruizm w stosunkach małżeńskich również na poziomie partnerskim zadziwia i irytuje. Cała sytuacja jest nieprzyjemnie sarkastyczna.
Autorka, może miała ciekawy pomysł na książkę, może próbowała okryć całą historię wielką tajemnicą, skutek jednak jest marny. Opowieść zdradzonej żony powinna chwytać za serce, powinna zionąć emocjami, żyć w czytelniku. Co jednak mamy tutaj? Zdaje mi się, ze ważniejsze od głównej fabuły dla autorki jest ukazanie życia bohaterki, która mam wrażenie ciągle chodzi do sklepu z rybami po zakupy, ciągle jest obojętna, niezdecydowana. Nie mogę pozytywnie ocenić książki w której zdecydowanie za dużo uwagi poświęca się błahym sprawom życia codziennego a nie rozwija się akcji. Taka książka nuży i przytłacza.
„Owca w krzaku dzikiej róży” jak zwał tak zwał, kojarzyć mi się będzie ze sklepem rybnym, z całym szacunkiem dla owieczki. Fabuła niczym nie zaskakuje, akcja ślimaczy się w nieskończoność. Bohaterowie zupełnie z innej planety, oprócz Beaty, która jako jedyna stanowi kręgosłup naturalności, podbija stawkę w ocenie. Cała historia spisana dość obszernym dialogiem, czułam się jak wolny słuchacz, który wpuszcza jednym a wypuszcza drugim uchem. Zabrakło klarowności, interesujących wątków, czegoś co oderwałoby mnie od tej historii. Miałam wrażenie, że sama jestem tą owcą w krzaku dzikiej róży.
Na koniec niespodzianka, na ostatnich kartkach strony dowiedziałam się o co chodzi z tą owcą i przeczytałam dwa zdania – ostanie – które najbardziej mi się spodobały z całej książki. Szkoda, że tylko tyle...
Jakiś czas temu miałam ogromną ochotę na „Owcę...”, historia wydawała mi się ciekawa, okładka tajemnicza... Teraz wiem, że książka niestety nie trafiła do mnie pod żadnym kątem i chociaż starałam się odkryć więcej niż zostało w niej napisane za nic w świecie nie mogę oprzeć się wrażeniu niespełnienia...
Ania i Michał są małżeństwem z pozoru tylko szczęśliwym. Nagłe...
2014-08-29
Jak bardzo brak wody potrafi oddziaływać na naszą świadomość? Czy woda jako składnik naszego istnienia może zachwiać właściwą interpretacją pojęć dobra i zła? Jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić, by przetrwać...
„W tym życiu dostajesz to, za co płacisz, a jeśli cię na to nie stać, nie możesz tego mieć”.
Susza daje się we znaki ludności San Bernardino w Kalifornii, tym bardziej iż bez zapowiedzi władze kolejno zaczynają ograniczać zużycie wody. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie działo się to nieświadomie i urągając biedniejszej mniejszości, od której rozpoczęto przerwę w dostawie wody. Plan gubernatora jest jednak o wiele bardziej przebiegły czego coraz bardziej świadomy staje się nasz bohater Martin Makepeace. Postanawia chronić swoją rodzinę i przyjaciół, wyruszają na poszukiwanie jeziora z legend – Jeziora Zaginionej Dziewczyny.
Czy znajdą Jezioro, które jest tylko legendą, a co najważniejsze czy znajdą tam wodę której brakuje już wszędzie? Jedno jest pewne, wytrwałość tej tak dziwnie dobranej grupy jest godna podziwu.
„Nie spodziewaj się najgorszego, co możesz sobie wyobrazić, bo stanie się to, i to o wiele szybciej, niż myślisz”.
Los uciekinierów nie jest zbyt łaskawy, wydaje się, że ręce chciwego i zaborczego gubernatora są wszędzie, emocje podsyca zdrada i niepewność. Strach o życie rodziny a co najważniejsze dzieci, nie pozostawia Martinowi wiele złudzeń. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie. Wygrany może być tylko jeden.
Zapuszczając się w trudno dostępne rejony Parku Narodowego w Martinie budzi się prawdziwa przeszłość...
„- Możesz uciec przed światem, jak daleko tylko chcesz, Makepeace, ale nigdy nie uciekniesz przed sobą. Gdziekolwiek pójdziesz, tam, kurwa, jesteś.”
Świat Mastertona w książce nie pozostawia wiele życzeń, przepojony krwią, chciwością, obojętnością, pogardą i walką o przetrwanie, zachwyca a zarazem rzuca czytelnikowi rękawicę. Pytanie tylko czy jesteśmy gotowi na więcej? W zasadzie pytanie retoryczne, bo jak tu ostać na laurach i nie pragnąc więcej emocji?? A tych nie brak, bo pomijając wątek kryminalno – sensacyjny pojawia się też krótki romans, którego obraz raczej mnie nie zachwycił, ale co kto woli. Nie jestem wielbicielką przesadnie i bardzo szczegółowo rozebranych w słowach scen miłosnych, dlatego wielką pociechą było to, że nie trwały długo.
„Susza” to książka wojownik, który daje z siebie wszystko; za pomocą słów oraz wyobraźni potrafi precyzyjnie przykuć naszą uwagę i wcale nie potrzebny jest do tego rozlew krwi, wystarczy energia, zalążek ciekawej historii oraz pocisk słów, a wtedy efekt mamy bombowy.
„Rozciągnij psu przednie łapy jak najszerzej na boki, a jest szansa, że stanie mu serce”.
Książkę warto przeczytać chociażby ze względu na złożoną psychikę człowieka, którą autor w tej powieści analizuje. Świat „stając na głowie” zupełnie stracił poczucie swojego prawdziwego oblicza, zło wychodzi z najciemniejszych zakamarków, woda daje życie i je odbiera. Pozostaje nadzieja na deszcz...
„Susza” - kolejna dobra książka, która ląduje na mojej półce, Graham kwalifikuje się do grona autorów miana, ekscytacja + atrakcja. Mam nadzieję, że również się nie zawiedziecie.
Jak bardzo brak wody potrafi oddziaływać na naszą świadomość? Czy woda jako składnik naszego istnienia może zachwiać właściwą interpretacją pojęć dobra i zła? Jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić, by przetrwać...
„W tym życiu dostajesz to, za co płacisz, a jeśli cię na to nie stać, nie możesz tego mieć”.
Susza daje się we znaki ludności San Bernardino w...
2013-12-22
„Wilcza księżniczka” - powieść młodzieżowa pełna tajemniczego klimatu.
Trzynastoletnia bohaterka Sophie to typowe „brzydkie kaczątko”, zupełnie nie pasuje do otoczenia w którym się znajduje, ma jednak w sobie coś czego nie mają jej koleżanki z pokoju w Szkole dla Młodych Panien w New Bloomsbury – ogromną wrażliwość, pełną wiary nadzieję, która mimo przeciwieństw losu nie maleje..
Kiedy marzenia Sophie spełniają się, można by się spodziewać, że wszystko będzie tak jak trzeba, lecz wspólna wycieczka okazuje się koszmarem..
Cała historia przedstawiona w bajkowej scenerii dodatkowo zaspokaja wyobraźnię, śnieżny krajobraz Rosji, siarczysty mróz, odzież, język którym się posługują bohaterzy, autorka doskonale odzwierciedla warunki jak i obyczaje panujące w tym kraju. Dzięki czemu można prawie że dotknąć cywilizacji o innej kulturze.
Nie brak tutaj tajemnic, zaginionego dziedzica i jak to w życiu bywa walki o spadek. Niesamowite, że autorka stworzyła prawie baśniową wizję świata tak nierealnego, pełnego magicznego polotu, czujemy się jak w baśni Andersena kłusując w zaprzęgu po zamarzniętym kanale obserwując zmrożoną przyrodę..
Niczym Królowa Śniegu o lodowym sercu - księżniczka Anna Wołkońska egoistycznie wabi nieświadomą dziewczynę. I choć po bardzo wcześnie rozwiązałam zagadkę, muszę przyznać, że zupełnie mi to nie przeszkadzało, zaintrygowana wewnętrzną przemianą Sophie chłonęłam każde słowo w napięciu czekając na przełom, który ciężko wisiał w powietrzu..
„Wilcza księżniczka” to książka, która nie pozwala się nudzić, uczy tolerancji, słuchania i wiary w siebie. Przedkłada przyjaźń nade wszystko i ukazuje słabą naturę człowieka. Jak w bajkach dobro zawsze wygrywa tak i tutaj sprawiedliwości staje się za dość. Okładka doskonale oddaje charakter powieści, która niejednokrotnie mrozi krew w żyłach, buduje napięcie, niedowierzanie ale także wśród tych lodowatych i mroźnych wiatrów pojawiają się ciepłe uczucia,oddanie, wiara i głęboka tęsknota..
Autorka napisała powieść idealnie taką jaką chciała, ja przeczytałam książkę, która olśniła mnie niczym zagubione brylanty, niepokoiła niczym pojawiające się w niej wilki, ale przede wszystkim przywierała do moich dłoni na długo niczym dotyk lodu na trzaskającym mrozie. Czy nie taka powinna być lektura godna polecenia?
Zatem powiem tylko jedno – POLECAM.
„Wilcza księżniczka” - powieść młodzieżowa pełna tajemniczego klimatu.
Trzynastoletnia bohaterka Sophie to typowe „brzydkie kaczątko”, zupełnie nie pasuje do otoczenia w którym się znajduje, ma jednak w sobie coś czego nie mają jej koleżanki z pokoju w Szkole dla Młodych Panien w New Bloomsbury – ogromną wrażliwość, pełną wiary nadzieję, która mimo przeciwieństw losu nie...
2014-08-23
„Żeby nawiedziły cię strachy, nie potrzeba ciemnego pokoju ani opuszczonego domu, mózg posiada wystarczająco zawiłe i ciemne korytarze.”
Czasami kiedy wpada mi w oko książka, która zaciekawia od samego początku okładką bądź nawet krótkim opisem nie mogę oprzeć się pokusie poznania jej wnętrza. Tak było w tym wypadku. Urzeczona tylko czekałam aż wpadnie mi w ręce. To czego się spodziewałam było niczym jedno maleńkie ziarenko piasku na ogromnej plaży... Było niczym a jednak znaczyło wiele.
Tylko dzięki swojemu przekonaniu i apetytu na „Jutro” mogę podzielić się wrażeniami z lektury.
„Jutro” to książka osadzona w dwóch przestrzeniach czasowych, w których istnieje 2010 jak i 2011 rok. Ta czasoprzestrzeń pomaga bohaterom na niezwykłe ponadczasowe kontakty, które mają doprowadzić do jednego celu – uniknięcia śmierci Kate, żony Matthew Shapiro, głównego bohatera, który razem z czteroletnią córką Emily niedługo obchodzić będą rocznicę śmierci idealnej żony i matki. Niefortunny los płata figla mężczyźnie, który po zakupie używanego laptopa nawiązuje kontakt z jego właścicielką – Emmą. Kiedy okazuje się, że oboje żyją w innym roku Matthew wpada na pomysł, aby to właśnie Emma uratowała jego żonę przed śmiertelnym wypadkiem i tym samym ocaliła jego idealne małżeństwo od tragedii. Sprawa nie wydaje się taka prosta, kręte ścieżki prawdy nie pozwalają poddać się bez walki. Akcja zaczyna gwałtownie przyspieszać, z każdą stroną podnosząc temperaturę emocji o kilka stopni.
Guillaume Musso stworzył powieść tak intrygującą i dopracowaną, że aż niedorzeczną. Wspaniałe połączenie uczuć, oddania i wierności połączone z tajemniczą a nawet mroczną stroną idealizmu pochłania bez reszty. Ogromnie przejęta byłam zbliżającym się zakończeniem, gotowa przewidzieć każdy ruch autora i nie zawiodłam się. Autor niczym wprawny kelner balansujący między stolikami z wdziękiem kreował własny świat iluzji, któremu nie sposób się nie poddać, nie zaciekawić i nie pogratulować świetnego pomysłu i dążenia do realizacji.
„Jutro” , ta książka nie może tak długo czekać, treść nie pozwala porzucić jej w kąt, odłożyć na lepszy czas. Zaręczam, że gdy tylko weźmiecie ją do ręki nie będziecie mieli ochoty przestać dążyć do kresu stron. Powieje w niej grozą, ogrzeje uczuciem, smagnie gorzką prawdą, oświeci nadzieją …
Jak daleko można posunąć się w oślepiającej miłości? Wygląda na to, że niewiarygodnie daleko. Jak pisał Jonathan Carroll:
„Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją teraźniejszość jak i przyszłość.”
Polecam wszystkim miłośnikom dobrej literatury, otwartych na porywającą akcję, jest to niezwykle zajmująca książka, która nie liczy godzin i lat.
„Żeby nawiedziły cię strachy, nie potrzeba ciemnego pokoju ani opuszczonego domu, mózg posiada wystarczająco zawiłe i ciemne korytarze.”
Czasami kiedy wpada mi w oko książka, która zaciekawia od samego początku okładką bądź nawet krótkim opisem nie mogę oprzeć się pokusie poznania jej wnętrza. Tak było w tym wypadku. Urzeczona tylko czekałam aż wpadnie mi w...
2014-08-20
Zwyczajne osiedle, na którym mieszkają Glaca i Loretta w zasadzie nie jest takie całkiem zwyczajne. Nie ma na nim sklepów, placu zabaw czy garaży do samochodów. Zastanawiam się jak nudno musi być mieszkańcom a w szczególności dzieciakom.
Kiedy jednak na osiedlu zamieszkuje dziewczynka imieniem Loretta wszystko zaczyna nabierać zupełnie nieoczekiwanych kształtów. Poznajemy niezłamaną czasem rodzinę, która żyje w swój tylko znany im sposób. Mimo iż sąsiedzi nie akceptują nowo przybyłych paczka zgranych przyjaciół a wśród nich Glaca zaprzyjaźnia się z dziewczyną, której osiedlowe mamy zdążyły nadać już ksywkę „Lumpetty”.
Jak wiadomo niecodzienność wyjątkowo nas pociąga, dlatego sytuacja powoli wymyka się spod kontroli, nastaje czas buntu i poznawania.
Autorka dyskretnie prowadzi czytelnika przez młodzieńcze zauroczenie, wychwytując subtelności i starając się przelać na papier jak najwierniej to ulotne uczucie. Pokrętne ścieżki młodzieńczej fascynacji wzbudzają podziw i szacunek niecierpliwych porywów. Historia dopiero się rozkręca a koniec na pewno zaskoczy.
„Lumpetta” to książka typowa dla nastolatków. Opisuje trudny czas dorastania, dzielenia się emocjami, niekończące się wybory i przewidziane porażki. To czas w którym żyją bohaterowie książeczki, czas pełen niezrozumienia i szukania siebie samego. Jak trudno dokonać tych wszystkich rzeczy wie tylko Glaca, któremu autorka pozwoliła na ukazanie swoich głębokich emocji.
Książeczkę czyta się niezwykle łatwo, opowieść jest absolutnie lekka i przyjemna dla ucha. Czytelnikowi pozostawia do myślenia, przestrzega przed impulsywnością, niezrozumieniem i przyglądaniu się światu oraz otaczających go ludzi bacznym okiem.
„Lumpettę” polecam nastolatkom chwytającym wiatr we włosy, pragnących przygód nie tylko związanych ze szkolnymi murami. Szukających literatury, która zagwarantuje dobrą zabawę bliską rzeczywistości. Pozwoli oderwać się od szarej codzienności, ale przede wszystkim umożliwi odkrywanie pewnych wskazówek, których młodzi ludzie nie zawsze biorą pod uwagę.
„Lumpetta” zaciekawi, rozbawi i w ciekawy sposób poprowadzi w świat trudnej miłości. Jak zakończy się historia znajomości Glacy z Lorettą? Tego już musicie dowiedzieć się z samej książeczki. Miłego czytania!
Zwyczajne osiedle, na którym mieszkają Glaca i Loretta w zasadzie nie jest takie całkiem zwyczajne. Nie ma na nim sklepów, placu zabaw czy garaży do samochodów. Zastanawiam się jak nudno musi być mieszkańcom a w szczególności dzieciakom.
Kiedy jednak na osiedlu zamieszkuje dziewczynka imieniem Loretta wszystko zaczyna nabierać zupełnie nieoczekiwanych kształtów. Poznajemy...
2014-08-15
Jak urzeczona czekałam na kolejne wydanie Monumentu a kiedy książka wpadła mi w dłonie nie mogłam oderwać od niej oczu...
W mig przypomniałam sobie bohaterów, chociaż nie było to nazbyt trudne z uwagi na krótkie zajawki z przeszłości, którymi autorka powoli wkręcała czytelnika w dalszy rozwój wypadków. I tak oto znowu na moich oczach rozgrywał się dramat, walka o stracone nadzieje i powrót do zwykłej szarej codzienności.
W drugim tomie znajdziemy tak wiele ekscytujących zdarzeń, od których niejednego czytelnika zaboli głowa. Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że ta seria niekończących się wypadków może zniechęcić mnie do dalszej lektury. Nic jednak takiego się nie stało, wręcz przeciwnie mój ogień zainteresowania ciągle rósł podsycany pasjonującą akcją.
Trochę naciągane, trochę infantylne podejście autora, tylko do tego mogę się „przyczepić”, który swoim małoletnim bohaterom ofiaruje ogromnie szeroką wiedzę na temat doboru odpowiednich lekarstw, znajomości elektroniki, zabezpieczeń. Pojawia się przed oczami typowy MacGyver. Czasami w swoim postępowaniu mogliby prześcignąć dorosłych, wywoływało to uśmiech na twarzy.
Jednak sama koncepcja powieści bardzo mnie zachwyciła. Książka w jakiś magiczny sposób przyciąga, fascynuje i skutecznie kradnie nam czas. Jednak spędzanie czasu z Monumentem jest czystą przyjemnością. Imponująca wyobraźnia jak i lekkość tekstu sprawia, że lektura ciągle zadziwia swoją „świeżością”. W zasadzie powieść nie zawiera obszernych opisów, wręcz nastawiona jest na dialogi, co zupełnie nie przeszkadza a i tak jesteśmy świadomi otaczającego nas krajobrazu. Treściwy minimalizm jest jak soczysty stek, podsyca nasz apetyt na więcej...
„Niebo w ogniu” potrafi przyprawić o dreszcz emocji, klimat wywiera wrażenie a strony podczas czytania dosłownie uciekają. Autorka przenosi nas w pełen napięcia mroczny świat gdzie rządzi prawo pięści, gdzie wiek nie ma znaczenia a nadzieja …. cóż jak to mówią chyba umiera ostatnia.
Moja nadzieja rozpaliła się znów, bo jak się okazuje, na tej części seria się nie kończy... W przygotowaniu „Monument 14 Wściekły wiatr”, a to zwiastuje tylko jedno... kolejny fragment z życia pod znakiem Monumentu.
Książkę polecam każdemu, kto kocha połączenie fantastyki z energią ciała, ducha i umysłu. Gdzie klęska wywiera wpływ na świadomość, świat poznaje co to łzy bólu i przerażenia, gdzie człowiek uczy się twardej sztuki przetrwania. W Monumencie nic nie jest takie samo jak przedtem, świat zalewa inwazja nieprzewidywalności...
Z niecierpliwością oczekuję następnej części, czy będzie równie intrygująca jak poprzednie???
Jak urzeczona czekałam na kolejne wydanie Monumentu a kiedy książka wpadła mi w dłonie nie mogłam oderwać od niej oczu...
W mig przypomniałam sobie bohaterów, chociaż nie było to nazbyt trudne z uwagi na krótkie zajawki z przeszłości, którymi autorka powoli wkręcała czytelnika w dalszy rozwój wypadków. I tak oto znowu na moich oczach rozgrywał się dramat, walka o stracone...
2014-08-01
Czarownicę i jej przyjaciół mieliście okazję poznać w książce pt: „Czarownica i kociaki”. Jeśli wtedy książeczka wydała Wam się szalona i pełna niezwykłych zdarzeń, teraz szykujcie się na niezłą dawkę tajemniczej mikstury.
Jak wiadomo nawet najmilsze wiedźmy przedziwną moc czerpią ze skomplikowanych zaklęć i mikstur. Cała poufność mieszanek czarownicy bardzo intryguje małych lokatorów chatki. Dziwią się niezwykle co robi ich Pani i dlaczego siedzi w głębokim dole. Mimo iż są bardzo ciekawe wyczynów czarownicy to w lot pojmują, że zapach dochodzący z garnka musi oznaczać jedno... Jedzenie. Jak to się kończy przeczytajcie sami. Ciekawość niestety przeważnie prowadzi do zguby..
Autorka stawia na prostotę w przekazie. Bardzo przyjemnie słucha się całej opowieści przez co dziecko mile spędza czas z książką czy to sam na sam czy z udziałem rodzica. Duże litery, barwne ilustracje dodatkowo przemawiają do jego wyobraźni. Ze zdumieniem odkrywam jak wiele wątków mały szkrab potrafi odtworzyć z pamięci, ale co ciekawe trafnie wychwytuje kolory oraz bardziej widoczne szczegóły na ilustracjach.
Książeczka uczy przyjaźni oraz trudnej sztuki troskliwości wobec drugiego. Przestrzega przed zachłannością oraz zbyt wielką ciekawością. W sposób błyskotliwy przedstawia skutki takiej nieostrożnej ciekawości, które wywołują uśmiech na twarzy dziecka.
„Czarownica i tajemnicza mikstura” to jedna z kilku książek tej serii. Historyjka nie jest skomplikowana, brak w niej jakiejkolwiek słownej zawiłości, to sama przyjemność dla słuchacza i czytelnika. Jestem zdania, że właśnie tak powinny wyglądać książeczki dla dzieci. Przede wszystkim kolorowe, lekkie i przyjemne, dodatkowo z ciekawym wątkiem, rozładowujące kiepskie nastroje dzieci. Skupiające uwagę małego człowieka a nade wszystko bez przemocy i kiepskich wręcz nieprzyjaznych ilustracji.
Miałam swego czasu pewne doświadczenie z książką dla malucha z której wręcz wylewały się ilustracje zwierzątek z kłami na wierzchu, śliną cieknącą po pysku i masą noży oraz ostrych przedmiotów. Nie będę przytaczać tytułu tej książki, powiem tylko, że bardzo mnie rozczarowała a dziecko samo wybierało te najmniej groźne opowiastki bo najzwyklej w świecie bało się pozostałych. Czarownica do takich zupełnie nie należy a po jej przeczytaniu dziecko może spokojnie zasnąć bez koszmarów sennych. To książeczka pełna spokoju i uczucia. Polecam!
Czarownicę i jej przyjaciół mieliście okazję poznać w książce pt: „Czarownica i kociaki”. Jeśli wtedy książeczka wydała Wam się szalona i pełna niezwykłych zdarzeń, teraz szykujcie się na niezłą dawkę tajemniczej mikstury.
Jak wiadomo nawet najmilsze wiedźmy przedziwną moc czerpią ze skomplikowanych zaklęć i mikstur. Cała poufność mieszanek czarownicy bardzo intryguje...
2014-08-13
„Kochanie, nastawienie to MAŁA rzecz, która WIELE zmienia”.
A my jak jesteśmy nastawieni do innej kultury? Ile wiemy o obyczajach i życiu Chińczyków? I czy w ogóle obchodzi na to jak żyją inni ludzie?
Ta książka ma za zadanie przedstawić, tak od podszewki krajobraz z codzienności nie tylko Chińskich obywateli, ale również nas samych.
Pierwszą moją myślą, była ocena wiedzy; co wiem na ten temat i na ile jest mi on bliski. Teraz wiem, że moja wiedza była jednym maleńkim ziarenkiem na piaszczystej plaży. Do głowy by mi nie przyszło jak wiele wyrzeczeń jak trudne ale zarazem intrygujące jest życie w Chinach.
Małgorzata Błońska pieszczotliwie nazwana przez przyjaciółkę „Pistacją” krok po kroku przedstawia nam kraj, który pokochała i wbrew wszystkiemu ciągle czuje do niego słabość. Przebywając i podróżując po tej Krainie Smoków przekazuje nam swoją wiedzę wynikającą z obserwacji a także odczuwając skutki tej miłości na własnej skórze.
Od pierwszych stron książka ujęła mnie lekkością w przekazie. Krótkie rozdzialiki są świetną formą dającą poczucie stabilności, w każdej chwili można odnaleźć się w miejscu zakończenia czytania co świetnie sprawdza się przy dorywczym czytaniu. Sama opowieść jest niczym słuchanie bajania, mogłabym godzinami słuchać słów płynących z książki, która zasługuje na uznanie nie tylko dla samego twórcy, ale i głównej bohaterki. Dosłownie czuje się jej barwną duszę, aż chce się chłonąć i czerpać garściami każdą cząstkę jej historii.
Jak się okazuje Chiny mają do zaoferowania wiele. Nie jest to kraj w którym żyje się lekko, do wszystkiego jednak można się przystosować i wszystkiego nauczyć byle mieć w sobie tą miłość i oddanie. Pistacja w swoje opowieści przytacza wiele faktów z jej życia, dowiadujemy się, że mężczyźni nie spieszą się z pomocą kobiecie przy większym bagażu, są jak nakręcone marionetki, które muszą być ciągle w ruchu ale również są przyjaźni i ciągle uśmiechnięci, pozytywnie nastawieni do człowieka. Jedkank jak wiadomo od reguł zdarzają się wyjątki i nadchodzi Pistacji pora spotkać się z tą ciemniejszą stroną chińskiej twarzy, która nparawdę jest rzadkością w tym kraju.
Chińczycy uwielbiają jedzenie, ale za nic nie chciałabym ruszyć tego o czym pisze autorka. Skorpiony, węże, robactwo, krew węża i mózgi małp, zdecydowanie takim potrawom podziękuję. Ale jak wiadomo co kraj to obyczaj.
„Zatem mottem Chińczyka jest: „Najpierw ciężko się uczyć, żeby później ciężko pracować, po to, by mój potomek mógł ciężko się uczyć”.
„Młode małżeństwo skazane jest na jedynaka i to MUSI być chłopczyk. (…)
Prawo dopuszcza pewne odstępstwa: jeśli w wiejskiej rodzinie urodzi się najpierw córka, małżeństwo może starać się o kolejne dziecko, licząc na to, że tym razem będzie to chłopiec. Jeżeli jednak znów urodzi się dziewczynka, zezwolenia na większą liczbę dzieci już nie ma. Ostatnio polityka jednego dziecka znacznie się zliberalizowała: moi znajomi mają nawet trójkę. Problem polega na tym, że płaci się za to karę, zależną od zarobków, zazwyczaj jest to równowartość około pięciu tysięcy złotych”.
Nikt nie dziwi się ogromnej ilości aborcji, dzieciobójstwa, handlu dziećmi i porzucania dziewczynek, głodujących nawet w domach dziecka. Przerażający obraz, który jest całkiem rzeczywisty.
Wiele można powiedzieć o tej książce, że świetnie opisuje bogactwa kultury, że ukazuje prawdę z najrzetelniejszego źródła, że chłonąć każde słowo jesteśmy pełni zdumienia i poszanowania dla ludzi, polityki i samego klimatu. Nie wyobrażamy sobie załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych we wspólnych „latrynach” a co najśmieszniejsze przez okno autobusu. Czysty i dogłębny realizm.
„Pistacja w Krainie Smoków” to ogromnie wciągająca kulturowa wizja pewnego odcinka świata. Muszę powiedzieć, że sama okładka nie oddaje zupełnie tego co zawiera jej wnętrze. Warto jednak sięgnąć po książkę, a zapewniam, że takich Chin za chiny nie sposób zapomnieć!!
„Kochanie, nastawienie to MAŁA rzecz, która WIELE zmienia”.
A my jak jesteśmy nastawieni do innej kultury? Ile wiemy o obyczajach i życiu Chińczyków? I czy w ogóle obchodzi na to jak żyją inni ludzie?
Ta książka ma za zadanie przedstawić, tak od podszewki krajobraz z codzienności nie tylko Chińskich obywateli, ale również nas samych.
Pierwszą moją myślą, była ocena...
Czy wyobrażaliście sobie kiedyś co czeka nas po śmierci? Jak wygląda druga strona istnienia i czy w ogóle jest coś poza życiem na ziemi? Na pewno wiele razy takie przemyślenia burzyły się w umysłach szukając dostatecznych wyjaśnień.
„Dzień, w którym umarłam” to opowieść czysto paranormalna, dlatego z wielką dozą rozsądku należy podchodzić do tego dzieła. Odrzućmy zatem zdrowy rozsądek i zapraszam w metafizyczną podróż.
Diletta Mair to niezwykła dziewczyna. Swoją ogromną wrażliwością połączoną z nadnaturalną zdolnością odczuwania obecności duchów wyróżnia się z tłumu. Niespodziewany przypadek sprawił, że Diletta na zawsze dołączy do orszaku demonów zwanych Lilim. Jak na złość stanie się to zupełnie przedwcześnie przez nieuwagę przystojnego Aloisa.
Czy Diletta przygotowana jest na szokującą wiadomość, że świat, w którym się obraca jest zupełnie inny niż w rzeczywistości? Jak wiele czeka ją niespodzianek, kiedy odkryje niesamowitą prawdę o otaczających ją ludziach? Czy osoby, które są jej bliskie są nimi w rzeczywistości?
Książka włada ogromną siłą przebicia. Poznajemy świat umarłych, w którym toczy się odwieczna walka o przetrwanie. Demoniczne Lilim i nie mniej okrutne Anioły ścierają się w wiekuistej bitwie o dusze. Bajecznie i z wielkimi szczegółami autorka opisuje Panteon z taką charyzmą iż wydawać by się mogło, że istnieje naprawdę. Same postacie Lilim inspirują sprytem, siłą i bezwzględnością. Diaboliczna moc, która nie zna miłości, ale czy naprawdę?
Zaczynam żałować, że ziemskie życie Diletty skończyło się przedwcześnie, jednak kiedy poznałam zamiar autorki musiałam przyznać jej rację. Tam, po drugiej stronie zdecydowanie staje się inną „osobą”. Myślicie pewnie, że na tym koniec historii? Nic bardziej mylnego, na wierzch wychodzą skrywane przez wiele lat tajemnice, okazuje się, że zawieść można nie tylko człowieka. Bunt to za mało, nienawiść nie daje satysfakcji a oparcie można zyskać tam gdzie nie sięga nawet wyobraźnia.
„Dzień, w którym umarłam” nie pozostawia niesmaku, czy rozżalenia . Nie czuję również nawet szczypty dezaprobaty. Jestem mile zaskoczona książką tak wciągającą, pełną wigoru i absurdalnie iluzyjnych zdarzeń iż musiałam poddać się słowu autorki. Inspirowała mnie fantazja, którą w tak barwny sposób autorka kolorowała nierzeczywistość, postacie tak odmienne w swojej osobowości, wszystko to dodawało książce tego specyficznego uroku.
Powieść przeznaczona dla młodzieży, jednak świetnie sprawdzi się w dłoniach wprawnego czytelnika nawet z dość dużym stażem. Nie bójcie sięgać się po ten gatunek książek. Ja miałam pewne obawy, ale na szczęście szybko pozbyłam się ich wkraczając w świat Lilim.
Czy wyobrażaliście sobie kiedyś co czeka nas po śmierci? Jak wygląda druga strona istnienia i czy w ogóle jest coś poza życiem na ziemi? Na pewno wiele razy takie przemyślenia burzyły się w umysłach szukając dostatecznych wyjaśnień.
więcej Pokaż mimo to„Dzień, w którym umarłam” to opowieść czysto paranormalna, dlatego z wielką dozą rozsądku należy podchodzić do tego dzieła. Odrzućmy zatem...