-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać272
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać7
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2013-12-22
2014-03-11
To jedna z najpiękniejszych książek, które dane było mi czytać w swoim życiu!
W zasadzie miałam zamiar umieścić to zdanie na samym końcu jako podsumowanie recenzji, ale najzwyczajniej nie mogłam … emocje same szukają ujścia.
James – facet, który całe życie szukał swego szczęścia, niestety z marnym skutkiem. Nie pomagały mu w tym upór, impulsywność, zatruwanie życia swojego i bliskich. Brak uczucia, oderwanie od normalności, chęć akceptacji wszystko to sprawiło, że hamowane emocje wybuchały z impetem na wszystko i wszystkich wokół. Popadanie w skrajność, życie na krawędzi wyrzucało go niczym morze topielca z niechęci sypiąc piachem w oczy.
Jak to jest dotknąć dna? Jak żyć kiedy nie ma po co? Jak stawić czoło tak błahym wyzwaniom gdy brakuje pieniędzy?
"Zdobyć przyjaźń kota nie jest rzeczą łatwą. Nie lokuje on swych uczuć nierozważnie: może zostać Waszym przyjacielem, jeśli jesteście tego godni, ale nigdy waszym niewolnikiem."Théophile Gautier
Kiedy w życiu Jamesa pojawia się Bob, nachodzi mnie pewna myśl, jak wiele dla człowieka znaczy obecność drugiej istoty. Jak wiele potrzeba nam i zarazem niewiele, aby poderwać się do życia prowadzony impulsem bycia potrzebnym. Obserwowałam z ogromnym wzruszeniem narodziny wspaniałej przyjaźni, wewnętrznej zmiany osobowości Jamesa, samokrytyki i ogromnego żalu marnie straconych lat...
Ten rudy przyjaciel pojawił się w życiu Jamesa dosłownie w najbardziej odpowiednim momencie, nie wiadomo jak potoczyłyby się jego losy, gdyby z jakichś przyczyn nie doszłoby do tego spotkania. Bob jest niczym świeży powiew powietrza, rozgrzewający serce promień nadziei.
"Człowiek może znieść bardzo dużo, lecz popełnia błąd sądząc, że potrafi znieść wszystko."Fiodor Dostojewski
„Kot Bob i ja” to książka, która boleśnie odkrywa zakamarki utrudzonego człowieka, ale nie znajdziemy w niej ubolewania, urazy czy pretensji do świata bądź ludzi. Nie ma w niej goryczy...
Jest za to akceptacja, świadectwo własnej przemiany, wartości niesłychanej przyjaźni i oddania.
Wzajemna pomoc niczym lizanie ran w bólu na nowej drodze życia to niesamowity aspekt bliskości , która nieczęsto zdarza się nawet między ludźmi. Ta zadziwiająca komitywa wciąż wywołuje na moich ustach uśmiech i radość z tak niecodziennego zjawiska.
„- Widzisz, Bob? Chłopak miał rację. Jesteś gwiazdą YouTube'a. (..) Oglądając to nagranie, zatytułowane Bobcat and I, nagle wszystko sobie przypomniałem. Pewnego dnia podszedł do nas student filmówki. Kręcił się w okolicy, kiedy sprzedawaliśmy „The Big Issue” przy Neal Street. Fajnie pokazał w sowim dokumencie, jak wsiadamy do autobusu i chodzimy po ulicach. To była dobra relacja z życia gazeciarza. Potem zobaczyłem ludzi zachwycających się moim kotem, ale też kolesi, którzy nie wierzyli, że Bob jest aż tak oswojony. Mieli wiele wspólnego z tymi, co sądzili, ze go czymś faszeruję.”
Obok takiej książki nie można przejść obojętnie, to byłaby ogromna strata dla czytelnika. Prawdziwie obdzierająca z godności opowieść wzbudza ogromne barwy emocji, nie chce się wierzyć jak wiele zależy od naszego wizerunku, majętności i wpływów. Jak często nie widzimy człowieka w człowieku. To przerażające, ale jednocześnie mam ogromny szacunek dla Jamesa, który odnalazł złoty środek w swoim życiu, który robi dalej to co umie najbardziej bez względu na wszystko, odrzucając koneksje a wszelki możliwy przypływ popularności i zasobności portfela zawdzięcza tylko sobie i swojemu najdroższemu kumplowi.
Przyjaźni nie można kupić... można ją znaleźć na wycieraczce, ale nigdy nie można jej tam pozostawić, ona wróci, uparcie i zawzięcie... pozostanie by mruczeć z zachwytem..
Kot Bob marzenie każdego człowieka..
„Kot Bob i ja” To jedna z najpiękniejszych książek, które dane było mi czytać w swoim życiu! Powtórzę to jeszcze raz...
To jedna z najpiękniejszych książek, które dane było mi czytać w swoim życiu!
W zasadzie miałam zamiar umieścić to zdanie na samym końcu jako podsumowanie recenzji, ale najzwyczajniej nie mogłam … emocje same szukają ujścia.
James – facet, który całe życie szukał swego szczęścia, niestety z marnym skutkiem. Nie pomagały mu w tym upór, impulsywność, zatruwanie życia swojego...
2014-03-05
Zwyczajne miasteczko ,zwyczajnie ludzie, znane twarze z codziennej rzeczywistości, ale czy tak naprawdę mieszkańcy Three Pines ( Trzech Sosen) znają się nawzajem?
Co kryje się za zbrodnią, która wstrząsnęła miejscowymi ludźmi?
Sprawę wyjaśnia inspektor Armand Gamache, człowiek zdecydowany, pełen ekspresji, drobiazgowy i konsekwentny; odpowiednia osoba na idealnym stanowisku. Problem śmierci emerytowanej nauczycielki Jane Neal jest niczym rosyjska ruletka. Autorka co rusz odkrywa nowe fakty, które wprawiają w dezorientację czytelnika w odpowiedzi na pytanie kim jest zabójca staruszki. Przeskakujemy z jednego podejrzanego na drugą osobę, z jednej rodziny na następną, by w ostatecznym rozrachunku stanąć twarzą w twarz z oprawcą czując niesmak, zawód i zupełny brak tolerancji, wobec której osoby nie spodziewaliśmy się takiego zachowania, choć oczywiście podejrzani byli od samego początku wszyscy co do „joty”.
Ciekawą historią stają się obrazy, które Jane malowała na ścianach i sufitach swojego domu. Pomysł, aby w spokojnej staruszce „zapuszkować” ogromną wrażliwość, spostrzegawczość, i talent zarezerwowany tylko dla garstki wrażliwych osób bardzo przypadł mi do gustu. Niesamowitość tej koncepcji była wręcz namacalna.
„Martwy punkt” to pierwszy tom serii o inspektorze Gamache'u. Podbił moje serce, duszę i wrażliwość pełnią smaku, który sprawia iż ta sensacyjna podróż to iście oczekiwana z zapartym tchem wyszukana degustacja .
Zgłębienie tajemnicy miasteczkowych problemów, powiązań, sekretów niekoniecznie tych czystych, to prawdziwa przyjemność dla zwolennika tego typu gatunku literatury. Wartka akcja, poszukiwanie mordercy aż do skutku, realistyczne błądzenie wymiaru sprawiedliwości oraz bohater, który z wielką dozą dystansu do samego siebie potrafi przyznać się do błędu ceniąc sobie lojalność wobec prawa, który żyje śledztwem i całym sobą potrafi oddychać jego klimatem... To doskonałe warunki, aby czytelnika porwał prąd ludzkich myśli, działań tak kusząco naturalny.
Ta chwila, w której sami stajemy ramię w ramię z inspektorem Armandem i czujemy jego błądzący wzrok pozwala nam samym jawnie brać udział w poszukiwaniu śladów mordercy.
Louise Penny zadbała o to, by czytając powieść stać się ofiarą, którą dość łatwo wywodzi się w pole. Poprzez manipulowanie dowodami zbrodni a w zasadzie ich domniemania wprowadza nas w labirynt ludzkich uczuć, gniewu, pasji i miłości. Jak tu się odnaleźć, kiedy wokół tyle niewiadomych?
Przez powieść przeplatają się portrety osób o bogatej przeszłości i psychice. To właśnie ci ludzie, którym życie wywróciło się do góry nogami stanowią jedność, bo nic tak człowieka nie łączy z drugim jak strata i rażąca niesprawiedliwość. Jednak ku ironii nie dotyczy to wszystkich mieszkańców, co jest głównym ciekawym punktem zapalnym. Zdrada i złość biorą górę i wkrótce ma się okazać, że bliskość wcale nie musi oznaczać braterstwa...
„Martwy punkt” to powieść pełna determinacji, burząca spokój, ale dająca również wytchnienie. Niczym bieg przez przeszkody powoduje zadyszkę, ofiaruje przyspieszone tętno i wiarę w cuda. Czytanie nie przytłacza, akcja rozgrzewa, mieszkańcy miasteczka pozwalają wierzyć w dobroć przyjaźni, finał zadowala a Armand Gamache jawi się jako kompetencja na najwyższym poziomie.
Z utęsknieniem czekam na następny tom tej serii i dalsze perypetie inspektora, który obalił mój mit o narowistych, pełnych wyższości bohaterach na wyższym szczeblu drabiny społeczeństwa.
L.Penny wysoko ustawiła poprzeczkę kreując postać godną szacunku, która motywowana prawami i zasadami ciągle uczy dzielić się swoją wiedzą z innymi.
„Martwy punkt” to świetny kryminał zasługujący rzeczywiście na miano bestsellera.
Zwyczajne miasteczko ,zwyczajnie ludzie, znane twarze z codziennej rzeczywistości, ale czy tak naprawdę mieszkańcy Three Pines ( Trzech Sosen) znają się nawzajem?
Co kryje się za zbrodnią, która wstrząsnęła miejscowymi ludźmi?
Sprawę wyjaśnia inspektor Armand Gamache, człowiek zdecydowany, pełen ekspresji, drobiazgowy i konsekwentny; odpowiednia osoba na idealnym...
2014-03-01
Czy marzenia mogę pachnieć? Czy coś tak ulotnego jak zapach może zawładnąć człowiekiem? Czy poprzez zapach można wyrazić uczucia?
Poznajcie Szarlotkę, a właściwie Tuśkę … ale tak naprawdę Karolinę. Aromatyczną trzynastoletnią dziewczynę, która mimo swoich kompleksów posiada wyjątkowy dar wyrażania wszystkiego zapachem. Chociaż jak sama twierdzi żadna z niej piękność (dodatkowo grube szkła okularów nie dodają jej uroku ) to jednak jest to dziewczyna wyjątkowa.
Cała historia oparta jest na kuszących zapachach, wyłaniają się z wszystkich stronic książeczki, aż ślinka leci na samą myśl o owocach, warzywach, potrawach które autorka przedstawiła na osłodę czytelnikowi. A jest tego niemało...
XI rozdziałów - jeden smaczniejszy od drugiego, zakrapiane słodyczą i wytrawnymi daniami. Wspaniały pomysł autorki, która podsyca naszą ciekawość kończąc rozdziały przepisami na potrawy jakie zawarte były w czytanym rozdziale. I tak można tam znaleźć przepis na wspaniałą „Szarlotkę”, „Słoneczny krem z cukinii”, „Naleśniki z jagodami” a także niekonwencjonalną „Zupę z pokrzywy z serkiem topionym” oraz tajemniczo brzmiący „Zimny pies”.
Nie spotkałam jeszcze takiej książki dla dzieci, którą czytałoby się z wielkim apetytem czekając dosłownie na bogatą ucztę kulinarno – słowną. Ale czy samo zamiłowanie do pichcenia wystarczy aby przyciągnąć uwagę czytelnika? Niestety nie, dlatego nie zwiedźcie się słodkiemu tytułowi; „Szarlotka pachnąca marzeniami” to wybuchowa mieszanka w historię której wplótł się watek nadprzyrodzonych zjawisk, tajemniczych odkryć oraz wakacyjnej przyjaźni. Słowem świetna lektura dla młodszych czytelników.
„Szarlotka pachnąca marzeniami” to lektura, lekka i rozkoszna. Można na długo oderwać się od codzienności i zanurzyć się w świat zmysłowych zapachów. Autorka miała ciekawy pomysł na postać Tuśki, z początku bardzo współczułam bohaterce z powodu tych „denek” na oczach, ale później zauważyłam, że gdyby nie to Tuśka nie byłaby Tuśką tylko zwykłą Karoliną. Cały wizerunek dziewczynki jest szczególny pozwala nam sądzić ( a jakże!), że mimo niedogodności możemy być wrażliwi w niecodziennym sposób. Kto wie jakie licho w nas siedzi i czeka tylko na uwolnienie w odpowiedniej chwili..
Czego można dowiedzieć się z książeczki Iwony Czarkowskiej?
A właśnie tego, że każdy z nas jest wyjątkowy, tylko trzeba tą wyjątkowość w sobie umieć odnaleźć i szukać tak jak Bazyli przepisu dziadka. Dowiadujemy się wielu rzeczy kulinarnych; oprócz tego jak przyrządzić podane potrawy również poznajemy historie poszczególnych dań bądź składników np.: w Dniu Naleśnika w Anglii organizowane są biegi z patelniami; na poprawę humoru naukowcy zalecają potrawy z indyka oraz to, że oscypek swoją nazwę zawdzięcza foremkom, które nadają mu odpowiedni kształt i zdobienia.
Rozrywka, humor, sekrety, magia tej książki pozwala wyśmienicie spędzić z nią czas. Niepozorna bohaterka odkryje przed wami ogromny apetyt na smaki, nieobliczalny czarny kot Dziadek zasieje ziarnko magii a autorka dorzuciwszy od siebie swoje edukacyjne „trzy grosze” zaciekawi niecodziennymi faktami.
„Szarlotka pachnąca marzeniami” to książka, która obroni się sama swoją treścią i ciepłem klimatu!
Czy marzenia mogę pachnieć? Czy coś tak ulotnego jak zapach może zawładnąć człowiekiem? Czy poprzez zapach można wyrazić uczucia?
Poznajcie Szarlotkę, a właściwie Tuśkę … ale tak naprawdę Karolinę. Aromatyczną trzynastoletnią dziewczynę, która mimo swoich kompleksów posiada wyjątkowy dar wyrażania wszystkiego zapachem. Chociaż jak sama twierdzi żadna z niej piękność...
2014-03-03
O twórczości autorki wypowiadałam się już nie raz. „Zabić Jane” i „Ślepa zemsta” to tylko szczypta z całego repertuaru Spindler. Dość dobrze poznałam charakter i ciemną stronę kryminału oraz lekkość z jaką czyta się te cudowne powieści.
W jakich kryteriach mieści się „Stan zagrożenia”? Czy jak zawsze Spindler postawiła na wersję „na bogato”?
Nie można powiedzieć, że książka nudzi, bo tak nie jest. Pełno w niej niebezpiecznych sytuacji, wątków mrożących krew w żyłach, zdarzeń od których włos jeży się na głowie i ciarki przebiegają po plecach. Do tego dokładamy iddylę, nieograniczoną miłość, walkę o lepszy byt i mnóstwo, mnóstwo niespodzianek.
No właśnie, „Stan zagrożenia” to taki wielki prezent – niespodzianka, który powoli odpakowujemy przeczuwając, że niekoniecznie taki dar może nas ucieszyć. Ale delektujemy się każdą chwilą, każdym nieoczekiwanym zwrotem akcji.
Poczucie zagrożenia udziela się również czytelnikowi, świadomy sensacyjnego napięcia w podekscytowaniu śledzi dalsze losy bohaterów.
Prawie 500 stron to jakbym dawniej powiedziała, treść nie do przejścia, lecz w porównaniu z mniej opasłymi tomami w które nierzadko należy zgłębić się całym sobą, to lektura Spindler była dla mnie samą przyjemnością i nawet nie spostrzegłam się jak szybko minął mi ostatni, 79 rozdział.
Trochę rozczarowało mnie samo zakończenie wartkiej akcji, w którym niebezpieczny morderca zostaje pojmany przez CIA. Złudna to nadzieja, aby tak wyszkolona maszyna do zabijania nie zauważyła, agentów i snajperów z CIA, którzy z lampami błyskowymi czekali na niego jak na przysłowiowego „ptaszka”. Trochę to naciągane, mam wrażenie wielkiej ochoty autorki na szybkie zakończenie książki i tylko w tej kwestii czuję lekki niedosyt, bo wiem, że Erica potrafi z wielką sensacją ukształtować godny uwagi portret psychopatycznego mordercy i z poświęceniem oddać w ręce sprawiedliwości.
„Stan zagrożenia” to książka o historii, która niejednokrotnie mogłaby odegrać się w zwyczajnym życiu (choć oczywiście nikomu tego nie życzę). Realistyczne obrazy sylwetki mordercy, jego działań, wszelkich niedomówień i wielka wiara w podświadomość to wszystko czyni książkę bardzo realistyczną i choć tematyka jest może dla niektórych zbyt drastyczna, to jednak takie rzeczy się dzieją. U mnie też działo się dużo w powieści i niech tam zostanie. Z E. Spindler mam ochotę spotkać się jeszcze niejeden raz z uwagi na wielki szacunek dla prostolinijnej kobiety, która niczym ogromny gangster trzyma za spust i z wielką wprawą rozprawia się ze złem tego świata.
W wyobraźni czy też nie, „Stan zagrożenia” to książka przy której chce się być codziennie, w każdej godzinie wolnego czasu, która budzi niedowierzanie, bezkresne pragnienie zemsty, wiary w sprawiedliwość i miłość.
Lekkość czytania nie odwzorowuje lekkości opowieści, to idealna historia o wierze w zdrowy rozsądek, ograniczeniu zbyt dużego zaufania do człowieka, to wreszcie walka na śmierć i życie nad którymi góruje miłość znacząca dla każdego zupełnie coś innego.
O twórczości autorki wypowiadałam się już nie raz. „Zabić Jane” i „Ślepa zemsta” to tylko szczypta z całego repertuaru Spindler. Dość dobrze poznałam charakter i ciemną stronę kryminału oraz lekkość z jaką czyta się te cudowne powieści.
W jakich kryteriach mieści się „Stan zagrożenia”? Czy jak zawsze Spindler postawiła na wersję „na bogato”?
Nie można powiedzieć, że...
2014-03-01
Zaskoczyło mnie i do dziś zastanawiam się jak kilku autorów (w tym wypadku trzech) może napisać książkę. Co dziwniejsze „Hiszpański kot” to kontynuacja powieści „Nieczynne do odwołania”, czyli mamy już dwie książki a jak zapowiada jeden z autorów trwają prace nad trzecią częścią. Sytuacja niezwykle interesująca, nie często zdarza się taki przypadek zbiorowego talentu.
Z pewnością powstanie powieści nie było łatwe, ale determinacja, miłość do zwierząt i pasja podróżowania zrobiło swoje. Z tak spektakularnego grona burzy umysłów powstała kolejna część przygód sympatycznego weterynarza Wojtka.
Od razu rzuca się w oczy wielkie zamiłowanie do zawodu, ogromny entuzjazm do poznawania, smakowania i oddychania przygodą. Z wielką uwagą śledziłam poczynania Wojtka w Barcelonie. Oddychałam zakurzonym szlakiem, piłam czerwone wino i odczuwałam pęcherze na stopach. Klimat w jakim przebywa nasz bohater jest tak dokładnie odzwierciedlony, że nie sposób nie ożywić swojej wyobraźni, nie sposób nie czuć żaru bijącego z nieba, nie sposób nie oddychać przeszłością.
Trochę jestem zawiedziona, że tak naprawdę akcja dopiero rozpoczyna się dobrze po połowie książki, którą mogę wyraźnie podzielić na dwa etapy: codzienności i egzotyki.
Jednak z drugiej strony dzięki takiemu podejściu miałam okazję poznać otoczenie w jakim przebywa nasz bohater, niesamowitego brata i niesamowitych pacjentów. Szczególnie było mi to potrzebne z powodu pominięcia lektury pierwszej części „Nieczynne do odwołania”.
„Nie podryguj, nie podskakuj, siedź na tyłku i przytakuj...”
Oprócz kluczowej historii związanej z poszukiwaniem starodawnego manuskryptu powieść zawiera wątek uczuciowy jak również przedstawia zupełnie niezobowiązujące sytuacje, dzięki którym książka nie jest mdła ani ciężka. Lekkości nadaje jej odrębne podejście do życia Mikołaja – brata Wojtka. Jego bezproblemowy stosunek do większości spraw jest niczym powiew świeżego powietrza, spryt i humor dostarczają nam powodu do uśmiechu.
„Umrzeć- tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci...”
Wisława Szymborska, Kot w pustym mieszkaniu
Jak zapewniają nas autorzy książki, opisane przypadki chorób zwierząt to w większości rzeczywiste zdarzenia a wyrazistość więzi między weterynarzem a pacjentami robi naprawdę niesamowite wrażenie.
„Hiszpański kot” to książka, która w całkiem sympatyczny sposób umili nam czas, pozwoli na chwilę zapomnienia, dość dokładnie przybliży nam zawód weterynarza, jego problemy i nadzieje. Bardzo cenię sobie książki, których dalsze dzieje nie stawiają czytelnika w stanie kłopotliwego zawieszenia, pozwalają wczuć się w historię w przypadku, gdy czytelnikowi nie dane było czytać pierwszej części. Zakończenie będzie wskazywało na dalszy ciąg tajemnic z manuskryptem i już teraz jestem ciekawa jak potoczą się losy sympatycznego młodego człowieka.
W jakim kierunku pobiegną myśli autorów i czy przeznaczenie odegra tutaj decydująca rolę.
Spodziewam się wielu przygód w ciekawym otoczeniu a przede wszystkim chciałabym więcej czarującego Mikiego.
„Hiszpański kot” kusi włóczęgą pomiędzy przeszłością a teraźniejszością delikatnie zahaczając o przyszłość. Ale taki już jest kot, wielki puszysty kłębek tajemnicy...
Zaskoczyło mnie i do dziś zastanawiam się jak kilku autorów (w tym wypadku trzech) może napisać książkę. Co dziwniejsze „Hiszpański kot” to kontynuacja powieści „Nieczynne do odwołania”, czyli mamy już dwie książki a jak zapowiada jeden z autorów trwają prace nad trzecią częścią. Sytuacja niezwykle interesująca, nie często zdarza się taki przypadek zbiorowego talentu.
Z...
2014-02-24
Bizneswoman - chciałoby się powiedzieć po samej okładce powieści. Nic bardziej mylnego; żaden biznes i żadna tam z niej woman, tylko zniszczona życiem Lucyna po przejściach, na wiecznym dorobku, zaszczuta, opuszczona bohaterka, której złośliwy los rzuca kłody pod nogi.
Perypetie Lucynki śledziłam z wielką rozwagą, kształtowałam jej przyszłość, przeklinałam szeficę, zielonookiego i „niby to” kumpli po fachu. Mimo beznadziejnej sytuacji, mimo spadającego na nią co rusz gromu z jasnego nieba, podziwiam bohaterkę za to, że mimo wszystko zachowuje typowy dla niej humor, słodki sarkazm i nieobliczalność. Wspaniała wyobraźnia czyni z nią cuda, którym zbyt łatwo ulega...
Korporacja, w której pracuje Lucyna zżera nie tylko ją samą, staje się rekinem żądnym krwi, codziennie dokarmiana rośnie w siłę wysysając przy okazji wszystko co dobre z oddanych pracowników. Zabiera czas, siły, rozdziela rodziny, karmi się ułudą. Obrazek całkiem znany z naszego życia...
„Lucyna w opałach” rzeczywiście znajduje się w prawdziwych opałach, tak jak setki osób w naszym kraju. Mieć szefa „człowieka” to rzadkość i luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić. Mieć spokój i życzliwość w pracy , to prawie niemożliwe. Nie od dzisiaj wiadomo, że „ręka rękę myje” dlatego zupełnie nie dziwi mnie stosunek szefostwa do podwładnych i wzajemnie. Czas nie gra roli, dyspozycyjność – 24/h a tak w ogóle najlepiej aby praca była jedynym życiem pracownika.
„Nasze życie jest ciągłą walką” Eurypides
Mobbing, bo tak można nazwać problem, który porusza w swojej książce Ela Abowicz to nic innego jak brak tolerancji zawoalowany w piękne słowo niczym cukierek z nutą goryczy.
„Autorka, dziennikarka ukrywająca się pod pseudonimem, przysięga, że nie wyssała sobie tej historii z palca!”
bo dlaczegóż by nie?
Przecież z kart książki wylewa się samo życie. Raz gorsze raz lepsze, ale zawsze to samo niczym wydeptany kapeć.
„Lucyna w opałach” to książka, przedstawiająca rzeczywiste fakty. Nie znajdziemy tu gry pozorów, wręcz przeciwnie zapałamy chęcią bliższego poznania Lucynki. Kolorowe życie jakie przedstawia nam autorka niczym nie ustępuje barwnemu językowi,który ku uciesze wyciska łzy ze śmiechu. Zrozumiały, jasny, rzeczowy przekaz, bez zbędnej słownej gmatwaniny pozwala na wygodną lekturę książki.
Jeśli interesują was książki pobudzające do życia, błyskotliwe, pełne wydarzeń, w których codzienność zmienia się błyskawicznie niczym jazda na kolejce w wesołym miasteczku - to pozycja idealna. Mnie dostarczyła wielu emocji, rozjaśniła pochmurny dzień, podkreśliła własną wartość, nauczyła cenić swoje zdanie a przede wszystkim otwarła oczy na wiele ważnych spraw, o których istnieniu zwykle nie mamy pojęcia.
„Lucyna w opałach” pewna siebie opowieść o tym, co życie potrafi zrobić z człowieka, jak łatwo sięgnąć dna, i jak zrobić to z klasą w zabawnej oprawie.
Bizneswoman - chciałoby się powiedzieć po samej okładce powieści. Nic bardziej mylnego; żaden biznes i żadna tam z niej woman, tylko zniszczona życiem Lucyna po przejściach, na wiecznym dorobku, zaszczuta, opuszczona bohaterka, której złośliwy los rzuca kłody pod nogi.
Perypetie Lucynki śledziłam z wielką rozwagą, kształtowałam jej przyszłość, przeklinałam szeficę,...
2014-02-23
„Łapy, łapy, cztery łapy,
a na łapach pies kudłaty.
Kto dogoni psa? Kto dogoni psa?
Może ty, może ty, może jednak ja!„
Ach jak dobrze pamiętamy wesołą pioseneczkę z telewizyjnego programu „Piątek z Pankracym”, czegoż tam nie było, sama karuzela dziecięcych emocji a w samym środku Pankracy, pies westchnień małych telewidzów. Najwierniejszy pies swojego pana.
No właśnie, jak to jest z wiernością naszych pupilków? Czy zwykłe domowe zwierzęta potrafią kochać?
Odpowiedź znajdziecie w książce „Najwierniejsi przyjaciele”, która zawiera 10 opowiadań o bohaterskich czynach tych zwierząt. Nikogo już nie dziwi fakt, że Bernardyn ratuje zasypanych pod śniegiem ludzi ( wciąż mam w oczach baryłeczkę wina, którą nosi zawieszoną u szyi ), ale jak wytłumaczyć fenomenalność zwykłego jamnika, czy czekoladowego psa ze schroniska? Czym może nas uwieść zwykły kundelek, lub bezpański pies?
Odpowiedź nasuwa się sama.. to psy po przejściach, które całą swą mocą oddane są człowiekowi, ale nie byle komu, tylko czułemu właścicielowi. Jak mówią: „Dobro powraca ze zdwojoną siłą” przekonują się o tym bohaterowie książki, ci mali i ci u schyłku lat, poważni i zupełnie infantylni. Miłość bowiem nie zna granic, nie kieruje się wiekiem, zasobnością portfela, ona przychodzi cicho i w najbardziej odpowiednim momencie.
Ujmujące historie czworonożnych przyjaciół to niczym wieczorne bajanie podstarzałego gawędziarza, który już niejedno wie i niejedno widział. Balansując na granicy fantazji z rzeczywistością jesteśmy świadkami niezwykłych wydarzeń, które nie zdarzają się na co dzień i byle komu. Więc czyż można nudzić się z takimi bohaterami?
Książka zyskała moje uznanie za wychowawcze przesłanie, które można było znaleźć w każdej opowiastce, za połączenie sympatii do zwierząt z obrazem wielkiej miłości. Duży plus za większą czcionkę tak pomocną w samodzielnym czytaniu jak i tasiemkę służącą małemu czytelnikowi do szybkiego powrotu w określone miejsce.
Całość przedstawia się bardzo obiecująco, zresztą autorkę miałam okazję poznać już w innych książeczkach i jak zwykle z gracją oprowadza czytelnika po zakątkach zwykłej codzienności, raz wzruszając do łez innym razem niosąc radość.
Kochani przyjaciele czworonogów, to dla was skierowany jest zbiór niezwykłych historii w których głównymi bohaterami są psy różnego pochodzenia, wielkości oraz maści... łączy je jednak coś zupełnie innego, mają ogromną wrażliwość i wcale nie chodzi tutaj o bardziej niż zwykle wyostrzony węch czy słuch, chodzi o sentyment do człowieka o przywiązanie, wierność aż po grób a nawet lata dłużej...
Bratek, Saba, Imka, Karmel, Reks i pozostali wyjątkowi bohaterowie z pewnością podbiją Wasze serca swoją niebagatelną historią a kolorowe ilustracje pozwolą na gustowne zobrazowanie w Waszej wyobraźni.
„Najwierniejsi przyjaciele..” nie da się ich nie polubić, nie da się nie pokochać, nie da się oprzeć pokusie. Pewna austriacka pisarka powiedziała:
„Kto potrafi z wdziękiem wyjaśniać ludziom sprawy już im znane, zdobywa najszybciej miano mądrego człowieka.”
Ta książka napisana jest z wdziękiem, emocją w różnym odcieniu, bije siłą wyrazu, przenika do głębi młodego czytelnika. Takich książek chcemy więcej, bo prawdziwość cenimy najbardziej!
„Łapy, łapy, cztery łapy,
a na łapach pies kudłaty.
Kto dogoni psa? Kto dogoni psa?
Może ty, może ty, może jednak ja!„
Ach jak dobrze pamiętamy wesołą pioseneczkę z telewizyjnego programu „Piątek z Pankracym”, czegoż tam nie było, sama karuzela dziecięcych emocji a w samym środku Pankracy, pies westchnień małych telewidzów....
2014-02-17
Zaczęło się tak niewinnie, okładka przykuła moją uwagę, jakąś rzewną wrażliwością w swojej wymowie. Poczułam chęć zmierzenia się z twórczością Nicolasa, jak było?
Zobaczcie sami...
Po przeczytaniu kilku stronic wiedziałam, że to jest to. Taki sentymentalny powrót do czasów, gdzie zatrzymał się świat niczym filmowy kadr. Gdzie z rozrzewnieniem można oddać się klasyce kultury filmowej z zamierzchłych czasami czasów, których niejeden z nas nie może pamiętać. Przytoczone tytuły jak i postaci z wielu światowej sławy filmów pozwalają mniemać, iż autor doskonale odnajdywał się w produkcji jak i ogromnym świecie kinematografii.
Na tym wielkim planie rodzi się miłość niezwykła, otoczona ogromem niedopowiedzeń, specyficzna bo cała w kolorze monochromatycznym. Walka o nią to jakiś absurd, na który stopniowo brak motywacji. Nieposkromiona jednak nieustępliwość bohatera pozwala na podekscytowanie, które dzięki niezwykłym faktom udziela się czytelnikowi w maksymalnej dawce.
Temperatura rośnie z każdą minutą, sprawy komplikują się nieubłaganie, aż w końcu dochodzi do momentu, w którym naprawdę żal mi Allaina przerzucanego jak marionetka przez życiowe rozterki losu. Taka fantastyczna postać, tak barwna wewnętrznie tak zdeterminowana a co rusz dostaje od pisarza po „uszach”.
Kiedy zaczęłam czytać chciałam jak najszybciej dojść do połowy książki... z ciekawości, kiedy kończyłam, marzyłam aby ten moment nigdy nie nadszedł. Z jednej strony narzekałam na wiecznie gnębiącego losem bohatera, z drugiej chciałam trwać w tym układzie jak najdłużej tym samym przedłużając jego beznadziejną sytuację. Książkę nie wiadomo kiedy skończyłam i co mogę powiedzieć...
„Wieczorem w Paryżu” choć napisana przez francuskiego pisarza kojarzy mi się z jednym... to ten człowiek śpiewa pięknym barytonem i choć nie żyje już od prawie 15- stu lat, nadal stanowi nieodłączny element polskiego kina i dźwięku - Mieczysław Fogg „W małym kinie.”
Idealnie obrazuje klimat kin studyjnych, przenosi nas w świat nierzeczywistych zdarzeń, wrażliwości i wiary w lepsze dni. To właśnie nadaje sensu książce, bo tutaj odnaleźć możemy zakurzone szpule z klasykami, kino bez przekąsek i napojów, kino na miarę ludzkich potrzeb.
„Wieczorem w Paryżu” to książka inne niż zwykłe, i choć Allan Wood naśladuje Woody Allena a film „Czułe wspomnienia o Paryżu” rzeczywisty „O północy w Paryżu”, wszystko wydaje się zupełnie nierealne, osnute mgłą tajemnicy i pyłem czasu. Taka przemiana bardzo korzystnie wpływa na całą powieść, nakierowana na romantyczny wątek odczuć możemy klimat samego Paryża, tym bardziej iż autor nie żałuje nam relacji z otaczających go krajobrazów.
Jak przejść obojętnie obok tak wyszukanego bogactwa emocji? Nie sposób!
Dlatego jeśli ktoś czuje w sobie ducha zamierzchłych czasów, pragnie oderwania się od codzienności, przemarszu w przeszłość, poczuć klimat i sentyment ulotnych chwil, znajdzie w tej książce coś czego szuka i dodatkowo poczuje się jak na seansie śledząc niełatwe losy bohatera.
„Wieczorem w Paryżu” rozbawi, zadziwi, wyostrzy zmysły i sprawi, że być może odkryjecie również w sobie zamiłowanie do starych dobrych a nawet fantastycznych filmów. Do kin studyjnych w których wyświetla się miłość … do sztuki filmowej.
Zaczęło się tak niewinnie, okładka przykuła moją uwagę, jakąś rzewną wrażliwością w swojej wymowie. Poczułam chęć zmierzenia się z twórczością Nicolasa, jak było?
Zobaczcie sami...
Po przeczytaniu kilku stronic wiedziałam, że to jest to. Taki sentymentalny powrót do czasów, gdzie zatrzymał się świat niczym filmowy kadr. Gdzie z rozrzewnieniem można oddać się klasyce...
2014-02-14
Jak mówią: „Przypadki chodzą po ludziach” a nierzeczywiste sytuacje mogą zmienić całe nasze dotychczasowe życie. Jednak jak to wszystko ma się do miłości? Na ile jesteśmy silni, by znieść przeciwności losu?
Książka „Tak wygląda szczęście” to podróż do świata kamer, klapsów, reżyserów, aktorów i masy paparazzi. Poznajemy młodego Grahama, który zaskoczył mnie swoją niewymuskaną osobowością. Chłopaka, który bardzo tęskni za rodzicami, życiem pachnącym naturalnością, który pragnie odrobiny intymności. Zadanie trudne do wykonania, gdyż kontakty z pełną tajemnic rówieśniczką Ellie nie należą do łatwych.
Przypadek sprawia, że zostają wplątani w dziennikarską intrygę, na wierzch wychodzą niezałatwione sprawy i walka o prywatność.
Autorka bardzo wyraźnie podkreśla fakt życia celebryty jako samoistny czynnik czwartej władzy. Kompromisy i nieustanne alternatywy zdarzeń, aby nadać pozytywny rozgłos, by być na szczycie to cena jaką należy płacić codziennie czy się tego chce czy nie. Życie tak młodego człowieka – celebryty jest smutne i niebywale ograniczone.
„Tak wygląda szczęście” - zatem jak? Inaczej dla każdego! Dla Grahama będzie to Ellie i zwykły codzienny dzień, gdzie nikt nie rozpozna jego twarzy, nie będzie się silił na sztuczną rozmowę. Dla Ellie, druga osoba, i szanse aby przeżyć, spełnić najpotrzebniejsze marzenia, nie martwić się rachunkami i ojcem, którego nie można przytulić.
Szczęście dla każdego ma zupełnie inny wymiar, inne oczy, usta, inne myśli.
Powieść Jennifer to dowód na to, że w życiu wszystko jest możliwe, los czasami płata nam niespodziewane figle a szczęście niekoniecznie musi mieć słodki smak.
Na wszystko jednak trzeba czekać, wierzyć w przyjaźń, ludzi i miłość, bo czasami nieproszona sama puka do naszych drzwi...
Bardzo miło spędziłam czas z bohaterami z Henley w stanie Main. Udzielił mi się gwiazdorski klimat i tempo akcji. Polubiłam zagubionego Grahama i pełną niedomówień Ellie. Poczułam spokojną miłość, taką aromatyczną, solidną, pełną wiary i ciepła.
Jeśli ktoś szukałby dawki pożądania, to jej nie znajdzie. Ale doszuka się sielskich obrazków, młodzieńczej radości, problemów nie do ogarnięcia, sensacji i zamieszania.
Cóż więcej dodać … Tak wygląda szczęście!
Jak mówią: „Przypadki chodzą po ludziach” a nierzeczywiste sytuacje mogą zmienić całe nasze dotychczasowe życie. Jednak jak to wszystko ma się do miłości? Na ile jesteśmy silni, by znieść przeciwności losu?
Książka „Tak wygląda szczęście” to podróż do świata kamer, klapsów, reżyserów, aktorów i masy paparazzi. Poznajemy młodego Grahama, który zaskoczył mnie swoją...
2014-02-10
Kilka dni temu miałam ogromną przyjemność dołączyć do grona osób, które otrzymały przedpremierowe wydanie książki Pani Michaliny. Z literackim przekazem autorki nie miałam jeszcze okazji się spotkać, dlatego tym bardziej ciekawa byłam jej wyobraźni i charyzmy słowa.
Sam tytuł trochę jakby figlarny, do którego znaczenia z początku nie przywiązywałam nadmiernej wagi, ot takie przestawienie znanej wyliczanki. Jednak kiedy zakończyłam ostatni z rozdziałów nasunęło mi się doskonałe rozwiązanie, jak świetnie odzwierciedla on losy bohaterki i jej futrzanych przyjaciół. Sama historia przeplatana jest niedomówieniami, groteską, niewyobrażalnie „idiotycznymi” - w pozytywnym słowa tego znaczeniu – zachowaniami Piotra Abramczyka.
Co rusz odkrywam znane mi zwroty i nazwy, bo przecież Piotr Abramczyk to naśladowca aktora Piotra Adamczyka, Cecylia Knedel kojarzy mi się z Cecylką Knedelek z książki kucharskiej dla dzieci :), Zyzio - puchaty kocurek z jednym z siostrzeńców Kaczora Donalda :)
Gdzieś w tle rzucony wers piosenki „Zostań, bo, jak nikt, przynosisz mi powietrze” Andrzeja Piasecznego, dalej tytuł książki lub filmu (jak kto woli) „S@motność w sieci”.
Firma sprzątająca, którą zakłada Hanka niczym obraz wycięty z popularnego serialu, biżuteria z modeliny, którą uzdolniona bohaterka produkuje to hit naszych ostatnich (obym nie powiedziała za dużo) lat.
To tyle z takich przyziemnych faktów, które dały mi o sobie znać podczas lektury książki.
Ale czy to mi w jakiś sposób przeszkadzało??
W sumie NIE, bo dzięki temu poczułam się swojsko i pewnie. Otoczona słodkim pomiaukiwaniem bawiłam się nad wyraz dobrze. I choć wiedziałam jak rozegra się miłosna strategia Gniewka, nie poczułam zawodu, dlatego że doskonale oddzielam rozmaite kategorie książek z którymi mam do czynienia, do których mam większe jak i mniejsze wymagania. Z książkami jak z ludźmi , jedni wymagający inni cenią sobie konformizm...
„Kota lubi szanuje” to książka, która nie zaskoczy niezwykłym scenariuszem, nie pobudzi zmysłu detektywa, mogę nawet podejrzewać iż nie zadomowi się na długo w umyśle czytelnika, bo to nie ten typ literatury...
Jednak biorąc do ręki dzieło pani Michaliny staniemy po stronie literatury kobiecej, lekkiej niczym piórko, rześkiej jak mrożona herbata, ujmującej subtelnością z pewną dozą wiarygodności. Czas płynie bardzo szybko, zabawne zdarzenia dodają blasku bohaterce, która doskonale radzi sobie z opinią słoika...
Wiem, dziwnie to brzmi... o co chodzi ze słoikami dowiecie się tego z książki, która już 18 lutego 2014r. zagości na półkach w dobrych księgarniach.
„Kota lubi szanuje” polecam jako lekturę rozrywkową, doskonałą w podróży, na niedzielne popołudnia i samotne wieczory. Otuli was ciepłem, delikatnością i cudownym podekscytowaniem, będziecie mruczeć z zachwytu...
Kilka dni temu miałam ogromną przyjemność dołączyć do grona osób, które otrzymały przedpremierowe wydanie książki Pani Michaliny. Z literackim przekazem autorki nie miałam jeszcze okazji się spotkać, dlatego tym bardziej ciekawa byłam jej wyobraźni i charyzmy słowa.
Sam tytuł trochę jakby figlarny, do którego znaczenia z początku nie przywiązywałam nadmiernej...
„Wilcza księżniczka” - powieść młodzieżowa pełna tajemniczego klimatu.
Trzynastoletnia bohaterka Sophie to typowe „brzydkie kaczątko”, zupełnie nie pasuje do otoczenia w którym się znajduje, ma jednak w sobie coś czego nie mają jej koleżanki z pokoju w Szkole dla Młodych Panien w New Bloomsbury – ogromną wrażliwość, pełną wiary nadzieję, która mimo przeciwieństw losu nie maleje..
Kiedy marzenia Sophie spełniają się, można by się spodziewać, że wszystko będzie tak jak trzeba, lecz wspólna wycieczka okazuje się koszmarem..
Cała historia przedstawiona w bajkowej scenerii dodatkowo zaspokaja wyobraźnię, śnieżny krajobraz Rosji, siarczysty mróz, odzież, język którym się posługują bohaterzy, autorka doskonale odzwierciedla warunki jak i obyczaje panujące w tym kraju. Dzięki czemu można prawie że dotknąć cywilizacji o innej kulturze.
Nie brak tutaj tajemnic, zaginionego dziedzica i jak to w życiu bywa walki o spadek. Niesamowite, że autorka stworzyła prawie baśniową wizję świata tak nierealnego, pełnego magicznego polotu, czujemy się jak w baśni Andersena kłusując w zaprzęgu po zamarzniętym kanale obserwując zmrożoną przyrodę..
Niczym Królowa Śniegu o lodowym sercu - księżniczka Anna Wołkońska egoistycznie wabi nieświadomą dziewczynę. I choć po bardzo wcześnie rozwiązałam zagadkę, muszę przyznać, że zupełnie mi to nie przeszkadzało, zaintrygowana wewnętrzną przemianą Sophie chłonęłam każde słowo w napięciu czekając na przełom, który ciężko wisiał w powietrzu..
„Wilcza księżniczka” to książka, która nie pozwala się nudzić, uczy tolerancji, słuchania i wiary w siebie. Przedkłada przyjaźń nade wszystko i ukazuje słabą naturę człowieka. Jak w bajkach dobro zawsze wygrywa tak i tutaj sprawiedliwości staje się za dość. Okładka doskonale oddaje charakter powieści, która niejednokrotnie mrozi krew w żyłach, buduje napięcie, niedowierzanie ale także wśród tych lodowatych i mroźnych wiatrów pojawiają się ciepłe uczucia,oddanie, wiara i głęboka tęsknota..
Autorka napisała powieść idealnie taką jaką chciała, ja przeczytałam książkę, która olśniła mnie niczym zagubione brylanty, niepokoiła niczym pojawiające się w niej wilki, ale przede wszystkim przywierała do moich dłoni na długo niczym dotyk lodu na trzaskającym mrozie. Czy nie taka powinna być lektura godna polecenia?
Zatem powiem tylko jedno – POLECAM.
„Wilcza księżniczka” - powieść młodzieżowa pełna tajemniczego klimatu.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTrzynastoletnia bohaterka Sophie to typowe „brzydkie kaczątko”, zupełnie nie pasuje do otoczenia w którym się znajduje, ma jednak w sobie coś czego nie mają jej koleżanki z pokoju w Szkole dla Młodych Panien w New Bloomsbury – ogromną wrażliwość, pełną wiary nadzieję, która mimo przeciwieństw losu nie...