-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2024-05-01
2024-04-22
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to nie potrafiłam czerpać z tego utworu pełnej satysfakcji. Nawet jeśli zlekceważy się typowe dla epoki kolonialne poczucie wyższości Brytyjczyków względem innych nacji oraz orientalizm, pozostaje jeszcze kwestia zagmatwania fabuły, nierozwiązanych wątków i niekonsekwentnego budowania napięcia. Momentami naprawdę się nudziłam. Zresztą, kto z nawet najbardziej zagorzałych fanów Christie jest dziś świadomy istnienia cyklu o nadinspektorze Battle?
Na tle klasycznych kryminałów Christie, "Tajemnica rezydencji Chimneys" wypada zaskakująco humorystycznie. Niby mamy tu do czynienia ze śmiercią i detektywistyczną zagadką, ale klimat farsy wymaga od odbiorcy pewnego zawieszenia niewiary. Jest to wczesna powieść autorki i chociaż doceniam, że za jej pomocą zdecydowała się na poszerzanie ram gatunkowych swojej twórczości, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-17
Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja dla osób szukających drobnej rozrywki na cztery wieczory, miło było podziwiać przenikliwość Poirota w bardziej skondensowanej literacko formie.
Nie dziwię się, że zbiorek ten otrzymał tytuł od pierwszego opowiadania, jest ono moim zdaniem najciekawsze pod względem rozwiązania zagadki. Spodziewałam się bardzo uproszczonych tekstów, ale Christie nawet przy tak skromnej objętości potrafiła zarysować pełnoprawną intrygę (chociaż w przypadku "Trójkąta na Rodos" nie jest ona szczególnie zagmatwana). Odpowiednia pozycja...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-14
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się kontrowersyjne. Rozwiązania raczej nie zgadniecie samodzielnie.
"Zatrute pióro" zalicza się co prawda do cyklu o Pannie Marple, ale tym razem jej obecność jest mocno ograniczona. Mamy tu do czynienia z typową dla Christie kryminalną zagadką osadzoną w małej hermetycznej społeczności. Utwór trzyma tempo najlepszych książek autorki, chociaż decyzje podejmowane przez głównego bohatera (i jednoczesnego narratora) dziś już mogą wydawać się...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-10
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a życiu wewnętrznemu swoich bohaterów przygląda się z pozycji narracyjnego dystansu.
"Epoką diamentu" Stephenson po raz kolejny przejechał po mnie niczym bardzo powoli rozpędzający się walec. Męczyłam się z początkiem kilka tygodni, ale pozostałe trzy czwarte powieści pochłonęłam już bardzo szybko. Spotęgowało to niestety moje rozczarowanie finałem; niepotrzebnie brutalnym i na siłę scalającym porzucone wcześniej wątki.
Jest w tym utworze światotwórczy rozmach oraz imponująca diagnoza społeczeństwa wyzwolonego od potrzeby państw narodowych za sprawą rewolucji technologicznej. Jest też przekonanie, że ludzkość nie jest w stanie obejść się bez mitu, a historię cechuje bardziej kojarzona z Orientem cykliczność niż przypisywana Okcydentowi linearność. Niestety, w tej klimatycznej opowieści o kolonializmie, roli edukacji i klasach społecznych autor zbyt często zapominał o emocjach swoich postaci.
"Istnieje wielu ludzi i wiele plemion, lecz liczba opowieści jest ograniczona."
Cykl barokowy sprawił, że Neal Stephenson z miejsca awansował na jednego najbardziej intrygujących mnie pisarzy. Jego styl cechuje pewna powściągliwość, która nie sprzyja szybkiemu zaangażowaniu się emocjonalnie w lekturę. Jako autor oszczędnie dawkuje postaci poboczne oraz sceny akcyjne, a...
2024-04-07
Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.
Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina głównie w kontekście psów, kotów oraz gryzoni.
Mocnym punktem jest skupienie się na początkach rozwoju mikrobiologii oraz motywacji i okolicznościach współczesnych badań ekologicznych (ekologiem jest sam autor, a jego perspektywa jest mocno związana z własnym dorobkiem naukowym).
Czy mnie wciągnęło? Na pewno lektura zajęła mi więcej czasu, niż przewidywałam. Z drugiej strony, dostałam dość sporo rozbudzających ciekawość konkretów (z zawartością biofilmu rączek prysznicowych na czele). Pozycja bardziej dla osób zainteresowanych biologicznymi skutkami urbanizacji, czytelnicy szukający listy stworzeń mieszkających im za szafą będą zawiedzeni.
Spodziewałam się konsekwentnej wyliczanki organizmów zasiedlających domy, ale autor obrał inną drogę, przez co tytuł wybrzmiewa nieco myląco. Bardziej jest to opowieść o odkrywaniu wpływu bioróżnorodności w miejscu zamieszkania na dobrobyt człowieka.
Książka koncentruje się przede wszystkim na drobnoustrojach oraz stawonogach, pomija rośliny, a o kręgowcach wspomina...
2023-03-31
Nie jestem zdania, że istnieje kanon literacki, który każdy powinien znać, ale gdybym miała zrobić listę książek ważnych i wartych przeczytania, to powieściowa wersja "Kwiatów dla Algernona" by się na niej znalazła.
Zaskoczyło mnie, jak mało zestarzał się ten utwór. Po części pewnie dlatego, iż mimo przebijających się do mainstreamu dyskusji o ableizmie, nadal jako społeczeństwo (czy wręcz ludzkość) mamy w kwestii podejścia do niepełnosprawności wiele do nadrobienia. Ale też maestria Keyesa w kreowaniu pełnokrwistych postaci sprawia, że nie ma się wrażenia bezpośredniej przemowy autora z pozycji moralisty ustami swoich bohaterów. Nie jest on arbitrem ich racji, jedynie daje im przestrzeń do konfrontacji. Dzięki temu nie odczuwa się potrzeby polemiki z autorem i możliwe, że nawet w odległej przyszłości powieść ta będzie odczytywana jako nieprzebrzmiały ideologicznie utwór z gatunku science fiction z wątkami społecznymi charakterystycznymi dla danej epoki.
Nie oznacza to, że Keyes przyjmuje pozycję oświeconego centrysty. Nie jest też w moim odczuciu jakoś skrajnie radykalny mimo że głównym clue fabuły jest dopuszczenie do głosu jednostki, której możliwości ekspresji są ograniczone. Jednostki cierpiącej, wykluczanej oraz domagającej się podmiotowości, miłości i szacunku, niewarunkowanych aktualnym etapem swojej nietypowej intelektualnej drogi.
Znając w zarysach początek fabuły, zastanawiałam się, jakimi tropami pójdzie autor. Czy zdecyduje się na negatywne wartościowanie wiedzy i mądrości rodem z Księgi Koheleta? Czy wspomni o postawie afirmacyjnej wobec niepełnosprawności intelektualnej i obnaży jej protekcjonalne aspekty? Znalazłam nawiązania do obu tych perspektyw, a poziom zniuansowania, z jakim zostało to ograne wywarł na mnie ogromne wrażenie. A oprócz tego mamy też jeszcze zarysowaną problematykę praw pacjenta w opozycji do naukowego postępu, wypaczeń systemu opiekuńczego i chyba przede wszystkim, granic humanizmu i empatii, także w kontekście praw zwierząt. Ale też jednocześnie nie jest to utwór tonący w filozoficznych rozważaniach (jest niestety muśnięty archaiczną dziś psychoanalizą). Trzyma się wydarzeń z życia postaci i doskonale się go czyta. Duża w tym zasługa tłumacza Krzysztofa Sokołowskiego.
Przeczuwałam, że sensowny koniec powieści mógł być w zasadzie tylko jeden. Wydobył on maestrię Keyesa w portetowaniu stanów świadomości głównego bohatera i pozostawił mnie w stanie ponurej zadumy. Dobrze czasem dostać po mordzie od jakościowej literatury :)
Nie jestem zdania, że istnieje kanon literacki, który każdy powinien znać, ale gdybym miała zrobić listę książek ważnych i wartych przeczytania, to powieściowa wersja "Kwiatów dla Algernona" by się na niej znalazła.
Zaskoczyło mnie, jak mało zestarzał się ten utwór. Po części pewnie dlatego, iż mimo przebijających się do mainstreamu dyskusji o ableizmie, nadal jako...
2024-03-17
Od lat intryguje mnie to, jak mało zestarzały się powieści Jane Austen i biografia autorstwa Lucy Worsley przybliżyła mi powody tego fenomenu.
Worsley jest jednocześnie bardzo skrupulatna w poszukiwaniach źródeł, jak i ostrożna w momentach próby rozszyfrowania motywacji tej wybitnej brytyjskiej pisarki.
Wiemy, że życie Austen było trwale naznaczone zmaganiami z konwenansem. Nie należała co prawda do tzw. warstwy pracującej, ale jako córka niezbyt wpływowego pastora nie mogła cieszyć się wysoką pozycją. Pisanie nie przyniosło jej fortuny, dorosłe lata wiązały się z pogłębiającym się piętnem staropanieństwa i wymogiem minimalizacji własnych potrzeb.
Jane sportretowana oczami Worsley zdaje się mieć dwie twarze. Z jednej strony, stara się wypełniać obowiązki troskliwej córki, ciotki i siostry (co potem wręcz na wyrost podkreśla zarządzająca pamięcią o niej rodzina). Z drugiej, rezygnacja z zabiegania o zamążpójście i konsekwentnie realizowane starania o karierę pisarską ukazują ją z bardziej niezależnej, wręcz konfrontującej się z presją społeczną strony. Podobny dualizm, połączenie akceptacji swojej roli z w miarę dopuszczalnym w ramach systemu buntem da się też odnaleźć w jej bohaterkach.
Autorka nie stroni od opisywania realiów epoki georgiańskiej i ograniczeń, z jakimi musiały się borykać ówczesne kobiety z drobnej szlachty ziemiańskiej. Mimo braku formalnego zatrudnienia, rzadko kiedy mogły pozwolić sobie na bezczynność.
Czas zlatywał Jane na dbaniu o domostwo i więzi sąsiedzkie, w późniejszym czasie jej utrzymujący się panieński status skłaniał rodzinę do polegania na jej darmowej pomocy przy dzieciach. Introwertyczna i zmuszona okolicznościami do częstych przeprowadzek, czyni poszukiwania stabilizacji i bezpiecznego domu powtarzającym się motywem w swoich książkach.
Jane pisała o kwestiach dobrze sobie znanych i właśnie ta, na pozór błaha, przyziemna i "domowa" problematyka w połączeniu z romansową formułą przez lata skłaniała wielu odbiorców do lekceważenia jej dorobku i wciskania go w ramy "literatury kobiecej", rzekomo podległej bardziej uniwersalnej prozie pisanej przez mężczyzn. Szkoda, że głupawy dopisek na okładce o "biografii ulubionej pisarki wszystkich kobiet" tę narrację powiela.
Od lat intryguje mnie to, jak mało zestarzały się powieści Jane Austen i biografia autorstwa Lucy Worsley przybliżyła mi powody tego fenomenu.
Worsley jest jednocześnie bardzo skrupulatna w poszukiwaniach źródeł, jak i ostrożna w momentach próby rozszyfrowania motywacji tej wybitnej brytyjskiej pisarki.
Wiemy, że życie Austen było trwale naznaczone zmaganiami z...
2024-03-04
Po mniej udanych dwóch tomach, Östlundh powraca w dobrej formie. "Intruz" ma charakterystyczną dla tego autora powolną akcję i skupienie na dynamice relacji rodzinnych (nie tylko ofiar, ale również i śledczych). Zakończenie co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale w świetle konsekwencji działań oraz dzieciństwa jednej z głównych postaci wybrzmiewa jako pewnego rodzaju przestroga. Mam nadzieję na następne spotkanie z Bromanem za kilka miesięcy.
Po mniej udanych dwóch tomach, Östlundh powraca w dobrej formie. "Intruz" ma charakterystyczną dla tego autora powolną akcję i skupienie na dynamice relacji rodzinnych (nie tylko ofiar, ale również i śledczych). Zakończenie co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale w świetle konsekwencji działań oraz dzieciństwa jednej z głównych postaci wybrzmiewa jako pewnego rodzaju...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-29
Dobrze zapowiadający się klasyk noir, który w pewnym momencie zaczął mnie nużyć. Dałam radę znieść typowego detektywa w starym stylu, wyrachowanego i niesamowicie kompetentnego, podobały mi się plastyczne opisy i nadająca klimatu gwara przestępcza. W pewnym jednak momencie erotyzacja relacji damsko-męskich oraz rozwlekłe dialogi kryjące wielopiętrowe intrygi osiągnęły niestrawny dla mnie poziom. Zakończenie również pozostawiło u mnie lekki niedosyt, chociaż muszę przyznać, że było dość zaskakujące. Ciekawie było przekonać się, jak bardzo od czasu publikacji "Sokoła..." zmieniły się trendy w literaturze (w tym podejście do postaci kobiecych), ale raczej szybko o tym utworze zapomnę.
Dobrze zapowiadający się klasyk noir, który w pewnym momencie zaczął mnie nużyć. Dałam radę znieść typowego detektywa w starym stylu, wyrachowanego i niesamowicie kompetentnego, podobały mi się plastyczne opisy i nadająca klimatu gwara przestępcza. W pewnym jednak momencie erotyzacja relacji damsko-męskich oraz rozwlekłe dialogi kryjące wielopiętrowe intrygi osiągnęły...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-24
Bardzo się cieszę, że natrafiłam na tę książkę. Ujęła mnie lekkość i bezpretensjonalność, z którą Monique Roffey porusza tematy właściwe prozie zaangażowanej. W przeciwieństwie do niektórych popularnych ostatnio twórczyń, autorka zdaje się nie zapominać, że opowieść powinna pozostawać przede wszystkim opowieścią, nie fabularyzowanym manifestem.
"Syrena z Zatoki Czarnej Konchy" ma w sobie poetyzm lokalnej legendy, potoczystość historii zasłyszanej w lokalnym barze i siłę opowieści inicjacyjnej przekazywanej młodszym kobietom przez starsze.
Wyłowienie Aycayii uruchomi lawinę zdarzeń wynikłych ze zderzenia niewielkiej społeczności z na wpół zwierzęcą istotą o seksualności wymykającej się patriarchalnym normom. Część mężczyzn będzie próbować się na niej wzbogacić, posiąść ją i przemocą "ucywilizować", pojawi się też romantyczna idealizacja. Ważną fabularnie rolę odegra kobieca zawiść. W tych niekomfortowych i pozbawionych otwartości na inność okolicznościach da jednak radę zakiełkować miłość.
Roffey snuje swoją na pozór niewinnie romansową fabułę na tle karaibskiej specyfiki. Dziedzictwo kolonializmu, powszechność i nietrwałość pozaformalnych związków oraz turystyka oparta na eksploatacji środowiska naturalnego nadają "Syrenie..." ton przypowieści o relacjach z naturą i drugim człowiekiem. Miłość i więź z przyrodą pozostają w dłuższej perspektywie nieuchwytne i funkcjonują w cyklach wzajemnego przyciągania i odpychania, niczym w rytmie morskich fal. Orzeźwiająco lekka i zaskakująco przemyślana literatura, za której drogę ku statusowi klasyka będę trzymać kciuki.
Bardzo się cieszę, że natrafiłam na tę książkę. Ujęła mnie lekkość i bezpretensjonalność, z którą Monique Roffey porusza tematy właściwe prozie zaangażowanej. W przeciwieństwie do niektórych popularnych ostatnio twórczyń, autorka zdaje się nie zapominać, że opowieść powinna pozostawać przede wszystkim opowieścią, nie fabularyzowanym manifestem.
"Syrena z Zatoki Czarnej...
2022-05-10
2023-08-29
Dawno już nic mnie tak nie wciągnęło, byłam bliska zarwania nocy. Cieszę się, że wydawnictwo Świat Książki po niedługim czasie wznowiło tę powieść, tym razem również w formie ebooka i audiobooka.
"Pani England" to w zasadzie hybryda gatunkowa, jednakże bardzo spójna i niepozostawiająca po sobie wrażenia obcowania z prozą eksperymentalną. Znajdziemy tu elementy powieści gotyckiej i psychologicznej, obyczajowej prozy historycznej oraz thrillera. Wszystko to bardzo samoświadome i podane w formie dialogu z tradycją portretowania kobiet w wielkiej brytyjskiej literaturze.
Brzmi to może skomplikowanie, ale zarys fabuły jest względnie prosty. Obserwujemy perypetie zawodowe Ruby May, która dzięki ukończeniu nauki w elitarnej placówce kształcącej opiekunki do dzieci zyskuje szansę na społeczny awans i atrakcyjną posadę. Nowo podjęta w Yorkshire praca uwikła ją w trójkąt relacyjny z ekscentryczną córką potentatów branży tekstylnej i jej wzbudzającym sympatię mężem, a także zmusi do konfrontacji z własną, ukrywaną przez lata przeszłością.
Jaki mroczny sekret skrywa Hardcastle House i z czego wynika niecodzienne zachowanie pani domu? Dlaczego służba odnosi się do Ruby z niechęcią i jaka jest przyczyna nakazu zamykania na noc drzwi pokoju dzięcięcego na klucz?
Stacey Halls z dużą swobodą i bez przeładowania tekstu detalami kreśli portret społeczeństwa epoki edwardiańskiej, niby bliższej nam obyczajowo od czasów wiktoriańskich, ale nadal silnie zhierarchizowanej. Dlatego też, przy całym swoim skupieniu na budowaniu suspensu, jest to również powieść o relacji władzy: w obrębie rodziny, przypisanych ról płciowych oraz miejsca pracy.
Atmosfera będzie gęstnieć aż do grand finale, ale wyjaśnienia niektórych kwestii nie doczekamy się nigdy. To tylko dowodzi zręczności Halls, która w gąszczu niedopowiedzeń zdołała ukryć dodatkową warstwę narracyjną.
"Pani England" nie jest może propozycją dla osób lubiących szybkie tempo akcji, ale dla miłośniczek bardziej kameralnych historii (ja się do tej grupy zaliczam) może się okazać absolutnych page-turnerem. Kryje też w sobie refleksję nad zawiłością ludzkich relacji i wartością dążenia do realizacji własnych potrzeb. Bardzo cenię podobną literaturę. Nieprzeintelektualizowaną, ale kryjącą w sobie więcej, niż na pierwszy rzut oka obiecuje.
Dawno już nic mnie tak nie wciągnęło, byłam bliska zarwania nocy. Cieszę się, że wydawnictwo Świat Książki po niedługim czasie wznowiło tę powieść, tym razem również w formie ebooka i audiobooka.
"Pani England" to w zasadzie hybryda gatunkowa, jednakże bardzo spójna i niepozostawiająca po sobie wrażenia obcowania z prozą eksperymentalną. Znajdziemy tu elementy powieści...
2023-08-20
Ostatnio mam szczęście do powieści z powolną akcją. "Kroniki portowe" potrafią odrzucić swoim tempem i ciągiem prozaicznych wydarzeń, ale jeśli uzbroimy się w czytelniczą wytrwałość, zrewanżują się nieoczywistą historią o poszukiwaniu stabilizacji w obliczu trudów życia.
Główny bohater nie wyróżnia się niczym pozytywnym do tego stopnia, że nie zasługuje nawet na miano everymana. Brak mu talentu, pasji, urody, pieniądz się go nie trzyma. Posiada za to szereg problemów osobistych i emocjonalnych, z brakiem poczucia własnej wartości na czele.
Annie Proulx zdecydowała się umieścić większość fabuły swojego utworu na terenie Nowej Funlandii. Nie ograniczyła się jednak do pozbawionych szerszego kontekstu opisów funkcjonowania w hermetycznej społeczności na tle wrogiej przyrody. Panorama życia, jaką nam prezentuje nie omija problematyki specyficznej dla regionu: pozoranckiej aktywizacji przemysłu ze strony kanadyjskiego rządu, dewastacji środowiska naturalnego, losu ofiar dawnego systemu adopcyjnego oraz wieloletniej tradycji nadużyć seksualnych.
Podejście do tej ostatniej kwestii dowodzi subtelności i psychologicznej przenikliwości autorki. Proulx ma talent do pisania o sprawach trudnych w sposób delikatny i jednocześnie prosty, pozbawiony zarówno kwiecistości, jak i przygnębiającego naturalizmu.
"Kroniki portowe" są w swojej wymowie dalekie od sielskich opowieści o szczęściu przyczajonym cierpliwie w zasięgu ręki. To bardziej zapis drobnych kroków na drodze ku odnalezieniu chwiejnej równowagi i wewnętrznej siły oraz przypomnienie, że nawet pod najbardziej niepozornym życiorysem kryje się ogrom doświadczeń i zmagań z nieprzewidywalnym nurtem życia.
Ostatnio mam szczęście do powieści z powolną akcją. "Kroniki portowe" potrafią odrzucić swoim tempem i ciągiem prozaicznych wydarzeń, ale jeśli uzbroimy się w czytelniczą wytrwałość, zrewanżują się nieoczywistą historią o poszukiwaniu stabilizacji w obliczu trudów życia.
Główny bohater nie wyróżnia się niczym pozytywnym do tego stopnia, że nie zasługuje nawet na miano...
2023-10-08
Wracam sobie do "Egipcjanina Sinuhe" co jakiś czas i za każdym razem powieść ta dostarcza mi ogromnych wzruszeń. Waltari zabiera nas w podróż po świecie starożytnym okresu XVIII dynastii egipskiej, a perspektywa historyczna nie przesłania osobistych doświadczeń głównego bohatera (co nie zawsze udawało się autorowi w innych utworach).
Ramy spowiedzi pod koniec życia nadają całości pewnego fatalizmu: Sinuhe nie ma złudzeń odnośnie kondycji moralnej ludzkości, nie unika też ukazywania tragicznych skutków próby reform zainicjowanej przez faraona Achenatona. Jednocześnie nie widzi moralnej alternatywy dla dążenia do budowy społeczeństwa opartego na równości i empatii.
Wyszła z tego szalenie angażująca i przesycona nostalgią opowieść o tym, że dola człowieka jest niezmienna niezależnie od epoki i realiów. Jest tu wszystko, czego można oczekiwać po bujnym życiorysie: miłość, walka, zdrada, nienawiść, a także wielka tajemnica. Polecam gorąco audiobooka w interpretacji Marcina Popczyńskiego, wspaniale było tym razem usłyszeć tę historię.
Wracam sobie do "Egipcjanina Sinuhe" co jakiś czas i za każdym razem powieść ta dostarcza mi ogromnych wzruszeń. Waltari zabiera nas w podróż po świecie starożytnym okresu XVIII dynastii egipskiej, a perspektywa historyczna nie przesłania osobistych doświadczeń głównego bohatera (co nie zawsze udawało się autorowi w innych utworach).
Ramy spowiedzi pod koniec życia nadają...
2024-02-20
Niedługa i mocno introspektywna powieść, która swoją powtarzalną strukturą i odwoływaniem się do przeszłości nasuwała mi skojarzenia z "Latami" Annie Ernaux. "Mógłby spaść śnieg" ma jednak bardziej skromne ambicje i nie próbuje uchwycić wspólnoty doświadczeń pokoleniowych oraz narodowych, co wyszło temu utworowi na dobre.
Podróż matki i córki po Japonii jest tu tylko pretekstem do ukazania strumienia świadomości narratorki. Powściągliwe interakcje między kobietami powodują lawinę skojarzeń i wspomnień, nieraz bardzo prozaicznych i szczątkowych. Nić logicznych połączeń między nimi jest rozmyta, co poszerza pole interpretacyjne i daje okazję do ponownych odczytań.
"Mógłby spaść śnieg" jest opowieścią o dynamice rodzinnych relacji, ale też poczuciu zagubienia związanym z funkcjonowaniem w obcej kulturze, wewnętrznej pustce i poszukiwaniu bliskości. Autorka kontestuje typowe narracje o zacieśnianiu naderwanych więzi. Matka jest u Au nieodmiennie istotą emocjonalnie niedostępną. Jednocześnie, jest ona ciągle obecna w myślach głównej bohaterki. Powracający w utworze motyw sztuki opartej na powieleniu, odbiciu i powtórzeniu zdaje się to uzależnienie umysłu od przekazanych pokoleniowo wzorców podkreślać.
PS Przepiękna okładka projektu Kamila Rekosza!
Niedługa i mocno introspektywna powieść, która swoją powtarzalną strukturą i odwoływaniem się do przeszłości nasuwała mi skojarzenia z "Latami" Annie Ernaux. "Mógłby spaść śnieg" ma jednak bardziej skromne ambicje i nie próbuje uchwycić wspólnoty doświadczeń pokoleniowych oraz narodowych, co wyszło temu utworowi na dobre.
Podróż matki i córki po Japonii jest tu tylko...
2024-02-16
Szwedzki kryminał z niespełnionymi ambicjami. Niby mamy tu dość intensywnie eksplorowaną tematykę nierówności społecznych i zakończenie igrające z oczekiwaniami odbiorców, ale realizacja pozostawia sporo do życzenia.
Autorzy mnożą postaci "z marginesu", ale są one traktowane narzędziowo, a z ich pokiereszowanych życiorysów za wiele nie wynika. Gdy już odsłużą swoją wartę robienia za plot device i dowód wrażliwości twórców, są usuwane z fabuły bez większych skrupułów. W międzyczasie zostają nam jeszcze zaserwowane kontrastowe sceny z życia wpływowych i bogatych, cobyś czytelniku nie zapomniał, jakie to życie niesprawiedliwe i okrutne. Mogłoby to zadziałać o wiele lepiej, gdyby nie było aż tak przezroczyste.
Akcja rozkręca się na tyle leniwie, że w pierwszej połowie napięcie praktycznie siada, za to pod sam koniec zwroty akcji są aż nadto liczne. Zazwyczaj są one oparte na przedmiotach (i osobach) znajdujących się w precyzyjnie dogodnym miejscu i czasie. Bardzo spłyca to pomysłową w ogólnym zarysie intrygę.
Czy dam szansę następnym tomom? Jestem na tyle zmęczona poszukiwaniem serii kryminalnych dostępnych w formie audio, że tego nie wykluczam. Poza tym, studentka szkoły policyjnej i bezdomny były policjant to dość intrygujący duet.
Szwedzki kryminał z niespełnionymi ambicjami. Niby mamy tu dość intensywnie eksplorowaną tematykę nierówności społecznych i zakończenie igrające z oczekiwaniami odbiorców, ale realizacja pozostawia sporo do życzenia.
Autorzy mnożą postaci "z marginesu", ale są one traktowane narzędziowo, a z ich pokiereszowanych życiorysów za wiele nie wynika. Gdy już odsłużą swoją wartę...
2024-02-05
Jestem wręcz wściekła na pierwotnego wydawcę za dobór okładki narzucającej skojarzenia z pogodnymi obyczajówkami z wątkiem romansowym (trudniej mieć pretensje do Wydawnictwa Kobiecego, że w dobie tak łatwego przenikania trendów z rynku anglojęzycznego zdecydowało się ją zachować). Myślę, że była to decyzja podyktowana celowaniem w jak najszerszą grupę docelową, co w połączeniu z treścią utworu wypada niestety cynicznie. Już bardziej przemawia do mnie okładka wydania włoskiego.
"Hotel 21" jest może obyczajówką, ale swoim skupieniem na tematyce wpływu traumatycznego dzieciństwa na dorosłość czerpie wyraźnie z tradycji powieści psychologicznej. Szczegóły z życia głównej bohaterki są nam stopniowo podawane w formie retrospekcji. Równolegle śledzimy też próby dostosowania się Noelle do warunków w nowej pracy i jej wypracowane przez lata mechanizmy radzenia sobie w kontaktach z innymi ludźmi, które w pewnym momencie zawodzą. Mur z pozorów, którym oddziela się od otoczenia, zaczyna powoli pękać.
Senta Rich z dużą przenikliwością portretuje zachowania jednostki mającej trudność z dostosowaniem się do społecznych norm. Dla Noelle praca w kolejnych hotelach oraz częste przeprowadzki są sposobem na unikanie nawiązywania głębszych relacji. Jednocześnie, brak wyczulenia na własne potrzeby uzależnia ją od aprobaty innych i pozbawia własnej tożsamości. Przyzwyczajona do egzystowania w skrajnych warunkach, poczucie kontroli i kontakt z własnymi emocjami odzyskuje dzięki okradaniu hotelowych gości.
"Hotel 21" nie szafuje obietnicami szczęścia niezależnego od życiowego bagażu, ale jego przesłanie wybrzmiewa humanistycznie. To niespieszna i mocno introspektywna powieść o tym, co może się stać, jeśli po paśmie traumatycznych wydarzeń napotkamy na swojej drodze ludzi podobnie poturbowanych jak my. Bardzo udany debiut.
Utwory o podobnej tematyce: "Dziewczyna z konbini", "Kroniki portowe", "Papierowy Pałac"
Jestem wręcz wściekła na pierwotnego wydawcę za dobór okładki narzucającej skojarzenia z pogodnymi obyczajówkami z wątkiem romansowym (trudniej mieć pretensje do Wydawnictwa Kobiecego, że w dobie tak łatwego przenikania trendów z rynku anglojęzycznego zdecydowało się ją zachować). Myślę, że była to decyzja podyktowana celowaniem w jak najszerszą grupę docelową, co w...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
Miałam sprecyzowane oczekiwania wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych przez społeczeństwo na drodze ku równości (nie tylko) rasowej, ta książka to bunt totalny. Zarówno formalny (burzenie czwartej ściany, wplatanie fragmentów eseistycznych), jak i moralny. I chociaż główna bohaterka może sprawiać wrażenie przerażająco biernej, to tak naprawdę bierze się za bary z całym światem.
„Ale znosić to dalej, teraz, kiedy mam wybór – to by był świadomy współudział".
więcej Pokaż mimo toMiałam sprecyzowane oczekiwania wobec tego utworu, a autorce wspaniale się udało ze mnie zakpić. Natascha Brown wykorzystuje przyzwyczajenia progresywnych odbiorców oraz ramy fikcji literackiej, a potem brawurowo wywraca stolik. To nie jest konsekwentnie fabularna lista błędów popełnianych...