Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki The Hermetica: The Lost Wisdom of the Pharaohs Timothy Freke, Peter Gandy
Ocena 10,0
The Hermetica:... Timothy Freke, Pete...

Na półkach: , ,

"Language is inadequate.
The gods sing a hymn of silence,
and I am silently singing." <3

Autorzy krótko przedstawiają historię tekstów przypisywanych egipskiemu mędrcowi Tothowi, którego czczono jako boga, a którego starożytni Grecy identyfikowali z bogiem Hermesem. Aby odróżnić go od egipskiego odpowiednika, nadali mu przydomek Trismegistus, co oznacza Po Trzykroć Wielki (ja w innej książce spotkałam się z teorią, że oznacza to, że Hermes jest trzecią reinkarnacją Thota).

Oczywistym wydaje się, że teksty te nie są oryginalnie spisane przez Thota. Zachowane fragmenty w językach greckim, łacińskim i koptyjskim powstały ok II i III wieku naszej ery w środowisku naukowym Biblioteki Aleksandryjskiej, która wtedy była bardzo zróżnicowana kulturowo. Uważam jednak, że nie należy z góry dyskredytować ich pierwotnego źródła, dla mnie jest to naturalne, że jest to zbiór tekstów różnych autorów, będących przedstawicielami pewnego nurtu umysłowego i filozoficznego, którzy spisywali idee po swoich przodkach, starając się zachować je dla potomności.

Autorzy tego zbioru podkreślają, że nie przedstawiają tłumaczenia oryginalnych tekstów, nawet nie fragmenty, tylko wyciąg najważniejszych idei. Przeprowadzili własną redakcję w celu, jak zaznaczyli, sprawienia, aby teksty te były bardziej przystępne dla współczesnego czytelnika. To samo zrobili starożytni Grecy dla swoich czytelników, nadając im chociażby formę dialogów. W tym wydaniu narrator bezpośrednio zwraca się do czytelnika.

Hermes w swoim tekście podkreśla, że każde kolejne tłumaczenie zawsze będzie pewnym zniekształceniem, bo żaden język nie odda oryginalnego egipskiego, którego brzmienie miało też aspekt magiczny.

Była to dla mnie ważna informacja, zanim w ogóle przeszłam do czytania samej treści tych tekstów hermetycznych. Cieszę się, że autorzy to podkreślili i mogłam odpowiednio nastawić się do lektury, biorąc pod uwagę możliwość zniekształceń, interpretację autorów i ich intencje. Ważne w tej książce zatem jest zapoznanie się z samą ideą, a nie oryginalnym tekstem. Spotkałam się z głosami zarzutu wobec tego faktu i są one słuszne, jednak przy odpowiednim podejściu te teksty są po prostu piękne i zrozumiałe. Mając styczność z tłumaczeniami bardziej bliskim oryginałom oczywiście zdobywamy wartościową wiedzę, jednak częściej może być ona niejasna, a dłuższe czytanie tych tekstów może nużyć. (Tak miałam niedawno z tekstami biblijnymi).

Książka jest podzielona na rozdziały, które poprzedzają autorskie komentarze. Tutaj też spotkałam się na goodreads z zarzutem powtórzeń. Jest to fakt, ale mnie nie zniechęca. Wkraczając w nowy paradygmat myślowy, nie przyjmujemy go automatycznie, potrzebujemy ciągłych powtórzeń, przypomnień, utrwaleń. Dosłownie pisze o tym David Hawkins a pośrednio pokazują autorzy, u których często czytam podobne informacje. Pozwala mi to je ciągle interpretować i konfrontować z innymi punktami widzenia.

Główne tematy poruszone w książce:
- Kontemplacja kreacji, Atum/Bóg/Pierwotny Umysł; Kosmos, który jest odzwierciedleniem tego Umysły; Człowiek, który jest odzwierciedleniem Kosmosu, a tym samym Boga.

- Umysł człowieka jest odzwierciedleniem umysłu Boga, tak jak my kreujemy nasze myśli, tak Bóg w swoim umyśle kreuje wszelkie stworzenie.

- Wszystko we Wszechświecie jest żywe, jedynie tylko człowiek posiada Umysł, który pozwala mu poznać Boga, ponieważ wywodzi się on od niego. Tylko podobne może poznać podobne.

- Człowiek został stworzony, aby poprzez swój Umysł poznawał Boga, Jego Stworzenie i sam brał udział w kreacji.

- Znaczenie zodiaku, Przeznaczenia i Konieczności. Kierują one życiem ludzi nieświadomych do czasu, aż się przebudzą.

- Idea czasu jako pętli, sterowanej ruchem ciał niebieskich, bez początku i końca. Mimo, że czas jest iluzoryczny (przeszłość minęła, przyszłość nie nadeszła a teraźniejszość nie trwa i natychmiast przemija), ludzkim czasem również kieruje ruch Ziemi wokół własnej osi i wokół Słońca.

- Dla człowieka czas jest destrukcyjny, we wszechświecie umożliwia ciągły rozwój i kreację.

- Paradoksy jak np. niezmiennym prawem Natury jest to, że zawsze wszystko się zmienia.

-Człowiek jest mediatorem, to jedyne miejsce we Wszechświecie, gdzie spotyka się Umysł z materią.

I jeszcze inne aspekty, ale nie będę się za bardzo już rozpisywać :D Zazwyczaj nie chcę tego typu książkom dawać oceny 10, bo chcę sobie zachować pewien dystans i mam na uwadze, że autorzy mają różne doświadczenie, wiedzę i różne podejścia, nie unika się też na pewno własnych interpretacji, jednak tę książkę bardzo mocno poczułam, mimo mojego sceptycyzmu na początku, kiedy chodziło o nieadekwatność w tłumaczeniu. Na plus bibliografia z informacją, z których fragmentów korzystano, pisząc dany rozdział.

Jeszcze na koniec autorzy:
"The teachings of the ancient mystery religions were closely guarded secrets. An oath of secrecy, punishable by death, was taken by all initiates. In reality however, these secrets guard themselves. They are 'sacred open secrets' written in the language of nature, in the movement of the stars and the singing of the birds. The answers are there for all who are able to look and listen with minds unclouded by others' opinions.

Hermes has taught us some of these profound secrets. If we are not ready to receive them, we will simply not understand what we have read. Words lead us to the doorway of Truth, but only by contemplating their meaning can we pass through. If we meditate on these teachings we will know them to be true. If we don't, they will be just more concepts and opinions."

"Language is inadequate.
The gods sing a hymn of silence,
and I am silently singing." <3

Autorzy krótko przedstawiają historię tekstów przypisywanych egipskiemu mędrcowi Tothowi, którego czczono jako boga, a którego starożytni Grecy identyfikowali z bogiem Hermesem. Aby odróżnić go od egipskiego odpowiednika, nadali mu przydomek Trismegistus, co oznacza Po Trzykroć Wielki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

14.07.22

Przerwana na 73 %.

Mam wiele problemów z tą książką, zacznę jednak od dobrych stron - jak zawsze, wspaniały styl pisarski autorki, który pozwala przez 400 stron czytać tak naprawdę o niczym, i wykreowany świat i koncept magiczny, który ma duży potencjał, nie jest jednak moim zdaniem do końca wykorzystany. To jest jak najbardziej subiektywna opinia, jednak po czwartej przeczytanej (prawie) książce w tym uniwersum, spodziewałam się czegoś więcej.

Historia jest bardzo powolna, jak to bywa u pani Hobb. Jest unikatowa i przyjemnie się ją czyta, jednak tutaj już straciłam cierpliwość. Gdy po 450 stronach rozmyślań głównego bohatera i jego podróży (ze szczegółami dotyczącymi pogody i stanu jego samopoczucia, nie mogłam już czytać jak Fitz jest głodny, zmęczony i obolały) w końcu docieramy to konkretnej akcji... to wygląda ona absurdalnie i komiczne. Nie po to tyle czekałam. W tym momencie stwierdzam, że kończę swoją przygodę z serią Elderlings pani Hobb, nad czym naprawdę ubolewam, bo czytało się te książki naprawdę dobrze. W tym co piszę może wydawać się, że jest sprzeczność, jednak mimo pięknego stylu zmęczyłam się. W książkach fantastycznych chcę przygód, akcji i pełnokrwistych bohaterów.

Najlepszą postacią tej powieści jest Nighteye (Ślepun), wilczy towarzysz Fitza. Mimo swojego podeszłego wieku i słabej kondycji, jest najbardziej użytecznym i rozsądnym bohaterem tej historii. Mam przeczucia co do jego losu, więc kiedyś dokończę tę książkę, z szacunku dla niego.

Co do samego Fitza, zrujnował on dla mnie tę serię. W pierwszej części swojej trylogii był małym chłopcem i nastolatkiem postawionym w bardzo trudnej sytuacji i szczerze go polubiłam i mu kibicowałam. W drugiej zaczął mnie irytować, a w trzeciej nie mogłam go już znieść. Tolerowałam go, bo wiedziałam że jest jeszcze młody (miał wtedy 20 lat) i wiele przeszedł, byłam w stanie jakoś to zrozumieć. Ale w tej części, po 15 latach, spodziewam się jakiegoś rozwoju postaci. Niestety. Nadal jest on użalającym się nad sobą, narzekającym na wszystko, mającym do wszystkich pretensje podróbką bohatera. Jest to realistyczne, bohater ma swoje słabości i nie jest idealny. Ale po pierwsze, ten konkretny nie uczy się na swoich błędach, po drugie, w przygodowych powieściach fantasy chcę choć odrobinę epickości, pewności siebie, umiejętności walki, sprytu, czegokolwiek. Fitz nie ma nic, jest bezużyteczny, a jego misja toczy się do przodu tylko dzięki umiejętnościom podstarzałego wilka. To, co jeszcze mi się w nim nie podoba, to brak chęci brania odpowiedzialności za swoje czyny. Gdy był skrytobójcą całe swoje sumienie zrzucił na swojego zleceniodawcę, a teraz gdy jest w miarę samodzielny, nie potrafi podejmować decyzji i z rozżaleniem i tęsknotą wspomina czasy, kiedy to inni za niego decydowali. Przejawia on jeszcze mechanizm udawania, że nie dostrzega pewnych przykrych rzeczy. Jak sam powiedział, łatwiej jest mu udawać, że tego nie widzi, niż się z tym skonfrontować. Dla mnie jest to żałosne i sprawiło, że nie chcę na razie o nim czytać. Mam nadzieję, że w pięciu kolejnych tomach nastąpi jakiś rozwój jego postaci. Oczywiście jest on tak rozpisany celowo, ponieważ wiele rozsądku pani Hobb wkłada w usta Ślepuna, który gasi Fitza w wielu momentach.

Myślę, że za jakiś czas dokończę, chociaż zakończenie głównego wątku mało mnie już niestety interesuje.

Update 16.08.22.
Dokończyłam. Ta seria jest specyficzna i powolna, ale myślę że po dłuższej przerwie wrócę z sentymentem do tego niezwykłego świata i historii.

Zwiekszam ocenę z 4 na 6. Plus za pocisk Bastarda, my baby boy is growing up.
"You've called me a bastard, a thief, and now a liar. A prince should be more mindful of what insults he flings, unless he thinks that his title alone will protect him. So here's an insult for you, and a warning. Hide behind being a prince while calling me nasty names, and I'll call you a coward. The next time you insult me, your bloodlines won't stop my fist."

14.07.22

Przerwana na 73 %.

Mam wiele problemów z tą książką, zacznę jednak od dobrych stron - jak zawsze, wspaniały styl pisarski autorki, który pozwala przez 400 stron czytać tak naprawdę o niczym, i wykreowany świat i koncept magiczny, który ma duży potencjał, nie jest jednak moim zdaniem do końca wykorzystany. To jest jak najbardziej subiektywna opinia, jednak po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Przerywam swoją opowieść, czytelniku. Nie winię cię, jeśli nie zechcesz iść ze mną dalej, niełatwa to bowiem droga."

Książka wywarła na mnie dziwne wrażenie i mam do niej niejednoznaczny stosunek. Nigdy nie męczyłam się tak przy książce, która paradoksalnie mi się podobała. Zmuszałam się, aby ją kontynuować i zobowiązałam się do czytania minimum jednego rozdziału dziennie, aby ją skończyć, bo byłam już za 50 % i nie chciałam zostawić kolejnej niedokończonej. Nie sądzę, aby wynikało to z nieodpowiedniego czasu po jej sięgnięcie. Jeżeli książka się podoba, nie powinna jednocześnie do siebie zniechęcać. Bardzo ciekawe doświadczenie.

To co bardzo podobało mi się w tej powieści to 3 kwestie:
-główny bohater i sposób narracji
-świat przedstawiony
-i to, co wynika z dwóch powyższych punktów, czyli sposób przedstawiania tego świata.

Uwielbiam bohatera, takiego jak Severian, mimo że charakterologicznie nie jest zbyt dokładnie przedstawiony (tylko tyle ile sam o sobie powie). Narracja jest pierwszoosobowa, opowiada on swoje dzieje, i to, co mnie w nim uderza, to to, jak sam o sobie mówi, że ma perfekcyjną pamięć, co nie raz stanowi dla niego problem. Pamięta wszystko w najdrobniejszych szczegółach, każdą rozmowę, twarz, nawet zapach czy dźwięk (wiele razy jednak, stwierdza, że nie jest czegoś pewien, udaje?). W innym miejscu stwierdza, że jest notorycznym kłamcą i z jego ust nie pada słowo prawdy. Informacje o tym w tekście pojawiają się raz. Ale pamiętaj o tym czytelniku i zastanawiaj się, czy to, o czym czytasz, nie jest poprzekręcane :D

Świat jest niesamowity, klimat przecudowny, mroczny, tajemniczy. Początkowo odnosi się wrażenie, że to typowe fantasy inspirowane średniowieczem, ale po odkrywaniu coraz to nowych szczegółów, mi osobiście jawi się jako świat futurystyczny po wielkiej apokalipsie, która zdegradowała cywilizację właśnie do wieków średnich. Nie jest on w żaden sposób wyjaśniany, przedstawiane są tylko jego smaczki i fragmenty, które akurat dotyczą naszej podróży z głównym bohaterem, jak chociażby książka wielkości kciuka, na której znajduje się więcej woluminów, niż w całej bibliotece, czy zielony, zalesiony, zamieszkany przez ludzi księżyc.

Klimatycznie bardzo przypomina mi świat serii gier rpg Planescape Torment, czy nawet bardziej, Tides of Numenera.

Fabularnie jest tu chaos i zagmatwanie, ale historia jest bardzo intrygująca.

Męczyłam się (?!)
Podobała mi się.
Na pewno będę kontynuować. Nie w najbliższej przyszłości :D

"Przerywam swoją opowieść, czytelniku. Nie winię cię, jeśli nie zechcesz iść ze mną dalej, niełatwa to bowiem droga."

Książka wywarła na mnie dziwne wrażenie i mam do niej niejednoznaczny stosunek. Nigdy nie męczyłam się tak przy książce, która paradoksalnie mi się podobała. Zmuszałam się, aby ją kontynuować i zobowiązałam się do czytania minimum jednego rozdziału...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo żałuję, że czytanie tej książki nie sprawiło mi przyjemności. Powodem tego były zapewne moje wysokie wobec niej oczekiwania.

Jeżeli chodzi o charakterystykę postaci Hesse mnie nie zawiódł, przedstawił on z góry założone postawy w sposób bardzo pogłębiony. Szczegółowo scharakteryzował Złotoustego, oddanego namiętnościom, odczuwaniu zmysłowemu, zaspokajaniu żądz i poszukiwaniu rozkoszy artysty, który w sztuce odnajdywał sens swego istnienia, a z drugiej strony Narcyza, myśliciela, który zrezygnował z całego życia zmysłowego, aby nie rozpraszać się na swojej drodze do oświecenia i harmonijnego życia. Ukazuje również, jakie nimi targały sprzeczności i jak nawzajem na siebie wpływali.

Dla mnie osobiście jednak opis ten wydał się bardzo sztuczny i schematyczny. Rozumiem jednak, że taki miał być i postawione zamierzenie zostało zrealizowane. Utwór, podobnie jak "Siddhartha", wydaje mi się raczej przypowieściowy, co w tym przypadku mi się nie podobało. Nie polubiłam głównego bohatera, Złotoustego, a to jego głównie obserwujemy. Rozumiem jego postawę, co nie zmienia faktu, że przez niego lektura była dla mnie nieprzyjemna.

Jedyne co wyniosłam z tej książki, to fakt, że te dwie schematyczne postawy są w każdym człowieku, mniej lub bardziej dominujące, a sednem jest ich odkrycie, akceptacja, zharmonizowanie. W książce przedstawiono dwie skrajności.

Po czterech przeczytanych książkach Hessego uważam, że jest on mistrzem w tworzeniu charakterystyk i postaw bohaterów. Fabuła nigdy w nich nie dominowała, jednak i tak mnie ciekawiła. W tej konkretnej książce mnie nie zainteresowała i irytowałam się już coraz to kolejnymi podbojami miłosnymi Złotoustego. Może właśnie jego podejście do miłości uprzykrzyło mi lekturę.

Bardzo żałuję, że czytanie tej książki nie sprawiło mi przyjemności. Powodem tego były zapewne moje wysokie wobec niej oczekiwania.

Jeżeli chodzi o charakterystykę postaci Hesse mnie nie zawiódł, przedstawił on z góry założone postawy w sposób bardzo pogłębiony. Szczegółowo scharakteryzował Złotoustego, oddanego namiętnościom, odczuwaniu zmysłowemu, zaspokajaniu żądz i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest to niefortunne i bardzo rozczarowujące zakończenie serii, którą niezwykle polubiłam.

Tematem przewodnim tej historii jest próba zapobieżenia, wydawałoby się nieuchronnemu, końcowi świata, czyli tytułowemu the age of darkness, który został zapowiedziany w przepowiedni.

Narracja jest prowadzona z perspektywy pięciu bohaterów, co ma swoje dobre i złe strony. W pierwszej części podobało mi się to chyba tylko dlatego, że o dziwo wszystkich bohaterów naprawdę polubiłam i każdy z nich prezentuje trochę inny typ historii. Jedna z postaci jest uwikłana w rozgrywki polityczne i dzięki niej poznajemy świat przedstawiony, dwie inne prezentują bardziej osobiste zmagania z problemami natury moralnej, dwie pozostałe są uwikłane bezpośrednio w aspekty magii, przepowiedni i przeznaczenia.

Bohaterowie są upisani fantastycznie (niestety tylko w pierwszej części). Ich historia, psychologia, rozwój, relacje, które się miedzy nimi zawiązują, były dla mnie bardzo angażujące i nie mogłam oderwać się od lektury. Mało tego, mamy dwie postacie poboczne, które również są fascynujące i dorównują poziomem zainteresowania.

Wydarzenia są ciekawe, dużo się dzieje, jest wiele zwrotów akcji, tajemnica i intryga są budowane mistrzowsko. Nie mogłam oderwać się od lektury, co również było spowodowane tym, że śledzimy od czterech do pięciu różnych historii, dziejących się w tym samym czasie, więc automatycznie chcemy przejść przek kolejne rozdziały, i tak w kółko. W tej części to grało, bo wszystkie perspektywy równo mnie interesowały, dlatego pierwszy tom oceniłam na 10 gwiazdek. Z tego samego powodu drugi oceniłam na 7, bo strasznie denerwowałam się przestojami u bohaterów, którzy już zaczęli mnie irytować.

No a teraz zakończenie tej epickiej historii.... Oceniam na 2 tylko ze względu na romans między moimi ulubionymi bohateriami :,)

To jak już dobre strony mam za sobą, jeszcze troszkę dlaczego tak negatywna ocena. Narracja nadal jest prowdzona z perspektywy pięciu bohaterów, tylko że w tej części są oni w tym samym miejscu i praktycznie cały czas są razem :D Ich rola sprowadza się do wtrącania do rozmowy, biadolenia, podróżowania, flirtowania. Chciałabym napisać jeszcze wpadania na głupie pomysły, ale z drugiej strony oni nic nie robili, a wydarzenia toczyły się praktycznie same. Dużym moim zarzutem jest właśnie to, że nie są już to te postacie, które pokochałam i których losy mnie interesowały. Tak jakby autorka niektórymi się znudziła i wplotła im byle jakie zakończenia. Wydaje mi się, że przerosła ją w tej części forma, którą sobie założyła. A wystarczyłoby ją chociażby lekko zmodyfikować. Nawet sobie umyśliłam, że już jako zakończenie serii, zrezygnowałabym z imiennych rozdziałów, a na ich miejsce dała trzy wielkie perspektywy, które byłyby epickie i prowadziły do wielkiego finału – "BEFORE", "THE GOD", "THE PROPHET". Czytałabym!

W tej części okazało się także, jak słabo jest zbudowany świat. Jest on fikcyjny, ale inspirowany, wydaje mi się, światem starożytnym – Egiptem, Grecją, Persją, nawet poczułam vibe Chin. W pierwszej części autorka znalazła czas, aby pokazać jego złożoność i cudowny klimat. W trzeciej nic takiego już nie poczułam. Widać wystarczył fakt, że wiem, gdzie wydarzenia mają miejsce, jednak brakowało mi wrażeń z pierwszej części.

No i największy zarzut - wszystko co jest istotne i odkrywane w pierwszej i drugiej części okazało się nieprawdą. W moim poczuciu nie zasługuje to na miano plot twistu. Wielki plot twist miał miejsce w pierwszej części, który był wewnętrznie spójny, logiczny i niczemu nie zaprzeczał. Oczywiście są sytuacje, że postacie jawnie kłamią i trzeba się z tym liczyć, ale trzeba to pokazać i dobrze poprowadzić. Trzecia część w prowadzeniu fabuły to naprawdę totalne dno. Literacko też gorzej napisana, ale mimo to i tak była to raczej szybka przeprawa. Dużym minusem jest również opisywanie przez autorkę scen walk. Innymi słowy była to gra typu hack&slash. Dwóch przeciwko dwudziestu czterem, nie wiadomo czy ktoś umarł z przeciwników, walka się kończyła. Atak, unik, kontra, a przeciwnicy rozpływali się w chmurce zostawiając loot.

Cieszę się, że zakończyłam serię i nawet nie żałuję. Jestem bardzo wdzięczna za emocje i rozrywkę, jaką dostarczyła mi pierwsza część i będę śledzić nowe książki autorki.

Jest to niefortunne i bardzo rozczarowujące zakończenie serii, którą niezwykle polubiłam.

Tematem przewodnim tej historii jest próba zapobieżenia, wydawałoby się nieuchronnemu, końcowi świata, czyli tytułowemu the age of darkness, który został zapowiedziany w przepowiedni.

Narracja jest prowadzona z perspektywy pięciu bohaterów, co ma swoje dobre i złe strony. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To chyba jakiś żart.

Czuję się jakbym przeczytała 700 stronicowy wstęp do powieści. Przez całą książkę nic się nie dzieje, aby na ostatnich 10 stronach akcja nabrała takiego tempa, że ja chcę już teraz zaraz natychmiast kontynuację, o której nawet nie mam pojęcia czy jest w planach! Nieeeee.... I teraz będę snuła plany i marzenia dotyczące możliwych dalszych fabuł.

Ogólnie uczucia względem książki mam bardzo mieszane. Niby czyta się to szybko, przyjemnie i jest ładnie napisane, ale brakuje mi w tej historii głębi, ekscytacji, zaskoczenia (nie licząc samej końcówki). Intrygi i sposób ich prowadzenia mi się nie podobają, przez całą książkę nie czuć głównego motywu, który czytelnik mógłby śledzić. Taka sobie historia bohatera zafascynowanego mechaniką i wplątanego w dworskie rozgrywki, która dzieje się na przestrzeni lat. Brakuje mi w tej powieści akcji, charakterów, przewrotności.

Dużym plusem jest dla mnie kreacja głównego bohatera (pozostała reszta jest nieistotna). Jest to człowiek niejednoznaczny i "rozwija się" w nieoczywistym kierunku. Bardzo podoba mi się jego relacja z małżonką, z którą nie łączy go nic romantycznego, bo nie jest zdolny do tego typu uczuć (może się to zmieni, gdyby powstała kontynuacja?)

Motyw dyskryminacji ludzi kalekich i transhumanizm też bardzo ciekawy, jak również wykorzystanie mocy Woli, która jawi się po części magicznie, ale jest opisana dość poważnie i dojrzale.

Hmm w sumie polecam, ale moim zdaniem nie jest pozbawiona wad. I czekam na kontynuację, po tej końcówce nie odpuszczę.

To chyba jakiś żart.

Czuję się jakbym przeczytała 700 stronicowy wstęp do powieści. Przez całą książkę nic się nie dzieje, aby na ostatnich 10 stronach akcja nabrała takiego tempa, że ja chcę już teraz zaraz natychmiast kontynuację, o której nawet nie mam pojęcia czy jest w planach! Nieeeee.... I teraz będę snuła plany i marzenia dotyczące możliwych dalszych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo przyjemnie czytało mi się tę książkę i początkowo chciałam ją ocenić na 6/7, jednak ostatecznie nie mogłam dać więcej jak 4.

Podoba mi się styl autora i lekkość pisania, główny temat, klimat, bohaterowie i humor. Dziwnie to wygląda przy tego typu książce, ale sprawiła ona, że czułam się bardzo komfortowo. Ja kryminałów zazwyczaj nie czytam, akurat teraz mam na nie ochotę, a to była dla mnie lekka i nie angażująca emocjonalnie książka. Nie miałam wobec niej dużych wymagań, są jednak rażące kwestie, na które już nie mogłam przymknąć oczu, mimo że bardzo polubiłam Deryłę (Deryła?) i wszystkich jego współpracowników. Czytało mi się naprawdę super, ale denerwowałam się już pod koniec.

W tej książce poległo całe śledztwo. Początkowo myślałam, że ludzie popełnili błędy, niektórzy mogli nie do końca być kompetentni, zaniedbano pewne procedury. W miarę jak zbliżaliśmy się do rozwiązania historii, raziło mnie, że wielu osób nawet nie przesłuchano i nie rozważono podstawowych kwestii, jak kim były ofiary seryjnego mordercy i co je ze sobą łączyło. Ostatecznie i tak nie miało to żadnego znaczenia dla rozwiązania zagadki, kobiety były wybierane zupełnie przypadkowo, co stało w sprzeczności z wymagającym zaangażowania sposobem ich pojmania. Nie liczył się tutaj człowiek, to dlaczego stał się obiektem tortur na podłożu religijnym i dlaczego miałby zostać ukarany za jakiś "grzech", jak sugeruje tytuł, a jedynie kupa kości i mięsa potraktowana w konkretny sposób. Przez to intryga ta była bardzo jednowymiarowa, skupiono się na fizycznych elementach sprofanowanych ciał, ich znaczeniu i symbolice, co oczywiście było ważne, ale nie powinno się na tym poprzestać, jakieś podstawowe procedury powinny zostać zachowane. Już nie mówiąc o wyciąganiu pewnych wniosków nie popartych dowodami i obwinianiu niewinnych osób.

Sam rys psychologiczny oprawcy wydał mi się mało pogłębiony, niespójny i niedostatecznie uzasadniony.

Książka miała być brutalna i szokować, ale pierwszy opis słownych pogróżek, skierowanych pod adresem ofiary, był karykaturalny i żenujący, natomiast kolejne sceny tortur już obrzydliwe w swej dosadności. Aż tak bardzo mnie to nie razi, nic jednak nie wnosi. W budowaniu grozy wolę większą subtelność.

To pierwsza książka autora i mam nadzieję, że następne będą bardziej przemyślane i dopracowane. Jestem w szoku, że historia nie zakończyła się w jednym tomie, a to oznacza, że na pewno będę czytała dalej :D Mimo tych dość rażących mnie mankamentów, Czornyj bardzo mnie zainteresował i obronił się stylem.

Na sięgnięcie po jego książki zdecydowałam się po obejrzeniu spotkania autorskiego, zrobił na mnie wrażenie. Polecam:

https://www.youtube.com/watch?v=5DQU3BhbyYI

Bardzo przyjemnie czytało mi się tę książkę i początkowo chciałam ją ocenić na 6/7, jednak ostatecznie nie mogłam dać więcej jak 4.

Podoba mi się styl autora i lekkość pisania, główny temat, klimat, bohaterowie i humor. Dziwnie to wygląda przy tego typu książce, ale sprawiła ona, że czułam się bardzo komfortowo. Ja kryminałów zazwyczaj nie czytam, akurat teraz mam na nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jedna dodatkowa gwiazdka tylko za wykreowany świat i moje perwersyjne zamiłowanie do paranormal romance.

Autorka przedstawia fascynującą wizję dystopijnej przyszłości, świat, który wcale nie wydaje się nieprawdopodobny. Ludzkość gnieżdżąca się w wielkich metropoliach (Cytadelach) pod administracją rządu światowego (Sajon). Świat, w którym osoby ze szczególnymi zdolnościami (jasnowidze) są wychwytywane i zsyłane do kolonii karnych. I istoty z innych wymiarów (Refaici) (demony? Archonci?), które zniewalają ludzkość, aby im służyła i na której energii mogliby żerować. I to główny powód, dla którego wracałam do tej książki, kiedy dwa razy przerywałam jej lekturę. Wyrzucałam z czytnika, po czym, pod wpływem dziwnego impulsu i przyciągania, wgrywałam z powrotem i czytałam dalej.

Drugi powód to międzygatunkowy romans, między dwiema antagonistycznymi istotami. Zawsze fascynuje i intryguje mnie taka relacja, obserwowanie jak fundamentalnie różne, wręcz wrogie sobie gatunki nawiązują relację, jak ona się rozwija i czy jest w ogóle sposób, aby mogli się dogadać, zrozumieć i na ile zaakceptować różnice. Bo taka relacja, jeżeli ktoś pokusi się o jej opisanie, nigdy nie powinna być prosta, oczywista i rzadko powinna się kończyć dobrze. Ale to tylko takie moje idealistyczne teoretyzowanie, wiadomo, że takich rzeczy nie znajdziemy w fantastyce młodzieżowej. Szczerze powiedziawszy nigdy chyba o czymś takim nie czytałam, raczej rozmyślałam. Bo nawet czytając, pisząc, myśląc o wampirach, demonach, a coraz częściej również cyborgach, jako ludzie patrzymy na nie z ludzkiej perspektywy i nadajemy im ludzkie cechy. Jedynie ambitne, poważne próby na tym polu, które ja osobiście kojarzę, mógł podejmować Lem, który starał się teoretyzować, jak mógłby wyglądać kontakt człowieka z obcą inteligencją. Jest z pewnością więcej książek na ten temat, ja niestety więcej nie kojarzę i nie czytam za dużo science fiction.

Ale wracając do sedna. Ta książka jest koszmarna!

Mimo, że wizja świata jest fascynująca, autorka chaotycznie go opisuje. Jej idea jasnowidzenia bardzo mi się na początku nie podobała, ponieważ traktowała ją jak swego rodzaju magię, a jasnowidzów klasyfikowała pod kątem ich różnych umiejętności. To nie jest obiektywnie złe i rzeczywiście, fanom fantasy może się podobać. Mnie jednak ta idea wydała się interesująca w połowie książki, kiedy autorka, w retrospekcyjnym rozdziale, napisała, czym jest jasnowidzenie. Że jest to rozszerzone postrzeganie, dostrzeganie tego co niewidzialne, sięganie poza widzialną rzeczywistość. I wow, dla mnie to ma sens, tylko że w sumie nie miało to odzwierciedlenia w akcji bo wszystko sprowadzało się mniej więcej do walki na duchy. Magiczne sztuczki. Ale w sumie nie wymagajmy za dużo.

Historia jest pełna luk logicznych i absurdów, akcja opisywana w sposób nieciekawy, charaktery płytkie, relacje między bohaterami sztuczne, dialogi drętwe. Bohaterka głupia i irytująca. Sama fabuła, główna oś spajająca akcję, dla mnie totalnie bez sensu. Jak pisałam, jedynie świat, w którym została osadzona, trzymał mnie przy lekturze. No i ten nieszczęsny romans :D Który przeżywałam bardziej, niż był tego wart. Ale przymykałam oko bo to moje guilty pleasure.

Jeszcze jeden duży zarzut wobec tej książki to nieumiejętność autorki do kreowania atmosfery i napięcia. Ludzie żyli w okropnych warunkach i ciągłym poczuciu zagrożenia, ale w ogóle się tego nie czuło. Każdą śmierć na kartach tej książki, a było ich wiele, przyjmowałam z obojętnością i znużeniem. O poczuciu niebezpieczeństwa cały czas musiała przypominać narracja i w tym utwierdzać, tak jakby czytelnik sam nie mógł tego poczuć. Po wielu akcjach narracja mówi, że np. pod bohaterką uginają się kolana albo drży albo powstrzymuje łzy, aby przekonać, że teraz jest wzruszający moment, ale tak nie było. A ja się często wzruszam na książkach, miewam gęsią skórkę i zdarza mi się płakać.

Także tego, przemęczyłam, co rzadko sama z siebie robię, zazwyczaj jak coś mi się nie podoba to rzucam w cholerę. Byłam ciekawa tego archontycznego świata i w sumie zaintrygowało mnie wydanie tego dzieła, kiedy autorka podpisała od razu umowę na trzy części, w zamierzeniu od razu całości na tomów siedem. Mnie osobiście czytało się to momentami okropnie, ale myślę, że po przerwie będę kontynuować, aby zobaczyć do czego zmierza ta historia. I mam nadzieję, że chociaż warsztat pisarski autorki chociaż trochę ulegnie poprawie.

Jedna dodatkowa gwiazdka tylko za wykreowany świat i moje perwersyjne zamiłowanie do paranormal romance.

Autorka przedstawia fascynującą wizję dystopijnej przyszłości, świat, który wcale nie wydaje się nieprawdopodobny. Ludzkość gnieżdżąca się w wielkich metropoliach (Cytadelach) pod administracją rządu światowego (Sajon). Świat, w którym osoby ze szczególnymi zdolnościami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytane 510 na 880 stron.

W kategorii fantastyki jest to najgorsza książka jaką znam, mimo iż nie jedyna, którą przerwałam. Gdy teraz myślę o tych książkach w porównaniu do tej konkretnej, to przynajmniej wydaje mi się, że miały jakieś atuty i dawały w pewnym stopniu przyjemność z lektury. Gdy odłożyłam tę książkę na 510 stronie, z myślą że mam już dosyć, stwierdziłam że w sumie wolałabym dokończyć „Problem trzech ciał” Cixin Liu czy 3 tom cyklu „Szklany tron” S.J. Maas zatytułowany „Dziedzictwo ognia”, które zakończyłam mniej więcej w połowie.

Wobec książki miałam ogromne oczekiwania (bardzo o niej głośno i zbiera same pochlebne opinie) to raz, a dwa – przez pierwsze 100-150 stron byłam zachwycona i chciałam ją ocenić na minimum 8 gwiazdek. Coś się jednak po drodze zes…. rozłalo...

Bardzo lubię gdy autor fantastyki kreuje spójny świat, ale nie do końca go tłumaczy. Wszystkie najważniejsze informacje przynależą tylko do niego, on jest w nich osadzony i ciągle ich świadomy, aby w trakcie snucia historii się w niej nie pogubić i trzymać siebie w ryzach. Wydawało mi się, że tak będzie w przypadku Islingtona. Rzuca nas on w akcję i poprzez wydarzenia i problemy dotykające bohaterów pokazuje przebłyski swojego świata, który wydaje się tajemniczy i intrygujący. Byłam podekscytowana, bo wydawało mi się, że w tym 900 stronicowym tomie pomału zaczniemy odkrywać niesamowity, niespotykany świat.

Niestety, to były tylko pozory i autor szybko wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Intryga i świat miały potencjał, w moim subiektywnym odczuciu jednak były totalnie źle przedstawione i przeprowadzone. Myślę, że przedstawię to na przykładzie jednej bohaterki, aby skupić się na jednym wątku i w miarę nie spojlerować za dużo.

Ashalia była przyjaciółką głównego bohatera Daviana. Czuć było, że może łączyć ich bardziej romantyczna relacja, jednak nie było żadnych deklaracji z ich strony. Od takie młodzieńcze zauroczenie, które w ogóle mi się nie podobało, ale akceptowałam, bo przecież to naturalne, że młodzież ma swoje sympatie. Ona była totalnie w tle, a jedyną jej cechą było to, że podoba się Davianowi. Aż tu nagle BUM! Nieoczekiwanym splotem wypadków Asha dostaje własną narrację i niesamowity wątek. Strasznie cieszyłam się na jej historię. Pojawił się wątek wyrzutków, Cieni pozbawionych umiejętności korzystania z Esencji, co łączyło się również z oszpeceniem. Byli pogardzani i bano się ich. Tworzyli własną tajemną społeczność. To miało taki potencjał! Ale nic z tego nie wyniknęło.

W trakcie historii okazało się, że Cienie nie różnią się niczym od zwykłych ludzi, czują i myślą tak samo, tylko z jakiegoś powodu są od tak nielubiani, bo tak stwierdził autor, w ogóle tego nie wyjaśniając. Bo nie mogą używać Esencji? Bo Esencja jest taka zła? Bo korzystanie z Esencji wiąże się tylko z ciskaniem wiązek światła? Po czym po jednym ciśnięciu pocisku bohater stwierdza, że nie uratuje rannego umierającego towarzysza, bo skończyła mu się Rezerwa? Meh, nie kupuję tego. System magiczny i cała polityka w książce leży i kwiczy.

Dalej, Ashalia jest najgorszą bohaterką powieści fantastycznej, jaką znam. Naprawdę już wolę, kiedy bohaterki mnie irytują (Asha jest bierna i pasywna), bo przynajmniej mają charakter, podejmują działania, są heroiczne i rozwijają swoje umiejętności. Ashalia nie robi nic. Raptem stała się wyjątkowa i nieoceniona, ale jej działania sprowadziły się jedynie do odnajdywania jej przez ważnych ludzi, którzy przekazywali jej (od tak z siebie) tajne informacje, zaprowadzali ją w tajemnicze miejsca, a ona przemyśliwała na te tematy. I wzdychała za Davianem co trochę, jakby nie miała bardziej palących problemów. Wątek Skryby był bez sensu i wprowadzony na siłę, aby jakoś uzasadnić pałętanie się jej na kartach książki. Całe jej otoczenie to clowni - naczelny nadzorca, ambasador, przywódca Cieni. Ona miała potencjał być podwójnym szpiegiem, ale gdy dotarła do niej informacja o spotkaniu z przedstawicielem Cieni, to stwierdziła, że nie pójdzie, bo nie chce dla nich pracować, a sprawa jakoś sama rozejdzie się po kościach. No nie do końca się rozeszła, ale o zgrozo, Cień nadal pokładał w niej zaufanie ewidentnie będąc zdradzonym, no idiota. W ogóle wszyscy w tym wątku, dorośli mężczyźni, przywódcy i politycy, to totalni idioci. Czują potrzebę zwierzać się małej dziewczynce ze swoich tajemnic i tajnych informacji.

W wielu sytuacjach Islington, i to jest mój największy zarzut wobec książki, wprowadza pewne wyjaśnienia dotyczące świata i magii, bo akurat tak mu pasują do fabuły i w jakiś sposób chce uzasadnić ważność niektórych bohaterów. Tak jak zrobienie z Ashy Skryby czy wyjaśnienie jak działa zmiana Nakazów, aby uzasadnić znaczenie Wirra.

No coż, książkę niestety kupiłam, może kiedyś dokończę, ale już nawet nie interesują mnie ci bohaterowie i historia. Jak jeszcze chciałam dokończyć, aby poznać zakończenie, tak teraz jest mi zupełnie obojętne.

Update 31.05.2022 r.
Co za cyrk. Dokończyłam. Z perspektywy czasu pomyślałam, że może zbyt surowo i emocjonalnie oceniłam tę książkę, było jednak tylko gorzej.

Przeczytane 510 na 880 stron.

W kategorii fantastyki jest to najgorsza książka jaką znam, mimo iż nie jedyna, którą przerwałam. Gdy teraz myślę o tych książkach w porównaniu do tej konkretnej, to przynajmniej wydaje mi się, że miały jakieś atuty i dawały w pewnym stopniu przyjemność z lektury. Gdy odłożyłam tę książkę na 510 stronie, z myślą że mam już dosyć, stwierdziłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie żałuję, że przebrnęłam przez tę książkę, chociaż była to wielka umysłowa i duchowa udręka. Chciałam ją przerwać po pierwszym rozdziale, zmobilizowałam się jednak i teraz stwierdzam, że, tak jak nic nie dzieje się przypadkiem, przyszedł czas, abym nie czytała tylko dobrych książek, ale skonfrontowała się bezpośrednio z narracją, retoryką i sposobem myślenia „intelygencji” XXI wieku. Nie uznaję jej za popularno-naukową, raczej zgrabny manifest propagandowy sprawiający wrażenie naukowego.

Nie będę szczegółowo analizowała całej treści (której, biorąc pod uwagę objętość dzieła, jest dość niewiele), wtrącę jedynie zagadnienia najbardziej mnie oburzające, ale to, co chcę podkreślić najbardziej, mieści się w warstwie konstrukcyjnej. Tytułowe lekcje, których autor chce nam udzielić w przestrodze przed palącymi i naglącymi problemami XXI wieku, które pojawiają się w wyniku globalizacji oraz rozwoju technologii informacyjnej i biotechnologii, ujawniają bardzo ciekawy manipulacyjny zabieg, który polega na wytwarzaniu problemu, aby zaoferować tylko jedyne słuszne rozwiązanie, a jednocześnie je usprawiedliwić. Wydaje się, że pisze on ciekawe i rozsądne rzeczy, nawet tak trochę z pogranicza s-f (ale tak naprawdę nie), ale przedstawia je w sposób bardzo powierzchowny, nie podaje ich genezy i kontekstu historycznego, politycznego czy społecznego. Gdyby to zrobił, problem sam by się rozwiązał, albo nawet można by go było uniknąć. Prezentuje dużo pozbawionych treści słów, wprowadza zamęt i w ogólnej konkluzji stwierdza – wszystko co do tej pory istniało (czy to system polityczny, ekonomiczny czy religia) nie rozwiąże tego problemu, dlatego drogi czytelniku szykuj się na przyjęcie jednego słusznego rozwiązania (już na tak 2050 rok), bo jak nie to będziesz faszystą, rasistą bądź zwolennikiem wojny atomowej. Co mnie osobiście zainteresowało w tym miejscu to to, że ja o wielu tych rzeczach słyszałam i zdaję sobie z nich sprawę, ale gdy wspominam o nich wśród znajomych, to patrzą na mnie z politowaniem i niedowierzaniem, a tu proszę, pan autor snuje nam właśnie taką wizję przyszłości.

Kolejna kwestia, co podkreśliło również kilka osób na lc, to wypowiadanie się, jakby tłumaczyło się coś małemu dziecku. Przedstawianie rozbudowanych i nieadekwatnych z rzeczywistością przykładów, omawianie disneyowkich filmów animowanych na poparcie swoich tez… Za dużo tego wszystkiego, wprowadzało to wielki zamęt i irytację, miało chyba na celu jeszcze większe znużenie i pomieszanie myśli. Tych tekstów nie charakteryzowała dedukcja naukowa, co wywoływało poczucie zagubienia i zawieszenia w próżni. Musiałam się mieć bardzo na baczności. Uważam, że jest to o tyle groźne, bo często można nie zdawać sobie z tej manipulacji sprawy. Tezy, które wydawałaby się rozsądne, podaje w bardzo pokrętny sposób i odwraca ich znaczenie. Ja przez pierwsze części książki nie wiedziałam, czy autor przestrzega przed tymi problemami, czy zachwala wizję przyszłości i zachęca czytelników na jej przyjęcie.

Jeżeli chodzi o samą treść i przesłanie książki - Ja z całego serca mocno przestrzegam przed jej lekturą.

Nie zgadzam się z autorem na poziomie niemal fundamentalnym. Nie zgadzam się, i tutaj w cudzysłowie będę podawała dosłownie jego tezy, że „człowiek nie ma wolnej woli”.
Nie zgadzam się, aby „człowiek miał uznać własną niewiedzę”.
Nie zgadzam się z twierdzeniem autora, że „nie jest prawdą, że ludzie mają naturalne prawo do życia czy wolności”.
Nie zgadzam się, że „świat jest zbyt skomplikowany dla mózgów zbieraczy-łowców”. (Dlatego autor uważa, że człowiek każdy aspekt swojego życia, nawet wybór partnera, powinien poddać analizie sztucznej inteligencji.)

Nie zgadzam się, że śmierć 30 osób podczas zamachu terrorystycznego ma mniejsze znaczenie, niż znacznie większa ilość w wypadkach na drodze lub podczas wojny. Jest to intencjonalne pozbawienie życia, a nie wypadek. Ciekawe czy pocieszyłoby rodziny ofiar zamachów terrorystycznych, gdyby przypomniano im, że przecież podczas I wojny światowej zginęło o wiele więcej ludzi? Naprawdę panie autorze?

Moje największe zarzuty wobec tej książki to dehumanizacja człowieka i zdegradowanie go do zwierzęcia, które nie ma prawa o sobie decydować, bo jest niedoskonałe, a tylko sztuczna inteligencja zapewni mu życie bez popełniania błędów. Autor uważa, że życie nie ma żadnego sensu i człowiek nie powinien w ogóle tracić czasu na jego poszukiwanie. Pluje na każdą religię i system mistyczny. Przywołuje badania dot. mózgu i umysłu i pisze (w 2018 roku!), że są one w powijakach i niewiele wnoszą. To może wypadałoby zrobić większy research na tym polu? W ogóle nie uznaje istnienia czegoś takiego jak Świadomość. Mówi o medytacji jakby rzeczywiście miał pojęcie na ten temat, ale albo sam utknął w martwym punkcie, albo nie zdradza prawdziwego jej sensu.

Przykre jak dużo osób zachwyca się tą książką i z nią identyfikuje.

Nie żałuję, że przebrnęłam przez tę książkę, chociaż była to wielka umysłowa i duchowa udręka. Chciałam ją przerwać po pierwszym rozdziale, zmobilizowałam się jednak i teraz stwierdzam, że, tak jak nic nie dzieje się przypadkiem, przyszedł czas, abym nie czytała tylko dobrych książek, ale skonfrontowała się bezpośrednio z narracją, retoryką i sposobem myślenia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przerwałam na 48 %, ok. 200 strona.

Sama nie wiem, dlaczego sądziłam, że ta książka może mi się spodobać. Widząc rekomendację, nie powinnam nawet rozważać, aby po nią sięgnąć. Skusiłam się jednak z powodu tematyki, okładek i pochlebnych opinii. I w sumie nie powinnam żałować, bo po tym, co udało mi się przeczytać, mogłam wyrobić sobie własne zdanie.

Książka z początku bardzo mnie zaciekawiła. Podobał mi się wątek historyczny dotyczący Rewolucji kulturalnej w Chinach, tajnej bazy naukowej/wojskowej Czerwony Brzeg i wątek hmm może nawet lekko thrillerowaty (jeżeli mogę tak napisać) dotyczący samobójstw naukowców należących do ugrupowania o nazwie bodajże Granice nauki. I dla mnie był to super początek, szkoda tylko, że te wątki nie są do końca rozwijane, jak bym sobie tego życzyła.

Fabuła jest strasznie niespójna, pojawiają się nowe wątki, przeplatane wtrąceniami dotyczącymi poprzednich, które nic nie wnoszą i nie wiadomo z czego wynikają. Ciąg wydarzeń i zachowania bohaterów (którzy sami są strasznie drewniani) jest nielogiczny i niespójny, ciężko uchwycić jakiekolwiek motywacje działań i ich zasadność, a wyjaśnienia są żałosne. I oczywiście wywody naukowe. Nie posiadam sporej wiedzy i w wielu kwestiach na pewno się mylę, ale na podstawie tego, co udało mi się poznać, mogę krytycznie podejść do przedstawianych treści i niestety rozważania autora uważam dla mnie za szkodliwe. Teorie są przedstawiane w sposób powierzchowny i czasami bezzasadny. Oczywiście super jest się czegoś dowiedzieć i takie opisy mogą być ciekawe, jeżeli służą fabule i powieści i mają silniejszą podstawę. Oczekiwałam ciekawej historii pełnej akcji i nieoczekiwanych rozwiązań, trzymającej w napięciu i odpowiadającej w jakimś stopniu na pytania w kwestiach, które mnie interesują. Nic takiego nie otrzymałam, mało tego, była strasznie nudna i napisana w topornym stylu.

Na pewno nie wrócę do tej serii. Zapoznałam się z opiniami dot. dalszych tomów i wiem, że nic nie tracę.

Update 28.03.2022 r.
Dokończyłam. Jedna z najgorszych książek jakie przeczytałam w życiu. (Nie jestem w stanie wskazać nic gorszego.)

Przerwałam na 48 %, ok. 200 strona.

Sama nie wiem, dlaczego sądziłam, że ta książka może mi się spodobać. Widząc rekomendację, nie powinnam nawet rozważać, aby po nią sięgnąć. Skusiłam się jednak z powodu tematyki, okładek i pochlebnych opinii. I w sumie nie powinnam żałować, bo po tym, co udało mi się przeczytać, mogłam wyrobić sobie własne zdanie.

Książka z początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

David Icke obszernie i szczegółowo opisuje globalne zniewolenie ludzkości, którego nie można w pełni przyjąć do świadomości, nie zapoznawszy się z pierwszymi rozdziałami pierwszej części "Stek bzdur", dotyczącymi natury rzeczywistości i sposobu kontrolowania człowieka poprzez manipulowanie jego percepcją.

Jeżeli ktoś czuje, że z tym światem jest coś nie tak, ta pozycja może być dobrym początkiem do otwarcia oczu i odkrywania prawdy.

Od siebie polecam piosenkę Enter Shikari "T.I.N.A." :

https://www.youtube.com/watch?v=_Kn3g_LO6WM

"Oto niektóre definicje terminu "normalny":
-Zgodność z czymś, stosowanie się do czegoś lub coś, co stanowi normę, standard, wzór, poziom, typ i to co typowe.
-Odnoszony do lub charakteryzujący przeciętny poziom inteligencji i rozwoju.
-Wolny od choroby psychicznej, będący przy zdrowych zmysłach.

Tak więc "normalność" jest to zgodność ze standardowym lub typowym wzorcem. Ale co dyktuje i stanowi o tym, co jest standardowe i typowe? Postrzeganie i zachowanie większości. Biorąc pod uwagę, że ludzie-gałązki stanowią większość, również ich uśrednione oraz typowe poglądy i zachowania stają się "normalne". Termin ten także "charakteryzuje przeciętną inteligencję i rozwój osobniczy", a więc znajdowanie się powyżej średniego poziomu inteligencji sprawia, że jesteś nienormalny. I tu jest puenta... być normalnym, to być "wolnym od choroby psychicznej i przy zdrowych zmysłach".

Wszystko jest odwrócone, jak zwykle. Bycie wolnym od choroby psychicznej i przy zdrowych zmysłach jest jednoznaczne ze zgadzaniem się z czymś, ze stosowaniem się do czegoś lub stanowieniem normy, standardu, wzoru, poziomu odniesienia lub typu, bycia typowym, co odnosi się lub charakteryzuje przeciętny poziom inteligencji i rozwoju osobniczego. Ale w jaki sposób zdefiniować średnią inteligencji czy rozwoju osobniczego? Jest to średnia brana z porównania wszystkich innych, którzy wierzą tylko w postrzeganie tego, co jest im znane. Ci, którzy widzą dalej poza "znane", są z definicji zbyt inteligentni, aby zostali uznani za "normalnych", a więc nie są na tyle normalni, aby należało ich uznać za "wolnych od chorób psychicznych i będących przy zdrowych zmysłach". To jest doprawdy przekomiczne. Jeżeli urodziłbyś się w domu wariatów i nic innego nie wiedziałbyś, to szaleństwo byłoby dla ciebie normalne. Dalej jest to szaleństwo, ale wtedy jest ono normą, jest to normalne szaleństwo, ale uchodzi za stan pełnego zdrowia (tam gdzie jest większość wariatów, ten kto nie jest wariatem, jest uznawany za nienormalnego).

Zapraszamy na Ziemię, standardowy, typowy, normalny dom wariatów, gdzie ludność cywilna jest bombardowana, aby chronić ją przed przemocą, dzieci umierają z głodu w świecie, w którym są nadwyżki towarów, ludzie pożyczają pieniądze, które nie istnieją, aby spłacać od nich odsetki, gdzie jedzenie jest formą trucizny. Zamknięci w owym domu wariatów nie mogą zobaczyć, jak kompleksowo zostali oni "załatwieni", bo są zbyt zajęci, kibicując swoim drużynom piłkarskim, wysyłając SMS-y z pozbawionymi znaczenia pierdołami i czytając o tym, jak celebryci bzykają się nawzajem. Aby zrozumieć, co naprawdę się tutaj dzieje, musimy oddzielić termin "normalny" i "zdrowy", ponieważ nie są one w ogóle zamienne. Musimy także sobie uświadomić, że to, co jest określane jako "normalne", bywa wyrafinowaną formą szaleństwa. Kiedy ludziom udałoby się to osiągnąć, okazałoby się, że wszystko ma sens i wróciłoby na swoje miejsce. Nie staraj się rozumieć świata na podstawie tego, co świat uznaje za normalne, ale postaraj się zrozumieć, dlaczego inteligentni ludzie podejmują decyzje, które codziennie powodują śmierć i zniszczenia, cierpienia i niedostatek. Ludzie podejmujący te decyzje są szaleni i obłąkani, i dlatego ich działania są szalone i obłąkane. Ta część populacji, która wspiera te działania oraz umożliwia podejmowanie tych decyzji w poczuciu racjonalności, jest rozszerzeniem tego samego szaleństwa i demencji. (...) Świat jest zły z powody tych, którzy go do tego doprowadzają, skutkiem tego świat i większość ludzkości znajduje się w stanie szaleństwa. Chodzi o to, żeby tak nie było."

David Icke obszernie i szczegółowo opisuje globalne zniewolenie ludzkości, którego nie można w pełni przyjąć do świadomości, nie zapoznawszy się z pierwszymi rozdziałami pierwszej części "Stek bzdur", dotyczącymi natury rzeczywistości i sposobu kontrolowania człowieka poprzez manipulowanie jego percepcją.

Jeżeli ktoś czuje, że z tym światem jest coś nie tak, ta pozycja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Odświeżyłam sobie jedną z ważniejszych książek, które ukształtowały mój gust czytelniczy, i co widzę? Opis koszmaru Raskolnikowa, zamieszczony na ostatnich stronach książki, który wcale nie musiał tam być, bo nie aż tak bardzo dotyczył jej treści. Ale pojawił się tu. Odkąd otworzyłam serce i umysł na znaki, tego typu niby nic nie znaczące sytuacje nie pozostawiają mnie obojętną. Przytaczam akapit w całości:

"Przeleżał w szpitalu cały koniec postu i Wielki Tydzień. Będąc już na wyzdrowieniu, przypomniał sobie swoje sny z czasów gorączki i maligny. Zdawało mu się w chorobie, w majaczeniu, że cały świat skazany jest na pastwę jakiejś strasznej, niesłychanej i niewidzialnej morowej zarazy, ciągnącej z głębi Azji na Europę. Zginąć mają wszyscy, oprócz kilku nader nielicznych wybrańców. Pojawiły się jakieś nowe złośliwe drobnoustroje, które się zagnieżdżały w ciałach ludzi. Lecz były to duchy obdarzone rozumem i wolą. Ludzie, którzy je przyjęli w siebie, natychmiast dostawali obłędu i opętania. Ale nigdy, nigdy ludzie nie poczytywali siebie za tak mądrych i niezachwianych w prawdzie, za jakich uważali siebie ci zarażeni. Nigdy nie mieli swych wyroków, swych wniosków naukowych, swych przekonań moralnych i wierzeń za tak niezbite. Całe osiedla, całe miasta i ludy ulegały zarazie i wariowały. Wszyscy byli w rozterce i nie pojmowali się nawzajem, każdy sądził, że w nim jednym tkwi prawda, i dręczył się, patrząc na innych, bił się w piersi, płakał i załamywał ręce. Nie wiedzieli, kogo i jak sądzić, nie umieli uzgodnić, co należy uważać za zło, a co za dobro. Nie wiedzieli, kogo oskarżyć, kogo usprawiedliwić. Ludzie zabijali jeden drugiego w jakiejś niedorzecznej złości. Ruszali jedni na drugich całymi zastępami, ale te zastępy już w czasie wyprawy zaczynały nagle szarpać się same, szeregi szły w rozsypkę, rzucali się na siebie wzajem, kłuli bagnetami, wyrzynali, gryźli i pożerali jedni drugich. Po miastach całymi dniami bito w dzwony: zwoływano wszystkich, ale kto wzywa i po co - tego nikt nie wiedział i wszyscy byli w trwodze. Porzucono najzwyklejsze rzemiosła, gdyż każdy proponował nowe pomysły, własne poprawki - i nie umiano się pogodzić. Ustała uprawa roli. Tu i ówdzie ludzie zbijali się w kupy, postanawiali coś razem, przysięgali, że się nie rozstaną - ale natychmiast rozpoczynali coś zupełnie innego, niż sami przed chwilą zamierzali, odzywały się wzajemne oskarżenia, wywiązywały bójki i rzezie. Wybuchły pożary, rozsrożył się głód. Ginęli wszyscy i wszystko. Choroba potęgowała się i obejmowała coraz to nowe obszary. Na całym świecie mogło ocaleć zaledwie kilku ludzi; ci byli czyści, wybrani, przeznaczeni do tego, by zapoczątkować nowy rodzaj ludzki i nowe życie, oczyścić ziemię, ale nikt i nigdzie tych ludzi nie widział, nikt nie słyszał ich słów i głosów."

Odświeżyłam sobie jedną z ważniejszych książek, które ukształtowały mój gust czytelniczy, i co widzę? Opis koszmaru Raskolnikowa, zamieszczony na ostatnich stronach książki, który wcale nie musiał tam być, bo nie aż tak bardzo dotyczył jej treści. Ale pojawił się tu. Odkąd otworzyłam serce i umysł na znaki, tego typu niby nic nie znaczące sytuacje nie pozostawiają mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie dałam rady. Miałam najszczersze chęci, chciałam przeczytać, aby uczciwie ocenić na 1 i wyrazić opinię, ale nawet tego się nie dało. Gdy coś mi się nie podoba, to po prostu przestaję czytać i zostawiam bez komentarza, a jak już chcę skrytykować, to uważam, że wypada przeczytać do końca. Mój Kindle pokazuje, że jestem na 60% i nie zamierzam się więcej męczyć, wszystko i tak o tej książce już wiem. Gdyby nie to, że noblistka, drugi raz bym na to nie spojrzała, ale skoro pani ma być autorytetem, chcę wiedzieć, czym to ludzie się zachwycają.

Nie będę tej książki kontynuować, ponieważ wydaje się ona bardzo niebezpieczna dla mojej hmm higieny umysłowej. Może brzmi to dziwnie, ale dawno nie czytałam takiego perfidnego bełkotu i steku bzdur. Są poglądy, z którymi mogę się nie zgadzać, ale wysłucham, przeczytam, jeżeli jest zachowany jakiś tok myślowy i argumentowanie. Tutaj to był jeden wielki chaos. Porównania i metafory są nieadekwatne, czyli ciągłe co ma piernik do wiatraka. Wysuwając jakieś teorie autorka opiera się na błędnych założeniach, po czym wyciąga wnioski w jakiś w ogóle nielogiczny sposób, nic w jej wypowiedziach dla mnie nie trzyma się kupy. Ja nie twierdzę, że zjadłam wszystkie rozumy i posiadam nieograniczoną wiedzę, mylę się jak każdy, ale potrafię czytać ze zrozumieniem, wyciągać wnioski, operować podstawowymi pojęciami (a znaczenia tych, których nie rozumiem, wiem gdzie szukać i raczej je przyswajam), myśleć logicznie na tyle, aby przetwarzać przyjęte informacje. Ta książka to pułapka dla umysłu, omijać szerokim łukiem. Pani zrobiła sobie wycinankę z wielu mądrych pojęć i na chybił trafił utworzyła losowy tekst, mający stwarzać wrażenie głębokiego.

Co do warstwy fabularnej i postaci, nie ma się co rozpisywać. Nie jest to dobre, ale by przeszło, gdyby nie mój największy zarzut. Jeden z czytelników LC, pan Maciej, napisał w swojej opinii, że tekst wygląda, jak streszczenie myśli autorki. W ogóle zgadzam się z tą opinią, dlatego pozwałam sobie wkleić do niej link:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4879432/podroz-ludzi-ksiegi/opinia/54361286...

Nie usprawiedliwia tej powieści w moich oczach to, że jest do debiut pisarki. Została ona nagrodzona za całokształt twórczości i jest brana za autorytet, dlatego jestem tak krytyczna. Jestem rozczarowana tą książką, ale nie mogę poprzestać na tej jednej. Jestem ciekawa, jaki styl pani Tokarczuk prezentuje w dalszych tekstach i co ma do powiedzenia.

Nie dałam rady. Miałam najszczersze chęci, chciałam przeczytać, aby uczciwie ocenić na 1 i wyrazić opinię, ale nawet tego się nie dało. Gdy coś mi się nie podoba, to po prostu przestaję czytać i zostawiam bez komentarza, a jak już chcę skrytykować, to uważam, że wypada przeczytać do końca. Mój Kindle pokazuje, że jestem na 60% i nie zamierzam się więcej męczyć, wszystko i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powieść z 1913 r. Nigdzie nie mogłam natrafić na opis, mówiący, o czym jest ta książka, więc sięgnęłam po nią zupełnie w ciemno. Albo raczej nie zupełnie, sugerowałam się autorem, którego dwie poprzednie książki mnie zachwyciły. Z żalem muszę przyznać, że ta nie do końca spełniła moje oczekiwania.

Okazuje się, że "Gra losu" jest swego rodzaju kontynuacją "Jądra ciemności". Pojawia się w niej ten sam bohater Marlow, zastosowano również ten sam zabieg narracyjny, polegający na relacjonowaniu wydarzeń, i to na kilku poziomach. Zabieg bardzo ciekawy, a i z sentymentem przywitałam Marlowa, mimo że fabularnie "Jądro ciemności" mnie nie zachwyciło.

Głównym przesłaniem "Gry losu" (oryg. Chance) jest wskazanie dużej roli przypadku w ludzkim życiu, oraz że nigdy nie możemy być pewni skutków naszych działań, bez względu na nasze intencje.

Sama fabuła dotyczy losów dwojga ludzi, nieszczęśliwej dziewczyny po przejściach Flory de Barral oraz jej męża kapitana Rodericka Anthony. Jak dla mnie jest to najsłabszy aspekt powieści, bo ich losy, rozterki i psychologia wydały mi się mało interesujące, w porównaniu do wspaniałych bohaterów, intryg i dramatów z "Tajnego agenta" i "W oczach Zachodu". Ważniejszy jest może sam sposób przedstawiania wydarzeń. W czasie teraźniejszym akcja to rozmowa głównego Narratora z Marlowem, który opowiada mu zasłyszane informacje od innych ludzi na temat Flory i kpt. Anthony. Dla przykładu – (poz.1) rozmowa Narratora z Marlowem, który opowiada (poz. 2) o swojej rozmowie z poprzedniego dnia z Powellem (oficerem Anthony'ego sprzed lat), który opowiadał mu (poz. 3) o swojej pracy i kontaktach z Anthony'm. Fascynujące było to, że mimo potencjalnego zagmatwania, łatwo można się było w tym rozeznać, i np. podczas historii z poz. 3, główny Narrator mógł wtrącić się z jakimś pytaniem. Bardzo mi się to podobało, sama historia była niestety bardzo rozwleczona. Przedstawionio wiele punktów widzenia i dla przykładu jedno wydarzenie (dotarcie Flory ze swoim zwolnionym z więzienia ojcem na statek małżonka) zostało rozpisane na 150 stron, ponieważ nawiązywano do niego z perspektywy trzech bohaterów... Trochę mnie to zmęczyło i dlatego taka niska ocena (jak na mojego ukochanego Conrada). Spostrzeżenia też nie były tak błyskotliwe, a charaktery tak dobrze rozpisane, jak we wcześniejszych książkach, dlatego ta powieść wydała mi się stanowczo zbyt przegadana, ale być może takie było zamierzenie -
wprowadzenie chaosu i niepewności.

Jakby nie było, powieść podobno została przyjęta dobrze. Conrad zazwyczaj wita się ze swoimi czytelnikami we wstępie (uwielbiam te ustępy) i wprowadza kilka uwag:

"Upór kapitana Anthony poprowadził go daleką i okrężną drogą, i dlatego książka ta jest tak długa. Nie przeczę, że drogę tę wybrałem sam. Pewien krytyk zauważył, że gdybym był wybrał inną metodę kompozycji i potrudził się nieco, byłbym zmieścił całe to opowiadanie na dwustu stronicach. Przyznam się, że nie całkiem rozumiem znaczenie tych zarzutów ani nawet potrzebę takich uwag. Wybrawszy pewną metodę i zadając sobie wiele trudu, można by niewątpliwie pomieścić tę powieść na bibułce od papierosa. Jeśliby o to chodziło, można by w ten sposób napisać całe dzieje ludzkości, o ile by się je potraktowało z dostateczną obojętnością. Historia ludzi na tej ziemi od początku świata dałaby się streścić w jednym, niezmiernie przejmującym zdaniu: Urodzili się, cierpieli, umierali..."

Powieść z 1913 r. Nigdzie nie mogłam natrafić na opis, mówiący, o czym jest ta książka, więc sięgnęłam po nią zupełnie w ciemno. Albo raczej nie zupełnie, sugerowałam się autorem, którego dwie poprzednie książki mnie zachwyciły. Z żalem muszę przyznać, że ta nie do końca spełniła moje oczekiwania.

Okazuje się, że "Gra losu" jest swego rodzaju kontynuacją "Jądra...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pomimo kilku małych rozczarowań, nie zmieniam swojej opinii na temat tej serii. Dla mnie zasługuje ona na dziesiątkę.

Moje zachwyty wyraziłam pod częścią szóstą :P Tutaj chyba trochę pomarudzę.

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/262317/broken-fortress/opinia/54696062?#opi...

Część szósta była momentem przełomowym. Wiele kwestii zostało wyjaśnionych i w całej okazałości ukazał się kunszt pisarki w konstruowaniu powieści i intrygi. Niestety, na koniec części siódmej autorka zaserwowała mi cliffhanger :( I to w najgorszym możliwym momencie, kiedy jeden z głównych bohaterów (znowu) jest na skraju śmierci i czeka na ratunek. Wątek nie został kontynuowany, ponownie nastąpiła zamiana chronologii opisywanych wydarzeń i cofnęliśmy się do przeszłości. Naprawdę mnie to zirytowało, ale ufałam, że tego typu zabieg ma jakieś znaczenie.

Gdy autorka zastosowała go po raz pierwszy, odpowiadało to zastanej sytuacji. Narracja była prowadzona z perspektywy bohatera, który stracił pamięć i został teleportowany do dalekiej przyszłości. Odkrywanie świata i historii z jego punktu widzenia było interesujące. Odzyskiwanie przez niego wspomnień zbiegało się ze zmianą narracji do wydarzeń wcześniejszych, co bardzo mi się podobało. Mimo, że znaliśmy zastaną sytuację, opisy dotyczyły wydarzeń, które do niej doprowadziły.

Ten zabieg nie spodobał mi się jednak za drugim razem. Mimo, że charakteryzuje on tę serię, nie lubię nadużywania pewnych chwytów, nawet sprawdzonych. Pozostawienie czytelników w tak okropnym zawieszeniu i czytanie przez DWIE I PÓŁ CZĘŚCI o wydarzeniach, które nie miały już dla mnie większego znaczenia, bo fabularnie byłam daleko w przyszłości i chciałam poznać zakończenie dramatycznej sytuacji, w którą nas autorka rzuciła, rozczarowało mnie. Co prawda wyjaśniła w tej opowieści z przeszłości dwie interesujące kwestie, ale stanowiły one jednak tylko ciekawostkę. Uważam, że spokojnie mogła je wpleść w ciąg historii i nie opisywać tak dokładnie. Tutaj zamiana czasu nie podobała mi się za bardzo, ale to raczej z powodu mojej niecierpliwości. Nastąpiło tutaj jednak również ładne zapętlenie do przyszłości i sprawne przejście do zakończenia już w ostatniej, dziesiątej części.

Byłam również zaszokowana brutalnymi i makabrycznymi opisami, które pojawiły się w części ostatniej. Ciężko czytać o takich rzeczach, kiedy dotykają ulubionych bohaterów, ale dzielnie dobrnęłam do satysfakcjonującego końca :)

Urokiem tej serii, o czym wcześniej nie wspomniałam, jest również język. Może on wydawać się sztywny i nienaturalny, ja jednak jestem nim zachwycona. Wymagało to chwili przyzwyczajenia się. Odniosłam wrażenie, że powieść ta ma dość patetyczny, przypowieściowy styl, który mógłby może charakteryzować legendy bądź baśnie. Jest on bardzo poetycki i melodyjny, a opisy świata i tego, jak Rifter na niego wpływa, są niesamowite. Momentami może zbyt częste, ale tu znowu skłaniam się ku końcówce. Byłam niecierpliwa :D

Polecam tę serię wszystkim fanom fantastyki. Jest to dzieło nietuzinkowe, wyróżniające się, dla mnie nawet trochę alternatywne. Tego typu historia i bohaterowie będą mieli szczególne miejsce w moim sercu i pamięci.

Pomimo kilku małych rozczarowań, nie zmieniam swojej opinii na temat tej serii. Dla mnie zasługuje ona na dziesiątkę.

Moje zachwyty wyraziłam pod częścią szóstą :P Tutaj chyba trochę pomarudzę.

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/262317/broken-fortress/opinia/54696062?#opi...

Część szósta była momentem przełomowym. Wiele kwestii zostało wyjaśnionych i w całej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest to moja pierwsza styczność z tym autorem i wrażenie odniosłam bardzo pozytywne. Język i styl pana Przechrzty pochłania, czyta się go z przyjemnością. Intryguje, wprowadza wiele wątków i tajemnic, wydaje się, że nad nimi panuje i rzetelnie konstruuje swój świat i historię. No właśnie :) wydaje się, ale o tym za chwilę.

Na duży plus, że autor pokazuje mi swój świat, a nie o nim opowiada. Od pierwszych stron powieści zostajemy rzuceni do opuszczonej i mrocznej dzielnicy Warszawy, w której na każdym kroku czyha na bohaterów niebezpieczeństwo. Napięcie, strach i walka o życie towarzyszą bohaterom od pierwszego rozdziału, dopiero z ich rozmów dowiadujemy się o enklawach i pseudo-demonach je zamieszkujących. Nie ma żadnego prologu opisującego świat i sytuację, są akcja i bohaterowie, z którymi pomału odkrywamy tajemnice, co bardzo mi się podoba.

Bardzo ciekawa jest też konstrukcja postaci, co nie oznacza, że polubiłam je tak, jak mogłabym się tego spodziewać. Ich działania często mają niejasne pobudki, a zarzut ten kieruję pod adresem Rudnickiego. Samarin jest dość przejrzysty i jak najbardziej dający się lubić, skrywa jednak własną tajemnicę, co konsekwentnie jest ukrywane do końca tej części.

Natomiast Rudnicki... Postać fascynująca, ale odpychająca. Arogancki, dumny i wybuchowy. Niby dostrzegam jego działania i powinnam widzieć go jak na dłoni, ale jednak umyka on mojemu zrozumieniu. Pomaga żołnierzom w enklawie, ale z niechęcią, dba o ich zdrowie i samopoczucie, ale ciągle ich obraża i ma o coś pretensje. Nie wiem, czego oczekiwał, do czego dążył. Pakuje się w największe kabały i "pół imperium czyha na jego życie", jednak nie zrobił on nic świadomie, aby na to zasłużyć. Od samego początku wydaje się marionetką w rękach innych. Związuje się z oddziałem Samarina i zaprzyjaźnia z nim, przy czym Rosjanin jest tutaj głównym motorem. Później jego działaniami steruje Anastazja i to wręcz w obrzydliwie oczywisty sposób. Nie ma on momentów zastanowienia, buntu, podjęcia własnej świadomej, odpowiedzialnej decyzji, nad czym ubolewam. (Może jedynie chęć wywalczenia ułaskawienia morderców u cara, co z moralnego punktu widzenia wydało mi się zastanawiające. Nie wiem również, co go do tego skłoniło, bo ciężko mi uwierzyć, aby akurat ten bohaterów poczuł powinność, aby wstawić się za dalekim znajomym i narażać się rodzinie carskiej, co miało dla niego straszne konsekwencje. Wydało mi się to nierozsądnym i dziwnym zachowaniem). Obserwacja jego "rozwoju" jest czymś fascynującym, po nieprzyjemnym początku zachowuje się on coraz gorzej.

Uwielbiam motyw szatana w literaturze i zawiązywania z nim paktu, a Rudnicki jest idealnym przykładem człowieka upadłego. Podoba mi się on, ale jest bardzo niepokojący, a sytuacja z homunkulusem! Oniemiałam... Postać Anastazji nie podoba mi się. W moim odczuciu, jak na demona, za mało w niej subtelności, inteligencji i przewrotności. Miło byłoby oglądać ich wspólny upadek, ale obawiam się, że do tego nie dojdzie, skoro są głównymi bohaterami.

Podsumowując jest to naprawdę interesująca lektura, mimo pewnych niejasności i nieścisłości. Intryga jest zagmatwana i osnuta tajemnicą, co nie znaczy, że źle skonstruowana. Widzę w tej historii sens, nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że coś mi umknęło. Niektóre rozwiązania mnie nie usatysfakcjonowały, bądź nie były do końca uzasadnione. Nie zmienia to faktu, że powieść warta jest poznania, no i oczywiście trzeba przeczytać kontynuację. Akcja nie zwalnia do ostatniej strony i wiele wątków czeka na rozwinięcie.

Jest to moja pierwsza styczność z tym autorem i wrażenie odniosłam bardzo pozytywne. Język i styl pana Przechrzty pochłania, czyta się go z przyjemnością. Intryguje, wprowadza wiele wątków i tajemnic, wydaje się, że nad nimi panuje i rzetelnie konstruuje swój świat i historię. No właśnie :) wydaje się, ale o tym za chwilę.

Na duży plus, że autor pokazuje mi swój świat, a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wielkie rozczarowanie...

Książka zapowiadała się nieźle, jest dobrze napisana - dobra narracja i opisy, ciekawe dialogi i przedstawienie postaci. Intryga wydawała się interesująca i miałam ochotę poznać rozwiązanie zagadki. Bardzo polubiłam Burtona, ale niestety nie chcę już poznawać jego dalszych przygód.

Od połowy książka stała się straszna. Pomysł intrygi okazał się głupi i irytujący. Ponadto rozwiązania nie poznajemy z perspektywy naszego bohatera. Autor, moim zdaniem, poszedł na łatwiznę i po prostu opowiedział historię z perspektywy skaczącego Jacka, co skończyło się tym, że to, o czym już czytaliśmy, przeczytaliśmy jeszcze raz, jakby z wyjaśnieniem, dlaczego tak się stało. Ogólnie temat podróży w czasie dla mnie strasznie zagmatwany, naciągany i niespójny.

Wiele opisów jest też niepotrzebnych, książka mogła być o wiele krótsza. Mam tutaj na myśli napady na dziewczęta, dokonywane przez Jacka. One zawsze miały jeden cel i ten sam przebieg i nic tam nie było nowego i ciekawego, a takich opisów było z 10. Ostatnie 80 stron przekartkowałam, czytając na stronę dialog bądź krótki akapit. Wiem jak historia się skończyła, nic ważnego mnie nie ominęło. Trochę żal.

Zastrzeżenie mam również do samego świata. Budowanie klimatu otoczenia było dobre (zadymiony XIX-wieczny Londyn), ale nie potrzebuję szczegółowych opisów wynalazków i mechanizmów, działających w tym świecie, zwłaszcza jeżeli momentami są one niespójne bądź nie do końca wyjaśnione. Jeżeli czytamy historię fantasy steampunk, to świat jest jaki jest. Oczekuję, że autor pokaże mi dany wynalazek tylko wtedy, kiedy jest używany, a nie tłumaczy mi jak on działa, tylko dlatego bo bardzo steampunk. Przez ten zabieg świat wydał mi się sztuczny, a te elementy nachalne i nienaturalne. Czytając fantasy zawieszamy niewiarę i cieszymy się światem i historią, a nie patrzymy jak autor nam mówi, jak bardzo to różni się od naszego świata.

Panu Hodderowi dziękuję, planowałam czytać dwie kolejne części, ale jednak rezygnuję. Zabieram się za steampunk pana Przechrzty.

Wielkie rozczarowanie...

Książka zapowiadała się nieźle, jest dobrze napisana - dobra narracja i opisy, ciekawe dialogi i przedstawienie postaci. Intryga wydawała się interesująca i miałam ochotę poznać rozwiązanie zagadki. Bardzo polubiłam Burtona, ale niestety nie chcę już poznawać jego dalszych przygód.

Od połowy książka stała się straszna. Pomysł intrygi okazał się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem w szoku, jak bardzo podoba mi się ten zbiór. Po pierwszej styczności z tym bohaterem 10 lat temu, powiedziałam "nigdy więcej" Wędrowyczowi. A tu proszę, jestem zachwycona. Nie sądziłam, że polubię tych pijaków i obdartusów.

Ironiczny i inteligentny humor, który o dziwo nie wydawał mi się prymitywny i chamski jak za pierwszym razem, absurdalne sytuacje i pomysły, które zawsze miały "logiczne" wyjaśnienie, może nawet jakaś dojrzałość bohaterów. Co do tego nie mam porównania, bo to drugi tom o przygodach Wędrowycza i Semena, który przeczytałam, ale mam ochotę poznać ich bardziej i wrócić do poprzednich zbiorów.

Rzadko również odnoszę wrażenie, aby wszystkie opowiadania w książkach Pilipiuka trzymały równy poziom, niektóre mnie zachwycają, inne nudzą i irytują. Tutaj lektura całego tomu była przyjemna. Nie jest to ambitne, ale ile daje radości.

I przez chwilę pojawił się Robert Storm! Co prawda tylko w rozmowie telefonicznej i odmówił udzielenia pomocy bohaterom, przez co został nazwany burakiem z miasta, ale był. Kocham!

Jestem w szoku, jak bardzo podoba mi się ten zbiór. Po pierwszej styczności z tym bohaterem 10 lat temu, powiedziałam "nigdy więcej" Wędrowyczowi. A tu proszę, jestem zachwycona. Nie sądziłam, że polubię tych pijaków i obdartusów.

Ironiczny i inteligentny humor, który o dziwo nie wydawał mi się prymitywny i chamski jak za pierwszym razem, absurdalne sytuacje i pomysły,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mam wobec tej książki bardzo mieszane uczucia. Nie mogłam jej porzucić, mimo że wiele razy miałam na to ochotę. Jest to eksperyment, który polegał na przedstawieniu materiału reportażowego w bardziej literackiej formie, co tyczy się również w pewnym stopniu swobody doboru tego materiału. Interpretacja tytułowego nieposiadania i niebytu daje autorowi duże pole manewru. Mnie osobiście naprawdę spodobały się tylko dwa teksty.

Lubię utwory refleksyjne, dające do myślenia, uniwersalne. Proste w formie, ale również zaskakujące, jeżeli jest to przemyślane i świadome. W pewnym stopniu książka spełnia to oczekiwanie. Jest napisana przystępnie, ale od połowy jej styl zaczął mnie męczyć. Jest to jednak reportaż. Autor pisze chłodno i stonowanie, co jest pozytywne, ale z czasem przybrało to już rangę obojętności i przewidywalności. Nuda, niejasność, prowadzenie do puenty, która czasami zaskoczy, czasami nie. Nie potrafiłam przez to poczuć żadnej z historii i jej bohaterów. Byli tak obojętnie opisywani i tak obojętnie się wypowiadali, że z czasem (szybciej niż później) też stałam się obojętna. Najgorsze dla mnie były teksty przywołujące artystów, a stanowiły one większą część książki. Ich rozterki jednostkowe nie poruszyły moich strun. Jak to stwierdził pan Szczygieł, mój rytm nie zgrał się z rytmem tej książki.

Nie podoba mi się również światopoglądowa i polityczna nagonka. Jak autor ma taką potrzebę, niech to robi. Chętnie poznałabym jego opinie, tylko że on ich nie rozwijał. Nawet jeżeli byłyby dla mnie kontrowersyjne, miałoby to dla mnie większą wartość, niż np. opisywanie drobiazgowe pewnej willi, a potem losów jej właścicieli, które przyznam szczerze, tylko przekartkowałam. Zamiast tego rzuca politycznie poprawnymi hasłami, które nic nie wnoszą, bo nie są istotne w tej konkretnej historii i nie są rozwijane. Są jak obrazy podprogowe, które gdzieś tam w tle błyskają i zostają w naszej podświadomości. Feminizm wspomniany przy okazji znajomej opisywanej pisarki, która w historii nigdy więcej się nie pojawia. Stwierdzono tylko, że za komuny pisała feministyczne teksty. Gazeta Wyborcza wspomniana przy bohaterze, który posiadał jej wszystkie numery, a pozbywał się swego dobytku w perspektywie końca świata. Musi być oczywiście również historia o Żydach, to zawsze plusuje. Ocieplenie klimatu i topnienie Arktyki. Są to tematy, które mnie irytują i przykro mi, że książka jest nimi przepełniona. Nie jest przez to obiektywnie zła, do mnie jednak nie przemawia. Porusza więc najbardziej palące współcześnie tematy, przez co wiele osób na pewno zostało połechtanych.

Wspomnę tylko o tekstach, które bardzo mi się spodobały. "Bilans Ewy" to dość uniwersalna opowieść o silnej kobiecie, która wywodzi się z patologicznej rodziny, ale się nie poddaje i cieszy się z życia. To jeden z pierwszych tekstów, więc też patrzyłam na niego świeżym okiem. Historia smutna, ale napawająca optymizmem.

Druga historia, "Puściły kolory", jest o transseksualnym Karolu, który dzieli się swoim doświadczeniem i rozterkami, związanymi z określeniem swojej tożsamości. Jest to tekst dla mnie ważny, bo dał mi do myślenia. Wiem, że problem identyfikacji seksualnej jest realny i wielu ludzi się z nim boryka, zastanawiam się jednak, na ile nie został on sztucznie wywołany i rozpropagowany. Czy naprawdę należy inwazyjnie ingerować w naturę zmieniając płeć, czy nie należało jednak szukać najpierw pomocy psychologa. Nie twierdzę, że osoby borykające się z tym problemem są nienormalne. Wyobrażam sobie jednak, że gdyby pomóc im najpierw w akceptacji siebie i różnic, jakie panują między płciami i naszymi potrzebami, a przede wszystkim w zrozumieniu tych różnic, nie byłoby teraz takiej paranoi na tym punkcie. Ludzie zawsze patrzą i gadają, ale żyjemy w takich czasach, że można żyć po swojemu. Nie wypierać się swoich uczuć i emocji, mówić o swoich potrzebach. Doszło jednak do jakiejś wojny obyczajowej. Główny bohater, który był kobietą, poddaje się operacji zmiany płci. Najgorsze jest to, że nic to nie zmienia tak naprawdę. Nadal nie może czuć się w pełni sobą i musi ukrywać swoją przeszłość i tożsamość. Nie zniszczył swojej kobiecej wrażliwości i empatii, mimo że bliżej mu zawsze było do mężczyzny. Dlaczego tak bardzo ingerował w naturę, a nie zaakceptował tego, kim naprawdę jest? Kobietą posiadającą męskie cechy i charakter.

Piękna puenta na koniec: "Karolu, czy ktoś kiedyś chciał zobaczyć twojego penisa?" "Chujowa sprawa – odpisał. - Wierz mi lub nie, nikt nie chciał go zobaczyć. Zarówno ci, którzy wiedzą, że byłem Karoliną, a jestem Karolem, jak i ci, którzy tego nie wiedzą."

3 gwiazdki tylko za te dwa teksty.

Mam wobec tej książki bardzo mieszane uczucia. Nie mogłam jej porzucić, mimo że wiele razy miałam na to ochotę. Jest to eksperyment, który polegał na przedstawieniu materiału reportażowego w bardziej literackiej formie, co tyczy się również w pewnym stopniu swobody doboru tego materiału. Interpretacja tytułowego nieposiadania i niebytu daje autorowi duże pole manewru. Mnie...

więcej Pokaż mimo to