Biblioteczka
2022-06-09
2020-06-23
2018-06-28
2019-02-21
2017-12-04
2017-07-22
"Po latach milczenia pojęłam wagę słów. Miały zdolność ranienia, choć prawidłowo użyte potrafiły uzdrawiać. Przez resztę życia zamierzałam ostrożnie je dobierać.
Ponieważ miały moc, by zmienić życie."
A wiecie co jeszcze ma moc, by zmienić życie?
Mają ją książki.
"Woda, która niesie ciszę" to dla mnie właśnie jedna z takich książek.
To również jedna z tych książek, dla których chciałoby się cofnąć czas, aby móc przeczytać (i przeżyć) ją jeszcze raz.
"Wcześniej nie wiedziałem, że w milczeniu można tak wyraźnie usłyszeć czyjś głos."
Już od pierwszych stron towarzyszyło mi uczucie, że ta powieść będzie inna.
I taka się właśnie okazała.
Inna pod tak wieloma względami, że wszystkich nie dałabym rady wyrazić.
Jednak, zanim rozwinę ten wątek, napiszę kilka zdań o fabule.
"Woda, która niesie ciszę" opowiada historię o Maggie May, która od najmłodszych lat była wesołą i niezwykle rozgadaną dziewczynką. Niestety, jako dziesięciolatka doświadcza traumatycznego zdarzenia, w skutek którego przestaje mówić, a także wychodzić z domu. Dziewczyna przez wiele lat za towarzystwo ma jedynie swoją rodzinę, starszą Panią Boone oraz Brooksa Taylora - swojego sąsiada, którego zna od szóstego roku życia.
Brooks czuje się odpowiedzialny za to, co przytrafiło się dziewczynie, ponieważ gdy on i Maggie mieli po dziesięć lat, postanowili się pobrać, a w dniu próby chłopak spóźniał się, przez co Maggie była sama w lesie, gdzie później zdarzyła się tragedia. Po tej sytuacji Brooks przyrzeka zawsze jej chronić, być jej "kotwicą" i najlepszym przyjacielem.
"Człowiek powinien się trzymać tych, którzy w niego wierzą, kiedy sam tego nie robi."
Młodzi spędzają ze sobą dużo czasu, nic więc dziwnego, że w końcu rodzi się między nimi uczucie. Niestety los niezbyt im sprzyja i za każdym razem, gdy się odnajdują - coś próbuje ich rozdzielić.
Gdy mają po osiemnaście lat, Brooks dostaje szansę na spełnienie swojego największego marzenia, ale aby to zrobić - musi wyjechać z dala od Maggie.
Dziewczyna, chcąc niczego więcej jak szczęścia chłopaka - namawia go do wyjazdu.
Tylko co się stanie, gdy i Brooksa spotka tragedia, która przekreśli część jego marzeń? Czy Maggie będzie potrafiła poradzić sobie z odwróconą rolą i stać się kotwicą dla Brooksa?
Aby się tego dowiedzieć, musicie koniecznie przeczytać tę książkę.
"Miłość nie polega na byciu z kimś jedynie w słonecznych dniach. Oznacza trwanie przy tym kimś nawet w burzowe noce."
To kolejny raz, gdy brakuje mi słów, aby przelać moje odczucia na "papier". Bo jak opisać to, że książka jednocześnie zdruzgotała i uleczyła?
"Woda, która niesie ciszę" to książka nie tylko o miłości, ale również o odnajdywaniu siebie. Książka dająca nadzieję, że bez względu na to, jak bardzo się w życiu zagubimy - jesteśmy w stanie się odnaleźć, jeśli będziemy wystarczająco cierpliwi i nie zaprzestaniemy walki o siebie.
"Czas pożegnać się z przeszłością i znaleźć przyszłość."
W książce znalazło się również trafne spostrzeżenie, że znaczenie lektury może być ukształtowane przez życiowe doświadczenia. I chyba tak jest w moim przypadku. To by tłumaczyło, dlaczego tak bardzo utożsamiałam się z Maggie May i dlaczego ta historia tak bardzo mną wstrząsnęła.
Wstrząsnęła mną również część "Od autorki", która znajduje się na końcu, dlatego chciałabym umieścić tutaj jej fragment:
"Tę książkę napisałam dla siebie, ale nie tylko. Dedykuję ją wszystkim Maggie May na całym świecie, które czują się czasami zagubione i samotne. Tym, które czują się niewidzialne.Tym, które miewają ataki paniki, zaszywając się w nocy w swoich pokojach. Tym, które płaczą w poduszkę i budzą się rano z wciąż mokrymi oczami. Ta książka jest dla Was. Ta opowieść jest Waszą kotwicą. Jest dowodem na to, że Wy również odnajdziecie swój głos. Jesteście warte miłości, odniesienia sukcesu i spełnienia marzeń. Nie przestawajcie mówić, nawet jeśli drży Wam głos, dobrze? Nie poddawajcie się. Jesteście ważne, kochane i Wasz piękny głos ma znaczenie."
Cóż jeszcze mogę rzec? Może tylko tyle, że poleciłabym tę książkę każdemu, bo chyba nie ma na świecie osoby, która chociaż raz w życiu by się nie zagubiła.
"Po latach milczenia pojęłam wagę słów. Miały zdolność ranienia, choć prawidłowo użyte potrafiły uzdrawiać. Przez resztę życia zamierzałam ostrożnie je dobierać.
Ponieważ miały moc, by zmienić życie."
A wiecie co jeszcze ma moc, by zmienić życie?
Mają ją książki.
"Woda, która niesie ciszę" to dla mnie właśnie jedna z takich książek.
To również jedna z tych książek,...
2017-06-22
2017-06-11
2017-05-26
„Zagubienie to nie punkt
ani dramat,
tylko podróż, która rzadko się zdarza,
do cudownego stanu
Odkrycia.”
Na wstępie zaznaczę, że na co dzień nie miewam styczności z poezją. Moja znajomość tego gatunku właściwie ogranicza się do wierszy czytanych jeszcze w szkole, czy do okazjonalnego przeczytania jakiegoś tekstu w internecie.
Co zatem skłoniło mnie do zakupienia tego tytułu? Oczywiście fakt, że jedną z autorek jest Brittainy C. Cherry, której twórczość uwielbiam. Czy i tym razem mnie zachwyciła? Zanim do tego przejdę, chciałabym powiedzieć kilka słów o wadach i zaletach samego wydania.
Książka „Do dziewczyn, które czuły zbyt wiele” ma piękną, twardą okładkę, na którą aż przyjemnie jest patrzeć. Gdy jednak otworzymy tę okładkę, okazuje się, że w środku mamy papier bardzo słabej jakości. Co prawda nie różni się on za specjalnie od tego, który teraz znajduje się w większości książek, ale uważam, że przy takiej pozycji biały papier wyglądałby lepiej, porządniej. A tak momentami miałam wrażenie, jakbym czytała gazetę (podkreślam: nie chodzi o treść, a tylko o to, na czym została ona podana).
Druga rzecz, jaka mi się w tym wydaniu nie podoba to rysunki, a dokładniej – ich ilość. Te, które tam znajdziemy – są zdecydowanie wspaniałe (w niektórych naprawdę można się zakochać), ale jest ich po prostu za mało. Wielokrotnie zdarzyło się, że jakiś tekst składał się na przykład z trzech-czterech linijek, a reszta strony była całkowicie pusta i to wyglądało trochę smutno. ;)
Natomiast chyba największą zaletą tego wydania jest to, że jest ono dwujęzyczne. Czytanie po polsku, a następnie w oryginale pozwala nam podszkolić się z języka angielskiego. Drugą kwestią jest, że dokładne przetłumaczenie i zachowanie kontekstu nie zawsze jest możliwe, a rymy z tekstu angielskiego ciężko zachować w języku polskim, więc dobrze jest mieć wgląd w oryginalny tekst.
„Straciła cierpliwość
do słońca, które próbowało
ją zaćmić,
bo nie miała ochoty
tkwić w ukryciu.”
Jeśli chodzi o treść – na pewno czytanie jej było dla mnie przyjemnością, jednak prawdę powiedziawszy w wielu przypadkach kompletnie nie czułam, że mam do czynienia z poezją, tylko z jakąś sentencją/myślą, która pojawiła się w czyjejś głowie.
Bo czy naprawdę
poezją możemy nazwać
zwykłe zdanie,
tylko
rozbite
na kilka linijek?
Jeśli tak, to prawdopodobnie
w naszym społeczeństwie
jest
więcej poetów,
niż nam się wydaje.
Być może tak wygląda współczesna poezja – nie wiem, ale mnie po prostu „poezja” kojarzy się z czymś innym. ;)
Niemniej jednak nie mogę powiedzieć, że nie podobało mi się to, co czytałam, gdyż wtedy bym skłamała.
To, co na pewno jest dużą zaletą tej pozycji to różnorodność.
Ta różnorodność nie przejawia się tylko w formie czy długości tekstów, ale również w tym, jakie emocje niosą ze sobą te teksty. Często są pełne smutku, cierpienia czy zwątpienia, innym razem emanują szczęściem, nadzieją i kobiecą siłą. Są też takie nostalgiczne i takie, które mocno dają do myślenia. Krótko mówiąc znajdziemy tu różne spojrzenia na miłość i wszystko, co się z nią wiąże. Myślę, że każda kobieta znajdzie tu coś, z czym może się utożsamiać.
Gdybym miała podać wszystkie swoje ulubione tytuły z tego zbioru, wtedy prawdopodobnie musiałabym wypisać przynajmniej połowę, zatem ograniczę się tylko do mojego TOP3, a w nim znajdują się: „Cierpliwość” (-K, str. 51), „Zagubienie” (-K, str. 37), „Samotna dziewczyna” (-K, str. 57). Jak widać, w tym TOP3 niestety nie znalazło się nic, co napisała Brittainy C. Cherry. Nie znaczy to jednak, że teksty jej autorstwa nie zapadły mi w serce. Było sporo takich naprawdę wartościowych, jednak faktem jest, że częściej trafiały do mnie teksty Kandi Steiner, mimo, że autorki tej dotąd nie znałam.
Jednakże zarówno Kandi, jak i Brittainy zasłużyły na równe słowa uznania za to, co chciały nam przekazać. Zamysł całej książki jest taki, by przekonać nas, że trzeba mówić o swoich uczuciach i nie należy się ich wstydzić. Uczucia to w końcu świadectwo naszego człowieczeństwa i dlatego nigdy nie powinny być odbierane jako słabość. To bardzo piękne przesłanie i szczególnie w dzisiejszych czasach należy je docenić.
„Do dziewczyn, które czuły zbyt wiele” to pozycja, która zabiera nas w bardzo emocjonalną podróż.
Podróż, w którą warto wyruszyć. Możemy w czasie jej trwania odciąć się od świata i zastanowić nad wieloma kwestiami. Przede wszystkim jednak nad tym, kiedy warto trzymać się uczucia, a kiedy lepiej dać mu odejść.
„Może to nie była pomyłka,
tylko książka, która musiała się
skończyć.”
„Zagubienie to nie punkt
więcej Pokaż mimo toani dramat,
tylko podróż, która rzadko się zdarza,
do cudownego stanu
Odkrycia.”
Na wstępie zaznaczę, że na co dzień nie miewam styczności z poezją. Moja znajomość tego gatunku właściwie ogranicza się do wierszy czytanych jeszcze w szkole, czy do okazjonalnego przeczytania jakiegoś tekstu w internecie.
Co zatem skłoniło mnie do zakupienia tego...