Opinie użytkownika
Jak na manifest pokoleniowy to raczej nie manifestuje niczego, ale hej - my też specjalnie nie reprezentujemy niczego jako pokolenie. Więc może to o to chodzi od samego początku?
Ale jest to szalona karuzela sentymentalna po latach 2000 (jak mogłam zapomnieć o winampie?!) i całkiem sensowna, porządna książka. Słodko-gorzka historia o dojrzewaniu i tyle. To po prostu nie...
Niedzielna popołudniówka - urocza, fajna, wciągająca.
Nieprzesadnie dramatyczna, dobrze poprowadzona historia.
Ogromny plus - jest nienachalnie zabawna i nie upokarza bohaterki jakimiś głupimi sytuacjami, w które autorka wpakowałaby ją na siłę tylko dla śmiesznego gagu.
Bardzo mi się nie podobała.
Fabuła z szablonu, postacie wyjęte ze "Słownika stereotypów polskich". Wszystkie osoby mają po dwie cechy i mówią tym samym językiem - sześciolatek, jego babcia, jego ojciec, kochanka ojca i jej matka. I wszystkie inne postacie w tej książce też mówią takim samym językiem stylizowanym na karykaturę poprawnej polszczyzny, którą, jak warszawski...
Nie potrafię znaleźć żadnego powodu, dla którego ta książka powstała. Nie można jej odmówić tego, że jest przyjemna ale wciąż - dlaczego Julianie Barnesie?
Teksty Barnesa łączy to, że lubi gotować i z niewiadomych przyczyn wiąże to z - a nawet próbuje to tłumaczyć - swoim snobizmem. Nie mam nic przeciwko snobizmowi ale nie w takim wydaniu. Z tych krótkich notatek w ogóle...
Ta książka podsumowuje się sama, w taki sposób, że na stronie 325 Ron mówi: "Bzdury. To tylko bardzo atrakcyjnie podany stek bzdur".
Zakładam, że każdy rozsądnie myślący człowiek wie, że tutaj nie ma się czego spodziewać, ale z ciekawości zajrzy. No i może przeczyta. I tak zmarnuje bezpowrotnie 4 godziny swojego życia, i jeszcze dodatkowe 15 minut na bezcelowe zżymanie się...
Opis nijak się nie ma do treści.
Pewnie taka historia też byłaby ciekawa, chociaż pewnie o wiele płytsza.
A książka bardzo dobra, oszczędna, a momentami męcząca.
Myślę, że ta książka jest trochę jak kula staczająca się po równi pochyłej. Rozkręca się powoli, trochę się ciągnie, coś się niby dzieje ale dość ospale. A potem coraz szybciej i szybciej i bam - rozpędzona kula rozbija się spektakularnie na samym końcu a jej resztki opadają wokół i osmalają wszystkich w epilogu.
Ogólnie fajna. Minus za konstrukcje postaci.
Nie mówię kategorycznego nie minimalizmowi, uważam, że część założeń jest bardzo fajna i chciałabym mieć energię, żeby wprowadzić je w życie.
Rady, których udziela Mularczyk-Meyer są różne - lepsze, gorsze, praktyczne, wydumane, nieżyciowe albo całkiem fajne, w każdym razie doceniam, że w ogóle są. Ostatecznie po to kupujemy poradniki, żeby mówiły nam, jak żyć. Ale mimo...
Najbardziej emocjonujące fragmenty to te, w których Glass rozpala ogień. Nigdy nie wiadomo czy uda mu się rozpalić, czy nie.
Akurat dobra do autobusu.
Chciałam tylko przejrzeć tę książkę, bo nie byłam pewna, czy mogę ją wypożyczyć piętnastolatce, która o nią pytała. Skończyło się na tym, że przeczytałam ją w dwa dni w szalonej obsesji, irytacji, trochę nawet złości.
Na pewno nie była nudna.
Ale zdecydowanie najbardziej to irytująca.
Może nie byłoby tak źle, gdyby nie poutykane między wierszami poczucie wyższości i...
Możliwe, że najlepsza książka, jaką czytałam w tym roku.
Gęsty, plastyczny język, oniryczna, wciągająca.
Uważam, że wybitna. Lubię takie wybitne książki.
Bardzo niepokoi mnie, że zupełnie identyfikuję się z bohaterką, bo jest niezłą psychopatką.
A Atwood jest mistrzynią precyzyjnych porównań ("czułam się, jakbym kochała się z sałatą - ten uścisk miał w sobie coś kruchego i jednocześnie gładkiego" - wybitne)