-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2021-02-05
„Witajcie w Ameryce” Lindy Boström Knausgård to opowieść o ojcu, tym nieodwracalnie nieobecnym. Jedenastoletnia Ellen po początkowym odejściu z domu i późniejszej śmierci taty przestaje mówić. Poczucie winy, protest czy może bunt dziecka, pozwala przyjrzeć się bliżej relacjom w rozbitej rodzinie. Obserwujemy świat matki i jej kochanków, zamykającego się we własnym pokoju brata i przebłyski bycia razem tej odległej trójki.
Ciężko powiedzieć czy Ellen czegoś od czytelnika oczekuje. Wprowadza nas w swój świat, często pozlepiany z różnych emocji, który stara się zrozumieć sama, nie wymagając tego od nas. A może to kwestia pogodzenia się z tym, co dzieje się obok? Może świat nie oczekuje naszej niemej akceptacji pędząc wciąż do przodu?
„Witajcie w Ameryce” Lindy Boström Knausgård to opowieść o ojcu, tym nieodwracalnie nieobecnym. Jedenastoletnia Ellen po początkowym odejściu z domu i późniejszej śmierci taty przestaje mówić. Poczucie winy, protest czy może bunt dziecka, pozwala przyjrzeć się bliżej relacjom w rozbitej rodzinie. Obserwujemy świat matki i jej kochanków, zamykającego się we własnym pokoju...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-28
Edouard Louis w swoich autobiograficznych książkach porusza temat relacji z ojcem, upokorzenia, odrzucenia, biedy i seksualności. To wspomnienia, które stawiają opór przed czytelnikiem, atakując go często sprzecznymi emocjami - czułym, ciepłym obrazem dzieciństwa, naznaczonym przemocą i brakiem zrozumienia.
Podobnie jest w ostatniej powieści Louisa - „Kto zabił mojego ojca”. Autor, dorosły już mężczyzna, próbuje nie tylko uporządkować wspomnienia towarzyszące relacji ojciec-syn, ale przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, kto tak naprawdę zbudował postać tego schorowanego człowieka? Skorumpowani politycy, system piętnujący biedę, brak pomocy? Fragmentaryczność może być trudna w odbiorze, szczególnie dla osób, które nie czytały poprzednich książek (Historia przemocy 2018 i Koniec z Eddym 2019) i nie znają choćby zarysu biografii Louisa.
Edouard Louis w swoich autobiograficznych książkach porusza temat relacji z ojcem, upokorzenia, odrzucenia, biedy i seksualności. To wspomnienia, które stawiają opór przed czytelnikiem, atakując go często sprzecznymi emocjami - czułym, ciepłym obrazem dzieciństwa, naznaczonym przemocą i brakiem zrozumienia.
Podobnie jest w ostatniej powieści Louisa - „Kto zabił mojego...
2021-08-08
Lubicie zaglądać do książek kucharskich? Ja oprócz przepisów, szukam w nich pięknie opowiedzianych historii, ludzi, kawałka świata.
Olia Hercules za pośrednictwem „Sielskich smaków” zabiera nas w podróż do dzieciństwa pachnącego owocowymi przetworami, pieczonymi ziemniakami i zupą rybną. To tradycyjna, ukraińska kuchnia pełna wspomnień, które budują cudowny klimat okraszony sielskimi zdjęciami. A wszystko to zaczyna się od letniej kuchni, od której zaczyna się ta opowieść.
Letnie kuchnie na Ukrainie budowane były nieopodal domów i służyły przede wszystkim do letniego gotowania. To tam przenosiło się życie skupione wokół przetworów i zamykanego w słoikach lata. To tam gotowano potrawy weselne i przygotowywano rodzinne przyjęcia. Przepisy Olii to rodzinna tradycja, w której stare pokolenie miesza się z nowym, a smaki i zapachy przywołują wciąż żywe wspomnienia. Można się zakochać!
Jeśli szukacie pięknie wydanej książki dla osób jedzących mięso - sięgajcie śmiało po „Sielskie smaki”. Wegetarianki i wegetarianie również znajdą tu pyszne pierogi, zapiekane warzywa, słodkie pieczywo i naleśniki.
Lubicie zaglądać do książek kucharskich? Ja oprócz przepisów, szukam w nich pięknie opowiedzianych historii, ludzi, kawałka świata.
Olia Hercules za pośrednictwem „Sielskich smaków” zabiera nas w podróż do dzieciństwa pachnącego owocowymi przetworami, pieczonymi ziemniakami i zupą rybną. To tradycyjna, ukraińska kuchnia pełna wspomnień, które budują cudowny klimat...
2021-09-30
Powtórzę po raz kolejny - uwielbiam zbiory opowiadań. Szukam w nich czegoś nieoczywistego, pięknego i spójnego zarazem. Oczekuję wielu różnych emocji, wielu poziomów odczuwania. I to wszystko, a nawet więcej, okraszone wyjątkowym językiem i poetyką znalazłam w „Samosiejkach” Dominiki Słowik..
Samosiejki nie potrzebują specjalnych warunków. Znajdują swoje miejsce, swój czas i rosną z własnej woli. I tak jest też z tymi tekstami - chociaż w jednej z warstw opowiadają o codzienności, naszych lękach i skrytych emocjach, to w drugiej ich nieco szalony, kosmiczny pierwiastek zaskakuje i przyciąga naszą uwagę. Detale, małe historyjki w jednej dużej opowieści - w tym autorka czuje się świetnie. Łączy ze sobą człowieka i naturę, poddaje w wątpliwość kto tak naprawdę jest silniejszy. To piękna całość, której warto doświadczać i szukać w niej spraw aktualnych, którymi żyje każdy z nas. Bardzo przemyślany motyw, który prowadzi nas do samego końca.
„Samosiejki” już dołączyłam do osobistego zestawienia książek tego roku. To czuła proza, która w swojej krótkiej, zdawałoby się oszczędnej formie zawiera więcej niż wielkie powieści. Piękne, bezpretensjonalne, bliskie. Polecam bardzo mocno, jeśli macie jeszcze wątpliwości. Na takie książki polskich autorek i autorów zawsze czekam.
Powtórzę po raz kolejny - uwielbiam zbiory opowiadań. Szukam w nich czegoś nieoczywistego, pięknego i spójnego zarazem. Oczekuję wielu różnych emocji, wielu poziomów odczuwania. I to wszystko, a nawet więcej, okraszone wyjątkowym językiem i poetyką znalazłam w „Samosiejkach” Dominiki Słowik..
Samosiejki nie potrzebują specjalnych warunków. Znajdują swoje miejsce, swój...
2021-11-05
Miał być bal, piękny bal szalonych kobiet, na który dostałam czytelnicze zaproszenie. Czy jednak zabawa okazała się warta grzechu?
W sercu malowniczego, XIX wiecznego Paryża nie ma miejsca na niezależność kobiet. Podległe woli ojca, brata, potem męża nie decydują o sobie. Dlatego tak łatwo wmówić im, że ich zachowanie nie jest normalne, że ich chęć kształcenia się, zdobywania wiedzy to czyste szaleństwo. A co jeśli młoda dziewczyna z dobrego domu widzi duchy?
Eugenie trafia do szpitala dla obłąkanych kobiet, chociaż jest jedną z wielu zdrowych pacjentek tej placówki. Poddana obserwacji, więziona i „leczona” według woli ojca, nie decyduje o swoim losie. Jej jedyną szansą na ucieczkę staje się siostra oddziałowa, która uwierzyła w dar dziewczyny. Kto odnajdzie się w tym szaleństwie?
Victoria Mas miała na swoją powieść naprawdę dobry pomysł. Wybrała historycznie bardzo bogaty i ważny okres, dodała bohaterki, które życie doświadczyło na wiele różnych sposobów. Zabrakło jednak samej opowieści. Akcja „Balu szalonych kobiet” najpierw praktycznie nie istniała, a potem pędziła naprzód, bez poświęcania uwagi czytelnikowi. Miałam wrażenie, że więcej tracę niż zyskuję przewracając kolejne kartki, a nie było ich zbyt wiele. Dlatego według mnie to tylko zarys dobrej powieści, której potencjał został - niestety - rozbity. Dlatego „Bal szalonych kobiet” Victorii Mas zaliczyć mogę do powieści jedynie przeciętnych.
Miał być bal, piękny bal szalonych kobiet, na który dostałam czytelnicze zaproszenie. Czy jednak zabawa okazała się warta grzechu?
W sercu malowniczego, XIX wiecznego Paryża nie ma miejsca na niezależność kobiet. Podległe woli ojca, brata, potem męża nie decydują o sobie. Dlatego tak łatwo wmówić im, że ich zachowanie nie jest normalne, że ich chęć kształcenia się,...
2021-12-18
Czas na pełną przygód podróż! Jeśli słyszycie już słodki głos Limalha, a przed oczami staje Wam wielki latający stwór - jesteście na dobrej drodze do Fantazjany.
Wydawnictwo Mamania przepięknie wznowiło „Niekończącą się historię”, dzięki czemu młodsze pokolenie może poznać historię Bastiana, a nieco starsze, z sentymentem do niej wrócić.
Bastian ucieka z zimnego, pozbawionego życia i miłości domu w świat książek. Czytając nie czuje smutku po stracie mamy, a coraz bardziej odległy ojciec rozmywa się między wielkimi, literackimi przygodami. Znaleziona w antykwariacie książka zdaje się wzywać chłopca, a przygody Atreju w magicznej krainie, której grozi zagłada, wciagąją coraz silniej. Zaciera się granica między tym co rzeczywiste, a tym co niesie książka. A może to właśnie jej czytelnik jest jedyną osobą, która może pomóc? Przekonajcie się sami, bo naprawdę warto.
Michael Ende po raz drugi zauroczył mnie swoją wrażliwością. Największa według mnie siła jego powieści płynie z faktu, że inaczej odbierze je młodszy i starszy czytelnik. To momentami straszna, ale dająca nadzieję opowieść o wielkim smutku i wierze w drugiego człowieka, a także chorobie, która niszczy nie tylko bajkowe światy. Przygoda, w którą autor jak i jego bohater zabierają nas już od pierwszych stron pozwala zapomnieć o całym świecie. Nie ma czasu na subtelne wstępy, Atreju jest w drodze, a my razem z nim.
Jeśli szukacie baśniowej, ale też poruszającej serce powieści dla młodszej młodzieży - sięgajcie śmiało. Dwukolorowy tekst, który oddziela czytaną przez Bastiana książkę od tego, co dzieje się poza nią, ułatwia odbiór. O pięknej oprawie i nieco mrocznej okładce nawet nie wspominam.
„Niekończąca się historia” podobnie jak „Momo” zostaną w mojej biblioteczce i czytelniczym sercu na zawsze.
Czas na pełną przygód podróż! Jeśli słyszycie już słodki głos Limalha, a przed oczami staje Wam wielki latający stwór - jesteście na dobrej drodze do Fantazjany.
Wydawnictwo Mamania przepięknie wznowiło „Niekończącą się historię”, dzięki czemu młodsze pokolenie może poznać historię Bastiana, a nieco starsze, z sentymentem do niej wrócić.
Bastian ucieka z zimnego,...
2021-12-03
Nowa książka Marcisza zrobiła mi kilka fajnych wieczorów i chociaż sercem nadal bliżej mi do „Taśm rodzinnych”, to „Książkę o przyjaźni” polecam bez wyrzutów sumienia.
A co tym razem autor zmalował? Portret nas samych, bardzo naturalny i prosty, dzięki czemu znalazłam tu miejsce na własne przemyślenia. Poznajemy bowiem troje bardzo różnych bohaterów, których wspólnie spędzone dzieciństwo zaczyna dzielić mało przyjazna dorosłość.
„Książka o przyjaźni” stanowi ciekawy i bliski obraz pokolenia millenialsów, które mierzy się z oczekiwaniami innych, ale i odbija (często boleśnie) od własnych. To barwna opowieść o dojrzewaniu, bliskich relacjach - przyjaźni/miłości - które wystawia na próbę czas i zmieniające się okoliczności. Maciej Marcisz czuje klimat lat 90’ i późniejszych, co udowodnił już w pierwszej książce, dlatego i tutaj możemy liczyć na wiele wspomnień i dobrze oddaną, zmieniającą się polską rzeczywistość w nowym tysiącleciu.
Nie chce zdradzać samej fabuły, bo odczytanie jej samodzielnie ze strony Kasi, Michała i Doroty przyniesie Wam o wiele więcej niż mój suchy skrót. Mogę jednak powiedzieć, że tajemnice zawsze znajdują drogę ucieczki i paraliżują to, co zdawało się być święte. Motyw znany, ale i tak będziecie chcieli go poznać!
Komu mogę polecić „Książkę o przyjaźni”? Właściwie każdemu, kto lubi dobrze nakreślonych bohaterów, nasze polskie podwórko i historie z codziennego życia. Czasami barwne, czasami szare, ale naznaczone realnymi problemami. Autor ma bowiem dar opowiadania zwykłych historii w bardzo przyjemny i dający czytelniczą satysfakcję sposób.
Nowa książka Marcisza zrobiła mi kilka fajnych wieczorów i chociaż sercem nadal bliżej mi do „Taśm rodzinnych”, to „Książkę o przyjaźni” polecam bez wyrzutów sumienia.
A co tym razem autor zmalował? Portret nas samych, bardzo naturalny i prosty, dzięki czemu znalazłam tu miejsce na własne przemyślenia. Poznajemy bowiem troje bardzo różnych bohaterów, których wspólnie...
2021-12-13
Autor książki - teoretyk i historyk literatury, krytyk literacki, eseista, prozaik i ceniony literaturoznawca - przedstawia nam w sposób przyjazny i anegdotyczny, barwny panteon polskich humanistów. Wspominane osoby Głowiński często znał osobiście, więc ta relacja ma dodatkową według nie mnie wartość.
Znalazł się tu zarówno Miron Białoszewski, Teresa Torańska, Stanisław Barańczak, jak i Irena Sendlerowa. Każda z postaci swoje życie i losy budowała na ważnych, przełomowych momentach w historii naszego kraju - wojnie i rzeczywistości po niej zastanej czy przemianach ustrojowych. Autor stara się pokazać, jak te wydarzenia i ta rzeczywistość naznaczyły w sposób wyraźny zarówno charaktery, jak i kierunek twórczości, działania, bohaterów książki.
Nie będę opowiadać bajek, że książkę już przeczytałam od deski do deski. Części humanistów zupełnie nie znam, część z nich wtłoczona została mi do głowy na lekcjach języka polskiego bez wyraźnego związku z ich twórczością. Dlatego traktuję „Tęgie głowy” jako kolejny dobry inspirator literackich poszukiwań. Do pewnych tekstów chciałabym wrócić, inne poznać, przeczytać po raz pierwszy. Na pewno książka zostanie ze mną dłużej.
A komu polecam ją na prezent? Każdemu, dla kogo literatura nie kończy się na odłożeniu przeczytanej książki na półkę. To naprawdę świetna i dopracowana książka, która z powodzeniem znajdzie miejsce w domu każdego kochającego literaturę polską (i nie tylko) pasjonata. Można przy niej dyskutować, odkrywać i przede wszystkim poszerzać swoje horyzonty.
Autor książki - teoretyk i historyk literatury, krytyk literacki, eseista, prozaik i ceniony literaturoznawca - przedstawia nam w sposób przyjazny i anegdotyczny, barwny panteon polskich humanistów. Wspominane osoby Głowiński często znał osobiście, więc ta relacja ma dodatkową według nie mnie wartość.
Znalazł się tu zarówno Miron Białoszewski, Teresa Torańska, Stanisław...
2021-12-10
„Atlas miejsc literackich” to jedna z najpiękniejszych książek tego roku. Opatrzona tekstem Crisa F. Olivera i ilustracjami Julio Fuentesa pozycja, to idealny prezent zarówno dla młodszych jak i starszych czytelników. Zabierze Was w miejsca, które dobrze znacie z literackiego świata. Nie zabrakło tu krain odległych jak Narnia z powieści C. S. Lewisa czy Krainy Oz, ale i tych bliższych, mniej baśniowych, jak Londyn Sherlocka Holmesa czy Forks, po którym biegają błyszczące w blasku słońca wampiry.
Dzięki tej książce nie tylko wrócicie pamięcią do dobrze znanych Wam z książek lokacji. „Atlas miejsc literackich” dla mnie samej stanowi też świetny przewodnik i inspirację do sięgnięcia po nieznane dotąd tytuły. Załączone mapy baśniowych krain i ciekawostki z nimi związane pobudzają apetyt i przypominają tym starszym odbiorcom o dziecięcych (i nie tylko dziecięcych) marzeniach, w których podróż pociągiem do Hogwartu czy spacer po Fantazjanie wraz z Bastianem zdaje się być realny. Dla młodszych będzie to piękny wstęp do odkrycia wielu ciekawych, książkowych przygód.
Technicznie to dopracowana w każdym szczególe książka, którą warto mieć w biblioteczce. Prosta graficznie forma uruchamia wyobraźnie, a niezbyt długi tekst - wspomnienia. Serdecznie polecam!
Ps. Według mnie Wydawnictwo Format najpiękniej wydaje książki dla małych dorosłych i dużych dzieci.
„Atlas miejsc literackich” to jedna z najpiękniejszych książek tego roku. Opatrzona tekstem Crisa F. Olivera i ilustracjami Julio Fuentesa pozycja, to idealny prezent zarówno dla młodszych jak i starszych czytelników. Zabierze Was w miejsca, które dobrze znacie z literackiego świata. Nie zabrakło tu krain odległych jak Narnia z powieści C. S. Lewisa czy Krainy Oz, ale i...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-16
Przed Wami bogato ilustrowany przewodnik po latach 80 i 90!
Kto pamięta rodzinne wakacje pod namiotem, szalone podróże czerwonym maluchem, budki telefoniczne i oczekiwanie na telewizyjną dobranockę? Tych wspomnień w książce Pauliny Tyczkowskiej jest bardzo dużo, a „Opowieści z trzepaka” pozwolą Wam oderwać się od naszej nowoczesnej codzienności i zatęsknić za starym, dobrym telefonem na korbkę i skakaniem w gumę. Dzięki pełnym humoru tekstom i licznym zdjęciom wróciłam do czasów dzieciństwa, pachnących przypalanym na festynach cukrem i wspomnieniach zapisywanych na kasetach VHS i w fotograficznych albumach. Jeśli i Wy chcecie wrócić pod trzepak i sprawdzić ile pamiętacie - sięgajcie śmiało!
Przed Wami bogato ilustrowany przewodnik po latach 80 i 90!
Kto pamięta rodzinne wakacje pod namiotem, szalone podróże czerwonym maluchem, budki telefoniczne i oczekiwanie na telewizyjną dobranockę? Tych wspomnień w książce Pauliny Tyczkowskiej jest bardzo dużo, a „Opowieści z trzepaka” pozwolą Wam oderwać się od naszej nowoczesnej codzienności i zatęsknić za starym,...
2021-11-10
Po przeczytaniu „Memorial Drive” Natashy Trethewey myślałam, że Wydawnictwo Cyranka wyczerpało już pulę świetnych książek na ten rok. Ale dla „Bratniej duszy” warto jeszcze zrobić miejsce w swojej biblioteczce.
David Diop, zdobywca Międzynarodowego Bookera, w swojej książce wraca do tematu I wojny światowej. Główny bohater, Alfa, staje się pożeraczem dusz. Chcąc pomścić śmierć swojego przyjaciela, co noc zakrada się do okopów wroga. Jego powroty z odciętymi dłońmi Niemców szybko z bohaterskich stają się dla żołnierzy przerażajace i zbyt brutalne, brudne. Ale Alfa jest już kimś zupełnie innym niż był w rodzinnej wiosce.
Diop pozwala czytelnikowi zajrzeć do umysłu swojego bohatera, poznać jego lęki i obawy, gubić się między strzępami kolejnych wspomnień. Obserwujemy proces, w którym zwykły senegalski chłopak staje się armatnim mięsem francuskiej armii. Ma być zwierzęciem, którego boi się wróg, bezwolnie wykonując rozkazy dowódcy. Gubi duszę w nie swojej wojnie i ciężko będzie mu znaleźć powrotną drogę do domu.
Książka Davida Diopa nie należy do prostych ani przyjemnych. Czyta się ją szybko, jest gęsta i podczas lektury miałam poczucie zapadania się w coraz większy mrok, coraz większy obłęd. To pełna bólu i strachu opowieść o człowieku, który stracił na wojnie nie tylko siebie.
Po przeczytaniu „Memorial Drive” Natashy Trethewey myślałam, że Wydawnictwo Cyranka wyczerpało już pulę świetnych książek na ten rok. Ale dla „Bratniej duszy” warto jeszcze zrobić miejsce w swojej biblioteczce.
David Diop, zdobywca Międzynarodowego Bookera, w swojej książce wraca do tematu I wojny światowej. Główny bohater, Alfa, staje się pożeraczem dusz. Chcąc pomścić...
2021-11-21
Oh, William! To było tak dobre, tak idealnie wpasowane w moją potrzebę lektury, która będzie mnie przy sobie trzymać bez angażowania całej głowy. „William” Elizabeth Strout to bardzo dobra powieść o szeroko pojętych relacjach. I serdecznie Wam ją polecam!
Ale najpierw muszę coś wyjaśnić - powyższa książka to kontynuacja powieści „Mam na imię Lucy”, która nie zapisała się pozytywnie w mojej pamięci. Była nudna i momentami przypominała chaotyczne narzekanie rozpieszczonej dziewczynki. Czemu więc zabrałam się za „Williama”? Chyba miałam nosa.
Lucy jest już dojrzałą kobietą - jej córki zakładają własne rodziny, mąż ułożył sobie życie z trzecią żoną, a ona sama straciła ukochanego męża, Davida. I chociaż książka zdaje się być poświęcona pierwszemu mężowi, to jest to tylko punktem wyjścia. Dzięki małym dygresjim wracamy do rodzinnego domu Lucy, tajemniczej matki Williama i jej wpływu na życie młodego małżeństwa. Obserwujemy jak bardzo niedoskonały był związek Lucy i kto czuje się odpowiedzialny za jego rozpad. Dużo tu emocji i wspomnień, ale też bieżących wydarzeń, które choć nie są zbyt brawurowe - pozwalają nam poznać bohaterów książki i wyrobić sobie własne o nich zdanie.
Jak pisałam wyżej, to książka o relacjach, o rolach w których odnajdują się bohaterowie - rola żony, matki, córki, kochanki, siostry czy byłej żony. Te wszystkie niuanse, drobne sytuacje budujące całość Strout potrafi sportretować bardzo naturalnie, co wpływa na mój pozytywny odbiór powieści.
I wiecie co? To taka książka, którą równie chętnie pożyczyłbym mamie i przyjaciółce. To lekka, ale nie infantylna powieść obyczajowa, dla której warto poświecić kilka chwil.
Oh, William! To było tak dobre, tak idealnie wpasowane w moją potrzebę lektury, która będzie mnie przy sobie trzymać bez angażowania całej głowy. „William” Elizabeth Strout to bardzo dobra powieść o szeroko pojętych relacjach. I serdecznie Wam ją polecam!
Ale najpierw muszę coś wyjaśnić - powyższa książka to kontynuacja powieści „Mam na imię Lucy”, która nie zapisała się...
2021-11-21
Książka dla dorosłych dzieci, dziecięcych dorosłych, a tak naprawdę dla każdego. Jest o nas teraz, o nas z przyszłości i z przeszłości, o naszych doświadczeniach i idącej za tym nauce. „Sto rzeczy, których nauczysz się w życiu” wzrusza i porusza, przypomina i pozwala spojrzeć na to, co jeszcze przed nami.
Inspiracją do powstania tej książki było nowe życie; mały człowiek, przed którym stoją jeszcze wszystkie dobre i złe chwile. Autorka zadawała swoim rozmówcom jedno pytanie - czego nauczyło cię życie? - a z odpowiedzi powstała piękna i ważna rzecz. Rzecz o wdzięczności, o szczęściu, o doświadczaniu. Każda kolejna strona przynosi nam coś, nad czym można się pochylić, uśmiechnąć do wywołanych wspomnień czy zasmucić. Ale z takich wielkich i małych kawałków zbudowane jest nasze życie, prawda?
Heike Faller jest redaktorką magazynu „Zait”. Valerii Vidali to włoski ilustrator, który przepięknie zilustrował to, co zapisała Heike. Iwona Mączka przetłumaczyła, a dzięki Wydawnictwu Format książka trafiła pod mój dach. Osoby biorące udział w projekcie to dzieci, młodzież, dorośli o różnych własnych historiach, w różnych momentach życia. Każda z tych osób swoim doświadczeniem dopisała część tej książki, za co serdecznie dziękuję.
Książka dla dorosłych dzieci, dziecięcych dorosłych, a tak naprawdę dla każdego. Jest o nas teraz, o nas z przyszłości i z przeszłości, o naszych doświadczeniach i idącej za tym nauce. „Sto rzeczy, których nauczysz się w życiu” wzrusza i porusza, przypomina i pozwala spojrzeć na to, co jeszcze przed nami.
Inspiracją do powstania tej książki było nowe życie; mały człowiek,...
2021-10-25
Przeczytałam, odłożyłam, przemyślałam. No i jakoś mi z tym małżem średnio - wymyka się, ucieka, ma dziwny posmak. Zdecydowanie wolę truskawki.
Magda, dotąd aktywna zawodowo, związkowo i życiowo traci wszystko, co stanowiło jej punkt odniesienia. Traci pracę, ślubne plany kończą się rozstaniem, a samotność romansem z żonatym przyjacielem z przeszłości. Przede wszystkim jednak Magda zatraca się w spirali niespełnionych oczekiwań i pretensji do świata i ludzi. Szukanie pracy, kolejne telefony i rzucane przez niedoszłych pracodawców hasła „oddzwonimy”, krótkie okresy zatrudnienia kończące się niepowodzeniem. Oczekiwania, których spełnić nie może, nie chce, nie potrafi. Próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości nie jest prosta, nie ma na nią recepty.
„Małż” Marty Dzido to gorzki, przepełniony ironią obraz współczesnych młodych ludzi - ich związków, problemów, codzienności. Jest bezkompromisowo, a strumień którym pisze autorka zmywa z nas wszystkie pozytywne wyobrażenia o życiu w ogóle.
I właśnie tego było mi za dużo - tego taplania się we własnym sosie, bez podjęcia próby wyjścia i zmiany. Miałam wrażenie, że autorka to rozpieszczona mała dziewczynka, której świat robi na złość, a ona tupie nogą i czeka na nadchodzącą zmianę. Widzi problem we wszystkich ludziach wokół, z uporem pomijając siebie. I chociaż nadal pozostaję wielką fanką stylu Marty Dzido, to do „Małża” nie czuję mięty.
Przeczytałam, odłożyłam, przemyślałam. No i jakoś mi z tym małżem średnio - wymyka się, ucieka, ma dziwny posmak. Zdecydowanie wolę truskawki.
Magda, dotąd aktywna zawodowo, związkowo i życiowo traci wszystko, co stanowiło jej punkt odniesienia. Traci pracę, ślubne plany kończą się rozstaniem, a samotność romansem z żonatym przyjacielem z przeszłości. Przede wszystkim...
2021-05-20
A gdyby tak książki przemówiły? Gdyby opowiedziały czytelnikowi co czują, czego od nas, czytających oczekują?
Ta mała książeczka napisana i zilustrowana przez José Jorge Letria i André Letria dzięki prostym tekstom i ilustracjom wzrusza i porusza odbiorcę. Każdy z tekstów zaczyna się od słów GDYBYM BYŁA KSIĄŻKĄ, dopowiadając bardzo ważne i czasami zapominane frazy. Książki nie tylko chcą być czytane i szanowane. Chcą być wolne i dawać wolność. Chcą otwierać przed nami nowe światy, ale i tłumaczyć te już istniejące. Chcą być czytane i rozumiane. Chcą być obecne.
Jeśli tylko macie okazję - sięgnijcie po „Gdybym była książką”, a z pewnością znajdziecie tam kawałek siebie. Każdy człowiek to opowieść, to żywa książka, której kolejne strony zapisujemy sami. To piękny mały przekaz, który zostanie ze mną na długo.
A gdyby tak książki przemówiły? Gdyby opowiedziały czytelnikowi co czują, czego od nas, czytających oczekują?
Ta mała książeczka napisana i zilustrowana przez José Jorge Letria i André Letria dzięki prostym tekstom i ilustracjom wzrusza i porusza odbiorcę. Każdy z tekstów zaczyna się od słów GDYBYM BYŁA KSIĄŻKĄ, dopowiadając bardzo ważne i czasami zapominane frazy....
2021-05-31
Długo zastanawiałam się nad tym czy „Dewocje” Anny Ciarkowskiej mnie poruszyły tylko w chwili lektury, czy może nadal siedzą i gryzą. Jak myślicie?
Takich historii mogłoby być więcej. Tych spowiedzi z niejednego życia - bo przecież jesteśmy uczestnikami czegoś większego. Nasze losy się splatają, bierzemy udział w wielu opowieściach, wielu wątkach. I taka jest właśnie historia głównej bohaterki, która z nieznanych jej samej powodów doświadcza cudu. Ale czy bycie wyjątkowym, wybranym przez Boga jest dobre? Czy prowincjonalni, bogobojni ludzie z obrazkiem Matki Boskiej w kredensie i modlitwą na ustach to zrozumieją? Lepiej nie bluźnić, to nie spodoba się Bogu, nie spodoba się stwórcy, który na pewno nie ma czasu na pilnowanie niesfornej dziewuchy.
Anna Ciarkowska bardzo wnikliwie zagląda pod dachy ludzi, którzy w Bogu szukają odpowiedzi. Najczęściej wystarcza im silna wiara, której nikt nie wystawia na próbę, bo i po co? Niedzielny porządek rzeczy, nabożeństwa, biała bluzeczka i kara za grzechy, bo cierpienie uszlachetnia. Wszystko ma swoje wytłumaczenie, wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, a winy należy szukać w sobie. Cuda? Nie tutaj.
„Dewocje” to książka o dojrzewaniu młodej dziewczyny, dziewczynki, która próbuje zmierzyć się z niezrozumieniem i darem, którego nikt nie chce. To obraz wiary, w której nie ma miejsca na nic ponad to, co zapisane w księgach. To w końcu obraz smutny i bolesny, w którym próżno szukać miłosierdzia. W pięknych słowach o niepięknych rzeczach opowiada nam autorka, za co serdecznie dziękuję.
Długo zastanawiałam się nad tym czy „Dewocje” Anny Ciarkowskiej mnie poruszyły tylko w chwili lektury, czy może nadal siedzą i gryzą. Jak myślicie?
Takich historii mogłoby być więcej. Tych spowiedzi z niejednego życia - bo przecież jesteśmy uczestnikami czegoś większego. Nasze losy się splatają, bierzemy udział w wielu opowieściach, wielu wątkach. I taka jest właśnie...
2021-06-11
Prawdziwie wspaniali możemy być tylko przez chwilę, ale to właśnie z takich chwil się składamy - z tych najlepszych, najgorszych i przede wszystkim tych zwykłych, nijakich, które dopiero we wspomnieniach nabierają znaczenia i budują nasze własne historie.
A jeśli przy opowiadaniu historii jesteśmy, nie sposób odmówić mu talentu. Ocean Vuong napisał książkę, do której czytelnik powinien znaleźć klucz w sobie. Bez tego może bowiem czuć lekki zawód.
Wojna w Wietnamie jako nigdy niezabliźniona rana. Przemoc, ból, strach i docieranie do granic ludzkiej wytrzymałości. Receptą na nowe życie zdaje się być ucieczka do Ameryki, obiecanego raju. Będzie to jednak dla bohaterów trudna, pełna traum droga do odkrycia własnej tożsamości. „Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę” to wypełniona współczuciem i niezręczną czułością historia życia, zapisana w liście do matki. Liście, który nigdy pewnie nie zostanie przeczytany i dzięki temu jego autor może być tak szczery.
Czułym na najdrobniejsze szczegóły okiem obserwujemy spracowane ręce matki, wspominamy dotyk babci, wracamy do historii dziadka. Poznajemy ciało kochanka, jego zapach i smak. Tych zatrzymanych w kadrze chwil jest tak dużo, że wielka historia zdaje się być tylko wyraźnym tłem, które rzuca cień, otula, tłamsi. Noszone przez lata historie wypływają, wypowiedziane prostym językiem, o wyjątkowej, czasami nieco pokracznej budowie. Początek nie był łatwy, bo szukałam w nim czegoś ładniejszego, bardziej poetyckiego. Wystarczyło zmienić jednak fale odbioru.
Nie wiem, czy ta książka zmieni/zmieniła moje życie. Na pewno ukradła kilka ważnych chwil, o których zwrot nie mam zamiaru się upominać. I dała mi wgląd w niejedno życie, tak różne od mojego.
Prawdziwie wspaniali możemy być tylko przez chwilę, ale to właśnie z takich chwil się składamy - z tych najlepszych, najgorszych i przede wszystkim tych zwykłych, nijakich, które dopiero we wspomnieniach nabierają znaczenia i budują nasze własne historie.
A jeśli przy opowiadaniu historii jesteśmy, nie sposób odmówić mu talentu. Ocean Vuong napisał książkę, do której...
2021-07-07
Po świetnym zbiorze debiutanckich opowiadań Marie Aubert „Zabierz mnie do domu” (który nadal gorąco Wam polecam!), przyszedł czas na „Dorosłych”. Czas idealny, bo w końcu mamy wakacje - podobnie jak nasza główna bohaterka, Ida. Tylko ta letnia beztroska jakoś nie wyszła.
Dom nad fiordem, urodziny mamy, spotkanie z siostrą i jej rodziną. Czy coś może pójść nie tak? Pewnie większość z Was wie, że dokładnie WSZYSTKO. Głowę pełną wspomnień z dzieciństwa Ida konfrontuje z życiem tu i teraz. Z wiecznie narzekającą siostrą, która nie docenia tego, co ma. Z mijającym zbyt szybko czasem i - być może - utraconą szansą na prawdziwą miłość i macierzyństwo. Dużo emocji, tych dobrych i tych złych. Niewypowiedzianych pretensji i zazdrości. Czasami zachowanie bohaterów wydaje się głupie i nieodpowiedzialne, czasami bardzo ludzkie, jeśli człowiek zgubi się gdzieś w sobie. Bo czy można kogoś winić za brak miłości? Za brak przywiązania, za emocjonalny chaos?
Chociaż ta historia według mnie jest zbyt krótka, zbyt uboga, to jednak nie żałuję czasu poświęconego lekturze. Pauza ma nosa do rodzinnych, nadszarpniętych opowieści. I chociaż „Dorosłych” zaliczyć mogę do tych mniej moich nie znaczy to, że lektura nie pozostawiła po sobie nic. Podjęte przez główną bohaterkę rozważania na temat macierzyństwa zostawiły i we mnie kilka otwartych pytań.
Po świetnym zbiorze debiutanckich opowiadań Marie Aubert „Zabierz mnie do domu” (który nadal gorąco Wam polecam!), przyszedł czas na „Dorosłych”. Czas idealny, bo w końcu mamy wakacje - podobnie jak nasza główna bohaterka, Ida. Tylko ta letnia beztroska jakoś nie wyszła.
Dom nad fiordem, urodziny mamy, spotkanie z siostrą i jej rodziną. Czy coś może pójść nie tak? Pewnie...
2021-07-19
Niedawno wydana opowieść graficzna „Podróż siódma” to piękny wstęp do twórczości pisarza, zarówno dla starszych jak i młodszych czytelników. Miejcie ją na oku!
Bohaterem „Dzienników gwiazdowych” jak i wielu innych tekstów Lema jest Ijon Tichy. Graficzna odsłona jednej z jego przygód, z przepięknymi ilustracjami Jona J Mutha zabierze Was w zawiłą, okraszoną humorem i totalnie kosmiczną podróż do przyszłości. Rozwiążcie razem z Ijonem zagadkę skoku czasowego i pomóżcie naprawić jego kapsułę. To będzie podwójna przyjemność - tekst jak i ilustracje świetnie ze sobą korespondują.
Niedawno wydana opowieść graficzna „Podróż siódma” to piękny wstęp do twórczości pisarza, zarówno dla starszych jak i młodszych czytelników. Miejcie ją na oku!
Bohaterem „Dzienników gwiazdowych” jak i wielu innych tekstów Lema jest Ijon Tichy. Graficzna odsłona jednej z jego przygód, z przepięknymi ilustracjami Jona J Mutha zabierze Was w zawiłą, okraszoną humorem i...
Czy zdarzył się Wam ostatnio jakiś mały dramat czytelniczy? Bo mój właśnie trwa, a złożył się na niego naprawdę świetny i trafiający w czułe struny mojej duszy zbiór opowiadań i... jego długość, a właściwie krótkość. No jak tak można Pani Aubert, jak?
„Zabierz mnie do domu” składa się z dziewięciu krótkich, napisanych bardzo oszczędnym językiem opowiadań, których tematem przewodnim jest ludzka moralność i wszystkie związane z nią emocje. Autorka używa takiej ilości słów, które potrzebne są by w sposób jak najbardziej oszczędny opisać przedstawione mikroświaty. Dzięki temu nasze pole interpretacyjne jest naprawdę ogromne i być może właśnie to stanowi wartość opowiadań Marie Aubert. A przynajmniej dla mnie było bardzo pozytywnym zaskoczeniem.
Co zatem znajdziecie w środku? Dużo rozczarowań. Macierzyństwem, tacierzyństwem, związkami, ludźmi, ale też samym sobą. Bohaterowie Aubert są rozczarowani życiem, którym przyszło im żyć. Punktują błędy, które popełnili i zostawiają nas bez jakiegokolwiek ostrzeżenia w środku czegoś niewygodnego, w czym sami nie czują się dobrze. Z jednej strony to może być grupa zupełnie obcych osób. Z drugiej te historie w luźny sposób do siebie pasują, przeplatają się ze sobą i podświadomie szukałam tych połączeń. Jednym słowem - dużo dobrego! I napisanie czegoś tak dobrego w tak krótkich tekstach to ogromny talent.
Nie chcę pisać za dużo, żebyście sami mogli doświadczyć tego, co potrafi przekazać autorka w prostych i naturalnych słowach. Bez górnolotnych porównań i stylistycznych wygibasów. Czytajcie, jeśli lubicie wystawiać swoją wrażliwość na próbę i doświadczać nie tylko przyjemnych literacko rzeczy.
Czy zdarzył się Wam ostatnio jakiś mały dramat czytelniczy? Bo mój właśnie trwa, a złożył się na niego naprawdę świetny i trafiający w czułe struny mojej duszy zbiór opowiadań i... jego długość, a właściwie krótkość. No jak tak można Pani Aubert, jak?
więcej Pokaż mimo to„Zabierz mnie do domu” składa się z dziewięciu krótkich, napisanych bardzo oszczędnym językiem...