Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę Ocean Vuong 6,6
„Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę” to książka, która jest właściwie listem syna do matki, w którym odkrywa on swoją historię dorastania, stronę jego życia, której jego rodzicielka nie znała… i niestety nie pozna, ponieważ ta czytać nie umie. Mężczyzna zdaje się więc pisać te listy dla samego siebie, żeby pogodzić się z tym, co zaszło i domknąć pewne rozdziały swojego życia.
Jest to trudna literatura z wojną w tle, jak i rownież z efektami, jakie wywiera ona na ludziach, kiedy ci już z niej wybrną.
Wojna może i się zakończyć, ale zostanie w ludziach długo po niej.
Długo myślałam, co mogłabym o tej książce powiedzieć. Długo, bo prawie pół roku, przeczytałam ją bowiem w październiku!
Zaczynając lekturę, miałam wrażenie, ze to literatura dla mnie. Liryczny styl opowiadania, trudne przeżycia, z którymi bohater musi sobie poradzić, dodatkowo powieść epistolarna… Jednak im dalej w las, tym coraz trudniej mi się ją czytało. Momentami zastanawiałam się, czy jestem w stanie przebrnąć przez nią całą. Nie potrafiłam wbić się w historię, zdarzało mi się wracać do niektórych akapitów wielokrotnie, żeby zrozumieć przebieg zdarzeń.
Nie była to moja rzecz. Chociaż uwielbiam poetycki, nawet powiedziałabym senny styl pisania, ten tutaj się nie wpasował, a nawet zgrzytał z poruszanym tematem.
Kiedy już przeczytałam ten tytuł, po kilku tygodniach nawet nie pamiętałam o czym był dokładnie.
I dlatego tytuł „Wspaniali jesteśmy tylko przez chwile” zdawał się mieć dla mnie podwójne znaczenie. Na początku byłam nią zachwycona, jednak z coraz większą liczbą przeczytanych stron, zachwyt mijał, aż w końcu książka zostawiła mnie jedynie ze zmieszaniem, a później nawet z zapomnieniem.
Ta książka była dla mnie wspaniała tylko przez chwilę.