-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2019-12-31
2018-12-11
2018-09-13
2017-06-08
2016-12-31
Obserwacje Młynarskiej dotyczące polskiej mizoginii są dosyć trafne, ale reszta to niestety prywata, osobiste rozprawianie się z konkretnymi osobami, które stanęły autorce na drodze prywatnej tudzież zawodowej. Całość dosyć chaotyczna, a koniec zwieńczony z zaskoczenia pełnym tekstem konwencji antyprzemocowej. Treść konwencji jest bardzo ważna, ale dostępna w internecie, więc odniosłam wrażenie, że chodzi tu raczej o zwiększenie objętości książki. Ewentualny walor edukacyjny jest więc w tym wypadku wątpliwy. Wydaje mi się, że nawet jak na formułę przedsięwzięcia, z założenia zwierzeń nastawionych na masowego odbiorcę i raczej dla kobiet, książka ta nie jest najwyższych lotów. Nie przeszkodziło mi to jednak we wciągnięciu się w nią, bo miałam akurat ochotę polatać przy ziemi.*
Udzielił mi się bojowy nastrój autorki, wznosiłam nawet rewolucyjne okrzyki i wyszyłam na ulicę w celu wyszukania jakiegoś nieznośnego samca i obicia mu pewnych części ciała, a następnie ukręcenia w biegu koktajlu Mołotowa i huknięcia nim w najbliższej świątyni miłosierdzia i dobroci bożej. Na szczęście w porę się zreflektowałam, że taki modus operandi upodabnia mnie raczej do agresywnego nacjonalistycznego rasisty bijącego przypadkowych ludzi, tylko z racji odmiennego koloru skóry, względnie wyrostka z problemem hormonalnym, który kocha swojego komendanta z ONR-u, znęcającym się nad wystawą sklepową, chodnikiem i szpalerem drzewek wzdłuż głównej ulicy miasta.
Ochłonąwszy i zawstydziwszy się, kupiłam sobie lody, i po powrocie do domu, korzystając z Internetu, zapoznałam się z cywilizowanymi zasadami walczenia o należne prawa obywatelskie i mechanizmami zmiany mentalności społecznej. Pomimo że unicestwienie wewnętrznego mizogina (w kobietach też) wydaje się niemalże niewykonalne, obicia części ciała i koktajle Mołotowa umieszczam w szufladach z napisem "Ostateczność" i "Samoobrona".
*Porównanie inspirowane wypowiedzią znakomitego polskiego aktora Romana Wilhelmiego, który miał w zwyczaju mówić do pań w sklepie "Cipek", a konkretnie Wilhelmiego mówiącego Nikodemem Dyzmą (co mówił Dyzma do kobiet, wie każdy kto oglądał chociażby serial "Kariera Nikodema Dyzmy"). Wilhelmi zagrał kiedyś nietypową dla siebie rolę piosenkarza w wodewilu retro, zaś późniejsze odmowy udziału w tego typu projektach kwitował tym, że chciało mu się wtedy zejść po schodach estradowych w otoczeniu tancerek.
Obserwacje Młynarskiej dotyczące polskiej mizoginii są dosyć trafne, ale reszta to niestety prywata, osobiste rozprawianie się z konkretnymi osobami, które stanęły autorce na drodze prywatnej tudzież zawodowej. Całość dosyć chaotyczna, a koniec zwieńczony z zaskoczenia pełnym tekstem konwencji antyprzemocowej. Treść konwencji jest bardzo ważna, ale dostępna w internecie,...
więcej mniej Pokaż mimo toWspomnienia nierozgarniętej córki o wrednej i stukniętej matce, nieprzeciętnej aktorce. Nawet ciekawe... W sensie ciekawe są konfrontacje i poźniejszy ich ogląd niezbyt lotnej, muminkowatej Sachi (córka) wobec charyzmatcznej, trochę bardziej inteligentnej matki. Prócz tego garść dziwacznych historyjek, łącznie z wiarą Shirley w przybyszów z kosmosu i kosmiczne klony. Podobno obecnie matka i córka ze sobą nie rozmawiają, raczej z inicjatywy Shirley, ale nie wiadomo czy przyczyną jest prawda czy kłamstwo.
Wspomnienia nierozgarniętej córki o wrednej i stukniętej matce, nieprzeciętnej aktorce. Nawet ciekawe... W sensie ciekawe są konfrontacje i poźniejszy ich ogląd niezbyt lotnej, muminkowatej Sachi (córka) wobec charyzmatcznej, trochę bardziej inteligentnej matki. Prócz tego garść dziwacznych historyjek, łącznie z wiarą Shirley w przybyszów z kosmosu i kosmiczne klony....
więcej mniej Pokaż mimo to
Moje "guilty pleasures" czyli książki Kopera. Lubię to czytać, zwłaszcza jak jestem padnięta ze zmęczenia, ale usnąć nie mogę, przy czym nie jest jeszcze tak dramatycznie, żeby upaść na samo dno i przeglądać tytuły newsów na Pudelku.
Dużo zdjęć i pisarski flow.
Moje "guilty pleasures" czyli książki Kopera. Lubię to czytać, zwłaszcza jak jestem padnięta ze zmęczenia, ale usnąć nie mogę, przy czym nie jest jeszcze tak dramatycznie, żeby upaść na samo dno i przeglądać tytuły newsów na Pudelku.
Dużo zdjęć i pisarski flow.
Gdyby nie druga część, a w niej wywiady z kilkoma całkiem interesującymi osobami, i gdyby nie cieszące oko ilustracje i zdjęcia, "Modoterapię' można by uznać za nieczytywalną. Teksty na poziomie Cosmogirl, aż zęby bolą. Teksty autorki są bardzo słabo napisane, i stanowią dowód, że nawet wyprodukowanie projektu marketingowo-egocentrycznego, jakim jest ta książka, wymaga jednak kompleksowych nakładów. Tu przydałoby się wynająć ghostwritera.
Rezultat taki jak ciuchy Risku, niby jest fajnie, ale mierżą niedoróbki. Za ciuchy trzymam jednak kciuki. Za dalsze próby poradnikowo-filozoficzne już nie bardzo.
Gdyby nie druga część, a w niej wywiady z kilkoma całkiem interesującymi osobami, i gdyby nie cieszące oko ilustracje i zdjęcia, "Modoterapię' można by uznać za nieczytywalną. Teksty na poziomie Cosmogirl, aż zęby bolą. Teksty autorki są bardzo słabo napisane, i stanowią dowód, że nawet wyprodukowanie projektu marketingowo-egocentrycznego, jakim jest ta książka, wymaga...
więcej Pokaż mimo to