Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Któż nie słyszał o tym najsłynniejszym błędnym rycerzu zakochanym w swojej wyimaginowanej Dulcynei? Postać to była szalona, niezwykła i z pewnością niezapomniana, która pod wpływem miłości do romansów rycerskich, wyrusza na poszukiwanie przygód, tocząc w swojej wyobraźni nieustanne bitwy. Oto powieść, która bawiła ówczesnych, a która bawi i nas, współczesnych, dacie wiarę? :) Oto dowód geniuszu Cervantesa, dowód na wielkość tej historii.

„Don Kichot” to przede wszystkim pozycja niejednoznaczna. Z jednej strony, jak wspomniałam, bawi do łez za sprawą głównego bohatera i jego nietuzinkowego podejścia do życia, z drugiej zaś ogromnie (mnie przynajmniej) smuci, ponieważ dla mnie tytułowy Don Kichot z La Manchy jest postacią na wskroś tragiczną, którą w pewnym sensie rozumiałam: umieszczona w czasach, do których nie pasowała, wyznająca „niemodne” zasady kodeksu rycerskiego - jak prawość, odwaga, lojalność, czyste serce - stała się wyrzutkiem.

Wspaniała, nietuzinkowa, ważna pozycja z kanonu literatury klasycznej, której mam nadzieję, dacie szansę, mimo jej znacznych gabarytów. Obiecuję, że warto. Tak bardzo warto, szczególnie, że ukazało się właśnie jej przepiękne wydanie. Sami tylko spójrzcie :)

Któż nie słyszał o tym najsłynniejszym błędnym rycerzu zakochanym w swojej wyimaginowanej Dulcynei? Postać to była szalona, niezwykła i z pewnością niezapomniana, która pod wpływem miłości do romansów rycerskich, wyrusza na poszukiwanie przygód, tocząc w swojej wyobraźni nieustanne bitwy. Oto powieść, która bawiła ówczesnych, a która bawi i nas, współczesnych, dacie wiarę?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sylwia Kubik to pisarka, której twórczość kojarzy mi się ze wszystkim, co robi ciepełko na sercu, ze wszystkim, co przyjemne, dobre, wzruszające.
Tymczasem autorka zaskoczyła mnie ogromnie swoją najnowszą powieścią „Bez przebaczenia”, drugim tomem serii Harde babki, w której to opowiada o silnych kobietach, które choć powalone na kolana przez życie, stawiają czoła przeciwnościom losu i wychodzą na prostą.
Tak jest i w przypadku historii Lilki, dziewczyny pochodzącej z patologicznej rodziny, wychowanej w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym. Wydawałoby się, że nic dobrego jej nie czeka, jednak Lilka nie jest z tych, co to się poddają. Czeka na moment, w którym będzie mogła odpłacić temu, kto kiedyś okrutnie ją skrzywdził…

Kiedy skończyłam czytać „Bez przebaczenia”, nasuwało mi się na myśl jedno określenie tej powieści: terapeutyczna. To historia o nadziei, o tym, że nic w życiu nie jest przesądzone. I to prawda, nie od nas zależy, w jakiej rodzinie się wychowaliśmy, z jakiego środowiska pochodzimy, mamy jednak wpływ na to, czy powielimy schematy, czy damy sobie szansę na lepsze życie. Kiedy zaś będziemy mieć szczęście spotkać na swojej drodze ludzi, którzy wyciągną do nas pomocną dłoń, wszystko stanie się łatwiejsze do osiągnięcia.

Wiem, ja wiem, jak to brzmi. Jak fabuła z serialu Netflixa, możecie mi jednak wierzyć, że „Bez przebaczenia”, chociaż na taki serial świetnie by się nadawała, nie ma nic wspólnego z głupiutką i nierealną serialową historyjką. Mocna, dająca nadzieję powieść o walce jaką musi stoczyć kobieta w świecie rządzonym przez mężczyzn. Książka, która motywuje, dmucha w skrzydła i daje przysłowiowego kopa do działania.

Nabrałam ogromnej ochoty na nadrobienie poprzedniej pozycji z serii, „Noc na Alasce”. Co za świetny pomysł na cykl! Czekam na kolejne książki, a Wam ogromnie polecam historie tych niesamowitych kobiet :)

Sylwia, dziękuję!

Sylwia Kubik to pisarka, której twórczość kojarzy mi się ze wszystkim, co robi ciepełko na sercu, ze wszystkim, co przyjemne, dobre, wzruszające.
Tymczasem autorka zaskoczyła mnie ogromnie swoją najnowszą powieścią „Bez przebaczenia”, drugim tomem serii Harde babki, w której to opowiada o silnych kobietach, które choć powalone na kolana przez życie, stawiają czoła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogromnie czekałam na polską wersję tej głośnej biografii Królowej Kryminału.

Zaciskałam mocno kciuki, by okazała się godna swojej popularności.

I tak! Warto było wyglądać tej świeżutkiej premiery Wydawnictwa Świat Książki :)
Na dodatek polskie wydanie jest tak piękne! Po raz kolejny nasza rodzima wersja okazała się atrakcyjniejsza od międzynarodowego oryginału. Trzymanie tej pozycji w dłoniach to prawdziwie estetyczne przeżycie, a kiedy jeszcze dodam do tego naprawdę zajmujące, arcyciekawe wnętrze, „Agatha Christie. Nieuchwytna kobieta” stanie się w mig obowiązkowym elementem biblioteczki każdego książkoholika :)

Wspaniale czytało się tę książkę. Nie tylko z powodu niewątpliwej niezwykłości jej bohaterki, ale także ze względu na wspaniałą robotę, jaką wykonała autorka, mająca dostęp choćby do niepublikowanych listów, dokumentów dotyczących Agathy Christie. Ogromnie podobało mi się podejście Lucy Worsley do pisarki, ponieważ postawiła sobie za cel przestawienie Christie jako… człowieka. Człowieka, a nie jedynie albo „aż” kultowej postaci, która była wręcz gwiazdą swoich czasów. Pewnie dziś określilibyśmy ją mianem celebrytki, choć o swojej prywatności praktycznie się nie wypowiadała.

To, co mnie zachwyciło, to fakt, iż pisarka nie przejmowała się konsekwencjami i żyła według swoich własnych zasad, co, zważając na epokę, w którym przyszło jej żyć, było czymś nie tyle niecodziennym, a wręcz skandalicznym. Wiecie, że ubóstwiam silne kobiety, które nie przejmują się konwenansami, tym, co wypada, a co nie i mają odwagę żyć po swojemu, dlatego też postać Agathy Christie totalnie mnie zafascynowała. Przyznaję, nie wiedziałam dotychczas zbyt wiele o autorce, zawsze koncentrowałam się głównie na jej twórczości. Dzięki lekturze „Agatha Christie. Nieuchwytna kobieta”, przeżyłam nie tylko wyśmienitą czytelniczą przygodę, ale przede wszystkim zyskałam nową idolkę :)

Ogromnie polecam!

Ogromnie czekałam na polską wersję tej głośnej biografii Królowej Kryminału.

Zaciskałam mocno kciuki, by okazała się godna swojej popularności.

I tak! Warto było wyglądać tej świeżutkiej premiery Wydawnictwa Świat Książki :)
Na dodatek polskie wydanie jest tak piękne! Po raz kolejny nasza rodzima wersja okazała się atrakcyjniejsza od międzynarodowego oryginału. Trzymanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podbiła moje serce. Przepięknie napisana książka, niczym klasyczny przedstawiciel literatury pięknej, opowiadająca niezwykłą historię wielkiej miłości silniejszej od śmierci. Historię ogromnej straty, tęsknoty za tym, co bezpowrotnie utracone. To w końcu historia poszukiwania swojego miejsca w świecie.

Dwie (momentami trzy) linie czasowe, epicki romans, który porwał i wzruszył nawet taką antyromansiarę jak ja - a więc to naprawdę coś oznacza - i zachwycający styl. To po prostu musiało się udać, kiedy za opisanie tej historii zabrała się Santa Montefiore.

Wzruszająca i ogromnie, naprawdę o g r o m n i e poruszająca, emocjonująca opowieść, której oddałam serducho.

Jestem urzeczona.
9/10!

Uwaga: POWIEŚĆ OPARTA NA PRAWDZIWYCH WYDARZENIACH!

Podbiła moje serce. Przepięknie napisana książka, niczym klasyczny przedstawiciel literatury pięknej, opowiadająca niezwykłą historię wielkiej miłości silniejszej od śmierci. Historię ogromnej straty, tęsknoty za tym, co bezpowrotnie utracone. To w końcu historia poszukiwania swojego miejsca w świecie.

Dwie (momentami trzy) linie czasowe, epicki romans, który porwał i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam kryminały z wątkiem obyczajowym, które nie epatują brutalnością, z których krew nie wylewa się z każdej strony, a kluczowe w fabule jest rozwiązanie skomplikowanej kryminalnej zagadki. Kiedy zaś do tego wszystkiego dochodzi tło kulturowe charakterystyczne dla małomiasteczkowości, mogę być pewna, że czeka mnie wyśmienita lektura.

I tak właśnie było w przypadku „Ci, którzy zostali”. Przeczytałam tę książkę w sobotę. Kiedy przed południem nad nią zasiadłam, oderwałam się od niej dopiero późnym wieczorem. Rewelacyjny kryminał! Na wstępnie zaznaczyłam, że nie uświadczycie w nim brutalnych zbrodni, nie oznacza to jednak, że jest… błahy. Z Hanną Greń taka zagrywka by nie przeszła. Autorkę w pisaniu książek wspiera mąż, były policjant i dzięki temu powieści, które wychodzą spod jej pióra są niebywale rzetelne, prawdziwe, a przy tym ich tematyką przewodnią zawsze jest kwestia ważna społecznie. Tak jest i tym razem. Mamy do czynienia choćby z tematem handlu na*kotykami, prost*tucją, zaś wątkiem przewodnim staje się szeroko pojęta zemsta, jeden z najciekawszych motywów zbrodni.

Jak zwykle miałam do czynienia z kawałem dobrego kryminału, w którym to kilka, z pozoru niezwiązanych ze sobą wątków, łączy się w całość, która nadaje całej historii sens. Świetna kryminalna łamigłówka, której rozwiązania nie przewidziałam, rewelacyjny klimat i charakterystyczny dla Hanny Greń styl, który od tak dawna uwielbiam!

Duża polecajka dla fanów gatunku.

Uwielbiam kryminały z wątkiem obyczajowym, które nie epatują brutalnością, z których krew nie wylewa się z każdej strony, a kluczowe w fabule jest rozwiązanie skomplikowanej kryminalnej zagadki. Kiedy zaś do tego wszystkiego dochodzi tło kulturowe charakterystyczne dla małomiasteczkowości, mogę być pewna, że czeka mnie wyśmienita lektura.

I tak właśnie było w przypadku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oto przed wami piąta powieść Nory Roberts, którą mam za sobą i ponownie jestem przemiło zaskoczona.

A mowa o pierwszym tomie kultowej już serii „Oblicza śmie*ci”, cyklu kryminałów/thrillerów liczących ponad 60 tomów (!), których akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Przedstawiam Wam „Dotyk śmie*ci”.

Od razu zaznaczam, że jeśli planujecie majówkę i szukacie niezobowiązującej lektury, przy której pierwszorzędnie spędzicie czas, wygrzewając się na słonku i popijając lemoniadę, ten tytuł musi znaleźć się w Waszych rękach. Posiada bowiem wszystko, czego oczekiwać należy od dobrej rozrywki: przede wszystkim Eve Dallas i Roarke (ech, ten Roarke…) - duet, który z miejsca wzbudza sympatię, ciekawa fabuła, może nie jakichś wysokich lotów, ale skutecznie przykuwa uwagę, kryminalno-romantyczny wątek, dodający całości pikanterii i świetny klimat. No i KOT!

Czyta się, przepraszam za kolokwializm, pieruńsko szybko, z lekkim uśmiechem na ustach, wywołanym przez nieco odrealnioną fabułę (to nie jest zarzut, wszyscy potrzebujemy przeczytać od czasu do czasu dobrą bajkę) i z mocnym postanowieniem sięgnięcia po kolejny tom, bowiem seria ta ma w sobie coś tak przyciągającego i uzależniającego, że traktuje się jej bohaterów, jak dobrych przyjaciół, których chce się zapraszać do własnego domu.

Mam wielką nadzieję, że wydawnictwo wznowi cały cykl. Z chęcią po niego sięgnę :)

Oto przed wami piąta powieść Nory Roberts, którą mam za sobą i ponownie jestem przemiło zaskoczona.

A mowa o pierwszym tomie kultowej już serii „Oblicza śmie*ci”, cyklu kryminałów/thrillerów liczących ponad 60 tomów (!), których akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Przedstawiam Wam „Dotyk śmie*ci”.

Od razu zaznaczam, że jeśli planujecie majówkę i szukacie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czego spodziewałam się po „Złym dziecku”?

Przede wszystkim… dziecka.
Takiego, co to jest jak żywcem wyjęte z filmu „Omen”: przerażającego socjopaty bez emocji, wrogo nastawionego do otoczenia, a przy tym niezwykle inteligentnego. I owszem, to brzmi wręcz jak dokładny opis Hannah. Jednak „Złe dziecko” to coś więcej niż opowieść o zepsutym do szpiku kości dziecku. Znacznie więcej. To znakomite studium ludzkiej złożoności, wisisekcyja człowieka skrzywdzonego.

Dwie linie czasowe, dwie totalnie absorbujące historie - z przeszłości i współczesna, które, jak zapewne się domyślacie, choć z pozoru zupełnie ze sobą nie związane, w rezultacie łączą się tworząc zgrabną i spójną całość.

Byłam pewna, że mam przed sobą dreszczowiec i nie przeczę, książka wywoływała u mnie gęsią skórkę, a także silny stan niepokoju, jednak doszukałam się w niej dużo więcej niż tylko świetnej powieści grozy.

Bardzo dobry pomysł na fabułę, dynamiczna akcja, rytmiczne zwroty akcji w momencie, w którym czytelnik traci czujność, no i oczywiście mroczna bohaterka w postaci dziewczynki o wyglądzie słodkiego aniołka - ten zabieg zawsze zdaje egzamin, bo czy istnieje coś bardziej przerażającego? Wszystko to składa się na KAWAŁ PORZĄDNEGO THRILLERA PSYCHOLOGICZNEGO, jednego z lepszych, jakie miałam okazję przeczytać od dłuższego czasu :)

Mocne polecenie!

Czego spodziewałam się po „Złym dziecku”?

Przede wszystkim… dziecka.
Takiego, co to jest jak żywcem wyjęte z filmu „Omen”: przerażającego socjopaty bez emocji, wrogo nastawionego do otoczenia, a przy tym niezwykle inteligentnego. I owszem, to brzmi wręcz jak dokładny opis Hannah. Jednak „Złe dziecko” to coś więcej niż opowieść o zepsutym do szpiku kości dziecku. Znacznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem świeżo po lekturze, wyjątkowej w moim mniemaniu, powieści, opowiadającej historię z życia wziętą.
Historię małżeństwa, pozornie solidnego, przykładnego, niemal idealnego, bez większych problemów, które zupełnie nieoczekiwanie staje nad przepaścią. Zwykła, powiedziałabym nawet, że błaha sprzeczka, kończy się ze strony męża żądaniem rozwodu.

Szok.

Szok czytelnika. Szok żony.
A im dalej wczytywałam się w „Rozwód”, tym częściej zaczęłam zadawać sobie pytanie: kto tak naprawdę jest tutaj winny?

Znakomita lektura! Szokująca, silnie emocjonująca, momentami zabawna (a i owszem), ale przede wszystkim niepozostawiająca czytelnika obojętnym. Odbiera się ją bardzo osobiście, uprzedzam, a na emocje, które w związku z nią odczuwamy, ścisły wpływ mają nasze doświadczenia życiowe, co sprawia, że każdy zrozumie ją inaczej. Myślę, że jest to powieść dla dojrzałego życiowo człowieka, który ma za sobą wzloty, upadki, niełatwe decyzje, który wie, jak delikatne są wzajemne relacje i jak ogromnego nakładu pracy z dwóch stron (!) wymaga stworzenie udanego, opartego na szacunku związku.

Przepiękna, niebywale mądra, mocna i miejscami bolesna opowieść o sile rozmowy, umiejętności komunikowania swoich potrzeb, emocji, o wzajemnym szacunku, bo przecież każdy z nas jest odrębnym bytem, o czym zdarza nam się zapominać…

Ogromnie polecam.
Dotknęła mojej duszy.

Jestem świeżo po lekturze, wyjątkowej w moim mniemaniu, powieści, opowiadającej historię z życia wziętą.
Historię małżeństwa, pozornie solidnego, przykładnego, niemal idealnego, bez większych problemów, które zupełnie nieoczekiwanie staje nad przepaścią. Zwykła, powiedziałabym nawet, że błaha sprzeczka, kończy się ze strony męża żądaniem rozwodu.

Szok.

Szok czytelnika....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

JAK OGROMNIE POTRZEBNE SĄ PODOBNE KSIĄŻKI!

Coraz częściej mówi się głośno o zdrowiu psychicznym, choć moim zdaniem nadal za mało. Dlaczego? Skoro chorować może serce, nerki, wątroba, każdy organ, to skąd taki wstyd przed przyjęciem do wiadomości, przed mówieniem głośno o tym, że choruje nasza głowa? Nie zrozumcie mnie źle - rozumiem ten wstyd. Zastanawiam się jednak, dlaczego tak trudno przyznać się nam, nawet nie przed innymi, ale przed nami samymi, że jest źle, że nie radzimy sobie sami ze sobą, że potrzebujemy pomocy.

W społeczeństwie nadal panuje przeświadczenie, że problemy psychiczne, to objaw słabości lub, co gorsze, wariactwo. Tymczasem XXI wiek jest bardzo trudny, pod każdym możliwym względem i coraz częściej cierpi przez to nasza psychika. Jesteśmy samotni, (pomimo, a może przede wszystkim za sprawą social mediów), przebodźcowani, przestraszeni czyhającymi na nas zagrożeniami, zestresowani, zmęczeni.

Dlatego tak ogromnie potrzebujemy książek podobnych do „Obcy dla samych siebie”, które prowokują do rozmów o zdrowiu psychicznym, oswajają choroby związane z psychiką i tłumaczą ich rozwój, wpływ na życie.

***

To była absolutnie fascynująca, niesamowicie ciekawa lektura. Dla takiego wrażliwca jak ja, momentami trudna, jednak przy tym tak bardzo edukująca! Dawno nie miałam okazji przeczytać tak dopracowanej pozycji, podpartej naukowymi badaniami. Miałam wrażenie, że książka zawiera wszystkie najważniejsze informacje związane z chorobami psychicznymi. Przeszłam przez historię psychiatrii, porównania postrzegania ludzi z zaburzeniami kiedyś i teraz, wpływ kultury i religii na podejście do osób „cierpiących na duszy”. Przeczytałam ogrom tak ciekawych i momentami rozdzierającymi serce rozmów z chorymi, z ich bliskimi, z psychiatrami i psychologami. Dowiedziałam się m.in. tego, jakie czynniki mają wpływ na rozwój depresji i nierzadko mnie one szokowały. Najgorsza zaś i najtrudniejsza w samym leczeniu chorób psychicznych okazała się ich diagnostyka - nierzadko jest to droga bardzo wyboista i żmudna…

Zadałam sobie, sprowokowana lekturą tej książki, bardzo smutne pytanie: skoro w krajach wysokorozwiniętych, diagnozowanie chorób psychicznych nadal jest procesem długotrwałym, to jak w ich obliczu wypada Polska, gdzie potrzeby są takie same, a pomoc praktycznie zerowa? Brakuje nam specjalistów, leczenie jest astronomicznie drogie. Nie wspomnę już o psychiatrii dziecięcej, która praktycznie nie istnieje. Zapłaczmy nad tym faktem.

Jedyne, co możemy zrobić, to uświadamiać siebie i innych, czytać, edukować się. Zaglądać wgłąb siebie, nie bać się prosić o pomoc. I zwracać baczniejszą uwagę na drugiego człowieka.

Wspaniała pozycja!
Jestem zachwycona!

JAK OGROMNIE POTRZEBNE SĄ PODOBNE KSIĄŻKI!

Coraz częściej mówi się głośno o zdrowiu psychicznym, choć moim zdaniem nadal za mało. Dlaczego? Skoro chorować może serce, nerki, wątroba, każdy organ, to skąd taki wstyd przed przyjęciem do wiadomości, przed mówieniem głośno o tym, że choruje nasza głowa? Nie zrozumcie mnie źle - rozumiem ten wstyd. Zastanawiam się jednak,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak bardzo trafny jest ten tytuł! Jak znakomicie oddaje ducha tej niezwykłej w swojej zwykłości opowieści, która podobnie jak wspomniana wyżej poprzedniczka, podbiła moje serce. Już wiem, że cenię twórczość Nichollsa za „niecudowanie”. Nie znoszę historii wydumanych, wyolbrzymionych, podkoloryzowanych, odartych z wszelkich znamion realizmu. Pragnę czytać o ludziach z krwi i kości, i o ich codzienności, która mogłaby być i naszym udziałem. Z tej codzienności właśnie, David Nicholls wyłuskuje wszystko to, co tak niecodzienne, wyjątkowe, to co nas rani i zachwyca. I o tym właśnie jest „Słodki smutek”, pozycja pod każdym względem nietuzinkowa i piękna w swej prostocie.

To historia wielkiej przyjaźni i tej jedynej i niepowtarzalnej pierwszej miłości. To historia prób i błędów, upadków i wzlotów, emocji, których doświadczyć musi każdy młody człowiek u progu dorosłości. To w końcu lekcja celebracji życia, afirmowania go, dostrzegania jego unikalności w każdym dniu.
Jestem urzeczona prozą Nichollsa, jego niezwykłą wrażliwością, empatią i wielkim zrozumieniem dla działań swoich bohaterów.

„Słodki smutek” oczarowuje, przywołuje beztroskie wspomnienia, zawstydza błędami, które popełnialiśmy, mając te 16 lat :)
A nade wszystko rozkochuje w codzienności.
Jedna z piękniejszych powieści tego roku i w moim prywatnym rankingu wyprzedza „Jeden dzień” :)

Jak bardzo trafny jest ten tytuł! Jak znakomicie oddaje ducha tej niezwykłej w swojej zwykłości opowieści, która podobnie jak wspomniana wyżej poprzedniczka, podbiła moje serce. Już wiem, że cenię twórczość Nichollsa za „niecudowanie”. Nie znoszę historii wydumanych, wyolbrzymionych, podkoloryzowanych, odartych z wszelkich znamion realizmu. Pragnę czytać o ludziach z krwi i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę od tego, że choć bohaterem „Paderborna” jest postać, dokładnie prokurator, która pierwotnie pojawiła się w serii o Chyłce, znajomość tego kultowego cyklu nie jest konieczna. Wspominałam na wstępie, że sama jej nie przeczytałam. W żaden sposób nie odebrało mi to jednak frajdy z lektury. A frajdę miałam niesamowitą!

Perfekcyjnie napisany kawał fantastycznej rozrywki dla miłośników kryminałów/thrillerów. Było intensywnie, zajmująco, porywająco wręcz! I brutalnie, nie będę owijać w bawełnę. Pewne fragmenty, jak choćby te opisujące makabryczne tort*ry czy zbr0dnie, musiałam pominąć, ponieważ moja wrażliwość alarmowała, że działo się dla niej ciut za dużo. Nie jest to jednak przytyk, a jedynie ostrzeżenie dla czytelnika o delikatnych nerwach :) Wszak cięty humor i dobitne opisy, to znak rozpoznawczy autora, trzeba się z tym liczyć.

Solidna dawka emocji wszelakich, świetnie poprowadzona akcja i ten fascynujący wątek astrologiczny! Jakież to było smakowite! Jakie zmyślne! W porządku, mamy tu pewien utarty schemat, możemy spodziewać się konkretnych następstw wydarzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że lektura tej pozycji była więcej niż udana. Czasem po prostu dobrze wrócić na „stare śmieci”. I tak było w przypadku „Paderborna”.

Szukacie historii, która wyloguje Was z życia: pracy, social mediów, kolejnych frustrujących wiadomości z kraju i ze świata?

Poleca się „Paderborn”!

Zacznę od tego, że choć bohaterem „Paderborna” jest postać, dokładnie prokurator, która pierwotnie pojawiła się w serii o Chyłce, znajomość tego kultowego cyklu nie jest konieczna. Wspominałam na wstępie, że sama jej nie przeczytałam. W żaden sposób nie odebrało mi to jednak frajdy z lektury. A frajdę miałam niesamowitą!

Perfekcyjnie napisany kawał fantastycznej rozrywki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak ogromnie przy tej książce odpoczęłam. Wywietrzyła mi z głowy wszystkie smuteczki i problemy, które ostatnio ją zajmowały. Usadowiłam się wygodnie na tarasie i przeniosłam się do malowniczej, wakacyjnej Łeby, cosobotnich wieczorków tanecznych w „Dwóch Płotkach” i dałam się ponieść pięknemu uczuciu rodzącemu się między Marią i Łukaszem. A wszystko zaczęło się podczas spaceru nad brzegiem morza. Czy może być piękniej? :)

„Na skrzydłach marzeń” to historia delikatna niczym powiew morskiej bryzy. Opowieść, która jest jak głęboki wdech świeżego powietrza, jak życzliwy uśmiech, jak dotyk ukochanej dłoni, szeroko otwarte ramiona dobrze życzącego nam człowieka. Każdy z nas ogromnie potrzebuje podobnych opowieści, które wnoszą spokój do serducha. Jestem pewna, że potrzebujemy ich teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Dlatego bardzo mocno polecam Wam nie tylko „Na skrzydłach marzeń”, ale i pozostałe dwa tomy serii nadmorskiej. Uwaga! Nie są ze sobą powiązane, czytajcie je więc według dowolnej kolejności :)

Jak ogromnie przy tej książce odpoczęłam. Wywietrzyła mi z głowy wszystkie smuteczki i problemy, które ostatnio ją zajmowały. Usadowiłam się wygodnie na tarasie i przeniosłam się do malowniczej, wakacyjnej Łeby, cosobotnich wieczorków tanecznych w „Dwóch Płotkach” i dałam się ponieść pięknemu uczuciu rodzącemu się między Marią i Łukaszem. A wszystko zaczęło się podczas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie tak dawno mogliśmy przeczytać „Czas zapomnienia. O północy w Berlinie”, pierwszy tom nowej, sensacyjnej serii autorstwa Joanny Jax, a już w nasze ręce trafił tom drugi, czyli „Czas zapomnienia. Kair, czwarta rano”.

Często bywa tak, że kolejny tom przewyższa jakościowo ten pierwszy i podobnie jest w przypadku wspomnianej serii. Nie zrozumcie mnie źle, autorka stworzyła kawał świetnej sensacyjnej historii, niebywale pasjonującej, zajmującej - naprawdę ogromną frajdę sprawiało mi czytanie „O północy w Berlinie”.

Po prostu „Kair, czwarta rano” jest jeszcze lepszy!

To w końcu rozwinięte wątki zapoczątkowane w poprzedniej części cyklu, dynamiczniejsza, płynna akcja i zdecydowanie większa klarowność całej opowieści, z tej prostej przyczyny, że nareszcie połączyły się osnowy tworzące piękną i spójną całość. Z tego też powodu namawiam Was, chcących sięgnąć po książkę, byście najpierw przeczytali tom pierwszy, ściśle związany z tomem drugim. To bardzo ważne. W przeciwnym razie nie złapiecie rytmu tej arcyciekawej, fascynującej historii, mającej swój początek w przeszłości.

Świetny pomysł na powieść!
Joanna Jax znakomicie odnalazła się w nowym gatunku, choć czułam od dawna, że lubi wprowadzać do swoich książek delikatne wątki sensacyjne :)
Pisząc cykl „Czas zapomnienia” udowodniła, że bez względu na to, czy to romans kostiumowy, powieść obyczajowa, czy powieść sensacyjna - historia to jej konik i znakomicie czuje się przenosząc jej najciekawsze wydarzenia na karty swoich książek, otaczając je sznytem nowoczesności :)

Ogromnie polecam!
Znakomita, wciągająca rozrywka.

Nie tak dawno mogliśmy przeczytać „Czas zapomnienia. O północy w Berlinie”, pierwszy tom nowej, sensacyjnej serii autorstwa Joanny Jax, a już w nasze ręce trafił tom drugi, czyli „Czas zapomnienia. Kair, czwarta rano”.

Często bywa tak, że kolejny tom przewyższa jakościowo ten pierwszy i podobnie jest w przypadku wspomnianej serii. Nie zrozumcie mnie źle, autorka stworzyła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy 14 lat temu, po ponad 10 latach nietrafionych diagnoz, usłyszałam od lekarza, tuż po przebudzeniu po laparotomii: „Ma pani endometriozę”, zdębiałam.

Nie wiedziałam o tej chorobie nic.
Nie miałam też kogo o nią zapytać, ponieważ mój lekarz po operacji pojechał na urlop (ot, proza życia), w internecie natomiast wiedza na temat tej dziwnej choroby, była szczątkowa. Nie wiedziałam, na co choruję, nie wiedziałam, że potrzebuję odpowiedniej diety, rehabilitacji, że potrzebna mi będzie pomoc psychologa. Pomijam już fakt, iż po latach okazało się, że cięcie brzucha było czymś zbytecznym, wręcz niepożądanym i doprowadziło w rezultacie do trwałego okaleczenia mnie, co skutkowało bezpłodnością i przedwczesnym wygaśnięciem funkcji jajników, czyli menopauzą w wieku 34 lat.

Ile bym dała, by 14 lat temu w moje ręce wpadła ta książka. Mowa o „Przewodniku po endometriozie” autorstwa Patrycji Furs @endodziewczyna. Moje życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej…

To obowiązkowa pozycja dla każdej kobiety, która otrzymała tę bolesną diagnozę i tak po ludzku, nie wie, co dalej z nią zrobić. Autorka - która nie tylko sama mierzy się od lat z endometriozą, która nie tylko jest absolwentką Akademii Wychowania Fizycznego i wie, jaki tryb życia należy prowadzić, by wziąć się na poważnie z endometriozą za bary - poświęciła wiele lat na zgłębianie wiedzy o tej przewlekłej chorobie, badała ją, zaczytywała się w źródłach naukowych. A ja od lat się temu przyglądałam i czerpałam garściami z jej doświadczeń. Pragnęłam ze wszystkich sił, by kiedyś tę całą wiedzę spisała i puściła w świat, by dziewczyny, kobiety, stojące u progu nowego, trudnego życia spowodowanego diagnozą, posiadały punkt zaczepienia, poczucie wsparcia i solidną dawkę rzetelnych informacji.

I taki właśnie jest „Przewodnik po endometriozie”. Nareszcie ludzka, przejrzysta, czytelna, naszpikowana wiedzą, konkretami pozycja dla kobiet chorujących na endometriozę i cierpiących na hormonalne dolegliwości. Muszę także podkreślić fakt, że jest to pozycja, która pomoże bliskim chorych zrozumieć, z czym na co dzień się mierzą, na czym polega ich cierpienie, ich trudny stan fizyczny i emocjonalny.

Patrycja wykonała tytaniczną pracę, byśmy my, endokobiety, nie czuły się dłużej, jak dzieci we mgle, za co ogromnie jej dziękuję 🫶🏻

Ogromnie potrzebna książka.
Jeśli chorujecie na endometriozę, jeśli bliska Wam kobieta toczy z tą chorobą walkę (bo jest to prawdziwa, codzienna walka), ta książka absolutnie musi zasilić szeregi Waszej biblioteczki.

Kiedy 14 lat temu, po ponad 10 latach nietrafionych diagnoz, usłyszałam od lekarza, tuż po przebudzeniu po laparotomii: „Ma pani endometriozę”, zdębiałam.

Nie wiedziałam o tej chorobie nic.
Nie miałam też kogo o nią zapytać, ponieważ mój lekarz po operacji pojechał na urlop (ot, proza życia), w internecie natomiast wiedza na temat tej dziwnej choroby, była szczątkowa. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zupełnie nowa Joanna Jax!
Tego się nie spodziewaliście!

Mroczna, mocna, sensacyjna!

Znacie i czytacie powieści tej autorki?
Tzn., żeby nie było niejasności: wiem, że tak. Wiem, że należy wręcz do Waszych ulubionych polskich pisarek, ale to retoryczne pytanie jest wskazane, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie będę opowiadać o pierwszym tomie najnowszej, cudownie sensacyjnej (kocham!) serii Joanny Jax.

***

A mowa o powieści „Czas zapomnienia. O północy w Berlinie”. Świetnie się złożyło, ponieważ akurat jutro premierę mieć będzie drugi tom cyklu, czyli „Czas zapomnienia. Kair, czwarta rano”, więc szybciutko odświeżmy sobie jego początek.

Jest to z całą pewnością smakowita pozycja dla miłośników gatunku. Jakże inna to odsłona autorki i jakże udana! Zawsze, gdy pisarz eksperymentuje z nowym gatunkiem, stawia w nim pierwsze kroki, obawiam się klapy. Tak rzadko ten manewr się udaje. Wydaje mi się, że aby dobrze pisać, trzeba dany gatunek „czuć”. Tyle tylko, że ja dostrzegałam już te sensacyjne przebłyski w dotychczasowej twórczości Joanny Jax, nic więc dziwnego, że tak wygodnie umościła się w nowej roli :)

„Czas zapomnienia. O północy w Berlinie” to mocna i, jak już wspomniałam wcześniej, klasyczna sensacyjna historia. Powojenny Berlin, polityczna kwestia skolonizowanych terenów północno-afrykańskich, brytyjski kontrwywiad, tajemnice, kłamstwa, machlojki, śmie*ć niewinnych, zbrodnie. A w tym wszystkim ona, Anne Schneider i jej niechlubna przeszłość. Całość fabuły opiera się na wielkiej tajemnicy, co już samo w sobie działa na czytelnika jak magnes, kiedy zaś dołożymy do tego wątek polityczny, szpiegowski, historyczny, a nawet romantyczny i otoczmy tę przeciekawą fabułę mrocznym powojennym klimatem, otrzymamy powieść, która powinna wciągnąć miłośnika niemalże każdego gatunku.

Świetna, angażująca rozrywka!
Czytajcie!

Zupełnie nowa Joanna Jax!
Tego się nie spodziewaliście!

Mroczna, mocna, sensacyjna!

Znacie i czytacie powieści tej autorki?
Tzn., żeby nie było niejasności: wiem, że tak. Wiem, że należy wręcz do Waszych ulubionych polskich pisarek, ale to retoryczne pytanie jest wskazane, biorąc pod uwagę fakt, że właśnie będę opowiadać o pierwszym tomie najnowszej, cudownie sensacyjnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oto książka, która ma szczególne miejsce w moim sercu :)

Zresztą jak i cała, składająca się z dwóch tomów seria, zaś moje słowa, w których ogromnie Wam ją polecam, możecie znaleźć nie byle gdzie, bo na tylnej stronie okładki, czyli w miejscu, którego szukacie, kiedy decydujecie, czy daną książkę kupić/przeczytać, czy też nie. To właśnie opis fabuły i polecenia osób, które kojarzycie, najczęściej sprawiają, że jakaś pozycja trafia na Waszą półkę :) No i oczywiście okładka, a efektownej oprawy nie można „Białym chmurom” odmówić, prawda? :)

Mam nadzieję, że skłonię Was do zapoznania się z dylogią „Nuvole Bianche. Białe chmury”, ponieważ, z ręką na sercu oświadczam Wam, że nigdy wcześniej nie przeczytałam powieści, które tak bardzo przypominałyby mi klimatem twórczość Jane Austen czy Charlotte Brontë, a najcudowniejszy w tym wszystkim jest fakt, że autorką jest Polka! Nasza i niczyja inna, @ratajczak_autorka!

O mój Boże! Mam wrażenie, że na temat zarówno pierwszego, jak i drugiego tomu powiedziałam i napisałam już wszystko, a mimo to wciąż za mało. Nigdy wcześniej i nigdy później po lekturze Austen i Brontë, nie poczułam się tak czytelniczo spełniona, jak po przeczytaniu pierwszej części „Nuvole Bianche”. Drugi tom, który niedawno miał premierę, sprawił, że przeżyłam to ponownie, tym razem jeszcze mocniej, jeszcze pełniej!
W stu procentach spełnił moje oczekiwania, a co by nie mówić, wysoko miał ustawioną poprzeczkę. Tym razem autorka postawiła na szybszą akcję. Mamy więc mniejszą obiętość powieści, za to napisaną z większą werwą. To nadal jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, jakie kiedykolwiek przeczytałam, urzekająca historia o pragnieniu wolności, niezależności w tych trudnych dla kobiet dziewiętnastowiecznych czasach. To wciąż niezwykle malownicza, pod względem odwzorowania klimatu epoki, powieść, to wciąż cudownie plastyczne, barwne opisy, które dodawały fabule smaczku: a to omiatały mgiełką dreszczyku, kiedy wkraczałam do tajemniczego, rodowego zamczyska Aimil, to oczarowywały pejzażami irlandzkich wrzosowisk, to w końcu nawet taką twardzielkę, jak ja, urzekały romantycznym klimatem, za sprawą wzajemnego magnetyzmu głównych bohaterów (ach, jak to było pięknie opisane!).

Wspaniała, przepiękna powieść rodem z dziewiętnastego wieku. Aż dziw bierze, że Adrianna Ratajczak to kobieta zupełnie współczesna, a ponadto fanka bardzo współczesnej dyscypliny sportowej, jaką jest męska siatkówka (prywatnie kibicka Trefla Gdańsk).

Polecam ogromnie!
9/10!

Oto książka, która ma szczególne miejsce w moim sercu :)

Zresztą jak i cała, składająca się z dwóch tomów seria, zaś moje słowa, w których ogromnie Wam ją polecam, możecie znaleźć nie byle gdzie, bo na tylnej stronie okładki, czyli w miejscu, którego szukacie, kiedy decydujecie, czy daną książkę kupić/przeczytać, czy też nie. To właśnie opis fabuły i polecenia osób, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ależ to była książka, o ludzie słodcy!

Karolina Wójciak - oczywiście znacie, prawda?
To jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk na naszym rodzimym rynku wydawniczym, choć fizycznie autorka jest mieszkanką Stanów Zjednoczonych, a do niedawna Kanady. I właśnie w Kanadzie, dokładnie w Zopkios w prowincji Kolumbia Brytyjska, podczas jednego piekielnego, zimowego dnia na stacji benzynowej w 1988 roku, Karolina umieściła fabułę swojej najnowszej powieści, „Zamieć”.

I powiem Wam jedno: zapomnijcie, że czegokolwiek się domyślicie!

Byłam wręcz pewna tego, z jakim schematem historii mam do czynienia, a więc: odcięta od świata z powodu zamieci śnieżnej lokalizacja (tu stacja benzynowa), bohaterzy, którzy na niej utknęli (jedna dziewczyna i jeden chłopak - niepełnosprawny umysłowo, którzy pełnią dyżur w razie, gdyby jednak ktoś potrzebował zatankować paliwo) oraz podejrzani podróżni (w tym przypadku dwójka, a w zasadzie trójka niespodziewanych podróżnych - strażników wiozących niebezpiecznego więźnia) i… zbrodnia. No właśnie - musi być zbrodnia!

A później okazało się, że nic nie potoczy się według schematu. Absolutnie nic. I w ten sposób zobrazowałam Wam, jak wygląda czytanie książek autorstwa Karoliny Wójciak. Nastawiasz się, człowieku, na thriller/kryminał/sensację, a kończysz książkę z kacem moralnym, czytelniczym, rozbiciem emocjonalnym i zastanawiasz się, co, u licha, właściwie przed chwilą miało miejsce?!

Tak jest również, a może przede wszystkim, w przypadku „Zamieci”. Powieść, która zapowiadała się jako klasyczny thriller, okazała się tak emocjonalną historią, tak szokującą (!), tak intensywną w każdym możliwym wymiarze, że nawet, gdybym bardzo się starała, nie wymyśliłabym równie niesłychanej i mocnej fabuły. A kolorytu całości dodaje jeszcze fakt, że inspiracją do napisania „Zamieci” były autentyczne wydarzenia…

Karolina pisze niesamowicie. Jest znakomitym obserwatorem o ogromnej wrażliwości i ciekawości świata, dzięki czemu historie przez nią opisywane są piekielnie intensywne, nasączone emocjami, ukazują najgorsze ludzkie instynkty i psychologiczne mechanizmy, które nimi rządzą. I to właśnie aspekt psychologiczny jest tym, co w książkach autorki cenię najmocniej - zawsze świetnie nakreślony, sprawiający, że te powieści czyta się z fascynacją i zapartym tchem.

„Zamieć” to historia z drugim dnem, w której nic nie jest oczywiste, zaś „krwawy” wątek jest jedynie pretekstem do przedstawienia ludzkiego dramatu.

Jestem pod ogromnym wrażeniem…
Rewelacja!

Ależ to była książka, o ludzie słodcy!

Karolina Wójciak - oczywiście znacie, prawda?
To jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk na naszym rodzimym rynku wydawniczym, choć fizycznie autorka jest mieszkanką Stanów Zjednoczonych, a do niedawna Kanady. I właśnie w Kanadzie, dokładnie w Zopkios w prowincji Kolumbia Brytyjska, podczas jednego piekielnego, zimowego dnia na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

OTO POWIEŚĆ, KTÓRA TRAFI DO MOJEJ TEGOROCZNEJ TOPKI NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK 2024 ROKU! ✨

Zresztą, czy jesteście zaskoczeni?

„Życie Violette” królowało w roku 2022, zaś „Cudowne lata” w 2023. Teraz przeszedł czas na nowość na polskim rynku wydawniczym, a zarazem debiutancką książkę mojej ukochanej Valérie Perrin, czyli „Zapomniane niedziele”, którą mam ogromną przyjemność objąć patronatem medialnym :)

***

Oto historia, której oddałam serce.

Mam wrażenie, że cokolwiek bym o tej powieści napisała, będzie niewystarczające. Bo jak oddać tę melancholię, wszystkie te rozważania, wzruszenia, zachwyty mniejsze i większe, które towarzyszyły każdemu rozdziałowi. Jak oddać wrażenie porozumienia dusz, które ogarnia mnie za każdym razem, kiedy sięgam po powieść Valérie?

To po prostu nie może się udać. Musicie mi więc uwierzyć na słowo: „Zapomniane niedziele” oczarowują bezgranicznie, rozkochują w sobie, łapią za serce i zmuszają Cię, drogi Czytelniku, to uronienia łzy wzruszenia. Ta powieść jest jak powrót do rodzinnego domu, u kresu życia, kiedy to rozliczamy się z przeszłością, uzmysławiając sobie, w jak wielki stopniu zdeterminowała całe nasze życie. Jest jak wspomnienie ukochanych dziadków, którzy towarzyszyli nam w dzieciństwie, wspomnienie trudów dojrzewania, skomplikowanych relacji, odpowiedzialnej dorosłości. Jest jak dotyk ulubionego wyszczerbionego kubka babci, w którym wypijała poranną kawę. Jak wspomnienie pierwszego dnia w szkole. Jak wszystkie bolesne pożegnania, radosne powitania. Zawiera w sobie bezmiar najbliższych każdemu człowiekowi emocji.

Melancholijna opowieść z odrobiną słodyczy. Niewymownie piękna, wręcz poetycka. Tak bardzo, pod względem prowadzenia fabuły, momentami przypominająca mi ukochany francuski film „Amelia” w reżyserii Jean-Pierre Jeuneta.

Zachwycająca!
Do zakochania!

WSPANIAŁA!

***

OTO POWIEŚĆ, KTÓRA TRAFI DO MOJEJ TEGOROCZNEJ TOPKI NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK 2024 ROKU! ✨

Zresztą, czy jesteście zaskoczeni?

„Życie Violette” królowało w roku 2022, zaś „Cudowne lata” w 2023. Teraz przeszedł czas na nowość na polskim rynku wydawniczym, a zarazem debiutancką książkę mojej ukochanej Valérie Perrin, czyli „Zapomniane niedziele”, którą mam ogromną przyjemność...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co sprawia, że czujecie błogość?
Co sprawia, że zapominacie o tym, co niekomfortowe, uwierające i delektujecie się chwilą? :)

Dla mnie takim komfortowym i odprężającym momentem jest ten, w którym kładę się do łóżka, zatapiam w świeżej pościeli, za oknem krople deszczu uderzają w szybę, a ja bezpieczna i spokojna otwieram książkę. I nic już wtedy się nie liczy :)

To mnie odpręża, odstresowuje, relaksuje.
I ogromnie polecam Wam tę metodę odpoczynku i takiego „o się dbania” :)

A wspominam o tym komfortowym, przytulnym momencie, ponieważ przeczytałam niedawno książkę, która wywołała we mnie podobne emocje, jak ten opisany wyżej stan.

I również gorąco Wam ją polecam.

***

Mowa o niezwykle ciepłej, naładowanej pozytywnymi emocjami, dobrymi momentami, życzliwością powieści autorstwa Agaty Przybyłek, „Z głębi serca”.

Nie każda książka musi porywać, nie każda historia musi wstrząsać. Czasami potrzeba nam jedynie i „aż” ukojenia, ciepłej, pomocnej dłoni, szczęśliwego zakończenia. Oto, co w swojej książce podarowała czytelnikom autorka. Po niezwykle emocjonującym pierwszym tomie (spokojnie, możecie przeczytać je osobno - zrozumiecie), czyli „Nic piękniejszego od miłości”, przyszedł nas na otuchę, na plasterek nałożony na pęknięte serce. Tym plasterkiem jest „Z głębi serca”.

Nie znajdziecie tutaj porywów serca, tornada emocji, znajdziecie nareszcie miłość, spokój i dobro. Znajdziecie wspaniały błogi klimat. I upragnione szczęście.

Pokochałam tę piękną powieść całym sercem. Pokochałam Emilię i Tomasza.
I życzę im jak najlepiej.

A Wam życzę, byście odnaleźli w tej wyjątkowej historii ogrom pozytywnych uczuć, które odnalazłam ja :) By ukoiła Was, jak ta ciepła pościel :)

Uwielbiam!

Co sprawia, że czujecie błogość?
Co sprawia, że zapominacie o tym, co niekomfortowe, uwierające i delektujecie się chwilą? :)

Dla mnie takim komfortowym i odprężającym momentem jest ten, w którym kładę się do łóżka, zatapiam w świeżej pościeli, za oknem krople deszczu uderzają w szybę, a ja bezpieczna i spokojna otwieram książkę. I nic już wtedy się nie liczy :)

To mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Medea z Wyspy Wisielców”, jak sugeruje tytuł, jest luźną interpretacją, fikcyjną opowieścią inspirowaną greckim mitem o Medei z Kolchidy. Już sam ten fakt sprawia, że zaintrygowani, w zadumie pochylamy się nad powieścią. Bez wątpienia przyciąga nas również zachwycające wydanie w twardej oprawie, z barwionymi brzegami - jest piękne, prawda? Uwierzcie mi - to jedynie preludium do tego, co sama książka w sobie skrywa. A jest to historia porywająca. Historia kobiety przeklętej, czarownicy, Cyganki, mieszańca, może Greczynki - któż wie, co to za jedna. Historia kobiety walczącej o przetrwanie, o akceptację, o miłość.

A wszystko to na tle burzliwych dziejów Dolnego Śląska z 1913 i 1914 roku.

Pokochałam Medeę, tę wyjątkową młodą dziewczynę, jedyną, która ocalała, kiedy to ojciec postanowił zamo*dować swoje dzieci. To wydarzenie naznaczyło ją na całe życie. Pokochałam tę kobietę, pragnącą miłości, która w rezultacie zrujnowała ją. Pokochałam tę waleczną, niczym barbarzyńska grecka Medea, niewiastę, która zbyt wcześnie dowiedziała się, czym jest ciemna strona bytu.

Zauroczył mnie klimat powieści, momentami wręcz gotycki, a to za sprawą zamczyska należącego do rodu Julich-Kleve-Berg oraz Breslau z 1913 roku i jego okolic, w tym Wyspy Wisielców znajdującej się na Jeziorze Sławskim.

Magda Knedler mnie oczarowała. Porwała w wir tragicznej historii Mady, historii Dolnego Śląska, a ja bez słowa sprzeciwu pozwoliłam nieść się jego prądowi.

W s p a n i a ł a , zapierająca dech w piersi książka. Moim skromnym zdaniem, najlepsza, jaka wyszła spod pióra autorki. Niemożliwa do odłożenia, uzależniająca, pasjonująca i głęboko emocjonalna. Bez wątpienia trafi do czołówki tegorocznej topki.

Niezapomniana…

„Medea z Wyspy Wisielców”, jak sugeruje tytuł, jest luźną interpretacją, fikcyjną opowieścią inspirowaną greckim mitem o Medei z Kolchidy. Już sam ten fakt sprawia, że zaintrygowani, w zadumie pochylamy się nad powieścią. Bez wątpienia przyciąga nas również zachwycające wydanie w twardej oprawie, z barwionymi brzegami - jest piękne, prawda? Uwierzcie mi - to jedynie...

więcej Pokaż mimo to