-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus5
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz2
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2017-02-26
2016-10-17
Co nowego można napisać o komiksie, którym zachwycają się wszyscy i wokół którego krążą same pozytywne opinie, w tym moje? Jak nie popaść w schematy? Cóż, pewnie się nie da, bo przymiotniki takie jak "świetne" i "kapitalne" nasuwają się po przeczytaniu "Gotham Central" same. Więc raczej nie będę się wysilał i napiszę po prostu - to prawdopodobnie jedna z najlepszych (o ile nie najlepsza) historia ze świata DC.
Policjanci z Wydziału do Przestępstw Poważnych łatwego życia to nie mają. Nie tylko wiecznie są w cieniu Batmana, który robi to, co ważne i to, co dobre, nie tylko są po prostu ludźmi w świecie przepełnionym wariatami, psycholami i nadprzyrodzonymi mocami, ale też wciąż kopie ich po prostu życie, w Gotham najtrudniejsze.
Najważniejszy w każdej historii jest bohater. To on powinien ciągnąć fabułę, a nie na odwrót. Brubaker i Rucka doskonale to rozumieją i jak najmocniej starają się urealnić swoich policjantów. To banda ludzi, którzy starają się robić dobrze i zgodnie z zasadami w świecie, który tych zasad nie zna. W świecie, który robi wszystko, żeby uprzykrzyć im życie. Przy tym wszystkim starają się też zachowywać jak definicja normalnego człowieka, takiego z krwi i kości - mają swoje wady, nie ukrywają ich, ale przy okazji też szanują się nawzajem i dbają o działanie zgodnie z prawem. Nawiązują mocną więź z czytelnikiem, co bardzo boli, bo scenarzyści w ogóle ich nie oszczędzają. Gotham City jest przecież wybitnie okrutne i przygnębiające, zbrodnia to codzienność. Jakie szanse mają policjanci w starciu z Jokerem czy Mad Hatterem?
Brubaker i Rucka fantastycznie dawkują napięcie. Ich seria dojrzewa z każdym numerem, zmieniając się z prostych śledztw w mocno pokomplikowane sprawy czy też (jak w historii z Jokerem) wciągające kino akcji z wyścigiem z czasem w tle. Kiedy dodać do tego wciąż ewoluujących bohaterów i zacieśniające się relacje między nimi w czasach największego kryzysu, powstaje komiks doskonały. Wyjątkowo dojrzały, dołujący, prawdziwy. Świetny przykład dla tych, którym powieści graficzne kojarzą się z infantylnością i kiczem.
Zakończyć ten wywód można tylko i wyłącznie cytując Duane'a Swierczynskiego i jego przemowę w drugim tomie GC - "Kto chciałby spędzać czas z facetem przebranym za ogromnego nietoperza, skoro można pracować z nimi?" Nic dodać, nic ująć.
Co nowego można napisać o komiksie, którym zachwycają się wszyscy i wokół którego krążą same pozytywne opinie, w tym moje? Jak nie popaść w schematy? Cóż, pewnie się nie da, bo przymiotniki takie jak "świetne" i "kapitalne" nasuwają się po przeczytaniu "Gotham Central" same. Więc raczej nie będę się wysilał i napiszę po prostu - to prawdopodobnie jedna z najlepszych (o ile...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-09
Hej! Hej, Marvel! Weźcie powiedzcie ludziom od Deadpoola, że tak się właśnie robi luźny, zabawny komiks superbohaterski!
Jak wygrać moją "9"? Wystarczy wziąć komiksową ulubienicę, usprawnić ją, wziąć parę doskonale rozumiejących ją scenarzystów i porzucić logikę i wszelkie limity. O rany, jaki ten komiks jest dobry.
Być może się komuś narażę, być może stanę się celem komiksowych maniaków, ale kocham to, co wydawnictwo DC Comics zrobiło z postacią Harley Quinn. Nieuzależniona już od Jokera, przejawiająca delikatne objawy człowieczeństwa antybohaterka, wprowadzająca chaos i rozrywkę do zdecydowanie zbyt poważnego świata.
W tej historii - skupiającej się na "nowym początku" Harley, która układa sobie życie w odziedziczonym budynku, walcząc z żądnymi jej głowy mordercami - widać pierwsze próby zmian jej charakteru. Choć wciąż miewająca ciągoty w stronę Jokera i cały czas zabijająca w okrutne sposoby, staje się ciepłą osobą, znajduje przyjaciół (równie nienormalnych jak ona sama) i "dojrzewa", znajdując sobie prace. No i w końcu pozbywa się tego durnego stroju (nie bijcie!). A że jest sobą, robi to w sposób totalnie oderwany od rzeczywistości i nie dbając o nikogo ani o nic, powstaje opowieść idealnie rozrywkowa. Krwawa (kiedy trzeba), luźna, przezabawna i bardzo przyjemna w odbiorze, dobrze bawiąca się światem zarówno popkultury, jak i komiksowego uniwersum, do tego zaskakująca absurdalnymi, a jednak dość sprytnymi rozwiązaniami (finał wątku morderców to kwintesencja Harley Quinn).
Kilkaset stron czystej radochy i niedorzeczności. Komiksowa zabawa zarówno dla początkujących jak i zaawansowanych. Cóż więcej dodać niż POLECAM! Najlepsza seria z nowego DC!
Hej! Hej, Marvel! Weźcie powiedzcie ludziom od Deadpoola, że tak się właśnie robi luźny, zabawny komiks superbohaterski!
Jak wygrać moją "9"? Wystarczy wziąć komiksową ulubienicę, usprawnić ją, wziąć parę doskonale rozumiejących ją scenarzystów i porzucić logikę i wszelkie limity. O rany, jaki ten komiks jest dobry.
Być może się komuś narażę, być może stanę się celem...
2016-05-03
To chyba mój nowy ulubiony komiks od DC.
Wydział Poważnych Przestępstw w Gotham to specjalna jednostka policyjna powołana przez emerytowanego Jima Gordona. Oprócz tradycyjnych przestępstw zajmują się też śledztwami wykraczającymi poza ich możliwości, starając się przeżyć starcia z przeróżnymi metaludźmi, nie są jednak do końca chętni do pracy z Batmanem.
Mam trochę problem z tym komiksem. Z jednej strony mamy świetnie zarysowane postaci, wyjątkowo ludzkie, z problemami, wymieniające ze sobą kapitalne dialogi i dające się szybko polubić. Momenty czysto obyczajowe to praktycznie same perełki. Samo miasto Gotham to też spory atut, jest mroczne i ostre, nic nie dzieje się w nim według normalnych zasad, wiecznie uprzykrza życie bohaterom.
Jednak jak na historię czysto kryminalną śledztwa są dosyć proste, żeby nie powiedzieć banalne. Zero konkretnych zwrotów akcji, skomplikowanych intryg. Trochę kiepsko. Nie pasuje mi również, choć to trochę dziwne, miejsce akcji. Wolałbym, żeby ten komiks nazywał się na przykład "New York Central" czy coś. Ludzie z zamrażającymi pistoletami i facet w kostiumie nietoperza wzywany na ratunek odbierają historii realizm i zabierają całe poczucie satysfakcji policyjnym bohaterom, z którymi już zdążyłem się zżyć. Tak, wiem, że to właśnie o to miało tu chodzić, ale ciężko mi się do tego przyzwyczaić.
Mimo to, głównie dzięki fantastycznej grupie bohaterów i wybitnym pisarzom "Gotham Central" trafia do moich faworytów. Oczywiście polecam, a sam z niecierpliwością oczekuję na tom numer dwa.
To chyba mój nowy ulubiony komiks od DC.
Wydział Poważnych Przestępstw w Gotham to specjalna jednostka policyjna powołana przez emerytowanego Jima Gordona. Oprócz tradycyjnych przestępstw zajmują się też śledztwami wykraczającymi poza ich możliwości, starając się przeżyć starcia z przeróżnymi metaludźmi, nie są jednak do końca chętni do pracy z Batmanem.
Mam trochę...
2016-02-08
2015-06-04
Z lekka miazga.
"Identity Crisis" (bo jakieś dwa lata temu jeszcze anglojęzyczny i na ekranie komputera) to jeden z pierwszych komiksów ze świata DC jaki przeczytałem. Dzieło to raczej dla zaawansowanych, więc dość dziwny wybór, ale kolejna lektura w ramach serii "DC Deluxe" utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że lepszego początku wybrać sobie nie mogłem. Bo komiks ten jest po prostu doskonały.
Za tą cudowną okładką kryje się opowieść o tym, co dla superherosów najbardziej przerażające - o bezpośrednim ataku na ich najbliższych. Ktoś poznał supertożsamości i postanowił uderzyć tam, gdzie boli najbardziej. Najpierw ginie żona Elongated Mana, potem dochodzi do zamachu kolejnej partnerki, rzuca się groźbami, nikt nie czuje się już bezpieczny, bezradni bohaterowie nie mogą sobie z tym poradzić, a jakby tego było mało, to - zgodnie z zasadami rasowego kryminału - na jaw wychodzą wstrząsające tajemnice z przeszłości.
Poruszanie się po świecie tak rozległym jak uniwersum DC wymaga maksymalnej ostrożności. W końcu każda najmniejsza decyzja, najdrobniejsze wydarzenie automatycznie oddziałuje na całą masę innych komiksów. Jeśli połączysz dwójkę bohaterów w parę albo zmienisz któremuś z bohaterów kolor włosów, wszyscy pozostali scenarzyści muszą się do ciebie dostosować. Pisanie więc kryminału pełnego śmierci, zdrad i tajemnic z przeszłości (szczególnie tak mocarnych jak tutaj) to posunięcie co najmniej odważne. Na szczęście Brad Meltzer wcale się nie boi i potężnych decyzji podejmuje mnóstwo, szokując i zaskakując czytelnika przynajmniej co kilkanaście stron. Ładunek emocjonalny jest tu nie do zmierzenia. Bohaterowie (nie tylko ci dobrzy) są tu tak prawdziwi i naturalni, że da się do nich przywiązać niemal od razu. A wiedząc, że morderca wciąż gdzieś tam czyha, martwimy się o wszystkich, przy okazji również ich podejrzewając.
Geniusz "Kryzysu" tkwi też w tym, że Meltzer nie korzysta z żadnego ze sztampowych bohaterów, dając pole do popisu tym mnie znanym, a równie ciekawym (co prawda w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że bez Batmana nie da się zrobić dobrego komiksu, więc daje Gackowi trochę stron pod koniec). I jest to naprawdę spory plus, bo z drugim planem dużo swobodniej można się bawić. Ranić, niszczyć, zmieniać - i nikt nie będzie miał pretensji.
Chwała wydawnictwu za to, że w końcu pozwoliło nam, Polakom, na zakup tego arcydzieła. Bo to jeden z tych komiksów, które trzeba znać. Które trzeba mieć. Nie tylko ze względu na świetną historię, ale i sporo emocji, dość ważne dla uniwersum wydarzenia (po których, klasycznie, nic już nie jest takie samo) i bardzo dobrze zachowane relacje międzybohaterskie.
Krótko i na temat - WARTO!
Z lekka miazga.
"Identity Crisis" (bo jakieś dwa lata temu jeszcze anglojęzyczny i na ekranie komputera) to jeden z pierwszych komiksów ze świata DC jaki przeczytałem. Dzieło to raczej dla zaawansowanych, więc dość dziwny wybór, ale kolejna lektura w ramach serii "DC Deluxe" utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że lepszego początku wybrać sobie nie mogłem. Bo komiks ten...
2016-01-03
Takie tam... prosta zbieranina pojedynczych historyjek z Batmanem w roli głównej, które były niewystarczająco długie, żeby samodzielnie wypełnić własny tom. Cała masa scenarzystów i rysowników nie do końca pozwala się wciągnąć, brak tu jakiejś myśli przewodniej, jakiegoś konkretnego wątku łączącego wszystko w jedno. Te opowieści pisane przez Snydera przesiąknięte są Batmanowością, a pozostali scenarzyści zamiast dorzucić coś oryginalnego od siebie, nieudolnie próbują kopiować jego styl ( wyróżnić udaje się tylko Tynionowi, ale nic w tym dziwnego, skoro od Snydera się uczył i sporo z nim napisał).
No... taki tom, którego w zasadzie mogłoby nie być, ale który przyjemnie się czyta. Są historie świetne, są przeciętne. Kiedy porówna się go z poprzednikami lub następcami to wypada słabo, ale samodzielnie jeszcze się broni, choć raczej tylko dla fanów.
Takie tam... prosta zbieranina pojedynczych historyjek z Batmanem w roli głównej, które były niewystarczająco długie, żeby samodzielnie wypełnić własny tom. Cała masa scenarzystów i rysowników nie do końca pozwala się wciągnąć, brak tu jakiejś myśli przewodniej, jakiegoś konkretnego wątku łączącego wszystko w jedno. Te opowieści pisane przez Snydera przesiąknięte są...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-22
Świąteczne Komiksy część 4!! (tym razem za poleceniem)
Opinia ta dotyczy tylko krótkiego komiksu o Batmanie, znajdującego się w Holiday Specialu, więc również będzie dość krótka. Ta dwunastostronicowa historyjka dziejąca się w Gotham (w którym przecież nawet w Święta zbrodnia nie śpi) to niczym nie wyróżniająca się detektywistyczna przygoda Gacka. Jasne, świecą się lampki na ulicach, jest tu wątek gościa przebranego za Mikołaja i z kartek czuć atmosferą świąteczną ale nic poza tym. Fajne jako ciekawostka, niewystarczające jako dobry komiks. Zresztą, lata 80. w świecie komiksów superhero to wciąż lekka padaka, pisana bardzo oczywistymi zdaniami, tłumaczącymi absolutnie każdy szczegół, jest trochę sztucznie... no broni się tylko tym, że Święta. W sumie chyba tylko o to chodziło, patrząc, że to special.
Świąteczne Komiksy część 4!! (tym razem za poleceniem)
Opinia ta dotyczy tylko krótkiego komiksu o Batmanie, znajdującego się w Holiday Specialu, więc również będzie dość krótka. Ta dwunastostronicowa historyjka dziejąca się w Gotham (w którym przecież nawet w Święta zbrodnia nie śpi) to niczym nie wyróżniająca się detektywistyczna przygoda Gacka. Jasne, świecą się lampki...
2015-12-17
Świąteczne Komiksy część 2!!
Na dwa dni przed Świętami, para spanikowanych rodziców próbuje rozkminić, jak przeżyć Boże Narodzenie. Pieniędzy bowiem brak, a dzieci bez prezentów będą zdecydowanie zbyt niebezpieczne. Wtedy w ręce bohaterów trafia tajemnicza książka, gwarantująca powodzenie w takich właśnie sytuacjach. Książka opowiadająca o Lobo, wynajętym przez Wielkanocnego Zająca do zamordowania Świętego Mikołaja.
Kapitalna zabawa! Lobo i jego świat rządzą się własnym, brutalnymi zasadami, a scenarzysta czuje się w tym doskonale. Jest ostro, jest krwawo, jest mocno i przede wszystkim piekielnie zabawnie. Już sam pomysł jest świetny - ukazanie Mikołaja jako tego złego; grubego, podłego skurczysyna z cygarem w ręku i maczetą za plecami. Jego konfrontacja z Lobo z początku może i nie zaskakuje, ale z każdą stroną coraz bardziej się rozkręca, a sama końcówka to popis Lobo jako postaci jedynej w swoim rodzaju. Jest tu mnóstwo cudownych tekstów, humoru wynikającego z absurdu, a ostra kreska nadaje temu wszystkiemu iście horrorowy klimat.
Oo, coś czuję, że będzie to moja coroczna pozycja obowiązkowa!
Świąteczne Komiksy część 2!!
Na dwa dni przed Świętami, para spanikowanych rodziców próbuje rozkminić, jak przeżyć Boże Narodzenie. Pieniędzy bowiem brak, a dzieci bez prezentów będą zdecydowanie zbyt niebezpieczne. Wtedy w ręce bohaterów trafia tajemnicza książka, gwarantująca powodzenie w takich właśnie sytuacjach. Książka opowiadająca o Lobo, wynajętym przez...
2015-12-17
Eee, trochę mnie ten komiks zawiódł. Najlepsza w tym wszystkim jest okładka, świetna, epicka, zapowiadająca wybitną historię o pierwszym spotkaniu tytułowej "Trójcy". A tymczasem to najzwyczajniejsza w świecie, prosta opowiastka superbohaterska, niczym nie wyróżniająca się na tyle innych komiksów Super-Batmano-Wonderowych. Relacje między tą trójką rozpisane są pobieżnie, bez wnikania w głębię bohaterów, co więcej! Superman i Batman już przed początkiem historii zostali ziomeczkami, choć tak naprawdę nie jest jasne dlaczego, kiedy zero między nimi szacunku i chemii. A co poza tym? Kilka pojedynków, ogranych schematów, kiepskie dialogi i momentami przyspieszone tempo. Czytanie "Trójcy" nie było torturą, rysunki są całkiem przyjemne, ale oczekiwania miałem o wieeele większe.
Eee, trochę mnie ten komiks zawiódł. Najlepsza w tym wszystkim jest okładka, świetna, epicka, zapowiadająca wybitną historię o pierwszym spotkaniu tytułowej "Trójcy". A tymczasem to najzwyczajniejsza w świecie, prosta opowiastka superbohaterska, niczym nie wyróżniająca się na tyle innych komiksów Super-Batmano-Wonderowych. Relacje między tą trójką rozpisane są pobieżnie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-16
Świąteczne Komiksy Część 1!!
Kto powiedział, że ktoś taki jak Joker nie może dostać świątecznego prezentu? Każdy? Słusznie, co nie znaczy jednak, że Książę Zbrodni nie zechce sam sprawić sobie w tym okresie całej masy szczęścia. Szczęścia, które wygląda następująco - porwanie Robina, przywiązanie go do fotelu samochodowego i razem z nim przemieszczanie się po Gotham i w typowy dla siebie sposób zabijanie, ranienie i uprzykrzanie życia mieszkańcom, zmuszając młodego bohatera do bezbronnego przyglądania się.
Paul Dini, znany przede wszystkim jako scenarzysta kozackiego jak nie wiem co serialu animowanego o przygodach Batmana zapisał się w sercach wszystkich fanów tworząc jednego z najlepszych Jokerów jakich widział świat. Po kilkunastu latach nic się nie zmieniło i kreacja Błazna jest przerażająca, niepokojąca, ale w tym samym momencie wyjątkowo fascynująca i przezabawna. Joker jeździ po mieście w czapce Mikołaja, śpiewa kolędy, cytuje świąteczne klasyki tylko po to, by zaraz wprawić w osłupienie, wjeżdżając bezlitośnie w grupkę dzieci. A najlepsze jest to, że wśród tej całej masakry (bo ofiar jest naprawdę sporo, a to tylko trzydzieści stron!) świąteczna atmosfera wręcz wylewa się z każdej strony. Śmierć, masakry, krew i łamanie kości, a jednak Gotham przepełnione jest wręcz radością i nadzieją. Dini, ty geniuszu!
Dla tych, co kochają święta oraz dla tych, co szczerze ich nienawidzą :)
Świąteczne Komiksy Część 1!!
Kto powiedział, że ktoś taki jak Joker nie może dostać świątecznego prezentu? Każdy? Słusznie, co nie znaczy jednak, że Książę Zbrodni nie zechce sam sprawić sobie w tym okresie całej masy szczęścia. Szczęścia, które wygląda następująco - porwanie Robina, przywiązanie go do fotelu samochodowego i razem z nim przemieszczanie się po Gotham i w...
2015-11-27
Po "Luthorze" tych samych twórców - szczerze powiedziawszy jednym z najlepszych komiksów od DC z jakim się spotkałem - przeczytanie "Jokera" było już tylko kwestią czasu. Oczekiwania były spore, miałem znów nadzieję, na coś niesamowitego, nowatorskiego, miałem nadzieję na obraz opowieści superbohaterskiej z drugiej strony. Tym razem ze strony nieco lepiej znanej. Ale z bólem serca przyznaję, że "Joker" lekko mnie zawiódł.
To oczywiście wciąż świetny komiks, zaskakujący kilkoma trafnymi spostrzeżeniami, ale całość jest po prostu zbyt... oczywista, przewidywalna. Joker Azzarello to połączenie clowna z gangsterem, coś jak osławiony już Heath Ledger (którego interpretacji Jokera fanem nie jestem) . Tylko że postać ta nie może do końca zdecydować się, w którą stronę wolałaby się bardziej skłonić. Czy woli się głośno śmiać, czy może jednak odzyskiwać swoje miasto. Czy bez sensu zabijać czy załatwiać brudne interesy. Dopiero pod koniec, gdy pojawia się Batman - który zapewne dopełnia tą postać - Joker zmienia się w takiego, jakim chciałbym go widzieć od samego początku. Niestety trwa to zdecydowanie zbyt krótko, żebym mógł się tym nacieszyć.
Boli mnie to, bo naprawdę nie mogłem doczekać się, aż sięgnę po coś, co w mojej głowie miało być arcydziełem. Nie powiem, żebym cierpiał czy coś, bo to wciąż była bardzo dobra rozrywka, momentami ostra i niepokojąca, ale niedosyt jest. Luthor 1:0 Joker.
Poza tym, JAK MOŻNA tak kapitalną i ważną w życiu Jokera postać jak Harley Quinn uczynić częścią tła, która nic nie robi i tylko ładnie wygląda? NO JAK SIĘ PYTAM???
Po "Luthorze" tych samych twórców - szczerze powiedziawszy jednym z najlepszych komiksów od DC z jakim się spotkałem - przeczytanie "Jokera" było już tylko kwestią czasu. Oczekiwania były spore, miałem znów nadzieję, na coś niesamowitego, nowatorskiego, miałem nadzieję na obraz opowieści superbohaterskiej z drugiej strony. Tym razem ze strony nieco lepiej znanej. Ale z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Wieczne Zło" to finał pierwszego bodajże dużego eventu w zrestartowanym uniwersum DC. Będąc bezpośrednią kontynuacją "Trójki", która pozytywnie zaskoczyła mnie zakończeniem, miał przed sobą naprawdę wysoko postawioną poprzeczkę. Ogłaszam wszem i wobec że Geoff Johns dał radę, jak zwykle zresztą.
Od początku było wiadomo, czym tak naprawdę "Wieczne Zło" miało być. Ot, Syndykat Zbrodni (taka zła Justice League z innego świata) pokonała dobrych i zaczęła terrorem wprowadzać swój porządek na Ziemi z pomocą wszystkich złych. Jednak nawet wśród złych znajdą się obrońcy - tu Lex Luthor, jeden z moich faworytów - którzy zrobią wszystko, żeby tą Ziemię obronić.
Opis zapowiadał klasyczne, nieco chaotyczne, ale bardzo satysfakcjonujące i podnoszące poziom adrenaliny mordobicie. I tak właśnie jest. Lex zbiera własną ekipę, do której w pewnym momencie dołącza nawet Batman (no bo jak to tak, bez Batmana?) i po kolei wybija złych, popisując się swym geniuszem. A im dalej w walkę, tym więcej zamieszania. Wątki się mnożą, pojedynków jest coraz więcej, czasem można się pogubić, ale... to jest po prostu takie komiksowo cudowne! Bo przecież przyznajmy szczerze, że w tego typu eventach chodzi głównie o to, żeby wszyscy bohaterowie spotkali się w tym samym miejscu i przy pomocy umiejętności, broni i magii rozwalić całą Ziemię.
I w tej kwestii "Wieczne Zło" spełnia wszystkie nadzieje fanów. Lubisz akcję? Więc polecam!
"Wieczne Zło" to finał pierwszego bodajże dużego eventu w zrestartowanym uniwersum DC. Będąc bezpośrednią kontynuacją "Trójki", która pozytywnie zaskoczyła mnie zakończeniem, miał przed sobą naprawdę wysoko postawioną poprzeczkę. Ogłaszam wszem i wobec że Geoff Johns dał radę, jak zwykle zresztą.
Od początku było wiadomo, czym tak naprawdę "Wieczne Zło" miało być. Ot,...
2015-11-14
No, zrestartowane uniwersum DC nie ma zbyt wiele znakomitych komiksów do zaoferowania. Jest mnóstwo serii niepotrzebnych lub zwyczajnie słabych. Ale dla takich historii jak "Trójka" właśnie zdecydowanie warto przeczesywać całe wydawnictwo.
Historia dość pokomplikowana. Tajemnicza Pandora - tak, dokładnie ta, o której myślicie - przemierza świat w poszukiwaniu kogoś, kto pomoże jej zmazać dawne grzechy. Superman, jako człowiek, o najczystszym z serc wydaje się najodpowiedniejszy. Jednak klasycznie nic nie idzie zgodnie z planem, a w całą sytuację wkręca się Justice League (to ci kozaccy), American Justice League (to ten drugi garnitur) i Justice League Dark (to ci magiczni). Oczywiście ktoś bardzo zły steruje wszystkimi wydarzeniami z cienia. Więc krótko mówiąc dzieje się.
Crossover pełną parą. Wszyscy autorzy postanowili mącić jak się da i nie podawać absolutnie żądnych rozwiązań aż do samego końca. I chwała im za to, bo dzięki temu "Trójka" wciąga jak porządny kryminał. Nic nie jest jasne, bohaterowie przestają sobie ufać, we wszystko wplątują się istoty i wydarzenia, które nie powinny się spotykać... to jest tak niesamowite, jak brzmi. A wiecie co w tym wszystkim jest najlepsze? Brak happy endu. Tak bardzo uwielbiany przeze mnie cliffhanger w superbohaterskch komiksach. Wgniata w fotel, bo serio nie tego scenariusz kazał się spodziewać. Chyba nawet to właśnie zakończenie podniosło ocenę aż do 8, bo cała reszta to momentami prosta nawalanka, film akcji, takie trochę guilty pleasure. Jednak jako całość wspina się prawdopodobnie na podium historii z New52.
Oddam wszystko, jeśli scenarzyści nadchodzącego "Justice League" przeczytają ten komiks, zachwycą się nim i zainspirują. Błagam.
No, zrestartowane uniwersum DC nie ma zbyt wiele znakomitych komiksów do zaoferowania. Jest mnóstwo serii niepotrzebnych lub zwyczajnie słabych. Ale dla takich historii jak "Trójka" właśnie zdecydowanie warto przeczesywać całe wydawnictwo.
Historia dość pokomplikowana. Tajemnicza Pandora - tak, dokładnie ta, o której myślicie - przemierza świat w poszukiwaniu kogoś, kto...
2014-11
O rany, Injustice. Co za seria. Po prostu... co za seria. Niesamowite, że komiks w 98% oparty na klasycznym starciu superbohaterskim i po brzegi wypełniony krwawymi i obitymi mordami podniósł DC z kolan i jest najlepszym, co temu wydawnictwu przydarzyło się w XXI wieku.
Superman wygrywa. Jego misja natychmiastowej naprawy świata zdobywa coraz więcej poparcia i całe masy bohaterów i ludzi stają po jego stronie. Ale Batman wie, że w ten sposób pokoju uzyskać się nie da, więc ukryty w cieniu obmyśla plan działania. Jeden próbuje prześcignąć drugiego i powoli obaj posuwają się do rzeczy, których bohaterowie robić nigdy nie powinni.
Drugi tom to już masakra 10/10. Każdy kolejny numer, a czasem nawet strona przynosi tylko zwroty akcji i epickie pojedynki. Bohaterów tylko przybywa, a dzięki temu autor zdecydowanie lepiej bawi się z uniwersum, uderzając tam, gdzie komiksowy nerd chciałby najbardziej i spełniając wszystkie ukryte sny fanatyków DC Comics. Cóż, taka główna zaleta "elsewordów", a Tom Taylor doskonale to rozumie.
Sam finał tej historii to kilkadziesiąt stron czystej adrenaliny i emocji, będąc przy okazji prawdopodobnie najsmutniejszym komiksowym fragmentem, jaki przeczytałem. Ale Injustice całe takie jest. Jeśli nie smutek, to wzbudza gniew na czyny, których podejmuje się Superman; satysfakcję, gdy Batmanowi uda się wykonać choć procent planu; cień uśmiechu przy sucharach rzucanych przez bohaterów w momentach największego kryzysu. No i przede wszystkim niesamowity podziw do zdolności pisarskich Toma Taylora. Rany, jak ten gość pisze! Już nie chodzi tylko o rewelacyjne pomysły czy relacje między bohaterami. Tu nawet najmniejszy dialog jest przepełniony... literackim pięknem :D Inaczej tego nie nazwę. Szacun!
A to wciąż dopiero drugi tom. I już jest tak perfekcyjny. Kiedy tylko przypomnę sobie, co przeżywałem przy kolejnych... chyba będzie trzeba poprosić LC o zwiększenie skali przynajmniej do 11.
O rany, Injustice. Co za seria. Po prostu... co za seria. Niesamowite, że komiks w 98% oparty na klasycznym starciu superbohaterskim i po brzegi wypełniony krwawymi i obitymi mordami podniósł DC z kolan i jest najlepszym, co temu wydawnictwu przydarzyło się w XXI wieku.
Superman wygrywa. Jego misja natychmiastowej naprawy świata zdobywa coraz więcej poparcia i całe masy...
2015-10-14
Coś mam szczęście do kapitalnych komiksów ostatnio...
We wszystkich rankingach na najlepszego komiksowego przeciwnika Lex Luthor stoi w cieniu tych wszystkich Jokerów, Venomów, Magnetów i całej reszty wybuchowych, krzykliwych złoczyńców. Ale nic w tym dziwnego, bo i sama postać taka jest - zawsze gdzieś tam z tyłu, przyczajona i czekająca na swój moment, a ostatecznie robiąca wrażenie najlepsze z możliwych. Brian Azzarello wyciągnął z Luthora wszystko, co wspaniałe i na dobre przypomniał mi, dlaczego Lex zajmuje zaszczytne miejsce na villianowym podium.
Historia nie zaskakuje oryginalnością - to po prostu opowiedziane z perspektywy Luthora pierwsze spotkania z Supermanem, cała masa odczuwanych wtedy przeżyć i sposobów na radzenie sobie z - jak się może wydawać - kosmicznym zagrożeniem. Lex jest bowiem jedynym, który zdaje się rozumieć, że jeśli tylko Supesowi odbije, to w sekundę zagarnie dla siebie całą Ziemię.
Nawet jeśli fabuła z pozoru nie wydaje się zachęcająca, to na uwagę na pewno zasługuje sama kreacja głównego bohatera. Bo Luthor Azzarello ma w sobie wszystkie te cechy, które uczyniły go nemesis Supermana, a przy tym jest postacią niezwykle sympatyczną. Bardzo łatwo się do niego przywiązać i mu kibicować. Przejmować się jego życiem zawodowym i prywatnym, przeżywać jego losy i zachwycać przemyśleniami. Takie tuzy jak Bruce Wayne czy sam Superman absolutnie nic nie znaczą przy tak rewelacyjnie rozpisanym bohaterze. Szacun.
Taa, Lex Luthor to jest to. Aż chyba zabiorę się za jakiś kolejny konkretny komiks z tym mistrzem w roli głównej, bo jeśli miałbym na siłę znaleźć jakiś minus w dziele Azzarello to byłaby to objętość. Tak fascynującymi przemyśleniami i planami można by na spokojnie wypełnić comiesięczny run przez kilka(naście) lat!
Coś mam szczęście do kapitalnych komiksów ostatnio...
We wszystkich rankingach na najlepszego komiksowego przeciwnika Lex Luthor stoi w cieniu tych wszystkich Jokerów, Venomów, Magnetów i całej reszty wybuchowych, krzykliwych złoczyńców. Ale nic w tym dziwnego, bo i sama postać taka jest - zawsze gdzieś tam z tyłu, przyczajona i czekająca na swój moment, a ostatecznie...
2014-09
Jak jest z adaptacjami gier, każdy wie. Czy to w wersji filmowej, książkowej czy też komiksowej są czystymi skokami na kasę. Słabymi, wymuszonymi i pozostawiającymi niezbyt przyjemny posmak. Ale przecież od każdej reguły jest wyjątek i takim wyjątkiem w tej sprawie jest właśnie "Injustice". Stanowiąc prequel gry o identycznym tytułem jest tym, czego DC Comics jak najbardziej potrzebowało - pełną przemocy i kozackich zwrotów akcji odskocznią od przesłodzonych happy-endów.
Historia przedstawia się dość prosto - Joker z czystej nudy postanawia zabawić się z Supermanem i w jednej sekundzie sprawia, że Człowiek ze Stali traci żonę, nienarodzone dziecko i swoje miasto. Dodatkowo w pewnym sensie z własnej winy. Zrozpaczony i rozgniewany Superman stwierdza, że ma dość i siłą zaczyna wprowadzać pokój na Ziemi. Zbiera grupę poddanych mu herosów, a naprzeciw wychodzi mu Batman z kolegami.
Ciężko stwierdzić, dlaczego seria opierająca się głównie na ciągłym tłuczeniu się po mordach przez całą masę superbohaterów zbiera prawie same zachwalające recenzje i łączy ze sobą wszystkich przeciwników wydawnictwa. Czyżby to wizja tyrana-Supermana, który z każdą stroną coraz bardziej pogłębia się w swojej misji aż tak podobała się czytelnikom? Albo to przez klasyczną potyczkę Bats-Supes, która tym razem ciągnie za sobą cały świat?
Nie wiem, jak to widzą inni, ale dla mnie geniusz tego komiksu leży w braku litości. Wiadomo, że tak potężna wojna musi ciągnąć za sobą ofiary, ale sposób, w jaki scenarzyści to opisują i kogo decydują się poświęcić to po prostu potęga. W alternatywnym świecie niezależnym od głównego uniwersum świetnie można się bawić bohaterami i widać, że twórcy doskonale to rozumieją. Już sam pomysł tego, że Supermana można nienawidzić bardziej niż wszystkich przeciwników razem wziętych brzmi jak szaleństwo. Jednak z biegiem komiksu podrzucane są sytuacje, przez które chcemy dołączyć do Batmana i skopać Kryptonianinowi tyłek.
A poza tym, co tu dużo ukrywać? Injustice jest po prostu świetnie napisane i narysowane. Dialogi są mocarne, bardzo łatwo jest połączyć się z Supermanem w cierpieniach, a bohaterowie dogadują się niemal doskonale. Napięcie rośnie z każdą stroną, satysfakcja przychodzi tylko po to, żeby za chwilę zniknąć a utrata bohatera działa jak strata członka rodziny. Aż dziw, że o Tomie Talorze tak mało się słyszy. Rysowników jest wielu i chwała im za to, bo dzięki przeróżnym szkicom, komiks nie nudzi ani trochę.
Naprawdę chciałbym polecić "Injustice" wszystkim, ale niestety jest to dzieło zdecydowanie dla zaawansowanych komiksiarzy (ja się czasem gubię). Więc jeśli się za takiego uważasz, a jeszcze nie miałeś tego komiksu w ręku, to wstydź się, a potem leć do sklepu.
Jak jest z adaptacjami gier, każdy wie. Czy to w wersji filmowej, książkowej czy też komiksowej są czystymi skokami na kasę. Słabymi, wymuszonymi i pozostawiającymi niezbyt przyjemny posmak. Ale przecież od każdej reguły jest wyjątek i takim wyjątkiem w tej sprawie jest właśnie "Injustice". Stanowiąc prequel gry o identycznym tytułem jest tym, czego DC Comics jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-25
Bardzo przyjemny komiks. Tyle mi przychodzi na myśl. Czasami zajeżdżająca schematami historia chłopca-sieroty, który w życiu miał ciężko, a za pomocą należnie zdobytych mocy poznaje wartość rodziny i przyjaźni. Napakowana akcją i pozytywnie nastrajającym humorem, porządnie narysowana i idealna zarówno dla znawców, jak i tych, którzy Shazama znają tylko z nazwy.
Obwiałem się, że będzie to najsłabsza odsłona serii "Nowe DC Comics", a okazało się, że właśnie w prostocie leży geniusz i bardzo chętnie poznam kolejne przygody tego właśnie bohatera.
Bardzo przyjemny komiks. Tyle mi przychodzi na myśl. Czasami zajeżdżająca schematami historia chłopca-sieroty, który w życiu miał ciężko, a za pomocą należnie zdobytych mocy poznaje wartość rodziny i przyjaźni. Napakowana akcją i pozytywnie nastrajającym humorem, porządnie narysowana i idealna zarówno dla znawców, jak i tych, którzy Shazama znają tylko z nazwy.
Obwiałem...
2015-09-24
Z Bradem Meltzerem w świecie komiksów jak do tej pory spotkałem się tylko raz, przy okazji "Kryzysu Tożsamości", i było to spotkanie wręcz więcej niż udane. Tym chętniej sięgnąłem w końcu po sam początek jego przygody z regularną serią "Ligi Sprawiedliwych". Muszę przyznać, że po lekturze tych kilku numerów jestem delikatnie powiedziawszy, oczarowany.
Po wydarzeniach, których streszczenie zajęłoby mi zdecydowanie zbyt dużo czasu, nie działo się w świecie superbohaterskim zbyt wesoło. Liga przestała istnieć, trzeba było pogodzić się z utratą kilku przyjaciół, a rzesza villianów poczuwała się jak nigdy. W związku z tym, święta Trójca - Superman, Batman i Wonder Woman - zasiada przy stole i decyduje się wybrać herosów godnych miejsca w nowej Lidze Sprawiedliwych. W tym samym czasie, android znany jako Red Tornado spełnia swoje najskrytsze marzenia i przenosi swoją świadomość w ludzkie ciało. Nie wie jednak, że nic nie pójdzie po jego myśli i właśnie stał się kluczowym elementem w mrocznym planie mrocznych przestępców.
Meltzer przyzwyczaił mnie już do tego, że bardzo dużo miejsca lubi poświęcać bohaterom z drugiego planu, którzy na poświęcaną uwagę jak najbardziej zasłużyli. W tym wypadku pada oczywiście na Tornado. Wątek żywcem wzięty z "Pinokia", w którym bohater powoli poznaje aspekty bycia prawdziwym człowiekiem, zalety ojcostwa czy małżeństwa wyciska łzy. A kiedy się uświadomi, że od początku wiadomo, że nie skończy się to dobrze, to łamie serce.
Zresztą nie tylko w tym wątku Meltzer bawi się emocjami czytelnika. Cała masa bohaterów musi radzić sobie z tym, jak wyglądają ich życia po poprzednich kryzysach. I tu też leży geniusz "Tornado's Path". Meltzer wraca do tego, za co Ligę pokochali wszyscy komiksiarze. Znów jest to jedna, wielka, wspierająca się rodzina. Taka, która dogaduje się bez słów, rozumie doskonale i spędza razem czas, a przy okazji kopie tyłki i ratuje galaktykę. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że naprawdę łatwo w te relacje uwierzyć. Wystarczy kilka ramek, dymków, żeby poznać, że Superman i Batman czy Arrow i Lantern są najlepszymi ziomkami na świecie.
Meltzer klasycznie już igra z czytelnikiem w klasycznym, kryminalnym stylu. Podrzuca poszlaki, zmienia tropy, pozwala zgadywać, a potem niszczy najbardziej oczywiste rozwiązania w odpowiednim momencie. Nawet kiedy dochodzi do typowej bijatyki nie pozwala bohaterom tak po prostu się bić. Nie, nawet tam wciąż zaskakuje rozstrzygnięciami. I ostatecznie finał opowieści przynosi równą ilość satysfakcji jak i oczekiwań.
Ed Benes i jego rysunki wcale nie odstają od piszącego kolegi. Wręcz przeciwnie, są chyba nawet największym plusem całego komiksu. Postaci przez niego stworzone są tak... bardzo idealne, eksponujące wszystko, co w tych herosach najlepsze. Każdy bohater wygląda dokładnie tak, jak powinien. Już zawsze będę przekonany, że dobry Batman to Batman Benesa. Jest tu też kilka stron, które spowodowały, że zniszczyłem szczęką podłogę, no ale to po prostu trzeba zobaczyć.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio zawiodłem się na wydawnictwie DC (i czy w ogóle kiedyś się to zdarzyło), ale jeśli będę dalej kontynuował przygodę z JLA Brada Meltzera - a raczej na pewno będę to robił - to jest to stuprocentowa gwarancja na najwyższy z możliwych poziomów.
Z Bradem Meltzerem w świecie komiksów jak do tej pory spotkałem się tylko raz, przy okazji "Kryzysu Tożsamości", i było to spotkanie wręcz więcej niż udane. Tym chętniej sięgnąłem w końcu po sam początek jego przygody z regularną serią "Ligi Sprawiedliwych". Muszę przyznać, że po lekturze tych kilku numerów jestem delikatnie powiedziawszy, oczarowany.
Po wydarzeniach,...
Fenomenalna pozycja, typowo batmanowo mroczna i spokojna, zaskakująca i brutalna życiowo. Można się przyczepić tylko do zbyt dużej ilości przeciwników (można by na spokojnie pozbyć się ze dwóch), ale to już takie czepianie się dla czepiania.
Fenomenalna pozycja, typowo batmanowo mroczna i spokojna, zaskakująca i brutalna życiowo. Można się przyczepić tylko do zbyt dużej ilości przeciwników (można by na spokojnie pozbyć się ze dwóch), ale to już takie czepianie się dla czepiania.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ech, nie chce mi się powtarzać po raz trzeci. A przecież ta seria poniżej pewnego poziomu nie schodzi i aż się prosi, żeby po prostu skopiować opinię użytą przy tomie pierwszym lub drugim. Także same pochwały, kapitalnie rozpisane postaci, mnóstwo realizmu, niemal pedantyczna szczegółowość, logika, bardzo zręcznie napisane dialogi, delikatny, niewymuszony humor jako broń przeciwko wiecznie wyniszczającemu cię miastu etc...
Fakt, że to już ponad połowa serii jest zaletą i wadą w tym samym momencie. Cieszy mnie, że postacie są znane już na tyle dobrze, że ich obyczajowe wątki nie są tylko tłem albo dodatkiem, a częścią większej opowieści. Cieszy mnie, że po kilkunastu sprawach zacząłem traktować cały posterunek jako jedność, a nie kilka osobnych duetów. Cieszy mnie też, że pojedyncze opowieści zazębiają się, tworząc jedną, głębszą fabułę. Ale wiadomo, smuci fakt, że tak blisko do końca. Za bardzo się z Gotham Central zżyłem.
Rozstanie z tymi policjantami zaboli mnie zapewne aż za bardzo.
Ech, nie chce mi się powtarzać po raz trzeci. A przecież ta seria poniżej pewnego poziomu nie schodzi i aż się prosi, żeby po prostu skopiować opinię użytą przy tomie pierwszym lub drugim. Także same pochwały, kapitalnie rozpisane postaci, mnóstwo realizmu, niemal pedantyczna szczegółowość, logika, bardzo zręcznie napisane dialogi, delikatny, niewymuszony humor jako broń...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to