-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać192
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2014-03-01
2013-04-02
2013-03-16
2012-12-26
2012-10-21
2012-10-07
2012-08-26
2012-08-25
2012-08-10
2012-08-21
2012-08-05
Za lekturę tej powieści zabierałam się wielokrotnie i za każdym razem rezygnowałam, ze względu na niezrozumiałe z początku nazwy i ogólny brak wiary, że książka może mnie zaintrygować. W końcu - przełamałam się, przebrnęłam przez felerną trzydziestą stronę, do której mniej więcej dochodziłam i zawsze odkładałam książkę na półkę. Tym razem nie, bo... zainteresowała mnie. Polecam więc nie denerwować się faktem, że na samym początku nie wiemy, jaka jest rola Uzdrowicieli, Pocieszycieli i innych postaci z książki. I czytać, nawet bez zrozumienia, bo późniejsza fabuła i spędzające sen z powiek zwroty akcji są w stanie wynagrodzić początkowy misz-masz. Stephenie Meyer "Intruzem" udowodniła, że nie jest autorką jednej bestsellerowej sagi. Książka napisana została z myślą o doroślejszych czytelnikach, nie mniej jednak, nie pozbawiona jest charakterystycznego, wciągającego stylu pisania autorki i wspólnego motywu wszystkich jej powieści - miłości na pozór niemożliwej.
Za lekturę tej powieści zabierałam się wielokrotnie i za każdym razem rezygnowałam, ze względu na niezrozumiałe z początku nazwy i ogólny brak wiary, że książka może mnie zaintrygować. W końcu - przełamałam się, przebrnęłam przez felerną trzydziestą stronę, do której mniej więcej dochodziłam i zawsze odkładałam książkę na półkę. Tym razem nie, bo... zainteresowała mnie....
więcej mniej Pokaż mimo to2012-07-27
2012-07-18
2012-07-14
Ostatnio używam tego sformułowania - "wielokrotnie nie mogłam zmusić się do przeczytania tej książki" - nadzwyczaj często. I po raz kolejny stwierdzam, że zupełnie niesłusznie.
Martyna Wojciechowska inspiruje mnie od dawna. Większość reportaży z jej podróży dookoła świata obejrzałam, nadszedł więc czas na książkę.
I powody do bycia zazdrosnym o jej istotę mnożą się - nadzwyczaj ambitna, odważna, mądra, inteligentna, zwiedziła prawie całą kulę ziemską i jeszcze doskonale pisze i fotografuje - kobieta idealna.
Reportaże z "Kobiety na krańcu świata" są niezwykle poruszające i skłaniające do kontemplacji.
Dlaczego organizatorzy walki Carmen posunęli się do wypuszczenia jej na ring z dwoma dorosłymi mężczyznami i, co gorsza, pewnie uważali to za doskonałą rozrywkę? Dlaczego należy narażać swoje życie na polu minowym, aby wyżywić rodzinę? Dlaczego Wenezuelki nie są w stanie dostrzec piękna, które każda kobieta z osobna posiada, i ryzykują zdrowiem, a nawet życiem, poddając się kolejnym operacjom plastycznym? I wreszcie - dlaczego każda z opisanych w książce postaci, pomimo tego, że nie posiada prawie nic, jest w stanie dać z siebie ile tylko może, dla dobra innych?
Martyna Wojciechowska opisała osiem cudownych historii o ludziach, którzy powinni być dla nas inspiracją w codziennym życiu. Teraz mam nadzieję, że kolejne książki z tej serii okażą się równie ciekawe.
Ostatnio używam tego sformułowania - "wielokrotnie nie mogłam zmusić się do przeczytania tej książki" - nadzwyczaj często. I po raz kolejny stwierdzam, że zupełnie niesłusznie.
więcej Pokaż mimo toMartyna Wojciechowska inspiruje mnie od dawna. Większość reportaży z jej podróży dookoła świata obejrzałam, nadszedł więc czas na książkę.
I powody do bycia zazdrosnym o jej istotę mnożą się -...