-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2018-09-04
2018-08-31
"Kołysanka" trzyma poziom dwóch poprzednich powieści Sarah Dessen, które czytałam. Czyta się przyjemnie. Sympatyczna młodzieżówka i rozrywka na wieczór.
Remy jest dziewczyną, która nie wierzy w miłość i wdaje w się jedynie w przelotne związki. W sumie trudno się dziwić jej postawie - od dziecka była świadkiem kilku nieudanych małżeństw matki, a własnego ojca, muzyka, nigdy nie poznała. Dziewczyna jest bardzo skrupulatna: jasno określiła sobie, jaki powinien być kolejny sezonowy chłopak, jakie posiadać cechy (np. nie może być muzykiem), oraz kiedy powinna nastąpić dana faza przelotnego związku i kiedy go w ogóle zakończyć.
Ale wtedy spotyka roztrzepanego, fajtłapowatego, ale za to pełnego poczucia humoru, optymizmu i wiary w miłość Dextera. Do tego Dexter gra w zespole, a więc jest zaprzeczeniem wszystkiego, o co tak dba Remy. Choć nie chce się do tego przyznać sama przed sobą, coś zaczyna się w niej zmieniać...
"Kołysanka" trzyma poziom dwóch poprzednich powieści Sarah Dessen, które czytałam. Czyta się przyjemnie. Sympatyczna młodzieżówka i rozrywka na wieczór.
Remy jest dziewczyną, która nie wierzy w miłość i wdaje w się jedynie w przelotne związki. W sumie trudno się dziwić jej postawie - od dziecka była świadkiem kilku nieudanych małżeństw matki, a własnego ojca, muzyka, nigdy...
2018-08-27
"Teraz albo nigdy" to druga książka Sarah Dessen, jaką miałam okazję przeczytać. Nie zawiodła mnie, a nawet okazała się lepsza od poprzedniej ("Ktoś taki jak ty").
Macy stara się poradzić sobie ze śmiercią ojca, do którego była bardzo przywiązana. Stara się być idealną córką, uczennicą, dziewczyną. Za wszelką cenę chcę dorównać swojemu idealnemu chłopakowi - niezwykle zorganizowanemu, wręcz pedantycznemu i wypranemu z emocji prymusowi, Jasonowi. Dziewczyna nieustannie stara się wpisać w ten "idealny" schemat, by przypodobać się Jasonowi i matce, z którą jej relacje osłabiły się po śmierci ojca. Dziewczyna czuje jednak, że w końcu musi dać upust swoim emocjom, przeżyć żałobę we właściwy sposób żałobę, a nie ukrywać się ciągle za murem złożonym ze słów "wszystko w porządku". I wtedy poznaje ludzi z cateringu Fortuna - ludzi nietuzinkowych, może nieco dziwacznych. Każdy z nich jest inny, ale wszędzie ich pełno. Dzięki nim Macy zrozumie wreszcie, że tak naprawdę potrzebuje w życiu nieco chaosu, niezaplanowanych, niespodziewanych wydarzeń, by móc zachować równowagę i poradzić sobie z żałobą... Czy jednak zmieni się pod wpływem nowych znajomych czy jednak postanowi nadal dopasowywać się do otoczenia i czyichś oczekiwań?
"Teraz albo nigdy" to druga książka Sarah Dessen, jaką miałam okazję przeczytać. Nie zawiodła mnie, a nawet okazała się lepsza od poprzedniej ("Ktoś taki jak ty").
Macy stara się poradzić sobie ze śmiercią ojca, do którego była bardzo przywiązana. Stara się być idealną córką, uczennicą, dziewczyną. Za wszelką cenę chcę dorównać swojemu idealnemu chłopakowi - niezwykle...
2018-08-21
Ta książka mnie zniszczyła. Jakąś godzinę temu skończyłam czytać i dopiero teraz jestem w stanie wziąć się do napisania opinii, ubrania w słowa tego, co czuję po lekturze.
Daję maksymalną ocenę już za samo poruszenie tematu przemocy w związku. Tym bardziej, że Colleen Hoover zna to z własnego doświadczenia, bo ofiarą takiej przemocy była jej matka.
Postać Ryle'a została skonstruowana tak, by z początku wydawał się bohaterem idealnym, takim, w którym można się zakochać - ambitnym, inteligentnym, przystojnym, wrażliwym. Przed lekturą nie czytałam żadnych opinii o książce, więc nie wiedziałam nawet, co będzie jej tematyką, ale mimo to Ryle i tak od początku jakoś mi się nie podobał. Coś mi w nim nie pasowało...
Po tej lekturze czuję się przygnębiona i wściekła.
Przygnębiona, bo tyle kobiet na świecie doświadcza przemocy w związku, a mimo to z różnych powodów nie są w stanie odejść - wierzą, że partner się zmieni, mimo wszystko nadal go kochają, wymyślają setki wytłumaczeń ich agresji, decydują się zostać ze względu na dzieci, którym chcą zapewnić pełną rodzinę, nie rozumiejąc niestety, że w ten sposób tylko wyrządzają im nieodwracalną krzywdę.
Wściekła, bo większość damskich bokserów nigdy się nie zmieni, zawsze będą się usprawiedliwiać na milion sposobów i będą przekonani, że kolejne już przeprosiny czy kolacja "załatwią sprawę"...
Ta książka mnie zniszczyła. Jakąś godzinę temu skończyłam czytać i dopiero teraz jestem w stanie wziąć się do napisania opinii, ubrania w słowa tego, co czuję po lekturze.
Daję maksymalną ocenę już za samo poruszenie tematu przemocy w związku. Tym bardziej, że Colleen Hoover zna to z własnego doświadczenia, bo ofiarą takiej przemocy była jej matka.
Postać Ryle'a została...
2018-08-18
Naprawdę bardzo ciepła i wartościowa książka o relacjach rodzinnych, prześladowaniu w szkole czy własnej tożsamości. Nie jest to typowe YA, czyli z wątkiem romansu, ale naprawdę dojrzała powieść drogi, podejmująca poważne tematy, ale niepozbawiona też humoru.
Zoe Bird to gniewna, ale bardzo wrażliwa i troskliwa nastolatka, silnie przywiązana do ukochanej babci Grace. Pewnego dnia konflikt z rodzicami i prześladowanie ze strony bogatej i wrednej kuzynki Madi sprawiają, że Zoe postanawia uciec z domu. I w tym momencie można by pomyśleć, że takich historii o nastolatkach na gigancie było już tysiące. Nie tym razem, bo "Powrót do domu" wyłamuje się z tego schematu - Zoe ucieka... wraz z babcią. Dziewczyna nie może znieść myśli, że babcia miałaby spędzić resztę życia w domu spokojnej starości, z dala od ukochanego domu.
Dziewczyna wykazuje się ogromną dojrzałością, bowiem babcia zdradza pierwsze objawy choroby Alzheimera, np. często zapomina, gdzie jest albo to, o czym wcześniej z kimś rozmawiała. Tak więc Zoe musi nie tylko odnaleźć się w wielkim mieście, jakim jest Toronto (gdzie usiłuje znaleźć nigdy wcześniej niespotkanego wujka), ale też stale mieć oko na babcię. Lecz do tego nasza bohaterka ma niezwykły, ale naturalny dar.
Jak zakończy się wielka eskapada Zoe i Grace do Toronto? Czy znajdą wuja Teddy'ego i czy wyobrażenie Zoe o nim jest właściwe?
W powieści ujęła mnie naturalność w opisie rodziców Zoe. Jak dla mnie są zupełnie różni od rodziców nastolatków z innych czytanych przeze mnie powieści. Wprawdzie tak jak oni mają swoje wady, nie rozumieją swojej córki i nie chcą jej uwierzyć, ale dzięki opisowi wydali mi się jacyś tacy... bliżsi rzeczywistości? Nie są idealni, mają swoje problemy, dolegliwości:
"Dywan śmierdzi gorzej niż pachy dyrektora mojej szkoły. Nie wiem, czy od wilgotnego betonu, czy od spoconych stóp taty, który podczas swoich napadów paniki zdejmuje buty."
"Mama nie zwraca na to uwagi, zajęta poprawianiem swojej peruki przed lustrem nad umywalką. Zaczęła mieć objawy alopecji, co oznacza po prostu wypadanie włosów. Ponieważ jest fryzjerką, mój nauczyciel nazwałby to ironią losu. Ja nazywam to karmą."
"No cóż, to nie wina babki, że tata jest taki niezdarny. Załatał dach niedobranymi dachówkami i wysmarował cały smołą. Kiedy malował framugi okien, farba ściekła na ceglane ściany. I twierdzi, że podwórze jest za wielkie, żeby co tydzień kosić i podlewać trawę, więc nic dziwnego, że wygląda koszmarnie."
Naprawdę bardzo ciepła i wartościowa książka o relacjach rodzinnych, prześladowaniu w szkole czy własnej tożsamości. Nie jest to typowe YA, czyli z wątkiem romansu, ale naprawdę dojrzała powieść drogi, podejmująca poważne tematy, ale niepozbawiona też humoru.
Zoe Bird to gniewna, ale bardzo wrażliwa i troskliwa nastolatka, silnie przywiązana do ukochanej babci Grace....
2018-08-15
Gdy otrzymałam tę książkę, nastawiałam się na średniaka, może nawet gorzej. Na szczęście okazała się dobra. Nie jakoś wybitnie porywająca, ale dobra, wciągająca.
Młoda dziennikarka Sophie Fortune znika. Ze względu na to, że dziewczyna podejmowała w przeszłości kilka prób samobójczych, policja szybko zamyka śledztwo: na pewno się zabiła, a poza tym przed zniknięciem straciła pracę i mieszkanie. Idealny powód, by ze sobą skończyć...
Tajemnicze zniknięcie córki coraz bardziej zaczyna niepokoić jej ojca, Fortune'a, przez lata nieobecnego w jej życiu, wręcz stroniącego od życia rodzinnego pracoholika. Zaczyna drążyć, odkrywa wstrząsające fakty i postanawia za wszelką cenę sam odnaleźć córkę.
Czy uda mu się uratować Sophie i nadrobić stracone lata?
Gdy otrzymałam tę książkę, nastawiałam się na średniaka, może nawet gorzej. Na szczęście okazała się dobra. Nie jakoś wybitnie porywająca, ale dobra, wciągająca.
Młoda dziennikarka Sophie Fortune znika. Ze względu na to, że dziewczyna podejmowała w przeszłości kilka prób samobójczych, policja szybko zamyka śledztwo: na pewno się zabiła, a poza tym przed zniknięciem...
2018-08-11
Nie ma sensu pisać żadnych streszczeń, gdyż opowieść tę zna chyba każdy, jako że jest jedną z bardziej znanych w literaturze historii miłosnych. A poza tym jest lekturą szkolną.
Język opowieści stylizowany jest na archaiczny, średniowieczny (Joseph Bédier nie napisał "Dziejów Tristana i Izoldy", on tę historię jedynie odtworzył!), co może nieco utrudnić odbiór - ja miejscami musiałam czytać dany fragment dwa razy, ze względu na archaizmy czy składnię. Ale i tak jest to przepiękna historia...
Przeszkadza mi jedynie ten napój miłosny. Wiem, że rzecz dzieje się w średniowieczu, że opowieść pełna jest fantastycznych wydarzeń i stworzeń, ale i tak... Miłość Tristana i Izoldy została niejako sztucznie "wywołana". Gdyby nie eliksir, prawdopodobnie nigdy by się w sobie nie zakochali. A przynajmniej nie byłaby to miłość wzajemna, bo czy Izolda już na samym początku - jeszcze przed wypiciem eliksiru - nie była niepocieszona faktem, że Tristan sam nie chce jej pojąć za żonę w nagrodę za zabicie smoka, a oddaje ją królowi Markowi...?
Tak czy inaczej, uczucie tytułowych bohaterów wyrządziło wiele szkody... Królowi Markowi, Izoldzie o Białych Dłoniach... Jak ta kobieta musiała się czuć? Mąż nie chciał jej tknąć, aż w końcu dowiedziała się, że całe życie darzył uczuciem inną... A Kaherdyn? Rozumiem, że zaprzyjaźnił się z Tristanem i traktował go jak brata, ale czy nie było mu żal rodzonej siostry, która tak naprawdę wcale nie była kochana przez męża?
I jeszcze ten naiwny król Marek: "Ojej, między Tristanem a Izoldą leży miecz! Co z tego, że się przytulają - skoro leży miecz, to na pewno do niczego więcej nie doszło!". Okej, może akurat w ich przypadku rzeczywiście do niczego nie doszło, przecież to bohaterowie idealni, niemal bez skazy, a narrator cały czas się nad nimi roztkliwia... Ale gdyby tak każdy wierzył w takie głupoty... No cóż, toż to "średniowiecze"...
Nie ma sensu pisać żadnych streszczeń, gdyż opowieść tę zna chyba każdy, jako że jest jedną z bardziej znanych w literaturze historii miłosnych. A poza tym jest lekturą szkolną.
Język opowieści stylizowany jest na archaiczny, średniowieczny (Joseph Bédier nie napisał "Dziejów Tristana i Izoldy", on tę historię jedynie odtworzył!), co może nieco utrudnić odbiór - ja...
2018-07-28
Zwykle omijam opowiadania szerokim łukiem, bo nie bardzo je lubię - wolę powieści. Jednak dla tych opowiadań postanowiłam zrobić wyjątek, jako że czytam po kolei wszystkie tomy "Muminków".
Jestem mile zaskoczona. Są to opowiadania dla dzieci (ale czy tylko?), lecz bynajmniej nie naiwne. Każde jest inne: niesie ze sobą morał, możemy coś z niego wynieść.
Rozbawiło mnie ostatnie opowiadanie, w którym Muminki stykają się z czymś dla nich zupełnie nowym - podobnie jak Muminek w "Zimie Muminków". Jako że zapadają w sen zimowy, nieznane ponownie związane jest z zimą. Tym razem chodzi o wigilię, którą Muminki rozumieją nieco na opak, a w ferworze przygotowań nikt z mieszkańców Doliny nie ma czasu im dokładnie wytłumaczyć, o co chodzi. ;)
Zwykle omijam opowiadania szerokim łukiem, bo nie bardzo je lubię - wolę powieści. Jednak dla tych opowiadań postanowiłam zrobić wyjątek, jako że czytam po kolei wszystkie tomy "Muminków".
Jestem mile zaskoczona. Są to opowiadania dla dzieci (ale czy tylko?), lecz bynajmniej nie naiwne. Każde jest inne: niesie ze sobą morał, możemy coś z niego wynieść.
Rozbawiło mnie...
2018-08-08
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Marii Nurowskiej. Bardzo dobra powieść obyczajowa z drugą wojną światową i romansem w tle.
Mimo że książka mocno zagłębia się w sferę kobiecej psychiki, nie jest ona trudna w odbiorze - o dziwo czyta się ją bardzo szybko, wręcz "połyka".
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Marii Nurowskiej. Bardzo dobra powieść obyczajowa z drugą wojną światową i romansem w tle.
Mimo że książka mocno zagłębia się w sferę kobiecej psychiki, nie jest ona trudna w odbiorze - o dziwo czyta się ją bardzo szybko, wręcz "połyka".
2018-08-02
To już ostatnie spotkanie z Muminkami. Choć właściwie nie do końca, bo w tym tomie... nie ma Muminków! Są tylko ich znajomi i przyjaciele - Włóczykij, Homek Toft, Paszczak, Filifionka i Mimbla - bowiem "Dolina Muminków w listopadzie" rozgrywa się w czasie, gdy Muminki przebywają na wyspie z latarnią morską.
Ich jesienni goście przybywają do Doliny z różnych powodów. Pod nieobecność gospodarzy zajmują się domem i snują na ich temat własne wyobrażenia.
Ta książka jest smutna. W jakiś sposób tak samo smutna i melancholijna jak cały listopad, jak jesień.
To już ostatnie spotkanie z Muminkami. Choć właściwie nie do końca, bo w tym tomie... nie ma Muminków! Są tylko ich znajomi i przyjaciele - Włóczykij, Homek Toft, Paszczak, Filifionka i Mimbla - bowiem "Dolina Muminków w listopadzie" rozgrywa się w czasie, gdy Muminki przebywają na wyspie z latarnią morską.
Ich jesienni goście przybywają do Doliny z różnych powodów. Pod...
2018-08-01
Za mną najgrubszy tom "Muminków".
Naprawdę, naprawdę wielki plus za to, że było tu tyle Buki! Wreszcie ktoś jej pomógł - być może nieświadomie, ale pewnie po raz pierwszy w życiu poczuła się szczęśliwa... Doskonale ją rozumiem i zawsze jej współczuję, że wszyscy przed nią uciekają, boją się jej i są do niej wrogo nastawieni.
Drugi plus za cynizm, złośliwość i bezpośredniość (wręcz obcesowość) Małej Mi. Za to ją właśnie uwielbiam. :)
W tym tomie od samego początku była złośliwa wobec dość osobliwego rybaka. Mi sugerowała rodzinie Muminków, że to dziwak i wariat, który pewnie żywi się tylko wodorostami i trawą morską. Dlatego na końcu aż zakrztusiłam się ze śmiechu, gdy ten idealnie ją zripostował (zapewne nieświadomie):
"- Spróbuj trochę wodorostów - zaproponowała mała Mi, podając mu jeden z prezentów, zapakowany w czerwone liście.
- Możesz je sama zjeść - odparł grzecznie rybak, a cała rodzina wybuchnęła śmiechem. Rozbawiło ich, że tak trafnie odpowiedział."
Cudowny pocisk <3 ;D
Za mną najgrubszy tom "Muminków".
Naprawdę, naprawdę wielki plus za to, że było tu tyle Buki! Wreszcie ktoś jej pomógł - być może nieświadomie, ale pewnie po raz pierwszy w życiu poczuła się szczęśliwa... Doskonale ją rozumiem i zawsze jej współczuję, że wszyscy przed nią uciekają, boją się jej i są do niej wrogo nastawieni.
Drugi plus za cynizm, złośliwość i...
2018-07-26
Idealna lektura na tak upalny dzień jak dziś. Od razu robi się chłodniej i przyjemniej. Jak dotąd to chyba najlepszy i najciekawszy tom "Muminków" - być może dlatego, że sama uwielbiam zimę. :)
Trwa zima. Muminek (i Mała Mi) niespodziewanie budzi się w samym środku zimy i staje się pierwszym Muminkiem, który zobaczył śnieg, zorzę polarną, zjeżdżał na nartach, skakał po lodzie, przeżył burzę śnieżną, zobaczył Lodową Panią oraz inne tajemnicze zimowe postaci i dziwy. A ponadto musi wejść w rolę pana domu: zająć się gośćmi, dbać o domostwo itp.
A poza tym w tym tomie pojawia się Lodowa Pani - moim zdaniem postać o wiele bardziej przerażająca niż niesławna Buka (która jest po prostu samotna i smutna). Ale mój odbiór obu postaci wynika być może z anime, w którym postać Lodowej Pani była po prostu koszmarna, niczym z najgorszego horroru (zaraz po niej przyczyną moich koszmarów była babcia Alicji). Z kolei w książce jej opis jest niezwykle ubogi - jest "biała jak stearyna".
Są też inne nowe postaci, a wśród nich wrażliwa i dobroduszna Too-tiki, która w jakiś sposób przypominała mi nieobecnego tu Włóczykija, choć jest zupełnie inna; oraz Paszczak-narciarz, tak odmienny od poprzednich przedstawicieli tego gatunku - podczas gdy oni to zwykle okropne sztywniaki, ten paszczak to towarzyski luzak, który chętnie rozmawia z innymi i próbuje ich zarazić swoją pasją. ;)
No i nie ma Migotki, bo ona na szczęście się nie budzi! Hura!!! ;D
~~~
"- To piosenka o mnie samej - odpowiedział ktoś z dołka. - Piosenka o Too-tiki, która zbudowała sobie latarnię ze śniegu, ale refren dotyczy spraw zupełnie innych.
- Rozumiem - powiedział Muminek i usiadł na śniegu.
- Nie rozumiesz - odpowiedziała Too-tiki, wychylając się z dołka na tyle, że widać było jej kaftanik w biało-czerwone pasy. - Bo w refrenie mowa jest właśnie o rzeczach, których się nie rozumie. W tej chwili myślałam o zorzy polarnej. Nie wiadomo, czy ona jest naprawdę, czy tylko ją widać. Wszystko jest bardzo niepewne i to właśnie mnie uspokaja.
Powiedziawszy to, Too-tiki położyła się na śniegu i znów zaczęła patrzeć w niebo, które przez ten czas zrobiło się zupełnie czarne.
Muminek podniósł pyszczek i zobaczył zorzę polarną, której żaden Muminek przed nim nie oglądał. Była biała i niebieska, i trochę zielona i układała niebo w długie, zwiewne firanki.
- Myślę, że jest - powiedział."
"- Opowiedz o śniegu - powiedział Muminek, siadając w wyblakłym od słońca krześle ogrodowym Tatusia. - Nie rozumiem tego.
- Ja też nie - odpowiedziała Too-tiki. - Myśli się, że jest zimny, ale gdy wybuduje się z niego domek, jest w nim ciepło. Wydaje się biały, ale czasem robi się różowy, a czasem niebieski. Może być najmiększy ze wszystkiego i może być twardszy od kamienia. Nie ma nic pewnego."
"- Gdzie twoje myszki nauczyły się latać? - zapytał Muminek.
- Hm - powiedziała Too-tiki. - Nie należy każdego o wszystko wypytywać. Może chcą zachować swoją tajemnicę dla siebie. Nie kłopocz się o nie ani też o śnieg."
Idealna lektura na tak upalny dzień jak dziś. Od razu robi się chłodniej i przyjemniej. Jak dotąd to chyba najlepszy i najciekawszy tom "Muminków" - być może dlatego, że sama uwielbiam zimę. :)
Trwa zima. Muminek (i Mała Mi) niespodziewanie budzi się w samym środku zimy i staje się pierwszym Muminkiem, który zobaczył śnieg, zorzę polarną, zjeżdżał na nartach, skakał po...
2018-07-17
Do Muminków zawitało lato, a wraz z nim straszliwa powódź, która pozbawiła wszystkich mieszkańców Doliny dachu nad głową. U nas też jest lato i w tej chwili leje tak, jakby ktoś odkręcił na całą parę kran, ale na szczęście powodzi nie ma. Mimo że u Muminków wszystko dzieje się w okolicach nocy świętojańskiej, a ja czytam tę książkę w połowie lipca, lektura i tak jest idealna, bo wciąż są wakacje i lato - wprawdzie deszczowe, ale tak jest nawet jeszcze lepiej.
Pozbawione dachu nad głową Muminki znajdują sobie nowy, bardzo osobliwy dom - nie ma on jednej ściany, w podłodze jest dziura i jakieś dziwne pomieszczenie, w suficie obrazy, a do tego wiszą jakieś dziwne zasłony, a poprzedni mieszkańcy domu mieli pełno rupieci - od niezliczonych sukien, przez peruki i woskowe owoce po najróżniejsze dziwne przedmioty.
Jak się wkrótce okaże, nowy dom Muminków to teatr - coś, o czym nigdy wcześniej nie słyszały. Potem jednak, z pewną pomocą, zaczną go pojmować na swój własny, osobliwy sposób i bardzo będą się palić, by wystąpić w sztuce... Czy jej stworzenie okaże się tak proste, jak mogłoby się wydawać?
Do Muminków zawitało lato, a wraz z nim straszliwa powódź, która pozbawiła wszystkich mieszkańców Doliny dachu nad głową. U nas też jest lato i w tej chwili leje tak, jakby ktoś odkręcił na całą parę kran, ale na szczęście powodzi nie ma. Mimo że u Muminków wszystko dzieje się w okolicach nocy świętojańskiej, a ja czytam tę książkę w połowie lipca, lektura i tak jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-11
Klimatyczne i przyjemne opowiadanie, ale gdy zasiadałam do lektury, zupełnie nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Horroru? Thrillera? Czegoś innego?
"Laurie" to w dużej mierze przyjemne opowiadanie o przyjaźni rodzącej się pomiędzy człowiekiem a psem - początkowo niechcianym, uważanym jedynie za gościa. Thrillerem jest tu tylko kulminacyjne wydarzenie. Zakończenie było jak dla mnie niestety nieco nijakie; nie wbiło mnie w fotel.
Klimatyczne i przyjemne opowiadanie, ale gdy zasiadałam do lektury, zupełnie nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Horroru? Thrillera? Czegoś innego?
"Laurie" to w dużej mierze przyjemne opowiadanie o przyjaźni rodzącej się pomiędzy człowiekiem a psem - początkowo niechcianym, uważanym jedynie za gościa. Thrillerem jest tu tylko kulminacyjne wydarzenie. Zakończenie było...
2018-07-10
Kolejne spotkanie z Muminkami. Tym razem Tatuś Muminka wspomina swoją burzliwą młodość oraz spotkanie z Fredriksonem, Jokiem (ojcem Włóczykija), Wiercipiętkiem (ojcem Ryjka) i Mamą Muminka. Poznajemy także matki Włóczykija i Ryjka, Mimblę i Grokę, oraz dwie córki tej pierwszej, w tym Małą Mi.
Tatuś Muminka zdecydowanie koloryzuje pewne fakty, a inne pomija. Pozostaje moim drugim najmniej lubianym bohaterem (po Migotce), bo jest nieco nadęty i przekonany o własnej niezwykłości.
Kolejne spotkanie z Muminkami. Tym razem Tatuś Muminka wspomina swoją burzliwą młodość oraz spotkanie z Fredriksonem, Jokiem (ojcem Włóczykija), Wiercipiętkiem (ojcem Ryjka) i Mamą Muminka. Poznajemy także matki Włóczykija i Ryjka, Mimblę i Grokę, oraz dwie córki tej pierwszej, w tym Małą Mi.
Tatuś Muminka zdecydowanie koloryzuje pewne fakty, a inne pomija. Pozostaje moim...
2018-07-03
Powrót do Muminków po kilku miesiącach przerwy. :)
Ten tom wspominać ciepło będzie każdy, kto oglądał kiedyś anime, bo wiele przygód z książki wykorzystano w kreskówce: o Czarodziejskim Kapeluszu, obłoczkach, Muminku-potworze, wyprawie na wyspę Hatifnatów i znalezionych tam skarbach, o dżungli, Topiku i Topci oraz o Czarnoksiężniku. :)
Szkoda, że nie ma tu jeszcze Małej Mi... Muminka nadal niespecjalnie lubię. ;D A o Migotce to już w ogóle szkoda gadać, tak działa na nerwy. ;)
Powrót do Muminków po kilku miesiącach przerwy. :)
Ten tom wspominać ciepło będzie każdy, kto oglądał kiedyś anime, bo wiele przygód z książki wykorzystano w kreskówce: o Czarodziejskim Kapeluszu, obłoczkach, Muminku-potworze, wyprawie na wyspę Hatifnatów i znalezionych tam skarbach, o dżungli, Topiku i Topci oraz o Czarnoksiężniku. :)
Szkoda, że nie ma tu jeszcze Małej...
2018-06-25
Książkę z pewnych względów czytam po raz drugi, a do tego planuję jeszcze zaliczyć oryginał. :)
Na początku chciałabym coś zaznaczyć - ktoś napisał w swojej opinii, że Skaut (w tłumaczeniu Zofii Kierszys Smyk), narratorka powieści, to ośmioletnia dziewczynka, którą autorka przedstawiła tak, jakby miała lat 30... Nie zgodzę się. Moim zdaniem oczywiste jest, że Skaut opowiada o tych wydarzeniach z perspektywy czasu, może już właśnie jako dorosła kobieta, i stąd ten język tak niepasujący do małej dziewczynki. :)
Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Pierwsza część książki to po prostu zwyczajny opis codziennego życia dzieci z miasteczka w Alabamie z lat 30.: zmagania za szkołą, wakacje, obserwowanie tajemniczego sąsiada... Ale jest też coś więcej... :)
Z kolei druga część to zupełnie co innego - kilka rozdziałów toczy się na sali sądowej, potem nasi bohaterowie zmagają się z konsekwencjami wyroku, uprzedzeniami i zacofaniem niektórych mieszkańców.
Książkę z pewnych względów czytam po raz drugi, a do tego planuję jeszcze zaliczyć oryginał. :)
Na początku chciałabym coś zaznaczyć - ktoś napisał w swojej opinii, że Skaut (w tłumaczeniu Zofii Kierszys Smyk), narratorka powieści, to ośmioletnia dziewczynka, którą autorka przedstawiła tak, jakby miała lat 30... Nie zgodzę się. Moim zdaniem oczywiste jest, że Skaut...
2018-06-20
Wszystko miało zacząć się wyjaśniać - bo to w końcu już przedostatni tom i przedostatnia pułapka - a tymczasem jeszcze bardziej się zagmatwało.
Pojawiają się (i znikają) nowe postaci, pojawia się też większość postaci szlachetnych, stosunkowo szlachetnych i niecnych łotrów znanych nam z poprzednich tomów: pan Poe, Sędzia Strauss, Ser i Charles, Wicedyrektor Neron, pani Bass i pan Remora, Jeremi Szpetny, pan Lesko, pani Jutrzejsza i Geraldine Julienne, Hal, Hugo, Colette i Kevin, a także mężczyzna z brodą, ale bez włosów oraz kobieta z włosami, ale bez brody, nie wspominając już o Esmeraldzie Szpetnej i Karmelicie Plujko. A jaki właściwie lost spotkał trojaczki Bagienne i Hektora oraz Fionę, Hakorękiego, ich ojczym i Phila, pozostaje na razie tajemnicą...
W sumie na końcu nie wiadomo też, co stało się z pozostałymi wymienionymi osobami, które z oczami zawiązanymi niczym do ciuciubabki, błąkały się po Hotelu Ostateczność...
Książkę czytało mi się bardzo szybko, chyba nawet szybciej niż pozostałe tomy - sama nie wiem, kiedy dotarłam do końca. A zakończenie jest zaskakujące...
Wszystko miało zacząć się wyjaśniać - bo to w końcu już przedostatni tom i przedostatnia pułapka - a tymczasem jeszcze bardziej się zagmatwało.
Pojawiają się (i znikają) nowe postaci, pojawia się też większość postaci szlachetnych, stosunkowo szlachetnych i niecnych łotrów znanych nam z poprzednich tomów: pan Poe, Sędzia Strauss, Ser i Charles, Wicedyrektor Neron, pani...
Opinia będzie chaotyczna, bo nie wiem, jak zebrać myśli (i rzeczywiście, kiedy skończyłam pisać opinię, okazało się, że ubranie myśli w słowa zajęło mi godzinę). Być może kogoś obrażę, ale mam to gdzieś. Czuję, że dawno nie pisałam aż tak szczerej opinii (choć zawsze takie piszę), a przede wszystkim tak zjadliwej.
Zastanawiam się, co kieruje wydawnictwami przy wyborze książek i autorów, jakim dadzą szansę. Niektórzy mają talent, a mimo to piszą od wydawnictwa do wydawnictwa i nikt (albo prawie nikt) nie jest zainteresowany. Tak było w przypadku mojej koleżanki, której na szczęście w końcu udało się wydać książkę, a debiut przyjęto bardzo ciepło. Może chodzi o zapłatę? Popularność na instagramie i innych mediach społecznościowych? A może o pewne "niestandardowe" metody przekupstwa? Nie mam pojęcia.
"365 dni" to książka promowana niemal tak silnie jak niegdyś "Dziewczyna z pociągu". Nachalnie promowana na instagramie przez pierwszoligowe celebrytki z Dodą i Natalią Siwiec na czele, z którymi pani Blanka Lipińska rzekomo się przyjaźni (hehe, instagramowe przyjaźnie w świecie celebrytów XD) i które rzekomo przeczytały książkę i wychwalają ją pod niebiosa... Hmmm... Moim zdaniem zwykła reklama, by wpatrzone jak w obrazek obserwatorki obu pań (a mają ich niemało) sięgnęły po "365 dni".
Okej, przyznaję, ja sama też obie te panie obserwuję - pierwszą dlatego, że nawet lubię jej charakterek, a drugą z ciekawości, bo nie rozumiem jej fenomenu. Ale to nie one zachęciły mnie do sięgnięcia po tę pozycję, a raczej czytelnicy LC, głównie ci, których obserwuję. Opinie większości z nich nie są niestety pozytywne, ale postanowiłam przekonać się sama, czy książka pani Lipińskiej jest rzeczywiście tak beznadziejna. Bo przecież 1. miejsce w top książkach na LC o niczym nie świadczy - to tylko skutek marketingu, który pokazuje, ile osób w ogóle skusiło się, by sięgnąć po "365 dni", a nie wybitnie wysoka średnia ocen.
Jestem zmuszona zgodzić się z negatywnymi opiniami. A miało być tak pięknie... Nie jeśli chodzi o tę książkę, ale o te, które w tym roku przeczytałam. W zasadzie wszystkie były dobre, poza przeczytanym gdzieś tam na początku roku harlequinem, i nagle postanowiłam wyrobić sobie opinię o "365 dniach"...
Na początek blurb na okładce: "Ojciec chrzestny i Pięćdziesiąt twarzy Greya w jednym"... No naprawdę? Są setki książek z wątkami mafijnymi, ale to jeszcze nie oznacza, że można je porównywać z "Ojcem chrzestnym"! Rozumiem, że to chodliwy temat i wabik na czytelników (te wszystkie książki Masy czy filmy Patryka Vegi), no ale jednak. No i żeby było bardziej światowo, bardziej z klasą, trzeba było sięgnąć nie po jakąś tam polską mafię, tylko od razu po tę sycylijską. Ale mafia jest w książce tylko tłem - biegają faceci z bronią, jacyś ochroniarze w SUV-ach i ktoś gdzieś tam kogoś zabije. Ale to wcale nie znaczy, że można się już reklamować na "Ojcu chrzestnym"! A Grey? Może. Bo jest to z pewnością stuprocentowy erotyk, gdzie mamy władzę, uległość i zabójczo przystojnego bogacza, który dostaje wszystko, czego chce. No i pan z okładki nawet trochę przypomina Jamiego Dornana.
Ja rozumiem, że Massimo ma kasę, jest bossem mafijnym i może wszystko, ale jego stosunek do kobiet jest poniżej wszelkiej krytyki. Już na samym początku ta scena ze stewardessą. Rozumiem, że ona sama robiła do niego maślane oczy i miała za przeproszeniem kisiel w majtkach, ale on ją zwyczajnie zgwałcił! Wykorzystał jak przedmiot i zostawił. Zresztą podobnie traktuje nieraz Laurę, naszą główną bohaterkę, którą rzekomo kocha nad życie i chroni przed niebezpieczeństwami. Co z tego, że daje jej wszystko, obrzuca ją kosztownymi prezentami, a w całej willi wiszą jej portrety, skoro traktuje ją jak zwykłą dziwkę? Wszystko musi być tak jak wielki don Massimo chce i kiedy sobie zażyczy.
A Laura? Niby taka niezależna, a daje się traktować jak szmata. Na widok ciucha od Chanel czy Prady od razu świecą się jej oczka i zdaje się o wszystkim zapominać. To jest zupełnie nieprawdopodobne, że już w zasadzie po kilku czy kilkunastu dniach zakochała się w swoim porywaczu. Moim zdaniem zwyczajnie spodobała jej się perspektywa tych wszystkich szmatek od projektantów i życia w luksusie. Kto normalny już po paru dniach od porwania tak ochoczo przymierza markowe ciuchy i ślini się do swojego porywacza? Normalna osoba mimo wszystko starałaby się jakoś wydostać, nie dawałaby za wygraną, a tutaj to chyba wystąpił jakiś przyspieszony syndrom sztokholmski, bo nie mam innego pomysłu, jak to wytłumaczyć. I w ogóle jak groteskowo brzmią teksty w stylu: "Jesteś moim oprawcą, ale zakochałam się w tobie". Oczywiście nie jest to dosłowny cytat, ale jak dla mnie mają właśnie taki wydźwięk. XD Ale nie dokończyłam o Laurze - normalna osoba w jej sytuacji raczej nie zwróciłaby uwagi, czy każą jej włożyć sukienkę Gucci, Srucci czy z lumpeksu, ale Laura to materialistka. Jeszcze przed porwaniem i we fragmentach, gdy wspomina swoje dawne życie, wyłania się taki obraz. I chyba z kilka razy przez całą ksiażę powtarza, że zakłada swoje ukochane trampki od Isabel Marant <tak, wiemy, już to mówiłaś>, tym razem jej własne, a nie prezent od Massima.
Zresztą w tej książce nie ma ani jednej postaci, która wzbudziłaby moją sympatię (podobnie zresztą było we wspomnianej wcześniej "Dziewczynie z pociągu"). Olga to kolejna materialistka, zwyczajna dziwka, która w zamian za seks dostaje od facetów kosztowne rzeczy. W ogóle się nie szanuje, dlatego śmiać mi się chciało, gdy w pewnym momencie mówi (a może to była Laura? Zresztą nieważne), że obie z Laurą zawsze marzyły o byciu żonami i matkami. XD Brat Laury to z kolei niewyżyty podrywacz, który kobiety traktuje w zasadzie podobnie do Massima. A matka to zwyczajna snobka: "To ja pokazałam ci, czym jest moda". Ojej, znalazła się wyrocznia stylu.
W ogóle z tej powieści wyłania się snobizm. Wszyscy bez wyjątku są tu idealni, liczy się dla nich tylko życie w luksusie, markowe łachy od projektantów, prestiż, władza i bogactwo, a co poniektórzy są jacyś niewyżyci seksualnie. Nawet to wesele kuzynki - ja bym tam nie wytrzymała. Tak a propos, co autorzy książek czy reżyserzy mają z tym sadzaniem gości weselnych na określonych miejscach? Bywałam na różnych weselach, ale nikt nigdy nie miał z góry przypisanego miejsca i każdy siadał tam, gdzie chciał i z kim chciał. Nikt też nie przejmował się tym, że nie umie profesjonalnie tańczyć, nawet para młoda. A tu? Zapewne dziesiątki opłaconych lekcji, byle tylko pierwszy taniec był idealny.
Wszystko tu jest idealne do przesady i nie ma zupełnie miejsca na normalność. Polecam pani Lipińskiej mocno wziąć sobie do serca niepochlebne opinie i wziąć je pod uwagę przy pisaniu kontynuacji, ale obawiam się, że może być za późno, bo z tego, co mówiła parę dni temu w relacji na Instagramie, wynika, że spieszy się, by dla swoich fanek wydać drugą część najszybciej, jak to możliwe. A najlepiej radzę po prostu nie pisać już książek i wrócić do wypinania swojego niesamowicie naturalnego ciała na Instagramie. ;)
A czy książka jest "obrzydliwie romantyczna"...? Nie, nie jest, jest najwyżej obrzydliwa albo obrzydliwie nieromantyczna, no ale może się mylę - w końcu każdy może mieć inne pojęcie romantyczności. W każdym razie ja tu nic romantycznego nie widzę, najwyżej pożądanie, władzę, niewyżycie seksualne i traktowanie kobiet jak swojej własności.
No i niski zasób słownictwa. Choćby to, że nieustannie pojawia się "lodowate spojrzenie" Massima niczym pewne dobrze znane i równie często powtarzające się frazy z trylogii Greya. Zresztą odnoszę wrażenie, że on sam jest nazywany na przemian Massimem (ewentualnie z "don" na początku) albo Czarnym, podobnie jak Domenico to zawsze "Domenico" albo "młody Włoch". Ach tak, w drugiej części będzie go jeszcze można nazywać "szwagrem" lub "bratem Massima", bo przecież Laura już wie, kim on jest dla nich obojga. ;)
Czy książka ma jakieś plusy? Tak! Zdecydowanie szybko się ją czyta, a potem można użyć jako rozpałki, jako że nastał wrzesień i wieczory robią się coraz chłodniejsze. ;)
Opinia będzie chaotyczna, bo nie wiem, jak zebrać myśli (i rzeczywiście, kiedy skończyłam pisać opinię, okazało się, że ubranie myśli w słowa zajęło mi godzinę). Być może kogoś obrażę, ale mam to gdzieś. Czuję, że dawno nie pisałam aż tak szczerej opinii (choć zawsze takie piszę), a przede wszystkim tak zjadliwej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZastanawiam się, co kieruje wydawnictwami przy wyborze...