-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2014-04-23
2024-02-27
2024-01-25
2014-03-14
"Inicjacje i natura"
Lektura „Wielkiego Lasu” była dla mnie miłą odskocznią od o wiele cięższych i bardziej skomplikowanych tekstów Williama Faulknera – jednego z najbardziej przeze mnie cenionych pisarzy w ogóle. „Wielki las” to świetnie skrojony artystycznie pomysł; w dużym skrócie można go określić jako zbiór opowiadań-powieść (brzmi niemal jak nowy gatunek literacki). Na całość utworu składają się cztery opowiadania: „Niedźwiedź” (najważniejsze), „Dawni ludzie”, „Polowanie na niedźwiedzia” oraz „Poranny pościg”. Spajającą je klamrą są bohaterowie, zwłaszcza postać tego najważniejszego, Ike’a, który na naszych oczach z dziecka staje się mężczyzną oraz puszcza, przedstawiona przez Faulknera jako żywy organizm, symbol wieczności i majestatu. Ukazanie natury w opozycji do ludzkiej cywilizacji ma swoje zakorzenienie w doświadczeniu samego autora - przecież żył on w czasach, gdy początkowo plantacje, następnie miasteczka i miasta zaczęły wkraczać na teren niegdyś przyporządkowany tylko i wyłącznie przyrodzie. Uosobieniem dysonansu cywilizacja : natura jest przede wszystkim niedźwiedź, Stary Ben – niemal mityczne stworzenie, będące celem odwiecznej rywalizacji myśliwych, trofeum, mogłoby się wydawać, nie do zdobycia. Dla mnie jego ostateczna śmierć z ręki lekko upośledzonego Boona unaocznia siłę (niszczycielską) ludzkiej cywilizacji potrafiącej przyporządkować sobie najdziksze, najbardziej nawet dziewicze obszary ziemi, siejąc tam spustoszenie i zmieniając jej strukturę.
Oprócz wymowy niezwykle uniwersalnej, „Wielki las” to także hołd złożony cudownej relacji Ike’a z pól-Murzynem, pół-Indianinem, Samem Fathersem. To dzięki staruszkowi Ike staje się czuły na piękno i potęgę przyrody, to jemu zawdzięcza swoistą inicjację, dzięki której staje się dorosłym mężczyzną. Śmierć Sama, która była skutkiem obławy na Starego Bena, kończy magiczny rozdział w życiu grupki myśliwych przedstawionych w opowiadaniach. Podobnie jak śmierć półbaśniowego niedźwiedzia, tak odejście Fathersa determinuje całościową wymowę utworu – podkreśla współzależność człowieka i przyrody (zabicie potężnego, starego, umykającego tyle lat myśliwym niedźwiedzia pociągnęło przecież za sobą śmierć „wodza” i nauczyciela, Sama Fathersa).
Cechą charakterystyczną „Wielkiego lasu” jest także obecność często wyzyskiwanych przez Faulknera motywów i tematów. Miejscem akcji jest przede wszystkim amerykańska puszcza, jednak bohaterowie nierzadko wspominają miasto Jefferson – serce fikcyjnego, stworzonego przez Faulknera na potrzeby literackie hrabstwa Yoknapatawpha. Zdolni myśliwi to nie tylko Ike i Sam Fathers, ale także znani z innych utworów noblisty bohaterowie: generał Compson („Absalomie, Absalomie…”), major De Spain (opowiadanie „Barn Burning”), czy McCaslin („Zstąp, Mojżeszu”). Kwestia murzyńska, tak bliska Faulknerowi jako orędownikowi zniesienia segregacji rasowej, znalazła swój wyraz także i tutaj. Nieliczni czarni wśród najważniejszych postaci „Wielkiego lasu” zostali przedstawieni w widocznej opozycji do białych, jako ufni własnej tożsamości, świadomi swojej odrębności, a przez to dumni i mądrzy, mądrzy wiedzą plemienną, nadnaturalną niemal.
Na podkreślenie zasługuje także piękno formalne ocenianego przeze mnie utworu. Nie mamy w narracji tak charakterystycznego dla twórczości Williama Faulknera strumienia świadomości, przeważa natomiast piękny, bogaty, niemal poetycki język. Choć autor buduje zdania długie, wielokrotnie złożone, wymagające niesamowitej uwagi, „Wielki las” czyta się niemal „śpiewnie” (brakuje mi nawet określenia na to). Cudowny dobór słownictwa, wspaniała metaforyka sprawiają, że czytelnik ma wrażenie współuczestnictwa w historii. Ogromne walory estetyczne na poziomie języka znajdują swój wyraz w prozie poetyckiej poprzedzającej każde z zamieszczonych w tomie opowiadań. Te kunsztowne mini-opowiadania/fragmenty prozatorskie idealnie wpasowują się w podjętą tematykę, podkreślając i dopełniając ideę przewodnią utworu - lasu jako pramatki ludzkości.
Wydaje mi się, że nie każdemu przypadnie do gustu powieść w formie opowiadań. Nie ukrywajmy, że William Faulkner jest autorem trudnym w odbiorze, bez pewnego przygotowania teoretycznego i wyczucia estetycznego ciężko jest przebrnąć zwłaszcza przez jego powieści. „Wielki las” nie stanowi takiego wyzwania intelektualnego, jak na przykład „Wściekłość i wrzask”, jednak nie stanowi to o jego przeciętności. Myślę, że historie zawarte w tomie spodobają się zwłaszcza panom – polowania, dzikie ostępy, surowość traperskiego życia, zapach prochu. Mnie zachwycił przede wszystkim przepiękny język, znak rozpoznawczy prozy Faulknera, największa ozdoba jego stylu. Ponadto urzekła mnie historia przyjaźni Sama i Ike’a, wpisująca ich relację w najznamienitsze tradycje „mistrza i ucznia”.
Podsumowując: 3 gwiazdki za fabułę i 4 za językowe rzemiosło.
"Inicjacje i natura"
Lektura „Wielkiego Lasu” była dla mnie miłą odskocznią od o wiele cięższych i bardziej skomplikowanych tekstów Williama Faulknera – jednego z najbardziej przeze mnie cenionych pisarzy w ogóle. „Wielki las” to świetnie skrojony artystycznie pomysł; w dużym skrócie można go określić jako zbiór opowiadań-powieść (brzmi niemal jak nowy gatunek literacki)....
2015-10-31
"Groza w Jefferson"
Faulknera dziełko o potrzebie świadomej izolacji i zarazem miłości pozostawia pewien niedosyt z racji krótkiej formy. „Róża dla Emilii” mimo niewielu stron przedstawia wstrząsający portret kobiety ewoluującej na naszych oczach z młodej, utalentowanej kobiety w otyłą, zdziwaczałą staruszkę, będącą pewnym „okazem” w małomiasteczkowej społeczności. „Róża dla Emilii” to także gratka dla wszystkich fanów Faulknera ze względu na rodzaj literackiej konwencji, w którą tragiczne losy Emilii Grierson zostały oprawione. Zwykle noblistę z Missisipi postrzega się jako twórcę nowatorskiego z racji wykorzystywania w swojej prozie technik pisania świadomością; w tym przypadku Faulkner zarzuca ten dość trudny w odbiorze zabieg, by stworzyć fabułę prostą, choć podaną w formie niezwykle atrakcyjnej, bo stworzonej na kształt opowieści grozy. Co interesujące nie sięga on ku elementom charakteryzującym szeroko rozumiany gotyk, kładzie większy nacisk na psychologiczne uwarunkowanie budzących lęk zdarzeń, skupia się na wadliwym, niepokojącym i ekscentrycznym zachowaniu bohaterki. „Róża dla Emilii” zachwyca przede wszystkim oszczędnością stylu połączoną z niesamowitą siłą oddziaływania samej narracji.
"Groza w Jefferson"
Faulknera dziełko o potrzebie świadomej izolacji i zarazem miłości pozostawia pewien niedosyt z racji krótkiej formy. „Róża dla Emilii” mimo niewielu stron przedstawia wstrząsający portret kobiety ewoluującej na naszych oczach z młodej, utalentowanej kobiety w otyłą, zdziwaczałą staruszkę, będącą pewnym „okazem” w małomiasteczkowej społeczności. „Róża...
"Śmierć i tragizm Bundrenów"
„Kiedy umieram” Williama Faulknera to jedna z najbardziej poruszających książek, jakie kiedykolwiek przyszło mi przeczytać. Tragizm, naturalizm i fatalizm to elementy, na których autor zbudował przerażającą i smutną historię biedoty amerykańskiego Południa – siedmiooosobowej rodziny Bundrenów. Spotykając się ze stwierdzeniem, że „z książki tej można się nieźle pośmiać; spodoba się czytelnikom lubiącym komiczne sytuacje” przecierałam oczy ze zdumienia… Posłużę się w tym miejscu słowami samego Casha Bundrena: „Niech mnie cholera, nie widzę, z czego tu się śmiać”.
Jak to zwykle u Faulknera bywa, szeroko pojętą przestrzenią rozgrywających się wydarzeń jest mityczne hrabstwo Yoknapatawpha i bliżej nieokreślona miejscowość, gdzie swoją farmę prowadzi małżeństwo z piątką dzieci. Czas wydarzeń to koniec lat 20. XX wieku – doba farmerów, zakurzonych pustkowi, nieokrzesania i zawierzenia własnej, ciężkiej pracy. Na takim tle rozgrywa się dramat rodziny Bundrenów, przedstawiony w powieści z piętnastu różnych perspektyw. Wspólna, ponad tygodniowa podróż, z trumną matki na rozklekotanym wozie jest szablonem poprzez który kształtują się ich wzajemne, rodzinne relacje. Po głębszym zastanowieniu, można jednak dojść do jeszcze innego wniosku – pośrednio, to nieżyjąca, zamknięta w ręcznie zrobionej trumnie matka kieruje całym szeregiem zdarzeń, jakich doświadczają jej najbliżsi. Spełnienie jej ostatniej woli – pochówek przy bliskich w odległym Jefferson – stawia przed jej dziećmi i mężem piętrzące się przeszkody.
Jako że narracja prowadzona jest nie tylko z punktu widzenia samych Bundrenów (w tym także nieżyjącej Addie), ale także ich znajomych oraz przypadkowo napotkanych osób, każdy z rozdziałów przynosi odmienne punkty widzenia i sądy. Polifoniczność głosów, rozpisanych na pięćdziesiąt dziewięć części składowych powieści, jest w ostateczności zdominowana przez wersję wydarzeń przedstawioną z perspektywy braci – najmłodszego Vardamana i starszego Darla. Największym kunsztem warsztatowym Faulkner wykazał się zwłaszcza w rozdziałach, gdzie wypowiada się Vardaman – dziecko, do tego ze zwichrowaną psychiką, utożsamiające śmierć matki z poćwiartowaną przez siebie rybą. Strumień świadomości najmłodszego członka rodziny jest najbardziej skomplikowany semantycznie, chaotyczny, niejednoznaczny (przypomina trochę słowotok Benjy’ego z „Wściekłości i wrzasku”). Z kolei Darl wydaje się być narratorem najbardziej rzetelnym i obiektywnym, choć w ostateczności staje się wariatem. Osobą budzącą najmniej sympatii jest senior rodu – Anse. Leniwy, „mlamlący gębą”, zdziwaczały, nierozsądnie narażający dzieci na niebezpieczeństwo (zalanie złamanej nogi Casha cementem!) i egoistyczny. Ważną postacią, choć najmniej zaangażowaną w dopowiedzenie historii, jest Jewel Bundren, bękart spłodzony przez pastora Whitfielda, acz najbardziej hołubiony przez Addie. Klejnot to małomówny odludek, wyraźnie odstający od reszty rodzeństwa, uosabiający dzikość i nieograniczoną jednostkową wolność. Porażająca w ich samotnej, upiornej wędrówce jest duma i zabobonny lęk, jakim się kierują w wyprawianiu na tamtem świat Addie. Ufanie takim wartościom, jak przywiązanie do najbliższych, choć ślepe i bezrozumne, wzajemna odpowiedzialność czy uczciwość względem zmarłej sprawia wrażenie solidaryzmu i familiaryzmu, jednak relacje łączące Bundrenów trącą tragizmem i chyba trochę egoizmem. Historia farmerskiej rodziny z „Kiedy umieram” to symbol powtarzającej się historii ludzkości, odwiecznego rodzenia się po to, by umrzeć, zmagania się nie tylko ze śmiercią, ale i szaleństwem, niewygodą bytowania, konfrontowania młodości ze starością. To na tej wiedzy Faulkner zbudował swój geniusz, widać to także w „Absalomie, Absalomie” i „Wściekłości i wrzasku”.
Technika twórcza pozostaje niezmienna, jak w innych arcydziełach pisarza z Missisipi. Pisanie świadomością, szorstkość języka, minimalizm składniowy, naturalizm obrazowania to filary jego stylu. Osobiście uważam „Kiedy umieram” za jedno z najwybitniejszych i najtrudniejszych dzieł w dorobku Faulknera.
"Śmierć i tragizm Bundrenów"
więcej Pokaż mimo to„Kiedy umieram” Williama Faulknera to jedna z najbardziej poruszających książek, jakie kiedykolwiek przyszło mi przeczytać. Tragizm, naturalizm i fatalizm to elementy, na których autor zbudował przerażającą i smutną historię biedoty amerykańskiego Południa – siedmiooosobowej rodziny Bundrenów. Spotykając się ze stwierdzeniem, że „z książki tej...