-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński26
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2016-01-04
"Na Podlasiu co krok napotyka się jakiś fascynujący temat. Najciekawszy region w Polsce, wielokulturowy, wieloreligijny. Żyją tu Białorusini, Litwini, Ukraińcy, Romowie i Tatarzy, katolicy, prawosławni, muzułmanie, unici. [...] Tutaj przeszłość miesza się z teraźniejszością, a magia z religią.*"
Podlasie ma w sobie to "coś". Coś dziwnego, czego nie można dokładnie opisać i ubrać w słowa. Jakąś tajemnicę. Coś nieodgadnionego, rzekłabym, że magicznego. Nie jest to tylko dobra, czysta magia. To również czary, w których czai się zło. Duchy, gusła, uroki i klątwy.
Olesia od zawsze mieszka w Waniuszkach, "zagubionych wśród nadbiebrzańskich bagien**", gdzie "życie wciąż opiera się na niewzruszonym fundamencie zasad, tradycji i Słowa Bożego***". Nie ma rodziców, wychowuje ją babcia, która jest miejscową szeptuchą. Wymówicie sobie na głos to słowo. Czujecie?
Cóż, wracam do sedna. Dziewczyna chce wyrwać się z zacofanej wsi, marzy o studiowaniu medycyny. Pewnie miałaby szansę zostać lekarką, gdyby nie śmierć babci, która zupełnie zmienia plany Oleny. Chce czy nie, dziewczyna musi zastąpić seniorkę i stać się szeptuchą. Jej dość spokojne życie w Waniuszkach zakłóca pewien słynny reżyser, Alek Litwin, który fascynuje się Podlasiem. Zamierza nakręcić dokument o tajemniczym pustelniku, który żył na uroczysku Łojmy. W okolicach jego chałupy do drzew poprzybijał setki lalek, które tworzą dość makabryczny widok. Sam Alek zaś staje się przyjacielem Oleny, powiernikiem jej smutków i towarzyszem rozmów ( i nie tylko!).
Od razu podkreślę, że "Szeptucha" zawiedzie wszystkich, którzy spodziewają się książki o miłości nad rozlewiskiem, porywach serca i sielsko - anielskich losach bohaterów, którzy w Waniuszkach odnajdują swoje miejsce na ziemi. Nic z tych rzeczy! Owszem, wątek miłosny jest - ale nie są to patetyczne, wyniosłe sceny, raczej tęsknota za bliskością, rozmową, przyjaźnią.
Iwona Menzel napisała książkę dla czytelników, którzy są nieco bardziej wymagający. Przedstawia Waniuszki jako wieś "gdzie wszystko ma swój ład, ludzie czynią, co do nich należy, każdy wie, gdzie jest jego miejsce****". Nie omieszka jednak dodać, że Waniuszki nie są osadą odciętą od świata wysokim murem i nowoczesność - w postaci anten satelitarnych, mleka w kartonie prosto z marketu i laptopa w chacie szeptuchy - zaczyna wkradać się do wsi coraz brutalniej.
Autorka zgrabnie nakreśliła kontrast między prawdziwą wsią, gdzie pot, gnój i znój są na porządku dziennym, a jej sielankowym wyobrażeniem, malującym się w głowach turystów odwiedzających lokalne gospodarstwa agroturystyczne. Te z kolei prowadzone są - o zgrozo!- nie przez rodowitych mieszkańców Podlasia, lecz przez mieszczuchów, którzy wiedzą, jaka wieś się sprzeda. Oczywiście Iwona Menzel nie popada w skrajności. Wieś w jej powieści ma różne oblicza.
Pisarka stworzyła wielowątkową i bardzo ciekawą powieść. Miałam wrażenie, że historia Olesi jest nijako pretekstem do przedstawienia wielu opowieści i sięganiu wgłąb historii. Iwona Menzel cofa się w czasie, przytacza historię domu który straszy oraz rodziny rządzącej przed wojną ziemią na której leżą Waniuszki. Język, którym posługuje się autorka jest niezwykle bogaty, w dialogi wplatana jest zręcznie podlaska gwara. Czyni to książkę jeszcze bardziej prawdziwą i ujmującą.
Muszę przyznać, że "Szeptucha" zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Nie będę jej polecała osobom, które czytają książki jedynie dla rozrywki. To dojrzała, dość trudna powieść. Nie brakuje tu okropieństw, śmierci i strachu. Tych natomiast, których fascynuje niezwykłe Podlasie, tak różnorodne, że aż magiczne - bardzo serdecznie zachęcam do przeczytania.
K.K.
*151
** okładka
*** okładka
****okładka
"Na Podlasiu co krok napotyka się jakiś fascynujący temat. Najciekawszy region w Polsce, wielokulturowy, wieloreligijny. Żyją tu Białorusini, Litwini, Ukraińcy, Romowie i Tatarzy, katolicy, prawosławni, muzułmanie, unici. [...] Tutaj przeszłość miesza się z teraźniejszością, a magia z religią.*"
Podlasie ma w sobie to "coś". Coś dziwnego, czego nie można dokładnie opisać i...
2015-11-18
Poznań, 1924 rok. W powietrzu nadal unosi się cichy pomruk frontów I wojny światowej. Miasto wciąż pulsuje energią zwycięskiego powstania wielkopolskiego. Rzeczpospolita umacnia swoją niepodległość, chociaż oficerom polskiej policji ciągle zdarza się wydawać podwładnym rozkazy w języku niemieckim.
Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jest marzec, idzie wiosna. Przekupki w bufiastych spódnicach głośno zachwalają swoje towary na targu a oszczędne gospodynie negocjują ceny. W piwiarniach podaje się zimne piwo, wódkę i suchą kiełbasę do zagryzienia.
Po ulicach grasują drobni złodziejaszkowie, na których polują szkieły, czyli policjanci. Po zmroku na Chwaliszewie spotkać można dziewczynki, które próbują zarobić trochę pieniędzy, handlując tym, co mają pod spódnicami.
"Dla mnie racha to święta rzecz..."*
W tym własnie Poznaniu, kipiącym niezwykłym żarem międzywojennych realiów dochodzi do serii masakrycznych mordów. Jakiś bydlak pozbawia życia prostytutki, robiąc to w wyjątkowo bestialski sposób. Sprawa trafia na biurko komisarza Antoniego Fischera. Skrupulatny były oficer pruskiej,a później polskiej armii musi znaleźć zbrodniarza. Żeby nie było za łatwo, Fischer zostaje poproszony przez polskie wojsko o pomoc w rozwiązaniu jeszcze jednej sprawy. Trzeba ustalić, co stało się z polskim oficerem, który był na tropie bolszewickich szpiegów. Ci zaś zrobią wszystko, by nie dać się złapać.
Ryszard Ćwirlej zgrabnie prowadzi oba wątki. Wraz z płynięciem akcji poznajemy kolejnych bohaterów. Nawet te najmniej ważne, z którymi spotykamy się tylko przez kilka stron. Moją sympatię zyskał szczególnie Tolek Grubiński. Drobny złodziej, który trudni się w okradaniu mieszkań. Facet o lepkich rękach i złotym sercu. Bardzo honorowy człowiek. Przez postać Tolka Grubińskiego autor przemyca w powieści oryginalny wątek miłosny, traktujący o potrzebie bezpieczeństwa, zaufania i zwykłego kontaktu z drugim człowiekiem. To naprawdę piękne.
"Idźta se siednąć gdzie indziej, bo ja tu z panem Anatolem
mam interes do obgadania..."**
I ta gwara, ten język! Czytając książkę miałam wrażenie, że przechadzam się uliczkami dawnego Poznania! Czułam wręcz zapach potraw przygotowywanych w restauracjach, słyszałam stukot kopyt koni zaprzężonych do wozów! W tym Poznaniu trzeba uważać na kieszenie, bo doliniarz Korbol tylko czeka na okazję, żeby opróżnić je z najcenniejszych rzeczy. Bracia Kazimierczaki przy piwie z wódką w piwiarni "U Okonia" planują kolejną robotę. Setki spraw, szemranych interesów, lewych wymian i wątpliwych sojuszy. Pucybut czeka na ulicy na kolejnego klienta. Prostytutki odsypiają ciężko przepracowaną noc. Szuszfole czekają na jakąś robotę, by zarobić trochę na ćmiki i coś do jedzenia. A policja zaciera ręce, bo ludzie robią złe rzeczy, które tylko potwierdzają słuszność istnienia tej instytucji. Jest przynajmniej kogo łapać i za kim gonić.
Poznań Ćwirleja tętni życiem i czuć to na każdej karcie tej powieści.
Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej książki.
Polecam najmocniej!
* s.372
** s. 164
Poznań, 1924 rok. W powietrzu nadal unosi się cichy pomruk frontów I wojny światowej. Miasto wciąż pulsuje energią zwycięskiego powstania wielkopolskiego. Rzeczpospolita umacnia swoją niepodległość, chociaż oficerom polskiej policji ciągle zdarza się wydawać podwładnym rozkazy w języku niemieckim.
Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jest marzec, idzie wiosna. Przekupki w...
Powieść jest drugą częścią cyklu o Chyłce i Zordonie. Podobnie jak w "Kasacji" autor zafundował nam wspaniałą kryminalną ucztę, tworząc intrygę nad którą możemy pogłówkować.
Stop. Tak, wiem. "Zaginięcie" to thriller prawniczy, niemniej śledzenie głównego wątku przywodziło mi na myśl doskonały kryminał.
Trzyletnia dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego. Jej rodzice to bardzo zamożni ludzie. Nic nie wskazuje jednak na to, by mała Nikolka została porwana dla okupu. Ba, trudno nawet uwierzyć w to, że dziecko zostało porwane. System alarmowy był bowiem włączony przez całą noc, a żadnych śladów osób postronnych w domku oraz jego okolicy nie znaleziono. Stawia to w złym świetle rodziców dziecka, którzy nagle stają się podejrzanymi.
Oczywiście w przypadkach beznadziejnych do akcji wkraczają prawnicy z kancelarii Żelazny & McVay. Chyłka i Zordon kolejny raz mają do rozwiązania trudną zagadkę. Prawniczka i aplikant zrobią wszystko, by zbudować mocną linie obrony. Dynamicznej akcji towarzyszą siarczyste dialogi oraz słowne potyczki, które stały się znakiem rozpoznawczym tej literackiej pary. Jedno jest pewne: z Chyłką i Zordonem nie będziecie się nudzili.
Może trochę o nich? Chyłka to żyleta. Kobieta, z którą lepiej nie zadzierać. Jest świetną prawniczką, równie ostrą na sali sądowej i życiu prywatnym. Kocha swoje BMW x5, uwielbia jeść mięso i słuchać Iron Maiden. Chociaż wolałaby pewnie dać się pokroić, niż to przyznać, ma słabość do aplikanta Kordiana Oryńskiego. Została jego patronką. Kordian, Zordon, jeden pies. Tak stwierdziła kiedyś Chyłka i pseudonim przylgnął na dobre do młodego prawnika. On z kolei lubi bardziej delikatną kuchnię, jest fanem biegania i wielokrotnie podkreślał, że coś mogłoby miedzy nimi być. To, że robił to tak niezręcznie i nieudolnie tylko dopełnia dzieła.
Chyłka i Zordon to świetnie napisane postacie. Są wyraziste, wręcz namacalne. Ten niezwykły prawniczy duet po prostu trzeba poznać. I chociaż do końca nie wiem jak bohaterowie wyglądają, gdyż w tej kwestii Mróz szczędzi czytelnikowi opisów, jest w nich coś osobliwego.
Reasumując, książkę polecam wszystkim, bez wyjątku. Dobra rozrywka, miło spędzony czas.
Powieść jest drugą częścią cyklu o Chyłce i Zordonie. Podobnie jak w "Kasacji" autor zafundował nam wspaniałą kryminalną ucztę, tworząc intrygę nad którą możemy pogłówkować.
Stop. Tak, wiem. "Zaginięcie" to thriller prawniczy, niemniej śledzenie głównego wątku przywodziło mi na myśl doskonały kryminał.
Trzyletnia dziewczynka znika bez śladu z domku letniskowego. Jej...
2015-08-21
Ben to uroczy facet w średnim wieku. Jest nieco nieporadny i nie chce mu się brać życia w swoje ręce. Mieszka w domu, który odziedziczył po tragicznie zmarłych rodzicach i żyje z pieniędzy, które oni zaoszczędzili. Do szukania pracy podchodzi bez entuzjazmu. Zupełnym przeciwieństwem Bena jest jego żona. Amy to przebojowa prawniczka, starająca się, by jej życie było idealne. Chce mieć piękny dom, samochód i idealnego męża. Do wyobrażenia Amy nie pasuje Tang, robot którego pewnego dnia znajdują w swoim przydomowym ogródku. Kobieta uważa, że należy się pozbyć robota. Nieco innego zdania jest Ben, który postanawia naprawić Tanga. Okazuje się jednak, że doprowadzenie robota do stanu używalności nie jest takie proste, a jedyny zakład, który może tego dokonać znajduje się na drugim końcu świata. Decydując się na podróż z Tangiem Ben stawia na szali swoje małżeństwo, bowiem Amy wyprowadza się z domu.
Deborah Install stworzyła coś w rodzaju bajki dla dorosłych. Dzięki podróży z Tangiem, którym nieustannie trzeba się opiekować, Ben odkrywa czego brakowało w jego życiu. To dzięki małemu robotowi dorosły mężczyzna mógł wreszcie dojrzeć i zrozumieć, czym jest prawdziwa rodzina. "Robot w ogrodzie" to powieść o niezwykłej przyjaźni i oddaniu. Bohaterowie - szczególnie Tang i Ben - skradli moje serce. Jestem pewna, że zawładną także waszymi, bo to uroczy duet. Książka pełna jest humoru, momentami przygody Bena i Tanga wywołują gromki śmiech. Ponadto powieść zawiera w sobie dużo mądrości i wartościowych spostrzeżeń dotyczących życia rodzinnego i znaczenia rodziny w życiu.
Polecam tę książkę każdemu. To ciepła, wartościowa powieść, która mimo niewielkiej objętości ma w sobie wiele wspaniałych treści.
http://coolturalna.blogspot.com/
Ben to uroczy facet w średnim wieku. Jest nieco nieporadny i nie chce mu się brać życia w swoje ręce. Mieszka w domu, który odziedziczył po tragicznie zmarłych rodzicach i żyje z pieniędzy, które oni zaoszczędzili. Do szukania pracy podchodzi bez entuzjazmu. Zupełnym przeciwieństwem Bena jest jego żona. Amy to przebojowa prawniczka, starająca się, by jej życie było idealne....
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-24
"Kasacja" to druga powieść Remigiusza Mroza, którą dane mi było przeczytać. I muszę przyznać, że podobała mi się o niebo bardziej niż "Parabellum"! Obawiam się, że większość z Was będzie w ostrej opozycji do mnie, ale po przygody Chyłki i Kordiana sięgnę chętniej, niż po kolejną część o cyklu braciach Zawadzkich (czego zresztą nie uczyniłam, chociaż na rynku jest już długo).
"Kasacja" to powieść reklamowana jako "pierwszy polski thriller prawniczy", a rekomendacje na okładce Remigiusz Mróz otrzymał od samej Katarzyny Bondy.
Książka, jak zapewnia nas Królowa Polskiego Kryminału to rzeczywiście jazda bez trzymanki. Wszystko dzieje się szybko, akcja nie zwalnia nawet na sekundę. Każda strona dostarcza czytelnikowi nowych wrażeń, a soczyste dialogi serwowane przez autora tylko dopełniają dzieła.
Intryga podarowana nam przez Mroza idealnie sprawdza się w takich powieściach. Jest skomplikowana, można pogłówkować nad rozwiązaniem, jednak nie czujemy się zagubieni w mnogości wątków i wydarzeń (patrz: "OKULARNIK" Katarzyny Bondy). Zakończenie zaskakuje i nie ma chyba możliwości, by czytelnicy przewidzieli, jak potoczy się sprawa prowadzona przez Chyłkę i Kordiana.
Właśnie! Chyłka i Kordian, zwany Zordonem. To chyba najważniejszy punkt tej powieści, ponieważ para prawników to jeden z najlepszych duetów literackich, z jakimi się spotkałam. Ona jest adwokatem z dużym doświadczeniem, cenionym i ważnym pracownikiem ekskluzywnej warszawskiej kancelarii Żelazny & McVay. On dopiero raczkuje w prawniczym świecie, niedawno skończył studia i trafił jako aplikant do firmy w której pracuje Chyłka. Od pierwszego spotkania tych dwojga wiadomo już, że będzie to niezwykle barwna znajomość.
Sprawa, którą główni bohaterowie powieści mają poprowadzić wydaje się skazana na porażkę. Piotr Langer spędził w swoim mieszkaniu 10 dni z dwoma rozkładającymi się ciałami. Zamordowane osoby były przed śmiercią strasznie okaleczone. Co gorsza, Langer nie chce rozmawiać z nikim, nawet ze swoim obrońcą. Chyłka nie jest jednak osobą, która łatwo się poddaje. Zresztą, w tym właśnie jej siła. Pani adwokat to postać nieco przerysowana, ale mam wrażenie, że tak właśnie miało być. Powieść to jazda bez trzymanki, więc mocny akcent w postaci wyrazistej, nieco ekscentrycznej bohaterki, to strzał w dziesiątkę.
Polecam tę książkę fanom powieści, które czyta się szybko, ale z przyjemnością. To chyba dobra rekomendacja ; )
http://coolturalna.blogspot.com/
"Kasacja" to druga powieść Remigiusza Mroza, którą dane mi było przeczytać. I muszę przyznać, że podobała mi się o niebo bardziej niż "Parabellum"! Obawiam się, że większość z Was będzie w ostrej opozycji do mnie, ale po przygody Chyłki i Kordiana sięgnę chętniej, niż po kolejną część o cyklu braciach Zawadzkich (czego zresztą nie uczyniłam, chociaż na rynku jest już...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-20
"Ekspozycja" to pierwsza część trylogii z komisarzem Wiktorem Forstem. To nietuzinkowa postać, którą opisałabym jako skrzyżowanie Jamesa Bonda z Franzem Maurerem z "Psów". Gość jest inteligentnym, aczkolwiek aroganckim dupkiem, który - delikatnie mówiąc - ma w nosie konwenanse, zależności służbowe i wszystko inne również. Może poza Olgą Szrebską. Odważna dziennikarka staje się towarzyszką Forsta w szalonym wyścigu z czasem, gdzie przeciwnikami zostają agencji służb bezpieczeństwa (również tych zza naszej wschodniej granicy), niedościgniony morderca i duchy przeszłości.
A wszystko zaczyna się w pięknych Tatrach. Pewnego ranka turystów na Giewoncie wita co najmniej oryginalna atrakcja - nagie zwłoki mężczyzny powieszone na krzyżu. Media szybko zwęszyły sensację, zwiedzający pstrykają fotkę za fotką (wszak takiego Giewontu jeszcze nikt nie widział, będzie dużo lajków na fejsiku) a policja zaczyna się denerwować, bo nic nie zapowiada łatwego śledztwa.
Komisarz Forst zjawił się na miejscu zbrodni zwarty i gotowy, jednak przez swoją niewyparzoną gębę został odsunięty od śledztwa. Postanowił jednak, że nie odpuści tej zniewagi i sam rozwiąże sprawę tajemniczego morderstwa. Przyłącza się do niego Olga Szrebska, licząc na to, że reportaż z poszukiwania zabójcy zapewni jej prestiż i uznanie.
To, co dzieje się później jest prawdziwym kryminalnym rollercoasterem. Remigiusz Mróz - podobnie jak w "Kasacji' nie zwalnia nawet na chwilę. Być może niektórym trudno będzie w to uwierzyć, ale nawet spotkania bohaterów z specjalistami wyjaśniającymi kwestie historyczne pojawiające się w śledztwie nie były dla mnie wytchnieniem. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz pojawi się informacja, która zupełnie zmieni bieg wydarzeń.
Muszę przyznać, że kiedy poznałam głównych bohaterów powieści, miałam pewne obawy. Zaniepokoiło mnie to, że Forst i Szrebska będą powtórką z rozrywki, a autor pokaże nam trochę inne wcielenia Chyłki i Zordona. W myślach krzyczałam do Mroza: "Chłopie, nie! To już było". Jednak kiedy tylko akcja nabrała tempa a ja dość mocno zakolegowałam się z głównymi postaciami "Ekspozycji", mój lęk okazał się nieuzasadniony. Chciałabym tutaj zaznaczyć, że potyczki słowne Wiktora i Olgi nie ustępują w niczym siarczystym dialogom z "Kasacji". Są złośliwe przytyki i sarkastyczne komentarze, pojawiające się nawet w momentach zagrożenia życia. Jak w amerykańskim kinie sensacyjnym.
Od książki trudno się oderwać. Powieść kryminalna z lekką nutą sensacji wciąga i ciekawi. Z zapartym tchem śledzimy przygody bohaterów, kibicujemy im i mentalnie wspieramy w walce. Zakończeniem zaś dostajemy mocno w łeb, ale tylko po to, by po chwili ocknąć się z szoku i przeklinać Mroza, że na kolejną część trylogii będziemy musieli (trochę?) poczekać.
http://coolturalna.blogspot.com/
"Ekspozycja" to pierwsza część trylogii z komisarzem Wiktorem Forstem. To nietuzinkowa postać, którą opisałabym jako skrzyżowanie Jamesa Bonda z Franzem Maurerem z "Psów". Gość jest inteligentnym, aczkolwiek aroganckim dupkiem, który - delikatnie mówiąc - ma w nosie konwenanse, zależności służbowe i wszystko inne również. Może poza Olgą Szrebską. Odważna dziennikarka staje...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-01
Chciałabym opowiedzieć Wam o książce, która towarzyszyła mi przez ostatni tydzień."W blasku gwiazd" to debiutancka powieść Lydii Netzer. Niezbyt duża objętościowo książeczka (337 stron) jest debiutem. Debiutem udanym, mądrym i głębokim.
"W blasku gwiazd" to opowieść o młodym małżeństwie. Sunny i Maxon znają się od dziecka, są bogaci, mają czteroletniego syna Bubbera, niebawem urodzi się ich córka. Maxon jest wybitnym naukowcem, laureatem Nagrody Nobla. Pracujący dla NASA mężczyzna wyrusza na Księżyc, by pomóc w jego kolonizacji. Sunny od tego momentu musi poradzić sobie z synem chorym na autyzm oraz innymi "ziemskimi" problemami. Jest jej tym ciężej, że dzień po starcie męża ma wypadek samochodowy. Z jej głowy na oczach sąsiadów spada peruka, która dotąd skrywała wieli sekret Sunny.
"W blasku gwiazd" to bardzo dobry pomysł na niedzielne popołudnie. Główną zaletą książki są moim zdaniem świetnie nakreślone postacie. Szczególnie cenię sposób, w jaki autorka sportretowała Sunny. Już na początku lektury uderzyło mnie, że ta młoda kobieta jest bardzo złożoną osobą. Trudno ją zaszufladkować i określić. Sunny to dziewczyna, która mimo zewnętrznego opanowania, ma w sobie chaos. Czytając książkę miałam wrażenie, że bohaterka ma dziwne, trudne do zdefiniowania problemy z własną tożsamością i kobiecością. Bardzo długo nie potrafiła siebie zaakceptować, a fizyczną odmienność próbowała zatuszować idealnym otoczeniem, wystrojem wnętrz jak z katalogu oraz bezmyślnym kopiowaniem tego, co było kreowane jako perfekcyjne i modne. Wynika to być może z jej trudnej przeszłości oraz faktu, iż od urodzenia była inna.
Z kolei główny bohater, wychowany w ubogiej, naznaczonej przemocą rodzinie ma problem z dostosowaniem się do norm i zasad panujących w społeczeństwie. Właściwie zupełnie ich nie rozumie, są dla niego abstrakcją. By lepiej funkcjonować w świecie, uczucia i emocje zapisuje za postacią równań matematycznych. Jego wielka inteligencja sprawiła, że Maxon osiągnął niebywały sukces w świecie nauki. Tworzy roboty i jest w tym najlepszy.
Tych dwoje ludzi pobrało się, tworząc niezwykłą parę. Związek, który nigdy nie był idealny, jednak naznaczony przywiązaniem i miłością. Lydia Netzer w swojej powieści dokonała kompletnej analizy tego małżeństwa, rozkładając na części pierwsze wszystkie żale i smutki Sunny zestawione z racjonalizmem i innością Maxona. Dołożyła do tego chorobliwy perfekcjonizm, obawę przed samotnością i walkę o maksymalne funkcjonowanie niepełnosprawnego syna.
Na koniec chciałabym dodać, że nie poruszyłam w tym tekście wszystkich wątków, które pojawiają się w książce. Zrobiłam to z pełną świadomością i premedytacją, ponieważ nie chciałabym pozbawiać Was możliwości odkrywania tej wspaniałej historii.
Serdecznie polecam tą piękną powieść!
Chciałabym opowiedzieć Wam o książce, która towarzyszyła mi przez ostatni tydzień."W blasku gwiazd" to debiutancka powieść Lydii Netzer. Niezbyt duża objętościowo książeczka (337 stron) jest debiutem. Debiutem udanym, mądrym i głębokim.
"W blasku gwiazd" to opowieść o młodym małżeństwie. Sunny i Maxon znają się od dziecka, są bogaci, mają czteroletniego syna Bubbera,...
http://coolturalna.blogspot.com/
"Wioska już nie istnieje. Z oddali wydaje się taka sama jak dawniej, dopóki nie zauważy się lśniących, prefabrykowanych budynków rozsianych wśród starych gospodarstw. Chłopów też już nie ma. Nikt już nie zobaczy, jak ciągną na pola, we mgle, na długo przed nastaniem świtu. Znikły staruszki w czerni, zgarbione nad kapustą w warzywniakach, przepadli wieśniacy gawędzący tutejszą gwarą przy płocie, nierozerwalnie związani z wiekowymi gospodarstwami. Kobiety w przypiętych szpilkami sztywnych koronkowych czepcach i w łopoczących na wietrze czarnych spódnicach, zmierzające przez łąkę na niedzielną mszę w pobliskiej wiosce, pozostały tylko na pocztówkach dla turystów. [...] Zwyczaje, które przetrwały próbę wieków, odeszły do lamusa"*
Tym opisem zaczyna się książka.Chyba nie mogło być lepiej. Po przepięknej, nasyconej wspaniałymi barwami okładce, która przywołuje na myśl same dobre emocje, pojawiają się słowa, trafiające w sedno mojej tęsknoty za beztroską, dzieciństwem i obrazami pojawiającymi się w głowie dość często, coraz bardziej zamazanymi przez lata i zatartymi przez dorosłość.
Dorastająca w Chicago Amerykanka Midge skrycie marzy o życiu w Paryżu. Dusza artystki nie pozwala jej usiedzieć w miejscu a wielka miłość do sztuki i chęć przygody popychają ją wprost na pokład statku do Francji. Do tej podróży dziewczyna przygotowywała się latami, a z każdym przeczytanym o Paryżu zdaniem, z każdym nowo poznanym francuskim słowem jej fascynacja wzrastała, przeradzając się wręcz w obsesje.
Midge wydaje na bilet wszystkie swoje oszczędności, zostawia w USA całą rodzinę oraz narzeczonego. Oczywiście wyżej wymienieni nie pochwalają jej pomysłu. A tak! Zapomniałam o dość istotnej kwestii : opisane przeze mnie wydarzenia mają miejsce w latach 60. XX wieku.
Paryż. Miasto sztuki i miłości. Midge odnajduje w swoim wymarzonym miejscu i jedno, i drugie. W stolicy Francji dziewczyna wreszcie czuje się wolna, każdą cząstką ciała chłonie nasycony wielką twórczością klimat miasta, który sprzyja również jej natchnieniu, dostarczając wielu inspiracji. Midge zatraca się w malowaniu, rozwija swoją pasję również przez uczestnictwo w wystawach i wernisażach. Na jednym z nich poznaje Yves'a. Mężczyzna okazuje się spełnieniem jej marzeń: nieziemsko przystojny, świetnie zbudowany. Co najważniejsze : jest malarzem. Francuskim malarzem! Chociaż podczas pierwszej randki Midge stara się być dobrze wychowaną panienką, wkrótce ulega urokowi Yves'a, by jakiś czas później zostać jego żoną.
Małżeństwo Midge jest idealne : spędzanie czasu z Yves;em daje kobiecie dużo satysfakcji, poza tym zostaje matką. Gdy jej córeczka ma pięć lat, wraz z mężem postanawiają kupić domek w Bretanii, który ma być twierdzą dla jej rodziny, miejscem gdzie będą mogli malować, odpocząć od miejskiego zgiełku i szukać natchnienia. Jednak jak wiadomo życie depcze wyobraźnie. Yves decyzje o kupnie nieruchomości podejmuje sam, a nabyta "posiadłość" różni się znacznie od wyobrażeń Midge. Małżonkowie zostają właścicielami składającej się z kilku domków osady w środku lasu, gdzie diabeł mówi dobranoc, a toaleta w mieszkaniu jest niespotykanym luksusem. Midge próbuje nauczyć się, jak żyć na wsi. To dla niej zupełna nowość. Wychowana w Chicago, mieszkające w Paryżu. Totalny mieszczuch.
W tym momencie książki zaczyna się opowieść, która nasączona jest emocjami jak dobra kasza skwarkami.
W odnalezieniu się w wiejskiej rzeczywistości pomaga Midge sąsiadka, Jeanne. Staruszka to ucieleśnienie prostoty. Nigdy w życiu nie opuszczała wioski, życie poświęciła ciężkiej pracy, ma dużo życiowej mądrości i doświadczenia, którym chętnie dzieli się z Midge. Sama również czerpie z znajomości z Amerykanką. Kobiety uczą się od siebie, wspierają w trudnych chwilach i są dla siebie pocieszeniem. Midge szczególnie potrzebuje Jeanne, kiedy okazuje się, że na jej małżeńskim portrecie pojawiają się rysy.
Szczególną sympatię wzbudziła we mnie Jeanne. Kobieta ma w sobie spokój. Nie goni za niczym. Jest silna i mądra. Nie potrafi przekonać się do wynalazków, które burzą odwieczną harmonię wsi (np. telewizor), lęka się świata poza La Salle, z drugiej strony nieznane ją fascynuje. Jeanne docenia małe rzeczy, z wielką radością i pokorą nadal uczy się świata. Między Nią i Midge rodzi się magiczna więź, która okazuje się mocniejsza, niż mogłoby się wydawać.
Marjorie Price prowadzi historię w sposób niespieszny, jakby chciała w każdym zdaniu uchwycić wszystko, co pozostało w jej wspomnieniach. Czyni to w przepiękny sposób, z każdym przeczytanym zdaniem utwierdzałam się w przekonaniu, że "Dar z Bretanii" to nie tylko piękna powieść. W tej książce jest coś wyjątkowego, W końcu jest hołdem, darem dla Jeanne, najwspanialszej przyjaciółki. Price nie wtrąca niespodziewanych zwrotów akcji, komercyjnych zabiegów, dzięki którym powieść wyda się bardziej atrakcyjna i spodoba szerszemu gronu odbiorców. Nie o to tu chodzi.
"Dar z Bretanii" to historia wspaniałej, bezkompromisowej przyjaźni, przepiękny portret oddania i przywiązania. A także lekcja pokory.
Jeanne pokazuje, że należy cieszyć się z dobrych chwil, z tych trudnych natomiast wyciągać wnioski.
Polecam.
http://coolturalna.blogspot.com/
"Wioska już nie istnieje. Z oddali wydaje się taka sama jak dawniej, dopóki nie zauważy się lśniących, prefabrykowanych budynków rozsianych wśród starych gospodarstw. Chłopów też już nie ma. Nikt już nie zobaczy, jak ciągną na pola, we mgle, na długo przed nastaniem świtu. Znikły staruszki w czerni, zgarbione nad kapustą w warzywniakach,...
2014-04-28
Greta Marecka wiedzie spokojne, poukładane życie. Ma męża żołnierza, mieszkanie na kredyt, pracuje jako analityk w banku. Ot, przeciętna egzystencja.
Aby naładować akumulatory i odpocząć po trudach życia w Warszawie, Greta ucieka na wieś do tytułowych Burzan. Tam, wśród zapachów skrywanych w sienniku spędza leniwie czas w rodzinnym dworku u swojego ukochanego stryja Michała, lokalnego proboszcza.
Tym razem Mareccy przyjeżdżają w odwiedziny do Michała, ponieważ liczą na to, że w sielankowym otoczeniu uda im się poukładać małżeńskie sprawy, dojść do porozumienia w ważnych dla związku kwestiach. Greta czuje, że jej małżeństwo jest zagrożone, że oddalają się od siebie z Grzegorzem. Różnica poglądów w kwestiach priorytetowych sprawia, że małżonkowie nie potrafią się porozumieć. Grzegorz chciałby mieć dziecko, Greta nadal nie jest na to gotowa.
Wizyta u księdza ma jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Kryzys małżeński Mareckich jeszcze się pogłębia. Dochodzi między nimi do ostrej sprzeczki. Greta dowiaduje się, że mąż zamierza wyjechać na misję do Afganistanu. Zaplanował już wyjazd, chociaż ona była temu przeciwna. To dla niej olbrzymi cios, kobieta czuje się rozżalona i zdradzona. I właśnie w tym momencie w okolicy pojawia się tajemniczy mężczyzna.
Oleg Hawryło już od początku wzbudza niepokój wśród mieszkańców Burzan. Jest inny, nieznany, tajemniczy. Kupuje stary, zrujnowany dworek w Ordach i zaczyna inwestować w remont ruiny olbrzymie pieniądze. Oczywiście staje się głównym tematem plotek w Burzanach i okolicach. Każdy mieszkaniec zastanawia się, cóż takiego sprowadziło Olega na Polesie i jakie niecne zamiary ma nieznany przybysz...
Muszę przyznać, że Katarzyna Archimowicz zrobiła na mnie duże wrażenie swoją debiutancką powieścią. Miałam obawy, że książka okaże się zwykłym romansidłem, banalną opowiastką o miłości. Pomyliłam się. Co prawda tematyka "Miłości w Burzanach" wpisuje się w awanturniczo - miłosny charakter gatunku, jednak nie jest powieścią jednowątkową. Wydaje mi się, że debiutująca pisarka wykonała kawał dobrej roboty, przeplatające ze sobą wiele zagadnień i prowadząc kilka motywów, które doskonale ze sobą współgrają, tworząc cudowną historię.
W książce szczególnie ujął mnie sposób w jaki autorka sportretowała mieszkańców Burzan. To istny koncert osobowości, pokaz barwnych postaci! Ksiądz Michał - choleryk o złotym sercu i umiejętnościach kulinarnych, Nawrocki wraz z swoją żoną, zielarka Helena, Chaliba opłakujący Opora czy Danił, na którego talencie przez długi czas nikt się nie poznał. Archimowicz doskonale przedstawiła burzańską społeczność. Bezbłędnie oddała charakter małej miejscowości oraz mentalność mieszkańców polskiej wsi. Uczyniła to w niezwykle atrakcyjny sposób. Jej bohaterowie są wyraziści, każdy z nich jest inny, wszyscy natomiast są równie interesującymi postaciami. Mnie szczególnie przypadł do gustu stryj Grety, ksiądz Michał. Myślę, że przypominał mi nieco proboszcza z serii "U Pana Boga..." Jacka Bromskiego.
Muszę przyznać, że nie polubiłam głównego bohatera książki - Olega. Być może dlatego, że Ukrainiec w żadnym aspekcie nie wpisuje się w mój ideał mężczyzny. Katarzyna Archimowicz opisała faceta, który w realnym życiu nie przypadłby mi do gustu. Fascynacja Grety była więc dla mnie nieco irracjonalna. Cóż, są gusta i guściki i tego trzymałam się czytając książkę.
Niemym bohaterem książki jest bajkowe, niemal zaczarowane Polesie. Autorka pięknie opisuje nadbużańską krainę, nadaje jest wręcz feeryczny charakter. Malownicze, sugestywne opisy przyrody poruszały wszystkie moje zmysły. Czułam zapach ziół wydobywający się z sienników, smaki przyrządzanych przez księdza Michała potraw, moja skóra robiła się gorąca od promieni lipcowego słońca, które ogrzewało Gretę malującą swoje pejzaże. Dawno nie czytałam tak sensualnych opisów.
Katarzyna Archimowicz dokonała rzeczy niezwykłej. Czytając książkę, kompletnie zatraciłam się w opowieści o nieskalanych czasem Burzanach, gdzie "katolicyzm, prawosławie i gusła"* spotykają się ze sobą. Tutaj czas się zatrzymał a pory roku wyznaczają rytm życia.
Jestem wieśniakiem. Od urodzenia. Nie wyobrażam sobie egzystencji w dużym mieście. Burzany wydają mi się natomiast idealnym miejscem na spędzenie leniwego popołudnia ... albo całego życia :) Jestem bardzo szczęśliwa, mogąc czytać książki, które wychwalają piękno polskiej wsi, dlatego też "Miłością w Burzanach" jestem totalnie oczarowana.
K.K.
Greta Marecka wiedzie spokojne, poukładane życie. Ma męża żołnierza, mieszkanie na kredyt, pracuje jako analityk w banku. Ot, przeciętna egzystencja.
Aby naładować akumulatory i odpocząć po trudach życia w Warszawie, Greta ucieka na wieś do tytułowych Burzan. Tam, wśród zapachów skrywanych w sienniku spędza leniwie czas w rodzinnym dworku u swojego ukochanego stryja...
"Lalki w ogniu. Opowieści z Indii" autorstwa Pauliny Wilk, to książka, która mimo niezbyt dużej objętości mieści w sobie wspaniały opis egzotycznych Indii. Oczywiście, pewnie żadna publikacja nie wyczerpuje tematu tego zróżnicowanego, pełnego kontrastów kraju, uważam jednak, że Paulinie Wilk udało się zamknąć na 264 stronach bardzo dużą jego część.
"Lalki w ogniu..."to książka o niezwykłym miejscu, napisana w bardzo atrakcyjny i ujmujący sposób. Wilk pisze jako osoba z zewnątrz, przybysz z innego kraju, z zupełnie innej kultury. Dlatego tak wiele w tej książce emocji samej autorki - czytając opisy pewnych zjawisk czy tradycji czujemy ciekawość, przerażenie, zdziwienie.
Paulina Wilk używa bardzo poetyckiego języka, pisze w piękny sposób. Być może dlatego przez niektóre serwowane nam okropności indyjskiej kultury jest łatwiej przebrnąć. Opis kraju, jaki serwuje nam autorka nie ma nic wspólnego z kolorowymi zdjęciami z turystycznych katalogów. W książce Pauliny Wilk odnajdujemy ciemniejszą stronę Indii - brudną, okrutną i wrogą. Codzienność Hindusów pokazana jest w książce bardzo dokładnie. Paulina Wilk zabiera czytelnika do indyjskich sklepów, pokazuje indyjską kuchnię, uchyla także tajemnice indyjskiej alkowy.
Paulina Wilk nie zajmuje sie tylko opisem indyjskiej codzienności. Przenosi się również w czasie, opisując ważniejsze wydarzenia z historii kraju oraz postacie, które odegrały ważną rolę w historii Indii.
Paulina Wilk widzi i wykazuje skrajności, które targają krajem. Podkreśla, jak mocną linią są tam oddzielone skrajne ubóstwo od wielkiego bogactwa. Autorka jednak nie ocenia Hindusów. Przeciwnie - stara się w sposób rzetelny opisać ich zwyczaje oraz obalić niektóre mity, które powielane są w naszej "cywilizowanej" kulturze.
Książkę poleca sam Wojciech Jagielski. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak przyłączyć się do mistrza reportażu.
K.K.
"Lalki w ogniu. Opowieści z Indii" autorstwa Pauliny Wilk, to książka, która mimo niezbyt dużej objętości mieści w sobie wspaniały opis egzotycznych Indii. Oczywiście, pewnie żadna publikacja nie wyczerpuje tematu tego zróżnicowanego, pełnego kontrastów kraju, uważam jednak, że Paulinie Wilk udało się zamknąć na 264 stronach bardzo dużą jego część.
"Lalki w ogniu..."to...
"Kryzysowa narzeczona" to utwór, który znają chyba wszyscy. Ileż to razy tańczyło się w rytm przeboju Lady Pank? Ile razy krzyczało słowa utworu, wtórując Janowi Borysewiczowi? Setki! A zastanawialiście się kiedyś, jaka jest historia tego utworu? I kim była kryzysowa narzeczona? Jeśli tak, zachęcam Was do przeczytania debiutanckiej powieści Andrzeja Mogielnickiego. "Kryzysowa narzeczona" to książka nie tylko dla fanów Lady Pank. To porywająca historia o muzyce, opowiedziana przez człowieka, który jest prawdziwym muzycznym nerdem! (jakkolwiek to brzmi). Andrzej Mogielnicki wie na temat "Kryzysowej narzeczonej" chyba wszystko. Jest w końcu współtwórcą Lady Pank i autorem tekstu cytowanego wyżej utworu. Opowiedzenie historii powstania utworu to doskonała okazja do przedstawienia wielu fascynujących wydarzeń i nietuzinkowych ludzi. Książka napisana jest lekkim, przystępnym językiem i czyta się ją niezwykle łatwo. Poza tym Mogielnicki brawurowo operuje słowem i mimo tego, że powieść można pochłonąć dosłownie w kilkadziesiąt minut, nie ma się wrażenia zażenowania czy niskiego poziomu tekstu. "Kryzysowa narzeczona" jest po prostu świetnie napisana.
"And it's all over now, Baby Blue"**
W książce czuć wolność. Mimo tego, że duża część akcji dzieje się w PRL-u, autor pisze o czasach swojej młodości z pewnym rozrzewnieniem i nostalgią. To powrót do chwil, kiedy płyty "muzyki kapitalistycznej, wyrosłej z obcej ideowo kultury"*** dostępne były tylko w trzecim obiegu a w peerelowskiej warszawie młodzi ludzie odkrywali własną rewolucję seksualną, chociaż nikt nie mówił o niej głośno. W takiej właśnie scenerii pewien młody inżynier wdał się w osobliwy romans z kryzysową narzeczoną, nie przypuszczając nawet, że stanie się on podstawą do napisania tekstu jednego z najpopularniejszych utworów Lady Pank.
A najważniejsza w książce jest muzyka! Słychać ją głośniej z każdą przewracaną stroną powieści. To ekstremalnie muzyczna książka, napisana przez człowieka, który od muzyki jest uzależniony. I przyznaje się do tego wprost. Żałuję, że czytając "Kryzysową narzeczoną" nie wpadłam na pomysł, by w lekturze towarzyszył mi płynący z głośników Jimi Hendrix albo Bob Dylan. Jeżeli nie czytaliście jeszcze książki, nie róbcie tego błędu. Ta powieść jest muzyką, więc warto degustować ją przy dźwiękach albumów, których słucha bohater.
Książkę oczywiście polecam wszystkim, gdyż mimo malutkiej objętości (125 stron) ma w sobie ogrom wspaniałych treści.
K.K.
** Bob Dylan, "And it's all over now, Baby Blue"
*** "Kryzysowa narzeczona" A. Mogielnicki, s. 119/120
"Kryzysowa narzeczona" to utwór, który znają chyba wszyscy. Ileż to razy tańczyło się w rytm przeboju Lady Pank? Ile razy krzyczało słowa utworu, wtórując Janowi Borysewiczowi? Setki! A zastanawialiście się kiedyś, jaka jest historia tego utworu? I kim była kryzysowa narzeczona? Jeśli tak, zachęcam Was do przeczytania debiutanckiej powieści Andrzeja Mogielnickiego....
więcej Pokaż mimo to